Wysłany: Sob 22:31, 28 Mar 2009
Temat postu:
Zeszłaś na dół akurat w momencie, gdy Francisco dopijał zamówioną wcześniej herbatę. Twój woźnica pospieszył się i po chwili już sunęliście powoli wąskimi, brukowanymi uliczkami Luccini, które, jak to podczas Święta Miasta powoli zaczynały pękać w szwach i dawały przekrój niemal wszystkich ras i narodowości, jakie tylko można wymienić.
Francisco skierował się w stronę dzielnicy kupieckiej, gdzie szybko odnaleźliście duży żółty dom o czerwonych dachówkach, należący do pierwszego ze świadków, Sebastiano Sivigli. Mężczyzna mieszkał dość bogato i efektownie, o czym świadczyć mógł pięknie zadbany ogród obfitujący w różne, kolorowe kwiaty i krzewy. Przypomniałaś sobie nawet, że Siviglia to kupiec, Luca prowadził z nim chyba jakieś interesy w przeszłości. Po krótkiej rozmowie ze służką, w drzwiach pojawił się sam Sebastiano. Kupiec był krępym mężczyzną z rozbieganym wzrokiem i długą brodą, zaplecioną w warkocze.
- Pani do mnie? - zapytał niskim głosem i spojrzał podejrzliwie. - W jakiej sprawie?
Uśmiechnęła się szeroko i podała mężczyźnie rękę, którą ucałował.
- Castinaa Orlandoni, żona Luci. Kiedyś robił pan z moim mężem interesy, może pan pamięta? Chciałam się zapytać o wypadek Simone Vergassola, którego był pań świadkiem. Czy mogłabym wejść? - zapytała uprzejmie, biorąc nieco większy wdech, niż musiała.
- Aaaaa, małżonka mojego drogiego kolegi po fachu – kupiec uśmiechnął się szeroko. - Oczywiście, wejdź, Castinoo. I mów mi Sebastiano. - zaprowadził cię do wielkiego, bogato urządzonego salonu i nalał sobie do szklanki bursztynowy trunek. - Coś do picia? Co u Luci? Nadal zajmujecie się tymi winami? Od razu mu mówiłem że to będzie dobry interes.
Kobieta skinęła głową i wyciągnęła rękę po szklankę, gdy nalał jej tego samego co sobie.
- Tak, ma teraz dużo zamówień i ciągle jest poza domem, taki chyba urok kupców. Cieszę się, Sebastiano, że udało mi się ciebie zastać. Powiedz mi, pamiętasz ten wypadek, kiedy Simone stanął w płomieniach, a ty byłeś tego świadkiem? - zapytała, starając się sprowadzić rozmowę na właściwe tory.
Sebastiano wskazał na fotel, a gdy usiadłaś, on usadowił się naprzeciw ciebie.
- Pozdrów męża, gdy tylko wróci. Musimy się kiedyś umówić na karty... ach, ten Orlandoni, zawsze ma dziwne szczęście – mężczyzna roześmiał się gromko, ale widząc, że tobie nie jest do śmiechu spoważniał i rzekł. - Simone Vergassola? Taaak, moja córka Carisma wciąż płacze za tym darmozjadem. Ale niech sobie przypomnę jak to było... - kupiec wziął łyka, po czym spojrzał na ciebie. Przez chwilę poczułaś jego wzrok na swoim dużym biuście. - Zaczynał się Czas Orki, rozmawiałem z Simone o jednej z dostaw ze Wschodu, gdy zięć powiedział, że bardzo boli go brzuch. Stwierdziłem, że pewnie musiał zjeść jakieś zepsute mięso – przyznał mi rację i powiedział, że się położy. Odszedł ode mnie może na pięć kroków, gdy nagle zaczął wymachiwać ręką i wrzeszczeć jak szalony. Podniósł ręce nad głowę, a jego dłonie zaczęły płonąć. To było okropne, wierz mi, Castinoo – Sebastiano wzdrygnął się i dopił zawartość szklanicy. - Z palców strzelały mu jęzory biało-niebieskiego ognia. To był naprawdę jasny płomień, widziałem go, mimo że było słonecznie i zbliżało się południe. Dziękuję Ranaldowi, że nie widziałem jego twarzy; stał tyłem do mnie. Po chwili zajął się cały i został po nim tylko popiół. Ubranie opadło z niego jakby zniknął, nawet nie było osmalone. To dziwna sprawa. - Sebastiano dolał sobie alkoholu i pokiwał głową szukając wzrokiem odpowiedzi w szklance. Po chwili spojrzał na ciebie. - A co ty się tak tym interesujesz? Jesteś już drugą osobą w ciągu ostatnich dwóch dni, która się pyta o Simone. Zrobił się sławny po śmierci...
Wzdrygnęła się, wyobrażając sobie tę scenę.
- Masz może pióro? - zapytała i gdy mężczyzna jej podał przybory do pisania, zanotowała sobie kilka spostrzeżeń. - Kto jeszcze się pytał?
- Jakiś mężczyzna w czarnych szatach, twierdził że jest z tajnej policji Luccini i prowadzi śledztwo w tej sprawie. Powiedziałem mu wszystko, bo co mi zależy. - Sebastiano wzruszył ramionami. - To nieprzyjemny typ był. Wypytał i wyszedł, więcej go nie widziałem.
- Tajna policja? - zapytała. - Brzmi ciekawie i poważnie... Cóż, zapewne nie wiesz, czy twój zięć lub córka mieli jakiś wrogów? Tajemnice? Pytam, bo zostałam poproszona o pomoc w rozwikłaniu tej sprawy - odpowiedziała na wcześniejsze pytanie. - Jeśli wolisz, to porozmawiamy innym razem, Sebastiano - dodała, uśmiechając się szeroko i pochylając lekko do przodu. Dopiła zawartość szklanki, przyglądając się zabawnemu mężczyźnie.
Mężczyzna patrzył jak zahipnotyzowany w twój dekolt, a gdy podniosłaś wzrok zarumienił się lekko i zwilżył wargi w trunku.
- Z tego co wiem Simone nie miał żadnych poważnych wrogów, a z pewnością nie podpadł nikomu, któ mógłby go zamordować w taki sposób. To się w głowie nie mieści, Castinoo... – Sebastiano pokiwał głową.
- Rozumiem... - westchnęła. - Zatem nie będę ci więcej zawracać głowy, gdybyś coś sobie przypomniał, wiesz, gdzie mieszkam...
To mówiąc wstała, podała mu rękę i oddała przybory piśmiennicze. Nie spiesząc się opuściła jego posiadłość i udała się pod kolejny adres, by zapytać o to samo. Była ciekawa, kim jest ten tajemniczy mężczyzna i czy będzie miała (nie?)przyjemność go spotkać.
Wsiadłaś do powozu, a Francisco wybierając najkrótszą trasę zawiózł cię do centrum, gdzie szybko dnalazłaś dom i mały kram Caroliny Marquez. Okazało się, że ta młoda i ładna czarnowłosa kobieta zajmuje się handlem chlebem, ciastkami i rurkami z bitą śmietaną. Gdy podeszłaś do niej i zagaiłaś, właściwie nie zwróciła na ciebie uwagi – zajęta swoimi sprawami, widząc, że nie zamierzasz odejść od jej stoiska, odezwała się wreszcie, zawieszając dłonie na kształtnych biodrach.
- Kupuje coś pani? O co chodzi w ogóle?
- Poproszę tuzin rurek z kremem i odpowiedzi na kilka pytań - Cas odparła uroczo. - Nazywam się Castinaa Orlandoni i chciałam panią zapytać o wypadek Emanuela Calaio - przeszła od razu do rzeczy. - Mogę teraz zabrać pani kilka minut?
Młoda kobieta zapakowała dwanaście rurek z kremem do torebki i podała patrząc ci w oczy. Jej twarz nie zdradzała żadnych emocji.
- Wszystko powiedziałam już straży miejskiej, niech się pani u nich dowiaduje... A kim pani właściwie jest? Detektywem? Co to panią interesuje?!!- Carolina spojrzała na ciebie z wyrzutem i wrzuciła otrzymane od ciebie pieniądze do małej, czarnej szkatułki.
- Pytam, bo zostałam poproszona o to, żeby się tym zająć. Nazywam się Castinaa Orlandoni, a interesuję się tym, bo staram się wyjaśnić całe zajście. Zapewne straż miejska ma to tak samo głęboko jak inne sprawy i nie ruszą tego jeszcze przez miesiąc, a ja nie chcę, by zginęły kolejne osoby. Sprawca tego powinien ponieść surową karę!
Ostatnie słowa musiały poruszyć kobietą, bo broda zaczęła jej drgać i przysiadła sobie ze łzami w oczach. Wzięła kilka głębszych oddechów i spojrzała na ciebie.
- Emanuele to był mój narzeczony... On... gdyby połowy każdego dnia nie spędzał na piciu piwa z kolegami, nie musiałabym dzisiaj sprzedawać ciastek. - przetarła oczy. - Założę się, że przez ostatnie kilka lat właściciel knajpy „Sprośne Prosię” zarobił na moim ukochanym fortunę! W każdym razie tamtego wieczora Emanuele wtoczył się do pokoju pijany w sztok. Udawałam, że śpię, w nadziei, że nie będę musiała kochać się z tą pijaną świnią. On usiadł na swojej połowie łóżka, zdjął jednego buta i nagle w pokoju pojaśniało. - Carolina nagle podniosła się do pionu i przechadzając się w te i wewte nerwowo gestykulowała rękoma. - Otworzyłam oczy, a na łóżku siedziało ognisko... - zaczęła płakać. - Rozumie pani? Ognisko!! Krzyczałam, próbowałam jakoś pomóc, ale nic to nie dawało... Spalił się na popiół, a prześcieradło nie zostało nawet osmalone...
Urwała nagle rozklejając się na dobre. Płacząc rzewnie wpadła w twoje ramiona i wtuliła się mocno w twoje piersi.
- Spokojnie, już wszystko dobrze, Carolino... - Castinaa przemówiła ciepłym, cichym głosem, jakby dziewczyna była jej córką. - Powiedz, czy poza strażą miejską ktoś jeszcze się ciebie o to pytał? Może wiesz coś o wrogach narzeczonego? Proszę, uspokój się... - Podała jej chusteczkę i przytuliła mocno. - Skup się na chwilę i pomyśl, to bardzo ważne. Nie przychodzi ci nic do głowy? Muszę wiedzieć wszystko, żeby złapać osobę odpowiedzialną za to i urwać jej łeb - dodała chłodnym, stanowczym tonem.
Dziewczyna oderwała się od ciebie, przetarła oczy i wzięła kilka głębszych wdechów. Z miną zbitego psa powiedziała.
- Nie wiem czy miał jakichś wrogów. Przesiadywał w karczmie „Sprośne Prosię”, a wszyscy wiedzą że należy do tego typa spod ciemnej gwiazdy, Dino Albertiniego... Niektórzy mówią na niego „Szuja”. Ale nie sądzę by ten typek doprowadził do takiej śmierci mojego narzeczonego. - wytarła oczy i pociągnęła nosem. - Wczoraj wieczorem o Emanuele pytał jakiś podejrzany mężczyzna. Przedstawił się nazwiskiem Marcelo Rossi, ale w jego akcencie było coś dziwnego... na pewno nie był tileańczykiem... Opowiedziałam mu o wszystkim, a on zapewnił mnie, że zajmie się tą sprawą i że sprawiedliwości stanie się za dość... Dziwny mężczyzna, naprawdę... Proszę mi wybaczyć, muszę zostać sama... - dziewczyna znów się rozkleiła i szybko oddaliła się, by po chwili zniknąć za drzwiami budynku, w którym mieszkała. Wiedziałaś, że dalsze jej przepytywanie nie ma sensu.
Wyglądało na to, że albo miała konkurencję, albo mag nie wiedział o wszystkim i nie była jedyną osobą, zainteresowaną tą sprawą. Sięgnęła do sakiewki i wyjęła obrączkę, przyglądając się jej w zamyśleniu.
- No dobrze, zapytamy się jeszcze ostatnią osobę i wracamy do domu, bo robi się już chłodno - powiedziała do woźnicy. Była ciekawa, kim jest ten ów tajemniczy mężczyzna. - Nie masz ochoty wybrać się dziś na piwo i popytać o nowego przybysza, który jest zainteresowany sprawą zapaleń? - zapytała. Sama miała zamiar wybrać się później do tej knajpy i dowiedzieć się, o czym ludzie spod ciemnej gwiazdy gadają. Zabawne było to, że najbardziej obawiała się spotkać w takim miejscu syna, a nie kłopoty.