Autor / Wiadomość

Powitanie

Kairon Askariotto




Dołączył: 14 Kwi 2006
Posty: 312
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 2:24, 17 Kwi 2006     Temat postu: Powitanie


No to macie coś i ode mnie - kolejny tasiemiec made by Kairon Askariotto Very Happy

Polecam jeśli się komuś będzie nudziło i chce coś do poduszki Razz

"Powitanie"


Noc wkrótce miała ustąpić, resztki życia z niej uchodziły, ostatnie jej mazy na niebie poczęły zanikać. Całkiem ciepło jak na tę porę roku było, na tyle że część hodowców ostawiła swą trzodę pod nocnym niebem, opóźniając tym samym spędy. Słabe powiewy wiatru sprawiały, iż łąki falowały niczym powierzchnia oceanu. Przyjemne lekkie powietrze niosło ze sobą rozmaite dobre dla ciała i ducha wonie.
Lecz nie wszędzie...
W głębi lasu, jego leśna woń zastąpił zapach pieczonego mięsiwa, a w tymże oto zapachu niektórzy mogli wyczuć zło. Podążając za zmysłem powonienia, zagłębiając się w gęstwinie lasu, gdzie ciemność wciąż rządziła niepodzielnie docieramy do źródła. Zgniło zielny ogień tlił się w miejscu, w którym to kiedyś tkwiły, niczym kamienna twierdza, korzenie wiekowego drzewa. A które teraz dawały porządne schronienie siedzącemu pod nimi wędrowcowi.
Ledwie widoczny podróżnik zdawał się spać, spoczywał w bezruchu z głową spuszczoną w dół, a włosy nieruchomo mu zwisały niczym gałęzie martwego drzewa. Oparty nań o jeden z korzeni ściskał w prawej dłoni kostur z ciemnego drewna, okuty kilkoma metalowymi obrączkami i zamocowanym do jednego z nich malutkim płóciennym woreczkiem.
W świetle zielonego ognia dostrzec można było karmazynową zbroję łuskową, w której to każda łuska kolcem zwieńczona była. Ów kolce połyskiwały w rytm trzaskającego w ogniu drewna. Łuski pokrywały nie tylko tułw, ręce, ale i nogi tworząc szczelną jaszczurzą pokrywę. W połowie pasem przepięta ze skóry jakiegoś jaszczura zrobionym. Nań morgensztern przypięty, ciemny matowy jak gdyby ze stali nie zrobiony. A o bok lewy męża tego tarcza oparta była. Czarna matowa idealnie gładka, bez ni jednej rysy, nitu, czy tez zdobienia dość duża by całą pierś zasłonić. Lecz żadna z rzeczy tak w oczy się nie rzucała co hełm z kości, kształtem czaszkę humanoida przypominający.
Wszystko to tak statycznym było nawet ogień zdawał się zastygniętym być w czasie do chwili.
Do chwili kiedy niczym pocisk wystrzelony przez alchemików, iskra barwy pomarańczy wzbiła się powietrze i powoli zaczęła oddalać od zgniłej zieleni ognia niczym nietoperz podarzający w gęstwinę mroku, rozjaśniając i ukazując to co do tej pory czaiło się w ciemności.
To zdaje się zbudziło śpiącego mężczyznę. Wpierw poruszył palcami do tej pory zaciśniętymi na kosturze, a następnie powoli, leniwie uniósł głowę ku górze. Otworzył oczy, którymi spoglądał teraz na postać stojącą na przeciw ogniska, które to teraz barwę swą połowicznie zmieniło, także połowa bliższa nieznajomemu nabrała kolorytu typowego ognista domowego, co mieni się żółcią, pomarańczem i czerwienią.
Kolejne iskry podążały ku zaciemnionemu przybyszowi oświetlając nie tyle co jego , co pełną płytową zbroję, dużą pięknie zdobioną metalową tarczę oraz pokaźnych rozmiarów buzdygan. Wszystkie te rzeczy zalśniły jednym blaskiem mieniąc się niczym pstrąg co z wody wyskakuje by próg wodny pokonać. Na głowie spoczywał mu hełm z zasłoną dla twarzy, w niektórych stronach barbutą zwany. A na każdej tych rzeczy widoczne doskonale symbole Świętego Cuthberta były.
Obydwoje mężczyźni mierzyć się wzrokiem poczęli.
Po chwili kapłan uczynił dwa kroki ku ognisku, w którym to pomarańczowe języki ognia rozgorzały i zajęły większą cześć paleniska. Tedy też stanął sztywno, zbroja jego złocistych refleksów nabrała a on sam przemówił stanowczym tonem.
- „Jam jest wysłannikiem i wykonawca woli Świętej Sprawiedliwości, która to upomniała sie o Ciebie, me imię to ..." - tu nie dokończył słów swoich, bowiem niczym erupcyjny wulkan co od setek lat uśpiony, przerwał mu drugi z męży.
- „Zamilcz! Psi synu co sukę miał za matkę a buhaja za ojca." - tu samemu na chwilkę przerwał i już łagodniejszym tonem dodał – „Domyślam się celu twej wizyty o uświęcony, lecz proszę powiedz coś miał przyszedł albo odejdź prędce." - ostatnie słowa wymawiał z wyjątkową i ironią i pogardą jednocześnie.
