Wysłany: Nie 22:31, 15 Mar 2009
Temat postu:
Dziewczyna kupiła na jakimś straganie soczysty, wodnisty owoc i podeszła do Doradcy.
- Będziemy zabijać gobliny - bardziej stwierdziła niż spytała. - Jak długo?
- Aż dokopiemy się do źródła - odparł Darkning spokojnie. - Trzeba zablokować rozmnażanie.
- Wybić im wszystkie kobiety? Czy to nie jest zbyt okrutne? Wtedy dobiorą się do jakiś zwierząt - odparła, uśmiechając się lekko. Wyglądało na to, że pozwoliła sobie zażartować.
- Są za głupie na takie manewry - odparł doradca. - Masz o nich zbyt wysokie mniemanie. Gobliny to zwierzęta, które potrafią używać narzędzi, nic wiecej -
- I potrafią być upierdliwe? - zapytała z cichym westchnięciem. - Pomożemy i co dalej?
- Jest ich dużo - mruknał Doradca. - Staramy sie
przekonac powierzchniowców, ze nie jesteśmy ich w
rogami, dalsze działania są z
apewne dalej w planach. Królowa musi sie dobrze namyślić przed
dokonaniem wyboru... -
- Rozumiem, czyli czysta polityka i my mamy przy tym brudzić sobie ręce. Wygodne. Hmm... - spojrzała się na niego zamyślona - ile masz lat? Wieków? Czegokolwiek.
- Po co to liczyć? - zapytał Darkning. - na pewno wiecej niz królestwo, któremu sluzę - mruknał Doradca. Kobieta mo
gła się założyć, zę sie uśmiechnął.
- Czyli dużo, zapewne masz więcej oleju w głowie niż wszyscy ci "doradcy" razem wzięci. Dzięki za rozmowę, dziadku, lecę się pokręcić po mieście.
Machnęła mu ręką i wstała.
Zarim machn
ął jej ręką. Nie zareagował na "dziadka".
Oddaliła się szybko, żeby tylko jak najdalej od Doradcy i skręcając w kolejną uliczkę wpadła na rosłego "powierzchniowca".
- O, pokraka - zaśmiał się, a jego kumple mu zawtórowali. Dziewczyna nie czekała długo, wyciągnęła ostrza i stanęła w pozycji bojowej.
- Odszczekaj to - warknęła.
Doradca podszedł dosć szybkim krokiem. - Schowaj te sztylety - polecil. Tamta grupka ty
mczasem złapala za jakies kije i deski, któ
re walały się po zaułku.
- Obrazili mnie - mruknęła młoda, niechętnie chowając noże. - Nie potrzebuję ich i bez tego spuszczę im łomot.
- Jestes gorsza niz dziecko, wiec bedę ci
e_traktowal jak dziecko - mruknął Doradca. - masz zakaz oddalania sie ode mnie na więcej niż trzy metry - oglądn
ął sie na niepewnych powierzchniowców. - Wy też spadajcie do mamusi - mruknał. - Bo komus stanie sie krzywda - mruknął i zamachnął sie dł
onia wybijajac jednemu deskę z ręki. Wziął podopieczna za ramie i wyprowadził z zaulka.
- Co jest złego w walce o swój honor? - zapytała rozwścieczona. Jeszcze jej nie widział tak złej. - I nie mam zamiaru się pilnować, potrzebuję... prywatności. No chyba że mamy spać razem.
- Honor? Chcesz powiedzieć, ze interesuje cię zdanie jakiegoś kmiota? To znaczy, że wiele się od niego nie różnisz - mruknął
spokojnie doradca.
- To twoje zdanie. A prawda jest jak dupa, każdy siedzi na swojej. I nie musisz mnie już trzymać - dodała, wyszarpując się z jego uścisku.
- To idź, zbij dwóch, po czym umieraj od cisów sztachet - mruknął Darkning. - Jeśli uważasz, że się zmartwię to się mylisz - mruknął. - A będziesz się pilnować, przez taki czas nauczyłem się zabijać ludzi nie ruszając palcem. To twoje życie, jak chcesz je stracić to proszę bardzo, ja cie zatrzymywał nie będę - stwierdził Darkning.
- Nie zależy mi na tym, byś się martwił lub przejmował, ani żebyś mnie zatrzymywał. Sama decyduję o swym życiu i śmierci - mruknęła. - Zostaw mnie w spokoju - dodała chłodno.
- Och tak? tam w zaułku o twoim życiu lub śmierci zadecydowałaby grupka niemytych wieśniaków - mruknął Darkning.
- Czyżby? Naprawdę masz mnie za taką głupią, ciemną masę?
- Im dłużej cie słucham, tym większego nabieram przekonania, że twoje cialo dojrzalo a mózg nie za bardzo - mruknął zarim.
- A ty zdajesz się być starym zgredem, więc z łaski swojej już się do mnie nie odzywaj.
- Nazywasz starym zgredem każdego kto wyjasnia ci na czym polegaja twoje błędy? - zapytał Zarim. Cały czas był spokojny...
Senthil wyszedł z karczmy. Nużyło go przesiadywanie w zamkniętym miejscu - zdecydowanie wolał otwarte przestrzenie.... oczywiście o ile można było mówić o otwartych przestrzeniach w tym przeklętym świecie. Świecie, którego z całego serca nienawidził, a jednak musiał w nim tkwić. Jedyne, co mogło ukoić jego serce, to kojące chwile nad jakimś jeziorem, rzeką, czymkolwiek, gdzie jest dużo czystej wody. Nie było szans na znalezienie takich luksusów w mieście, tak więc skazany był na zły humor. Ponuraka i kobietę zauważył dopiero w momencie, gdy nieomal na nich wpadł. Chyba się kłócili, jednak niewiele to obchodziło Senthila. Przeleciał tylko po nich wzrokiem nieumyślnie zatrzymując swój wzrok na twarzy kobiety. Trwało to może z chwilę, nawet pół, jednak ona na pewno to wychwyciła - w przeciwieństwie do niego.
- Hm? - mruknęła, usiłując się wyszarpnąć z uścisku mężczyzny.
Senthil nie zauważył, może nawet nie chciał zauważyć mruknięcia kobiety...
- Rozumiem, ze jesteście gotowi do drogi w gąs
zcz? - zapytał doradca.
Ja? - zapytał przeciągając samogłoskę, po czym dodał niespiesznym, przekazującym oczywistość, tonem - ja jestem zawsze gotowy - powiedział poprawiając prawą rękawicę
- Nie sądzę, zę któreś z was wie, gdzie jest nasza ostatnia zbłąkana owieczka - mruknął Doradca.
- W karczmie, topi smutki w alkoholu
Darkni
ng zaglądnął do karczmy. - Bezuzyteczny - mruknął. Zarim westchn
ął. - Ruszajmy, nim ta ekipa skurczy się jeszcze
bardziej - mruknął. Ruszył w strone lasu przez zalane słoncem pole. Gdy dotarli do krawędzi lasu i zagłębili się w chłodne, pachnace ściółką powietrze doradca nagle dał znak ręka by sie zatrzymać. - Cos biegnie w naszą strone - mruknął.