Wysłany: Pon 17:25, 17 Lip 2006
Temat postu:
Lord Erblyn udał się do ogrodów w towarzystwie chochlika z naderwanym uchem, długo szli ścieżką między krzakami wiecznie kwitnących róż, zatrzymali się na skraju, gdzie kamieniem sięgnąć wiatr niósł zapach świeżej trawy i krowich placków.
- Odsuń się, Milka - Lord krzyknął do krowy, która nawet nie obdażyła go zainteresowaniem większym, niż odganiana ogonem mucha.
- Pozwól, panie.
Chochlik podkradł się bliżej, lecz krowa usłyszawszy szmer w trawie, podniosła łeb. Widok przekrwawionych oczu, zwisającego między zółtymi zębami i ociekającego śliną języka, zapach wczorajszego potu i zbuków, spowodowały, że krasula wyrwała buta i łańcuch, pędząc w kierunku najbezbieczniejszemu jej znanemu miejscu.
Pościg mijał się z celem, choć mógł chochlikowi dostarczyć przyjemności. Wrócił do Lorda, przykucając przy jego prawej nodze i wpatrując się w wyjmowane ostrze Bastarda, które właśnie ugodziło ziemię. Lord wyszeptał słowa w niezrozumianym języku, chochlik szybko pojął, że są to czary, z ciekawością obserwował ruchy dłoni Lorda, nieudolnie je naśladując.
Miecz zadrżał, oczy na czaszce na jego rękojeści zapłonęły, zdawałoby się nienawiścią. Ziemia też zadrżała... i pękła... szpara rozrywała ją ku przodowi niczym błyskawica na niebie. W odległości trzech skoków żaby rozdzieliła się na dwoje i zatoczyła okrąg, z którego wydobyła się krwista substancja, sikająca niczym gejzer. Niebo się zachmurzyło, rozpadał się deszcz, zagrzmiało. Szpary rysowały dalej, wewnątrz koła, pentagram, który tym razem nie siknął ogniem, który, tłumiony deszczem, wydawał z siebie przeszywający ból i tumany dymu. Chochlik zatkał uszy. Z wierzchołków pentagramu zmaterializowały się strzelistym pędem w górę kolumny, za którymi podążył wzrok chochlika o mało co nie przewracając go do tyłu. Nastała wieczorna ciemność, znów zagrzmiało. Przez kolumny pociągnął spiralnie ku górze sznur czerwonej substancji, który zalśnił światłem. Krąg wypluwał kamienie, błoto, krwawą substancję, które wściekle formowały ściany. Lord wyjął z sakwy zioło, zażył. Jego szatę rozerwały na plecach smocze skrzydła, czuł, że na swej dłoni mógłby smarzyć niczym na grillu. Chwycił chochlika przeżucając go na plecy, który szybko złapał się jego ramion. Wzbił się w powietrze zostawiając miecz wetknięty w ziemię. Kiedy znalazł się nad centrum pentagramu, między pięcioma kolumnami, w środku piekielnego cyklonu, wyrecytował kolejne zaklęcie tworząc wokół siebie aurę, która promieniując czerwonym blaskiem, namalowała na ścianach mistyczne malowidła. Dłońmu rzucił ku dołu, kiedy wydały z siebie ogień, złożył je w pięść, uniusł je, zatoczył ku dołu, krzyżując je na piersi. Nad ich głowami uformowało się ogromne łukowe sklepienie, kolumny wydłużając się dopasowały się na długość. Chochlik nie krył zdumienia. Powoli opadali na formującą się posadzkę. Chochlik zeskoczył z pleców Lorda.
- A okna, panie?
- Już robię...
Pieśń organów robrzmiała. Gest Lorda wyrwał ze ścian kilka kamieni, zastępując je barwnymi witrażami, przez które światło słoneczne zaczęło powoli dominować nad gasnącymi płomieniami. Lord dumnie szedł ku wyjściu, a chochlik przed nim ślizgał się na marmurowej psadzcze. Bogato zdobione wrota otworzyły się, pozostawiony na zewnątz miecz wciąż straszył oczami. Lord, wychodząc otarł skrzydłami o futrynę, dobył miecz, zamachnął młyńca, po czym schował do pochwy.
- Magia może wszystko - powiedział chochlik.
Wszelkie magiczne światło zgasło, smocze skrzydła znikły.
- Mylisz się... - Lord westchnął, po czym padł z wyczerpania na zakwitłym, wokół nowo powstałej budowli, dywanem stokrotek...