Kapłan tymczasem milczał i choć czynił to z nieukrywaną wściekłością wysłuchał słów drugiego. Lecz gdy ten tylko skończył, przełknął ślinę i odpowiedział słowyma.
- „Jak śmiesz przerywać Kaiu, służalcze Erythnula, jakimże prawem Mi przerywasz, Mi. Jam Trog Nolve, Łowca Wyklętych, wierny sługa Świętego Cuthberta. Przybyłem wymierzyć Ci zasłużoną karę za wszystkie twe niegodne czyny, a szczególnie za twój ostatni. Jakim prawem napadłeś na sługi Sprawiedliwego i zbezcześciłeś ich uświęcone ciała. Trybunt długo debatował nad tym jak Cię ukarać w końcu podjął decyzje, karą zań jest śmierć, lecz nań nie poprzestaniem, twe truchło zostanie poćwiartowane i spalone by na końcu spocząć w nieoznaczonych grobach. Tak by twa dusza nigdy spokoju nie zaznała." - mówiąc te słowa Trog nie spuszczał wzroku ze sługi chaotycznego bóstwa jak gdyby czegoś oczekując z jego strony. Kai zaś wysłuchał słów swego wroga, nie mniej zdawał się nie przykładać większej uwagi do jego przemowy. Miast meto raczył lustrować swego przeciwnika a w szczególności jego zbroje i oręż od których wyczuwał wyraźna moc błogosławieństw Sprawiedliwego. Po chwili jednak przemówił głosem spokojnym jak gdyby tłumaczył swe poprzednie zachowanie.
- „Racja jam napadł na sługi twego boga, lecz nie sam byłem i nie ja pożarłem część ciał waszych braci. To moje gnole i ogry tego dokonały wielce zadowolone z tego były, od dawna nie jadły ludzkiego mięsa."- ton słów jego wciąż był ten sam przepraszając za swe czyny, nie mniej za grosz tejże pokory w jego postawie widać nie było. Sługa Cuthberta milczał ciągle słucha z pewnym przestrachem mieszającym się z furią, lecz powstrzymał akurat na czas bowiem Kai kontynuował swa spowiedź.
- „Chciałem odebrać jedynie to co Memu Panu się należało, nie chciałem by doszło do rzezi, lecz ona była, nieunikniona. Najdłużej trzymał się starzec, nie mniej szybko jego czaszka ustąpiła przed mym morgenszternem, który zagłębił się w jego mózgu niczym nóż zanurzający się w surowe jajko. O tak, to było takie, piękne. Słowa nie są w stanie oddać tego uroku, Mój Pa..." – nie dokończył słów swoich bowiem przerwał mu Trog nagłym wybuchem emocji.
- „Milcz, milcz na wszystkie awatary Najświętszego, w tobie nie ma nic z człowieka." - wściekłość chyba osiągnęła swe górne granice w uświęconym kapłanie, nie mógł on już więcej znieść ni treści słów sługi Erythnula, a tym bardziej tonu jego słów który z błagalnego zmienił się w ton pełen uwielbienia i rozkoszy.
Tymczasem Kai teraz doświadczał uczucia jakiego nie miał jeszcze okazji zaznać. Nie był to strach, radość, czy ekscytacja to było coś więcej, coś mu mówiło, że to będzie jedna z najpiękniejszych chwil w jego życiu i już nigdy nic nie będzie takie samo. Gdzieś w głębi siebie zdawał sobie strawę z tego, iż jego przeciwnik, Trog jest mu już skąś znany, lecz te myśli odchodziły w coraz dalsze zakątki jego umysłu. Miejsce ich zajmował, jeden tak silny, tak potężny wdzierający się w najdalsze zakątki jego mózgu niczym fala sztormowa pustosząca nabrzeże morskie, szał. Szał krwi, który to z każdym ułamkiem sekundy narastał. Kai kochał ten stan, to w nim znalazł swoją drogę do Krwistego Pana, któremu widać przypadło to do gustu.
Lecz to działo się w głębi kapłana Erythnula, na zewnątrz był on nadal zimny i opanowany, nic nie zapowiadało nadchodzącego ataku.
Teraz tak stojąc, zatrzymał swój wzrok na błękicie oczu Trog i dopiero po dłuższej chwili milczenia, kiedy to ni jedne dźwięk lasu dotarł uszu obojga, ni raz drewna w ogniu się palące trzasnęły, przemówił równie chłodnym głosem co sędzia swój wyrok oznajmia.
- „Mój Pan był wielce rad z jego ofiary” – tu wstrzymał się na chwilę w swych słowach tylko po to by okazać Trog swój szyderczy uśmiech. – „Swoja drogą to przykre, iż los i bogowie zsyłają mi tak marne przeszkody, Trog, nie sądzisz. A teraz wezmę to co Mi się należy.” – kończąc kapłan Erythnula uniósł prawą ręką kostur ku górze i począł słowa modlitwy.
- „Panie Mój wejrzyj na mnie w tej chwili jednej, napełnij sługę swego mocą twej siły.” – Trog nie będąc wiele gorszym i czując co się święci począł tkać własna modłę.
- „O Sprawiedliwości Najwyższa, nie ostawaj przeto dziś sługi swego bez twej łaski.” -
Jak tylko dwaj kapłani modły swe wznosić zaczęli ogień miedzy nimi dwu kroć swe rozmiary zwiększył. A barwy zieleni i pomarańczu poczęły walkę zażarta toczyć o każdy węgiel, każde drewno jedno. Gdy ostatni ze słów modły wypłynęło z ust Kaia zgniło zielona iskra błysnęła w jego piwnych oczach a on sam z krzykiem na ustach wbił kostur w ziemię przed sobą. A ona choć wilgotną była pękać poczęła niczym gleba pustynna i z pękań tych wpierw leniwie by później przyśpieszyć popłynęły strużki karmazynowego światła. Wtedy to wszystkie rośliny co w zasięgu o poświaty się znalazły usychać w niezwykłym tempie zaczęły. W chwili tej samej krwistej barwy iskierki poczęły się wspinać po kosturze by zstąpić na kapłana Pana Rzezi, który to dłużej nie czekając pochwycił swój morgensztern i tarcze, która to choć gładką całkowicie była. To dla Trog tak silnie naznaczoną przez Erytnula była co kwiaty pieszczone są przez słoneczne promienie, iż on sam by mógł przysiąc, że widzi wytłoczone nań piętno Wielości we własnej osobie.
W chwilę później Kai biegł już ku wysłannikowi Sprawiedliwości z uniesionym orężem.
Nie mniej Trog który już zakończył swą modłę i której efektem była słaba na wpół przeźroczysta łuna otaczająca obu kapłanów zdawał się być rad z takiego obrotu rzeczy. Ukląkł na lewe kolano, tarczę wbił przed siebie i opierając rece na niej wypowiedział słowa.
- „Ty, którego dom dla mnie schronieniem największym, otwórz swe podwoje dla sługi twego, dom twój uczynić domem jego.” -
Morgenszter sługi Erythnula zbliżał się nieuchronnie do głowy Trog i wtedy to właśnie modlitwa ukończoną została. Kai był jednak pewien tryumfu, nic nie mogło uratować sługi Świętego Cuthberta od zguby. Tymczasem Trog, który do tej pory w olbrzymim skupieniu pozostawał uśmiechnął się lekko i powoli otworzył oczy. Broń nie doszła celu. Na długość dłoni od hełmu modlącego się męża odbiła się od, do tej pory nie widocznej, bariery. Jedynym efektem uderzenia morgenszterna o ów pole mocy było kilka kręgów białawych rozchodzących się po powierzchni mocy niczym kręgi wodne na powierzchni stawu, do którego kamień wrzucono.
Kai nie trwonił nie mniej czasu i raz po raz wyprowadzał kolejne ciosy, które tak jak i pierwszy zatrzymywały się na barierze chroniącej Trog.
- „Wyłaź za tej tarczy nędzna robaczyno, co żeruje na ścierwie pospólstwa. I tak nie ukryjesz się przed nieuniknionym.” – wyryczał ze wściekłością sługa Chciwego Pana. Kapłan Świętego Stróża jednak czasu nie trwonił, jeszcze gdy Kai swe ataki wyprowadzał począł wstawać jednocześnie tarczę podnosząc. Wtedy to Trog powoli jak gdyby chciał uświęcić tę chwilę, założył tarczę a następnie trzykroć uderzył w nań swym buzdyganem. Gdy echo dźwięku tego niesionym jeszcze było, on wyrzekł takie słowa.
- „O Ty, który granic prawa strzeżesz namaść mą broń świętym olejkiem, naznacz płomieniem, by tych co stanęli przeciw Tobie kara zasłużona spotkała.” – wyrzekłwszy te słowa uniósł buzdygan do góry i gdy to tylko uczynił, broń jego zalśniła metaliczno bladością. Trog wiedział już, iż dziś Święty Cuthbert mu sprzyja i po raz kolejny uśmiech zagościł na jego twarzy. Jeszcze przez chwil kilka trzymał swój oręż w górze, jakby w podzięce Sprawiedliwemu za otrzymane dary, by po chwili w majestatycznym geście wskazując na swą bronią na Kaia rzec słowyma.
- „Święty Cuthber mi dzis sprzyja a ty zatraciłeś się w szaleństwie. Kaiu, służalcze Erythnula teraz zginiesz.” - słysząc te słowa sługa Wielości zatrzymał się w pół kroku i orzekł.
- „Kiedyś ktoś rzekł mi słowyma, iż w szaleństwie jest metoda.” – wraz z tymi słowami na twarzy kapłana Pana Rzezi zawitał uśmiech szaleństwa, którego nie powstydziłby się żaden obłąkany. Następnie Kai raz jeszcze ruszył ku Trog, który wciąż stał ukryty za magiczna osłoną.
Ten jednak ino parsknął z pogardą dla swego wroga, przyjął bojowa pozycje i przyciszonym głosem rzekł jakby sam do siebie.
- „ Może, lecz mimo to jesteś dla mnie niczym otwarta księga.” -



