Wysłany: Pią 10:00, 28 Lip 2006
Temat postu:
Zdezorientowana i zła na siebie Myosotis, podniosła się zmuszając całą siłą woli ciało do posłuszeństwa.
-
Zik... Na żywioło... Mi... nic nie jest. Połóż się, trzeba obejrzeć... Twoją ranę, zaraz przyniosę... Ci coś do jedzenia i... napitku jakiegoś i jak co znajdę, do dezynfekcji...- powiedziała z trudem, jednak głos miała niepewny i zawstydzony, jak zwykle. Chwilę postała, odpoczywając po tak długiej przemowie, gdy nagle jej oczy przybrały barwę turkusu, czego nikt nie mógł zauważyć, przez kaptur na jej głowie. Wtedy to, Myosotis pomogła wstać Zikowi i zmusiła go wręcz, by się położył.
Kiedy udało jej się uspokoić zbulwersowanego Zika, wyszła szybkim krokiem z pokoju, by sprawdzić, czy w karczmie wszystko w porządku i przynieść coś Zikowi, czym mógłby się pożywić.
Prócz energii życiowej, Myosotis traciła też część swojej duszy, po której pustkę- póki dusza, nie powróciła do normalnego stanu- zajmował nie kto inny, ale demon, który dużo łatwiej potrafił ukazać część swojej natury.
Myosotis nie wiedziała, jakim sposobem "regenruje" duszę. Wiedziała tylko, że po jednej przemianie, potrzeba na to dużo czasu.
Dusza ożywiała się dzięki emocjom, raczej tym pozytwnym.
Myosotis, która przez 20 lat, wędrowała po świecie, samotna i wiecznie bojąc się tego, co będzie jutro, nie miała ich za dużo, dlatego regeneracja trwała tak długo.
Tu, w zamku, dusza Myosotis zaczęła doświadczać tychże uczuć, o których dziewczyna już prawie zapomniała, a jej dusza odnawiała się niesamowicie szybko.
Właśnie dzięki temu, po tylu przemianach Myosotis jeszcze żyła i nie stała się demonem na skraju światów życia i śmierci. Demonem, którego nie można było już opanować, którego jedynym pragnieniem była śmierć.
Bo stan ten, był dużo gorszy od śmierci.
Oczy Myosotis wróciły do normalnej postaci. Pomyślała o CoBie, o Ziku, który miał już więcej sił, o karczmie i mieszkańcach zamku.
Poczuła, że pustka ją wypełniająca nie jest już tak wielka.
Weszła chwiejnym na powrót krokiem do izby karczmy. Królowa siedziała w niej zamyślona, a skrzat czekał spokojnie na jej "rozkazy". Myosotis kiwnęła głową, wszystkow było w karczmie tak jak należy. Wróciła do kuchni, wyjęła tacę, chwile postała starając się odpocząć. Na tacy postawiła dzban miodu, wody, małą miksturkę, którą niegdyś dał CoBowi Erbello, gorące mięso, dwa kubki, chleb i ciasto z jabłkami.
Próbowała podnieść tacę. Wydawała się jej niesamowicie ciężka.
-
Nie ma tak dobrze Myosotis...- pomyślała i dźwignęła tacę, chwijnym krokim zmierzając do swojej komnaty i co chwilę odpoczywająć.
Minął dłuższy czas, kiedy dziewczyna dotarła wreszcie do pokoju. Tuż przed drzwiami postawiła tacę i usiadła na podłodzę oddychając ciężko. Po jakimś czasie wstała, otworzyła drzwi i podniosła tacę, wchodząc tym samym chwiejnym krokiem. Postawiła jadło na stoliku, po czym do jednego z kubków nalała wodę, a do drugiego miód. Ręka jej trzęsła się, ale na szczęści nic nie rozlała.
Wdech i wydech.
-
Czy mogę... zobaczyć Twoją ranę... Zik?- zapytała.[/url]