Wysłany: Pon 7:04, 26 Cze 2006
Temat postu:
Tak, jak chcieliście, tak czynię... Dodam, że samych notatek mam tego opowiadania ponad 80 stron, a to było dopiero pół pierwszej, której "pierwowzór" zawiera się w czterech linijkach Enjoy... (choć jak dla mnie, ten fragment trąca drętwotą )
Ten stan rzeczy trwał do początku zimy. Wtedy to w środku nocy Nefrytę obudziły krzyki jej przerażonego ojca i siostry. Rabusie wtargnęli do ich domu. Dziewczyna spała na strychu, teraz wyrwana ze snu cicho wstała z łóżka, przeczołgała się i spojrzała w dół. Zobaczyła swego ojca oddającego mieszek z pieniędzmi i błagającego, by nic im nie zrobili oraz swą siostrę skuloną w kącie. Staruszek płaszczył się przed bandą obdartusów na kolanach, łkał jak dziecko. A oni się z niego śmiali. Dwóch przytrzymywało go w mocnych uściskach i jeden, wyglądający na przywódcę, zaczął przyglądać się Miriam.
-
Zostawcie moją córkę, błagam... – skomlał mężczyzna. –
Weźcie, co chcecie, tylko nie krzywdźcie jej...
Nefryta przygryzła wargi, gdy rabusie wybuchnęli gromkim śmiechem. Czuła, jak narasta w niej wściekłość, irytacja i chęć działania, lecz również strach, który ją skutecznie paraliżował. Poza tym i tak nie zdołałaby nic zrobić, nie umiała wszak walczyć. Mogła jedynie bezsilnie się przyglądać i czekać, aż odejdą. Ukrywać się... A sposób, w jaki oni przyglądali się jej starszej siostrze, jak ją dotykali i badali kobiece kształty pod nocną koszulą wstrząsnął dziewczyną. Bała się nawet głośniej odetchnąć, by tylko nie odwrócili się w jej stronę...
-
Nie masz tu nic, co mogłoby nas interesować – zaśmiał się przywódca wytracając staremu sakiewkę z ręki, która z brzdękiem kilku monet upadła na drewnianą podłogę chatki. Wysoki i brzydki mężczyzna przypominał bardziej istotę, która przekroczyła bramy piekielne i weszła do świata ludzi. Przewyższał wszystkich o niemal dwie głowy, a skórę miał zabarwioną krwistą czerwienią. Ściskał w ręku ogromny młot bojowy, a nagi tors naznaczony był wieloma głębokimi bliznami – śladami stoczonych walk. Dziewczyna przełknęła ślinę, nikt nie mógł się z nim równać. Przerażona Miriam musiała to samo pomyśleć, gdyż zaczęła płakać i coś cicho szeptać. Nefryta nie słyszała, co jej siostra mówiła, lecz mężczyźni zareagowali na te słowa śmiechem.
-
Jeśli twa córa mi się spodoba, pozwolę wam żyć... – zagrzmiał czerwonoskóry, a na dźwięk jego głosu i słów Nefrycie zjeżyły się włosy na karku. Miriam zamarła wbijając swe przerażone oczy w twarz ojca. Bezgłośnie błagała go o ratunek.
Ojciec dziewczyn bezradnie klęczał na podłodze zaciskając pięści i klnąc ze swej niemocy. Raz uniósł oczy otwierając usta i wtedy przed oczami zapadła mu ciemność połączona z uderzeniem w potylicę. Opadł bezwładnie na podłogę, tuż pod stopy intruzów. Nefryta zakryła usta dłonią i cicho jęknęła.
Czerwonoskóry musiał mieć bardzo dobry słuch, gdyż usłyszał ją. Odwrócił się w jej stronę i warknął:
-
Tam ktoś jeszcze jest! Brać go! – wskazał swym młotem kryjówkę dziewczyny.
W panice Nefryta zaczęła się niezgrabnie wycofywać w głąb strychu, jednak rabusie byli szybsi. Błyskawicznie pochwycili ją za nadgarstki i siłą wyciągnęli, brutalnie zrzucając na podłogę. Dziewczyna uderzyła mocno całym ciałem i uniosła na chwilę głowę.
-
No... no... no... – odezwał się przywódca.
– Kto by pomyślał, co za skarb ten stary jeszcze przed nami skrywał! – zaśmiał się głośno, choć przypominało to raczej huk osuwającej się kamiennej ściany na urwisku. Do jego głosu szybko dołączyła reszta mężczyzn. –
Blondyna jest wasza, ja biorę sobie ten kwiat – zamruczał rozochocony i zbliżył się do Nefryty kucając przed nią.
Swą ogromną dłoń wsunął pod jej zgrabną bródkę i uniósł delikatną twarzyczkę dziewczyny lekko do góry, tak by móc ją ocenić. Czując jego szorstką, nieprzyjemną skórę skrzywiła się i potrząsnęła głową starając się wyrwać. Ujrzała uśmiech na jego paskudnej gębie i poczuła smród spoconego ciała. Zrobiło jej się niedobrze. Mężczyzna niezgrabnie odgarnął ciemnowiśniowe, niemal fioletowe włosy z bladego czoła dziewczyny i dwoje granatowych oczu błysnęło na niego z nienawiścią.