Czekam na komentarze, bohaterem jest między innymi Kai Torte postać której historia tu już zamieściłem i którą - jak narazie chyba tylko fds skomentował RazzSad


EDIT:
Dziękuje wielce Jaśnie Mościowi co zwą Go nie inaczej CoB za zwrócenie uwagi za ten jakże paskudny błąd, który mi to się wkradł to teksu.

Proszę mi nie dziękować, jam nie godzien Wink Wykonuję tylko swoją robotę... - dop. CoB
Zobacz profil autora
CoB
Panna Migotka



Dołączył: 19 Mar 2006
Posty: 359
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: spod bramy

PostWysłany: Pon 15:15, 17 Kwi 2006     Temat postu:


Może zacznę od tego co mi się podoba: a mianowicie to, że tekst zawiera dużo opisów, przez co wyobrażenie sobie sytuacji było dla mnie dziecinnie prostą sprawą. Poznałem właśnie stereotypowego kapłana Cuthberta i poznałem w jakimś sensie ten zakon, przynajmniej wywnioskowałem niektóre sprawy, co jest kolejnym plusem, bo nie znoszę suchych, książkowych - erpegowych opisów. Cieszę się, że nie faworyzujesz żadnego z bohaterów, bo o ile na początku wszystko przemawiało za Kaiem, pod koniec przeszło na stronę Troga.
Teraz minusy: Wielka szkoda, że nie zakończyłeś jeszcze opowiadania... Właściwie to jest największy minus - no i może jeszcze sztampowe dialogi (szczególnie w wykonaniu tego dobrego kapłana - mówi o zabiciu i ćwiartowaniu tak beznamiętnie, albo tak spokojnie reaguje na to, że jest wyzywany przez przyszłą ofiarę i daje jej powiedzieć taki długi tekst!)

Reasumując musisz popracować troszkę nad dialogami, a będzie ok Wink
Zobacz profil autora
Kairon Askariotto




Dołączył: 14 Kwi 2006
Posty: 312
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:27, 17 Kwi 2006     Temat postu:


A więc tak.
Co do tego duuuuzego minusa o jakim mówisz to może się ucieszy, ale to jest tylko pierwsza z trzech części całego cyklu zatytułowanego (uwaga werble w ruch, BAM, BAM!) Walka Wiernych".
Zacząłem to pisać, bo mnie się baaardzo nudziło a sesja z Kaiem nie szła jakoś do przodu więc sobie naturalna koleją rzeczy zacząłem gdybać ,co by było gdyby było i tak się zaczęło.
Druga cześć jest w końcowej fazie produkcji, a trzecia nie powiem Razz

Co do dialogów mówionych przez Trog to jest to o dziwo całkowicie celowy zabieg, który zaznaczał, iż ten oto kapłan nie wykonuje swojej "pracy z niebywałą przyjemnością ", pasją owszem, ale stara się nie wdawać w jakieś tam pogaduszki i nie reagować na obelgi wrogów. Kto chciałby pamiętać swe ofiary, zresztą i po co.


Tak więc reasumując sądzę i wyjaśniłem wszelkie niejasności.
No i czekam następnych komentarzy Very Happy

P.S.
taki smaczek Trog to imię mojego sąsiada Very Happy
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:36, 20 Kwi 2006     Temat postu:


Dla mnie dodatkowym minusem jest to, że się to ciężko czyta, gdy głowa boli Wink Słownictwo piękne. Zastanawia mnie tylko, który z nich wygra. Myślę, że ten "dobry" Smile Why? Bo złemu Bogu nie będzie aż tak zależeć na swym słudze.
Zobacz profil autora
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)


 


Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach