Wysłany: Pią 10:19, 18 Sie 2006
Temat postu:
Myosotis odwróciła głowę i spojrzała w kierunku wskazanym przez Zika.
-
Zaraz wrócę.- mruknęła usadawiając mężczyznę przy jednym ze stolików.
Skrzat wychodził z kuchni, przeciągając się lekko. Na widok Myosotis jego arystokracki krok zmienił się odrobinę. Teraz bardziej przypominało to chodzenie zbitego psa niźli "pana i władcy". Stwór nie lubił demonów, bał się ich.
-
Dzień dobry pani Karczmarko. Chmiel przyjedzie jak tylko słońce ukaże nam się w całej okazałości...- powiedział, kłaniając się lekko.
-
Dzień dobry, dzień dobry mały. Chmiel? Bardzo dobrze, naprawdę.- odpowiedziała Myosotis bezceremonialne ciągnąc wystraszonego i zdziwionego skrzata do kuchni.
-
Ale... ale co ja zrobiłem?!- wypiszczało wystraszone stworzenie, Myosotis wzięła głęboki oddech, przykucnęła i popatrzyła Skrzatowi w oczy.
-
Chwała Ci za ten chmiel, bo sama zauważyłam, że piwo kończyć nam się zaczyna, tak samo jeszcze kilka rzeczy będzie trzeba załatwić, a ty tu masz najlepszą głowę do interesów.- skrzat, stojący do tej pory tak skulony, pokraśniał aż słysząc komplementy Myosotis, zadarł swój długi nos do góry i wypiął dumnie pierś.
-
Ja i interesy... gdzie by tam, ale skoro panienka chce cobym jeszcze co załatwił, to postaram się oczywiście...- odpowiedział, fałszywa skromność wręcz wypływała z jego uszu chciwych dalszych komplementów.
-
Nie wątpie. Ale to nie jest teraz najważniejsze.- Myosotis wstała, odetchnęła i przełknęła ślinę. -
Czy... może nie wiesz gdzie jest CoB?- powiedziała zmienionym głosem, starając się, by nie brzmiał, tak jak właśnie brzmiał. Niepowiodło jej się to na całej linii. Zaczęła rozpalać w piecu, by ten się nagrzał.
-
A cóż się stało?- wystraszył się skrzat zapominając o podniesionym nosie, komplementach i nawet dumnej piersi.
-
Tego właśnie chciałabym się dowiedzieć...- westchnęła wystraszona Myosotis, obróciła się i tylko by skupić uwagę na czymś innym niż martwieniu zaczęła przygotowywać kuchnię do przyżądzania potrwa, wyjęła noże, dzbany i kubki, wszysto co było jej potrzebne. Ręce jej drżały. -
Kiedy ostatni raz widziałeś CoBa i... w jakich okolicznościach?- powiedziała głucho oczekując najgorszego.
-
Panicz CoB? Kilka dni temu. Wrócił skąteś i poszedł sprawdzić czy co w karczmie się nie kończy, a że piwo się kończyło to mnie po nie wysłał, tyle wiem, bom wrócił dzisiejszej nocy dopiero.- skrzat podawał co rusz potrzebne naczynia. Myosotis przystanęła i popatrzyła się w okno.
-
Czyli wrócił z planu cieni... Tylko... gdzie jesteś przyjacielu?- szepnęła sama do siebie. Skrzat domyślił się, że najlepiej będzie jak nie odpowie na to pytanie, które było ewidentnie pytaniem retorycznym. Minęła chwila, Myosotis zeszła z pustym dzbanem i tacą do piwnic, Skrzat posłusznie za nią. Zapaliła lampę zawieszoną tuż przy klapie, w nikłym świetle zobaczyła beczkę z miodem, przystawiła doń lejek i wyjęła korek zatykający małą dziuę.
-
Kończy się mąka, świeże mięso. Można będzie się rozejrzeć też powoli za winem i miodem.- powiedziała zupełnie innym głosem co chwilę chrząkając i starając się tak go zmienić , by był beztroski. I znowu próby nie dały żadnego rezultatu, ba, może nawet wszystko pogorszyły.
Skrzat posłusznie przytakiwał głową deklarując, że i za tym pójdzie w świat się rozglądać.
-
Nie wiesz gdzie mogę blisko znaleść jakiś płaszcz, opończę, buty wysokie, siodło, wodze i przede wszystkim dobrego kowala?- złocisty trunek wypełniał już cały dzban, dziewczyna machinalnie zatknęła dziurę w beczce korkiem. Skrzat oblizał wargi widząc trunek. Myosotis zauważyła to.
-
Należy Ci się trochę miodu za pracę.- Skrzat znowu pokraśniał, przypomniał sobie o komplementach i dumnie wypiętej piersi. Chyba jednak mógł polubić nową karczmarkę.
-
Ubrania nabyć możesz u nas. Skrzaty mają dużo takich rzeczy- rzucił wszechwiedzącym tonem. -
A co do kowala i wszysktiego co do jazdy konnej potrzebne. Do portu, co niedaleko stąd jest trzeba iść, tam na pewno kogoś panienka znajdzie.- Myosotis westchnęła cicho, natarta wieczorem przyprawami porcja dziczyzny wylądowała na tacy, a w dłonie skrzata wpadło kilka owoców, od jabłek, na bananach kończąc.
-
Dziękuję Ci za pomoc skrzacie- mówiła dziewczyna zamykając nogą klapę do piwnicy, a przyniesone dobra stawiając na blatach kuchni.
Do rozpalonego piecyka wstawiła blachę z pieczenią. Po chwili po kuchni rozlał się apetyczny zapach.
-
Ależ panienko...- skrzat skłonił się tak nisko, że aż długim nosem "przywitał się" z podłogą karczmy. -
Pomoc takowa, do dla mnie czysta przyjemność.- dokończył nowo zauważonym talentem. Sam się zdziwił, że tak dobrze potrafi kłamać. Myosotis uśmiechnęła się półgębkiem myjąc owoce. -
Zostaniesz wynagrodzony za swoje poświęcenie.- powiedziała teraz wybijając kilka jaj na patelnię, gdzie skrzat wyczuwając zamiar Myosotis wcześniej już nieco wkroił cebulę, a słysząc słowo "nagroda", porwał się do przygotowywania jajecznicy z gracją co rusz przesuwając cebulę i jajka. po powierzchni naczynia. Myosotis ułożyła owoce na jakiejś misie, potem do jednego z dzbanów nalała soku. Pomarańczowego, oczywiście. Minął jakiś czas, skrzat ściągną z ogina patelnię z jajecznicą, Myosotis pokroiła chleb, skrzat wyskrobał usmażone jajka na wielki talerz, a Myosotis wyjęła potrzebne sztućce kładąc je na jednej tacy, na której to postawiła następnie dzban z sokiem i jajecznicę.
Skrzat widząc, że potrzebna będzie druga taca, rzucił się do jednej z szafek, skąd wyciągnął poszukiwany przez niego obiekt. Po chwili na tacy wylądował dzban z miodem i przed chwilą wyjęte przez Myosotis upieczone mięso. Dziewczyna wzięła tacę z mięsem dostawiając na niej trzy kubki. Skrzat porwał tacę z jajecznicą i jak w orszaku wyszli do izby karczmy stawiając jedzenie przed Zikiem. Myosotis usadowiła skrzata na jednym z wolnych krzeseł i wróciła do kuchni, by po chwili przynieść talerz z owocami. Usiadła obok Zika. Polała każdemu, to miodu, to soku i wręczyła po kolei kubki, skrzat ze swoił kubkiem miodu został wysłany do komanty Myosotis, przy przyprowadził tu Gurgola.
-
Skrzat nie wie gdzie jest CoB.- powiedziała głucho dziewczyna wpatrując się bezmyślnie w stojący przed nią kubek z sokiem. Pomarańczowym, oczywiście.