Wysłany: Pią 21:56, 24 Wrz 2010
Temat postu:
Crystal feat. ... kilka osób
Na wszelki wypadek nie patrzyła na zegarek, tylko podłączyła telefon do ładowania i uruchomiła go, by wysłać swojej asystentce smsa. Miała to szczęście, że Monica była od samego początku w firmie i w większości spraw orientowała się znacznie lepiej od niej. No i była uprawniona do podejmowania decyzji za Crystal, co w przypadku porannego zebrania zarządu mogło być bardzo pomocne. Z czystym spokojem i sumieniem położyła się spać, gdy za oknem zaczęło się już robić jasno.
Uporczywe dzwonienie telefonu wyrwało ją z objęć snu. Poderwała się, siadając na łóżku i zerknęła na wyświetlacz. Nie znała tego numeru, a że mógł to być ktoś z komendy, przetarła szybo oczy i odebrała.
- Tak? – zapytała zbolałym i zaspanym głosem.
- Pani Danforth? Mówi Dick Wayne.
„Cholera” – pomyślała i jęknęła cicho. Zegarek przy łóżku wskazywał godzinę ósmą rano.
- Tak, słucham?
- Przepraszam, jeśli panią obudziłem.
- Ależ nic się nie stało i tak zaraz miałam wstawać – skłamała. – Coś się stało?
- Miałem zadzwonić, żeby się umówić na spotkanie. Wczoraj musiała pani wyjść i nie dokończyliśmy rozmowy.
- Ach, no tak, rzeczywiście. Przepraszam, nie wyspałam się, ciężko zasnąć, gdy przez całą noc wyją syreny policyjne – westchnęła ciężko.
- Ma pani czas dziś popołudniu?
- Hmm… Tak, ale bardziej koło godziny siedemnastej, bo wcześniej mam dużo spraw na głowie.
- W takim razie jesteśmy umówieni, w tym samym miejscu co wczoraj.
- Eee… Dobrze – odparła cicho.
- Miłego dnia i do zobaczenia, pani Danforth.
- Wzajemnie, panie Wayne.
Rozłączyła się i skrzywiła lekko. Ależ ten facet był sztywny! Prychnęła pod nosem i schowała telefon pod poduszkę, po czym odwróciła się na drugi bok. Do sesji zdjęciowej wciąż miała sporo czasu, więc mogła się jeszcze nieco zdrzemnąć.
* * *
Była jedyną modelką, która się zgodziła na zdjęcia w pomieszczeniu przypominającym igloo. Niska temperatura jej nie przeszkadzała i musiała udawać, że w ogóle czuje zimno. Białe auto prezentowało się fantastycznie, a ona jedynie musiała pozować na jego masce w stroju seksownej „Mikołajowej”. Dostała trzy warianty czerwonych ciuszków, po czym zrobiono jej jeszcze kilka zdjęć.
- Mają zamiar zrobić parę wariantów reklamy. – Wyjaśnił agent. – Inna będzie w gazetach, inna na ulotkach, inna na plakatach i jeszcze inna na wielkich billboardach porozmieszczanych w całym Gotham. To twoja wielka szansa, żeby się w końcu wybić z serii kosmetyków dla dziewczyn i zabłysnąć jako prawdziwa, seksowna kobieta z krwi i kości.
- Max, wiesz, że mi na tym średnio zależy?
- Ale mi, twojemu agentowi, zależy. – Uśmiechnął się zadziornie. Crystal wiedziała o tym aż nazbyt dobrze. Jej dobry kontrakt był dla niego jak kura znosząca złote jajka. I to przed Wigilią…
- Dam z siebie wszystko.
- I bardzo dobrze, bo takie firmy jak Mercedes kontraktują swoje reklamy w konkretnych terminach. Masz szczęście, że poprzedniej modelce było za zimno w… no nieważne. W każdym razie twój agent trzyma rękę na pulsie i znalazł ofertę nie do odrzucenia. – Rozłożył ręce, uśmiechając się. – Jak dobrze pójdzie, to już za kilka dni całe Gotham będzie cię oglądać na billboardach, w lokalnej telewizji i w gazetkach dla panów. No powiedz, że mnie kochasz, Śnieżynko.
- Chciałbyś. – Pokazała mu język.
Znała swojego agenta od jakichś czternastu lat o ile nie lepiej i jeszcze nigdy jej nie zawiódł, nie oszukał, ani nawet nie zmuszał do rzeczy, w których źle się czuła. Crystal była staromodna, nie miała zamiaru reklamować seksownej bielizny, gdzie niemal wszystko by było widać… Ojciec, kiedy jeszcze żył, wyciągnął go z rynsztoka, jak wiele osób, które później dla niego pracowało.
- Te gazetki dla panów jakoś mnie nadal… mierżą – stwierdziła, krzyżując przedramiona.
- To są gazety motoryzacyjne, typu Moto Magazyn, Auto Expression. Nie mówię tu o jakichś nie wartych uwagi porno-świerszczykach. No za kogo ty mnie masz, Śnieżynko? Znam twój gust, a te gazety są najlepsze na rynku.
- Mam nadzieję, Max. – Uśmiechnęła się do niego lekko. – Dobra, koniec przerwy, pogadamy, jak już skończę. Trzymaj kciuki.
- Jeszcze jedno. Zawiodłem cię kiedyś? Nie. Więc dalej się słuchaj Maxa i zajdziesz daleko.
Pomachała mu ręką, po czym wróciła do igloo.
* * *
Ritz. Restauracja na ostatnim piętrze… Kto to wymyślił? Dobry kwadrans musiała czekać, nim szanowny pan Wayne się pojawił. Crystal doszła do wniosku, że chyba na Gwiazdkę będzie mu musiała sprezentować zegarek.
- Witam – powiedziała i postarała się, by na jej twarzy zagościł miły uśmiech. Ciężko się było kobiecie do tego zmusić, jakoś nie polubiła Dicka i wolałaby teraz być w domu, niż musieć z nim gadać.
- Dzień dobry – odparł, zerkając na nią. – Chyba miała pani ciężki dzień?
- Czemu pan tak uważa?
- Potrafię to wyczytać z twarzy – często obracam się wśród ludzi i umiem wyczuć, kiedy ktoś nie jest w pełni sił. – Uśmiechnął się.
- Jak mówiłam przez telefon, syreny radiowozów nie dały mi spać w nocy.
- Niestety, żyjemy tu gdzie żyjemy i trzeba się przyzwyczaić – stwierdził. – Napije się pani czegoś? Kawa, herbata, jakiś sok?
- Cokolwiek. Z lodem.
Grayson skinął na kelnera i złożył u niego zamówienie. Chwilę później przyniósł do stołu brzoskwiniową Ice Tea.
- Kiedy proponuje pani termin podpisania papierów? Pytam kiedy, bo widząc panią w takiej formie, może powinniśmy dać sobie kilka dni wolnego?
- Jeśli wszystko jest gotowe, to można to podpisać choćby i teraz. Z chęcią bym się pozbyła tego ciężaru z moich barków – odpowiedziała. Sam Grayson był w tej chwili jednym z nich.
- Najpierw trzeba przeczytać to, co się ma zamiar podpisać. Ojciec pani nie uczył? – zapytał Grayson z drwiącym uśmiechem.
- Ojciec nigdy nie sądził, że będę się musiała zajmować sprawami firmy i nie, nigdy mnie tego nie nauczył. – Zmarszczyła gniewnie brwi. Mówili o człowieku, który niedawno zginął. Wayne mógł wykazać nieco więcej… - A pański ojciec chyba nie za bardzo się przykładał do lekcji taktu i dobrego wychowania – wypaliła.
- Całkiem możliwe. – Dick uśmiechnął się. – Natomiast pani ojciec był zupełnym ignorantem, skoro uważał, że będzie żył wiecznie i nad wszystkim będzie sprawował pieczę. No chyba że myślał, że jego córka jest zbyt głupia, żeby zająć się sprawami firmy.
W normalnych okolicznościach krew by się zagotowała w żyłach kobiety, ale ona była inna. Poczuła ogarniający chłód i nim zdążyła się opanować, pół stolika pokryła cienka warstwa lodu i szronu. Nawet tego nie zauważyła, zbyt skupiona na tym, by się dalej kłócić.
- Mój ojciec nie był głupcem, panie Wayne! Dlatego przygotował plan przejęcia jego firmy przez waszą spółkę! – warknęła, podnosząc się z miejsca.
Grayson przez chwilę patrzył z udawanym przerażeniem na zmrożony stół i przełknął teatralnie ślinę wzdrygnąwszy się nieco.
- R-r-r-rozumiem… Myślę, że p-p-powinniśmy przełożyć to spotkanie, aż nasze stosunki nieco się OCIEPLĄ. – mimo wszystko uśmiechnął się delikatnie, choć wciąż udawał przestraszonego. – Przepraszam, pani Danforth, muszę wyjść.
Ucałował ją w lodowatą dłoń, po czym odszedł od stolika.
- Panno! – rzuciła jeszcze za nim i ciężko opadła na swoje miejsce.
Dopiero po chwili zobaczyła, co się stało. Jak ona się wytłumaczy kelnerowi? Zostawiła dwa dolary na oblodzonym stoliku i bardzo szybko uchyliła okno.
Wyszła z pokoiku dla VIPów i udała się do windy, żałując, że tak łatwo dała się ponieść emocjom. To nie była jej wina! Ten, ten.. ten.. niewychowany gbur obrażał inteligencję jej ojca! Mogła się założyć, że naukowiec, lekarz, biolog i genetyk Danforth był o wiele mądrzejszy niż ten wielki i bogaty Wayne. Bo co on miał poza fortuną, którą jako dziecko odziedziczył po rodzicach? Chyba tylko niewychowanego syna, idiotę…
* * *
(od MG)
Grayson poczekał w pomieszczeniu gospodarczym, aż Crystal opuści VIP-room, po czym odczekał chwilę i wszedł do niego. Zastał tam młodego kelnera, który podawał Danforth herbatę i który zupełnie nie wiedział, co ma zrobić z pokrytym lodem stolikiem.
- Wiesz kim jestem? – spytał go Dick.
- Tak, sir.
- Więc to, co tu widzisz, zostanie między nami, albo nigdzie nie znajdziesz pracy w Gotham i całym stanie. – Nightwing nie lubił straszyć porządnych ludzi, ale jeśli tylko tak mieli zamiar trzymać język za zębami, to nie było innego wyboru.
- T-t-tak, sir. Czy coś pan potrzebuje?
- Póki co, żebyś wyszedł. To za fatygę. – Wcisnął mu w kieszeń dwadzieścia dolców.
Kiedy tylko Dick upewnił się, że młody kelner wyszedł, wyciągnął z kieszeni garnituru specjalne urządzenie, którym pobrał próbki lodu ze stolika. Gdy to uczynił, kolejnym cudem techniki rozmroził go, tak, że ten wyglądał teraz jakby ktoś rozlał na nim dwie herbaty. Grayson miał zamiar wychodzić, gdy w sali pojawił się chudy kelner. Dick z uśmiechem na twarzy podszedł do niego.
- Miłego dnia. I pamiętaj o naszej umowie. – Poklepał go trzy razy po policzku.
Pogwizdując jakąś melodię wyszedł z VIP-roomu.
* * *
Była na siebie zła… Kiedy pierwsze emocje opadły, nie mogła sobie wybaczyć, że zamroziła ten przeklęty stolik. A co jeśli teraz Wayne’owie się nie odezwą i nie podpiszą tej umowy? Albo co gorsza powiadomią policję i zamkną ją w Arkham? Wolała nawet o tym nie myśleć.
- Aaa! Kurwa! CRYSTAL! Czemu zamroziłaś podłogę? Chciałaś mnie zabić?! – usłyszała od strony drzwi i zerknęła na młodego, przystojnego chłopaka, który się właśnie zbierał z podłogi.
- Nie jestem w nastroju na rozmowę, więc z łaski swojej idź do pokoju i przestań przeklinać.
Victor, ślizgając się, podszedł do niej i ukucnął, by spojrzeć jej w twarz.
- Co się stało, siostrzyczko? Wszystko w porządku?
- Mam zły dzień – burknęła w odpowiedzi.
- Przecież nie znamy się od dzisiaj. Powiedz mi, co się dzieje, albo sam się dowiem. Przecież wiesz, że mam swoje sposoby.
- Wiem. Ale może to najpierw TY mi powiesz, gdzie się szwendałeś przez pół nocy?
- Byłem u Steve’a. Mieliśmy razem iść do portu, ale on miał trzy zgrzewki piwa i tak się jakoś zeszło… Zamówiliśmy pizzę, obejrzeliśmy kilka pornos…wróć… Eee… - Chłopak zarumienił się.
- Nieważne, kontynuuj. – Udała, że tego nie słyszała.
- W każdym razie przysnąłem, a potem jak wróciłem do domu, to u ciebie było już ciemno i cicho. Ja nie rozumiem, jak można dzień w dzień chodzić spać o dziesiątej, jak małe dzieci. – Uśmiechnął się złośliwie.
- Nie spałam. Byłam na mieście i cię szukałam, Vic.
- Na mieście? Przecież ty nigdy nie wychodzisz…
Crystal przewróciła oczyma.
- A co miałam zrobić? Mój jedyny brat zostawił mi wiadomość, że idzie, aby wykorzystać swoją życiową szansę i… Zaraz. Powiedziałeś, że chcieliście iść do portu?
- No do portu, a gdzie? Przecież tam był Batman.
- Pięknie, a ja cię szukałam po antykwariatach – mruknęła. Victor zaśmiał się.
- Nie jesteś zbyt dobrym detektywem, ale nie martw się. Jeszcze się wyrobisz.
- Nie mam zamiaru. To była najgorsza noc w moim życiu, nie wyspałam się, rano musiałam się wymigać od spotkania zarządu, potem miałam sesję zdjęciową dla Mercedesa, a na koniec zdenerwował mnie bubek Wayne.
- Zaraz. Chwileczkę. Po kolei. Że co? Jak to cię wku… zdenerwował? Mam go ustawić?
- Nie musisz, wątpię, by się jeszcze kiedyś odezwał.
- Aaa… Ty go ustawiłaś? Moja krew! – Uśmiechnął się szeroko.
- Nie do końca. Nie zapanowałam nad swoimi mocami i zamroziłam pół stolika…
- ŻE CO ZROBIŁAŚ?! – Victor zacisnął zęby.
- Ale byś widział jego minę, mało nie narobił pod siebie. – Zachichotała.
- Nieważne! To nie jest śmieszne! Będzie dobrze, jak nie pójdzie z tym na policję. Nie rozumiesz, że takie garniaki to tylko wypatrują sensacji? Teraz pewnie ciebie wsadzą, ja pójdę do rodziny zastępczej, a Wayne przejmie całą firmę! Za FRIKO!
- Już się tak nie bulwersuj, wiem, że to poważna sprawa. Mam do niego zadzwonić czy coś?
- Tak zrób. Spróbuj się z nim spotkać i przemówić do rozsądku. Jeśli to nic nie da, to ja się z nim spotkam i pogadam na swój sposób.
- Połamiesz mu palce?
- Postaram się tylko palce – odparł i ucałował ją delikatnie w dłoń. – Jeśli chcesz, mogę wpaść do niego z chłopakami.
- Jakimi?
- Dragonami.
- Znowu zadajesz się z tymi głąbami?!
- To moi najlepsi przyjaciele, jakbyś nie zauważyła. – Chłopak oburzył się. – No ale jak wolisz, to radź sobie sama… Nie widzisz, że chcę ci pomóc?
- Widzę, wybacz. To wszystko mnie przerasta. Dobrze, że mam ciebie, bo inaczej bym zupełnie nie wiedziała, co zrobić z tą całą sytuacją. – Ukryła twarz w dłoniach i pokręciła głową. Czuła się bezsilna i bała się, że przez jej głupotę stracą to, co dla nich najcenniejsze. Siebie.
Victor chwycił jej dłonie i odsłonił twarz, wpatrując się w błękitne oczy siostry.
- Spokojnie, siostrzyczko. Jestem przy tobie i zawsze będę, co by się nie działo. Poradzimy sobie z tym, wierzę, że się uda. Tak czy inaczej. Nie smuć się, bo i mi robi się smutno. Będzie dobrze, uwierz. Obiecuję ci to! – ucałował ją w czoło. Niepewnie pokiwała głową i spróbowała się uśmiechnąć.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mam tak mądrego i wspaniałego brata. Jeśli pozwolisz, pójdę się położyć. Trochę tu za ciepło dla mnie.
- Jasne, jeśli będziesz coś potrzebować, po prostu puść mi sygnał na komórkę. Będę u siebie, dzisiaj nigdzie nie wychodzę. – Uśmiechnął się do niej.
- Dziękuję.
Wstała i mało się nie wywróciła na oblodzonej posadzce. Z pomocą Victora doszła do schodów, po czym udała się na górę i zamknęła w swoim pokoju. Musiała pomyśleć, jak się teraz odezwać do Wayne’a i umówić z nim na spotkanie. Zwykłe ‘cześć, tu Crystal, może wyskoczymy gdzieś razem?’ nie było zbyt dobrym pomysłem.
Złapała za telefon, w odebranych połączeniach wyszukała jego numer (który przy okazji zapisała) i zadzwoniła. Kiedy mężczyzna odebrał, stchórzyła i szybko rozłączyła rozmowę. Na wszelki wypadek wyłączyła telefon i schowała pod poduszkę, udając, że go tam wcale nie ma.