Autor / Wiadomość

Detective Comics - Control

Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:53, 18 Lip 2010     Temat postu:


Wszyscy.

Słysząc telefon, dziennikarka dość niechętnie odebrała. Miała przeczucie, iż to znowu może dzwonić jej szef i tym samym zepsuje cały wieczór.
- Laura.? Tu Sara. Powiedz mi proszę, czego dokładniej się dowiedziałaś? - kobieta powiedziała przez telefon.
- Jest przestępca, którego nazywają Red Hood, zdaje się być powiązany z porwaniami i zabójstwami. Zaatakował nas jak tylko opuściliśmy lodowisko i zabił jednego z uczniów Matta... - odparła Laura, starając opanować łamiący się głos. - Policja wie coś więcej na jego temat, mają całą teczkę o nim.
- Nic wam nie jest? - spytała z troską, gdyż Laura brzmiała lekko wystraszona. Wyglądało na to, że ich trójka jest na liście tego człowieka... a może czwórka?
- Nie, nic nam nie jest - odparła blondynka, wkręcając palec w kabel stacjonarnego telefonu. - Tylko ten chłopak został ranny i od razu zmarł...
- A to biedne dziecko, zabił przypadkiem czy celowo? - spytała zaintrygowana.
Ona sama nigdy nie strzelała do dzieci. Raz tylko naciągnęła jednemu czapkę na oczy i popchnęła przewracając go na śnieg, bo się na nią gapił. Ale to nie była właściwie żadna szkoda.
- Myślę, że to ja mogłam być celem, a on oberwał przypadkowo. Ewentualnie mężczyzna celował w Matta. Kilka dni temu ktoś wybił okno w moim domu, a potem podrzucił wycinek z gazety z moim artykułem. Chyba komuś się nie podoba, że pisałam o twoim porwaniu... Przypadkowo się w to wplątaliśmy i jeśli od początku ty byłaś ich celem, to teraz powiązali nas razem. I w czymkolwiek ty siedzisz, my siedzimy w tym razem z tobą... Więc jeśli masz jakieś informacje, to lepiej się z nimi podziel, byśmy chociaż wiedzieli jak i przed kim się bronić - dodała stanowczo i dość ostro jak na siebie.
Sara zastanowiła się tylko przez bardzo krótką chwilę, po czym postanowiła podzielić się informacjami, tak jak zrobiła to Laura.
- Dostałam czerwoną kartkę. Taki list z pogróżkami, ale bez słów. Dowiedziałam się, że mamy do czynienia z człowiekiem zwącym się Red Hood. Jakiś seryjny psychopatyczny morderca. - powiedziała na tyle spokojnie na ile mogła. - Postarajmy się zachować spokój. - Sara starała się zawczasu uspokoić Laurę.
- No to pięknie - westchnęła kobieta z cichym jęknięciem. - A tak się ładnie zaczęło układać - dodała cicho. - Coś jeszcze wiesz? Bo jak nie, to chciałabym zadzwonić do Matta i go uprzedzić.
- Powinnam wiedzieć więcej. Ktoś zbiera dla mnie informacje. - rzekła uspokajająco. - Ale uwierz mi, jeśli chciał by nas pozabijać, już byśmy nie żyli. On chce czegoś więcej. Może sprowokować nas, abyśmy dali mu powód, albo po prostu się bawi w kotka i myszkę. - westchnęła.
- Rozumiem... - odparła Laura. Jakoś nie podobało jej się to wszystko. - Kończę, jak będziesz wiedziała coś więcej, to zadzwoń do mnie. Jak mi podasz swój numer, to też będę cię informować.
- Tak, masz czym zapisać? - zagadała, a dając rozmówczyni czas na znalezienie czegoś do pisania, mówiła dalej - Ja powinnam wiedzieć coś więcej w przeciągu dwóch dni. Zobaczymy. Póki co niewiele wiemy, ale na pewno możemy mu się postawić. - powiedziała spokojnie, a gdy Laura przygotowała już notes, podała jej swój numer na komórkę.
- Dzięki, pomyślimy z Mattem nad tym i w razie czego będziemy w kontakcie - odparła Laura, pstrykając długopisem. - Uważajcie tam na siebie - dodała jeszcze i już wyjęła komórkę z kieszeni, by zadzwonić do kickboxera.
- Wy też. - odpowiedziała Sara - I dajcie znać jakby co. - dodała.
- Jasne, tak zrobimy. Do pogadania - dziennikarka rozłączyła się szybko, gdyż telefon komórkowy w jej dłoni zaczął dzwonić.

* * *

Matt z nieskrywaną nienawiścią uderzał w worek treningowy, który w tym momencie przyjął rolę jego największego oponenta. To nie był zwykły trening i zwykłe ciosy – mężczyzna chciał odreagować ostatnie wydarzenia wyżywając się w zaciszu swego dojo. Wciąż czuł ból po stracie Chestera; nawet jeśli to co pisali o nim w gazetach było prawdą, młody nie zasługiwał na śmierć. Zawsze uśmiechnięty, mający talent artystyczny... w kickboxingu średni, ale rokujący wyższą formę. Tym bardziej Matt nie mógł się z tym pogodzić. Wielu innych gorszych skurwieli chodziło bezkarnie ulicami Gotham, a ten gnój w czerwonej skarpecie na twarzy musiał akurat wybrać dzieciaka. Tucker przyrzekł sobie, że jeśli dostanie go w swoje ręce, nie zostanie po nim mokra plama... Kolejne ciosy wyprowadzane były z niemałym wkurwieniem – Matt zamiast worka widział napastnika z uliczki i chciał po prostu odreagować emocje, które w nim wezbrały. Po głowie wciąż chodziły mu słowa matki Chestera i wyraz jej twarzy, gdy do niej przyszedł. Nie sądził, że kiedyś znajdzie się w takiej sytuacji, ale widać życie wciąż odkrywało przed nim coraz to nowe karty.

Wraz z kolejnymi ciosami czuł, jak jego mięśnie odmawiają posłuszeństwa i palą bólem zmęczenia. Mimo to boksował i kopał worek dalej, jakby ten zawieszony na łańcuchu kawał wypchanego materiału mógł odpowiedzieć na jego żale i dać ukojenie. Jakby Matt chciał dać z siebie 110 procent... W końcu kickboxer wykonał kopnięcie okrężne wkładając w nie całą siłę, a niebieski worek nie wytrzymał, zrywając się z łańcucha i lądując pod ścianą.

Mężczyzna spojrzał na niego, a następnie westchnął i opuścił ręce wzdłuż ciała. Czuł bezsilność, której niczym nie da się zastąpić. Zmarszczył brwi i spojrzał przez okno – wciąż padał śnieg, który po raz pierwszy w życiu nie dawał ani spokoju, ani ukojenia.



- To nie twoja wina, sensei. - z rozmyślań wyrwał go głos Marcusa, jednego z lepszych uczniów dojo, choć nie do końca respektujących zasady sportu. - Nic nie można było zrobić.
- Co ty tutaj robisz? - wypalił Matt zerkając w jego stronę. - Nie za późno na treningi? Powinieneś zająć się siostrą i mamą, pewnie martwią się o ciebie.
- Nie tylko ty przeżywasz to co się stało, sensei. - rzucił chłopak. - Nie dało się nic więcej zrobić i nie powinieneś się obwiniać, mistrzu... Tak naprawdę dzięki tobie nikt więcej nie zginął... To był psychol. - chłopak wzruszył ramionami.
- Chester był jednym z nas, a jego śmierć nie pójdzie na marne. - odparł Matt uogólniając nieco temat. - Policja na pewno złapie tego przestępcę, a sąd wymierzy mu odpowiednią karę. - przez chwilę Tucker chciał powiedzieć, że on sam mu ją wymierzy, jeśli tylko go dorwie, ale jako mistrz świata musiał dawać przykład swoim uczniom, zwłaszcza, że młode umysły podatne były na emocje i przemoc. Starał się jak mógł, by Marcus wychwycił spokój w jego głosie.
- Przecież sam wiesz, że to tak nie działa... - chłopak ściągnął usta i spojrzał w podłogę. - Prawo nie jest po stronie takich jak my. To my na ulicach jesteśmy siłą i prawem!
Matt zdjął rękawice i podszedł do nastolatka zwieszając dłoń na jego ramieniu.
- Nie wolno ci tak mówić i myśleć! Nie znamy przyszłości, a sprawiedliwość i prawo w końcu zwyciężą... Czy tego doczekamy, czy nie. - uśmiechnął się do ucznia. - Pamiętaj, żeby zawsze postępować mądrze i zgodnie z głosem serca. Tak jak was uczyłem. Pamiętaj, by zawsze być sobą i nigdy nie iść tą drugą ścieżką, choćby nie wiem, jak kusiła. A wiem, że teraz kusi...

Krępy blondyn przez chwilę się wahał, ale w końcu spojrzał Mattowi w twarz.
- Chłopaki z mojej dzielnicy mówią, że mu nie odpuszczą.
- Powinni zająć się innymi sprawami. - skwitował Matt. - To jest sprawa dla policji, a nie dla chłystków, którzy myślą, że rządzą ulicami, Marcus.
Chłopak westchnął.
- Może i masz rację, mistrzu. Postaram się odwieźć ich od tego, co chcą zrobić...
- A co chcą zrobić?
- Jak to co? Zapolować na tego gnoja, co zabił Chessa... - na twarzy Marcusa wykwitł dziwny uśmiech.
- Przekonaj ich, żeby tego nie robili, bo mogą skończyć jak Chess... - rzucił Matt. - Ten Red Sucks* to nie jest jakiś zwykły ulicznik, którego można sklepać... to poważny przestępca. Nie waż się w to mieszać, inaczej nie będziesz miał tutaj wstępu.
- Postaram się, sensei. - Marcus ukłonił się lekko, po czym odszedł, znikając po chwili za drzwiami do szatni.
Matt jeszcze długo zerkał w stronę wejścia marszcząc brwi i bijąc się z myślami. Gdy Marcus przebrał się i opuścił dojo, Tucker sięgnął po telefon i wybrał numer Laury.

* * *

Blondynka niemal od razu odebrała, tak jakby czekała, aż zadzwoni.
- Tak? Matthew? Coś się stało? - zapytała głosem przepełnionym troską i smutkiem. Od czasu śmierci chłopaka niewiele ze sobą rozmawiali, żeby nie powiedzieć, iż praktycznie wcale. - Jesteś nadal w dojo? Jadłeś coś? Przyjedziesz dzisiaj? - dopytywała się, nie dając mu dojść do słowa. - Jak chcesz zjeść na mieście, to schowam obiad do lodówki i poczeka, aż...
- Lauro! - niemal wykrzyczał do słuchawki. Kobieta na chwilę zamilkła. - Możesz pozwolić mi dojść do słowa?
- T.. tak. A nie daję?
- No nie bardzo. - mruknął. - W każdym razie, tak, jestem w dojo, nie, nic nie jadłem i tak, mogę przyjechać, jeśli chcesz. - wyczerpując odpowiedzi na wszystkie pytania mężczyzna westchnął.
- Oczywiście, że chcę. Obiad już się kończy gotować. Sara do mnie dzwoniła, ten koleś... To jakiś psychopatyczny, seryjny morderca. I dostała czerwoną kartkę...
- Pewnie będzie następna na liście tego popaprańca.
- Myślisz, że my tak samo? - zapytała z wyraźną nutą strachu i niepewności w głosie. - Przyjedź szybko, bo się trochę boję, jak ciebie nie ma w domu... - dodała szczerze. Naprawdę się bała i nie miała zamiaru tego kryć, czy udawać, że tak nie jest. - I będę się cały czas martwić, że tobie się coś stało.
- Daj spokój, gdyby miał nas zabić, to już by to zrobił. Chyba że sobie pogrywa w jakąś chorą gierkę. Chestera mu nie daruję, jeśli tylko wpadnie w moje ręce... będzie ciężko. - rzucił do Laury. - Będę w ciągu dwóch kwadransów, muszę wziąć jeszcze szybki prysznic. Nie chciałabyś, żeby przyjechał do ciebie śmierdzący wieprzek, nie? - zażartował, by nieco rozładować napięcie u kobiety.
- No cóż, to by było coś nowego, Matt – uśmiechnęła się do słuchawki. - Ale oczywiście nie musimy tego próbować. Poczekam... A wiesz, że Sara powiedziała dokładnie to samo co ty? Znaczy... no z tym zabójcą, nie z prysznicem.
- Czyli co powiedziała?
- Że jakby chciał, to by już zabił i że pewnie się bawi.
- No proszę, jednak trochę myśli ta księgowa. - zażartował. - Okej, Lauro, widzimy się za niedługo, więc lecę pod prysznic. Potem o tym porozmawiamy.
- Jasne – odparła i coś jeszcze chciała powiedzieć, ale tego nie zrobiła. - Do później.
- Do zobaczenia.

Mężczyzna nacisnął czerwoną słuchawkę i schował telefon do kieszeni spodni.
Prysznic nie zajął mu wiele czasu, choć wydarzenia, które rozegrały się w uliczce wciąż nie dawały mu spokoju. Nadal nie mógł się pogodzić z tym, co się stało i właściwie nie mógł myśleć o niczym innym. Po kąpieli ubrał się ciepło, złapał taksówkę i pojechał do Laury, przez całą drogę przyglądając się latarniom na ulicach i sypiącemu śniegowi.



* Gra słów od Red Sox – amerykańskiej drużyny bejsbolowej, jakby ktoś nie wiedział Wink
Zobacz profil autora
Mekow




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunmow

PostWysłany: Czw 22:17, 29 Lip 2010     Temat postu:


Sara
Gotham, 29 grudnia 2009, wtorek


Sara obudziła się w swoim łóżku, w swoim domu, a obok niej drzemał jej narzeczony. Było jeszcze przed 6:00, ale kobieta całkowicie się wyspała. Na pierwszy rzut oka wszystko wskazywało na to, że jej sprawy i życie układały się jak najlepiej. Niestety tak nie było. Gdzieś niedaleko, wśród niezliczonego tłumu mieszkańców Gotham, znajdował się człowiek, który gotów był zakończyć ich sielankowe życie. Relaks i rozładowanie napięcia, którego Sara zaznała wczoraj, minęło w kilkanaście minut po obudzeniu, gdy spoglądając w sufit rozmyślała o ich obecnej sytuacji.
Nurtowały ją liczne pytania, które sama sobie zadawała.
Kim był ten człowiek? Mordercą oczywiście, ale dlaczego takie wybierał ofiary? Czy ktoś mu w tym pomagał? Skąd mógł wiedzieć?
Dlaczego po prostu nie atakował? Bardzo łatwo jest zabić nie spodziewającą się ataku ofiarę. Może nie wiedział i robił podchody, aby się upewnić? Ale wszyscy którzy dostali pogróżki ginęli... Nie! Wszyscy którzy zginęli, mieli pogróżki. Gdyby czerwone kartki trafiły pod zły adres, mógł to łatwo wyciszyć i nikt by o tym nie wiedział.
Czyżby tego chciał i na to czekał? Mieć pewność, że poluje na właściwe osoby? To by pasowało... więc co miała by robić? podkulić ogon i przez resztę życia udawać potulną panienkę? O nie! To zdecydowanie nie było w jej stylu. Jeśli on chciał polować, to niedługo dowie się, że trafił na naprawdę silną zwierzynę.
"Zobaczymy kto stanie się tu łowcą, a kto ofiarą." - pomyślała kobieta.

Nagle, wieża-budzik rozbrzmiała nastawioną wcześniej muzyką, budząc Emila i informując Sarę, że jest już 6:00. Kobieta zgarnęła kołdrę z mężczyzny, zmuszając go do wstania z łóżka. Sama też się ruszyła i nadal rozmyślając o tym wszystkim poszła do łazienki.

- Dzień dobry, kochanie. - powiedział Emil, kilka minut później, dając jej powitalnego buziaka. Oboje byli w kuchni.
- Dzień dobry. - odpowiedziała Sara, zalewając wrzątkiem dwa kubki kawy.
- Coś się szykuje i masz być ostrożny. Przez parę dni będziesz nosił kamizelkę. - oznajmiła Sara.
Emil spojrzał na nią lekko wystraszony.
- Myślisz kochanie, że będzie mi ona potrzebna? - spytał.
- Myślę, że lepiej ją mieć i nie potrzebować, niż potrzebować i nie mieć. - skwitowała, a widząc minę swojego narzeczonego dodała uspokajająco: - Nie martw się na zapas. Przecież wiesz, że cię obronię... Poza tym on ściga mnie, a nie ciebie.
- Ale ja nie chcę, aby tobie się coś stało. - miągwił młodzieniec.
- Poradzę sobie z nim. Spokojnie. - powiedziała Sara i posłała mu miły uśmiech. Osobiście oczywiście nie była aż tak pewna swego, ale nie chciała aby młody zamartwiał się czymś na co nie miał wpływu.
Zaraz potem rozmowa zeszła na miej ważne sprawy organizacyjne, podczas której wypili kawę i naszykowali najważniejszy posiłek dnia.
Ubrawszy się w kamizelki kuloodporne, skryte pod codziennymi strojami, zjedli skromne, ale zdrowe śniadanie: po dwie brzoskwinie i kiść winogron dla każdego.

Krótko potem Emil pożegnał się z ukochaną i pojechał do pracy. Sara nie miała nic do załatwienia na mieście, więc tego ranka nie zamierzała nigdzie wychodzić.
Myślała o tym wszystkim, zastanawiając się co ona by zrobiła na miejscu zamachowcy. Wyglądając przez okno salonu rozglądała się za miejscem, gdzie z karabinem snajperskim mógł by się usadowić napastnik. Najlepiej nadawał się do tego dach, albo któreś z mieszkań pobliskiego bloku. Mniej niż 200 metrów odległości, dobry widok. Sara używała trzymanego na piętrze teleskopu i spokojnie zaglądała ludziom do mieszkań, więc równie dobrze ktoś mógł ich obserwować... tylko, że oni zasłaniali okna.
Wchodzenie ludziom do mieszkań, tylko po to, aby obserwować inne mieszkanie, nie miało specjalnie celu. Zimą ślęczenie na dachu też nie było zbyt przyjemne, gdyż obserwacja wymagała dłuższej ilości czasu. Kobieta szybko doszła do wniosku, że najlepszym miejscem, była klatka schodowa na jednym z wyższych pięter. Można było pozostać tam w miarę niezauważonym przez mieszkańców, oraz nie zamarznąć od siedzenia na otwartej przestrzeni. Jeśli tam przyjdzie, będzie go miała! Niestety bardziej prawdopodobne wydawało jej się, że był tam wcześniej, a ta informacja nie dawała jej zbyt wiele... choć warto udać się tam i sprawdzić czy delikwent nie zostawił odcisków palców.
Z pomocą teleskopu rozejrzała się dokładnie. Niestety nie zauważyła prześladowcy... może przyjdzie wieczorem.?
Poszukiwania stały się nużące, może nawet męczące - głównie dla oczu. Sara postanowiła więc zrobić przerwę i zabrać się za coś przyjemniejszego. Ruszyła do kuchni, aby zjeść lunch. W lodówce nigdy nie brakowało zdrowej żywności, ale ta powoli zaczynała się kończyć. nic dziwnego, skoro ostatnie zakupy robili przed świętami. Sara wzięła całą resztę owoców i za pomocą miksera zrobiła z nich sok. Wyszło tego znacznie więcej niż z początku myślała, więc nie fatygowała się już w robienie innego dania.
Popijając gęsty sok, chwyciła słuchawkę i zadzwoniła do Emila.
- Carter's Books Emil Keler, słucham. - odezwał się jej narzeczony.
- To ja - przedstawiła się Sara. - Co u ciebie?
- Noo... mamy tu małe urwanie głowy, ale nic nadzwyczajnego. Zawsze coś wyskakuje. - Emil zdał jej nieco mieszany raport.
- Jak wrócisz, to pojedziemy sobie na małe zakupy. Tymczasowe i na sylwestra.
- Ale, czy to rozsądne? Może ja sam robię? - Emil wyraził swoje wątpliwości.
- Zgłupiałeś? - powiedziała natychmiast Sara. - Miałabym się bać wyjść z domu, z powodu jakiegoś człowieka? Bądź poważny. Niech lepiej on się boi.
Sara nie mogła tego widzieć, gdyż telefon tak nie działał, ale Emil odetchnął z ulgą i uśmiechnął się szczerze.
- Dobrze to słyszeć - powiedział. - To ja postaram się wyjść wcześniej.
- Dobra. Zadzwoń jak będziesz wychodził.
- Oczywiście kochanie.
Dalsza rozmowa nie trwała długo i nie tyczyła się żadnych konkretnych spraw. Ot krótka wymiana paru zdań.


Zaraz potem, Sara wyjęła otrzymaną niedawno wizytówkę i wykonała drugi telefon.
***
Sara nie lubiła zbyt długo gadać przez telefon, więc i ta rozmowa nie należała do długich. Zawierała jednak pewną intrygującą wiadomość.
Więc napastnik zastrzelił dzieciaka. To nie pasowało Sarze, do jego profilu. Wydawało jej się wcześniej, że ich prześladowca nie atakuje od razu, ponieważ chce mieć pewność, co do tożsamości swej ofiary. Teraz jednak okazało się, że człowiek, z którym przyjdzie jej się zmierzyć nie ma skrupułów przed zabijaniem niewinnych, a nawet dzieci, czego ona sama nie miała na koncie.
Sara zastanawiała się, nad tym wszystkim. Więc chodziło o zabawę w kotka i myszkę? O polowanie? Czyżby to było takie proste, że mężczyzna chciał rzucić komuś wyzwanie?
W świetla nowych informacji, ta wersja może i miała sens, ale z doświadczenia Sara wiedziała, że ludzki umysł jest nieco bardziej złożony. Napastnik, kimkolwiek był, miał zapewne konkretne powody, aby postępować w taki właśnie sposób... tylko jakie?
Ten tok rozumowania wprowadził Sarę na pewien trop. Kobieta usiadła do komputera i ponownie wyszukała wszelkie informację o sprawach podobnych do tej, z która miała do czynienia. Nie trudno było uporządkować je po datach. Sara wczytała się głębiej w pierwszą sprawę. Pierwszy raz, zawsze miał coś więcej, niż tylko samo działanie. Był nową ścieżką, którą obrała dana osoba i coś sie za tym kryło...
Krótko potem Sara zaczęła szukać informacji o wszelkich wydarzeniach poprzedzających pierwszą datę pojawienia się Red Hood'a. Interesowało ją wszystko - od wypadków samochodowych, do zgonu starszej osoby spowodowanego zawałem serca.
Poszukiwania te zajęły jej pół dnia i zanim się zorientowała, Emil zadzwonił z informacją, że wraca już do domu. Dochodziła godzina 15:00.
Sara sprawdziła jeszcze kilka rzeczy, po czym zaczęła się szykować na zakupy. Odpoczynek od komputera dobrze jej zrobił. Nie przywykła do tak długich poszukiwań, choć jakiś tego efekt był.
Oprócz ubrania się bardziej wyjściowo, upewniła się, że ma przy sobie wszystko co mogło być potrzebne. Na czele listy znajdywała się tu spora ilość gotówki, oraz dwie sztuki broni palnej - jedną którą trzymała w torebce i drugą w kaburze na "szelkach".
Emil przyjechał punktualnie i oboje pojechali na zakupy... zaraz po trwającym kilkanaście minut powitaniu, którego głównym składnikiem były przytulanie i całowanie się. Wszak Sara i Emil byli w sobie zakochani...

Wyprawa do supermarketu nie obfitowała w żadne przygodny... na szczęście.
Oprócz uzupełnienia zapasów świeżej żywności, zaopatrzyli się także w kilka napoi alkoholowych, wykwintne lody i zestaw fajerwerków. Sara miała to do siebie, że z rodzajem i ilością jej przychodów, wydawanie pieniędzy było istną przyjemnością.
Jak to zimą bywa, gdy wracali do domu, było już ciemno. Sara miała nadzieję, że wszystko będzie w porządku i nie zastaną domu z wywarzonymi drzwiami, uszkodzonym alarmem i nie wiadomo jaką niespodzianką jeszcze. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca.
Emil zajął się rozpakowywaniem zakupów i przygotowaniem obiadu, ona zaś ponownie sprawdziła teorię punktu obserwacyjnego, siadając w ciemnym salonie do stojącego przy oknie teleskopu.
Spędziła tam kilkanaście minut, zanim Emil zaprosił ją na nieomal gotowy już posiłek. Tym razem Sara nie dostrzegła prześladowcy, ale od dziś będzie się miała na baczności pod tym względem... a jak tylko go dorwie...
Resztę dnia spędzili razem, rozmawiając o sprawach osobistych. Emil zerkał przy tym przez teleskop, zaś Sara szperała w internecie przydatnych informacji. Przy odrobinie szczęścia wpadnie na trop... a może nawet zidentyfikuje zamachowca.
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 21:12, 26 Sie 2010     Temat postu:


Laura & Matt



Opady śniegu przybrały na sile dużo wcześniej, nim taksówka zatrzymała się pod domem Laury. Tucker wręczył kierowcy banknot i życząc mu wesołych świąt skierował się w stronę budynku zajmowanego przez dziennikarkę. Wszędzie było cicho jak w grobie, jedynie śnieg skrzypiał pod butami. Momentami kickbokserowi wydawało się, że biały puch zatrzymuje się w powietrzu, ale zapewne za dużo ostatnio miał spraw na głowie i po prostu umysł zaczął płatać mu figle. Wszedł na werandę i zapukał trzy razy otrzepując płaszcz ze śniegu. Chwilę później drzwi otworzyły się i ujrzał uśmiechniętą blondynkę.

- Zmarzłeś? – zapytała, przepuszczając go.
- Nie, taksę wziąłem – odpowiedział i uśmiechnął się lekko, słysząc ten troskliwy ton w jej głosie.
- Znalazłam drugi komplet kluczy, nie uważasz, że będzie lepiej, jak przestaniesz pukać? – zapytała.
- Myślę, że to może być całkiem dobry pomysł – odparł mężczyzna i schował klucze do kieszeni. Pociągnął nosem, czując zapach ryby. – Coś mi mówi, że szykuje się dziś niezły obiad. Rozpieszczasz mnie… Ostatnio był kurczak, wcześniej bitki wołowe, schab. – Zaczął wymieniać.
- Tylko dbam o to, byś miał zróżnicowaną dietę. Przecież wiesz, że taki duży i silny facet, jak ty, powinien odpowiednio się odżywiać. Mięso, warzywa, owoce. Niezbędne białko, węglowodany i witaminy, by organizm mógł dobrze funkcjonować. Jeśli nie będziesz jadł jak należy, nie będziesz miał ani siły do pracy, ani do myślenia.
- Normalnie zaraz z ciebie zrobię mojego prywatnego dietetyka – uśmiechnął się lekko, choć wciąż miał przed oczami ostatnie wydarzenia.
- Na to liczę – puściła mu oczko i skierowała się do kuchni, a Matt poszedł umyć ręce. Najpierw jednak przywitał się z psem, by za chwilę nie musieć tego znowu robić.

W końcu Laura podała do stołu, a kickbokser zdążył już nieźle zgłodnieć, zwłaszcza że całe mieszkanie wypełniały zapachy smażonej ryby.



Życzyli sobie smacznego, po czym zabrali do jedzenia. Przez dłuższą chwilę przy stole panowała cisza, w końcu jednak kobieta postanowiła się odezwać.
- Tak trochę o tym myślałam i uważam, że dobrze zrobiłeś.
- To znaczy? – zapytał, zerkając na nią znad talerza.
- Że nie próbowałeś tego kolesia jakoś zaatakować czy sprowokować. Myślę, że niejeden na twoim miejscu by „kozaczył”, a ty zachowałeś się bardzo odpowiedzialnie, próbując go uspokoić i negocjować. Jestem przekonana, że gdybyś postąpił inaczej, byłoby znacznie więcej ofiar. Przykre, że jeden chłopak zginął, ale pomyśl, ile innych żyć ocaliłeś, Matt – stwierdziła, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Cały czas mnie nosi… Gdybym miał tego skurwiela na wyciągnięcie ręki… - Matt zacisnął prawą dłoń w pięść. – Nie przeżyłby do rana…
- Teraz i tak już nic nie da się zmienić. Musisz się z tym pogodzić. – odpowiedziała Laura.
- Łatwo ci mówić, bo to nie ty straciłaś ucznia. – rzucił. – Pewnie będę to sobie wyrzucał do końca życia… Nawet jeśli był jakimś drobnym handlarzem, czy złodziejem, to nie zasługiwał na śmierć…
Laura westchnęła ciężko.
- Nie jest łatwo mówić, ale masz jeszcze innych uczniów, dla których musisz być silny.
- Jestem i staram się nie dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. – odrzekł Tucker. – Ale to i tak widać po moim zachowaniu na ringu… Dzisiaj rozwaliłem worek… Zwykle nie wkładam aż tak dużo siły w zwykły trening…
- Bo to nie siła przez ciebie przemawia, tylko agresja i złość. – powiedziała spokojnie, patrząc mu w oczy.
- Pewnie masz rację. – Matt westchnął i przejechał obiema dłońmi po twarzy. – Muszę się zdystansować… ale ciężko jest, wiedząc, że jakiś świr w czerwonej skarpecie zabił ci ucznia, a ty siedzisz w domu bo nic nie możesz zrobić… Najgorsza jest ta bezsilność…
- A co byś wolał? Wyjść na miasto i polować na niego? Żebyś ty zginął? – zapytała.
- Myślę, że temu miastu brakuje takiego człowieka. – wypalił. – Który złapał by całą przestępczość za gardło i stłamsił… Którego bali by się wszyscy złoczyńcy…
Dziennikarka pokręciła głową.
- I co? Miałby być jeden? Na wszystkich? To chyba musiałby pracować 24 na 7 i 365. – uśmiechnęła się krzywo. – I przy okazji musiałby nie mieć żadnego życia prywatnego. Proponuję ci kupić niebieską skarpetę, żebyś robił kontrast.
- Przestań, to nie jest śmieszne. – mruknął Tucker i skoncentrował się na obiedzie.
- No właśnie, nie jest śmieszne, więc nie gadaj takich rzeczy. Od zwalczania przestępców jest policja a nie jacyś samozwańczy stróże prawa. – pokręciła głową. – Prędzej czy później go znajdą.
- Módl się o to… Bo jak ja go dorwę w swoje ręce, to nie będą mieć co zbierać. – stwierdził Matt.
- Ale nie będziesz go szukał? – upewniła się Laura.
- Nie dzisiaj. – odparł. – Mamy obiad i wieczór przed sobą. – uśmiechnął się lekko.
- Nie dzisiaj? – powtórzyła i skrzywiła się.
- Zobaczymy jak to będzie… Póki co, zmieńmy temat, ostatnio cały czas żyję tą historią. – stwierdził.
- Więc o czym chciałbyś porozmawiać? – zapytała, a po chwili dodała. – Wieeeem, pogadamy o czymś, o czym wy, mężczyźni, nigdy nie chcecie rozmawiać – o NAS. – uśmiechnęła się łobuzersko.
- A co byś chciała wiedzieć? – zapytał mężczyzna rozkoszując się smakiem ryby.
- Yyyy… no nie wiem. – odparła niepewnie. – Może jednak pogadamy o czymś innym.
Matt uśmiechnął się, chyba po raz pierwszy tego wieczora szczerze i mimochodem.
- No dobra, możemy pogadać o czymkolwiek.

Dalsza część wieczoru upłynęła im na rozmowach o filmach, muzyce, sztuce, sporcie, pracy w gazecie, kobietach, mężczyznach i innych ciekawych tematach. A gdy zrobiło się dość późno, zaszyli się w sypialni na piętrze i tam rozładowali towarzyszące im od pewnego czasu emocje.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:04, 05 Lis 2012     Temat postu:


Laura i Matt

Obudziła się rano, a słońce z trudem przebijało się przez chmury oraz zasłony w jej sypialni. Najpierw zerknęła na zegarek, który pokazywał, że zbliża się godzina dziesiąta, by po chwili odwrócić się na drugi bok i przytuli do... no właśnie. Gdzie był Matthew? Usiadła, rozglądając się po pokoju. Wczorajsza noc należała do tych “niezapomnianych”, więc nie rozumiała, czemu go tu przy niej nie było. Postanowiła poczekać chwilę, ale mężczyzna cały czas nie przychodził. Zrobiło się jej dziwnie niezręcznie i przykro i postanowiła go poszukać. Jednak najpierw zawitała do łazienki, gdyż po całej nocy pęcherz domagał się, by w końcu poświęciła mu nieco uwagi, no i trzeba było zająć się poranną toaletą. W kwadrans ogarnęła się na tyle, by nie przyprawić listonosza o zawał serca i zeszła na dół. Zastanawiała się, gdzie zniknął Mike, który przecież spał z nimi w pokoju. Nigdzie go nie widziała i przeszło kobiecie przez myśl, że może Matt wziął psa na spacer czy coś w ten deseń. Zaraz jednak tajemnica się sama rozwiązała, gdy otulona w szlafrok weszła do salonu i zastała tam obu swoich mężczyzn. Tucker siedział w fotelu, a przy nim leżał amstaff, co jakiś czas popiskując cicho. Podniósł łeb i postawił uszy, gdy Laura weszła do pomieszczenia, po czym niepewnie machnął raz ogonem i znów się położył przy stopach Matta.

Podeszła bliżej, zerkając na swojego nowego partnera.
- Wszystko w porządku? - Zapytała cicho, widząc, że Matt zupełnie jej nie zauważył, wbijając wzrok w śnieg sypiący za oknem. Mężczyzna dopiero po chwili się otrząsnął i uśmiechnął lekko.
- Dzień dobry, Słonko - rzucił. - Tak, w porządku, tylko trochę rozmyślałem...
- Wciąż nie daje ci spokoju sprawa twojego ucznia? - Zapytała, podchodząc i siadając na kanapie obok Tuckera.
- Trudno, żebym po prostu o tym zapomniał. Że też musiało się to stać w święta... - mruknął. - Swoją drogą, trochę myślałem o tym... Red Hood’zie. Powiedz mi, pisałaś o nim wcześniej artykuły? Znasz go z podobnych przestępstw?
Zamyśliła się na moment, po czym pokręciła przecząco głową.
- Nie, Matt, nigdy o nim nie pisałam, to nie moja działka. I od niedawna tu jestem, więc się średnio orientuję. Pamiętam, że jak zaczęłam pracę, to akurat zwolnili kolesia, który pisał o nim. Ponoć był zafascynowany Red Hoodem i... no już nie pamiętam, co dokładnie, ale redaktorowi się nie podobała ta fascynacja i to, co pisał. Więc kolesia wywalił. - Wzruszyła ramionami. - Pewnie chcesz, bym się czegoś dowiedziała, tak? - Westchnęła, domyślając się, do czego prowadzą te pytania i rozmowa. Bała się, że mężczyzna będzie chciał znaleźć mordercę swojego ucznia, a nie chciała, by coś mu się stało. Facet bez mrugnięcia okiem pociągnął za spust i mało jej nie zabił, więc normalnym było, że się martwiła.
- Dobrze by było, gdybyś odnalazła tego dziennikarza, który zajmował się pisaniem o Red Hoodzie... chciałbym z nim porozmawiać... Ale nie chcę, byś się w to mieszała bardziej, niż trzeba, ok? - Położył dłoń na jej dłoni i spojrzał w oczy. Było coś dziwnego w spojrzeniu mężczyzny. Determinacja. Laura odniosła wrażenie, że podjął jakąś decyzję, która nie specjalnie mogła przypaść jej do gustu.
- A ty będziesz w stanie obiecać mi to samo?
- Mogę ci obiecać, że nie będę się pakował w kłopoty - rzucił. - Po prostu muszę się dowiedzieć paru rzeczy, może uda mi się znaleźć go na własną rękę... bo chyba nie sądzisz, że policja coś z tym zrobi? Mój uczeń był handlarzem... to był dobry chłopak, ale w ich oczach to kryminalista - dla nich to nawet lepiej, że on nie żyje. Podbije im to statystyki.
- Matt, będziesz na siebie uważać? - Westchnęła ciężko. Nie mogła się nie zgodzić, ale naprawdę nie chciała, by się w coś wpakował. Mogli zginąć, powinni być wdzięczni, że nadal żyją, a nie ścigać mordercę. Starała się zrozumieć, jednak chyba za bardzo się bała, by być w stanie się postawić na miejscu Tuckera. - Nie chciałabym, żebyś szukał Red Hooda i żeby cię zabił.
- Spokojnie, Kochanie, będę na siebie uważał, bo mam wiele do stracenia... i nie mówię tutaj tylko o życiu. - Uśmiechnął się do niej. - Normalnie takimi sprawami powinien się chyba Batman zająć albo jego pomocnicy, prawda? Ale chyba sami sobie święta wyprawili... poza tym, kogo by interesowała śmierć jakiegoś smarkacza...

Już miała coś odpowiedzieć, ale postanowiła nie rozdrapywać rany. Pogładziła mężczyznę po przedramieniu, starając się zmusić do uśmiechu.
- Ciężko oczekiwać, żeby nawet bohaterowie nie mieli choćby chwili dla siebie. Są święta, a na dodatek ciągle coś się dzieje. Więc mogło im to... umknąć. Zresztą, nie wiem, jak działają. Pewnie od takich spraw jest policja, żeby oni mogli się zajmować tymi najgroźniejszymi przestępcami.
- A niby gość w czerwonej masce strzelający w plecy dzieciaka, który miał całe życie przed sobą, nie jest groźnym przestępcą? - Zapytał Matt, próbując opanować irytację w głosie. - Po prostu tych wszystkich przebierańców powinno się utylizować od razu, a nie zamykać w Arkham, bo co to daje...
Wstał z fotela i podszedł do okna, za którym sypało, jak chyba nigdy wcześniej.
- Zależy mi na tobie, Lauro i mam nadzieję, że zrozumiesz, że chcę rozwiązać tę sprawę... śmierć Chestera nie może pójść na marne, a ten cały Red Hood musi za to odpowiedzieć. - Odwrócił się w jej stronę. - Z twoją pomocą, czy bez, nie zostawię tego ot tak...
- I co zrobisz, jak już go znajdziesz? Zabijesz? Wtedy też staniesz się przestępcą, a to żadne wyjście i rozwiązanie. - Pokręciła przecząco głową. “Zależy mi na tobie, ale...” jakie to było typowe.
- Jeśli go znajdę, zawiadomię odpowiednie służby. Nie jestem Batmanem, Lauro, mimo iż mam kilka danów w kickboxingu... Nawet dzięki temu nie mogłem pomóc Chesterowi... - mruknął, po czym wrócił na fotel i westchnął ciężko. - Wiesz co, chyba pójdę się przejść i trochę ochłonąć. Zjemy śniadanie za jakąś godzinkę, jak już wrócę?
- Jasne, weź ze sobą psa - odpowiedziała.
Nie chodziło o to, by go wyprowadził, ale żeby nie poszedł za daleko. Zresztą, mając przy sobie amstaffa byłby bezpieczniejszy, choć Mike nie należał do najodważniejszych psów, z jakimi się spotkała. Niemniej wyglądał na groźnego. Jak nie merdał ogonem i nie skakał dookoła jak szczeniaczek...
- Jasne, Mike’owi też się przyda mały jogging. - Puścił jej oczko, po czym wstał i pocałował ją. Po chwili oboje tonęli we własnych ramionach. - Będzie dobrze, obiecuję, że będę na siebie uważał. Spróbuj załatwić kontakt do tamtego faceta, może nam się to przydać.
Pocałował ją raz jeszcze.
- Dobrze, zaraz zadzwonię do mojego fotografa, bo wcześniej razem pracowali - odpowiedziała, niezbyt przekonana do tego wszystkiego. No ale jak mogła mu odmówić?
Stanęła w korytarzu i poczekała, aż mężczyzna się ubierze, a potem wyjdzie, zabierając ze sobą szczekającego ze szczęścia psa. Miała złe przeczucia i nie podobało się jej to wszystko, jednak nie mogła nic zrobić. Obiecała, on również i tego powinni się trzymać. Modliła się, by mężczyzna naprawdę na siebie uważał i by nic mu się nie stało. Też czuła do niego dużo więcej, niż ostatnimi czasy i bała się, że to może się szybko skończyć. Dobrze jej było z Mattem. Wprowadził do życia kobiety coś nowego i nie chciała z tego rezygnować. Potrzebowała go i miała nadzieję, iż było tak w obie strony. Już dawno nie czuła się przy kimś tak dobrze, co było dość... niesprawiedliwe i nieuczciwe względem niego? Dziwne wyrzuty sumienia męczyły ją, kiedy myślała o całej tej sytuacji z jego uczniem. Nie znała tego chłopaka, w dodatku był handlarzem. Oczywiście nie życzyła nikomu śmierci i nie uważała, że powinien zginąć, ale... Pomachała mu, zerkając przez okienko przy drzwiach, po czym zamknęła je na trzy zamki. Po ostatnich wydarzeniach lepiej było nie kusić losu.
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 16:24, 06 Lis 2012     Temat postu:


Matt pomachał Laurze raz jeszcze nim małe okienko przy drzwiach i kobieta w nim nie zniknęły mu z pola widzenia. Mike biegał jak szalony, przecinając co chwilę pustą, zaśnieżoną ulicę w tę i z powrotem, łapiąc sypiący śnieg w zęby, jakby dopiero co opuścił kojec matki i zaznajamiał się ze światem. Tucker stwierdził, że też z chęcią wróciłby do czasów, kiedy wszystko było beztroskie. Tylko, że on nie znał beztroskiego życia. Nawet w domu dziecka musiał zawsze o wszystko walczyć, zwłaszcza ze starszymi dzieciakami, które uzurpowały sobie prawo do gnojenia młodszych, bo były "dłuższe stażem". Kickbokser niejednemu takiemu starszemu pokazał pięściami, że nie da sobie wejść na głowę. Cóż... odkąd pamiętał, musiał się bić o swoje, nawet w dorosłym życiu, przy okazji rozkręcenia swojego dojo, więc gdy nagle poznał Laurę, to było jak z jakiegoś czarodziejskiego snu. Kobieta mądra, miła, o dobrym sercu, wykształcona. I on - po domu dziecka, bez szkoły, jedynie sport utrzymywał go na powierzchni, a gdyby nie szansa dana lata temu przez pierwszego trenera, pewnie teraz gniłby gdzieś w więzieniu lub w bezimiennej mogile.


Westchnął ciężko, zbierając się do lekkiego truchtu. Za dwa miesiące kolejny turniej, więc nawet świąteczny czas musiał dobrze przepracować. Mike, szczekając na gołębie podążył za nim, ośnieżoną, pustą alejką. Matt lubił dom Laury, polubił go od razu, jak tylko go zobaczył. I nie chodziło o to, że był wielki i wystawny, tylko, że - w jego przeświadczeniu - budynek i Laura idealnie ze sobą wspólgrali. Oboje dawali ciepło i poczucie bezpieczeństwa. Coś, czego mężczyzna właściwie nigdy wcześniej nie miał i nie zaznał. Właściwie te święta były pierwszymi, które mógł uznać za naprawdę szczęśliwe. Dzięki Laurze! Nie zależało mu na jej luksusach - o nie, bo ktoś, kto musiał walczyć o swoje w trudnych warunkach rzadko kiedy ocenia ludzi przez pryzmat stanu ich konta. Ona była dla niego bardzo ważna, właściwie z każdym kolejnym dniem łapał się na tym, że chyba nie mógłby teraz żyć już bez niej, bez jej uśmiechu, bez tonu głosu. Czy to było zakochanie? Dzisiaj miał ochotę zostać w domu, który w świetle ostatnich wydarzeń jakby zapraszał, by spędzić długi zimowy dzień przy płonącym kominku, popijając w zadumie dobrze zamrożoną wódkę, rozmyślając o swym życiu i zastanawiając się, czy nie zboczyć z wydeptanej ścieżki. Z wydeptanej ścieżki samotnika, bo przecież ewidentnie było widać, że oboje coś do siebie czują. Mimo to śmierć jego ucznia sprawiła, że w większości czasu łapał się na tym, że myśli o tym, by znaleźć Red Hooda. Chociaż Laura tego nie popierała i nie chciała, by coś mu się stało, Matt wiedział, że musi to zrobić. Bo tak naprawdę gdzieś z tyłu głowy kołatała mu myśl, że jednak zawiódł Chestera... że skoro chłopak - mimo iż uczęszczał na zajęcia Tuckera, gdzie uczyli się nie tylko, jak wyprowadzać ciosy, ale i filozofii życiowej - wkręcił się w jakieś trefne interesy, to znaczy, że Matt go zawiódł. Że był za słabym autorytetem, by ściągnąć go ze złej drogi, tak jak kiedyś jego trener ściągnął jego.


Westchnął ciężko i wyciągnął z kieszeni dresów wizytówkę detektyw Sary Milner, którą zgarnął wraz ze smyczą z szafki przy drzwiach. Nie powiedział Laurze, że będzie do niej dzwonił, bo kobieta pewnie nie byłaby zadowolona, że chce drążyć sprawę śmierci Chestera. Ale dla niego to był priorytet. Wklepał numer do telefonu, odczekał dwa sygnały, po czym umówił się z detektyw w parku nieopodal. Przyjechała po kwadransie, gdy Mike zdążył spłoszyć stado gołębi, polować na kruki i próbować złapać swój mały ogonek.
- Coś się stało, że do mnie zadzwoniłeś, Matt? - Sara przywitała się z nim, po czym ruszyli z wolna alejką.
- Chciałem wiedzieć, jak przebiega śledztwo w sprawie śmierci Chestera - rzucił Tucker. Nie lubił tej kobiety, ale czasami osobiste niesnaski trzeba było zepchnąć na dalszy plan.
- Powoli. Właściwie to niewiele wiemy - odparła policjantka.
- Mogłem się tego spodziewać. Policja w Gotham zwykle mało wie i skupia się tylko na wpieprzaniu pączków co pięć minut... - mruknął.
- Hej, nie musisz być niemiły. Moi ludzie sprawdzili, co się dało. - Spojrzała mu w oczy. - Okazuje się, że wcześniej Red Hoodem był Jack Napier, obecnie Joker. Nie ma szans, by działał pod dwoma pseudonimami, zwłaszcza, że obecnie siedzi w Arkham, zgarnięty przez Batmana.
- Coś więcej?
- Nic ponadto... sprawdziliśmy kulę, którą patolog wyciągnął z ciała Chestera, jednak napastnik zatarł numer seryjny, a kilku handlarzy bronią, których przyskrzyniliśmy twierdzi, że nie sprzedawało w ostatnim czasie Uzi żadnemu zamaskowanemu cudakowi. - Wyjaśniła detektyw.
- Czyli co teraz? - Matt wzruszył ramionami i poprawił kaptur.
- Trzeba czekać...
- Czekać? Aż ten świr zabije kolejnego dzieciaka, co lata z "prochem" żeby utrzymać siebie bądź rodzinę na powierzchni?
- Słuchaj, robię co mogę, nie rozwiążę tej sprawy w jeden dzień tylko dlatego, że tobie się spieszy. - Syknęła policjantka, świdrując go wzrokiem.
- Nie liczyłem na to, tylko na jakieś konkrety... ale wy zawsze się spieszycie tak, żeby został tylko trup - w końcu nie trzeba pisać raportów na pięć stron. Zajmę się tym sam. Na razie... - mruknął Matt, po czym wyminął Sarę i zagwizdał trzy razy na Mike'a, który przybiegł do niego po chwili.
- Nie rób głupstw, Tucker - rzuciła za nim detektyw, jednak ten nie odpowiedział, kierując się w stronę domu Laury. Miał nadzieję, że chociaż jej udało się skontaktować z fotografem i umówić ich na jakąś wnoszącą coś do sprawy rozmowę.
Zobacz profil autora
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4

 


Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach