Wysłany: Sob 19:38, 28 Lis 2009
Temat postu:
Zanim wszyscy chętni zobaczyć bądź usłyszeć to o czym mówiła Wilczyca dotarli na miejsce poczuli chłodny wiatr. To była bardzo cicha noc. Nie było słychać owadów, ani ptaków. Jedynie odgłos ich kroków i cichy szelest liści poruszanych wiecznym oddechem.
Dotarli na wzgórze po dłuższej chwili. Ścieżka była zarośnięta. Dawno nikt jej nie przemierzał. Szli wilgotną trawą. Na wzgórzu znaleźli Wilczycę. Siedziała w zwierzęcej postaci niczym egipski posąg szakalopodobnego psa.
Gdy znaleźli się na szczycie otworzyła oczy i uniosła łeb wysoko. Rozległo się wilcze wycie. Pojedyncze, wibrujące. Wznosiło się i opadało w ciszy nocy.
Po kilku chwilach, gdy zabrakło jej tchu znów zapadła cisza. A potem się zaczęło. W odległym lesie odpowiedziano na jej zew. Zebrani usłyszeli odległe wycie. Brzmiało jak chór setek głosów. Po chwili w zupełnie innym tonie odpowiedziało kolejne wycie, z innej strony. Jeszcze jedno i jeszcze. Wznosiły się i opadały. Wilczyca znów zawyła. Zmieniła się nuta. Niczym dyrygent zmuszający orkiestrę do zmian w występie sprawiły, że watahy odpowiedziały zupełnie innymi głosami.
Gdzieś z tyłu rozległo się dudnienie niesione echem aż tutaj. Wycie wilków obudziło ptaki, które wzniosły się chmarą, przesłaniając księżyc. W tym wszystkim był rytm, była logika. To było życie.
Wilczyca jeszcze kilka razy skłoniła watahy do zmiany tonu. Grupy wilków przemieszczały się. Wrażliwsi wyczuwali drgania gruntu pod kopytami jeleni wypłoszonych nagłą aktywnością drapieżników.
Wilczyca zagrała ostatnią nutę. Żałosną, najdłuższą... Wysoką, przechodzącą w skowyt. Gdy zamilkła znów odezwały się watahy i milkły jedna po drugiej. Po kilku minutach uspokoiły się jelenie. Ptaki powoli wracały na swoje drzewa, do przerwanego snu.
*
To była moja muzyka* powiedziała szczerząc się.