Wysłany: Nie 10:26, 21 Maj 2006
Temat postu:
Senthil
Zaraz po tym, jak kobieta pobiegla, by zatracic sie w swym zywiole, Senthil obrocil sie i poszedl w swoja strone. Szedl on powoli - nie spieszylo mu sie.
Pierwszym miejsce, do ktorego wszedl byl sklep zielarski. Juz od samego wejscia zapachowa mieszanka wszelakich ziol uderzala nozdrza tak mocno, ze az czlowiekowi krecilo sie od nich w glowie. Na polkach staly sloiczki z roznymi ziolami, naparami czy mascmi - wszystko, czego dusza zapragnie. Za lada stal juz posiwialy mezczyzna, o ile siwizna mozna bylo nazwac resztki wlosow, ktore mial na glowie. Byl nieco zgarbiony od ciago schylania, chudy a na nosie mial okulary. Patrzac na niego mozna bylo odniesc wrazenie, ze stoi tam od wiekow, jak jakas antyczna istota czy niestrudzony posag. Gdy tylko sprzedawca zauwazyl mlodzienca, siegnal pod lade i zaczal pakowac jakies ziolka. Po chwili dopiero sie opamietal i spytal:
- To, co zwykle, prawda?
Senthil kiwnal glowa w gescie potwierdzenia, po czym zaczal sie rozgladac nieco po sklepowych polkach, spogladajac na etykiety pelne egzotycznych nazw.
- Dorzuc jeszcze cos na rozluznienie - rzucil, nie odrywajac oczu od buteleczek z kategorii "Afrodyzjaki"
Senthil nie przejrzal polowy polek, gdy sklepikarz skonczyl juz przygotowywac towar. Senthil podszedl do kontuaru i polozyl na lade monety - sklepikarz od razu je zgarnal, nie przeliczajac ich. Wiedzial, ze wszystko sie zgadza, w koncu Senthil byl stalym klientem. Nie bylo zadnych zbednych podziekowan, Senthil wzial towar i wyszedl.
Nastepnym przystankiem byl rzeznik. Wojownik wszedl do srodka i polecil przygotowac sobie prowiant na trzy dni do odbioru jutro rano. O to samo poprosil w piekarni. Gdy sprawe zywnosci mial juz zalatwiona, skierowal sie do platnerza. Mial on do odbioru stalowy napiersnik, ktory lezal u platnerza juz dosc dlugo, a to z powodu chronicznego braku pieniedzy u Senthila.
Teraz jednak mial nieco gotowki i mogl odebrac zalegly pancerz. Senthil nigdy nie lubial przebywac w budynku platnerza. Zawsze bylo tam goraco, duszno i ciemno, gdyz wszystkie okna byly pozamykane. W powietrzu unosil sie zapach rozgrzanego metalu i potu ciezko pracujacych ludzi. Gdzieniegdzie staly gabloty z roznymi czesciami opancerzenia - helmami, nagolennikammi itp. Senthil niezbyt sie ucieszyl, jak tam wszedl. Za to sam platnerz na widok mlodzienca bardzo sie ucieszyl, gdyz zaczynal juz dosc mocno watpic, czy ten kiedykolwiek sie pojawi. Senthil nie chcial zbytnio przedluzac pobytu w tym miejscu, gdyz zdecydowanie zle sie w nim czul. Dlategoz szybko dobil targu i z nowym zakupem uciekl z goracych odmetow pracowni platnerskiej.
Jako, ze noszenie napiersnika ze soba nie bylo zbyt poreczne, postanowil zaniesc to wszystko do swojej kwatery w koszarach.
Pomieszczenie nie mialo zbyt duzo mebli - ot lozko, szafka, jakis stolik oraz zydel. W jednym z rogow pokoju stala nargila, nieco zakurzona - widac nie dawno nie uzywana. Na szafce nie bylo doslownie nic, za to na stoliku lezalo kilka ubran oraz sciereczka do czysczenia miecza. Obok niej stal dzbanek i kielich do polowy napelniony jakims tanim winem. Pod stolikiem stala duza balia, w ty momencie pusta. Znad blatu wygladalo okno - dla niektorych luksus czy szczescie posiadacza, dla Senthila cos calkowicie oczywistego.
Mlodzieniec sciagnal plasz i rzucil go na szafke. Napiersnik znalazl swoje miejsce na stosie ubran lezacym na stoliku, Senthil zas polozyl sie na lozku, po czym zaczal rozmyslac o wydarzeniach dzisiejszego dnia...