Autor / Wiadomość

[Marvel] eXiles: On the other side

Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 13:00, 01 Sie 2010     Temat postu:


Exiles

Slice niczym spragniona krwi bestia wpadł na piętro i na końcu korytarza dostrzegł walczącego z drzwiami prowadzącymi zapewne na dach Kruncha. Gdy siwy w końcu je otworzył i wydawało się, że ucieczka pójdzie mu gładko, Victor przymierzył i rzucił jedną z katan Deadpool’a. Ostrze w jednej chwili przecięło powietrze i z niesamowitą siłą wbiło się w udo Kruncha.

Starzec zawył z bólu i osunął się na podłogę wrzeszcząc jak zarzynane prosię. Katana przeszła na wylot, wbijając się w nogę Antona niemal po sam jelec. Mężczyzna wypuścił przy okazji z rąk dość spory, stalowy pojemnik w którym zapewne spoczywał Facade. Gdy Slice zamierzał dokończyć, co zaczął, Iron-Man zbił szybę na piętrze i stanął nagle na drodze Alexandra. Podniósł pojemnik i po chwili wyciągnął z niego fiolkę z mazią, o którą walczyli Exiles.

Nim Victor zdołał cokolwiek powiedzieć, poczuł znajome szarpnięcie a ostatnim co dostrzegł, byli towarzysze pochłaniani przez portale teleportacyjne.


Cyclops

Przez większą część drogi na miejsce rozmyślałeś nad swoim życiem i wydarzeniami ostatnich dni. Środek, który podali ci agenci S.H.I.E.L.D. powoli przestawał działać, co aż nazbyt wyraźnie mówiły rany postrzałowe twojego ciała.

Gdy w oddali zobaczyliście zarys linii brzegu Szkocji, nagle poczułeś nieprzyjemne szarpnięcie i wpadłeś w wir czasowy. Doskonale wiedziałeś, co to oznacza.




Nagle znalazłeś się w wielkim pomieszczeniu z ułożonymi w dwóch rzędach łóżkami. Pod samą ścianą, na jednym z nich leżała Jessica, a wysoki blondyn w białym fartuchu zakładał jej ostatnie bandaże. Widząc cię, uśmiechnął się oschle.

- Ty też do szycia? Dopiero skończyłem z twoją koleżanką… Nie ma to jak dwie godziny składać kogoś do kupy. – mruknął. – Jestem Josh Folley, gdzieniegdzie znają mnie bardziej jako Elixir.

Zerknąłeś na Shadow. Kobieta była przytomna, jednak póki co błądziła gdzieś wzrokiem. Tuż obok jej łóżka leżało tak zakrwawione prześcieradło, że można by je wyciskać do wiader. Twoje oględziny przerwał głos Elixira.
- Więc w czym problem, Cyclops? Lorna mówiła, że trochę oberwałeś w Szwajcarii. – blondyn podszedł do łóżka naprzeciw leżącej Shadow i klepnął w nie kilka razy dłonią. – Pakuj się, zobaczymy, co da się zrobić.


Exiles

Nieprzyjemną podróż międzywymiarową Hellion zakończył solidnym pawiem. Gdy chłopak opróżniał żołądek, zdążyliście się rozejrzeć. Znajdowaliście się znów na jachcie, a słońce stało w zenicie… Choć tak naprawdę nikt chyba nie wiedział, która dokładnie jest godzina. Na brzegu basenu dostrzegliście opalającą się na leżaku Lornę. Strój bikini jak zwykle był w kolorze zielonym, tak jak i drink, który kobieta popijała. Patrząc na was uśmiechała się szeroko.

- Dobra robota, chłopcy. Nie obyło się bez problemów, ale najważniejsze, że misja została zakończona sukcesem. – powiedziała z radością w głosie. – Macie czas na odpoczynek i zregenerowanie sił. Cieszcie się, póki możecie. Jakieś pytania?
Zobacz profil autora
Noise




Dołączył: 31 Maj 2010
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 15:44, 01 Sie 2010     Temat postu:


Slice, Tahir & Hellion feat. Lorna.

Wściekłość ani na chwilę nie opuszczała Victora, a wręcz przeciwnie, jedynie wzrosła, gdy w kluczowym momencie porwał ich wir teleportujący całą grupę z powrotem na jacht. Miał Kruncha jak na widelcu, już czuł, jak łamie po kolei każdą najdrobniejszą kosteczkę w jego ciele, a na koniec własnoręcznie urywa mu głowę, lecz wtedy Lorna musiała ich zabrać z powrotem. W lewej dłoni wciąż ściskał miecz Deadpool’a i gdyby nie fakt, że raz już przekonali się wszyscy jakie mają szanse przeciw zielonowłosej Timebroker’ce, najpewniej zaszarżowałby na nią w mgnieniu oka. Miast tego postąpił kilka kroków w jej stronę i warknął.
- Gdzie jest Jessica?!
Widać było, że mutant znajduje się na granicy poczytalności, a wymawiając owe słowa miał zaciśniętą szczękę, przez co bardziej wyglądał teraz jak bestia, niż człowiek.

- Och, spokojnie, młodzieńcze. - odparła Lorna, jakby nic się nie stało, po czym upiła kilka łyków zielonego drinka. Niektórym z obecnych wydawało się, jakby napoju w wysokiej szklance w ogóle nie ubywało. - Właściwie to powinieneś mi dziękować, a nie wylewać swoją agresję na moją osobę. Gdyby nie moja interwencja, teraz mógłbyś po niej tylko płakać. - odłożyła szklanicę i spuściła na oczy ciemne okulary, do tej pory spoczywające na jej czole.

Nie miał zamiaru się uspokajać, dopóki nie odpowiedziałaby mu, co z Shadow. Jednakże nawet pomimo całej tej furii jaka wprost roznosiła go od środka zrozumiał, że Jess nic nie jest i Lorna ją uratowała. Poczuł, jak pod wpływem tej wieści poziom adrenaliny nagle spada, aż lekko zakręciło mu się w głowie, pociemniało mu przed oczyma, a w uszach zadzwoniło tak, jakby właśnie zaliczył kraksę samochodem. Przez chwilę czuł się zdezorientowany i potrzebował kilku głębszych oddechów, by móc znów sprawnie funkcjonować i odzyskać nad sobą kontrolę.
- Czy mogę o coś prosić?
Zapytał Lorny kompletnie innym tonem głosu, znacznie spokojniejszym, bardziej kulturalnym i uprzejmym.

- Zastanawiające... - Lorna uśmiechnęła się zawadiacko zerkając na Alexandra. - Najpierw zapewne chcesz mnie zabić, a teraz prosisz... Jak szybko zmienia się podejście ludzi odnośnie danej chwili i sytuacji. - westchnęła. - Ale mów... zależy o co chcesz mnie prosić...

Zignorował jej słowa, nie zamierzając wdawać się w niepotrzebne dyskusje prowadzące do nikąd. Jedyne czego teraz potrzebował, to paru rzeczy i świętego spokoju.
- Chciałbym odzyskać mój ekwipunek oraz dostać drugi z mieczy Deadpool’a, którym rzuciłem w Kruncha. Poza tym potrzebny mi jeszcze arkusz skóry płaszczki, drewno z czerwonego dębu, narzędzia do rzeźbienia w drewnie i to chyba wszystko.
Potrzebował tych rzeczy, bowiem w tej chwili mógł się zrelaksować i nie myśleć o niczym dzięki pracy, jaką byłoby oprawienie adamantytowych głowni Wilsona w nowe rękojeści.

- A czy ja ci wyglądam na kram z gadżetami, Slice? - zapytała ostro opuszczając nieco okulary i wbijając wzrok w mężczyznę. - Zobaczę, co da się zrobić. Przynajmniej jakoś znacząco przysłużyłeś się temu zadaniu, nie to co ten prostak-egoista Cyclops... No ale nieważne. - upiła drinka. - Tak swoją drogą, szybko zmieniłeś temat, gdy powiedziałam ci o Shadow... Wierz mi, gdyby nie była mi potrzebna, już dawno by nie żyła... I to po raz drugi...
Kobieta mówiła o tym tak, jakby chodziło o kupowanie bułek w sklepie na rogu ulicy.

- To ja chcę kilka dziewczyn, żebym się mógł z nimi zabawić na basenie. - wtrącił się Hellion, który najwyraźniej zdołał już dojść do siebie. Pozostali, wspólnie z Lorną spojrzeli na niego, jak na dziwaka głoszącego jakieś herezje. Julian rozłożył ręce i wzruszył ramionami. - No co? Mieliśmy się zrelaksować, tak?

- Idź pod pokład, Julian i odpocznij. To nie konkurs życzeń. - zaproponowała mu Lorna unosząc prawą brew. - Widać to słońce ci szkodzi...

- Jak zawsze... najmłodsi mają najgorzej. - mruknął niepocieszony Hellion, po czym wyminął Slice’a, Tahira i Polaris by po chwili pierdzielnąć drzwiami prowadzącymi na niższy poziom jachtu.

Gdyby sytuacja nie była tak tragiczna, a czarne myśli na temat stanu Jessici nie bombardowały co chwila umysłu Victora, to najpewniej roześmiałby się z rozbawieniem na dźwięk prośby Helliona, a nawet okazał mu swe poparcie w tej kwestii. Jednakże teraz musiał się czymś zająć, inaczej wpadłby w depresję, a nie miał zamiaru nikomu okazywać, a zwłaszcza Lornie, jak ważna jest dla niego Shadow. jeszcze Timebroker’ka gotowa byłaby wykorzystać to kiedyś przeciw nim, w końcu od samego początku zachowywała się wobec nich jak zimnokrwista suka cierpiąca na syndrom głębokiego niedopchnięcia.
- Jeśli Ci to ułatwi, to daj mi dwie godziny na targu w Tokio i nieco Yenów, a sam to załatwię. Na kramiku z gadżetami.
Odpowiedział uśmiechając się, jednakże był to uśmiech pozbawiony wesołości.

- Nie brakuje ci tupetu, Slice. - Lorna upiła drinka po raz kolejny. - Tak jak mówiłam, zobaczymy co da się zrobić. I skończ ten temat, bo mnie zaczynasz nudzić. Proponowałabym ci zacząć się relaksować, bo kolejne zadanie już niebawem. - spojrzała na swoje paznokcie, zupełnie ignorując Victora.

Tahir przez dłuższą chwilę przysłuchiwał się temu, co mówi Lorna i Victor. Zatem Jess żyje! Kamień spadł mu z serca i od razu odetchnął z ulgą. Po chwili jednak usłyszał, że Scott również przeżył. Gdy Julian wraz ze swoim niesmacznym żartem zniknął za drzwiami, Arabian Knight spojrzał na kobietę.

- Gdzie znajdę Cyclopsa?

- A po co ci on? – odpowiedziała pytaniem na pytanie kobieta.

- Powiedzmy, że mamy pewne sprawy do wyjaśnienia. Chcę z nim porozmawiać. – Arabian powiedział to tak spokojnie, że musiała uwierzyć.

- Jest na najniższym poziomie jachtu, w ambulatorium. Razem z Jessicą i Elixirem. – odparła Lorna popijając drinka. Wyglądała na taką, co się zupełnie nie przejmuje tym, co zaszło. Jakby miała kolejnych pionków na ich miejsce.

- To mi wystarczy. – mruknął Hashim, po czym wyminął zielonowłosą kobietę i skierował się w ślad za Hellionem. Póki co, należało załatwić najważniejszą rzecz, czyli przemówić temu zadufanemu w sobie bubkowi do rozumu. Albo są Exiles, albo niech spieprza…

Słysząc słowa Lorny, Slice spojrzał na Tahira, jak gdyby miał zamiar podzielić się z nim swą opinią na temat zielonowłosej kobiety, gdy usłyszał, gdzie znajduje się Jessica. Zareagował niczym rakieta, zrywając się do szaleńczego sprintu, a adrenalina znów wypełniła jego krew. Drzwi prowadzące na dolny pokład huknęły otwarte gwałtownie i odbiły się zamykając z trzaskiem za biegnącym Victorem, a on sam w zasadzie nie zbiegał po schodach, lecz skakał przez całą ich długość pędząc jak szalony w poszukiwaniu cholernego ambulatorium.
Zobacz profil autora
Epyon




Dołączył: 18 Maj 2010
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tychy
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:33, 01 Sie 2010     Temat postu:


Shadowdeath & Cyclops, feat. Elixir

- Ty też do szycia? Dopiero skończyłem z twoją koleżanką… Nie ma to jak dwie godziny składać kogoś do kupy. – mruknął. – Jestem Josh Folley, gdzieniegdzie znają mnie bardziej jako Elixir.

- Scott Summers aka Cyclops. - przedstawił się mutant, zerkając na łóżko Shadowdeath. Jess wydawała się być w kiepskiej kondycji, pomimo tego, że fizycznie wyglądała na wyleczoną.

- Więc w czym problem, Cyclops? Lorna mówiła, że trochę oberwałeś w Szwajcarii. – blondyn podszedł do łóżka naprzeciw leżącej Shadow i klepnął w nie kilka razy dłonią. – Pakuj się, zobaczymy, co da się zrobić.

- Można tak powiedzieć. Miałem trochę pecha, choć koniec końców jakoś spadłem na cztery łapy. - Scott położył się na miejscu wskazanym przez Elixira. - Długo to potrwa?

- Jak mi pokażesz, co ci się stało, to zobaczymy. - rzucił Elixir. Po chwili Scot zrzucił z siebie niemal całe ubranie, a Josh ocenił rany fachowym okiem. - Krócej, niż przy Jessice. Wygląda na to, że opłacało ci się nie pojawiać tam, gdzie była nasza ranna koleżanka, czy tak?...

- Trochę nie do końca tak to wyglądało. - Cyclops spojrzał gdzieś w bok. - Zresztą to chyba nieważne. Im szybciej weźmiesz się do pracy, tym krócej to potrwa.

- A kim ty kurwa jesteś, żeby mi mówić, co mam robić, hę? - Elixir spojrzał mu w oczy, a Scott dostrzegł, że mężczyzna jest zdrowo zdenerwowany. - Miałem być teraz na seminarium prowadzonym przez Hanka McCoy’a, ale Lorna mnie ściągnęła tylko po to, bym zajął się kolesiem, który jest niejako odpowiedzialny za stan swojej koleżanki z drużyny. A wcześniej musiałem załatać jego koleżankę - mięśnie, kości i tak dalej. Jak tu się nie wkurwić?
Josh uśmiechnął się paskudnie przedstawiając Cyclopsowi igłę chirurgiczną.
- Nie ruszaj się, będzie bolało... - mruknął bez zastanowienia, zabierając się za szycie.

- Nie mam zamiaru słuchać twoich wymówek. I nie jestem odpowiedzialny za stan kogokolwiek z Exiles, każdy działa na swój własny rachunek. - syknął lekko, gdy Josh wbił w niego igłę. - Gdzie w ogóle się znajdujemy?

- A możecie ciszej się zszywać? - jęknęła Shadow. - Łeb mnie nakurwia... Lorna mówiła, że spacjalnie musiała zrobić ambulatorium pod pokładem, więc chyba na statku...
Jessica zamknęła oczy, a jej głos był niezwykle cichy i słaby, jakby mówiła zza ściany.
- Może gdybyś był z nami, to nie musielibyśmy wysadzać Wade’a w powietrze, a mnie wraz z nim...

- Wymówek? Co ty gadasz... Chyba ci totalnie odwaliło, Summers. - mruknął Josh. - Gdyby się Jessica nie odezwała, to bym ci powiedział, że jesteśmy w dupie. Ale zachowam grzeczności na później.
Elixir skupił się na robocie. Tymczasowo.

Cyclops natomiast nie skomentował wypowiedzi Jessici ani Josha, czekał jedynie aż Elixir skończy go opatrywać.

Chwilową ciszę przerwało głośne tupanie na korytarzu, a po chwili drzwi otworzyły się z hukiem i tak samo głośno się zamknęły, gdy Slice wparował do ambulatorium. Elixir widząc co się dzieje, niezbyt dobrze nakłuł Scotta i igła powędrowała tam, gdzie nie trzeba. Chwilę potem stało się to samo, gdy za Victorem w sali pojawił się Tahir. Wyraz jego twarzy nie zwiastował świąt wielkanocnych.

- Witam panów, coś potrzeba? - uśmiechnął się Elixir, patrząc na dwóch mężczyzn.

Jessica zerknęła na Slice’a i na jej twarzy pojawił się wyraz ulgi, jakby sama jego obecność i widok mutanta poprawiły kobiecie nastój. Poruszyła ustami i tylko on, mając najczulszy słuch, usłyszał, jak Shadowdeath wypowiada “Victor”.
- Możecie się tak nie trzaskać? - dodała po chwili. - El, mogę już iść do siebie? - zapytała Josha. Zupełnie nie kojarzyła Elixira, jedynie o nim słyszała, ale nigdy nie spotkała.

- Jeśli któryś z panów cię odprowadzi. - rzucił mutant. - Nie zamierzam tu mieć żadnych scen dantejskich, a ci dwaj nie wyglądają na miło nastawionych...

- Już jestem zdrowa? - postanowiła się upewnić.

- A czujesz się zdrowa? Nie odpowiadaj... sam ci powiem. NIE! - wyrzucił z siebie blondyn. - Ale jak chcesz iść do siebie, to droga wolna. Zajrzę do ciebie później. Zabierz z sobą tych gentlemanów. - wskazał wzrokiem na Slice’a i Arabian Knight’a.

***

Cyclops

Siła wybuchu wstrząsnęła całą okolicą, a resztę dokończyły spadające resztki Big Bena. Kolejna eksplozja rozległa się na parterze siedziby brytyjskiego parlamentu.

- Co się dzieje? - zapytali nadbiegający policjanci tych, którzy byli już na miejscu.
- Braterstwo mutantów właśnie zbombardowało parlament i siedzibę MI6, do cholery! Wydział specjalny potrzebuje was na nabrzeżu. Trzeba pokierować tłumem.
Funkcjonariusze pobiegli dalej, a jeden z tych, którzy ich informowali uśmiechnął się pod nosem.
- Ira, wróć, wolimy ciebie. Cyclops, jesteśmy gotowi.

- A co z ostrzeżeniem, Quicksilver? - zapytał wściekły Summers.
- Słucham?
- Powiedzieliśmy im, że mają piętnaście minut na ewakuację, a ty odpaliłeś bomby po niecałych trzech, idioto. Zapomniałeś, że tylko ty przekraczasz barierę dźwięku?
- Nie bierzcie tego do siebie, przyjaciele. - odpowiedział ironicznie Pietro. - Jestem pewien, że Cyclops chciał pochwalić Masterminda za przekonujące przebrania i pogratulować nam wszystkim, że pokrzyżowaliśmy Blairowi plany stworzenia floty brytyjskich Sentineli.
- To nie żart, Quicksilver. Według planów Magneto to miała być bezkrwawa operacja. Wiedziałeś o tym.
- Wybacz mojemu bratu ten brak cierpliwości, Cyke. - wtrąciła się Wanda aka Scarlet Witch. - Piętnaście minut to cała wieczność dla kogoś, czyje serce bije dwadzieścia pięć razy na sekundę.
- Nie obchodzi mnie, jak szybko bije jego serce, to marna wymówka. Rany, za ten numer powinniście wracać na odludzie piechotą.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:09, 02 Sie 2010     Temat postu:


No... część drużyny i takie tam Very Happy

Jessica skinęła lekarzowi głową.
- Pójdziemy, nic tu po nas, mamy ciekawsze i ważniejsze rzeczy do roboty.

W pierwszej chwili niewiele brakowało, aby siłą rozpędu Slice pokonał resztę drogi szorując kolanami po posadzce pędząc ku łóżku, na którym leżała Jessica, lotem ślizgowym. Jednakowoż widok zabandażowanej dziewczyny sprawił, że na krótką chwilę wstrzymał oddech, tylko po to, by wypuścić go ciężko.
- Ja się nią zaopiekują.
Powiedział starając się zachowywać spokojny ton głosu, choć wiele mu do tego brakowało. W końcu jednakże zdał sobie sprawę z tego, jak musi wyglądać i po przełożeniu katany Wilsona przez pasek, podszedł do łóżka i delikatnie wziął Shadow na ręce szepcząc cicho.
- Spokojnie kochanie, zaniosę Cię do pokoju.
Mówiąc te słowa już odwracał się ku drzwiom wyjściom ruszając w ich kierunku z zamiarem opuszczenia laboratorium, a gdy przechodził koło Tahira, rzekł dyskretnie.
- Jak się będzie stawiał i zgrywał twardziela, wsadź mu sejmitar w dupę aż po rękojeść.
Jessica objęła dość niezdarnie Victora za szyję, a ręce jej się przy tym tak trzęsły, że zaraz szybko je zdjęła. Bandaże wyjątkowo ją denerwowały.

- Załatwię to, co trzeba. - rzucił Arabian ruszając w stronę Scotta. Nie zamierzał się cackać z mężczyzną, nawet mimo tego, że Jessica okazała się żywa.

Elixir stanął na jego drodze i spojrzał Arabowi srogo w twarz.
- Tutaj jest ambulatorium, a nie ring bokserski. Jak macie coś do siebie, załatwcie to później… - gdy Tahir próbował go wyminąć, Josh wciąż tarasował mu drogę.

- Lepiej zejdź mi z drogi, do ciebie nic nie mam. – mruknął Hashim, zerkając na poobijanego Summersa. – To jemu się należy… Myślał pewnie, że jest pieprzonym bohaterem. Chyba Lorna jasno ustanowiła nas Exiles! – warknął tak, by wszyscy słyszeli.

- Daj spokój, Tahir, to nic nie da, naprawdę – wtrąciła się Jess. – Słyszałam, jak pan w białym fartuchu chciał to z nim wyjaśnić, ale Scott nadal uważa, że każdy odpowiada za swoje czyny. Mówiąc krótko to moja wina, że tu wylądowałam. I to tym bardziej nasza wina, że trzeba było wysadzić Deadpoola… A właśnie, dało to chociaż coś?

- Jest teraz kupką zimnego, spalonego mięsa.
Odpowiedział jej błyskawicznie uśmiechając się lekko, z wyraźną satysfakcją wypisaną na twarzy. Deadpool dostał wszystko to, na co zasłużył.

- No i super, o to chodziło - rzuciła. - Czyli jesteś zadowolony. Czyli możemy iść się najebać jak grzeczne dzieci!

- Czyli możemy iść do pokoju żebyś odpoczęła i doszła do siebie przed następną misją. Zabawimy się po kolejnej.
Rzekł w ramach odpowiedzi tonem cierpliwym oraz pełnym spokoju. Poza tym jak już sama wiedziała, raczej nie był typem, który w poważnych sprawach, choćby takich jak ta, szedł na ustępstwa.

Tahir jedynie przysłuchiwał się słowom dwójki mutantów wciąż zerkając wilkiem na Cyclopsa. Mężczyzna był zmęczony i głodny, a skoro nie da się tego załatwić po męsku w tej części jachtu, to Hashim zamierzał poczekać na dogodniejszy moment.
- Jeszcze się policzymy, Summers. – mruknął złowieszczo do Scotta, po czym odwrócił się i szybkim krokiem opuścił ambulatorium. Co się odwlecze, to nie uciecze. W pierwszej kolejności zamierzał zjeść jakiś posiłek i solidnie wypocząć. Potem będzie myślał, co dalej…

- Jesteś nudny... - westchnęła Jessie do Victora, zerkając za oddalającym się Tahirem. - Jeszcze nie byłeś w moim pokoju, nie?
Naprawdę miała ochotę się napić i znieczulić, wszystko ją tak potwornie bolało, że ledwo to wytrzymywała w spokoju. Widać miała za swoje, przecież Moira wielokrotnie ostrzegała przed nadużywaniem mocy. Kobieta doskonale wiedziała, że gdyby nie było tam kocyka Arabiana, to byłaby już martwa.

- A ty za dużo byś chciała.
Odpowiedział jej ze śmiechem już na korytarzu, po tym jak opuścili laboratorium. Jess miała rację, jeszcze u niej nie był, ale zamierzał to nadrobić bardzo prędko, a w zasadzie już teraz. Wcześniej zorientował się, gdzie jest który pokój, toteż bezbłędnie trafił do tego należącego do blondynki i po otworzeniu doń drzwi, przekroczył próg kierując się ku łóżku, na którym ją położył.
- Jeśli pozwolisz, to pójdę się wykąpąć.
Powiedział prostujac się jednocześnie wyciągając zza paska katanę, którą położył na pobliskiej szafce.

- Przyda ci się, śmierdzisz spalenizną. - Pokazała mu język. - Tylko wróć szybko, ok?
Wyciągnęła się wygodnie, na tyle na ile pozwalały jej liczne opatrunki. Nigdzie nie było tak dobrze, jak we własnym łóżku, więc pozwoliła sobie na ciche westchnięcie ulgi. Odprowadziła Victora wzrokiem do drzwi. Miała nadzieję, że z gąbką i mydłem umie się tak samo błyskawicznie poruszać jak z katanami w walce i zaraz przyjdzie do niej. Szczerze powiedziawszy to nie miała ochoty siedzieć teraz samej w pokoju pełnym dziwnych wspomnień.
Niezdarnie sięgnęła do szafeczki przy łóżku, z której wyciągnęła Kinder Bueno White i czerwonego Powerade’a. Też się zrobiła nieco głodna.

Znikając za drzwiami do łazienki, zdążył jej jeszcze puścić oczko uśmiechając się figlarnie, po czym jego spodnie wyleciały za drzwi na środek pokoju, a te zamknęły się z trzaskiem. Po chwili do jej uszu dobiegł charakterystyczny szum spływającej wody świadczący o tym, że mężczyzna bierze prysznic.
- Back in black
I hit the sack
I've been too long I'm glad to be back
Yes I'm, let loose
From the noose
That's kept me hanging about
I keep looking at the sky
'Cause it's gettin' me high
Forget the herse 'cause I'll never die
I got nine lives
Cat's eyes
Usin' every one of them and running wild!
Rozległ się niespodziewanie wysoki, całkiem czysty śpiew mężczyzny, który zaczął pod prysznicem śpiewać jeden z najbardziej znanych utworów AC/DC.
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:12, 02 Sie 2010     Temat postu:


Lorna dała wam trochę czasu dla siebie, co każdy z was wykorzystał w zupełnie inny sposób. Cyclops i Arabian Knight wypoczywali w swoich kajutach, Slice i Shadow relaksowali się we własnym towarzystwie, a Hellion spędzał czas na basenie prowadząc jakąś ożywioną rozmowę z opalającą się Polaris. W końcu musiał powiedzieć coś niewłaściwego, bo Lorna trzasnęła go w twarz i zniesmaczona zeszła pod pokład.

Rany Cyclopsa szybko się zabliźniały dzięki interwencji Folleya, tak samo jak i obrażenia Jessici. Najwyraźniej Elixir został tu ściągnięty po to, by postawić poturbowanych Exiles na nogi, gdyż, jak już sami zdołaliście się przekonać, Polaris miała w tym po prostu swój interes. Niektórzy z was zaczęli powątpiewać w jej dziwne metody działania, jednak póki co nikt z was nie podejmował tego tematu. A Lorna, o ile była już od samego początku oschła i nieprzystępna, o tyle teraz zachowywała się co najmniej jak zgnita cytryna – kwaśna i niezdolna do „ugryzienia”.

Po niemal dobie przymusowego odpoczynku, co wszyscy z was uznali za chwilę odsapnięcia od dziwnych sytuacji, Polaris znów zebrała was na brzegu basenu. Shadow czuła się już w pełni zdrowa, tak samo jak i Cyclops. Zdolności mutacyjne Elixira działały cuda.

Zielonowłosa kobieta nie powiedziała nawet słowa, jedynie uśmiechnęła się szeroko, a wy po raz kolejny poczuliście mocne szarpnięcie. Najwyraźniej chodziło jej o to, byście zebrali się w jednym miejscu, w pełnym rynsztunku przed kolejną misją. Slice odzyskał jedynie katanę Deadpool’a, a pozostałe prośby mężczyzny Lorna po prostu, mówiąc slangiem ulicznym - „olała zimnym moczem”.

CHAPTER II: PLAYERS AND PAWNS

Skok międzywymiarowy po raz kolejny okazał się dla Helliona niezbyt przyjemny i chłopak wymalował szlaczkiem jajecznicy spory kawałek terenu przed sobą. Rozejrzeliście się wokół i przez chwilę stanęliście jak wryci – znajdowaliście się bowiem w jakimś lesie tropikalnym, nieopodal rozbrzmiewał huk niewielkiego wodospadu i wesoły szczebiot ptaków. Jeziorko po waszej prawej stronie szumiało uspokajająco, a pod taflą wody dostrzegliście niewielkie, kolorowe ryby. Mimo że wysokie konary drzew zasłaniały słońce, było niesamowicie duszno i gorąco; wyglądało na to, że Tahir jako jedyny najlepiej znosi te warunki, co nie było zresztą dla was żadną nowością. Wydawało się wam, że jesteście w raju – gdzie by nie spojrzeć, było zielono i pięknie.



Tallus zdążył was już przyzwyczaić do tego, że ma opóźniony zapłon i milczy w pierwszych chwilach kolejnego skoku wymiarowego, więc tym razem urządzenie również was nie zaskoczyło. Rozglądaliście się, w poszukiwaniu jakiejkolwiek wskazówki, gdzie się udać, jednak żadne z was tak naprawdę nie wiedziało co robić. No bo gdzie ruszyć się zostając wrzuconym w środek jakiejś puszczy? Co prawda dostrzegliście dwa piaszczyste szlaki – jeden w głąb doliny pod wami, a drugi na niewielkie wzgórze, ale póki co nie mieliście zupełnie pojęcia, w którą stronę należy iść. Zwłaszcza, że tak naprawdę musieliście czekać na rozkazy tego „zegarka”, który nadal mimo wszystko nie raczył się odezwać.

- Zajebiście. – Hellion rozłożył ręce. – Ciekawe, gdzie teraz mamy iść i co mamy zrobić? Nie cierpię być Exile… To jakaś parodia… - mruknął, po czym oddalił się od drużyny, by po raz kolejny ulżyć żołądkowi. Biedne krzaki.
Nim ktokolwiek zdążył cokolwiek powiedzieć, dziwny świst przeciął powietrze, a następnie ziemią wstrząsnął wybuch niemal centralnie w miejscu, gdzie się znajdowaliście. Arabian Knight i Cyclops wpadli w krzaki, Slice zaliczył bliskie spotkanie z piaszczystym szlakiem, a Shadow zniknęła pod wodą.

Chwilę później pojawili się wasi przeciwnicy. Najpierw ujawniła się kobieta.



Dopadła do Helliona i wgryzła mu się w szyję niczym wampirzyca z tanich horrorów. Chwilę później widzieliście jak smakuje krwi młodziana. Julian krzyknął, po czym skóra jego ciała zmieniła barwę na ziemistą – Tahir dostrzegł, że w oczach chłopaka nie było już życia. Próbowaliście zareagować, ale waszą uwagę skupił po chwili czerwony olbrzym, który pojawił się nie wiadomo skąd, tuż przed wami. Przypominał znanego wam z waszych wymiarów Hulka.



- Zajmij się nimi, Daredevil. Ja mam sprawy do załatwienia. – rzuciła kobieta.
- Nie ma sprawy, Blade. – czerwonoskóry mruknął głębokim basem. Zacisnął pięści i pokręcił głową nastawiając kark. – Z przyjemnością dam nauczkę tym suczym synom!

Nie zastanawiając się długo, klasnął w dłonie, a fala uderzeniowa jaka powstała posłała was kilka metrów w tył.
- Daredevil was zmiażdży! – warknął, nabierając prędkości. Rzeczywiście, widząc jego gębę stwierdziliście, że nie był w nastroju do rozmowy.

Slice i Cyclops dostrzegli kątem oka jak jakiś mężczyzna wydobył Jessicę na sporej wielkości kamień wewnątrz jeziora i próbował ją ocucić. Metodą usta-usta... Póki co jednak, chyba obaj mutanci mieli inne sprawy na głowie. Warczący wielkolud zmniejszał dystans z każdą chwilą, łaknąc krwi…
Zobacz profil autora
Evandril




Dołączył: 30 Lip 2008
Posty: 96
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 23:46, 02 Sie 2010     Temat postu:


Tahir „Arabian Knight” Hashim

Arab nie zamierzał się angażować w jakieś scysje na jachcie, zwłaszcza, jeśli Cyclops nie był w pełni sił – wolał poświęcić czas wolny na bardziej konstruktywne działania, czyli regenerację sił i zjedzenie obfitego posiłku. Obie te rzeczy przyszły z niejaką łatwością, poza tym Tahir unikał w tym czasie pozostałych członków drużyny. Mężczyzna potrzebował się wyciszyć, uspokoić emocje, nabrać dystansu do niektórych rzeczy. Przede wszystkim potrzebował zostać sam na sam z Allachem – on jeden wiedział, co czeka go w najbliższej przyszłości…

Dwadzieścia cztery godziny podziałały jak złoty środek – muzułmanin odzyskał siły, czuł się jak nowonarodzony. Gdy Lorna wezwała ich na pokład, podświadomie czuł, co się kroi. Widząc Slice’a, wyrzucił sobie niemal z miejsca, że nie zapytał nawet o stan zdrowia swego brata krwi… Choć, sądząc po jego zachowaniu i wyrazie twarzy, zapewne czuł się dużo lepiej niż Arab. Może ostatnio za dużo było różnych emocji i po prostu nie było chwili, żeby zamienić choćby dwa słowa? Z drugiej strony odczuł, że Victor jakoś nie zabiega o to, by rozmówić się z Tahirem, skupiając swą uwagę na Jessice. Tahir to szanował, w końcu kobieta jest najważniejsza i sam dobrze o tym wiedział. Miał tylko nadzieję, że początkowe porozumienie, złapanie wspólnego języka, nie rozmyje się, niczym mgła w słoneczny poranek.

* * *

Transfer czasoprzestrzenny Arabian przyjął ze skrzywieniem na ustach. Wciąż czuł karuzelę w żołądku, jednak tym razem to Hellion dał upust tej przejażdżce. Hashim rozejrzał się po okolicy – ptaki śpiewały, wokół dominowała zieleń i cisza. Cisza, która była aż nazbyt podejrzana. Nim zdążył odezwać się do kompanów, nastąpił wybuch, który odrzucił go w pobliskie krzaki.

Dzwoniło mu w uszach, gdy wygrzebał twarz z jakiejś paprotki i dostrzegł podnoszącego się Summersa. Gdyby nie to, że coś go powstrzymywało, był to ewidentnie dobry moment na załatwienie zaległych spraw z Cyclopsem. Ale nie mógł tak postąpić. Nie teraz. Tak nie działał prawdziwy wojownik, za którego z dziada pradziada uważano Arabskich Rycerzy. Hashim poderwał się na równe nogi dobywając swego sejmitara. Rozejrzał się, a dywan zatańczył wokół niego. Nigdzie nie widział Jessici.

Po chwili pojawiła się jakaś biała kobieta, która wgryzła się Hellionowi w szyję. Tahir zmarszczył brwi widząc, jak chłopaka opuszczają siły witalne – dla niego nie było już z pewnością pomocy. Na biegu przypomniał sobie jak poprzedni Arabian, jego ojciec, opowiadał mu o wampirzych władcach, którzy czekają tylko na odpowiedni moment, by zaatakować. Ona nie wyglądała na władczynię, ale zrobiła to, co zapewne miała zrobić – uszczupliła szeregi Exiles…

Tahir zacisnął mocniej dłoń na rękojeści swego sejmitara i rozejrzał się po okolicy. W pierwszej chwili ucieszył się, widząc, że ktoś wyciągnął Shadow z wody, z drugiej strony nie miał czasu, by dalej obserwować sytuację na środku jeziora, gdyż pojawił się przed nimi Hulk.

Tylko dlaczego ta kobieta, na którą on mówił „Blade”, nazywała go „Daredevil”?. Czyżby kolejna pokręcona rzeczywistość do której trafili po raz kolejny ściągała ich do parteru pokazując ich miejsce w szeregu? Tym razem pseudonimy nie były najważniejsze, należało się wycofać, póki była na to szansa. Fala uderzeniowa Hulka posłała go w tył, Arabian wykonał fikołka w powietrzu i zaorał piaszczysty trakt kilka metrów w tył z trudem łapiąc równowagę.

- Nie ma sensu z nim walczyć! – Tahir najpierw machnął swoim sejmitarem, posyłając półksiężyc energii w „Daredevila”, a następnie gestem dłoni wezwał swój dywan. – Cyclops, uderz w niego pełną mocą, musimy się stąd wyrwać.

Jeśli udało im się przystopować czerwonego olbrzyma, Arabian Knight wskoczył na dywan i zabrał z sobą Cyclops’a i Slice’a. Miał zamiar polecieć nad wodę i zgarnąć Jessicę, a potem wyrwać się w jakieś bezpieczne miejsce by przemyśleć całą sytuację. Coś tu było zdrowo popieprzone, miał nadzieję, że Tallus odezwie się lada moment…
Zobacz profil autora
Epyon




Dołączył: 18 Maj 2010
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tychy
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:55, 04 Sie 2010     Temat postu:


Cyclops

- Wyglądasz na zmartwionego, Cyclops. - Magneto stał na szczycie schodów, ale zamiast po nich zejść, to korzystając ze swojej mocy uniósł się tuż nad ziemię i wylądował obok znajdującego się na dole Scotta.
- Chodzi o Londyn. - odpowiedział mutant z czerwonymi okularami.
- Quicksilver ma nadzieję, że te pokazy okrucieństwa zbliżą nas do siebie. Ale obawiam się, że jest dokładnie odwrotnie. - stwierdził Eric. - Człowiek jest jedynym zwierzęciem, które czerpie przyjemność z cierpienia innych. Homo superior kochają wszystkie żywe stworzenia.
- Także te, które są teraz zdrapywane ze ścian w Londynie?
- Wiem, że to trudne, ale działając dla Weapon X nie miałeś wyboru, podobnie jak my teraz. - mężczyźni wyszli na zewnątrz budynku i zaczęli spacerować po mieście mutantów zbudowanym na Odludziu. - Musisz nabrać dystansu i spojrzeć na sprawy w szerszym kontekście. Czasem dla wyższego dobra nawet najlepsi z nas muszą robić obrzydliwe rzeczy. Ten świat ma ponad pięć miliardów lat. A gatunek homo sapiens potrzebował zaledwie dwustu na stworzenie sobie środowiska, w którym przetrwa jeszcze góra kilkadziesiąt lat. Wynaleźli wojnę. Napisali podręczniki tortur. Wszyscy moi krewni zostali zagazowani, zastrzeleni albo spaleni żywcem podczas jednego z okresowych wybuchów ludobójstwa. U podstaw człowieczeństwa leży poważna niedoskonałość. Zastąpienie ich przy najbliższej okazji to nasza powinność. Można nawet powiedzieć, że jako bardziej inteligentna rasa mamy moralny obowiązek to zrobić.
Magneto zrobił krótką pauzę.
- A przy okazji, wpadasz dziś na organizowany przez Scarlet Witch wieczorek poetycki?
- Chyba tak. Tylko co to jest ten epsilon-omega? To jakiś język, w którym będą czytane wiersze?
- To alfabet mutantów. Chciałbym, żeby do czasu letniego przesilenia wszyscy tutaj zaczęli się nim posługiwać. Wiesz, że bardzo jej się podobasz? Powiedziała mi, że po wszystkim planuje cię uwieść. - Magneto uśmiechnął się lekko pod nosem, jednak po chwili znów przybrał poważny wyraz twarzy. - Jeszcze jedno, Cyclops.
- Tak?
- To zabrzmi może dziwnie, ale jeśli wieczorem pojawi się Quicksilver... czy mógłbyś uczynić mi przysługę i nazwać mnie w jego obecności ojcem?

***

Cyclops wyszedł z ambulatorium w o wiele lepszym stanie, jednak w kiepskim humorze. Wciąż myślał o słowach Xaviera i swoim zachowaniu w stosunku do reszty Exiles. Gdy wszedł do swojej kajuty, której wygląd w żadnym wypadku się nie zmienił, pierwszym co wpadło mu w oczy był nowy szufladowiec, który po chwili wyparował w czerwonych promieniach wystrzelonych z gniewnych oczu.



***

Okolica w której się znaleźli była niczego sobie, ale nie zapowiadało się na sielankę. Chwilę po przybyciu na miejsce, Scott odleciał w krzaki w wyniku fali uderzeniowej, a gdy się z nich wygrzebał, Hellion był już martwy. Zanim Cyclops zdążył zareagować, z donośnym grzmotnięciem przed nimi wylądował czerwony Hulk. W trakcie krótkiej wymiany uprzejmości między wampirzycą i olbrzymem, Summers dojrzał, że ktoś nieznajomy zajął się Jessicą, a jego działania wyglądały co najmniej dwuznacznie.

Gdy Arabian Knight zaatakował, Cyclops przyłączył się do próby powstrzymania gamma-monstrum silną wiązką promieni optycznych, które najpierw wycelował w Rulka, zaskakująco zwanego tutaj Daredevilem, a potem w okoliczne drzewa, by zwalić je na jego głowę.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:31, 04 Sie 2010     Temat postu:


Slice & Jess

Po nieco ponad dwóch godzinach spędzonych w objęciach Victora Jessica czuła się niezwykle odprężona, choć nadal dość obolała. Starali się nie szaleć, ale i tak część bandaży się poluzowała. Kobieta miała przeczucie, że Elixir nie będzie zbyt zadowolony, gdy przyjdzie ją odwiedzić. Póki co jednak nie rozmyślała za bardzo nad tym. Teraz była ważna chwila oraz leżący obok niej Alexander, w którego ramię wtulała się z całych swoich wątłych sił. Trochę mu się dziwiła, czemu nic sobie nie robi z ryzyka ciąży, ale widać nie musiał.
- Vic? - zagadała do mężczyzny. - Wiem, że to pytanie jest raczej dziwne i zapewne nie na miejscu, ale... czy ty jesteś mutantem? - zapytała, zerkając na niego spod przymkniętych powiek. Nie miała siły trzymać oczu otwartych, a z każdą chwilą robiła się coraz bardziej senna.

Slice wyglądał na nieziemsko wręcz zrelaksowanego, a przy tym nieco rozleniwionego i sennego. Organizm mężczyzny domagał się mimo wszystko choć odrobiny snu, a ciepło ciała Jessici oraz jej bliskość wcale nie sprzyjały pozostawaniu w stanie sprawności umysłowej. Nawet jej pytanie nie wydawało mu się zbyt dziwne, toteż leżąc z zamkniętymi oczyma odpowiedział jej mrukliwym głosem.
- Tak, jestem. A czemu miałbym nie być?
Mimo wszystko ciekawiło go, co też takiego kierowało Shadow, że go o to zapytała.

- Tak się tylko zastanawiałam - rzuciła, przykrywając ramię milutkim, pluszowym kocem. - Nie wszyscy obdarzeni mocami są mutantami. I chyba sam dobrze o tym wiesz... Byłam ciekawa i tyle.
Ziewnęła, przetarła oczy i ułożyła wygodnie na poduszce. Część kołdry leżała na podłodze, trzy z siedmiu poduszek tak samo. Obok tego znajdowały się strzępki ubrania Jessici, które Victor tak ładnie rozciął nożem.
- Cholera, lubiłam te spodnie - westchnęła kobieta, przypominając sobie o swoich ciuchach. Odpowiedział jej jedynie spokojny i równy oddech Slice’a, który właśnie zasypiał. - Pięknie. To sobie pogadaliśmy - mruknęła do siebie. - Kolejny facet, któremu zależy tylko na seksie.
Na twarzy Jessici pojawił się lekki grymas, ale po chwili pokręciła głową i doszła do wniosku, że przynajmniej mają jasną sytuację. I unikną niepotrzebnych komplikacji w stylu “miłość”, “zaręczyny” i “rozmyślenie się”.

- Mhmmmm...
Zdążył jej jeszcze mruknąć w odpowiedzi, nim zasnął na dobre. Co prawda resztkami świadomości słyszał ostatnie słowa Jess, lecz był zbyt zmęczony, by chociaż odpowiedzieć, nie mówiąc o dłużej dyskusji. Co się zaś tyczy uczuć, to Victor nie był osobą otwarcie mówiącą o tym, co czuje, lecz gdyby już został przyciśnięty do ściany, Shadow z całą pewnością byłaby mocno zaskoczona.

Obudził się przed nią, a nie chcąc budzić kobiety, delikatnie wyswobodził się z jej objęć i zostawił karteczkę z napisem “Będę na basenie :*”. Potem zebrał swoje rzeczy i poszedł się przebrać do siebie, aczkolwiek kiedy już znalazł się na miejscu, coś go podkusiło i chwycił za nieużywaną od dawna maszynkę do golenia. Efektem było całkowite pozbycie się zarostu z twarzy i jedna, jedyna myśl “Czy Jessie się to spodoba?” W każdym bądź razie ogolony Slice poszedł na basen chcąc się nieco zrelaksować przy drinkach i wodzie.

Jakieś pół godziny później Jessica również się obudziła i poczuła dziwnie, gdy Slice’a nie było obok. To tym bardziej przekonało kobietę w jej przypuszczeniach, aczkolwiek ta teoria została nieco zachwiana przez karteczkę.

Z trudem zwlekła się z łóżka, przebrała w pierwszy lepszy kostium i poczłapała na pokład. Zastanawiała się, czemu nadal wszystko ją boli, więc w połowie drogi zawróciła, by udać się do ambulatorium.
- El, jesteś tu? - zapytała, pukając i zaglądając przez lekko uchylone drzwi. Oczywiście mężczyzna siedział tam, zajęty jakimiś papierami rozrzuconymi na biurku, lecz gdy usłyszał jej głos, skinął dłonią, by weszła. - Pomyślałam, że sama zajrzę, bo idę posiedzieć w basenie.

- Dobrze zrobiłaś. - odparł chłodno mężczyzna, zerkając znad papierów. Odłożył dokumenty na bok i zaprosił gestem dłoni Jessicę na łóżko. Przez dłuższą chwilę oglądał ją, uciskając tu i tam, a także zadając medyczne pytania. W końcu przejechał dłonią po twarzy i rzekł.
- Wszystko w porządku, moje zdolności działają na ciebie szybciej, niż normalnie. Interesujące.

- Ja w ogóle się szybko regeneruję, zwłaszcza siły i energię - odparła blondynka. - To nie pierwszy raz, że nieco przesadziłam ze swoimi mocami, zwłaszcza w Exiles. Choć jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło odnieść normalne, fizyczne obrażenia. Zwykle tylko byłam potwornie zmęczona i krwawiłam nieco z nosa... Scotta już nie ma? - zmieniła temat.

- Nie, poszedł do siebie. Nie był w zbyt dobym humorze, no ale to nie moja sprawa. - rzucił do kobiety. - Masz jeszcze jakąś sprawę do mnie? Muszę posiedzieć nad papierkami.

- Nie - potrząsnęła energicznie głową. - To wszystko. Przykro mi... i dziękuję. W ogóle, za całokształt...
Uśmiechnęła się nieznacznie, po czym skierowała na górę, by dołączyć do Victora i spędzić z nim resztę “urlopu”. Rozmyślała, czemu wciąż była obolała, skoro stwierdził, że jest “w porządku”. Może to po prostu były zakwasy po dwóch godzinach w łóżku z mutantem?

Wyszła na pokład i zmrużyła oczy, gdy słońce wraz z gorącym powietrzem uderzyły ją w twarz. Rozejrzała się, szybko dostrzegając Slice’a i postawiła szeroko otwarte oczy. Podeszła do niego błyskawicznie, wciąż gapiąc się na Victora jak zauroczona.
- Mój boże, Alex, ależ ty zajebiście wyglądasz! - wypaliła w końcu. Nie mogła oderwać oczu od mężczyzny.



Victor wyszczerzył zęby w szerokim, czarującym uśmiechu i mrugnął zawadiacko do Jessici. Miał pewne obawy, czy spodoba jej się jego wygląd, lecz najwyraźniej były one bezpodstawne i wszystko było w jak najlepszym porządku.
- Cieszę się, że Ci się podoba.
Odpowiedział, po czym upił nieco drinka stojącego przy brzegu basenu i wyszedł z wody. Woda ściekała po jego muskularnym ciele, przez co ktoś zazdrosny mógłby powiedzieć, że chyba celowo szpanował swoim wyglądem. Prawda jednak była taka, że nie bardzo miał przed kim to robić. W każdym bądź razie mutant przyciągnął Shadow do siebie i pocałował ją, a następnie potarł gładko ogoloną brodą o jej szyję śmiejąc się cicho.
- Chcesz popływać, czy wolisz powylegiwać się w jacuzzi?

- Słucham? - zapytała wyrwana z rozmyślań, po czym zapatrzyła się w jego wciąż śmiejące się oczy. - Wooow... - wyszeptała.
Przez dłuższą chwilę ciężko jej było zejść na ziemię i zacząć myśleć, w końcu jednak zebrała się w sobie.
- Co zechcesz - odparła. - Powiedz, czy najprzystojniejszy facet na tej łajbie zaprosi mnie na kolację i potem do swojej kajuty? - zapytała, wciąż nie mogąc oderwać od niego oczu.

- Jeśli pani sobie zasłuży...
Odpowiedział z dwuznacznym uśmiechem, po czym oderwał się od Jessie i zrobił dwa kroki w tył patrząc na nią. Choć nie mówił nic, nie mógł się nacieszyć jej widokiem, bowiem w kostiumie kąpielowym wyglądała wręcz oszałamiająco i bez skrępowania mógł siebie nazywać szczęściarzem.



Kobieta uśmiechała się szeroko i wyglądała na niezwykle zadowoloną. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie zrobić by salta w tył skacząc do basenu, lecz powstrzymał się przed tym i miast tego po prostu sięgnął po drinka. Uśmiechając się szelmowsko, bez słowa ruszył w stronę jacuzzi, by zaznać nieco relaksu.

* * *

Wieczorem zjedli razem kolację i Shadow nawet wyciągnęła na tę okazję jakąś ładną sukienkę z szafy.



Sporo rozmawiali, a potem poszli do Victora i Jess była mile zaskoczona jego pokojem. W porównaniu do tego, co Scott miał u siebie w kajucie, sypialnia Slice’a prezentowała się okazale jak jakiś hotel z najwyższej półki.
- Jesteś zajebisty - blondynka szepnęła mężczyźnie do ucha, ocierając się o nie nosem. - Idealne połączenie zajebistości - uśmiechnęła się szeroko. - Charakter, umiejętności i wygląd. Nie mogłam lepiej trafić.
Nie mogła się również od niego oderwać przez cały wieczór i co chwilę podkreślała, jak bardzo jej się podoba taki ogolony. Bo rzeczywiście wyglądał świetnie, choć już wcześniej uważała, że jest niezwykle przystojny. W końcu jednak komplementy się urwały, gdyż nieco zawstydzona swoim zachowaniem blondynka doszła do wniosku, iż chyba trochę przesadza i zachowuje się głupio.

* * *

Kolejna rzeczywistość przypadła Jessice do gustu i przez chwilę się nawet zastanawiała, czy czasem Lorna nie wysłała ich na wakacje. Szybko jednak przekonała się, iż to jedynie złudne nadzieje, gdy zostali zaatakowani, a ona wylądowała w wodzie. Przez chwilę nie wiedziała, gdzie znajduje się powierzchnia jeziora i jak ma z niego wypłynąć. W ogólnym chaosie bąbelków powietrza straciła orientację, bojąc się, że zacznie płynąć w dół. Postarała się uspokoić i pozwolić, by zgromadzone w płucach powietrze wypchnęło ją do góry. Gdy już zaczęła wypływać, ktoś złapał ją w pasie i wyciągnął na niewielką wysepkę. W pierwszej chwili myślała, że to pewnie Slice.

- Nie musisz się niczego lękać, cherie. Nazywam się Remy Etienne LeBeau i jesteś w najlepszych rękach, w jakich tylko mogłaś się znaleźć. - wyrecytował niemal jednym tchem mężczyzna, a Jessica postawiła oczy, bowiem ten jegomość nie był ani trochę podobny do Gambita, którego znała. Ba, gdy tylko odzyskała całkowicie jaźń dostrzegła, że gentleman, który trzyma ją w ramionach, wygląda jak Namor z jej rzeczywistości. Yukk!



- Trzymaj łapska przy sobie i mordę też! Nie trzeba mnie już cucić ani nic z tych rzeczy! - krzyknęła oburzona, wyrywając się z jego objęć. - No zostaw mnie!

- Nie musisz być taka brutalna, cherie. To na pewno zrządzenie losu nas połączyło. - mężczyzna chwycił ją w talii i wygiął nieco w tył na kamieniu pochylając się nad nią. - Myślę, że mimo wszystko powinnaś się zachowywać jak przystało na prawdziwą damę. Pozwól mi posmakować swojego pate... Spróbuj mojego vichesouix... - poruszał eneregicznie brwiami, patrząc jej prosto w oczy.

Nagle kobiecie przypomniała się taka bajka ze skunksem...
- Spierdalaj! - warknęła i kolanem wyprowadziła cios w krocze.

- Jesteś taka seksowna jak się złościsz. - zapiał Gambit. - Uratuję cię, nie lękaj się, cherie...

- SLICE!!!!! - zawołała, ale mężczyźni chyba byli czymś bardzo zajęci. Nawet nie była w stanie zobaczyć, z kim walczą, bo była tak oblegana przez napalonego “Gambita”. Próbowała zamienić się w dym i jakoś wybrnąć spomiędzy ramion swojego “wybawcy”, jednak nie była w stanie, co zapewne spowodowały ostatnie wydarzenia z Deadpoolem.
- Już mnie uratowałeś, a teraz mnie puść! Muszę pomóc moim przyjaciołom! - jęknęła, powoli tracąc nadzieję na możliwość oswobodzenia. - Puść mnie, to dostaniesz buziaka - próbowała go jakoś przekupić.
“To dostaniesz w łeb!” - pomyślała.

- Uwielbiam takie twarde kobiety. - rzucił patrząc jej hardo w oczy. - Nie lękaj się, obiecuję, że nic ci się nie stanie, cherie... - próbował ją pocałować po raz kolejny, a mutantka wciąż go odpychała od siebie na długość swych ramion. - Zabiorę cię w bezpieczne miejsce, zaufaj mi...

- Sam się, kurwa, zabierz stąd! - wypaliła, krzywiąc się i odsuwając głowę najdalej jak tylko mogła. - Nie jesteś Gambitem, znam go. I nawet on nie był tak nachalny!
Jessie wzdrygnęła się. Spotkali już dwóch odpowiedników jej ex-faceta, ale ten był jakąś wyjątkowo nieudaną wersją. I do tego śmierdział rybami.

- Niemożliwe, ja jestem tylko jeden, Soleil. - rzucił hipnotycznym głosem. Szkoda tylko, że jego umiejętności nie działały na Jessicę. Gdy chciał ją pocałować, Shadow wciąż próbowała się oswobodzić. Nie była w stanie nawet przywołać dymu, co jeszcze nigdy jej się nie zdarzyło...
Zobacz profil autora
Noise




Dołączył: 31 Maj 2010
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 20:11, 05 Sie 2010     Temat postu:


Slice('n'dice)

Trzeba było przyznać, że tym razem Lorna rzuciła ich w wyjątkowo malowniczą scenerię, która była fantastycznym u pięknym przeciwieństwem tego, co zazwyczaj obserwowali tuż po skoku. Mimo całej swej słabości do takich widoków, w umyśle mutanta niemal natychmiast zapaliła się czerwona lampka, za sprawą jego podświadomości. Jeszcze jako żołnierz sił specjalnych spędził nieco czasu w dżunglach Ameryki Południowej i nie miał z tym związanych zbyt miłych wspomnień. Poza cholernymi oddziałami Guerilla, sama dżungla była nie lada wyzwaniem i stawiała na każdym kroku niebezpieczne przeszkody w postaci swej morderczej fauny i flory. Ponadto, skoro skierowano ich tutaj, to znaczyło, że coś było na rzeczy, a zazwyczaj tuż po ich przybyciu następował... atak.

Nie zdążył nawet pocieszyć biednego Helliona, skupiony całkowicie na osobie Jessie będącej jego oczkiem w głowie, gdy nagle jakaś eksplozja rozrzuciła ich wokół niczym szmaciane lalki. Uderzenie w piaszczysty piach sprawiło, że wojownik błyskawicznie zamknął oczy i usta oraz wstrzymał oddech, by piasek nie dostał się do nich, po czym błyskawicznie zerwał z ziemi dobywając swych katan. Nie zdążył ich jednak użyć, bowiem najpierw "coś", co wyglądało na wampira zabiło Helliona, a potem czerwone monstrum ponownie sprawiło, że stopy Victora straciły kontakt z gruntem, a on sam wyrżnął plecami w pień drzewa odbijając się od niego i upadając na kolana. Pozbierał się po prostu błyskawicznie, chcąc przypuścić szybki atak na tę kupę mięśni, lecz widok Shadow i jakiegoś typa przykuł jego uwagę. Poza tym Tahir i Cyclops doskonale się zgrywając (NARESZCIE!), zajęli się Daredevilem, a on co najwyżej mógł oberwać drzewem, promieniami Summersa lub wiązką plazmy z sejmitara Knighta. W ogólnym harmidrze udało mu się usłyszeć rozpaczliwy krzyk Shadow i nie wiele myśląc, ruszył jej na pomoc. Kimkolwiek by nie był ten dziwny gość, śmierdział rybą i wcale, ale to wcale nie podobało mu się to, w jaki sposób wołała go blondynka. Plan był prosty - dopaść, związać walką kontaktową i posiekać na plasterki.
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 13:44, 08 Sie 2010     Temat postu:


Exiles

Powstrzymać czerwonego olbrzyma było łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Uderzenie energii sejmitara Knighta jedynie co najwyżej mogło połaskotać Daredevila, gdyż ten nawet nie zwolnił. Promienie Cyclopsa nieco go przystopowały, ale to i tak było zbyt mało. Wysokie drzewo ścięte wiązką optyczną roztrzaskało się na muskularnym karku wielkoluda dekoncentrując go tylko na moment, a za chwilę rozwścieczając do granic możliwości.

Plan Tahira zapewne by się powiódł, gdyby nie fakt, że Slice zamierzał zrobić coś zupełnie innego, czyli ratować swoją damę w opresji. Arabian Knight zgarnął Cyclopsa na swój dywan w momencie, gdy Hulk uderzył w ziemię swoimi wielkimi pięściami wywołując niewielkie trzęsienie ziemi i falę uderzeniową. Dywan Tahira stanął dęba utrzymując ich przez chwilę w dość bezpiecznej odległości i pozycji, natomiast Slice zachwiał się i padł na twarz wprost do niewielkiej sadzawki, która łączyła się z jeziorem.

Daredevil był już wystarczająco blisko by zająć się podnoszącym się do pionu mężczyzną, gdy nagle niebo przeciął promień białej energii ogarniając Cyclops’a, Arabiana i Slice’a. Chwilę później już ich nie było – pozostawiony sam na placu boju, rozwścieczony olbrzym ruszył w stronę Jessici i Gambita. Remy nie czekając na to, co powie dziewczyna, zniknął z nią pod wodą, całując wcześniej, by zapewnić jej odpowiednią ilość powietrza.


Shadowdeath



Podróż pod wodą była mimo wszystkich okoliczności, jakie do tej pory wystąpiły - urzekająca. Tak pięknej fauny i flory nie widziałaś już dawno. Nawet nie musiałaś płynąć – mężczyzna, który wyglądał na Namora trzymał cię mocno w ramionach i przemieszczał się głęboko pod wodą niczym najsilniejsza ryba. Widziałaś, jak wpływacie pod wodospad, przemieszczając się wąskimi tunelami między porośniętymi wodnym mchem skałami. Podwodna podróż trwała zadziwiająco krótko i po chwili wypłynęliście na powierzchnię. Niewielkie jeziorko, zapewne po drugiej stronie wodospadu zamykały te same wysokie drzewa, które widziałaś niedawno. Wyszliście oboje na piaszczysty brzeg, a Gambit uśmiechnął się lekko.

- Jak ci się podobało, cherie? Może chcesz jeszcze popływać? – zatrzepotał brwiami. – Nie wiem jak to możliwe, ale w pływaniu jestem prawdziwym mistrzem… A ten czerwony brzydal nie powinien nam już przeszkadzać. Odpocznij chwilę i będziemy się zbierać…

Uśmiechnął się szeroko, po czym usiadł obok ciebie zamyślając się nad czymś. Wyglądało na to, że albo celowo nie wspomniał o twoich towarzyszach, którzy gdzieś zniknęli, albo po prostu go to nie obchodziło.


Arabian Knight, Cyclops, Slice

Nie wiedzieliście, co się stało, ale teraz nie było to najważniejsze. Znajdowaliście się bowiem w przestronnym pomieszczeniu, wyglądającym na jakiś salon w pałacu. Pięknie wykonane meble i ornamenty na ścianach dopełniały wyjątkowości tego miejsca, tak samo jak misternie wykonany żyrandol wiszący nad waszymi głowami.


Przez dobrą chwilę patrzyliście po sobie, jakby próbując wyczytać z własnych twarzy, co się wydarzyło. I gdzie była Jessica? W końcu wielkie, dwuskrzydłowe drzwi na jednej ze ścian otworzyły się i w salonie pojawiły się dobrze znane wam twarze.

- Sprowadziłem ich, tak jak kazałaś, Jean. – powiedział mężczyzna wyglądający jak Cable.
- Świetnie się spisałeś, Nightcrawler. – odparła kobieta, która fizjonomią przypominała Storm.
- Coś jeszcze?
- Póki co, dziękuję. Musimy porozmawiać. – białowłosa usiadła na jednej z kanap i gestem dłoni nakazała wam się rozgościć. Cable/Nightcrawler natomiast zamknął za sobą drzwi i stanął z założonymi rękoma tuż obok kobiety.

- Przepraszam, że ściągnęłam was tutaj w tak dyskretny sposób, ale nie sądziłam, że będziesz chciał pojawić się tu osobiście, drogi mężu. – Storm/Jean Grey spojrzała na Cyclopsa i posłała mu szeroki uśmiech.
- Kopę czasu minęło, Havok. – odezwał się Cable, uśmiechając lekko. – Dobrze znów cię widzieć w jednym kawałku... Was też, chłopaki.
- Cieszę się, że przyprowadziłeś z sobą Taskmastera… – spojrzała na Slice’a. – … i Moon Knighta. – skinęła głową Tahirowi. – Z pewnością się przydacie, gdyż zadanie nie będzie łatwe.

Storm podniosła się z kanapy i podeszła do Scotta splatając dłonie na jego karku.
- Cieszę się, że jesteś. Tęskniłam. – powiedziała, po czym namiętnie pocałowała zupełnie zaskoczonego Summersa.

W tym momencie, jak na zawołanie (po raz kolejny zresztą) odezwał się Tallus. Arabian Knight przeczytał w myślach treść zadania i pokazał wyświetlacz pozostałym towarzyszom.
Wiadomość brzmiała: „Uratować Alexandrię i odnaleźć Namora”.
Zobacz profil autora
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 11, 12, 13  Następny

 


Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach