Wysłany: Śro 15:22, 11 Sie 2010
Temat postu:
Vivian & Lucanor
Lucanor nie słyszał rozmowy, którą gospodyni przeprowadziła z zakapturzonym gościem, ale dyskretnie obserwował ruchy tajemniczego osobnika. Gdy ten zniknął na górze, a trubadur rozpoczął swoją pieśń, szlachcic podszedł do Vivian, po minie której widać było, że rozmowa z zabójcą nie należała do najprzyjemniejszych.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Hm? - Spojrzała na niego pytająco, a po chwili domyśliła się, o co pytał. - Ach, tak. Zamawiał śniadanie na rano... - Nie do końca była to prawda, ale też nie skłamała. - Nie należy do zbyt miłych i przyjemnych osób, całe szczęście, że już poszedł. - Uśmiechnęła się krzywo.
Mężczyzna spojrzał w jej oczy.
- Jeśli chcesz, to w nocy Blue może przypilnować karczmy. I ciebie. - zaproponował.
- To bardzo miłe i wręcz kuszące, ale czy ten wielki kot nie będzie czasem takim samym zagrożeniem dla mego gardła jak i tamten mężczyzna? - zapytała niepewnie. - Nigdy nie widziałam tak wielkiego zwierzęcia, czy to nie jest czasem jakiś twór Chaosu?
- Blue tylko groźnie wygląda. Gdy go kupiłem kilka lat temu, był jeszcze bardzo mały. Według handlarzy i tego co wyczytałem, pochodzi z Lustrii. - wyjaśnił Norrańczyk. - Poza tym leżąc przed drzwiami do twojego pokoju raczej nie będzie w stanie zrobić ci krzywdy. - uśmiechnął się.
- A co to Lustria? - zapytała zaciekawiona. - Nigdy nie słyszałam o tym mieście.
- Nic dziwnego, bo to nie miasto, a kontynent. Lustria to część Nowego Świata, prawie całkiem zarośnięta przez lasy i rośliny, których wcześniej nikt nie widział. Jest tam bardzo ciepło, a tamtejsi ludzie to dzikusy mieszkające na drzewach. Niestety, nie mam ze sobą ksiąg, na których widnieją ryciny. Ale gdybyś zdecydowała się wyruszyć z nami, to przy okazji chętnie bym ci je pokazał. Poza tym podróż na pewno będzie ciekawsza, niż ślęczenie tutaj w pustej karczmie.
Przez dłuższą chwilę się nad czymś zastanawiała.
- Właściwie to czekam tu na przyjaciela, ale mogłabym was odprowadzić do najbliższego miasta, czyli Middenheim. Zawsze tamtędy przejeżdża, więc na pewno bym się z nim nie minęła. A mieszka tam jego dobry znajomy, to może udałoby mi się czegoś dowiedzieć... Zresztą, Dominic, ten znajomy, to świetny wojownik. Kto wie, może by się do was przyłączył? Zawsze warto zapytać, prawda?
- Racja. W Middenheim jest biblioteka i na pewno znajdą się jakieś opracowania o Nowym Świecie.
- Przyjemne z pożytecznym. - Uśmiechnęła się szeroko. - A co to takiego “kontynent”?
- Hmm... - Lucanor zastanowił się. - Stary Świat jest kontynentem. To coś jak ogromna wyspa, na której znajduje się wiele krain. Kontynenty są oddzielone od siebie oceanami, czyli wielkimi obszarami słonej wody. Widziałaś kiedyś morze?
- Nie. - Pokręciła przecząco głową. - Marcus uznał, że jak całe życie siedziałam tutaj, to nie powinnam oglądać takich rzeczy. Ale to tak jak duże jezioro? - zgadywała.
- Jezioro, które jest wzburzone falami, i pachnie świeżością. Tak duże, że nie widać drugiego brzegu. Kim jest Marcus?
- Marcus jest przyjacielem Dominica i moim, to taki wieeelki i naprawdę potężny wojownik - odpowiedziała, rumieniąc się lekko. - Kiedyś zabrał mnie na małą wycieczkę i nieco podszkolił w walce, bym mogła się tutaj bronić sama. Zadziwiające, jak niektórzy mężczyźni robią się mili, kiedy im się zrobi dobrą jajecznicę - zaśmiała się wesoło.
- Chyba dobrze jest mieć takiego przyjaciela. - Luca również się zaśmiał. - Ale moim zdaniem, ta karczma nie jest miejscem dla ciebie. Powinnaś zwiedzić trochę świata... Chętnie zabrałbym cię do Albionu.
- Panie, ja jestem prostą i zwykłą kobietą, dobrze mi tutaj. Lubię się uczyć i poznawać nowe miejsca, ale mimo wszystko zawsze dobrze jest mieć gdzie wrócić. Tu jest mój dom. - Uśmiechnęła się lekko, jakby przepraszająco. - I jest sporo osób, które tak samo traktują to miejsce, dlatego nie chcę zamykać karczmy. Pojadę z wami do miasta, ale potem wrócę - dodała stanowczo. - Muszę poczekać na Marcusa, obiecałam.
- Pozostaje mi jedynie mieć nadzieję, że jednak zmienisz zdanie. - szlachcic wzruszył ramionami.
- Wątpię, by się tak stało, ale może uda mi się przekonać Doma, by was wspomógł - odpowiedziała, uśmiechając się lekko. - O której wyruszacie?
- Trudno powiedzieć, pewnie rano po śniadaniu, bo z tego co opowiedział nam czarodziej, czas nagli.
- Więc wstanę nieco wcześniej i się przygotuję do drogi, byście nie musieli na mnie czekać - stwierdziła. Noc zbliżała się dużymi krokami, a szalejąca za oknem burza nie napawała zbytnim optymizmen. Przez nią odnosiło się wrażenie, że jest znacznie później.
- W porządku. Gdyby coś się działo, Blue da mi znać. A teraz chyba pójdę do swojego pokoju, przyda mi się trochę snu.
- Dziękuję. Dobrej nocy. - Uśmiechnęła się ciepło. Ona niestety musiała zostać, aż wszyscy nie pójdą spać...
***
Mężczyzna wszedł do pokoju i usiadł na łóżku obok Blue. Pogłaskał zwierzę po gładkim futrze, a pantera otworzyła jedno ślepię i mruknęła cicho.
- Mam dla ciebie zadanie, przyjacielu. - powiedział. - Przypilnujesz w nocy naszej gospodyni, dobrze?
Blue zszedł z łóżka, zakręcił się na środku pomieszczenia, a gdy Luca otworzył mu drzwi wyszedł na korytarz i położył się obok wejścia do pokoju z numerem 8.
Szlachcic sięgnął do swojej torby podróżnej, z której wyjął pistolet. Położył broń na stoliku, a następnie ponownie sięgnął do ekwipunku, z którego wyjął zestaw do czyszczenia. Rozpalił świecę, a potem rozebrał pistolet i zabrał się za konserwację wszystkich elementów. Po zakończeniu tej czynności poskładał broń, a z torby wyjął zamówioną u rzemieślnika kaburę z szelkami. Schował pistolet do środka, a całość położył na szafkę.
Wyjął niewielki nóż z cholewy buta i ułożył go pod poduszką. Następnie ściągnął buty oraz koszulę, zgasił świeczkę i położył się na łóżku. Niedługo potem zasnął.