W sali zaległa na chwilę absolutna cisza i słońce zdało się jakby świecić słabiej tego poranka. Do Kryształowej Groty wszedł Ksiażę. -Kto ktryje się w ciemności?- zaśmiał się i odpalił solidne światło w prawej ręce. -Aaa... pani Mori...- zaśmiał się widząc, jak ta wzbrania się przed światłem. -Oj, oj! Widzę, że mamy światłowstręt?- pokiwał głową gasząc Światło. Machnął ręką w tronę oken i struga cienia popłynęła w powietrzu, zasłaniajac okna. Uniósł drugą rękę i wymamrotał coś. Wokół niego zaczęła wirować mała, skrzydlata kula światła. Gdy Zeth siadł na fotelu i wyciągnął ksiażkę koleczka podleciała do kart ksiegi umożliwiajac czytanie. -Jak sie oswoisz z moją osoba to usiadź sobie i zamów cos do picia czy jedzenia.- zwrócił isę do postaci. -No, nie wstydź sie, nie zjem Cię...- powiediał i skinął na nimfę, któa po chwili przyniosła mu kielich trunku.
Ksiażę dalej siedział i popijając specyfik czytał kolejne linie ksiażki, co jakiś czas zwracając wzrok na siedzącą w kacie Myosotis Mori.
Myosotis Mori. Potworzyca Kącikowa
Dołączył: 15 Maj 2006
Posty: 389 Przeczytał: 0 tematów
"Światłowstręt?"- pomyślała Myo, wciąż jeszcze wystraszona zjawieniem się Księcia. "To nie Światłowstręt, a raczej "Światłostrach", światło nie zrobi mi nic, oprócz odsłonięcia twarzy..."
-Dzień Dobry- bąknęło niepewnie stworzenie siedzące w kącie.- Nie wygląda pan na.. na ludojada, zresztą, pan nim napewno nie jest i i... ja chciałam tylko powiedzieć, że, że chociaż wiem, że pan mi nic nie zrobi, to tu mi poprostu najwygodniej...
Myosotis zdziwiła się ilością słów, jakie zdołała na raz wypowiedzieć w stronę nieznajomego mężczyzny.
Ten zamek coś w sobie miał.
Mała Mori czuła się w nim... pewniej?
Ksiażę zaśmiał się szczerze. -Kiedyś miałem to samo. Może raczej nazwałbym to nienawiścię do światła, ale uporałem sie z tym... Przestań się kulić w kącie... nie przystoi, naprawdę..- powiedział, a z jego rękawa wylało sie sporo ciemności, która uformowała wygodny fotel. Zeth obrócił go bokiem zarazem do stołu, ajk i do Mori. -Proszę.- wskazał fotel. -Zaręczam Ci, że fotel będzie nie tylko wygodniejszy, ale i godnieszy zawierania w sobie tak zacnej persony.- westchnął. -Jak zechcesz, to sie przysiadziesz. A co do strachu... boją się mnie moi wrogowie... i ci, którzy maja powody by się bać. Istoty skrzywione, spaczone... Jesteśmy w kryształowej grocie! Nie na arenie! Nic Ci nie zrobię!- zaśmiał się ponownie. -Czekaj, moze ułatwie Ci zadanie...- powiedział i zdjął kaptur. -Lepiej?- zapytał, patrząc na swą rozmówczynię. Znó upił łyka z kielicha i uniósł książkę. -Nawet się nie wygłupiaj - siadaj! Chyba, że się mnie boisz z jakeigoś powodu... moze bedę w stanie się dostosować? Zirael nie darowałaby mi, gdybym był powodem ucieczki kogoś z zamku...- przerwał, nasłuchując odpowiedzi. Nie otrzymawszy jej westchnął -Ja nigdzie nie idę...- zakończył, pogrążajac się w lekturze tajemniczej, czarnej księgi.
Zirael Leśny Duszek Optymista
Dołączył: 11 Mar 2006
Posty: 574 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam, gdzie moge być całkiem sama...
Wysłany: Śro 20:44, 17 Maj 2006
Temat postu:
Do groty weszła Zirael...Dawno jej tu nie było.
Zir rozejrzała się uważnie po Sali, wyraźnie kogoś szukając.
Miała nadzieję, że ujrzy tam Zetha, ale niestety rozczarowała się...
Wyszła więc i udała się do karczmy.
W kryształowje było cicho. Cóż w tym nowego? Zeth zaśmiał sie do siebie w myślach i znó siadł do swego fotela. Ta cisza była jak panceum. Ksiażę rozsiadł się i pogrążył w lekturze. Nadszedłczas, aby skonczyć, co zaczął dawno temu. Ksiega uniosła siesama a Zeth zacął miotać niezrozumiałe słowa. Ksiega reagowałą na nie wybuchami energii i jonizajcją. Po chwili opadła w dłonie Ksiecia. Na okładce pojawiło sie pięć krwawoczerwonych run. Kisążę usmiechnął się i zaczął czytać od nowa... miałtylko godzienę i potem musiał opuscić Zamek...
Ouzaru spoglądała na niego wyczekująco, lecz nadal milczał. Zdawało jej się nawet, że przestał oddychać. Lecz czy on w ogóle musiał? Może robił to jedynie z przyzwyczajenia... Powietrze w pomieszczeniu zastygło i mogła przysiąc, że Anioł w ludzkiej skórze pokrył się delikatnym kryształem. Wstała po cichu z łóżka i nie budząc go powoli wyszła.
Nie miała pojęcia, ile czasu spędziła w tamtym pomieszczeniu, czekając na jego odpowiedź. Wpatrywała się w jego oblicze bardzo długo, może nawet kilka godzin? Za drzwiami rozciągała się zupełnie nieznana jej część Zamku. Cisza i spokój, jakby wszystko uśpione... Jednak w tej ciszy było też coś złego i martwego. Ouzaru złapała się za ramiona i truchlejąc od nagłego zimnego dreszczu poczęła szukać drogi wyjścia. Długo błądziła w długich i zawiłych korytarzach, zdawało się jej, że jest w jakimś tajnym labiryncie. Zupełnie jakby obok normalnych pomieszczeń znajdował się zupełnie inny "Zamek". Zastanawiała się, jak długo Hikari tu przebywał, nim się ujawnił...
---
W końcu dotarła do jakiejś klapki, mocno ją pchnęła i wypadła do Lochów. Trochę się poobijała i wybrudziła, całe ciało miała pokryte kurzem i pajęczynami. Gdzieniegdzie miała też nabitego siniaka oraz kilka zadrapań, lecz wreszcie udało jej się opuścić tamte korytarze.
*Ciekawe, czy Zirael o nich wie?* - zastanowiła się przez chwilę, lecz nie poświęciła temu zagadnieniu aż tyle czasu i uwagi. Była brudna i zmęczona, miała ochotę na kąpiel. I porządnie się wyspać! Z hukiem wypadła z Lochów ignorując bluzgi i wyzwiska eN.a. Szybko skierowała się do swojej komnaty, już z daleka słyszała pełne radości popiskiwania swego pieska... Z podobną siłą i złością odrzuciła ciężkie żelazne drzwi i zamarła. Na łóżku siedział on, ale jakby zupełnie nie on...
- Kairon? - spytała niepewnie i z wyczuwalną trwogą w głosie.
-Nie do końca...- Ouzaru rozpoznała głos Księcia. Postać podniosła się.-Zdecydowałem, ze pozwolę soibie na odrobinę uczciwości...- podszedł do niej i ujął za dłoń, po czym dał jej mały, metalowy przedmiot. Był to... klucz do pokoju Ouzaru! -Dorobiłem kawałek czasu temu. Zapomniałem o nim, a przecież nie należy do mnie.- powiedział i puścił jej dłoń. -Nie wiem, co masz zamiar w tym temacie zrobić... Mozesz spróbować mnie ukarać, zbanować, czy co tam chcesz...- machnął ręką. -Wiedz, ze teraz nie poddam się Twej woli potulnie, jak baranek. Już nie...- wyszczerzył się w krzywym uśmiechu. -Jedna rzecz się kończy, a druga zaczyna. Mogłem wywalić ten klucz, ale chcę, byś znała prawdę. Tym bardziej, ze jest to coś, co mozesz mieć mi za złe, a chcę mieć z Toba czysty rachunek. Rozumiemy się, Ouzaru?- zaytał i stanął przed nią prosto. Patrzął jej w oczy bez cienia skruchy, czy poczucia winy... Ouzaru uśmiechnęła się i rzuciła tylko -Później o tym pogadamy.- Książę skłonił się i opuścił pokój, po czym udał sie do Kryształowje Groty.
Zirael Leśny Duszek Optymista
Dołączył: 11 Mar 2006
Posty: 574 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tam, gdzie moge być całkiem sama...
Wysłany: Pią 22:37, 19 Maj 2006
Temat postu:
Zirael weszła do kryształowej groty i usiadłamw kącie, tam gdzie zwykła to robić...
Poprosiła o lampkę czerwonej lemoniady, bo nie była chyba w dobrym nastroju...
Zdecydowanie nie była...
Spostrzegła jednak kogoś jej przyjaznego... zobaczyła Zetha
-Witaj mój drogi, jak że miło mi ujrzeć twą przyjazną dla mnie twarz... Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy... Tyle sie ostatnio zdarzyło...Ale nie chce Cię zanudzać... Za dużo tej lemoniady... Może chcesz się napić??
Zirael padała już z nóg i poprosiła Zetha by odprowadził ją do Komnaty gdzie mogła udać się na spoczynek...
Nie trza było czekać długo, by Kairon się obrócił słysząc swoja swej miłości, tej która odmieniła jego życie a może i losy. Nie było mu jednak było dane wyrzec słowa szybkie wkroczenie Księcia do komnat sypialnych Ouzaru, przyniosło ze sobą i wiadomość, która to Zeth musiał zostawić do niego czas jakiś temu. Zimny pot oblał czoło Kairona, bowiem wszystko to dotarło do niego w przeciągu krótszym niż potrzeba na stworzenie myśli a uderzyło z siła większa a niżeli szarżujący olbrzym uderzający o drewniana bramę, która to pod naporem jego siły nie tyle co ustępuje, ale zmienia się w małe drzazgi. Wszelka ta wiedza, wszelki ból i cierpienie wlały się w niego zostawiając kolejne piętno na jego sercu i umyśle. Gdy tylko ocknął się z tego stanu łapczywie niczym nowo narodzone dziecię powitał powietrze w swej piersi. Ouzaru dalej stała w wejściu trzymając teraz już jednak jakiś klucz a i po księciu już śladu nie było. Kairon swymi nowymi błękitnymi oczyma. W których raz po raz srebrzyste refleksy się pojawiały spojrzał na serca swego wybrankę i wyrzekł tak prostymi słowyma jak tylko teraz potrafił.
- Tak to jak, choć nie dokładnie taki jakiego znałaś. – To mówiąc wstał i zbliżył się nie co ku niej. Wtedy to adminka dostrzega pośród jego srebrnobiałych włosów kilka ciemnych, niemalże czarnych pasm, których kiedyś na pewno Kairon nie posiadał.
Stała tak przez chwilę przyglądając mu się i nie za bardzo wiedząc co ma zrobić. Chciała się przytulić, lecz przypominając sobie o swym nieco przybrudzonym od kurzu ciele zaniechała tego. Wszak Kairon miał na sobie ten piękny biały strój, a jej już nic więcej nie mogło bardziej zaszkodzić. Widoczne skrępowanie odmalowało się na umorusanej twarzy młodej kobiety, wyglądała, jakby żałowała, że znajduje się w tym pomieszczeniu, w jego towarzystwie. Jedyne co teraz chodziło Ouzaru po głowie to szybka kąpiel i równie pośpieszne przebranie się.
- Nie powiem, byś się nie zmienił. Twoje oczy... włosy... - zaczęła zakłopotana. - Czy już nic nie może być jak dawniej?
W jej pytaniu było trochę smutku i żałości. Spojrzenie rozbiegane, jakby wystraszone i ta postawa, małe zagubione dziecko.
- Wybacz, chyba powinnam się umyć i przebrać, mam za sobą długą i brudną drogę - wysiliła się na uśmiech.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach