Wysłany: Sob 23:55, 07 Lis 2009
Temat postu:
Zak przysłuchiwał się historii Asade, niemal zupełnie wyłączając kontakt z rzeczywistością, jednak riposta Wilczycy momentalnie przywróciła mu zmysły.
-
Czas... Księga Księcia... Brzmiał dziwnie, jakby głęboko zamyślony, jednak wystarczył moment, by wrócił do normalności i mówił dalej -
Wędrówki przez wymiary ukryte między wersami tego tomiska to niezaprzeczalnie interesujące doświadczenie. Swoją drogą, drogi Książę, mam nadzieję że nie masz mi za złe otworu w jednej ze stron? - spojrzał na Zetha pytająco -
Asade, w tym miejscu czas nie ma znaczenia. A jeśli będziesz potrzebowała stabilnego portalu, mogę się tym zająć. Wiesz, przez dłuższą chwilę byłem tu sam, nie robiąc zbyt wiele poza graniem na lutni, co w gruncie rzeczy nie różniło się zbyt od moich zajęć przed opustoszeniem pałacu. - Uśmiechnął się -
I Pałac wykształcił coś na kształt świadomości. A może zawsze ją miał, ale nikt jej nie dostrzegł? W każdym razie zauważył zniknięcie Stwórczyni i obdarzył mnie mocą, której do dziś nie jestem w stanie pojąć - prawdopodobnie jestem w stanie nią władać tylko w obrębie Pałacu i zapewne tylko do powrotu Ouzaru, jednak zastanawiałem się, czemu Pałac to zrobił. - nie przerywając słowotoku musnął kryształową łezkę wiszącą na jego szyi, jakby sprawdzając, czy wciąż tam jest -
Może zwrócił uwagę na Łzę?
Spojrzał po twarzach pozostałych i dodał, dużo ciszej
-
Ciekawe gdzie jest teraz Ouz?
Na jego twarz wrócił uśmiech, gdy przypomniał sobie, o co prosił go Tajemniczy.
-
Wybaczcie... rozgadałem się, a miałem przecież coś zagrać!
Odsunął się wraz z fotelem od stołu, a w jego rękach zmaterializowała się lutnia. Nie zmieniła się za bardzo, nikt poza samym minstrelem nie zauważył różnicy, jednak wciąż była smukła i niemal tak piękna jak dźwięki, którymi zwykła raczyć wszystkich wokół.
Zamknął oczy.
Czas zwolnił.
Przecież nie miał znaczenia.
Był tak błahy, bo znów było jak kiedyś.
Opuścił palce na struny.
Zaczął spokojnie, delikatnie. Jak zwykle grał emocjami. Nie oktawy, nie kwinty, nie tercje, a refleksja, nadzieja i spokój duszy.
Powietrze drżało, elf przyspieszył nieco i otworzył oczy. Spojrzał po twarzach mieszkańców Pałacu, a jego oczy mówiły to samo, co muzyka. Muzyka zataczała spokojne kręgi po świadomości każdego ze słuchających, masując delikatnie każde ego. Dźwięk robił się niższy, a Zak, opuszczający dłoń na gryfie, zdawał się głaskać instrument, któremu tyle zawdzięczał.
Uderzenie!
I zaczęło się na nowo.
Żywiej i głębiej po tak spokojnym preludium.
Żal, gniew, strach... i ledwie słyszalny szept grajka znad kryształowej łzy u jego szyi.
Choć nikt nie był w stanie dosłyszeć w jego cichutkim mamrotaniu słów, z pewnością tam były.
Drżenie strun, głosowych i lutnianych zarazem, wypełniło salę o najgłębsze zakątki. Szepty z wnętrza ich dusz zdawały się dostrajać do melodii.
Coraz szybciej.
Błądził dłonią między progami, wciąż szepcząc pod nosem. Nie było wątpliwości, to lęk, niepokój i tęsknota.
Jeszcze szybciej!
Silne akcenty, na granicy dysonansu. Coraz dłuższe przejścia, więcej energii... czy to nienawiść?
Nie.
Było za dużo ciepła...
Drżące uderzenie.
Coraz to ciszej.
Czy to już?
Nie!
Jednak melodia zwalnia, nie goni już tak jak wcześniej. Rytm uspokaja się, tworząc przyjemną atmosferę.
Szept cichnie, będąc teraz niemal bezgłośnym.
Konkluzja, bez pompy, delikatnie.
Jak po schodach.
Kręconych.
Na dno.
Spokojnie, z chmur na ziemię, po schodach z anielskich piór.
Prosto na fotele wokół sołu w tej pięknej sali.
Do Pałacowej Rzeczywistości
.