Wysłany: Czw 14:36, 27 Lip 2006
Temat postu:
Myosotis krzyknęła do skrzata.
-
Opiekuj się goścmi póki nie wrócimy!- jej głos był niespokojny. Dotknęła dłonią wisiora spoczywającego na piersi. -
Najwyżej się nie odratuje.- mruknęła pod nosem. Kolejna przemiana, choć po hibernacji, mogła po prostu zabić. Albo jeszcze gorzej.
-
Jesteś mi potrzebna... proszę Cię... wyjdź...- powiedziała Myosotis wychodząc karczmy. Odmówiła jakąś dziwną formułkę w nieznanim nikomu języku i zakasłała. Blask. Coś gruchnęło o ziemię.
Zamiast Myosotis, przed karczmą stał demon.
-
Mała Myosotis... to bardzo nierozsądne! Szczególnie po hibernacji i tym śnie!- powiedziedział wściekły i biegiem ruszył za żabą.
Kiedy demonica dogoniła żabę, wzięła ją na ręce i popędziła za śladami krwii.
Minął jakiś czas- na szczęście demony są zwykle szybsze od ludzi; był już zmierzch, kiedy kobieta-demon ujrzała rozstawione namioty.
-
Przyjacielu małej Myosotis, miejmy nadzieję, że tutaj znajdziemy tego mężczyznę.- szepnął demon, po czym "wpłynął", do jednego z namiotów.
To co tam ujrzała, wywołało na jej twarzy lekki, ironiczny uśmiech. Dziewki piszczące ze strachu okrywały się futrami i rozrzuconymi ubraniami. Jedna zemdlała na widok potwora. Mężczyźni, nadzy, zaczęli krzyczeć, jakby obdzierano ich ze skóry.
Demon przybrał najgorszą ze wszystkich postawę, jego włosy rozwiał nieistniejący wiatr, a oczy błysnęły rządzą mordu.
-
Gdzie jest Zik z Amiru! Gdzie on jest!- syknął patrząc się na krępego mężczyznę, trzymającego w jednej dłoni fajkę. Człowiek ten, blady z przerażenia zaczął się jąkać, starając w jakikolwiek sposób wybrnąć z tej sytuacji.
-
Nie zabijaj nas! Na przeklęte sztormy! Nie zabijaj!- wypiszczał w końcu. Demon spojrzał na niego wściekły.
-
Głupcze! Czas dobiega końca! Oszczędzę, jeżeli powiesz mi gdzie jest Zik z Amiru!- ryknęła demonica coraz bardziej się irytując.
-
Ran... ranny przyjechał... po...pomogliśmy mu! Aleśmy nie wiedzieli, że coś nabroił! To.. taka.. ludz... ludzka pomoc!- mężczyzna próbował się tłumaczyć, wtedy demon "podpłynął" do niego w powietrzu i unosząc człowieka do góry zacisnął dłoń na jego gardle, po czym rzucił nim o ziemię.
-
Zwięźlej głupcze!- krzyknął całkowicie już wściekły.
-
Pojechał spowrotem do tego zamku! O tam... tędy.- wyharczał bosman, kiedy wreszcie mógł złapać oddech. Demon natychmiastowo "popłynął" we wskazaną stronę, szukając nowego tropu. Delikatnie ścisnął żabę, tak by nie wypadła mu z rąk.
-
Znajdziemy go, przyjacielu małej Myosotis.- powiedział tonem na powrót bezbarwnym.
Minął jakiś czas, kiedy dotarli do miejsca dziwnego pobojowiska. Na ziemi leżało zmaskarowane ciało. Chyba orka. Wokół niego było tysiące śladów niepodkutych kopyt. W oczach demona można było ujrzeć błysk zaskoczenia.
Przez chwilę demon zastanawiał się co robić, gdy wkońcu zobaczył kolejne ślady.
-
Wasz przyjaciel jeszcze żyje.- powiedział do żaby i najszybciej jak potrafił, puścił się "biegiem w powietrzu" za tropem znalezionym na drodze.