Autor / Wiadomość

[wolna fantasy] Pogrzeb moje serce w Badonberg

Arango
Promyczek



Dołączył: 03 Kwi 2006
Posty: 241
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 11:02, 29 Cze 2008     Temat postu: [wolna fantasy] Pogrzeb moje serce w Badonberg


Świt.

Poranny hałas, krzątanina. Nawoływania strażników, przekleństwa poganiaczy usiłujących zmusić oporne zwierzęta do posłuchu, syk zalewanych wodą ognisk, pakowanie bagaży. Kolumna barona Grytfelda szykowała się do wymarszu. Już od tygodnia byli w drodze prowadzącej ich w nieznane. Grytfeld - nieodrodny syn swej krainy, księstwa Herrani, uparty jak górski kozioł, ceniący nade wszystko swój honor i niezależność. Te właśnie cechy charakteru stały sie przyczyną jego upadku.



Baronia Grytfelda

Księstwo leżało na obszarze Przedgórza Dekarijskiego, gdzie doskonałe pastwiska pozwalały na hodowlę muflonów, na wpół oswojonych, olbrzymich górskich kozic. To właśnie eksport ich wełny stanowił o bogactwie krainy. Jednak książe Herrani XIV (to od imienia jego przodka wzięło nazwę księstwo) był człowiekiem ambitnym, a dla realizacji swoich zamierzeń potrzebował pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy.

Ogłosił podwyższenie podatku od strzyży muflonów, podatku którego wysokość od dziesiątek lat nie ulegała zmianie. Odpowiedz barona Grytfelda była jednoznaczna i nie pozostawiająca wątpliwości.
Głowa książęcego poborcy i jedna marna miedziana moneta.

Książę nie mógł sobie pozwolić na przełknięcie tak jawnej zniewagi. Do włości barona wyruszyły jego wojska. Pomimo początkowych sukcesów buntowników (wspomaganych zresztą skrycie przez sąsiednich możnowładców) zostają oni powoli spychani coraz bardziej ku stolicy baronii, leżącego na stromej skale, niezdobytego dotąd zamku Badonberg. To pod jego murami Grytfeld wydaje ostatnią, decydującą o jego losie bitwę.
Przegraną, a zamek dzięki nowej piekielnej broni miotającej wśród huku i dymu kamienne kule obrócony zostaje w perzynę.



Zamek Badonberg

Upokorzony baron zmuszony jest prosić o łaskę, ale wyrok rady książęcej jest zadziwiająco łagodny. Zamiast zwyczajowej w takich wypadkach kary śmierci - wygnanie.
Wygnanie mające trwać dopóty, dopóki nie umrze, lub zginie ostatni z walczących w buncie. Wtedy ich potomkowie będą mogli powrócić. Grytfeld ma przekroczyć Góry Dekarijskie i znalezć ziemię, gdzie mógłby się osiedlić. Ponoć za górami, po przebyciu Czarnych Pustkowi można dostać się na wybrzeże, gdzie zbudowane są faktorię Alaryjczyków, obywateli Rady Wolnych Miast, potężnego związku zrzeszającego największe kupieckie metropolie.

Lecz w górach grasują orki, gobliny i stwory, których imiona wymawia się jedynie szeptem, a z Czarnych Pustkowi nie powrócił jeszcze nikt...



Karawana Grytfelda wkracza w Góry Dekarijskie.
Zobacz profil autora
Arango
Promyczek



Dołączył: 03 Kwi 2006
Posty: 241
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:11, 06 Lip 2008     Temat postu:



Johann

Przeklinał.

A właściwie klął nieustannie od dwóch dni, od kiedy zaczęło mżyć.

Wszystko i wszystkich.

Barona, księcia Herrani, Badonberg, żarcie, deszcz i swoją głupotę.

Wlókł się krok za krokiem w rozkisłym błocie w jakie przemieniły drogę pierwsze wozy. Na szczęście zbliżali sie już do wyżej położonych terenów, gdzie droga powinna już być zbudowana z kamieni.
Na szczęście ?
Na wszystkie demony !!!
Teraz dopiero sie zacznie. Zimno i mgła, wojownicze hordy orków łasych na ich broń i resztki mienia.
Zdarzało się że przepadały w górach silne i liczne patrole. Znajdowano potem strzępy odzieży, czasem złamaną broń. Co stało sie z żołnierzami nigdy sie nie dowiedziano. Czy zostali pojmani i sprzedani przez orczych watażków jako niewolnicy, czy po prostu wymordowani, a ich ciała wrzucono do skalnych rozpadlin.
Czyhały też gobliny - wstrętne małe stwory podstępne i chytre. Atakujące z zasadzki i rozpływające się zaraz między skałami. Ale biada śmiałkom, którzy sie za nimi zapuścili. Znajdowano potem ich ogryzione kości przy wygasłych goblinich ogniskach.

- Johann !!! - gruby dziesiętnik podjechał do wozu. Z konia ściekały strużki wody, tak samo z kolczugi i hełmu żołnierza.
- Wez kilku ludzi i idz tym garbem - wskazał porośnięty gęstymi krzakami i pojedynczymi drzewami szereg pagórków.
- Nie podobają mi sie tamte skały i zobacz co jest dalej. Na zwiędłe cycki Eufryny - babki naszego "kochanego" księcia co za psia pogoda...

Johann bez słowa skinął głową i ruszył na ukos zboczem. Ktoś za nim szedł, jedna lub dwie osoby, ale nie chciało mu sie nawet spojrzeć za siebie.

W twarz uderzył go kolejny podmuch wiatru niosący drobne igiełki deszczu. Naciągnął mocniej na głowę kapelusz.



Johann Raabe
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 15:37, 13 Lip 2008     Temat postu:




Cuolsh

Elfy są piękne. Zdanie prawdziwe niczym codzienny wschód słońca, niczym zmrok który zapadając przynosi ze sobą niepokój. A jednak w tym elfie było coś jeszcze, coś co sprawiało, że spoglądając na niego myśli nie krążyły wokół piękna, delikatnie dryfowały w stronę napięcia i wyczekiwania. W tej postaci, tkwiącej jak pozostałym się zdawało nieruchomo w tej samej pozycji, tak powolnej i statycznej. A zarazem tak niesłychanie zabójczej w czasie walki.

Długi czarny płaszcz z widniejącym na prawej piersi wyszytym smokiem utrudniał dostrzeżenie jego postaci. Niewątpliwie był wysoki i szczupły, choć szeroki w barach. Długie mlecznobiałe włosy, teraz całkowicie mokre od padającego deszczu spięte miał w kucyk, dwa małe warkocze spływały swobodnie za spiczastymi uszami. Przerzucona przez ramię torba podróżna z cielęcej skóry wypachana była po brzegi. Znajdujący się na jego plecach łuk robił wrażenie. Gięty poczwórnie elficki zefhar (taki znak runiczny tworzyły wygięte ramiona i gryfy łuku) miał łęczysko długie na sześćdziesiąt dwa cale, mahoniowy, dokładnie wyważony majdan i płaskie, laminowane ramiona, sklejone z przeplatających się warstw szlachetnego drewna, warzonych ścięgien i kości jelenia. Łuk był niewiarygodnie lekki i wprost idealnie celny. Choć niezbyt długi, krył w kompozytowych ramionach nielichego kopa. Zaopatrzony w zapiętą na precyzyjnie pogiętych gryfach jedwabno-konopną cięciwę, przy dwudziestoczterocalowym naciągu dawał sześćdziesiąt funtów mocy. Prawda, bywały łuki, które dawały nawet dziewięćdziesiąt, ale Cuolsh uważał to za przesadę. Wystrzelona z jego zefhara strzała pokonywała odległość dwustu stóp w czasie pomiędzy dwoma uderzeniami serca, a na sto kroków miała aż nadto impetu, by skutecznie porazić jakąś sporą bestię, człowieka zaś, nawet mimo zbroi, przeszywała na wylot. Mężczyzna nie wyobrażał sobie by mógł używać innego łuku – ten zefhar był wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju.

To zadziwiające jak szybko elf zmieniał się w czasie walki, wyprostowany, na lekko ugiętych nogach z łukiem mierzącym w przeciwnika. Nowi kompani widzieli już w czasie tej podróży jak jego strzały siały popłoch wśród przeciwników, widzieli wystające szkarłatne lotki z martwych ciał.
Białowłosy nie powiedział wiele od początku, jedynie jego imię wypowiedziane po cichu kompani mogli zrozumieć jako Cuolsh-an-Eshain. Swymi stalowoszarymi oczami, spod półprzymkniętych powiek obserwował spokojnie okolicę, cicho oddychał i dłonią w rękawicy gładził swój łuk, powolnymi, wręcz delikatnymi ruchami.

Kołczan pełen strzał najlepszej jakości wisiał na plecach, drugi przy jednym z boków swego wierzchowca Levarthyona. Przy pasie, w bogato zdobionej pochwie spoczywał finezyjnie wykonany miecz, bez wątpienia elfiej roboty. Usłyszawszy, że ten człowiek, Johann mu chyba było, zamierza sprawdzić prawą flankę, elf spojrzał na jadącą obok niego piękną kobietę jego rasy i rzekł.

- Jadę z nim, może potrzebować mojego łuku – rzekł patrząc wprost w jej oczy. Jego głos był melodyjny i głęboki. - Ty lepiej zostań z karawaną, siostro. Tam gdzie się wybieramy może być niebezpiecznie. - przez chwilę można było dostrzec niewyraźny ruch ust, jakby uśmiech, po czym Cuolsh odwrócił się od Auril i skierował swego rumaka w kierunku Johanna. Deszcz niemiłosiernie ciął go po twarzy.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:49, 22 Lip 2008     Temat postu:




Auril

Przypadek sprawił, że znalazła się w tym miejscu i coraz bardziej tego żałowała. Gdyby tak mogła cofnąć czas! Nigdy by się nie zatrzymała w tej kanciastej budowli na dłużej niźli dwa dni. Ale ludzie byli dla niej tacy mili, do tego mieli balię z ciepłą wodą i miękkie, wygodne łóżko. Więcej nie trzeba było, by przekupić zmęczoną podróżą elficką kobietę. A teraz proszę, uciekała niczym szczur z tonącego okrętu.

Westchnęła, coś było w tym porównaniu, zważywszy na fakt, jak była teraz mokra i przemarznięta. Jej delikatne buty w zetknięciu z błotem będą się nadawały już chyba tylko i wyłącznie do wyrzucenia. Całe szczęście że nie musiała iść, kucharka pozwoliła elfce jechać ze sobą na wozie i kobiety praktycznie całą drogę plotkowały. Auril tłumaczyła przy okazji, jak ważna jest higiena osobista, zwłaszcza przy odbieraniu porodu.
Miłą rozmowę przerwało kobietom pokrzykiwanie mężczyzny, lecz przez głęboki kaptur i szum deszczu elfka nie dosłyszała, co wołał. Zauważyła, że jedna osoba oddzieliła się od nich i ruszyła gdzieś, po chwili pojawił się też ten tajemniczy łucznik, Cuolsh. Podjechał do wozu i nachylił się lekko w jej stronę.

- Jadę z nim, może potrzebować mojego łuku – elf rzekł, patrząc wprost w oczy Auril. Jego głos był melodyjny i głęboki. - Ty lepiej zostań z karawaną, siostro. Tam gdzie się wybieramy może być niebezpiecznie.
Wydawało jej się. że dostrzegła nikły uśmiech na jego twarzy, choć nie była pewna.
- Uważaj na siebie - poprosiła, lecz chyba tego nie usłyszał.

- Niezły ten długouchy - zaśmiała się kucharka, szturchając Auril w bok łokciem. - Taki trochę małomówny, a i kiedy się odzywa, to mruk taki, że już lepiej, żeby cicho siedział... - kobieta mówiła dalej, kiwając głową.
Elfka uśmiechnęła się do swoich myśli i odprowadziła Cuolsha wzrokiem. Tak się zamyśliła, że aż podskoczyła, gdy obok wozu pojawił się dziesiętnik.
- No, panienko! Czas, żebyś rozruszała trochę swoje zgrabne nóżki! - ryknął jej nad głową. - Idziesz z nimi, elf jesteś, to się na pewno przydasz.

Chciała oponować i wytłumaczyć, że nie zna się na walce, tylko na leczeniu, lecz mężczyzna nie dał jej dojść do słowa. Uchwycił dziewczę w pasie i z łatwością zdjął z wozu. Gdy tylko postawił ją na ziemi, zimne błoto zaczęło się wlewać Auril do butów. Wzdrygnęła się.
- Idź, bo ci uciekną! No rusz się, dziewczyno! - usłyszała i poczuła siarczystego klapsa na swoich pośladkach. Zachwiała się lekko, lecz po chwili ruszyła szybkim krokiem za dwójką oddalających się towarzyszy.

Nie miała zamiaru biec, by się nie ochlapać błotem. Zresztą oni i tak co jakiś czas się zatrzymywali na chwilę i rozglądali. Szła za nimi i obserwowała dziwne cienie, poruszające się wśród skał.
- Cuolsh! - zawołała, powodując chwilowe zatrzymanie się cieni. - Tam, na skałach, chyba coś jest!
Jakby w odpowiedzi na jej słowa posypała się lawina kamieni, która zapewne miała za zadanie oddzielić dwóch mężczyzn od karawany. Rozpędzone kamienie i błoto sunęły wprost na przerażoną Auril, która mogła jedynie stać i patrzeć się na to niosące śmierć zjawisko.
Zobacz profil autora
WinterWolf




Dołączył: 05 Lip 2006
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze 113-tej warstwy Otchłani
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:19, 23 Lip 2008     Temat postu:




Aidan

Aidan lekko popędził leniwego Siwka. Jechał spokojnie siedząc na niewygodnym, obładowanym, jucznym siodle. Nie przeszkadzało mu to. Był na tyle sprawnym jeźdźcem, że umiał tak powodować swym wierzchowcem, by obaj odczuwali z tego tytułu jak najmniejszy dyskomfort.

Chłopak przysłuchiwał się narzekaniom towarzyszy podróży... A to, że pada, a po co była ta cała awantura, a daleko jeszcze... Stajenny trochę tego nie rozumiał. Powinni się cieszyć, że żyją. A co się stało to się nie odstanie... Znudzony głupim gadaniem przerzucił się na słuchanie końskich kroków. Kopyta Siwka raz stukały o twarde, górskie skały, a innym razem chlupały w grząskim błocie. Aidan westchnął. Z jednej strony deszcz, który właśnie wąskim strumyczkiem wlał mu się za kołnierz, był dobry - nie było gzów. Te paskudne owady zeżarłyby jego wierzchowca żywcem. Z drugiej strony ktoś będzie musiał w czasie postoju doprowadzić kopyta wszystkich tych koni do porządku. Od wilgoci kopyta miękną i gnije strzałka. Pewnie znów cała robota spadnie na młodego stajennego...

Co jakiś czas chłopak zsiadał z leniwego wałacha i pozwalał mu iść dalej samemu. Aidan musiał pomagać innym członkom karawany opanować krnąbrne wierzchowce i wspomóc ciężkie pociągowe kobyły w ich trudnej pracy. Potem chłopak wracał na grzbiet Siwka. Wałach nawet nie zauważał go. Albo specjalnie sprawiał takie wrażenie...

Znudzony wyprawą chłopak doszedł do wniosku, że prócz deszczu chyba nic złego nie może ich tu spotkać. Szybko jednak zmienił zdanie, gdy zobaczył jak jakiś idiota posłał tę elfkę za dwoma mężczyznami. Kolejnym zagrożeniem prócz deszczu jest więc ludzka głupota. Dzieciak miał złe przeczucia... A te niestety prawie nigdy go nie zawodziły. Szturchnął Siwka piętami dając mu znać, by jednak ruszył swój zad nieco szybciej. Zeskoczył z siodła i przemknął między toczącymi się w błocie wozami. Później zastanowi się nad konsekwencjami jakie go czekają za niewykonanie poleceń... W górze zauważył jakiś ruch. O-ho... Coś się święci...

Wpierw posypał się deszcz drobnych kamyczków. Potem w dół runęła lawina błota i większych kamieni. Skoczył. Przycisnął znieruchomiałą ze strachu elfkę do ściany skalnej. Zasłonił ją. Zgodnie z przewidywaniami lawina przetoczyła się nad nimi. Chłopak zerknął ostrożnie do góry. Za wcześnie. Skrzywił się, gdy niewielki, ostry kamień uderzył go w łuk brwiowy. Strużka krwi spływająca po skroni na policzek rozmyła się w kroplach deszczu. Aidan położył palec na swoich ustach dając elfce znak, by zachowała ciszę. W górze coś się poruszało. Aidan i Auril mieli szczęście. Lekko nachylona nad nimi skała dała im schronienie i osłoniła ich przed niepożądanymi spojrzeniami. Chociaż byli cali w błocie to jednak cali... Teraz wypadałoby ten stan utrzymać. Stajenny zastanawiał się kiedy opuści go ten dar do pakowania się w najgorsze kłopoty... Miał nadzieję, że dożyje tej chwili...
Zobacz profil autora
Arango
Promyczek



Dołączył: 03 Kwi 2006
Posty: 241
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 16:49, 24 Lip 2008     Temat postu:



Johann

Coś takiego Raabe przeczuwał, przecież niemożliwe było, by tam gdzie sie zjawił wszystko szło tak jak powinno. Lawina bezpośrednio im nie zagrażała, miała jedynie za zadanie odciąć mu z elfem drogę wzdłuż zbocza w dół - do karawany. Przeprawa przez tę błotną kamienistą barykadę już sama w sobie była dość trudna, a biorąc pod uwagę padający deszcz i że zapewne nie zeszła sama czyniło ja praktycznie niemożliwą.

Od strony karawany podniosły sie krzyki, słychać było rżenie koni i wydawane rozkazy, łucznicy zapewne biegli już na pozycję a reszta kryła szykując się za wozami do obrony. Karawana szykowała sie do odparcia szturmu.

Widząc majaczący ledwo w nieustającej mżawce kształt na szczycie wypalił z jednego z pistoletów. Ku swemu zdumieniu (bo strzelał bardziej na postrach niż wierząc ze trafi) odpowiedział mu wysoki pisk i jakiś kształt stoczył sie im do stóp.
Obrócił nogą utytłane w błocie, martwe stworzenie.
Podniósł głowę:

- No mości elfie szykuj się. Zaraz będziemy mieli gości. To goblin, a gdzie jest jeden można spodziewać sie i setki. I każda z tych gęb będzie chciała mieć z nas przekąskę
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 19:21, 26 Lip 2008     Temat postu:




Cuolsh

Białowłosy zacisnął zęby widząc grad kamieni, mający za zadanie odciąć ich od karawany. Nawet nie kierował Levarthyona w odpowiednim kierunku by uniknąć przeszkód – rumak szlachetnej krwi był na tyle mądry że sam wybierał najlepszą drogę pośród kamienistego labiryntu. Zerknął za siebie szukając wzrokiem swej siostry – na szczęście jakiś człowiek zasłonił ją w ostatniej chwili swoim ciałem i przycisnął do ściany. Z kamiennym wyrazem twarzy podążył za Johannem.

W międzyczasie dobył swego zefhara i nałożył pocisk na cięciwę obserwując uważnie okolicę. Deszcz wciąż nie przestawał padać, co nieco utrudniało widoczność, ale i do takich warunków elf zdążył już przywyknąć. Zsiadł ze swego wierzchowca i gwizdem nakazał oddalić się zwierzęciu na bezpieczną odległość. Nagle jego uszu doszedł wystrzał z pistoletu – Raabe trafił jakiegoś zielonego, który stoczył się niczym naleśnik wprost pod ich nogi. Elf spojrzał na człowieka bez wyrazu.

- No mości elfie szykuj się. Zaraz będziemy mieli gości. To goblin, a gdzie jest jeden można spodziewać sie i setki. I każda z tych gęb będzie chciała mieć z nas przekąskę

- Niech przyjdą – Cuolsh odpowiedział oschle we wspólnym. - Mam dla nich lepszy pokarm. – uśmiechnął się chytrze ukazując rząd białych zębów gdy potrząsnął swym łukiem.

I wtedy się zaczęło. Zasadzka nie wyglądała na nic niekonwencjonalnego: z lasu wypadło ich od cholery i jeszcze trochę. Woźnice w kilku sekundach ustawili wozy w poprzek drogi, tworząc prowizoryczną twierdzę. Posypały się pierwsze strzały łuczników i dziesięciu zielonych padło na miejscu.

Elf zareagował błyskawicznie. Każdy strzał był w tym momencie ważny, do każdego należało przygotować się odpowiednio. Wiedział o tym dobrze. Odpowiednio ułożone ręce wytrzymują dłużej w pozie, strzała przyłożona do policzka musi znajdować się w odpowiednim miejscu. Zatrzymany oddech i ostatnie spojrzenie na cel. Mierzył spokojnie, z cięciwą przyciśnięta do twarzy.

Cuolsh w przyklęku wypuszczał kolejne strzały, pomimo pozornego spokoju z jakim kolejne pociski opuszczały jego łuk wydawało się, że robi to aż nazbyt szybko. Zimne spojrzenie jakie posyłał w stronę swych przeciwników było równie ostre jak groty strzał. Równie ostre lecz mniej śmiercionośne. Dwie strzały wypuszczone do tej pory z łuku sterczały z krtani dwójki zielonych ścierw.

Niedaleko, na przedpolu stał na bojowym wilku gobliński szaman.



Ciśnięta przez niego kula ognia pomknęła obok Cuolsha i Johanna i eksplodowała płomieniem, podpalając dwóch żołnierzy w karawanie i zrzucając z siodła kolejnego na dole.

Strzelec spojrzał na człowieka - Raabe zajęty był walką z dwoma zielonymi, jednak widział co się stało.

- Osłaniaj mnie człowieku! - krzyknął do niego Cuolsh. - Trzeba zabić tego goblińskiego szamana bo następna ognista kula może być dla nas...

Kolejna strzała pojawiła się obok policzka elfa, cięciwa naciągnięta była teraz do granic. Spojrzenie Cuolsha przeniosło się na zakapturzonego szamana. Zbliżających się kolejnych dwóch goblinów powaliły strzały łuczników karawany. Każdy strzał wymagał od elfa pełnego skupienia, każdy wymagał jednego uderzenia serca by dłonie, oczy i grot zgrały się w odpowiednim momencie. By palce spokojnie wypuściły kolejną strzałę...
Zobacz profil autora
WinterWolf




Dołączył: 05 Lip 2006
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze 113-tej warstwy Otchłani
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 1:12, 28 Lip 2008     Temat postu:




Aidan

- No nieee... To jakiś ponury żart - jęknął stajenny. Zdjął z siebie szybko swój ciepły wełniany płaszcz. Narzucił na elfkę. Wręcz w nim utonęła cała...
- Siedź tu, powinnaś być tu bezpieczna. W tym załomie nie będzie cię widać - rzucił cicho do elfki. Nawet nie znał jej imienia.
- I módl się do bogów byśmy z tego wyszli cało... - rzucił jeszcze ciszej i szybko, niczym jakaś małpa wspiął się po skałach na górę. Było ślisko, a po tej lawinie ciężko było znaleźć drogę. Na szczęście bystry wzrok pozwolił mu na dość sprawną wspinaczkę. Mimo wszystko zajęło mu to więcej czasu niż planował. Upaprał się przy tym jak świnia w korycie. W tym błocie było to nieuniknione... Jego celem były tyły przeciwnika. Prócz niego chyba nikt nie miał szans zaskoczyć goblinów. Należało więc się przekraść i spróbować. Chłopak dobył procy i dłonią znalazł jakiś kamyk. Był cały w błocie, więc gdy pozostawał nieruchomo nie było go widać w deszczu i błocie wokół. W zamieszaniu bitewnym tym bardziej.

Ze swojego miejsca chłopak miał doskonały widok i na elfiego łucznika i na gobliny. Szybko pojął zamiary elfa. Czy zdąży wystrzelić strzałę nim szaman rzuci kolejną ognistą kulę? Zdąży! Aidan przekradł się bliżej goblinów. Celnie wystrzelony z procy kamień. Jeden, potem drugi... Z tej odległości siła za mała, by zabić czy zrobić poważną krzywdę, ale wystarczająca by solidnie zdekoncentrować szamana. Jeśli szaman przeżyje to długo będzie narzekał na migreny... W każdym razie rzucanie zaklęcia zostało zakłócone. Rozpłynęło się w powietrzu w cuchnącej ozonem chmurze dymu. Poleciało jeszcze kilka kamieni wprost w goblińskich łuczników. Potem czym prędzej chłopak się wycofał. Nikogo nie zabił. Chyba by nawet nie potrafił. Ale ułatwił zadanie jego walczącym kamratom. Tych kilka kamieni wystrzelonych z procy nie wiadomo skąd pozwoliło jego towarzyszom z karawany zyskać przewagę. Teraz należało zawrócić. Chłopak chciał zrobić to niezauważenie. Źle jest się wychylać na dłużej. Zbyt dużo to potem kosztuje. Spadł a potem stoczył się z wysokości niedaleko elfki. Wylądował w sporej kałuży. Zaklął. Złażenie takie proste jak włażenie nie było... Chyba skręcił sobie kostkę...
Zobacz profil autora
CoB
Panna Migotka



Dołączył: 19 Mar 2006
Posty: 359
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: spod bramy

PostWysłany: Wto 23:40, 29 Lip 2008     Temat postu:




Ioel

Ten hałas, zgiełk i zamieszanie. Szum deszczu i uderzenia toczących się głazów. Skrzeki i ochrypłe krzyki goblinów. Nawoływania wojowników. I rzężenie podpalonego truchła bliżej nieznanego rycerza!

Wszystko to było niczym dla Ioela. Nie żeby był fechtmistrzem, po prostu życie mu było obojętne, a wręcz niemiłe. Chociaż przyznać musiał, że podróż ta, kojarząca mu się z dziecięctwem, wnosiła coś nowego, całkiem już zapomnianego w jego żyły. Miał nadzieję, że wyprawa ta nie skończy się za szybko.

"To tylko gobliny... Chyba sobie z nimi poradzą. Stanę tutaj, za wozem i poczekam. Nie warto włączać się do tej ballady..." - Ioel obserwował przebieg starcia i starał się nie zwracać na siebie niczyjej uwagi. Po pierwszej kuli ognia mimowolnie zadrżał, nerwowo gładząc się po nodze. Smród palonego ciała przypomniał mu inne zdarzenie, kiedy to właśnie jego ciało płonęło, pochłaniane przez Żądzę i Pychę.

Szybko wrócił do siebie, kiedy niedługo po ognistym pocisku, z góry spadł stajenny chłopak. Tuż obok jakiejś elfki. Nagły ból wykwitły na jego twarzy (lecz tylko na chwilę!) znaczył jedno - coś się stało.

Ioel nie wiedząc co robić, popatrzył rozpaczliwie po reszcie osób z karawany. Czekał na dalszy rozwój wypadków, nie chciał się przecież mieszać...
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 4:24, 30 Lip 2008     Temat postu:




Auril

Stała sparaliżowana strachem i szybkością następujących po sobie wydarzeń. Zawsze starała się unikać bezpośredniego mieszania w starcia, jednak tym razem los wybrał za nią inaczej. Czy raczej fakt, iż nie potrafiła się postawić. Nogi się pod nią ugięły, przykucnęła i wtuliła się w ciepły płaszcz stajennego.

Nie wychylała się, kątem oka obserwowała poczynania elfickiego łucznika i modliła się, by nic mu się nie stało. Wiedziała, że jak tylko walka się zakończy, będzie miała pełne ręce roboty i musi na siebie uważać. Jeśli coś jej się stanie, to kto pomoże rannym? Z rozmyślań wyrwał ją chłopak, który stoczył się wprost pod nogi elfki. Skrzywił się lekko i złapał za kostkę, uzdrowicielka nie czekała, od razu pomogła mu ukryć się koło siebie.

Bez pytania podwinęła mu nogawkę i zdjęła buta ze stopy. Chłodne i mokre od deszczu dłonie elfki zaczęły delikatnie badać bolące miejsce, a jej dotyk przynosił dziwną ulgę.
- Spokojnie, jest tylko skręcona - powiedziała cicho i łagodnie. - Miałeś sporo szczęścia, mogłeś złamać nogę. Jak się nie będziesz ruszał, to ci z tym od razu pomogę.
Nie czekając na odpowiedź sięgnęła do swojej torby i wyjęła jakieś małe pudełeczko. Gęsta maść o mocnym zapachu ziół była zimna, ale chłopak się nie skarżył.

- Dziękuję za uratowanie mi życia, jestem twoją dłużniczką - odezwała się jeszcze po chwili. - Nazywam się Auril, a ty?
Może to nie był najlepszy moment na zawieranie nowych znajomości, ale miała w zwyczaju rozmawiać ze swoimi pacjentami. Uśmiechała się lekko i co chwilę zerkała na chłopaka, pewnie spoglądając w jego oczy. Doskonale wiedziała, co robi i chciała, by o tym wiedział.
Zobacz profil autora
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny

 


Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach