Wysłany: Pon 20:44, 09 Sie 2010
Temat postu:
Lucanor Polwarth, Jasper Forks & Vivian
Lucanor kończył się pakować, gdy do pokoju weszła ładna, młoda dziewczyna o krótko przystrzyżonych czarnych włosach i filigranowej budowie ciała.
- Miło było cię gościć. – powiedziała, opierając rękę na jego ramieniu.
- Naprawdę dziękuję za wszystko, Tam. – uśmiechnął się Polwarth, a następnie przytulił kobietę. – Mam nadzieję, że kiedyś też mnie odwiedzisz.
Oboje zeszli na parter rozmawiając i wspominając studenckie czasy.
- Na pewno nie zostaniesz na dłużej? – zapytała Tamara.
- Obawiam się, że to niemożliwe. W ostatnich listach ojciec pisał, że czuje się coraz gorzej. Od dwóch lat władzę przejął Revan, który będzie potrzebował głosu rozsądku, na który nie może liczyć ze strony matki.
Przyjaciele zasiedli do stołu, a po kolacji siedzieli jeszcze długo przy kominku, gdzie wygrzewał się Blue. Nad ranem mężczyzna osiodłał gniadosza i załadował swój ekwipunek.
- Do zobaczenia. – powiedział, gdy dosiadł konia i delikatnie dotknął policzka Tamary. – Będę tęsknił.
***
Szlachcic ubrany w bogaty, brązowy płaszcz i wysoki kapelusz z szerokim rondem podróżował samotnie już od kilku dni. Zmierzał na północ w stronę Morza Szponów, a jego jedynym towarzystwem były gniady koń i czarna pantera, która przemykała gdzieś wśród leśnego gąszczu, raz wychodząc prawie na trakt, raz kompletnie znikając między drzewami. Niebo powoli szarzało, a nadchodzące chmury nie wróżyły niczego dobrego. Podróżnik popędził wierzchowca do lekkiego cwału, ale zwierzę jakby opierało się woli jeźdźca.
- Spokojnie, to tylko burza. – mężczyzna dotknął szyi konia, który prychnął niespokojnie.
Gdy rozpadało się już na dobre, a gdzieś w oddali niebo przecinały błyskawice, między drzewami dostrzegł światło padające z dwóch okien niewielkiego domku stojącego na pobliskiej polanie. Zdecydował się podjechać bliżej, by poszukać schronienia i okazało się, że chyba dobrze trafił, gdyż nad drzwiami wisiał szyld przedstawiający zająca, co oczywiście oznaczało karczmę. Chwilę potem z gęstwiny wyłoniła się pantera, która w biegu prześcignęła jeźdźca i zatrzymała się na zadaszonym ganku, by otrzepać futro z wody.
Mężczyzna wprowadził konia pod dach, gdzie znajdowało się koryto z wodą i trochę siana oraz przywiązany już przez kogoś wcześniej kuc. Zsiadł z niego i przywiązał do drewnianego płotka, ściągnął część ekwipunku, którą zarzucił sobie na ramię oraz odpiął szablę. Następnie przebiegł w stronę głównego budynku. Otworzył drzwi do środka i przekroczył próg, a tuż za nim wkroczył czarny drapieżnik, który momentalnie ułożył się z boku rozpalonego kominka. Sam przybysz znalazł natomiast miejsce blisko drzwi, na drugim końcu stołu, przy którym siedział już jakiś wędrowiec; zrzucił bagaż, zdjął kapelusz i płaszcz, a broń położył obok opartą o ławę, na której siedział.
Zmierzył wzrokiem starca siedzącego w drugiej części pomieszczenia, który teraz zerkał w stronę jego czarnej pantery, a następnie przeniósł spojrzenie na wchodzącą właśnie do izby gospodynię. Kobieta była młoda i bardzo piękna. Jej rude włosy łagodnie opadały na ramiona, a zgrabną talię i biust podkreślał brązowy gorset. Widząc wielkie, czarne zwierzę, zamarła na chwilę.
- A to co to takiego? - wypaliła.
- Duży kot. - Lucanor lekko parsknął śmiechem na widok lekko przestraszonej miny karczmarki. - Nazywa się Blue. Możesz go pogłaskać, jeśli masz ochotę.
- Nie... raczej nie mam... - odparła, nie mogąc oderwać oczu od tego czegoś. - Naprawdę bardzo duży ten twój duży kot...
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko byśmy zostali na noc, pani? - szlachcic wstał i ukłonił się lekko. - Nazywam się Lucanor Polwarth.
- Vivian - odparła i skinęła mu głową. - Jeśli tylko ten kot nikogo nie zje, to możecie zostać tak długo, jak będziecie chcieli. Aczkolwiek wolałabym, żebyś go trzymał zamkniętego w pokoju.
- Do usług. - mężczyzna sięgnął do swojej torby z ekwipunkiem, z której wyciągnął niewielką sakiewkę. Rozwiązał rzemyk, wyjął monetę, a resztę schował z powrotem. Podniósł bagaż i resztę swoich rzeczy, gwizdnął na Blue i razem podeszli do szynkwasu, gdzie Lucanor położył srebrnik. - Poproszę tylko o klucz i niezwłocznie zadośćuczynię pani prośbie.
- Pokoje są na górze - stwierdziła, podając mu klucz ze ściany i dłonią wskazując niewielkie schody. - Jeśli byś czegoś potrzebował, to daj mi znać, znajdziesz mnie tu na dole.
- Oczywiście, będę o tym pamiętał. - po raz kolejny uśmiechnął się do ślicznej gospodyni, a następnie ruszył po schodach na górę.
Będąc już w pokoju z numerem 2, rzucił swoje rzeczy obok łóżka, na którym położył się Blue.
- Nie za wygodnie ci? - zapytał, a pantera jedynie zamruczała leniwie wpatrując się w niego swoimi ciemnoniebieskimi oczyma.
Lucanor westchnął i zamknął drzwi, a następnie ponownie zszedł na dół.
- Czy mógłbym prosić o coś do jedzenia? - zapytał Vivian.
Karczmarka skinęła mu głową, po czym podała mężczyźnie miskę i łyżkę, wskazując przy tym na garnek zawieszony nad paleniskiem.
- Dziś jest grzybowa, częstuj się do woli, panie - powiedziała, uśmiechając się ciepło. - Gdybyś coś więcej potrzebował, zawołaj mnie.
- Dziękuję. Również z chęcią oferuję pomoc, tak piękna dama nie powinna wykonywać wszystkich prac. - szlachcic ponownie lekko się skłonił, a następnie odebrał miskę i podszedł do garnka, by nabrać sobie trochę zupy. Ponownie zasiadł do stołu i zajął się posiłkiem.
- Już mam ochotnika do rąbania drewna i noszenia wody ze studni, ale dziękuję - zaśmiała się radośnie i wskazała na siedzącego przy stole mężczyznę w zielonym płaszczu.
Lucanor zerknął na nieznajomego, który strojem przypominał jakiegoś łowcę lub innego typa spod ciemnej gwiazdy.
- Jesteś myśliwym? - zagadnął.
- A co ci do tego? - odpowiedział pytaniem na pytanie Jasper.
- Pytam jedynie z ciekawości. - Lucanor podniósł lewą brew. - Nie ma powodu, by zachowywać się wrogo.
- Nie zachowuję się wrogo... Chyba nie sądziłeś, że streszczę ci historię swego życia, bo o to zapytałeś. - Forks uśmiechnął się lekko skupiając na kromce chleba i jajecznicy. - Swoją drogą polecam jajecznicę od Vivian.. Smakuje wybornie. - mruknął, zerkając na tańczące w palenisku płomienie.
- Interesuje mnie jedynie twoja profesja, nie życiorys. - stwierdził szlachcic. - Trochę się znam na łowiectwie.
- Gdybyś się znał, to byś wiedział od początku, czym się zajmuję, a nie o to pytał, nieznajomy. - Jasper zaśmiał się pod nosem. - Jestem imperialnym zwiadowcą, jeśli to cię tak bardzo interesuje... chociaż nie powinno...
- Nie każdy, kto nosi ze sobą łuk musi polować na zwierzęta. Z tego co widzę, jesteś tego dobrym przykładem. Ale wybacz mój brak manier, Lucanor Polwarth, syn jarla Wickfordu. - przedstawił się.
- Wybaczam. - rzucił Jasper, nawet nie zerkając w jego stronę. - Jasper Forks, zwiadowca na usługach Middenlandu i Karla Franza. Syn swojego ojca. - skończył przemowę.
To póki co urwało rozmowę między dwoma gośćmi karczmy.