Autor / Wiadomość

[Freestyle] Żywi lub martwi - najlepiej to drugie!

Mekow




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunmow

PostWysłany: Wto 12:52, 10 Sie 2010     Temat postu:


Tamayrel

Las, przez który obecnie podróżował Tamayrel sprawiał wrażenie niespokojnego. Drzewa wyrosły dość gęsto i ograniczały nieco widoczność, do czego przyczyniła się także pochmurna pogoda.



Niektórzy mogli by się obawiać bandy czających się w gęstwinie zbójów, ale jadący na czarnym koniu elf, był nieco obeznany z lasem i z pewnością wyczuł by zagrożenie. Zresztą, na chłopski... choć w jego przypadku chyba raczej "arystokratyczny", rozum - żadna banda nie zastawiała by zasadzki w miejscu gdzie nie tylko nie ma szlaku handlowego, ale i zwykłym przejazdem widuje się jedną lub dwie osoby na tydzień... choć oczywiście Tamayrel nie był z tych stron i w tej drugiej kwestii mógł się mylić.

Raźnie jechał przed siebie, w poszukiwaniu tego co zawsze. Mimo iż korony drzew zasłaniały chmury, nie były w stanie długo powstrzymywać towarzyszących im kropli deszczu, których z każdą chwilą było coraz więcej. Jego płaszcz przeciwdeszczowy, znakomitej elfiej roboty, uchroni go przed zmoknięciem, aczkolwiek koń nie mógł liczyć na takie luksusy. Zresztą niedługo trzeba będzie iść spać, więc w siodle raczej by to wygodne nie było.
Zagrzmiało w oddali, a elf doskonale wiedział co to oznacza - już niedługo rozpada się na dobre.
Owszem, mógł już wcześniej zabrać się za zapewnienie sobie noclegu, co sprowadzało się do zbudowania skromnego szałasu. Nawet teraz nie było jeszcze za późno. Tamayrel jednak tego nie zrobił. Jechał dalej, mimo iż las nie był już tak gęsty jak wcześniej i nie zapewniał już odpowiedniej ochrony przed deszczem. Miał pewne przeczucie... instynkt(!) podpowiadał mu, że jadąc dalej znajdzie dużo lepsze warunki do spania.
Jego przeczucie sprawdziło się niedługo potem, gdy dostrzegł niewielki zajazd, o czym świadczył niewielki szyld.
Nie tracąc czasu na zastanawianie się, podjechał bliżej niego. Elf podjechał do... stajnią tego nazwać raczej nie było można, ale przynajmniej miało to coś dach, który skutecznie chronił trzymane tam konie przed deszczem. Tamayrel zdziwił się lekko, widząc tak pokaźną liczbę koni. Niespecjalnie pasowało mu to do napotkanego przybytku. Nie zaprzątał sobie jednak głowy niepotrzebnymi zmartwieniami.
Zsiadł z konia i przywiązał go pod dachem, upewniając się tym, że jego kompan nie zmoknie podczas nadchodzącej, deszczowej nocy.

Zaraz potem, udał się w stronę drzwi i nie bawiąc się w pukanie otworzył je powoli, a następnie przekroczył próg i zamknął je za sobą.
Od razu odczuł ciepło oraz zapachy, jakie panowały w pomieszczeniu. Wyczuł także coś innego - dość nietypową atmosferę, gdy wszyscy to wpatrywali się w niego jak w jakiegoś ducha. No cóż, wszak do zajazdu zawitała tajemnicza postać, w długim czarnym płaszczu z zakrywającym twarz kapturem. Odzienie to ujawniało jedynie mocne czarne skórzane buty i czarne skórzane rękawice, co mogło wyglądać dość groźnie.
A kim z kolei byli spoglądający na niego? Kobieta z wycelowaną w niego kuszą, miała na sobie fartuch i najwidoczniej dawała znak, że nie jest byle bezbronną niewiastą, a gospodarzem, który w razie czego będzie bronił swego. Starszy człowiek, który uśmiechał się tryumfalnie jakby właśnie wygrał zakład... zapewne ze stojącym obok niego ubogim szlachcicem, jak ocenił go po ubiorze Tamayrel. Tuż obok nich znajdował się tajemniczy człowiek prezentujący swój rynsztunek bojowy, który nie odznaczał się szczególną jakością, ale zdawało się iż jego właściciel umie się nim posługiwać. W pomieszczeniu był też jeden bard, pracownik zajazdu mający umilać wizytę przejezdnym, albo wędrowny śpiewak szukający naiwnych, którzy za występ rzucą mu miedziaka. Tak czy inaczej, raczej niegroźny jegomość. Trzej kolejni byli już nieco inną historią. Można było o nich powiedzieć, że... niewiele można było o nich powiedzieć. Może oprócz tego, że do przyjaznych nie należeli... choć gdyby ich było stać, może poszli by do tego samego krawca co on. Czyżby elf mylił się wcześniej, odnośnie obecności bandy zbójeckiej w tych okolicach?
Bez względu na wszystko Tamayrel, nie obawiał się nikogo.
- Witam wszystkich - powiedział głośno ale spokojnie, bardzo nieznacznie się przy tym kłaniając.
Jako gość, postanowił odsłonić rąbka swojej tajemniczej osoby i niezbyt gwałtownie, ale bez ociągania się, zdjął z głowy kaptur odsłaniając tym samym swą twarz.



Elf miał łagodne rysy twarzy, średniej długości niezwykle jasne włosy i zielone oczy. Jego czoło zaś zdobiła kunsztownie wykonana obręcz, najprawdopodobniej złota.
Tamayrel sądził, że to uspokoi nieco zgromadzonych i być może tak właśnie było, ale jakoś dziwnie wybałuszyli na niego oczy... Elfa nie widzieli, czy co?
- Czy można tutaj liczyć na ciepłą strawę i nocleg? - zagadał spoglądając na osobę, którą uznawał za najważniejszą w tym pomieszczeniu - kobietę z kuszą.
Zobacz profil autora
Gettor




Dołączył: 13 Lip 2010
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lubin
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 14:01, 10 Sie 2010     Temat postu:


Revalion, Jasper

Jajecznica była iście wyborna i z tego tylko powodu Revalion był rad, że jednak porozmawiał ze zwiadowcą.

Z transu „wiosłowania” widelcem wyrwał go podniesiony głos Eldora – bard przysłuchał się reszcie rozmowy.
Zniewalanie umysłów? Wielkie zło? Już to widziałem… dziękuję, posiedzę…

W międzyczasie do karczmy przybył jeszcze jeden wędrowiec… ten był, tak dla odmiany, czystej krwi elfem. Bard, będąc półelfem, nie czuł się zbyt dobrze w towarzystwie takich jak on. W towarzystwie ludzi mógł głosić „jestem w połowie elfem”, jednak gdy pojawiał się ktoś taki jak ten nowy… to już nie brzmiało tak samo.

Mimo iż jajecznica była pyszna, bard tak naprawdę nie był głodny. Z niewiadomych powodów zjadł swoją porcję pospiesznie i… zaczął się nudzić.
W sytuacjach takich jak ta, Revalion miał swoje hobby – wymamrotał kilka słów, zgiął palce prawej dłoni i wyczarował… ogień.

Płomyk miał niecałe dziesięć centymetrów wysokości i natychmiast uformował się w kształt małej, tańczącej kobiety.



Istotka baraszkowała przez chwilę na stole – oczywiście nie mogła go podpalić, gdyż to była tylko iluzja. Kiedy Revalion spostrzegł, że Jasper się nań patrzy - skierował ognistego duszka w jego stronę, żeby ten zeskoczył ze stołu wprost na kolana zwiadowcy.

Gdy tylko malutka tancerka pojawiła się u niego, spojrzał na nią i rzekł.
- Witaj, śliczna panienko. Szkoda, że nie jesteś trochę większa. - pierwszy raz tego wieczora zdobył się na żart i szczery, szeroki uśmiech. Cały czas jednak miał w głowie słowa czarodzieja.
Bard zaśmiał się, po czym wykonał kolejny gest ręką - ognisty duszek urósł do imponujących rozmiarów trzydziestu centymetrów, ukłonił się zwiadowcy i... zniknął.

- Niezła sztuczka. Widywałem już takie w przeszłości. - rzucił Jasper, spoglądając na barda z odrobiną sympatii wypisanej na twarzy.
- Niezła, ale to tylko sztuczka. Znam też odrobinę prawdziwej magii. - tutaj bard nie wykonując żadnego gestu... podpalił sobie dłoń ogniem o barwie głębokiej zieleni. Jednak tylko na chwilę - później Revalion złożył dłoń w pięść, a płomień zniknął.

- Więc czym w takim razie się zajmujesz? Jesteś guślarzem i zabawiasz ludzi na dworach swoimi sztuczkami? - zapytał z zainteresowaniem.
- Och, oczywiście że nie. Jestem bardem z zamiłowania do sztuki. Zaś magia... magia jest we mnie. Nie studiowałem nigdy żadnej księgi magii. Można powiedzieć, że to taki wrodzony dar, który pomaga mi czasami uciec od niezadowolonej widowni.

- I zapewne przed łowcami czarownic. - zwiadowca uśmiechnął się zadziornie. - Chociaż masz szczęście, w tych okolicach nie ma ich zbyt wielu.
- Łowcy czarownic? - bard zaśmiał się. - Nic z czym ktoś taki jak ja nie da sobie rady... i to na kilka sposobów.

- Oj, zdziwiłbyś się. - żachnął się rozbawiony zwiadowca. - No ale myślę, że to nie jest pora, by o tym rozmawiać. Mam co nie co do obgadania z tym oto szlachetnym staruszkiem. - Jasper wskazał głową na maga.
- Hm? To o zniewalaniu umysłów i wszelkiego rodzaju zła? To nie magia. To hazard. - bard zaśmiał się. - Z kartami i kośćmi na czele.

- Może dla ciebie tak to wygląda, ale dla mnie akurat to, co mówi starzec, jest ważne. Nie jestem zwykłym myśliwym ani nawet leśniczym.
Revalion tylko skinął głową Jasprowi i powrócił do… nudzenia się. Oparł głowę na łokciu i przysłuchiwał się rozmowom, które toczyły się dookoła.
Zobacz profil autora
Syrius




Dołączył: 07 Sie 2010
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: MMz
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 17:28, 10 Sie 2010     Temat postu:


Saturian Dreamman
Wszedł do pokoju, zamykając nogą drzwi, a następnie rzucił trzymany w rękach tobołek na siennik. Teraz mógł lepiej przyjrzeć się pomieszczeniu. Cóż apartament to to nie był. Drewniane łóżko, krzesło i niewielkie biurko, w rogu zaś szafa. Ale tyle mu wystarczyło. Na razie. To nie tak, że jego ponure usposobienie oznaczało ascetyzm, o nie. Lubował się w luksusach, tyle tylko, że w przeciwieństwie do wielu swych braci, potrafił się bez nich obejść. Rozpieszczeni magowie, uzależnieni od wygód, budzili w nim zwyczajnie odrazę. Usiadł na krześle i wyciągnął przed siebie nogi. Nagle poczuł delikatny ból w skroniach a w jego umyśle sformułował się mentalny przekaz W tej chwili przyszłość jest jeszcze mglista i niepewna. Ale wiadomym jest, iż cały Stary Świat ogarnie nowe zło Zmełł w ustach przekleństwo. Choć sam wielokrotnie korzystał ze swych umiejętności by oddziaływać na innych, nie znosił gdy inni robili to na nim. Czego on od niego chciał? Czego chcieli oni wszyscy? Czy to przypadek, że tak dziwna zbieranina jegomościów, spotkała się w jednym miejscu i czasie? Zamyślił się nad tym, gdy do jego uszu dobiegł odgłos pukania.
- Wejść! - powiedział chłodno wyrwany ze swych rozmyślań. W drzwiach pokoju ukazała się karczmarka z tacą jedzenia na której znajdowały się jajecznica na kiełbasie, kilka kromek chleba ze smalcem i kubek z którego unosił się aromat mleka zmieszanego z rumiankiem i miodem.
- Panie, mój przyjaciel, czarodziej, prosi, byś zszedł na dół, jak tylko zjesz. Bo ma ci coś bardzo ważnego do powiedzenia - stwierdziła, stawiając tacę na niewielkim stoliku.
- Ohh tak? - uniósł do góry brwi udając zdziwienie. Przypomniał sobie mentalny przekaz, który dotarł do niego krótko po przekroczeniu drzwi. Chaos tak? Nie wydawał się obłąkanym wieszczem, ale kto go tam wie. Magia wyczynia różne rzeczy ze słabymi umysłami. Sięgnął po kromkę chleba i jajecznicę i zaczął powoli konsumować posiłek. Sądząc po smaku nie wydawały się zatrute. - A więc to twój przyjaciel, niewiasto tak? Ciekawe, ciekawe...
- Ewentualnie bardzo dobry znajomy, dość często bywa w tych stronach i zawsze się zatrzymuje u mnie - sprostowała. - Czy mam powiedzieć, że zaraz przyjdziesz? - zapytała, jakby wymuszając na nim zadeklarowanie, czy dołączy do ludzi na dole.
- Najpierw chciałbym byś usiadła obok mnie i odpowiedziała na kilka pytań – rozciągnął wargi w zimnej imitacji uśmiechu i wskazał dłonią wolne miejsce na łóżku.
- Zgoda, niech i tak będzie - odparła, marszcząc lekko brwi i usiadła. - Zatem słucham.
Parsknął w odpowiedzi – O nie moja droga, to ja słucham. I liczę na szczerość, a zapewniam, że umiem stwierdzić kiedy ktoś kłamie – jego twarz przybrała surowy wygląd – Słucham więc. Kim jest ten czarodziej z parteru? Skąd go znasz? Czego może ode mnie chcieć? I kim są ci pozostali goście tego przybytku? - zasypał kobietę lawiną pytań.
Przez dłuższą chwilę zastanawiała się, czy może i powinna odpowiadać na te pytania. Ale miała go sprowadzić na dół, a wyglądało na to, że jak nie zaspokoi jego ciekawości, to czarodziej nigdzie się nie ruszy. Zresztą i tak by się dowiedział.
- Eldor, tak ma na imię - zaczęła. - Odwiedza tę karczmę odkąd pamiętam, był zaprzyjaźniony z mym ojcem. Zawsze pokazywał ciekawe sztuczki i mówił, iż jego domeną jest przede wszystkim iluzja, a my nigdy nie pytaliśmy o nic więcej... Z tego co wiem, czasami śni o przyszłości i właśnie z powodu jednego takiego snu jest tutaj teraz. Ponoć całemu Staremu Światowi zagraża jakieś nowe niebezpieczeństwo...
Iluzjonista tak? Zamyślił się. A to dopiero ciekawe.. Nowe niebezpieczeństwo? Jakby Chaos, szlachta i poborcy podatków nie wystarczali. Kobieta zamilkła na chwilę widząc chyba jego zamyślenie, skinął więc jej głową by mówiła dalej.
Zrobiła chwilę przerwy, by wziąć głębszy wdech. Mężczyzna słuchał jej uważnie i nie przeszkadzał, więc od razu podjęła dalej wątek.
- Ponoć ludzie, którzy się tu dziś zebrali będą mieć wpływ na to, o czym śnił, że jakoś powstrzymają to zagrożenie. A przybyło już kilka osób... Jest imperialny zwiadowca, jakiś szlachcic z wieeelkim kotem, bard potrafiący robić magiczne sztuczki, nieprzyjemny typ uzbrojony w sztylety, który nie ujawnił swego imienia i twarzy, rycerz w dziwnej, czarnej zbroi, elf...
- Rozumiem - zamyślił się ponownie... - dobrze w takim razie porozmawiam z tym przyjacielem. - powiedział powoli, uważnie obserwując przy tym jej twarz.
Od razu odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się lekko, wstając.
- W takim razie chodźmy, bo chyba wszyscy na nas czekają - rzuciła spokojnie, choć nieco niecierpliwym głosem. Najwidoczniej sama była niezwykle ciekawa tego, co jej przyjaciel ma do powiedzenia podróżnikom.
- Zatem chodźmy - powiedział wstając z krzesła i biorąc do ręki swój kostur. - I dzięki ci za jedzenie – dodał i kobieta dopiero teraz zauważyła, że podczas ich rozmowy taca opustoszała.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:39, 10 Sie 2010     Temat postu:


Nowoprzybyły podróżnik zaraz dostał od karczmarki miskę oraz łyżkę i instrukcje, że za srebrnika może jeść tyle zupy, ile zechce. Wręczyła mu także klucz do pokoju, a potem zniknęła gdzieś. Nie trwało długo, gdy znów się pojawiła, prowadząc na dół do głównej izby mężczyznę, również wyglądającego na czarodzieja. Na twarzy starca z długą brodą pojawił się uśmiech i niektórzy się domyślili, że to on sam posłał po niego Vivian.

- Skoro już się wszyscy zebraliśmy, prosiłbym o chwilę uwagi – zaczął podniesionym głosem, wymuszając ciszę. – Nazywam się Eldor i jestem Magistrem Iluzjonistą, choć jakiś czas temu zacząłem wykorzystywać magię do własnych badań i chyba stworzyłem coś zupełnie nowego. Chciałem poznać tajemnicę snów oraz stanu między jawą a snem. Skończyło się tym, że zacząłem śnić o przyszłości, przeszłości i teraźniejszości, rzeczach często bardzo odległych, błahych bądź niezwykle istotnych. Od pewnego czasu mam ciągle ten sam sen, w którym widzę nadciągające zło – stwierdził i zrobił chwilę przerwy, by pociągnąć łyk wina z kielicha. – Jest to wielki i potężny wojownik, potrafiący zniewalać ludzkie umysły oraz kontrolujący gobliny, ogry, orki, snotlingi i inne podobne istoty. Podejrzewam, że jego moc kryje się w jakimś przedmiocie… Ostatnio stworzył magiczną wieżę, a mniejsze, podobne, niebawem zaczną się pojawiać w całym Imperium. Wyjdą z nich hordy zielonego plugastwa, z którymi to przyjdzie się wszystkim zmierzyć. Jedyną szansą jest zniszczenie głównej wieży oraz pokonanie przywódcy… Przyszłość jest niepewna i mglista, ale widziałem jej fragmenty i wiem, że to właśnie wasza siódemka zadecyduje o wygranej lub przegranej. Nawet gdybyście chcieli uciec przed tym przeznaczeniem i tak wam się to nie uda. Jestem pewien swych wizji, więc prędzej czy później traficie na ścieżkę, którą wybrali bogowie bądź los, jeśli w takowych nie wierzycie – urwał i spojrzał na zwiadowcę. – Wystosowałem już pismo do Imperatora i powiadomiłem o wszystkim – powiedział, po czym znów przesunął wzrokiem po zebranych. – Musicie się udać na północny wschód. Będę się z wami kontaktować poprzez sny i dawać dalsze instrukcje, jak tylko dowiem się czegoś więcej.
Zobacz profil autora
Epyon




Dołączył: 18 Maj 2010
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tychy
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:14, 10 Sie 2010     Temat postu:


Jasper, Lucanor, Eldor

Szlachcic musiał przyznać, że to było niezłe. Nie minęło kilka sekund od słów czarodzieja, jak do karczmy wszedł opisywany przez niego elf. Jakiś czas potem do izby weszła Vivian prowadząca kolejnego tajemniczego gościa, który wyglądał na maga, a starzec wygłosił krótką przemowę.
- Siedmiu ludzi ma dać radę całej armii plugastwa? - zapytał Lucanor. - Po tym co usłyszałem i zobaczyłem nie mam powodu, by wątpić w twoje słowa, czarodzieju. Ale ta misja w najlepszym wypadku jest samobójcza.
- Nie mówię, że to wy pokonacie te hordy przeciwników. - Mężczyzna pokręcił głową. - Stwierdziłem jedynie, iż wasza obecność będzie znacząca dla wyniku tej potyczki. A czy ją wygramy czy przegramy, zapewne właśnie zależy od was.
- Dobra... - mężczyzna zamilkł na chwilę, rozważając jaką ma podjąć decyzję. - Spróbuję pomóc.

To, co przed chwilą usłyszał zwiadowca z ust czarodzieja przypominało jakiś dziwny bełkot szaleńca. Sny? Wizje? Pojawiające się wieże i hordy zielonych? Brzmiało to co najmniej niedorzecznie i zapewne gdyby gdzieś w pobliżu był wspomniany wcześniej w towarzystwie Revaliona łowca czarownic, staruszek musiałby się grubo tłumaczyć. Z drugiej strony, skoro już napisał list do Imperatora, musiał w to wierzyć i być przekonany o słuszności swoich wizji. Dla Jaspera wydawało się to co najmniej podejrzane, ale mimo wszystko nie zamierzał lekceważyć jego słów. Przysłuchał się słowom szlachcica i odpowiedzi maga, po czym sam zabrał głos.

- Mówisz północny-wschód, starcze. – zaczął. – Może wiesz, gdzie dokładnie ma się udać nasza siódemka? Może twoje sny pokazały ci, kto jest główno dowodzącym? – zwiadowca za wszelką cenę starał się powstrzymać ironię w głosie, ale stwierdził, że raczej średnio mu to wyszło. – Nawet jeśli wysłałeś list do Altdorfu, jutro z rana również zamierzam to zrobić. Prawda czy nie, trzeba to sprawdzić…

- Zamknijcie oczy – polecił Eldor, a gdy wszyscy tak uczynili, w ich głowie pojawił się obraz.

A zaraz potem następny.

- Zapewne wiesz, gdzie jest to miejsce, zwiadowco? – zapytał retorycznie mag. – Czuję, iż znajduje się na północnym wschodzie. Kto jest dowódcą? Chcesz ujrzeć jego twarz? Czy to ci coś powie? Nie, nie jest sługą Chaosu, a w każdym razie jeszcze nie - stwierdził, uprzedzając pytanie, po czym spojrzał na szlachcica i skinął mu głową. Był wyraźnie zadowolony, że przynajmniej jednej osoby nie musi przekonywać.

Zwiadowca zmarszczył brwi, po raz kolejny przywołując w umyśle wizje zaserwowane im przez czarodzieja. Nie wiedział, gdzie te tereny mogły się znajdować, ale miał już swoje podejrzenia, zwłaszcza, gdy chodziło o północne rubieże. Na razie jednak postanowił się nimi z nikim nie dzielić.
- Dobrze, pojadę tam, by zobaczyć na własne oczy, czy mówisz prawdę. Najpierw jednak wystosuję odpowiedni list do III Regimentu Zwiadowców w Altdorfie. Miejmy nadzieję, że masz rację i nie będę fatygował tysięcy ludzi na próżno… - mruknął Jasper.
- Wolałbyś, bym nie miał racji – zapewnił go Eldor.
- Jeśli ma się wydarzyć to, o czym mówisz, to teraz bez różnicy… - odparł szorstko zwiadowca, pogrążając się w swoich rozmyślaniach.
Zobacz profil autora
Evandril




Dołączył: 30 Lip 2008
Posty: 96
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:54, 10 Sie 2010     Temat postu:


Arethis

Już dawno mężczyzna nie miał tak szybko podanej kolacji, która zresztą smakowała lepiej, niż w najznamienitszych gospodach stolicy. Kobieta przyprawiła potrawę idealnie, jakby znała preferencje smakowe zabójcy. Siedząc przy kontuarze Arethis zajadał się ciepłą jajecznicą i zupą, maczając w niej od czasu do czasu pajdę ciemnego, świeżego chleba. Przez chwilę się zastanawiał, czy kobieta miała jeszcze inne zalety, o których nie wiedział i zmierzył ją pociągłym spojrzeniem, gdy kręciła się za szynkiem w tę i z powrotem. Mimo iż jego żołądek był zadowolony z gorącej strawy, ukryta pod kapturem twarz wciąż nie zdradzała żadnych emocji.


Niebo pękło od kolejnej błyskawicy rozświetlającej okolicę za oknem, gdy stary mężczyzna, na którego Arethis nie zwracał do tej pory większej uwagi, zaczął przemawiać. Wokół siwego zrobił się jakiś nienaturalny ruch, a zabójca zaczął się baczniej przysłuchiwać słowom wypowiadanym przez nieznajomego, wciąż żłopiąc zupę i nie poruszywszy się na wysokim stołku nawet o centymetr. Jakieś zagrożenie dla Starego Świata? Hmm… może dałoby się na tym odpowiednio zarobić, skoro już się tutaj znalazł… Może jednak Ranald nie był dla niego tak niewdzięczny, jak myślał? W końcu na wojnie można zyskać najwięcej, a i roboty dla doświadczonego zabójcy nie zabraknie. Roześmiał się w duchu do swoich myśli i wciąż skupiając na talerzu z brązową, parującą mazią, przysłuchiwał się rozmowie zebranych w karczmie ludzi.

W końcu mag skończył swoją przemowę i rozmówił się z poszczególnymi osobami, a on wykorzystał moment poruszenia, by niepostrzeżenie przedostać się do okna. Zerkając na tonące w kolejnych błyskawicach niebo wyobrażał sobie, ile mógłby zarobić na ewentualnym zagrożeniu dla kraju. Stwierdził nawet, że podoba mu się to, co powiedział staruszek i że z chęcią się w to zaangażuje przy sprzyjającej sytuacji – w końcu nikt nie musiał wiedzieć, że robi to z własnej woli, ani znać jego prywatnych celów odnośnie tej kwestii. W utrzymywaniu pozorów był mistrzem i tak miało pozostać.

Naciągając kaptur jeszcze bardziej, podszedł do stojącej za kontuarem kobiety i wyciągnął szybko dłoń w jej kierunku.
- Wina. – mruknął szorstko, a brzmiało to raczej jak stwierdzenie niż prośba. Uśmiechnął się w duchu, widząc strach i niepokój w jej oczach.
Karczmarka drgnęła w miejscu, po czym sztywnymi ruchami polała mężczyźnie czerwonego napoju do jednego z pucharów. Arethis jednym haustem opróżnił zawartość i przesunął kielich w jej stronę, dając wymowny znak, by polała mu więcej.
- Żarcie było dobre, spisałaś się. – pochwała w jego głosie brzmiała raczej jak karcenie nieposłusznego psa. – Śniadanie ma być tak samo pożywne, zrozumiałaś?
Nie od dziś potrafił modulować swój głos tak, by usłyszał go tylko adresat. Do uszu reszty towarzystwa docierał jedynie niezrozumiały bełkot.
Skinęła mu energicznie głową i dolała trunku do pustego naczynia. Zabójca upił dwa łyki, po czym odezwał się głośno pewnym głosem, wpatrując w Vivian.

- Przekonałeś mnie swymi wizjami, starcze. – szorstki ton zadudnił o ściany pomieszczenia. – Z chęcią wyruszę w podanym przez ciebie kierunku i przyczynię się do obalenia tego zła, które czai się na nasz lud. – już dawno żadne przemówienie nie wyszło mu tak dobrze. Wciąż wpatrywał się w karczmarkę, a ta uciekała wzrokiem rozcierając dłonią potylicę. – Obudźcie mnie, jak już ustalicie co i jak.

Dopiwszy wino pewnym krokiem ruszył na piętro. Miał zamiar najpierw przygotować w głowie odpowiedni plan na tę podróż, a potem solidnie się wyspać. Będąc na schodach uśmiechnął się szeroko, jednak żaden z gości zebranych w głównej sali nie mógł dojrzeć przebiegłości wypisanej na jego twarzy. Zapowiadało się nader ciekawie i zabójca zamierzał się z tym przespać… Ewentualnie nie tylko z tym. Wrócił się, podszedł raz jeszcze do kobiety i mruknął cicho:
- Potem przyjdź do mnie.
Tym razem Vivian nie mogła pozostać obojętną i uległą na jego słowa. Zmarszczyła brwi, kręcąc energicznie głową.
- Nie jestem dziwką, tylko karczmarką. Chcesz się najeść z rana, to śpij sam ze sobą – powiedziała, opanowując drżenie głosu i pod ladą namacała kuszę. Arethis zauważył ruch jej ręki.

Zabójca uśmiechnął się szyderczo, po czym bez słowa skierował się do wyznaczonego przez rudą pokoju. Jeszcze będzie czas…
Zobacz profil autora
Syrius




Dołączył: 07 Sie 2010
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: MMz
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 23:14, 10 Sie 2010     Temat postu:


Saturian Dreamman

Ocknął się po dłuższej chwili, wyrwany z rozmyślań. Nie ten czarodziej nie był kimś, na kogo powinien uważać. To zwykły szaleniec. Pewnie zwariował siedząc w tej głuszy, albo najadł się za dużo grzybków, serwowanych przez miejscową kucharkę. Tak, z całą pewnością tak musiało być. Poruszył się, zwracając na siebie uwagę.
- Co? To wszystko? Kilka obrazków w naszych głowach? Żadnych hord nieumarłych? Legendarnych smoków? Żadnej armii demonów? Noo czuję się głęboko rozczarowany... Eldorze – zrobił kilka kroków po sali – Nie wiem jak wy panowie – przesunął wzrokiem po obecnych – ale ja nie dam się zwieść tanim opowieściom godnym pośledniego minstrela, ani kuglarskim sztuczkom. To dobre dla plebsu. - jego oczy spoczęły ponownie na czarodzieju – Nie wierzę w te twoje bajki. Ani trochę. Sam potrafiłbym wyczarować dużo lepsze obrazki a i historię wymyśliłbym wiarygodniejszą. Ot zapomniałeś starcze o tym by wkleić jakiś wątek z ogromnym skarbem. To niewątpliwie przykułoby naszą uwagę bardziej niż opowieści o ratowaniu Imperium. Nie wierzę w to co mówisz, a nawet gdybym wierzył i tak nie ruszyłbym jak głupi, zdając się na wizje jakiegoś szaleńca – wycedził chłodno. - Spytasz pewnie czemu? Raz temu, że nie pochodzę nawet stąd i niewiele mnie obchodzi los miejscowych ziem, a historia pokazuje, że jak wielkie nie byłoby zagrożenie ze strony Chaosu, przez Imperium się nie przedarło. Po drugie zaś – tu zawiesił głos - Że nie mam w tym żadnego interesu. Mógłby nim być rzeczony przedmiot znajdujący się w rękach człowieka z opowieści, ale znając życie pewnie rozkażesz nam go zniszczyć, mam rację? Dlatego też mówię nie. Jeśli reszta z tu obecnych – machnął dłonią w kierunku obecnych - chce iść za twoimi cudacznymi wizjami, droga wolna, mnie w to nie mieszajcie - to powiedziawszy odwrócił się z zamiarem odejścia.
- Rób, jak uważasz. A co do przedmiotu, o ile nie będzie w posiadaniu zła, może być w twoich rękach. - Mag wzruszył lekko ramionami. - Idź, droga wolna. Zobaczymy, jak daleko los pokieruje twoimi krokami, Saturianie Dreammanie.

Drgnął minimalnie, ale nie dał po sobie poznać jak wielkim zaskoczeniem był dla niego fakt, że staruch znał jego nazwisko. Czyżby czytał mi w myślach? Być może jednak go nie docenił i jest bardziej niebezpieczny niż myślał.
- Cóż, nie wiedziałem że moja sława mnie wyprzedza – zmusił się do ironicznego uśmiechu po czym zaczął wdrapywać po schodach na górę.
Zobacz profil autora
Gettor




Dołączył: 13 Lip 2010
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lubin
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 0:34, 11 Sie 2010     Temat postu:


Revalion znów zaczął się nudzić.
Tym razem jednak nie stworzył ognia, tylko… uniósł widelec. Kiedy przedmiot zaczął lewitować na wysokości głowy barda, ten zaczął go trącać palcem – w rezultacie widelec zaczął się obracać dookoła jak wiatrak.

Kiedy Eldor zaczął mówić, Revalion prawie z wrażenia nie wystrzelił widelec wprost w głowę Jaspra. Na szczęście przedmiot spadł na blat nie czyniąc nikomu krzywdy.

Następne kilka minut bard przemilczał, lecz widać było jego rosnące zaniepokojenie – ręka zaczęła mu drżeć, na czole perlił się pot.

Ze zdziwieniem słuchał, jak Arethis oświadcza wszem i wobec, że przyłączy się do drużyny.
Chwila, chwila! Ale ja nie chcę… podróżować… z tobą…
Wiedział jednak, że takie „nie chcę” musi pozostać w jego umyśle – z oczywistych powodów.

Przyglądał się z gniewem w oczach, jak następnie mężczyzna w kapturze rozmawia z Vivian. Jednakowoż wiedział, że gdyby tamten nagle się odwrócił, Revalion uznałby nagle że drewno z którego zrobiony jest stolik jest niezwykle ciekawy i bard musi się mu bliżej przyjrzeć.

Na słowa Saturiana po prostu prychnął ignorancko, nie zamierzając zaszczycać jego aroganckiej wypowiedzi komentarzem.

Dopiero wtedy wstał od stołu i podszedł do Vivian.
- Bądź tak dobra i nalej mi jeszcze jeden kielich wina. – uśmiechnął się słabo do kobiety, a ta nalała mu trunku.
Bard opróżnił naczynie niemal „na raz”. Odstawił kielich, podziękował gospodyni i przysiadł się z powrotem do Eldora.

- Powiadasz, że wszyscy tu zebrani byli w twojej wizji? Nawet ów człowiek w czarnym kapturze? Jakoś mi się nie widzi podróżowanie z kimś takim... wolę zachować swoją głowę na karku, rozumiesz...
Mag zaśmiał się pod nosem, a na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
- Wszyscy, on również - odparł niezwykle rozbawiony. - Zgadnij, kto pierwszy wyczuje zagrożenie? Kto skryje się w cieniu, by sprawdzić, czy gdzieś tam dalej nie czają się wrogowie? Kto sprawdzi, czy te zamknięte drzwi nie kryją w sobie jakiejś zmyślnej pułapki i co chowają za sobą? Och, przyjacielu, każdy z was ma swoją rolę, wierz mi - dodał zupełnie poważnie.

- Taa... wiem też kto będzie pierwszym chętnym do poderżnięcia mi gardła. - bard mimowolnie złapał się za szyję. - No ale cóż... zbyt głęboko siedzę w "temacie" magii by zignorować twe słowa, Eldorze. - westchnął i wziął głęboki oddech, po czym uśmiechnął się promiennie. - Poza tym to świetna okazja do napisania nowych ballad i pieśni!
- Myślisz, że tak kiepsko śpiewasz, by miał powód do tego, by poderżnąć ci gardło? - zapytał czarodziej.

- Nie. Myślę, że kiedy będzie miał zły dzień, będę pierwszą osobą na którą się "natknie".
- Czyli masz szczęście do takich "wypadków"? - Starzec uśmiechnął się.
- Można tak powiedzieć... wiesz, nie wszyscy lubią muzykę... niestety. Nieraz zdarzało mi się obrywać kuflami z piwem albo innymi... latającymi rzeczami.
- Nie oceniaj innych po wyglądzie, przyjacielu. - Pogroził mu palcem. - Tak samo jak się nie ocenia książki po okładce.

- No... skoro tak mówisz. - odparł Revalion. - Przepowiedziałeś nasze spotkanie, to pewnie o naszej przyszłej drużynie też co nieco wiesz. W porządku, dołączę.
- I właśnie to chciałem od ciebie usłyszeć! - Mężczyzna klepnął go w plecy z zaskakującą siłą jak na jego sędziwy wiek.

Bard wstał od stołu i podszedł znów do karczmarki.
- Myślę. – powiedział uśmiechając się promiennie. – Że temu towarzystwu przydałoby się polepszenie humoru. Myślę też, że jest już wieczór.
- Tak, chyba ma pan rację… - odparła Vivian niepewnie.
- Zatem czas chyba nadszedł na pieśń ku pokrzepieniu serc, by nie iść spać przygnębionym wizjami czarodzieja? – uśmiech Revaliona stawał się coraz szerszy w miarę jak mówił.

Karczmarka zerknęła na salę, po czym skinęła z uśmiechem głową. Bard, z błyskiem w oku, przeszedł na środek sali i zaczął.
- Pozwólcie moi mili, że uraczę was pieśnią miłą i wzniosłą jednocześnie. – powiedział. – Pieśnią, której natchnieniem było mi pożegnanie pewnego żeglarza ze swoją wybranką, które przypadkiem widziałem w porcie daleko stąd.

I zaśpiewał. Głos trubadura wypełnił salę na długie chwile, zaś on sam pomagał sobie prostym tańcem, dzięki któremu akcentował śpiewane akurat melodie i słowa. Momentami była to tylko gestykulacja. Momentami robił bardzo „szerokie” ruchy.

Jednak wrażenie było indywidualne dla każdego słuchającego.
Zobacz profil autora
Epyon




Dołączył: 18 Maj 2010
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tychy
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 15:22, 11 Sie 2010     Temat postu:


Vivian & Lucanor

Lucanor nie słyszał rozmowy, którą gospodyni przeprowadziła z zakapturzonym gościem, ale dyskretnie obserwował ruchy tajemniczego osobnika. Gdy ten zniknął na górze, a trubadur rozpoczął swoją pieśń, szlachcic podszedł do Vivian, po minie której widać było, że rozmowa z zabójcą nie należała do najprzyjemniejszych.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Hm? - Spojrzała na niego pytająco, a po chwili domyśliła się, o co pytał. - Ach, tak. Zamawiał śniadanie na rano... - Nie do końca była to prawda, ale też nie skłamała. - Nie należy do zbyt miłych i przyjemnych osób, całe szczęście, że już poszedł. - Uśmiechnęła się krzywo.
Mężczyzna spojrzał w jej oczy.
- Jeśli chcesz, to w nocy Blue może przypilnować karczmy. I ciebie. - zaproponował.
- To bardzo miłe i wręcz kuszące, ale czy ten wielki kot nie będzie czasem takim samym zagrożeniem dla mego gardła jak i tamten mężczyzna? - zapytała niepewnie. - Nigdy nie widziałam tak wielkiego zwierzęcia, czy to nie jest czasem jakiś twór Chaosu?
- Blue tylko groźnie wygląda. Gdy go kupiłem kilka lat temu, był jeszcze bardzo mały. Według handlarzy i tego co wyczytałem, pochodzi z Lustrii. - wyjaśnił Norrańczyk. - Poza tym leżąc przed drzwiami do twojego pokoju raczej nie będzie w stanie zrobić ci krzywdy. - uśmiechnął się.
- A co to Lustria? - zapytała zaciekawiona. - Nigdy nie słyszałam o tym mieście.
- Nic dziwnego, bo to nie miasto, a kontynent. Lustria to część Nowego Świata, prawie całkiem zarośnięta przez lasy i rośliny, których wcześniej nikt nie widział. Jest tam bardzo ciepło, a tamtejsi ludzie to dzikusy mieszkające na drzewach. Niestety, nie mam ze sobą ksiąg, na których widnieją ryciny. Ale gdybyś zdecydowała się wyruszyć z nami, to przy okazji chętnie bym ci je pokazał. Poza tym podróż na pewno będzie ciekawsza, niż ślęczenie tutaj w pustej karczmie.
Przez dłuższą chwilę się nad czymś zastanawiała.
- Właściwie to czekam tu na przyjaciela, ale mogłabym was odprowadzić do najbliższego miasta, czyli Middenheim. Zawsze tamtędy przejeżdża, więc na pewno bym się z nim nie minęła. A mieszka tam jego dobry znajomy, to może udałoby mi się czegoś dowiedzieć... Zresztą, Dominic, ten znajomy, to świetny wojownik. Kto wie, może by się do was przyłączył? Zawsze warto zapytać, prawda?
- Racja. W Middenheim jest biblioteka i na pewno znajdą się jakieś opracowania o Nowym Świecie.
- Przyjemne z pożytecznym. - Uśmiechnęła się szeroko. - A co to takiego “kontynent”?
- Hmm... - Lucanor zastanowił się. - Stary Świat jest kontynentem. To coś jak ogromna wyspa, na której znajduje się wiele krain. Kontynenty są oddzielone od siebie oceanami, czyli wielkimi obszarami słonej wody. Widziałaś kiedyś morze?
- Nie. - Pokręciła przecząco głową. - Marcus uznał, że jak całe życie siedziałam tutaj, to nie powinnam oglądać takich rzeczy. Ale to tak jak duże jezioro? - zgadywała.
- Jezioro, które jest wzburzone falami, i pachnie świeżością. Tak duże, że nie widać drugiego brzegu. Kim jest Marcus?
- Marcus jest przyjacielem Dominica i moim, to taki wieeelki i naprawdę potężny wojownik - odpowiedziała, rumieniąc się lekko. - Kiedyś zabrał mnie na małą wycieczkę i nieco podszkolił w walce, bym mogła się tutaj bronić sama. Zadziwiające, jak niektórzy mężczyźni robią się mili, kiedy im się zrobi dobrą jajecznicę - zaśmiała się wesoło.
- Chyba dobrze jest mieć takiego przyjaciela. - Luca również się zaśmiał. - Ale moim zdaniem, ta karczma nie jest miejscem dla ciebie. Powinnaś zwiedzić trochę świata... Chętnie zabrałbym cię do Albionu.
- Panie, ja jestem prostą i zwykłą kobietą, dobrze mi tutaj. Lubię się uczyć i poznawać nowe miejsca, ale mimo wszystko zawsze dobrze jest mieć gdzie wrócić. Tu jest mój dom. - Uśmiechnęła się lekko, jakby przepraszająco. - I jest sporo osób, które tak samo traktują to miejsce, dlatego nie chcę zamykać karczmy. Pojadę z wami do miasta, ale potem wrócę - dodała stanowczo. - Muszę poczekać na Marcusa, obiecałam.
- Pozostaje mi jedynie mieć nadzieję, że jednak zmienisz zdanie. - szlachcic wzruszył ramionami.
- Wątpię, by się tak stało, ale może uda mi się przekonać Doma, by was wspomógł - odpowiedziała, uśmiechając się lekko. - O której wyruszacie?
- Trudno powiedzieć, pewnie rano po śniadaniu, bo z tego co opowiedział nam czarodziej, czas nagli.
- Więc wstanę nieco wcześniej i się przygotuję do drogi, byście nie musieli na mnie czekać - stwierdziła. Noc zbliżała się dużymi krokami, a szalejąca za oknem burza nie napawała zbytnim optymizmen. Przez nią odnosiło się wrażenie, że jest znacznie później.
- W porządku. Gdyby coś się działo, Blue da mi znać. A teraz chyba pójdę do swojego pokoju, przyda mi się trochę snu.
- Dziękuję. Dobrej nocy. - Uśmiechnęła się ciepło. Ona niestety musiała zostać, aż wszyscy nie pójdą spać...

***

Mężczyzna wszedł do pokoju i usiadł na łóżku obok Blue. Pogłaskał zwierzę po gładkim futrze, a pantera otworzyła jedno ślepię i mruknęła cicho.
- Mam dla ciebie zadanie, przyjacielu. - powiedział. - Przypilnujesz w nocy naszej gospodyni, dobrze?
Blue zszedł z łóżka, zakręcił się na środku pomieszczenia, a gdy Luca otworzył mu drzwi wyszedł na korytarz i położył się obok wejścia do pokoju z numerem 8.

Szlachcic sięgnął do swojej torby podróżnej, z której wyjął pistolet. Położył broń na stoliku, a następnie ponownie sięgnął do ekwipunku, z którego wyjął zestaw do czyszczenia. Rozpalił świecę, a potem rozebrał pistolet i zabrał się za konserwację wszystkich elementów. Po zakończeniu tej czynności poskładał broń, a z torby wyjął zamówioną u rzemieślnika kaburę z szelkami. Schował pistolet do środka, a całość położył na szafkę.

Wyjął niewielki nóż z cholewy buta i ułożył go pod poduszką. Następnie ściągnął buty oraz koszulę, zgasił świeczkę i położył się na łóżku. Niedługo potem zasnął.
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 22:07, 11 Sie 2010     Temat postu:


Jasper & Arethis

Zwiadowca przysłuchiwał się pieśni śpiewanej przez Revaliona zerkając od czasu do czasu w stronę karczmarki. Zaintrygowało go zwłaszcza ponowne pojawienie się przy kontuarze mężczyzny w czerni. Wymienił z rudowłosą kilka zdań, a wyraz jej twarzy mówił nazbyt wiele, by imperialny żołnierz mógł pozostawić to bez odpowiedzi. Skinął głową magowi, przyklasnął umiejętnościom barda i uśmiechnął się do niego, by po kilku krokach znaleźć się przy szynku.

- Przy kontaktach z tym człowiekiem radzę mieć jakąś broń w zasięgu ręki. – rzucił Jasper uśmiechając się do niej niemrawo. Zauważył na jej twarzy skwaszony uśmiech, który mówił mu wszystko. – Mam prawo podejrzewać, że ten mężczyzna jest poszukiwany listem gończym w co najmniej trzech prowincjach.
- Za co? – spytała, uspokajając nerwy.
- Z tego, co mi się wydaje jakieś rozboje, kradzieże, morderstwa i gwałty. Nieczęsto spotyka się ryciny przedstawiające konkretne, otulone kapturem twarze z zarostem. – stwierdził. – Który zajmuje pokój?
- A po co ci to? – zapytała dość ostro. – To nadal gość mojej karczmy i nie powinnam podawać ci takich informacji. Jeśli zamierzasz przelać krew, to od razu stąd wyjdź.
- To przede wszystkim wróg ludu Imperium. – rzucił pewnie zwiadowca. – Pokazać ci żelazny list uprawniający mnie do wykonywania egzekucji na bandytach? Nie sądzę, byś chciała go czytać. A jeśli nie podasz mi numeru jego pokoju, sam go znajdę. – odparł spokojnie uśmiechając się do niej, jakby nic się nie stało.
- I tak nie potrafię czytać – rzuciła, wzruszając ramionami, po czym wskazała na pusty haczyk na ścianie. Nad nim widniał wyryty w desce numer. – Nic ci nie powiem.
- Zatem sam się dowiem. – puścił jej oczko, tak, by nikt nie widział. – Dziękuję za kolację, Vivian. Jesteś wyborną kucharką. – tak naprawdę ostatnie dwa zdania oznaczały dwie różne rzeczy.

Mężczyzna pewnym krokiem ruszył na górę, po drodze mijając wielkiego, czarnego kota, który bronił wejścia do pokoju numer osiem. Forks stwierdził, że to zapewne tam rezyduje szlachcic i nie dziwił się, że nie wpuścił zwierzaka do środka - pewnie miał też przerośnięte pchły. Nie zwracając dalszej uwagi na kota zwiadowca szybko odnalazł drzwi pokoju odzianego w czerń rozbójnika. Delikatnie zapukał dwa razy, by nie zdradzić swojej tożsamości.

„Szybko się wyrobiła”, pomyślał Arethis uśmiechając się krzywo. Był już w samych skórzanych spodniach, a jego umięśniony tors musiał na nią podziałać jeszcze bardziej podniecająco. Wszystkie kobiety były takie same – najpierw się go bały, udawały nieprzystępne, a potem same przychodziły i robiły mu dobrze. Widać ta ruda nie była wyjątkiem, takie zawsze go podniecały… Już sobie wyobrażał co będzie z nią robił, gdy otwierając drzwi zobaczył zarośniętą twarz jakiegoś wymoczka.
- Czego? – mruknął, krzywiąc się lekko. Żałował teraz, że sztylety zostały na łóżku, bo pewnie szybko by się go pozbył.

Jasper jedynie uśmiechnął się szeroko wodząc wzrokiem po twarzy nieznajomego.
- Dobra, możesz już zamknąć drzwi. – stwierdził pewnie.
- Czego chciałeś? – warknął mężczyzna.
- Tylko się upewnić, że to twoją parszywą mordę widziałem na jednym z listów gończych. Jeśli karczmarce spadnie choć jeden włos z głowy, to miejsce stanie się twoją mogiłą – mruknął zimno, wpatrując się pewnie w oczy nieznajomego.
Arethis tylko uśmiechnął się cierpko, po czym odpowiedział zupełnie spokojnie.
- Rano to ona będzie lizać moje jaja.
Jasper odwrócił się, zacisnął dłoń w pięść i błyskawicznie zdzielił mężczyznę w gębę. Tamten zatoczył się dwa kroki, a zwiadowca złapał za klamkę i zamknął drzwi.
- Rano to ty będziesz wisiał – oznajmił na tyle głośno, by go usłyszał.

Zabójca zaklął szpetnie plując krwawą śliną, po czym złapał równowagę, dopadł do łóżka i sięgnął po jeden ze sztyletów. Już dawno żaden wypierdek go tak nie upokorzył i musiał ponieść za to stosowną karę. Z impetem otworzył drzwi i wypadł na korytarz z uniesionym w górę ostrzem.

Zdziwił się niemożebnie, gdy zarośnięty mężczyzna z łukiem obrócił się w jego kierunku celując w jego twarz ostrzem swego miecza, po którym spływała jakaś fioletowa maź.
- Jeszcze krok i będziesz trupem. Myślę, że poznajesz, czym wysmarowana jest ta stal, więc darujmy sobie niepotrzebne wyjaśnienia. – rzucił zwiadowca.
- Ty skurwysynie…! - warknął Arethis czując ogarniającą go niemoc.
- Daję ci ultimatum. – mruknął zwiadowca. – Skoro ten starzec widzi ciebie w swoich wizjach, będziesz jechać ze mną zawsze na przedzie. Jeden twój fałszywy ruch i zawiśniesz na najbliższym drzewie. I nawet nie próbuj mnie wykiwać - jestem imperialnym zwiadowcą, a to oznacza, że jeśli znikniesz mi sprzed oczu, twoja parszywa gęba będzie wisieć na liście gończym w każdej karczmie w każdej prowincji Imperium i sam tego dopilnuję… Zrozumiałeś, banito?!

Arethis zmełł przekleństwo w ustach i opuścił broń. Gniew kotłował się w nim i gdyby tylko miał na to szanse, zapewne zapełniłby cały korytarz. Czarnowłosy patrzył na miecznika z nienawiścią w oczach… Przy pierwszej lepszej okazji poderżnie mu gardło i da nogę. Na początku podobała mu się propozycja maga, ale teraz, gdy został rozpoznany, nie pozostało nic więcej, jak wyeliminować zagrożenie i ulotnić się, póki będzie na to szansa.

- Zrozumiałeś, czy nie?! – powtórzył ostro Jasper.

- Zobaczymy. – odparł zimno Arethis, odwrócił się na pięcie i zniknął w pokoju trzaskając drzwiami. Później sobie porozmawia z karczmarką…

Forks jeszcze chwilę patrzył z ponurą miną w stronę pokoju zajmowanego przez rozbójnika, po czym schował miecz do pochwy i zniknął za drzwiami własnej izby, przekręcając klucz w zamku. Ciepły koc powędrował pod łóżko, a Jasper ułożył dwie poduszki pod ciemną kołdrą by imitowały jego ciało - to w razie, gdyby ktoś zechciał wejść przez okno i zakończyć jego życie. Sam ułożył się na kocu pod łóżkiem i tuż obok prawej ręki położył nasączony trucizną miecz, jak to zawsze miał w zwyczaju. Kilka lat na szlaku wyrobiły w nim twardość i umiejętność czujnego snu w każdych warunkach, więc mężczyzna szybko odpłynął w objęcia Morra.
Zobacz profil autora
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny

 


Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach