Wysłany: Wto 18:42, 23 Maj 2006
Temat postu:
Kiedy umarł mój znajomy...
Powiem tak.
Był tylko znajomym, raczej "dobrym znajomym" mojego rodzeństwa.
Człowiek legenda- Egon.
Wszyscy sądzili, że zginie na motorze, a zginął w wypadku samochodowym, ratując swoim życiem, życie narzeczonej (która była w ciąży) jego przyjaciela.
W każdym bądź razie w dniu śmierci Egona, rankiem, w domu była zażarta kłótnia.
Nigdy drugiej takiej nie było.
Moja mama kłóciła się o coś z siostrą, a że ja byłam tuż obok to i mnie wplątano.
Potem czas było już jechać do Białki (miejscowość w której posiadaliśmy sklepy otwierane tylko na sezon letni, a lato wtedy było), zostałam w domu, bo atmosfera była napięta, wolałam sama zostać w Parczewie.
Jakieś kilkanaście minut później, kiedy akurat włączyłam gadające pudełko (telewizor), coś mi się niedobrego stało.
Niewiarygodne, ale zaczęłam się dusić i okrutnie bolała mnie, jedna z łopatek, jakby pękła. Przez parę minut nie mogłam dosłownie chodzić, więc poczołgałam się do telefonu, by zadzwonić do pracy do mamy i krzyczeć coby mnie ratowała, ale kiedy miałam już słuchwakę w dłoni, przypomniało mi się, że may przeca w pracy nie ma.
Poleżałam pod telefonem zastanawiając się czy umieram, czy to poprostu jakiś dziwny ból i tyle.
Po kilkunastu minutach mi przeszło.
Późnym wieczorem wróciła rodzina, która oświadczyła mi, że Egon nie żyje.
Wypadek był jakieś kilkanaście minut (moiże trochę mniej), po wyjeździe mamy i siostry, na tejże właśnie samej drodze, którą wyżej wymienione panie zmierzały (Egon, miał bar w Białce i wiózł towar).
Dopiero po 30 minutach zdałam sobie sprawę co się stało.
A pare dni po tym, noc czy dwie przed pogrzebem Egona miałam sen.
Jakby w filmie, widziane okiem kamery. Ktoś wszedł do naszej Bazyliki, zmierzał ku ołatarzowi głównemu, powoli. W końcu ławki odkryły trumnę, na wpół otwartą. Ja (?), czy kamera też, czy co to było, podeszło do tej trumny, chwile nad nią postało, a potem powoli "kadr" zjechał ku otwartej części.
W trumnie leżał Egon. Nie było widać zmiażdzonych płuc. Miał jedynie podbite oko i lekki uśmiech na twarzy. Był w tym swoim beżowym kowbojskim kapeluszu, w którym to oblewał ludzi szlaufem "żeby im nie było tak gorąco". Garnitur, dobrany pod kolor kapelusza.
Sen się skończył.
Na pogrzebie nie byłam- nie miałam siły, ale możecie się domyśleć jak wyglądał Egon z opowieści siostry. Dokładnie tak jak w tym śnie.
Wiem, że jest to trochę niewiarygodne, Ale naprawdę, tak było.
Dlaczego aż tak mocno przeżyłam tą śmierć, skoro znałam go tylko z widzenia?
To był dobry i niesamowity człowiek.
Dopisek:
Chodzi mi o to, że dla mnie magią tego świata oprócz wyżej wymienionych, są własnie te dziwne zjawiska międzyludzkie, telepatia?, zbieg okoliczności- nie wierze w zbiegi okoliczności, wszystko jest poddane przeznaczeniu.
"Typowy" człowiek wykorzestuje tylko ok. 3,5% możliwości sowjego mózgu, po pozostałe 96,5% nie jest dla was magią?
Podchodząc do sprawy mniej uczuciowo, a bardziej... "naukowo".