Autor / Wiadomość

[Marvel] eXiles: On the other side

Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:09, 08 Lip 2010     Temat postu:


Scott i Jess... again Razz

Cyclops przerwał w końcu swoje rozmyślania. Została niespełna godzina do końca ich pobytu na statku, gdy zdecydował by odwiedzić Jessicę i pogadać. Chyba powoli stawał się od niej uzależniony. Poszedł w stronę jej kajuty, a gdy stanął przed drzwiami zastanawiał się chwilę czy zapukać. W końcu podniósł rękę, jednak jeszcze chwilę się wstrzymywał, nim dwa razy zastukał.
- Slice? - zapytała, podchodząc do drzwi. Nieco się zdziwiła, widząc Scotta, ale wpuściła go. - O, już się przebrałeś - zauważyła. - Ja się nie przebieram, w sumie nawet nie mam stroju bojowego, a potrafię się zmieniać w dym ze wszystkim, co mam na sobie - powiedziała wesoło.
- Chyba cię rozczarowałem, co? - zapytał wchodząc. Od razu uderzył go fakt, że pokój Jessici był dużo lepiej urządzony. - Gdy przechodziłem obok kajuty Victora, to dochodziły stamtąd jakieś dziwne odgłosy, ale jakoś nie miałem ochoty tego sprawdzać.
- Może dorwał Tahira? - rzuciła kobieta dość obojętnie. - Nie, nie rozczarowałeś. Siadaj - wskazała fotel. - Gotowy do kolejnej misji?
Cyclops poczekał, aż Jessica usiądzie i wtedy również spoczął na wskazanym miejscu.
- Raczej o niej nie myślałem. Zastanawiałem się nad czymś innym... - Scott zdawał się być nieco zakłopotany.
- Hm? - spojrzała na niego. - Bo nie bardzo rozumiem.
- Problem w tym, że ja chyba też nie. - wyznał. - Podejrzewam, że to twoja moc, ale chyba jest za tym coś więcej. I chyba chcę żebyś o tym wiedziała. - zrobił krótką przerwę. - Pewnie teraz mnie wyśmiejesz.
- Nie - uśmiechnęła się lekko. - Przywykłam - dodała z nutką goryczy w głosie. Jak chcesz, to możesz tu posiedzieć... Serio.
- Mhm. W każdym bądź razie wygodnie tu. - zmienił temat, unikając kontaktu wzrokowego.
- Prawda? - uśmiechnęła się ciepło. - O wiele przyjemniej się tu siedzi. A mam nawet balkon, wiesz? - wskazała na wysokie od podłogi do sufitu okno. - Jesteś strasznie spięty.
- Chyba po prostu łudziłem się, że podejdziesz poważnie do tematu. Ale pewnie masz rację, takie rzeczy słyszysz na codzień. - stwierdził.
- Zwykle po kilku godzinach słyszę, że ktoś mnie kocha. Dwa dni później dostaję pierścionek. A po tygodniu mam spadać, bo to jednak była pomyłka. Przyzwyczaiłam się - powiedziała bez mrugnięcia okiem i wzruszyła ramionami.
- Cóż, tym razem na pierścionek nie masz co liczyć, nie stać mnie nawet na umeblowanie. - zażartował. - To musi być dla ciebie cholernie ciężkie.
- Nie... - skłamała. - Tylko... czasami trochę przykro - puściła mu oczko.
- Gdyby nie to mrugnięcie, byłbym skłonny ci uwierzyć.
Jess jedynie lekko się uśmiechnęła i zmieniła kolor włosów na blond, choć Scott i tak pewnie nie zauważył różnicy przez swoje czerwone okulary.
- To skoro już jesteśmy przy takich tematach związanych z moją mocą, może chcesz teraz ty się czegoś dowiedzieć, hm? - zaproponowała.
- Próbowałaś kiedyś jakichś leków czy czegoś w tym guście? - zapytał.
- Żeby nieco przystopować swoją moc? - zgadywała i potrząsnęła przecząco głową. - Moira sprawdziła, że nie da się tego zablokować. Przez jakiś czas będzie coraz mocniejsze, ale z czasem powinno się ustabilizować.
- Szkoda, że nie żyłaś w mojej rzeczywistości. Pojawił się raz lek na mutację, tak jakby to była choroba. Okazało się jednak, że stoją za tym bad guy’e, których skopali Avengers.
- Lek na mutację... Hmm... Z chęcią bym się pozbyła tej mocy. Ale zamiana w dym jest świetna i za nic w świecie bym z tego nie zrezygnowała - uśmiechnęła się szeroko.
- Co innego, gdy nie możesz nikomu spojrzeć w oczy. - odparł. - Ale mówi się trudno.
- Mi tam się udało - zauważyła. - Hmm... Widać oboje nie do końca umiemy żyć z darem, nie? W ogóle jak to się objawiło? Że zacząłeś strzelać z oczu.
- Pierwszy raz gdy spadałem razem z bratem z samolotu. Ale kiepsko pamiętam to wydarzenie, miałem raptem kilkanaście lat. Potem było trochę spokoju, póki nie zabiłem prawie kilkudziesięciu ludzi.
- Och... - Jess zmieszała się lekko. Sama miała nieprzyjemne przeżycia ze swoją mocą. - Cóż, dość dobrze rozumiem twoje rozgoryczenie. Ale Moira mi mówiła, że z czasem mutacja się rozwija i możliwe, że nauczę się ją kontrolować. Więc może ty także - posłała mu ciepły uśmiech.
- Zobaczymy. - powiedział tylko. - Wiem, że jedyne co śledziłem, to badania nad specjalnymi soczewkami kontaktowymi z rubinowego kwarcu. Ale w końcu jakoś mi przeszło. Zresztą podobnie jak całe zainteresowanie światem.
- Przykre. Z tego kwarcu są twoje okulary i wizjer, tak? - zgadywała. - Swego czasu też się chciałam od wszystkich odciąć, ale nie wyszło - wzruszyła ramionami. - Może nawet i lepiej.
- A jaki miałaś powód?
- To dłuższa historia - westchnęła. - Mafia mnie adoptowała... Przez kilka lat wpajali mi do głowy pewne zasady jak wierność, braterstwo i takie tam. Lojalność. Że rodzina jest najważniejsza i nie ma ceny zbyt wysokiej, by ją zapłacić dla krewnych. Wierzyłam w te słowa i robiłam wszystko, co ojciec chciał, byłam jego wiernym i oddanym żołnierzem. A potem się dowiedziałam, że to on stał za masakrą mojej prawdziwej rodziny. No i tak jakoś wyszło...
- Niezłe bagno. Powiedzmy, że wiem z autopsji.
- Przykro mi, to uczucie jak wdepnąć na minę. Zwala z nóg - powiedziała szczerze. - Może zmienimy temat, kotku? Chyba że chcesz mi opowiedzieć, co przeżyłeś?
- Jeśli chodzi o mnie, to mam nadzieję, że nie muszę wyjaśniać co to Weapon X? Ale w sumie masz rację, lepiej zmienić temat.
- Słyszałam o tym i to nie były ani dobre, ani miłe rzeczy. Deadpool mi o tym trochę i dość niechętnie opowiadał, w końcu sam był częścią tego programu. Ty również?
- Przez jakiś czas. Całe szczęście ominęły mnie eksperymenty, gdyż raczej nikt nie chciał pracować nad gościem, który może spojrzeniem rozwalić pół placówki.
- Czyli jednak twoje oczy mają jakieś zalety - uśmiechnęła się szeroko, po czym położyła dłoń na jego dłoni, żeby nie poczuł się urażony tym stwierdzeniem.
Cyclops poczuł lekki dreszcz, gdyż Jess go dotknęła.
- Zależy jak na to spojrzeć. - stwierdził. - Ale mieliśmy mówić o czymś innym. Jaką muzykę lubisz?
Jess nie słuchała, co mówi. Cały czas czuła przyjemny dreszcz.
- Co mówiłeś? - zapytała półprzytomnym głosem i pochyliła się w jego stronę.
- Teraz chyba ty odpływasz. - powiedział ciszej i również mimowolnie nachylił się w jej stronę.
Nie myślała co robi, tylko go pocałowała.
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 18:05, 09 Lip 2010     Temat postu:


Zdając sobie sprawę z tego, co robi i jakie to może mieć dalsze konsekwencje, Jessica cofnęła się gwałtownie. I całe szczęście, gdyż znów dało się odczuć silne szarpnięcie, a potem była już tylko szybka jazda do kolejnej rzeczywistości.

Tym razem było nieco lepiej, nikt nie wymiotował. Jedynie Hellion zrobił się niezwykle blady na twarzy, ale jakimś cudem wytrzymał. Shadow wykorzystała chwilowe zaskoczenie, by odsunąć się poza zasięg oddziaływania Scotta i stanęła koło Victora. Przyszedł moment na rozejrzenie się po okolicy.



Znajdowaliście się na jakiejś ulicy, zamknięci wysokimi budynkami miasta. Przynajmniej tym razem okolica nie wyglądała jak po bombardowaniu - piętrowce stały dumnie po obu stronach ulicy, czasami dało się zobaczyć przejeżdżający samochód. Wyglądało na to, że zostaliście wyrzuceni w jakiejś spokojniejszej rzeczywistości i póki co, nie wiedzieliście nawet, gdzie się znajdujecie. Tallus jak zwykle milczał.

- No i pięknie, ciekawe co mamy tutaj robić. – Hellion rozłożył ręce i kopnął jakiś kamień na chodniku.

Musiał poczekać na odpowiedź, gdyż z jednej z uliczek dobiegły was odgłosy walki. Zbliżyliście się nieco, by zobaczyć, co się tam wyprawia, a widok, jaki zastaliście, wprawił niektórych z was w osłupienie. W wąskim przesmyku między budynkami pojedynkowali się… Deadpool i Gambit. Ukryci za załomem ściany obserwowaliście ich walkę.



Cajun póki co nieźle sobie radził, odbijając strzały najemnika i kontrując, jednak w końcu musiał uznać wyższość Wade’a, który postrzelił go w ramię, a Remy zaliczył trasę kilku metrów w tył i zatrzymał się na ścianie chwytając za krwawiące ramię. Deadpool natomiast podszedł spokojnym krokiem do Gambita pogwizdując hymn USA i chwycił za glocka przy pasie. Najpewniej zamierzał zakończyć sprawę w znany sobie sposób, wpierw jednak coś tam mamrotał do Remy’ego. Część z was wiedziała, że to jakieś głupoty, a już najbardziej przekonana była o tym Jessica, która niczym posąg, skupiona, jakby rozszczepiała atomy obserwowała mężczyznę w czerwono-czarnym wdzianku.

Deadpool natomiast, póki co chyba nieświadomy, że jest w ukrytej kamerze, zdzielił złodzieja w twarz i wyciągnął z kieszeni jego płaszcza jakiś mały przedmiot chowając go do schowka przy pasie. Z tej odległości nie widzieliście, co to jest, ale z pewnością było ważne, skoro panowie tak namiętnie z sobą walczyli.

- Co robimy? – szepnął Hellion przerywając ciszę. – Mamy patrzeć, jak ten świrus zabije Gambita? Tallus coś mówi, Arabian? – Tahir spojrzał na urządzenie i zaprzeczył. – Bosko… Mam się przygotować? Jest tu w ogóle jakiś dowódca polowy? – zapytał Julian zerkając po waszych twarzach. – A tak mi było dobrze w basenie… - mruknął do siebie na koniec i pokiwał głową.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:40, 09 Lip 2010     Temat postu:


Jessica

Opieranie się Scottowi było coraz trudniejsze i kobieta doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Ale co miała zrobić? Póki co tak miło im się rozmawiało, że aż szkoda było unikać mężczyzny. No ale w końcu stało się to, czego się obawiała i całe szczęście, że znów zostali przeniesieni, bo musiałaby uciekać z pokoju.

Miała potworne wyrzuty sumienia i czuła się w środku jak jakaś zwykła szmata. Odsunęła się szybko od Cyclopsa, by nie czuć jego zapachu i stanęła koło Victora. Na jej twarzy malował się dziwny grymas.
- Alex… - zagadała do Slice’a, gdy z uliczki obok dobiegły ich odgłosy walki. Pobiegli w tamtą stronę, ale Jessica i tak miała zamiar powiedzieć o wszystkim mutantowi. Spodziewała się, że może zareagować gniewem. Albo w ogóle zakończyć ich ‘związek’, ale nigdy nie była zwolenniczką okłamywania czy tym bardziej zatajania takich rzeczy. Im mocniej jej zdolności pozbawiały ją wolnej woli, tym mocniej starała się temu przeciwstawić i być wierną. No i do tej pory udawało się to kobiecie.

Widząc jednak, jak Deadpool i Gambit ze sobą walczą, rozterki natury wierności zeszły na dalszy plan i Jessica niemal o tym zapomniała. Gdy Remy został ranny i odrzucony do tyłu, drgnęła nieznacznie i spięła się w sobie. Tallus milczał, ale ona nie mogła pozwolić, by się tak po prostu pozabijali!
- Nie wiem jak wy, ale ja idę tam – mruknęła do towarzyszy. Miała mieszane uczucia co do Wade’a i jeszcze nie tak dawno mówiła, że go zabije, jak tylko spotka na swej drodze. Teraz jednak nie było to takie proste, jak jej się wydawało.

Przeszła kilka kroków, po czym stanęła obok Scotta i rzuciła cicho.
- Jak już wrócimy, będziemy musieli pogadać.
Po czym zmieniła się w dym i ruszyła na Deadpoola, by go powstrzymać. Cokolwiek Wade planował, na pewno nie było to nic dobrego ani mądrego. Zmaterializowała się niedaleko mężczyzny w czerwonym stroju i krzyknęła:
- Wade! Jak mogłeś postrzelić tego bezbronnego króliczka! I nie mówię o Remym!
To mówiąc wskazała na kawałek chodnika przed swoimi nogami, lecz zupełnie nic tam nie było. Nie wiedziała, czy ten Deadpool widzi białe króliczki czy nie, ale zawsze jakoś to odwróci jego uwagę. A w każdym razie taką miała nadzieję.
Zobacz profil autora
Epyon




Dołączył: 18 Maj 2010
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tychy
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 21:05, 09 Lip 2010     Temat postu:


Cyclops

***

Kuwejt. Kiedyś.

Jeden z dżipów jadących w kolumnie dostał z wyrzutni rakiet. Chwilę potem dołączyła do niego ciężarówka.

- PIĘĆ SIERRA FOXTROT GOLF, TU NOVEMBER FOXTROT I OSCAR DELTA ALPHA PIĘĆ SIEDEMDZIESIĄT JEDEN! JESTEŚMY OSIEMSET KILOMETRÓW NA POŁUDNIE OD BASRY, OTOCZENI PRZEZ OKOŁO DZIESIĘCIU DO PIĘĆDZIESIĘCIU MIEJSCOWYCH! KONIECZNE WSPARCIE LĄDOWE I POWIETRZNE, SIR! POWTARZAM, KONIECZNE WSPARCIE LĄDOWE I POWIETRZNE! ODBIÓR! - krzyczał młody żołnierz do krótkofalówki.
- Wsparcie lądowe i powietrzne? Na jakichś zagłodzonych irackich snajperów? Jaja sobie robisz, synu? Odbiór! - odpowiedział jakiś wyższy rangą żołnierz z namiotu sztabu.
- ZAPRZECZAM, SIR! TO PRIORYTETOWE SOS. I NIE CHODZI O IRAKIJCZYKÓW... CI IDIOCI WŁAŚNIE OSTRZELALI SAMOCHÓD Z WEAPON X! ODBIÓR!
- CO?!
Kolejna rakieta dosięgnęła celu.

- Mamy kilka minut na oszabrowanie ich i zniknięcie! Ruszać się! - krzyczał arabski partyzant podchodząc do zniszczonych samochodów. Wszędzie pełno było ognia i dymu.
- Jasne, jeśli w ogóle jest co zbierać. Jak myślisz, Omar, co przewozili w tej ciężarówce? Jakiś żywy inwentarz? - powiedział kolejny.
- No pewnie, te amerykańskie oddziały specjalne wprost słyną z transportowania krów i owiec. - znowu odezwał się pierwszy. Zajęty rozmową nie zauważył cienia, który wyłaniał się za jego plecami.

- Słyszałeś to?
- Co?
- Nie jestem pewien. To brzmiało jakby coś pękło. O, znowu! - jeden z islamczyków podniósł karabin. - Coś tu nie graa. Trzymajcie karabiny w pogotowiu. Myślę, że jednemu z amerykanów udało się przeżyć. Co z tobą, Najim? Głuchy jesteś czy co? Mówiłem, żebyś trzymał ten cholerny...
Arab przerwał rozglądając się dookoła. Wszyscy jego towarzysze leżeli martwi na ziemi gdy dym powoli zaczął podnosić się do góry. Ostatnie, co widział to czerwony błysk.

***

Ciągle miał zamknięte oczy, gdy po raz kolejny został przeniesiony do nowej rzeczywistości. Tym razem przynajmniej nie była ona postapokaliptyczna, wszystko zdawało się być w należytym porządku. Zamiast o kolejnym zadaniu myślał teraz o Shadowdeath. Spojrzał niepewnie w jej stronę. Nie był zbytnio zadowolony z faktu, że znowu trzymała się Victora. Właściwie to zaczynało mu to porządnie działać na nerwy i miał nadzieję rozwiązać tę sprawę przy najbliższej okazji.

Był pogrążony w rozmyślaniach dopóki Exiles nie usłyszeli odgłosów walki i nie ruszyli by to sprawdzić. Jako pierwsza zareagowała Jessica. Stanęła obok niego tylko na chwilę, by w mgnieniu oka zamienić się w dym i zmaterializować między walczącymi.
- To chyba nie jest zbyt mądre. - mruknął pod nosem, spodziewając się kłopotów. - Z nas wszystkich, Jess powinna trzymać się najdalej od tej dwójki.
Nie czekając na resztę ruszył za kobietą, by w razie czego zainterweniować.

***

- Sierra Alpha Romeo Jeden. Tu pięć Sierra Foxtrot. Czy trafiliście tam na jakiś ślad Weapon X albo November Foxtrota? Odbiór!
- Zaprzeczam, sir! Cały oddział jest rozwleczony po okolicy wraz z czternastoma okaleczonymi miejscowymi, ale Weapon X ani November Foxtrota nie ma w zasięgu wzroku. To już siedemnaście godzin, sir. Osobiście uważam, że nasze szanse na schwytanie mutasa są równe prawdopodobieństwu odnalezienie żywego November Foxtrota.
- Ach tak? Cóż, zaginięcie odznaczonego oficera to tragiczna strata, żołnierzyku, ale zgubienie jedynej w swoim rodzaju broni to już prawdziwy koniec kariery! Wznowić poszukiwania i informować mnie na bieżąco, panowie. Chyba nie muszę wyjaśniać, że ten mały śmieć może wtargnąć do dowolnej z naszych kryjówek!
Ktoś wtargnął do namiotu dowództwa.
- Pułkowniku Wraith! Znaleźliśmy Cyclopsa!
- Co? - wezwany żołnierz wyszedł na zewnątrz. - Jezus Maria Józef! Czy to Fury na jego plecach?
Zobacz profil autora
Noise




Dołączył: 31 Maj 2010
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 21:35, 09 Lip 2010     Temat postu:


Slice, Shadowdeath & Arabian Knight

... i skoczyli akurat w chwili, gdy dojeżdżał do mety ostatniego wyścigu mistrzostw.
- Szlag by to...
Mruknął cicho pod nosem starając się opanować wybuch irytacji.
Jeśli Jessica sądziła, że nie zauważy jak raptownie odsuwa się od Cyclopsa z dziwnym wyrazem twarzy, to była w ogromnym błędzie. Ale to była jej sprawa, nie byli narzeczeństwem, a do tego spędzili ze sobą ile, kilkanaście godzin? Nie zamierzał dać się wmanewrować w kolejny konflikt, którego byłby prowodyrem właśnie z powodu Shadowdeath. Miast tego postanowił wspomóc radą Heliona, który najwidoczniej nie czuł się najlepiej.
- Spokojnie chłopie. Zamknij oczy, zrelaksuj się i oddychaj głęboko, ale powoli. Nudności przejdą szybko, a za dwa, góra trzy skoki się przyzwyczaisz.
To rzekłszy poklepał go po ramieniu przyjacielskim gestem, lecz już po chwili ich uwaga została przyciągnięta przez coś innego. Coś, co błyskawicznie rozbudziło w Victorze wszystkie możliwe instynkty z bojowym na czele.

- Ty, zobacz, spotkanie na szczycie. – rzucił Arabian do Slice’a. – Dwóch twoich mężów w jednym miejscu i jeden drugiego zaraz wykończy. Myślisz, że się dowiedzieli o sobie? – Tahir uśmiechnął się lekko, a za chwilę przyjął na żebra cios łokciem od kobiety.

Wyraz napięcia na twarzy Victora oraz błyskawicznie zaciskające się w pięści i rozluźniające dłonie mężczyzny zdradzały wyjątkowe jak na niego podniecenie. Widać było, że myśli nad czymś intensywnie, a zaciśnięta szczęka mutanta jedynie potwierdzała jego ekscytację. W pierwszej chwili nie odezwał się ani słowem, dopiero kiedy cała scenka dobiegła końca a Jessica rzuciła się w kierunku Deadpoola, Slice powiedział.
- Bracie, ulecz Gambita i postaraj się dowiedzieć o co chodzi. A ja... długo na to czekałem...
Odpowiedział ruszając biegiem w stronę Wilsona dobywając pod drodze swych katan.
- Deadpool!
Krzyknął tylko chcąc zwrócić na siebie uwagę mutanta w czerwonym stroju, po czym stanął przed Jessicą patrząc mu prosto w oczy. Nie ulegało wątpliwości, że chciał się z nim pojedynkować.
Zobacz profil autora
Evandril




Dołączył: 30 Lip 2008
Posty: 96
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 22:20, 09 Lip 2010     Temat postu:


Tahir Hashim

W spokoju czekał, aż Lorna ich znowu przeniesie. Był wypoczęty, najedzony i odświeżony – czyli gotów, by sprostać kolejnym zadaniom. Przeciągnął się, kątem oka obserwując, jak Jessica szybko oddala się od Scotta i staje obok Victora. Tahir zmarszczył lekko brwi. Zerknął na brata, który też to zauważył, jednak mężczyzna zdawał się tym w ogóle nie interesować. Miast tego podszedł do Helliona.

Nie rozumiał tego. Jeszcze kilka godzin temu Slice zaatakował Madroxa za samo gapienie się, a teraz? W sumie nie wiedzieli, co się stało i czy cokolwiek, ale wyrzuty sumienia były aż nazbyt widoczne na twarzy kobiety. Nie wiedząc, co o tym myśleć i co powiedzieć, westchnął jedynie ciężko.

Tallus milczał, jak to miał w zwyczaju, a drużyna nie wiedziała, gdzie teraz powinni się udać. Arabian Knight spodziewał się wszystkiego – podstępnego ataku zza budynku czy nawet bomby w studzience pod nimi, jednak nic takiego się nie stało. Dzień wyglądał na ładny i spokojny, a świat na całkiem przyjazny. Kiedy już miał się wypowiedzieć w tej kwestii i odpowiedzieć coś Julianowi, z uliczki obok dobiegły ich odgłosy walki. Wszyscy ruszyli w tamtą stronę, by zobaczyć Gambita i Deadpoola w starciu.

- Ty, zobacz, spotkanie na szczycie. – rzucił Arabian do Slice’a i przeniósł wzrok na Jessicę. – Dwóch twoich mężów w jednym miejscu i jeden drugiego zaraz wykończy. Myślisz, że się dowiedzieli o sobie? – Tahir uśmiechnął się lekko, a za chwilę przyjął na żebra cios łokciem od kobiety.

Jakoś nie mógł się powstrzymać przed uszczypliwym stwierdzeniem i aluzją do tego, co się kroiło w drużynie. Był ciekaw, co Alexander ma do powiedzenia w tej kwestii, jednak mężczyzna nie odpowiedział.
- Bracie, ulecz Gambita i postaraj się dowiedzieć o co chodzi. A ja... długo na to czekałem...
Rzucił jedynie i ruszył zaraz za Jessicą, a wyglądało na to, iż ma zamiar się zmierzyć z Deadpoolem… Nie wróżyło to nic dobrego. Miał nieco odmienne zdanie od Scotta. Z nich wszystkich chyba tylko Jessica mogła jakoś wpłynąć na walczących i odciągnąć ich od zamiaru pozabijania się.

Nie mając większego wyboru, Arabian dobył sejmitara i szybko podbiegł do rannego Gambita.
- Nie ruszaj się, przyjacielu. – powiedział spokojnie. – Uleczę cię. By to zrobić, ostrze sejmitara musi dotknąć twej rany. – wyjaśnił. Nie miał zamiaru robić nic wbrew woli Gambita i wątpił, by Remy był zachwycony widokiem miecza nad swoją głową. Wolał go uprzedzić. – Powiedz, o co chodzi, co takiego odebrał ci Wade?
Zapytał jeszcze i zerknął przez ramię. Miał nadzieję, że jego brat wyjdzie cało z pojedynku. W razie czego był gotów go wspierać i walczyć z nim ramię w ramię do ostatniej kropli krwi.
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 16:41, 10 Lip 2010     Temat postu:


Deadpool słysząc słowa Jessici podrapał się kolbą po głowie i przez chwilę patrzył na nią jak na wariatkę. Posłał jej szeroki uśmiech i zerknął na Gambita.
- Wezwałeś żonę na pomoc? – zadrwił, podnosząc lufę i celując w kobietę. W tym momencie stanął przed nią Slice, rzucając tym samym wyzwanie najemnikowi.

- Whoa! Vic! To ty żyjesz? Ciężko cię zabić, sukinkocie! Nawet po pierdolnięciu z bazooki wyglądasz jak za starych czasów… No może za wyjątkiem tej brody, która ci pasuje jak chuj do nosa. – rzucił Wade i zaśmiał się gromko. – Blondyna, nie radzę nic robić. – dodał, wskazując kciukiem na dach, gdzie po chwili pojawił się tuzin żołnierzy uzbrojonych w karabinki i snajperki. – Jednooki, to się tyczy również ciebie. To sprawa między nami.
Schował broń, po czym sięgnął po katany i przyjął pozycję bojową, zachęcając tym samym Alexandra.

Mężczyźni rzucili się na siebie, aż iskry się posypały z ostrzy.

* * *

Klęcząc przy Gambicie, Tahir zaklął na widok żołnierzy, jednak dostrzegł drabinkę prowadzącą na dach budynku. Jego uwagę odwrócił jednak Remy.
- Spoko, Arabian, przecież wiem, jak to działa. Nie pamiętasz? – zapytał mężczyzna, opierając się ciężko o ścianę. Nim Tahir coś odpowiedział, Remy chwycił za blado niebieskie ostrze i przyłożył je do rany. Po chwili odetchnął z ulgą, a szelmowski uśmiech wypisany na jego twarzy zdradzał jedno – Gambit był znowu w grze. – Wade ma wirusa. Trzeba mu go odebrać, bo będą kłopoty. – skrzywił się, po czym zerknął na stojącą za Cyclopsem Shadow. – Nie wiem, jak znaleźliście Jess i namówiliście na współpracę. Potem mi to wyjaśnisz.

Zerwał się na równe nogi i dobył kart, które po chwili przyjęły barwę głębokiego fioletu.

* * *

Zdziwienie przez chwilę malowało się w oczach Slice’a, gdy mała zielona galaretka wylądowała na jego piersi. Nie zareagował jednak, wciąż nacierając na Deadpoola, który jak na złość blokował i zbijał jego ciosy. Nie dość, że Wade robił to, jakby w ogóle się nie wysilał, to jeszcze przy każdym uderzeniu Alexandra śmiał się z jego ataków i coś sobie gwizdał. Z każdą chwilą zielona galaretka rosła, aż w końcu Slice zauważył, iż pokrywa mu cały tors. Odskoczył, zatrzymując się na chwilę i chciał zdjąć z siebie tę maź, jednak zagłębiał się w nią jeszcze bardziej. Przy każdej próbie galaretka zwiększała objętość, pokrywając dłonie mężczyzny.



Wade stanął spokojnie i oparł się o ścianę, czekając, aż jego zabawka zrobi swoje. W końcu zielona substancja pokryła Victora od stóp aż do barków – przez chwilę wchłaniała i amortyzowała każdy jego ruch – aż momentalnie stwardniała, całkowicie krępując mężczyznę. Była twardsza od skały.

- No, nareszcie! – Wade klasnął w ręce, dobył Glocka i stanął przed szamoczącym się Victorem. Przystawił mu lufę do czoła i zapytał.
- Czy tańczyłeś kiedyś z bladym w świetle księżyca, braciszku? Wymalować twoim mózgiem szlaczek na ścianie? Będziesz grzecznym pączkiem i przyjmiesz w końcu kulkę? Mam nadzieję, że tym razem zdechniesz na dobre. – Deadpool uśmiechnął się szeroko, po czym nacisnął na spust. Odgłos wystrzału rozniósł się po uliczce, a zaraz za nim krzyk Jessici.

- Jezu, blondyna, nie sraj ogniem! Zmartwychwstanie jak Jezus, ale przynajmniej będę miał czas, żeby się stąd zmyć. Aloha! – zasalutował, po czym zanosząc się szaleńczym śmiechem zniknął za budynkiem. Gambit rzucił się za nim, jednak po chwili skończył w zielonej mazi tak samo jak Slice.

- Jessica! – krzyknął w stronę kobiety. – Nie stój tak, tylko wyciągnij mnie z tego!
Shadowdeath wiedziała, że może to zrobić z łatwością, ale wciąż była wstrząśnięta tym, co zrobił Deadpool.

Nagle dostrzegliście, że żołnierze na dachu również gdzieś zniknęli, a wy zostaliście w uliczce sami. Wilson najpewniej był już na tyle daleko, że nie udałoby się wam go wytropić. Pozostawała więc póki co kwestia uwięzionych w zielonej galarecie Gambita i Slice’a. Przynajmniej jeden z nich żył…

Tallus na dłoni Tahira odezwał się nagle charakterystycznym dźwiękiem. Arabian spojrzał na niego i drżącym głosem przeczytał na głos komunikat.

- „Odebrać Deadpool’owi wirus Facade i zapobiec zarażeniu ludzkości”.
Zobacz profil autora
Epyon




Dołączył: 18 Maj 2010
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tychy
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 18:43, 10 Lip 2010     Temat postu:


Shadowdeath, Gambit, Hellion & Cyclops

Gdy padł strzał, Jessica zamarła i wstrzymała oddech. Łzy napłynęły jej do oczu, nienawidziła, gdy ktoś z przyjaciół ginął w czasie misji. Nie do końca wiedziała, co się dzieje, ale wreszcie wszystko przycichło, Deadpool zniknął, a ona mogła podbiec do Slice’a. Krew sączyła się z jego bezwładnej głowy i wyglądał tak, jakby spał.
- Vic... - jęknęła kobieta.

- Szybko sobie znalazłaś nowego faceta. - mruknął Gambit, próbując się wyrwać z zielonej mazi krępującej jego ruchy. W końcu zaprzestał walki z galaretką i westchnął ciężko. - Już go tak nie opłakuj, cherie... za chwilę pewnie się obudzi z bólem głowy. Możecie mnie w końcu z tego wyciągnąć? - Remy spojrzał na pozostałych. - W sumie Wilson miał niezły plan - “zabił” Victora, żeby zdobyć cenne minuty dla siebie. Jak na takiego idiotę to nieźle kombinuje...

Cyclops skręcił trochę moc promieni korzystając z wizjera i wycelował je w stawardniałą zieloną substancję pokrywającą Gambita. Ta zaczęła pękać i po chwili Remy został uwolniony. Chwilę potem podszedł do Jessici i dotknął jej ramienia, gdy stała nad prawie martwym Victorem.
- Będzie w porządku. - powiedział, choć tak naprawdę dużo bardziej wolałby, by Deadpool go wyręczył. - Z tego co widać, to jego czynnik regeneracji jest podobny do tego od Logana.

- W końcu to brat Wade’a, jakbyś nie wiedział, Cyke. - westchnął Gambit, otrzepując płaszcz z resztek zielonej galaretki. Spojrzał na mutanta. - A tak w ogóle co ty tutaj robisz w towarzystwie... - omiótł wzrokiem zebranych wokół. - ... co najmniej dziwnym? Nie powinieneś być z Ororo na Arubie? W końcu to wasz miesiąc miodowy. Chyba nie przystawiasz się do mojej byłej żony? - zapytał marszcząc lekko brwi.

- Mówiąc w skrócie... - Scott spojrzał na Gambita. - To nie jest twoja była żona, a Scott Summers którego znasz widocznie ma większego farta i wygrzewa się na słońcu. Co do pokrewieństwa Slice’a i Deadpoola to też nie jestem do końca pewien, gdyż niezbyt dobrze się znamy i raczej za sobą nie przepadamy.

- Czyli kim wy jesteście? Normalnie chyba trafiłem na więcej niż chciałem, homme... - rzucił Remy zerkając na Jess, która wyglądała jak jego żona. - Dziwne, bo wszyscy jesteście tacy sami jak ci, których znam. Więc bez wciskania gówna, mon ami...

- Mimo wszystko miło cię znów widzieć, Remy - Jessica uniosła zapłakane spojrzenie na mężczyznę w brązowym płaszczu. - Pochodzę z rzeczywistości, gdzie należymy razem do grupy o nazwie Six Pack. Ty, Deadpool, Deadeye i ja.

- Miło mnie widzieć? Czyli to na pewno nie ty... - Remy uśmiechnął się zadziornie. - Ostatnie, co moja była żona Jess mówiła, to coś a’la “i żebym cię więcej nie widziała, skurwysynu”. - mruknął. - A tak swoją drogą, to Six Pack zostało u nas rozwiązane i nigdy do niego nie należałem... Cholera, czyżbym miał gdzieś swoich odpowiedników?
Gambit zamyślił się na chwilę, po czym dodał.
- Nieważne, teraz czeka na mnie inne zadanie. Trzeba powstrzymać Deadpoola nim coś nawywija z wirusem. Pomożecie mi, czy mam to zrobić sam?

“To samo mogłaby powiedzieć Victorowi.” - przebiegło przez myśl Cyclopsa, gdy Gambit opisywał Jessicę z tej rzeczywistości.
- To sprytne urządzenie... - wskazał na Tallusa - wskazało nam ten sam cel. Mamy naprawiać różne rzeczywistości w imię jakiegoś wyższego celu, który nie jest do końca zrozumiały. Gdy misja się nie powiedzie, to zostaniemy tutaj na zawsze, czy coś w tym stylu. Więc wygląda na to, że zyskałeś oddział kawalerii. Tyle że najpierw przydałyby się jakieś wyjaśnienia, wiesz, w stylu co to za wirus i w ogóle.

- Na zawsze? - zerknął na Jess i uśmiechnął się chytrze. - Mi to nawet na rękę... Ale jeśli wirus zostanie uwolniony, to niedługo się będziemy cieszyć... Choć w sumie mi by tam nie przeszkadzało zbytnio, że homo superior zostaną rasą dominującą. - wzruszył ramionami. - Niestety, Charlie uważa inaczej i dlatego wysłał swojego najlepszego złodzieja, żeby zwinął fiolkę z Facade...

Jessica przysłuchiwała się wszystkiemu jednym uchem, w końcu nieco zainteresowała się rozmową.
- O co chodzi z tym wirusem? Zabije ludzi, tak? - zapytała niepewnie, nie do końca wiedząc, jak interpretować “że homo superior zostaną rasą dominującą”.

- Mince, wygląda na to, że znowu muszę wszystko tłumaczyć. - Remy zerknął na Slice’a, który wciąż się nie obudził. - Przynajmniej mamy czas, dopóki królewicz nie otworzy oczu. - uśmiechnął się krzywo. - A więc... jest coś takiego w USA jak Kościół Odrodzenia, który opracował wirusa Facade. Ten z kolei został im wykradziony przez Domino... Potem trafił w moje ręce, a teraz jest w rękach tego idioty... W skrócie, Kościół Odrodzenia chce użyć tej substancji na ludziach, by zamienić ich w mutantów. Niestety, ich wielebny nie przewidział, że jeśli użyje wirusa na ludziach, to oni po prostu zejdą... Dlatego Charlie wysłał mnie z zadaniem pochwycenia jedynej fiolki z tym chemicznym gównem...

- Milutko. - mruknął Scott. - Jak znam życie, to w tej rzeczywistości homo sapiens jak najbardziej sobie zasłużyli na śmierć. Ale skoro mamy ich ocalić, to lepiej zbierajmy się.
- Tahir, możesz przetransportować Slice’a i nas na dywanie? - zwrócił się do Arabian Knighta.
- Tak w ogóle, to kim jest ten szaleniec, który przewodzi Kościołowi? - zapytał ponownie Gambita.

Kiedy mężczyźni rozmawiali, Jessica ujęła twarz Victora w obie dłonie i skupiła się, starając objąć umysłem całe jego ciało. Trwało to chwilę, po czym Shadow zmieniła się w dym, a Slice wraz z nią. Odleciała kawałek, po czym zmaterializowała się pod ścianą i ułożyła głowę mężczyzny na swoich kolanach. Rana po postrzale powoli się zasklepiała...
- Poczekamy, aż Victor się obudzi - powiedziała Jess głosem dość nieprzyjemnym i nieznoszącym sprzeciwu.
- Nic mu nie będzie. - powiedział Cyclops. - Najlepiej z nas znasz Deadpoola i to, co może zrobić, gdy my będziemy czekać na Slice’a.
- A kim ty jesteś, żeby mi mówić, co mam robić?! - Jessica uniosła się. - Sam nas zostawiłeś, kiedy cię potrzebowaliśmy, a teraz nagle poczułeś się dowódcą? Wiesz co, Scott? Pierdol się! - warknęła. - Chcesz szukać Deadpoola? Leć w Alpy!
- Wtedy było narzekanie, teraz też jest! - Summers również podniósł głos. - Zdecyduj się wreszcie, zamiast ciągle miotać między dwoma rozwiązaniami! I nie mam na myśli tylko tej sytuacji.
- Victor jest dla mnie najważniejszy - Shadowdeath jednym zdaniem odpowiedziała na zarzuty i “żale” Scotta.
- Szkoda, że nie działa to w obie strony. - dodał na zakończenie Summers i odwrócił się plecami, odchodząc kilka kroków dalej.

Gambit trząsł się jak galareta, słysząc jak Jess beszta Cyclopsa. Chwilę później opanował śmiech i odezwał się najpierw do Scott’a.
- Koleś nazywa się Anton Krunch, według Xaviera to nowy Hitler. - mruknął Remy, po czym zerknął na Shadow. - Znasz jego kryjówki? Słyszałem swego czasu, że ma domek w Alpach Szwajcarskich, ale nikt nie zna jego położenia...

- Ja znam - odpowiedziała Jessica. - W moim świecie Deadpool i ja jesteśmy razem od kilku miesięcy i znam większość jego kryjówek. Uprzedzam was, że chata w Alpach jest naprawdę nieźle uzbrojona, zwykle lubił tam spędzać wolny czas i oblewać sukcesy, więc myślę, że powinniśmy zacząć od tego miejsca. Skoro też o nim słyszałeś - skinęła głową Gambitowi.

- Mam w nosie, co uważa Xavier. - powiedział, co nie zmienia faktu, że trzeba się ruszyć i zamiast odwiedzać Alpy, spróbowałbym wpaść z wizytą do Kruncha, gdyż to na jego zlecenie na pewno działa Wade.

- O, to jak wiesz, gdzie znajduje się Krunch, to z chęcią za tobą pójdziemy, Cyclops. - odparł Remy uśmiechając się lekko. - Moim zdaniem powinniśmy dorwać najpierw Wade’a - jeśli będziemy mieć wirus, nie sądzę by Krunch został obojętny wobec nas...

- A nie macie tutaj Cerebro czy czegoś w tym guście? - zapytał Scott.

- Od kiedy Deadpool bądź Krunch to mutanci? - prychnął Gambit.

- W mojej rzeczywistości Wade został genetycznie zmodyfikowany, dostał czynnik regeneracji i trochę lepsze zmysły. Wystarczyło, by dało się go namierzyć. - Summers wzruszył ramionami. - A sądziłem, że Krunch może być mutantem, skoro chce wymordować ludzi.

- Dziwne, u nas nigdy Cerebro nie wykazało jego obecności. - Remy wzruszył ramionami. - Myślę, że powinniśmy sprawdzić miejsce, o którym mówi Jess... Oczywiście jeśli Slice obudzi się dość szybko... W sumie mamy czas... - Gambit poprawił kołnierz płaszcza.

- Zawsze możemy ich zostawić i nie czekać, aż Wade zdąży się okopać. Jeśli macie jakiś odrzutowiec, to będziemy tam dość szybko, może nawet porównywalnie z Deadpoolem. - stwierdził Cyclops.

- Dobra, mi tam wszystko jedno, ustalajcie między sobą... - Gambit wzruszył ramionami.
- Ale mi nie jest wszystko jedno! - wtrącił się Hellion i spojrzał z wyrzutem na Scotta. - Serio, jeśli jesteś moim nauczycielem z innej rzeczywistości, to powinienem się teraz wstydzić. Bo Cyclops, który mnie uczył, był wspaniałym taktykiem i dowódcą... Mówił, że nie wolno i nie można zostawić ŻADNYCH towarzyszy, nieważne co się dzieje... Widać jesteś gorszą wersją mojego nauczyciela... - Julian skrzywił się, w końcu splunął i podszedł do Tahira. Póki co, to on bardziej wyglądał na jakiegoś dowódcę tej dziwnej zbieraniny.

- Scott ma rację, idźcie bez nas. - odezwała się Jess. - Dołączymy do was, jak tylko Victor się ocknie...

- Więc ja też zostaję. Cyclops nauczył mnie, by trzymać się razem, choćby nie wiem co... - rzucił Hellion. - Jesteście moją nową drużyną, a drużyna, tak jak rodzina, trzyma się razem.

Słowa Helliona zupełnie nie zmieniły jego nastawienia.
- Bardzo mi przykro, że nie spełniam twoich oczekiwań, szczeniaku. - powiedział ironicznie. - Ale jeśli mam do wyboru wykonanie zadania lub czekanie tutaj bez celu, to niestety ale wybiorę to pierwsze. Poza tym ta dwójka tutaj pewnie tylko czeka na to, aż ich zostawimy, by mogli zadbać o przetrwanie gatunku.
Następnie zwrócił się do Gambita.
- To jak, macie tutaj jakiegoś Blackbirda?

Słysząc, co Scott powiedział, krew się zagotowała w Jessice. Jednym gestem przywołała kulkę dymu, którą wycelowała w mężczyznę. A potem kolejną i kolejną. Gdy Cyclops był zajęty unikaniem ich, Shadow doskoczyła do niego i zdzieliła dłonią w policzek.
- Nie bądź patetyczny i zazdrosny, Summers, bo ci to kiepsko wychodzi - syknęła. Zerknęła na Helliona, który już się gotował do tego, by coś zrobić. Nie była pewna, po czyjej stronie się opowie, ale mało ją to obchodziło. - Serio, jednak się nie myliłam względem ciebie za pierwszym razem. Nie dziwię się, że w moim świecie Jean cię zostawiła dla Logana, on przynajmniej ma jaja - splunęła mu pod nogi.

Gambit schował dłonie do kieszeni i zagwizdał.

Czerwone promienie błysnęły groźnie za wizjerem Cyclopsa. Mężczyzna gotował się z wściekłości, nie tyle za wymierzony policzek, gdyż na niego akurat zasługiwał, co za wspomnienie Jean Grey.
- Nie dziwię się, że w twojej rzeczywistości Deadpool odstrzelił ci łeb. Na jego miejscu zrobiłbym to samo. - syknął.

- To dawaj! - warknęła Jessica, wysuwając wyzywająco podbródek. - I tak nie żyję! Więc mi akurat chuj zależy!

- Ta, jasne. - powiedział i prychnął pogardliwie. Wyminął ją i zwrócił się do Gambita. - Powiesz mi wreszcie czy macie jakieś latadełko?

- Nie, nie mam latadełka... - mruknął Remy, po czym spojrzał na Jessicę. - Jeśli wiesz, gdzie mieści się rezydencja Deadpoola, to mi pokaż, cherie. - wyciągnął ku niej dłoń, ignorując całą resztę. Następnie sięgnął do kieszeni i wyjął mapę.

Jessica skinęła mu głową i wciąż gotując się w środku, podeszła do mężczyzny. Nie dotknęła jednak jego ręki, tylko rzuciła przepraszające spojrzenie.
- Wybacz, Remy, ale wolę nie - uśmiechnęła się niepewnie, po czym przejrzała mapę. W końcu wskazała jedno miejsce. - Wydaje mi się, że to w tych okolicach. Niedaleko jest duży ośrodek narciarski, więc powinniście bez większych problemów namierzyć dom. To naprawdę wyjebana chata, nie da się jej nie zauważyć. Uważaj na siebie, ok? - spojrzała Gambitowi w czerwone oczy.

- Przecież wiesz, że nie będę. - ukłonił się teatralnie, po czym spojrzał na mapę, a chwilę później przeniósł wzrok na nieznajomych znajomych. - To kto w końcu idzie?
Zobacz profil autora
Evandril




Dołączył: 30 Lip 2008
Posty: 96
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:15, 10 Lip 2010     Temat postu:


Arabian Knight feat. Shadow and Hellion

Planował wejść z Hellionem na dach i pozbyć się żołnierzy, jednak wydarzenia potoczyły się nieco inaczej, niż by sobie tego życzył. Deadpool unieruchomił jego brata, po czym… po prostu strzelił. W pierwszej chwili Tahir mało nie wypuścił sejmitara z dłoni. Opadł na kolana, wznosząc wzrok ku niebu i w myślach zapytał Allacha, czemu zabrał Victora z tego świata. Ale… Slice wcale nie zniknął! Lorna go nie odesłała!

- Jezu, blondyna, nie sraj ogniem! Zmartwychwstanie jak Jezus, ale przynajmniej będę miał czas, żeby się stąd zmyć. Aloha! – rzucił Deadpool, a jego słowa nagle nabrały sensu. Tahir odszedł kawałek, przyklęknął, oparł ostrze sejmitara o chodnik i zaczął się modlić w swym języku, by Victor jak najszybciej wrócił do sił. Wciąż słyszał szloch Jessici, która musiała bardzo to przeżyć i jednym uchem przysłuchiwał się rozmowie. Nie miał zamiaru się wypowiadać, póki brat nie wróci do nich. Czuł, że go zawiódł, że … Tahir zacisnął mocniej oczy i pięści. Był na siebie wściekły, ale wiedział, że złość w tym momencie nic nie zmieni.

Słuchał spokojnie wymiany zdań między Jess, Cyclopsem, Gambitem i musiał przyznać, że Summers zupełnie nie pasował do tej drużyny. Stwierdził to już wcześniej, gdy Scott postanowił zabrać motor i wykonać zadanie po swojemu, ale teraz był już przekonany o całkowitej alienacji Cyclopsa. Zaczął podejrzewać, że Summers przystawia się do Jessici wykorzystując jej słabość. Poza tym nie podobało mu się, jak Cyclops traktuje Jess i pozostałych.

- WYSTARCZY! – warknął Arabian Knight i spojrzał na Summersa. – Jeśli chcecie razem z Gambitem lecieć po ten wirus, proszę bardzo! Hellion ma rację, drużyny się nie zostawia, dlatego ja zostaję… A jeśli sądzisz inaczej, to zapieprzaj na nogach, Scott. Martwi czy nie, teraz stanowimy jakiś kolektyw… Choć widzę aż nader wyraźnie, że ty do niego nie pasujesz… Więc spieprzaj. – Tahir wskazał sejmitarem kierunek, w którym udał się Deadpool. – Nikt cię tu nie potrzebuje i niewiele się zmieni, jak pójdziesz z Gambitem. A szczeniak, którym nazwałeś Helliona, ma więcej oleju w głowie niż ty. I jeśli jeszcze raz obrazisz Victora i Jessicę, Allach mi świadkiem, że to będzie ostatnie co zrobisz. – Arabian ucałował klingę swego miecza.

- Hell Yeah!! – Julian uniósł ręce w geście zwycięstwa a jego uśmiech na twarzy mówił nawet więcej, niż gesty.

- Spokojnie, Tahir. – Jessica położyła mu dłoń na ramieniu. Oboje przeszył dziwny, przyjemny dreszcz. Kobieta szybko cofnęła dłoń, po czym dodała. – Nie warto strzępić sobie nerwów na Cyclops’a.

- Ten człowiek nie nadaje się do życia w społeczeństwie. – stwierdził Hashim. – Więc niech odejdzie i poszuka swojego miejsca na tej ziemi. Bo dla mnie przestał istnieć jako członek Exiles. – Arabian spojrzał pewnie na Summersa, a dywan zadygotał niebezpiecznie w powietrzu. – Nikt nie zostawia członków swojej drużyny na śmierć. NIKT. Chyba że TCHÓRZ!

- Chyba że ma w tym swój cel… - mruknęła Jessica, po czym odwróciła się i podeszła do Victora.

Po tym stwierdzeniu Jessici, wszystko stało się jasne – Cyclops zapewne miał jakieś plany wobec Shadow, a Victor mu w tym przeszkadzał. Arabian Knight prychnął jedynie, po czym odwrócił się i zrobił to samo, co kobieta. Nienawidził ludzi, którzy idą do celu po trupach. I to dosłownie…
Zobacz profil autora
Epyon




Dołączył: 18 Maj 2010
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tychy
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:55, 10 Lip 2010     Temat postu:


Cyclops

Scott faktycznie miał plany co do Jessici, ale po ostrej wymianie zdań praktycznie w pełni je porzucił. Wciąż czuł jej zapach, ale teraz zamiast przyjemności powodował on jedynie ból. Bo w głębi tak naprawdę wiedział, że i tak nic z tego by nie wyszło.

- Te, Talib, jakbyś nie zauważył, to Slice z tego wyjdzie i nic mu tu nie grozi. Gorzej, jeśli Facade trafi w niepowołane ręce, wtedy nie wróżę nam tu pobytu tak miłego jak na jachcie. - powiedział Cyclops. - Jeszcze niedawno paliliście się do wykonywania zadania, teraz stwarzacie sztuczne problemy. A o tym, czy będziemy razem dzielić taki, a nie inny los, nie zadecydowałem ja, tylko pierdolony Timebroker, więc reklamacje składaj u Lorny.

Summers miał całkowicie dość pozostałych Exiles. Nie miał pojęcia co w nich wstąpiło, ale to w ich sytuacji to nie było racjonalne postępowanie. Nie byli w sytuacji zagrożenia, a z każdą chwilą ich zadanie stawało się coraz trudniejsze.

- Remy, jeśli mamy załatwić tą sprawę, to lepiej się zbierajmy. Towarzystwo wzajemnej adoracji musi najpierw urządzić sobie piknik. - powiedział do Gambita.

Mutant z tej rzeczywistości skinął mu głową, po czym skierował się w kierunku, w którym podążył wcześniej Deadpool, Summers ruszył tuż za nim.
Zobacz profil autora
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11, 12, 13  Następny

 


Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach