Autor / Wiadomość

[WFRP 2.0] Krew i Dusza [Ouzaru vs. Serge]

Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:42, 21 Lip 2008     Temat postu: [WFRP 2.0] Krew i Dusza [Ouzaru vs. Serge]






Steiner

Kurt Steiner usłyszał trzask pękającej gałązki i zatrzymał się na chwilę w miejscu. Jego dłonie instynktownie namacały rękojeść miecza, podczas gdy bystre oczy rozglądały się po otoczeniu – ale niczego nie zauważył. Będąca z nim młoda, piękna dziewczyna w luksusowych szatach gramoliła się niezdarnie poprzez knieje. Steiner rozejrzał się, jednak wiedział, że to na nic – światło blednącego słońca ledwo przedzierało się przez grubą okrywę liści nad głową, a w gęstym poszyciu lasu mogła skradać się ukryta mała armia. Zmarszczył czoło i przesunął dłonią po swoich czarnych włosach. Przypomniał sobie nagle wszystkie ostrzeżenia wędrownego kupca.

Stary człowiek twierdził, że na drodze przed nimi czyhają mutanci, cała gromada polująca na wszystko co przebywa trasę między Nuln a Fredericksburgiem. Kurt nie zwracał na niego uwagi, ponieważ kupczyna usiłował sprzedać naiwnej Marisie lichy amulet, który podobno został pobłogosławiony przez samego Wielkiego Teogonistę. Handlarz utrzymywał, że jest to pewne zabiezpieczenie dla pielgrzymów i wędrowców. Kurt zkupił już u niego mały sztylet do rzucania ukryty w pochwie na nadgarstku i nie miał zamiaru rozstawać się z większą ilością pieniędzy. Przesunął dłonią po przedramieniu gdzie było schowane ostrze, upewniając się, że nóż jest na swoim miejscu.

- Ruszaj się, Mariso – powiedział w końcu. - W Blutdorfie czeka na nas karczma, a moje gardło jest suche jak pustynie Arabii.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:02, 21 Lip 2008     Temat postu:




Marisa Verinos Estari

- Jeśli ten gbur twierdzi, że ja poruszam się zbyt wolno, to oznacza to tylko i wyłącznie to, iż on idzie za szybko - mruknęła w odpowiedzi, jak zwykle nie zwracając się do niego bezpośrednio.
Nie miała zamiaru bratać się z jakimś pospolitym ochroniarzem, którego zresztą chciała opuścić przy najbliższej okazji. Dzielnie przedzierała się przez wysokie paprocie, których ogromne liście kryły w sobie niezbadaną ilość wszelkiej maści robactwa i ciągle zaczepiały się o delikatny materiał jej sukni. Zacisnęła zęby i sycząc coś pod nosem, doszła do mężczyzny.

Od niedawna podróżowali razem, choć wydawało się, iż oboje nie byli tym faktem zachwyceni. Ojciec Marisy obiecał jej rękę jakiemuś bogatemu szlachcicowi, który w posiadaniu miał ogromne dobra i urodzajne ziemie. Byłby zaiste idealnym kandydatem na męża, gdyby miał chociaż skończone czternaście lat. Nadal dziewczyna nie mogła uwierzyć, iż ma zostać żoną dziecka. Wolała już zostać w świątyni Myrmidii i uczyć się, jak być kapłanką wspaniałej bogini. Jako dawna akolitka, na szyi nosiła znak swego bóstwa, a przy pasie miała dwie szable, którymi uczyła się władać. Nie przykładała się całym sercem do ćwiczeń, nie sądziła, że kiedyś opuści świątynię...

Stanęła obok Kurta i rozejrzała się na boki. Przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz i gęsia skórka pojawiła się dziewczynie na ramionach, które szybko roztarła drżącymi dłońmi.
- Zaiste, cudowne miejsce... Słyszałeś to? - odwróciła głowę w stronę, z której dobiegły ją jakieś dziwne dźwięki.
Coś poruszało się w paprociach, suche liście i gałązki jęczały pod ciężarem ciała intruza.
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:30, 21 Lip 2008     Temat postu:



Kurt Steiner

- Te lasy pełne są hałasów, Mariso. - burknął niedbale Kurt, by choć na chwilę spróbować uspokoić dziewczynę. Po tonie jakim to powiedział, zdał sobie sprawę, że raczej mu nie wyszło. - Ptaki ćwierkają, drzewa trzeszczą, a zwierzęta biegają dookoła. - ochorniarz splunął obficie. - Jakoś nie cierpię drzew, kojarzą mi się z jednym...

Niejako w odpowiedzi na słowa Kurta nastąpiło kolejne poruszenie poszycia, jakby silny powiew wiatru zakołysał zaroślami – tylko że powietrze o tej porze było nieruchome. Kurt dobył swego półtoraka. Z pewnością coś tam było i zbliżało się coraz szybciej. Spojrzał odruchowo na szlachciankę – że też przyszło mu się tułać z nią po jakichś zadupiach i chronić jej jędrny tyłeczek. Steiner przeklinał dzień, wktórym wziął na siebie to zlecenie – dwórka okazała się trudniejsza w upilnowaniu niż pchła skacząca w sierści kundla i cały czas rzucała siebie i jego w nowe kłopoty. Czasem miał ochotę wziąć ją na kolano i siłą pokazać jej, kogo ma się słuchać, ale pewnie chwilę potem zawisł by gdzieś za znieważenie szlachetnej krwi. Mężczyzna zaklął w myślach i przedzierał się przez zielone ostępy rozglądając się czujnie na boki.

Nagle zza krzaków wyskoczyła horda mutantów wykrzykujących przekleństwa, złorzeczenia i najpodlejsze obelgi. Straszliwa ohyda ich wyglądu wywołała u Marisy niekontrolowany okrzyk. Oboje zobaczyli podskakujące niczym ropucha stworzenie o odpychającej, pokrytej śluzem skórze. Coś ledwo przypominającego kobietę pełzło na ośmiu pajęczych odnóżach. Stwór z głową kruka i szarych piórach wrzeszczał wyzwanie do walki. Niektórzy mutanci posiadali przezroczystą skórę, pod którą były widoczne pulsujące organy wewnętrzne. Trzymali włócznie, sztylety i coś co wyglądało na zardzewiałe przybory kuchenne. Jeden z nich rzucił się Marisę, wymachując powyginanym tasakiem o tępym ostrzu.

Steiner doskoczył do niego w jednej chwili i złapał przegub kreatury powstrzymując ostrze na chwilę, zanim mogło się wbić w czaszkę kobiety. Wbił kolano w pachwinę potwora. Gdy przeciwnik zgiął się w pół, Kurt kopnął go w głowę. Stwór upadł na ziemię, a jego zielonkawe wymiociny oblały całe buty Steinera i spłynęły na ziemię.

- Marisa, za mnie! I nie waż się wychylać! - warknął ochroniarz. Wiedziała dobrze, co to oznacza.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:50, 21 Lip 2008     Temat postu:



Marisa

Odskoczyła kawałek i dobyła swych szabelek. Lekkie i ostre, idealnie wyważone i dopasowane do jej małych dłoni. Jednak nie czuła się z nimi pewnie, nie przy takiej ilości przeciwników. Nigdy nie pozbawiła życia żadnej istoty, ta myśl odebrała jej całą pewność siebie.
- Powinniśmy uciekać! - jęknęła, lecz widząc, że Kurt już się wdał w walkę, sama zaczęła odpierać ataki mutantów.

Jeden po drugim - ciosy spadały na nią w nieustannym gradzie, jednak podstawowe przeszkolenie okazało się wystarczające, by blokować większość z nich. Te, które były dla niej zbyt chaotyczne, unikała. Rzuciła okiem na mężczyznę. Wyglądało, jakby właśnie znalazł się w swoim żywiole. Niezgrabne poczwary szybko kończyły swój żywot od jego ostrza i padały niedaleko stóp wojownika. Dziewczyna musiała przyznać, iż chyba urodził się z mieczem w dłoni.

Jeden z atakujących ją mutantów nagle jakby zmienił zdanie i postanowił zakraść się do Kurta od tyłu. Nie zdążyłaby krzyknąć i ostrzec go, więc rzuciła swą szabelką w łeb stwora i lekko go zraniła. Ochroniarz widząc upadające ostrze, odwrócił się i rozpłatał mutanta.
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 21:01, 21 Lip 2008     Temat postu:



Kurt

Gdy cios Steinera spadł na mutanta ranionego przez Marisę pozbawiając go życia, mężczyzna uśmiechnął się lekko i puścił oczko do rudowłosej – nie było teraz czasu na podziękowania, zwłaszcza że kolejni przeciwnicy pchali się pod lekkie ostrze ochroniarza.

Miecz mężczyzny już wyrąbał krwawy szlak na ciałach napastników. Na każdy cios odpowiadał swoimi dwoma. Kości pękały pod uderzeniami. Ciało ustępowało pod ostrym jak brzytwa ostrzem miecza. Kątem oka Kurt dostrzegł Marisę spychaną przez dwóch mutantów – odbił szybko cios jednego przeszywając go na wylot, a gdy szlachcianka zablokowała cios miecza drugiego, pozwalając wydobyć ostrze z trzewi pierwszego, ochroniarz ciął przez paskudny bebech drugiego stwora. Wnętrzności wypłynęły na trawę gdy zwalił się ciężko.

Mutanci uciekli zaskoczeni nagłą rzezią. Niektórzy z nich minęli rudowłosą spiesząc się do lasu po drugiej stronie, inni odwrócili się i popędzili między ciemne zarośla, z których przybyli.

- Nasłali na nas same pokurczone śmiecie... - zauważył Kurt, spluwając na zwłoki mutanta. Marisa spojrzała w dół i przyznała rację ochroniarzowi. Bardzo niewielu martwych dosięgało wzrostem jej piersi, a żaden nie wyglądał na wyższego od szlachcianki.

- Wynośmy się stąd. - mruknął Kurt. - Śmierdzi tu jak z chlewu...
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:29, 21 Lip 2008     Temat postu:



Marisa

"Powinieneś być przyzwyczajony do takich uroczych woni, chłopie" - przemknęło jej przez myśl.
Nic jednak nie powiedziała, gdyż otwarcie ust groziło natychmiastowym zwróceniem poprzednich posiłków. Widok krwi i walających się wszędzie wnętrzności przyprawiał ją o zawroty głowy. Walcząc ze swym buntującym się żołądkiem, skinęła głową Kurtowi i poszła za nim.

Z każdą minutą las przerzedzał się, coraz więcej ostatnich promieni słonecznych przedzierało się przez konary drzew. Marisa potykała się o wystające korzenie, wywróciła się też o jakiś pokryty mchem kamień.
- Niech to szlag! - warknęła, niezdarnie się podnosząc. - Ciekawe, czy ten mój ochroniarz chociaż wie, dokąd idziemy? - rzuciła, lecz widząc, iż nawet nie zwolnił, jęknęła głośno.
- Co znowu? - obrzucił dziewczynę przelotnym spojrzeniem.
- Gdyby tylko ten nieokrzesany brutal się mną zainteresował, zaraz by zauważył, iż skręciłam sobie kostkę i nie mogę iść - odpowiedziała, prychając.

Usiadła niezdarnie na ziemi, jej suknia i tak była już w opłakanym stanie i chyba nic nie mogło bardziej zaszkodzić odzieniu szlachcianki. Ukryła kostkę w dłoniach i skrzywiła się w udawanym grymasie bólu. Odwróciła głowę, by nie mógł jej patrzyć w oczy i zrobiła obrażoną minę. Była dobra w udawaniu, więc na pewno z początku się nie poznał.
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:44, 21 Lip 2008     Temat postu:



Marisa i Kurt


Pokręcił głową widząc siedzącą w krzakach rudowłosą i uśmiechnął się lekko. Podszedł do niej i spojrzał w jej oczy, a uśmiech wciąż nie znikał z jego ust.
- Znowu udajesz? W Nuln udawałaś że masz złamaną rękę, w Averheim że masz amnezję, a teraz że skręciłaś kostkę – zaczął wyliczać na palcach. - Zaraz to sprawdzimy! - jednym szybkim ruchem złapał za jej stopę i wykręcił ją w drugą stronę. Marisa krzyknęła, jednak nie było to zbyt przekonywujące.... Przynajmniej nie dla Steinera. - Rusz zgrabny tyłeczek, zanim przyjdą po niego kolejni mutanci. Twój ojciec zlecił mi ochronę twojej wątłej osoby i będę to robił, choćbym miał zginąć. Więc, Moja Droga... jak to mawiają w albionie – popatrzył na nią dziwnie. - Move your ass...

- Mój ojciec zlecił ochronę mojej osoby jakiemuś troglodycie, który ma za nic etykietę, nie posiada krztyny ogłady i kultury osobistej! - warknęła, zrywając się na równe nogi.

- Tak, to ja – Kurt skinął jej głową i uśmiechnął się rozbrajająco. Miał niezłą zabawę, nawet w tej nieprzyjaznej okolicy. - A teraz ruszaj się, cukiereczku...

Otrzepała się z liści i dumnym krokiem minęła mężczyznę, zadzierając nos tak wysoko, że nie zauważyła kolejnego korzenia na swej drodze. Wywaliła się jak długa, tym razem naprawdę skręcając sobie kostkę.

Kurt parsknął śmiechem i podszedł do niej, pomagając jej wstać. Odepchnęła jego dłoń i po chwili stała na równych nogach. Wyraz jej twarzy mówił mu, że najchętniej pozbawiłaby go życia i zostawiła na tym zadupiu.

- Jesteś piękna, gdy się złościsz, wiesz Ruda? - uśmiechnął się, patrząc wprost w jej oczy.

- Nie jestem wątła - mruknęła cicho obrażonym tonem i szybko odwróciła wzrok.
Ta bezpośredniość i jego zachowanie najwyraźniej ją krępowały, nagle zupełnie straciła wątek i już nie wiedziała, co powiedzieć. Zrobiła kilka kroków kuśtykając, a przy każdej próbie pomocy ze strony rozbawionego mężczyzny odtrącała jego dłoń.
- I jeszcze mnie teraz noga boli... - marudziła pod nosem i przeklinała Kurta.
Zatrzymała się na chwilę przy drzewie, opierając się dłonią o jego pień. Szorstka, chropowata kora była wyjątkowo nieprzyjemna w dotyku dla tak delikatnej dłoni. Marisa spojrzała się na swoje palce, gdy poczuła coś dziwnego.
- Ach! - krzyknęła przeraźliwie i odskoczyła od drzewa potrząsając ręką. - Cholerne pająki! Cholerny las! Cholerne drzewa! Chcę do domu!

Kurt wznosił wzrok ku niebiosom i kręcił głową, słysząc biadolenie delikatnej kobiety. Na swój sposób była milutka, ale czasami denerwowało go to jej ciągłe narzekanie. Chwycił ją za dłoń i pociągnął za sobą.

- Trzymaj się mnie, to pająki nie będą ci włazić tam gdzie nie trzeba – uśmiechnął się i puścił jej oczko, gdy pokonywali kolejne połacie krzaków i mijali drzewa o ponurych, powykręcanych gałęziach.

- Niejeden mężczyzna by chciał być na miejscu tego pająka - prychnęła dumnie, kuśtykając i starając się dotrzymać mu kroku.

- Na pewno nie ja, bo i cóż mi możesz dać, czego jeszcze nie miałem, dziewczyno – rzucił z humorem w głosie. - A teraz przebieraj szybciej swoimi szlachetnymi stópkami, jeśli nie chcesz by noc zastała nas na dobre w tej dziczy...

- Na pewno - syknęła i spojrzała na niego - ktoś taki nic by ode mnie nie dostał. Za wysokie progi jak dla pospolitego kmiotka - stwierdziła, uśmiechając się złośliwie.

- Gdybym był pospolitym kmiotkiem, to by cię tutaj teraz ze mną nie było, Ruda – wciąż się uśmiechał. Widać, że miał z tego niezły ubaw. - Poza tym tuż przed odjazdem twój ojciec załatwił mi tyle kurtyzan, że starczyłoby dla całego garnizonu waszej straży. I coś mi się zdaje, że nawet gdybyś się starała to tym panienkom nie dorośniesz nigdy nawet do pasa – rzucił zawadiacko, kosząc krzaki przed sobą swym mieczem.

- Jestem damą, nie muszę dorastać żadnym kurtyzanom do niczego, gdyż one nigdy nie będą miały tego, co ja - odpowiedziała, spowalniając.
Szybki marsz sprawił, że noga bardziej ją rozbolała, poza tym zdążyła się zmęczyć i zgłodnieć.

- Czyli czego? - spytał mrukliwie. - Dwóch pałaców i służby? Może... Ale one mają w sobie to, czego ty nigdy nie będziesz mieć – kobiecość, delikatność, oraz, mimo wykonywanego zawodu, kulturę osobistą... - rzucił. - Zresztą, co ja się będę z dzieckiem licytował... - zmarszczył brwi, wycinając drogę przed sobą.

- Wszy też mają - zauważyła i wzdrygnęła się, robiąc zniesmaczoną minę. - Ja dalej nie idę, jestem zmęczona!
Wyrwała się z silnego uścisku jego ręki, a raczej wysunęła swą małą dłoń i stanęła, patrząc się na mężczyznę wyzywająco.
- Teraz odpocznę - stwierdziła, niezdarnie siadając.

- Odpoczniesz po śmierci – syknął, widząc, że usiadła na zimnej glebie i podszedł do niej. Jednym ruchem zarzucił ją sobie na plecy, tak, że jej twarz była tuż obok jego. Musiał przyznać, że mimo tej długiej podróży, wciąż pachniała wspaniale. Ruda kurczowo objęła go w barkach. - Trzymaj się, Mariso, myślę że do Blutdorfu nie mamy już daleko. - uśmiechnął się czule.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 12:10, 22 Lip 2008     Temat postu:



Marisa

Musiała przyznać, iż czuła się całkiem bezpiecznie w tym silnym uścisku. Powinna mu zrobić awanturę za takie traktowanie i nie okazywanie jej należnego szacunku, jednak była zbyt zmęczona, by się tym kłopotać. A w każdym razie tak sobie wmawiała. Ocierając się gładkim policzkiem o jego lekki zarost szybko usnęła, kołysana krokami mężczyzny.

Słońce oddało swe ostatnie promienie i niemal w jednej chwili zapadła noc. Chłodny wiatr poruszał liśćmi, w oddali słychać było posępne pohukiwanie sowy. Mogłoby to przyprawić wojownika o niepokój i dreszcze, jednak ciepło niesionej dziewczyny w jakiś sposób dodawało mu odwagi i pewności siebie. Zresztą, nie był jakimś pierwszym lepszym wymachującym mieczem debilem, gdyby coś się stało, z pewnością by sobie z tym poradził.

Jednak odetchnął z ulgą, gdy wszedł na polankę i dostrzegł skromnie oświetlony budynek. Wyglądało to na przydrożną karczmę. Przez zamknięte okiennice przedostawał się nikły, żółtawy blask, Kurt słyszał także gwar rozmów. Dziewczyna oddychała tak spokojnie, że aż żal było ją budzić. Poza tym jej sen miał ogromną zaletę, przyjemniej nie marudziła. Kurt uśmiechnął się na tę myśl i podszedł pod drzwi karczmy.
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 17:05, 22 Lip 2008     Temat postu:



Piękny i bestia Wink

Wisielec był jedną z najbardziej zniechęcających gospód, jakie Kurt i Marisa do tej pory odwiedzili. W palenisku pełgał słaby, smutny ogień. Izba śmierdziała wilgocią. Parszywe psy ogryzały kości, które wyglądały jakby od pokoleń leżały zaginione pośród dywanu brudnej słomy. Wyglądający na oprycha karczmarz miał twarz pokrytą starymi bliznami, a z kikuta jego lewej dłoni wystawał potężny hak. Pomocnikiem był zezowaty garbus o paskudnym zwyczaju ślinienia się ilekroć spojrzał na rudowłosą szlachciankę, którą ochroniarz w końcu obudził. Kurt wiedział, że gdyby nie miecz przy boku i pistolet za pasem niektórzy z klientów z pewnością postaraliby się by Marisa zostawiła tutaj swą cnotę. Miejscowi wyglądali na takich, co by wepchnęli Steinerowi sztylet między żebra gdyby tylko nadarzyła się okazja, a Marisę zabrali na górę by się z nią zabawić.

Kurt musiał przyznać, że karczma (która przez chwilę wydawała się jedynym budynkiem pośród mroku) godna była wioski, w której się znajdowała. Blutdorf stanowił najbardziej ponure miejsce, jakie kiedykolwiek widział. Gliniane chaty wyglądały na zaniedbane i chyliły się ku upadkowi. Ulice były dziwnie opustoszałe i złowrogie. Kiedy wreszcie przekonali pijanego strażnika, by wpuścił ich za bramę, zza każdych drzwi obserwowały ich zapłakane staruchy. Wyglądało na to, jakby całe to miejsce opanowane zostało przez smutek i zniechęcenie.

Nawet zamek wznoszący się na stromej skale ponad wioską, wydawał się zaniedbany i opuszczony. Jego ściany rozpadały się w oczach. Było to niezwykłe jak na osadę otoczoną przez bandę groźnych mutantów. Z drugiej strony, nawet tutejsze mutanty wydawały się jakoś mało przerażające.

Steiner pociągnął następny łyk ale. To było najgorsze piwo, jakiego kiedykolwiek próbował, najbardziej obrzydliwy wywar jaki przeszedł przez jego usta. Marisa chyba nie miała lepiej – zamówiony dla niej przez ochroniarza sok z wiśni nie był chyba pierwszej klasy, co potwierdzały kwaśne miny szlachcianki po każdym łyku napoju. Kurt bacznie lustrował salę; goście zebrani w środku unikali jego wzroku. Gapili się w piwo, jakby wierzyli że odnajdą tam przepis przemiany ołowiu w złoto, jeśli będą się wpatrywać wystarczająco długo.

- Skąd tyle nieszczęśliwych twarzy? - z sarkazmem zapytała Marisa. Steiner mógł się tego spodziewać – dziewucha nigdy nie mogła długo wysiedzieć bez słowa. Łyknął piwa i przysunął się bliżej młodej kobiety, czekając na odzew kogokolwiek. Lewą dłoń zawiesił ostentacyjnie na rękojeści pistoletu.

- To przez czarnoksiężnika, panienko. - odezwał się nagle karczmarz. - To podła sprawa. Nic już nie było po staremu od kiedy przejął stary zamek na wzgórzu, Od tego czasu mamy tylko zmartwienia z tymi mutantami w lesie i wszystkim innym. Handel umarł. Nikt już tutaj nie przyjeżdża. Nikt nie śpi spokojnie nocą w swoim łóżku. A wy skąd przybywacie, drodzy państwo?

- Z... - zaczęła Marisa.
- Z daleka – rzucił szorstko Kurt wchodząc jej natychmiast w słowo. - Czarnoksiężnik, powiadasz, gospodarzu?
- Aye, sir, właśnie tak – podły, nikczemny czarownik

Steiner zauważył, że wszyscy goście gapili się dziwnie na gospodarza, jakby mówił coś bez sensu, albo powiedział coś, czego się nie spodziewali usłyszeć z jego ust. Może byli po prostu przestraszeni. Któż by nie był w sytuacji, gdy sługa Mrocznych Potęg Chaosu mieszka nad wioską?
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:32, 22 Lip 2008     Temat postu:



Marisa


Rozglądała się niepewnie dookoła i gdy tylko napotykała spojrzenia mężczyzn, przysuwała się z krzesełkiem bliżej Kurta. W końcu niewiele brakowało, a wlazłaby mu na głowę. Nawet nie starała się kryć swego niepokoju i zdenerwowania. Powąchała sok i wzięła jeszcze jednego łyka, już mniej się krzywiąc. Zabawne, ale im więcej go wypijała, tym bardziej jej smakował. I tak przyjemnie grzał od środka...
- No, to trzeba się stąd jak najszybciej wynieść - skwitowała wieści o czarowniku. - Ale najpierw muszę się wykąpać, wyspać, wyprać ubrania, pójść do fryzjera i zaczerpnąć nieco relaksu u masażysty. - zaczęła wymieniać w zamyśleniu. Spojrzała się na swego ochroniarza i po raz pierwszy ucieszyła się, że z nią jest i że będzie spał w tym samym pokoju co ona. Ta okolica i ludzie jej się wyjątkowo nie podobali.

- Nasze pokoje czekają na tak wspaniałą osobistość, pani – rzucił karczmarz odsłaniając poczerniałe pieńki zębów. - Jeszcze gdyby nie ten czarownik... - gospodarz westchnął. - Jest nikczemny jak smok z bolącym zębem, prawda Hans?

Wieśniak do którego skierował pytanie oberżysta, zamarł na miejscu, niczym szczur sparaliżowany wzrokiem węża.

- Prawda, Hans? - powtórzył pytanie karczmarz.
- Czarownik jak czarownik, bywają gorsi – burknął wieśniak.
- Dlaczego po prostu nie przypuścicie ataku na zamek? - zapytał Steiner. Czuł jak Marisa wtula się w jego bok i objął ją ręką tuląc do siebie, by poczuła się bezpieczniej. W grę nie wchodziły żadne wyższe uczucia prócz roboty, którą miał do wykonania. Był profesjonalistą w każdym calu.

- Tam jest potwór, sir - powiedział wieśniak, szurając nogami i gapiąc się w podłogę.
- Potwór? - zapytała Marisa i wzdrygnęła się.
- Ogromny, panienko. Dwa razy wyższy od człowieka i cały pokryty tymi mut... mut... mut...
- Mutacjami? - pomocnie zasugerował Steiner.
- Aye, sir, właśnie tymi rzeczami - mruknął, wpatrując się natrętnie w Marisę.

Szlachcianka przylgnęła do Kurta i na chwilę wstrzymała oddech, jakby oczekując, że karczmarz zaraz się na nią rzuci w celach dość gwałtownych. Choć była potargana i przybrudzona na twarzy, nadal było widać, że śliczna z niej istotka.
- Chyba nie jestem głodna i pójdę od razu spać - powiedziała cicho, na tyle by to usłyszał tylko towarzyszący jej mężczyzna.
Pragnęła jak najszybciej opuścić to miejsce, sprawa czarownika niewiele ją interesowała. Choć z drugiej strony, gdyby tu dłużej zabawili, może miałaby okazję do ucieczki? Albo mutanty by wykończyły Kurta? Warto się było nad tym zastanowić, co było lepszym rozwiązaniem od ślubu z czternastolatkiem.

Czuła przyjemne ciepło w żołądku, jednym haustem dopiła resztę soku i położyła ochroniarzowi rękę na ramieniu na znak, że mogą już iść. Oczy Marisy się nienaturalnie błyszczały, a i policzki miała mocno zaróżowione. Wojownik zaczął się zastanawiać, jak mocno sfermentowany był ten sok.
Zobacz profil autora
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny

 


Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach