Wysłany: Pią 18:13, 12 Maj 2006
Temat postu:
Żaba jeszcze nigdy nie czuł się tak szczęśliwy. Co tam bycie człowiekiem! Bycie Żabą też ma swoje uroki
Spojrzał na piękną i prostą Elaine i nagle zrodziła się w jego głowie myśl. Zastanawiał się, czemu nie wpadł na to wcześniej, ale teraz to było nieważne. Serce zabiło mu mocniej. Spojrzał jeszcze raz na Elaine i rzekł powoli...:
Tak. Kuchnia będzie dobrym miejscem! Chodźmy tam. - uśmiechnął się do dziewoi i kiedy weszli do kuchni rzekł do Elaine, czując, że robi mu się niedobrze:
O pani, dziewko piękna! Proszę Cię o ugaszenie kaganka... Chciałbym coś Ci pokazać w tajemnicy, a w świetle to jest niemożliwe...
Kiedy dziewoja zgasiła już światło, zapanowała cisza.
CoB skupił się w sobie. On po części też był magiem... i nie wiedział, czy w postaci Żaby będzie mógł wyzwolić w sobie magię Splotu w jakim się specjalizował. Magię cienistego splotu. Nie była ona tym samym, czym była magia Zetha - ona była czymś pomiędzy iluzją, a prawdą. Mogła być użyta w dobrym jak i w złym celu. Co najważniejsze dawała nieograniczone możliwości...
CoB zapadł w Plan Cieni. Widział wiele stworzeń i rzeczy, których wolałby nie dostrzegać. W końcu pośród cieni dostrzegł... siebie! Jednak odgrodzonego barierą. Musiał ją sforsować... Skupił całą swoją moc. Bariera powoli ustępowała, jednakże nie miał sił jej sforsować do końca. Czuł, że z oczu płyną mu łzy. Nie mógł się poddać, jednakże w pewnym momencie bariera utknęła i ani o milimetr nie dało się jej ruszyć.
Wtem gdzieś z oddali rozległ się głos:
Żabciu, nic Ci nie jest?
Ten głos zdołał rozbić starożytną magię przynajmniej na planie cieni... CoB skoczył wprost na swoją pochyloną postać. Na swój żywy cień.
W pokoju panowała cisza. Elaine zaczęła się już denerwować i zawołała CoB'iego mając nadzieję, że nic się nie stało. Jednakże nikt jej nie odpowiedział. Zdenerwowana sięgła po kaganek, by zapalić ogień. Już miała położyć rękę na kaganku, kiedy poczuła na sobie dotyk. Ktoś ujął jej dłoń w swoją. Już miała przerażona krzyknąć, kiedy usłyszała głos, głos należący do Żaby, jednakże nie zniekształcony, ludzki:
- Nie trwoż się o Pani! Jam jest CoB, w Żabę przemieniony. Dzięki magii, w ciemnych miejscach mogę ujawnić się pod prawdziwą postacią...
Stał przed nią chłopak niewiele starszy. Jego twarz szpeciła blizna biegnąca łukiem od skroni do policzka. Włosy miał uczesane na grzybka, jak to zwykle mają rycerze - ale co najdziwniejsze pośród burzy czarnych włosów, równie często pojawiały się całkiem białe.
Jego oczy świeciły w zmroku jadeitowym blaskiem... Nie szło dokładnie poznać koloru skóry, jednakże wyglądała na dosyć ciemną - jak u cyganów. Miał bardzo delikatne rysy twarzy jak na mężczyznę.
Przy pasie nosił miecz, widać było tylko pięknie zdobioną srebrną klingę. Po drugiej stronie, przy udzie, wisiał taki sam kołek.
Ubrany był w zwiewne cichy wojownika, bez żadnej zbroi.
Nie był ideałem pod względem muskulatury - widać było, że trenuje, jednak siły po nim spodziewać się nie wolno było.
Widziała jego oczy wpatrujące się w jej twarz. Po chwili spuścił wzrok, uklęknął przed nią na jedno kolano, ściągnął z siebie pas z mieczem i kołkiem i położył to przed dziewczyną. Miękkim i drżącym głosem przemówił:
- Odtąd cały chcę należeć do Ciebie, droga Elaine! Obiecuję chronić Ciebie, pomagać Ci w każdej sytuacji i być z Tobą, choćby świat trawiła piekielna pożoga. I nie opuszczę Cię aż do śmierci... A proszę Cię o jedno... Bym w trudzie i boleści mógł złożyć zmęczoną głowę na twoim podołku i bym mógł obarczyć Cię moją żabią klątwą. Wiem, to wiele. Możesz się nie zgodzić, jednakże wiec, że nawet mimo to będę bronił Twego imienia! Tęczowa jutrzenko kocham Cię. Kiedy Ciebie ujrzałem spełniły się moje najskrytsze sny...
Dziewczyna zaniemówiła. Chłopak czekał i czuł, jak spływają mu łzy po policzku...