Wysłany: Pon 18:25, 30 Sie 2010
Temat postu:
Wszyscy:
Zan był delikatnie mówiąc zawiedziony. Wyczyścił szablę. - Nie opłacało się jej nawet dobywać by zabić tego jednego goblina, który mi się nawinął - pomyślał na głos. Rozejrzał się i zobaczył Kayę. - Zwiała czy nie - jest ranna i wypadałoby ją opatrzeć. Ktoś się na tym zna? - zapytał i zaczepił szablę u pasa. Uśmiechnął się ,gdy ostrze szabli zadzwoniło o pochwę rapiera. Lubił ten cichy, wysoki, metaliczny dźwięk...
Ciemnowłosa kobieta podeszła do Revaliona, z którym wymieniła kilka zdań i mężczyzna ją uleczył przy pomocy swojej magii. Po ranie nie zostało śladu i Kaya wydawała się być tym faktem niezwykle uradowana.
Tamayrel wyłonił się z mroku trzymając w jednej ręce łuk, a w drugiej uzdę swego konia. Już wcześniej omiótł wzrokiem drużynę, której skład zmienił się odrobinę. Specjalnie go to nie zainteresowało. Widać czarodziej nie powiedział im wszystkiego, albo chłopcy uznali, że nie poradzą sobie bez wsparcia kogoś bardziej doświadczonego w walce. W zasadzie tak było bezpieczniej.
- Witam towarzystwo, pewnie nie tęskniliście. Upadło mi tu kilka strzał. - powiedział spokojnie i puściwszy konia, zaczął je zbierać i na bieżąco czyścić z krwi poległych. Łuk nadal trzymał w ręku, wszak wrogowie mogli w każdej chwili wrócić i warto było zachować gotowość do walki.
- O, elf. Znalazł się. - Kaya jak zwykle zaskoczyła wszystkich swą błyskotliwością.
Lucanor schował broń, przywołał do siebie Blue i rozpoczął siodłanie konia.
- Masz wyczucie czasu. - zwrócił się do elfa.
[---]
Oczy barda rozszerzyły się na tą krótką chwilę, kiedy był wychylony za budynek. Po czym się wycofał i przyparł plecami do ściany. Bardzo mocno.
- Ehehe... - zaczął niezgrabnie. - Znalazłem mieszkańców... w towarzystwie największego oddziału orkowo-goblinowo-ogrzego jaki w życiu widziałem...
Oczywiście nie mógł liczyć na to, że wszyscy mu uwierzą... każdy z jego towarzyszy musiał na własne oczy się przekonać o tym "oddziale".
Zan wzruszył ramionami. - No dobra - mruknął cicho. - Chyba nie musimy przeprowadzać głosowania, by wiedzieć, że Jasper ma najwieksze doswiadczenie w manewrach. Może sam na to spójrz, to wpadniesz na jakiś pomysł jak wyratować tych ludzi? - zaproponował zwiadowcy. Sam nie miał specjalnego pojęcia jak rozdysponować posiadane siły na większą skalę. Preferowane przez niego pole działań to dwór zamkowy. Sytuacje, wymagające znawstwa etykiety i ciętej mowy, a nie musztry i strategii.
- Jasper, więc jesteś dowódcą? - zapytała niewinnie Kaya i uśmiechnęła się do niego szeroko. - Ja też nie wiem, co robić. Może pójdę się przejść i zobaczę, czy nie ma tu więcej tych niefajnych orków oraz całej reszty, hm? - zaproponowała. Brzmiało to nieco jak “pójdę sprawdzić, czy tam dalej mnie nie ma”.
- A idź. - Natasza wzruszyła ramionami, wciąż obserwując uwięzionych w klatkach mieszkańców. - Może gdybyśmy zaatakowali ich ze wszystkich stron, podobnie jak dziś w nocy gobliny nas?
- I skończyli podobnie jak te gobliny? - dokończył za nią Revalion. - Jakoś mi się to nie widzi. Chociaż wątpię, by moje zdanie miało tu jakieś znaczenie. Jeśli jednak ktoś chciałby je poznać, to sądzę że rozdzielanie się nie jest zbyt mądre. Ale jeśli uważacie, że tak będzie lepiej...
- Heh... - westchnęła Kaya. - A co będzie, jeśli my zaatakujemy, a oni zabiją w tym czasie tych ludzi? - zapytała lekko zmartwionym głosem. - To też nie byłoby za fajne...
Zanzafaar potarł brwi. - Atak frontalny to kiepski pomysł. Jeśli mój pomysł jest głupi to nie śmiejcie się, ale skoro mamy tak liczne propozycje, to... - mężczyzna westchnął i zaczął. - Mamy kogoś od iluzji... powiedz, Eldorze - zawrócił się do maga. - Potrafiłbyś wyczarować coś, co spowodowałoby ich natychmiastowe natarcie w którąkolwiek stronę? Najlepiej przeciwną do naszej? Jakiś oddział piechoty czy coś...
- Co tylko zechcecie - mężczyzna wzruszył ramionami. - Byle szybko, bo chcę iść zbadać tę wieżę...
- Czyli załatwiasz nam coś co odwróci ich uwagę... Jeśli zaatakujemy ich od tyłu to będziemy mogli wybić część nim się połapią o co chodzi z broni dystansowej. Dwie - trzy osoby ustawią się na flance. Też z jakąś bronią dystansową. Jak orkowie ich miną to wychylą się i z kolei oni ich "sposiłkują”. Taki.. "odbijany" - mruknął szlachcic. - Jeśli się nie zatrzymają to wtedy dopiero po takim uszczupleniu się z nimi zetrzemy frontalnie. Ewentualnie jeśli są dostatecznie durni to pobiegną w cholerę za wyczarowaną iluzją, zostawiając na przykład paru na straży. Paru których szybko zarżniemy i wyciągniemy stamtąd tych ludzi nim trzon wróci...
- Tylko zrób coś mniejszego niz smok. Muszą się tym zająć, a nie uciekać... prosto na nas - powiedział spokojnie Tamayrel.
Norrańczyk trzymał się gdzieś z boku, bacznie przypatrując się oddziałowi i uwięzionym mieszkańcom. Ludzie w klatkach byli posortowani. W jednej dzieci, w drugiej i trzeciej kobiety, kolejno starsze i młodsze. Wśród tych drugich uwagę Lucanora zwróciła niewiasta ubrana inaczej niż pozostałe.
- Nie ma szans, by ich podejść. Odwrócenie ich uwagi to dobry pomysł, ale musimy atakować na raz, bo bawiąc się w okrążanie będziemy na widoku i plan się nie powiedzie. - wyraził swoje zdanie.
- Co do zakładników, jeśli damy im broń to staną po naszej stronie. Przynajmniej część powinna być zdolna do walki. - dodał szybko elf.
- Ciekaw jestem, kto będzie miał czas, by otwierać klatki i dawać im broń. - wtrącił Jasper krzywiąc się na te słowa. - Zwłaszcza że to proste kobiety i dzieci.
Ostlandczyk od dłuższego czasu przysłuchiwał się wymianie zdań kompanów ze strzałą nałożoną na cięciwę, jednocześnie lustrując wzrokiem okolicę. Sytuacja nie była zbyt ciekawa; wyglądało na to, że trafili na jakiś większy oddział, a to mógł być już problem. Na szczęście póki co ich nie zauważyli, a Forks przyglądając się terenowi obmyślał w głowie plan. Najbardziej martwiły go ogry – te śmierdzące, stale głodne stwory miały grubą skórę i potrzebowałby zużyć z tuzin strzał by położyć jednego. A były dwa. Tutaj trzeba było postawić na inną formę ataku.
- Nataszo, masz jeszcze jakieś ciekawe zaklęcia dystansowe w zanadrzu? – zwiadowca zwrócił się do Czarodziejki Lodu. – Ten lodowy niedźwiedź był świetny, ale tutaj nam się nie przyda, potrzebujemy mocnego elementu zaskoczenia. Jakiś piorun lodu, albo coś podobnego?
- Hmm… - kobieta zmarszczyła brwi. – Mogłabym przywołać Jastrzębie Miski. Atakują chmarą, mają twarde jak stal dzioby i szpony. Potrafią przebić się przez metalowe przeszkody i kamienne ściany.
- Potrafisz je kontrolować? – zapytał Forks.
- Oczywiście, mentalnie wskazuję im cel ataku, gdy tylko zostaną przywołane. – odpowiedziała Natasza.
- No i o coś takiego mi chodziło. – Jasper uśmiechnął się nieznacznie, po czym spojrzał na pozostałych. – Plan Zana mi się podoba - niech każdy przygotuje co tam ma do strzelania. Gdy lodowe jastrzębie Nataszy zaatakują ogry, Eldor wywoła iluzję po drugiej stronie wioski odciągając uwagę tych śmierdzieli od nas. To będzie nasza szansa. Oddamy salwy z broni dystansowej, a potem kto czuje się na siłach ruszy do ataku frontalnego. Ja z Tamayrelem będziemy was osłaniać z naszych łuków. Jeśli wszystko pójdzie tak jak trzeba, zanim pojawicie się przy klatkach, na placu zostaną same niedobitki.
- A jeśli się zorientują, że to, co stworzy Eldor to iluzja? – wtrąciła Kaya.
- Jak się mają zorientować? Po pierwsze, nie spodziewają się ataku, a już na pewno nie z powietrza i nie z trzech stron. Już samo to wprowadzi chaos w ich szeregach. Po drugie, nie dość, że będą musieli walczyć z lodowymi ptakami, to z przeciwnej strony będzie nacierać na nich iluzja Eldora, a to dla ich małych, zielonych móżdżków już za dużo. Nie zdziwiłbym się, gdyby gobliny spierdoliły od razu, jak tylko zaatakuje Natasza. Bez ogrów stracą serce do walki, jestem o tym przekonany. Ktoś ma jeszcze jakieś pomysły bądź sugestie? Jeśli nie, to bierzmy się do roboty.
Arethis z założonymi rękami na piersi słuchał dywagacji swoich nowych “towarzyszy”. Normalnie umawiali się jak jacyś generałowie na wojnie mający przejąć ważny kawałek terenu. A to były tylko orki i gobliny. No i ogry, ale olać. Zabójca nie miał zamiaru uczestniczyć w tej walce - przyszedł mu nawet pewien pomysł do głowy.
- To ja pójdę z Kayą na jakiś zwiad w okolice. W razie gdyby ktoś się czaił między domami, poderżniemy im gardło. - czarnowłosy uśmiechnął się zimno. Tak naprawdę miał zamiar schować się za jakąś chatą i próbować zbałamucić Kayę. Może jak im się nie powiedzie, to nawet nie będzie musiał zabijać Jaspera, bo zrobią to te zielone kreatury. Taaaak, ta myśl napawała zabójcę radością. Wziął ją pod rękę i oddalił się z nią między budynki.
Kaya obejrzała się za siebie, jakby chciała coś powiedzieć, ale chyba zabrakło jej odwagi.
Zan nieznacznie szturchnął Revaliona. - Odbij ją mu lepiej, m? - mruknął cicho.
Rev uniósł znacząco brew słysząc Zanzafaara.
- Odbić kobietę z rąk seryjnego mordercy? - odparł równie cicho. - Brzmi jak plan godny bohatera dramatycznego... Problem polega na tym, że nie jestem bohaterem dramatycznym.
- Raczej tragicznym - mruknął Zan. - Chwyć ją za ramię i zapytaj czy nie woli zostać. Jestem tuż za tobą - to mówiąc ukrył w dłoni dwa noże do rzucania. Liczył, że będzie okazja zabić ten irytujący “dodatek” do ekipy i mieć to z głowy.
Bard przymrużył na chwilę oczy, po czym...
Chwycił wciąż niezdecydowaną Kayę za drugie, wolne ramię i powiedział:
- Och, Kayo! Nie wolałabyś z nami tutaj zostać? W naszym towarzystwie z pewnością będzie bezpieczniej. - po czym dodał nieco ciszej. - Osobiście tego dopilnuję.
Przez chwilę kobieta zastanawiała się, po czym zerknęła w stronę orków, goblinów i dwóch wielkich ogrów.
- Ja myślę, że ten zwiad to bardzo dobry pomysł - stwierdziła w końcu. - Jakoś... no tam może ich być więcej i lepiej to sprawdzić, nie?
Zan pokręcił głową. Jak taki tchórz żył jako łowca nagród?
- Jak robisz pod siebie na widok takiej ekipy to tak powiedz, a nie zasłaniaj się zwiadem. No już, spadajcie. Panikarzy nam faktycznie nie trzeba - mruknął i założył hełm.
Lekko zszokowany bard puścił po chwili kobietę.
- No... tak, jasne. Idźcie zatem. - syknął.
Kaya wydawała się być tą odpowiedzią zadowolona, gdyż zaraz wróciła do Arethisa i po chwili zniknęli gdzieś między budynkami.
- Czyli nie warto i lepiej to zapamiętaj - mruknął Zan cicho i klepnął Revaliona w ramię.
W odpowiedzi Rev tylko warknął ponuro.
Zan westchnął i zwrócił się do Nataszy. - Zakładamy się które z nich wróci żywe? - Szlachcic wypowiedział pytanie takim tonem, że nawet Kaya zrozumiałaby, że jest retoryczne.
- Na pewno jedno z nich. Stawiałbym na Kayę. - wtrącił się Jasper, nim czarodziejka coś odpowiedziała.
Zan obejrzał się na Jespera, a potem spojrzał znów na Nataszę, czekając na jej odpowiedź. Ostawił się tak, by być przodem do obu.
- Mam nadzieję, że się powybijają nawzajem. Nie lubię ani jego, ani tym bardziej jej. On jest zwykłym chamem, a ona idiotką - skwitowała Kislevitka.
Zan patrzył przez jakiś czas w stronę w którą oddalili się Kaya i Arethis.
- Nie żebym życzył źle Kayi, ale mam jej dość... co nie zmienia faktu, że sądzę, że Arethis wykorzysta tę sytuacje, by zwiać. Oboje przeżyją... ale wróci do nas tylko jedno. To moja teza... - spojrzał na Jespera i ściągnął rękawicę. Podał mu rękę. - O piwo?
- Jeśli wróci tylko Kaya, to w ciągu godziny wróci też Arethis. O piwo? - odparł zwiadowca, podając szlachcicowi dłoń.
Szlachcic myślał chwilę, po czym zaśmiał się cicho. Zrozumiał, ze Jesper ma jakiegoś haka na Arethisa. - Niech będzie - uścisnął jego rękę. - Mam nadzieje, że w następnym miejscu naszego postoju mają porządne chociażby, byś nie mógł się wyłgać, że postawiłem ci jakieś chszczone ścierwsko - stwierdził, po czym założył z powrotem rękawicę. - Hm... - obejrzał się na Nataszę. - Zastanawiam się, Nataszo, czy będziesz potrafiła stworzyć kolejnego niedźwiedzia zaraz po rzuceniu zaklęcia o którym wspomniałaś wcześniej?
- Nie, Jastrzębie będą wymagały ode mnie poświęcenia dużej ilości mocy i siły psychicznej. Nie będę w stanie rzucić w odstępie kilkunastu sekund równie potężnego zaklęcia. Może mi się jedynie udać zmrozić okolicę w ich obrębie na krótką chwilę, ale i tego nie obiecuję - odpowiedziała białowłosa kobieta.
Revalion chrząknął.
- Ja też znam się... nieco... na przyzywaniu. - powiedział. - Moje twory nie mogą się oczywiście równać z twoimi. - ukłonił się w stronę Nataszy. - Ale powinny wystarczyć... na krótką dywersję.
Zanzafaar zwrócił się do Jespera. - Więc ilu z nas jest zdolnych do walki wręcz? - zapytał. - Ja, ty... Kaya, zakładając, ze nasze przypuszczenia są słuszne i wróci... i nie spanikuje - mężczyzna westchnął i potarł brwi.
- Nie zamierzam się wtrącać do walki wręcz, będę was osłaniał strzałami z różnych miejsc. - wyjaśnił zwiadowca. - Naszym przeciwnikom da to dodatkowe wrażenie, że jest nas więcej.
- Hrm.. czyli tak na prawdę będę musiał uważać, by mnie nie zatłukli, a zabijanie pozostawić dystansowcom, tja? - mruknął Zan.
- Dogadaj się z innymi. Z mojej strony możesz być pewny, że będę chronić twoje dupsko. - odpowiedział Forks.
- Dam sobie radę z machaniem żelastwem. - Lucanor poklepał ręką szablę przy boku konia. - Możesz też liczyć na mój pistolet. - zaoferował.
Następnie zwrócił się do pantery.
- Blue, zostań tutaj. Trzymaj się Eldora.
- No to my idziemy na front. Musimy wystawić ładnie tych głupców naszym sprzymierzeńcom, trzymać ich z dala od magów i nie dać się zabić oczywiście - powiedział Zanzafaar. Nie lubił ryzykować, a teraz robił to jeszcze na własne życzenie....