Wysłany: Nie 15:00, 23 Lip 2006
Temat postu:
Nikt chyba nie zauważył jego nieobecności, nawet on sam tego nie dostrzegał... Kiedy pomagali Zikowi obraz zaczął mu się rozmazywać, a on zaczął postrzegać świat w odcieniach szarości. Później było jeszcze ciemniej i ciemniej aż... otworzył oczy.
Na początku myślał, że nic się nie stało, wciąż przebywał w Karczmie... Po chwili jednak spostrzegł, że jest sam. Chciał się ruszyć, ale nogi i ręce miał związane.
Obrócił głowę w bok.
Oczy rozszerzyły mu się z przerażenia. Był na planie cieni, mimo własnej woli. A przed nim stała Pani Przeznaczenia... która tym razem była Elaine.
Trzymała w dłoni lustro, stłuczone lustro i smutnym wzrokiem patrzyła na niego. Była bardzo blada, a włosy z blond zmieniły się na czerń. Nie odzywała się, nie oddychała, nie ruszała się. Nawet najmniejsze drgnienie nie poruszyło jej włosami.
Gdzieś z oddali rozległ się cichy głos:
- CoB, gdzie jesteś? Odbijał się echem wokół i za każdym razem rósł na sile, aż Żaba myślał, że rozerwie mu bębenki...
Ale nic takiego się nie stało, głos zaczął ucichać, a Pani Przeznaczenia, wciąż się w niego wpatrywała. Chciał coś powiedzieć, lecz nie mógł. Popatrzył tylko błagalnym wzrokiem na bóstwo i zamknął oczy, spodziewając się najgorszego.
Minęło wiele czasu... A Żabie całe życie przelatywało przed oczami, każdy jego czyn, zły, czy dobry. Matka, zabójcy, wampiry, smoki, Felix i jego feniks, karczma, Elaine, Pałac, Mieszkańcy zamku, czerwień, czerń, muzyka, pisk, lustra, goblin, biel, jasność, góry, pustynia...
Obrazy mieszały się, tworząc chaotyczny przekaz. Zrozumiał, że to Pani Przeznaczenia chce mu coś powiedzieć. Ale co?
Obrazy powtórzyły się... Tym razem na końcu ujrzał karczmę, zobaczył Ouz wewnątrz, zobaczył Zetha i coś w nim jeszcze, ujrzał Zirael i Erbello, w końcu Zika, który oddawał się już piciu i wyglądał na zdrowszego i w końcu Myo. Siedziała sama, bała się, wyglądała na zmęczoną, musiała się za wiele naoglądać.
Ciche westchnienie wyrwało się z ust CoBiego, już wiedział co mówi mu Pani.
Ale przy tym dowiedział się czegoś więcej.
Nagle wszystko ogarnęła czerń i przed oczami mignął mu jeszcze jeden obraz... Ujrzał siebie, jako człowieka, stojącego przed pałacem... Miał w ręku nóż, łzy spływały mu po policzku. Ciął krótko i szybko po obu nadgarstkach, po czym chwiejnym krokiem, rzucając ostatnie spojrzenie na zamek odszedł na północ, coraz bardziej słabnąc i słaniajac sie na nogach...
Otworzył oczy. Mógł się ruszać. Zaczął się wierzgać, był w jakiejś tkaninie... Głośno zarechotał... I usłyszał głos Zika! Był chyba w jego kieszeni, ale była ciasna i ciężko było się wydostać...