Wysłany: Nie 22:54, 15 Sie 2010
Temat postu:
Zanzafaar Hezzegorth:
Zan w odróżnieniu od reszty nie szukał towaru. On szukał tego, co niektórzy mężczyźni nazywają "niezłym towarem". Urodziwych kobiet znaczy. Kroczył powoli między kramami i rozglądał się... aż wreszcie znalazł.
Kobieta nietuzinkowej urody targowała się ostro ze sprzedawcą. Zanzafaara zaciekawił jej akcent. Ta dama nie pochodziła stąd.
Szlachcic podszedł do kramu i przysłuchiwał się, uśmiechając beztrosko. Słuchał przez chwilę tego “cyrku”, aż wreszcie się odezwał.
- Czy próbujesz tę panią okraść dlatego, że jest nietutejsza, czy dlatego, że sam znasz się na koniach jak ślepy na malarstwie? - zapytał sprzedawcy.
- Gdybym się nie znał, to bym ich nie sprzedawał! - wypalił tłusty kupiec. - To czysta fryzyjska krew, nie zejdę poniżej dziesięciu koron! - wskazał na białego rumaka w zagrodzie.
- On jest tak czysty, jak ja święta! - wypaliła kobieta w białej szacie, zupełnie nie zwracając uwagi na mężczyznę, który włączył się do rozmowy.
- Niech się pani nie unosi, a co do świętości to jeszcze podejmiemy ten temat później, dobrze? - zaproponował kobiecie. - Może pomogę troszkę? - zaoferował się.
Kobieta westchnęła, po czym odstąpiła od barierki dzielącej ją z kupcem. Po chwili wskazała dłonią na grubasa.
- Zgoda, zobaczymy co wskórasz z tym tłustym durniem. - spojrzała na niego pewnie i dałby głowę, że widział przez chwilę na jej twarzy zadziorny uśmiech.
Zan westchnął.
- Dobra, powiedziałeś, że ile chcesz za tego konia? - rzucił do sprzedawcy, opierając się łokciami o płot.
- Dziesięć koron. Nie zejdę z ceny. - powtórzył kupiec patrząc mężczyźnie hardo w oczy. Na oko Zana koń był młody, zdrowy i wyglądał na zadziornego, ale nie był wart więcej niż pięć, sześć koron.
Zan z beztroskiego uśmiechu przeszedł w poważniejszy wyraz twarzy - A poważnie? - zapytał już zupełnie zimnym głosem.
- A poważnie to dziesięć koron. - odparł bez mrugnięcia okiem mężczyzna zza barierki.
Zan wskazał konia. - Za dziesięć koron to chyba dwa takie... i kawałek trzeciego. Przyglądnij się mu pan dobrze. Czy sądzisz, że znajdziesz kogoś, kto byłby dostatecznie głupi, by uznać to za konia czystej krwi fryzyjskiej? - zapytał.
Kupiec zmitygował się.
- Ma kapeczkę domieszki bretońskiej krwi, ale to wciąż wspaniały rumak. Rączy i silny. - machnął dłonią na białe zwierzę. - Nie zejdę poniżej dziesięciu koron. A jeśli wam nie pasuje, to szukajcie gdzie indziej. Zapewniam, że znajdziecie, ale droższe. - stwierdził tłuścioch.
- Kapeczkę domieszki bretońskiej krwi to ja mam na szabli bo nie czyściłem jej dokładnie po tym jak jakiś matoł próbował mnie okraść na szlaku - mruknął Zanzafaar. - Żeby tego konia kupić za dziesięć koron to musiałbyś pan dorzucić rząd i podkowy z co najmniej piętnastokaratowego złota - parsknął szlachcic. Zauważył, że kobieta nieznacznie się uśmiechnęła, słysząc wzmiankę o kapeczce krwi na szabli.
- Mogę dorzucić dobre siodło... - mruknął niezadowolony kupiec. - I tylko siodło!
- Dobre siodło to możesz sobie wsadzić, nie powiem gdzie - odparła białowłosa kobieta.
Zan obejrzał się na nią, uśmiechając się. Jego spojrzenie mówiło “spokojnie, pozwól mi działać”. W odpowiedzi jedynie wzruszyła ramionami i mruknęła coś pod nosem w nieznanym Zanowi języku.
- Nie zrozumieliśmy się - powiedział Zan. - Jeśli sprzedawałbyś tego konia z rzędem, to wtedy można by się zastanowić nad targowaniem się. Można by... - zaakcentował dwa ostatnie słowa. - Ale ty nie ułatwiasz zadania, przyjacielu. - Ten koń. Z rzędem. Osiem koron - powiedział.
Sprzedawca coś burknął, spojrzał na kobietę, której twarz nie zdradzała żadnych emocji, po czym wyciągnął w jej stronę dłoń.
- Osiem koron i koń z oporządzeniem jest twój - stwierdził.
- Zgoda - odparła. - Nie będę tu sterczeć do wieczora, gdy czas nagli.
Uścisnęła mu dłoń, po czym sięgnęła do sakiewki i odliczyła monety.
Gdy koń już zmienił właściciela Zan zagadnął kobietę. - Chyba czas aż tak cię nie nagli, byś nie znalazła chwili na kieliszek wina i krótką rozmowę, prawda droga pani? - zapytał szlachcic, znów uśmiechając się czarująco.
- Kieliszek. I nie więcej. Nie pijam alkoholu - odparła białowłosa. - Dziękuję za pomoc.
- Och... cała przyjemność po mojej stronie - powiedział Zan, skłaniając się lekko. - Chociaż byłoby miło zobaczyć ten uśmiech nieco dłużej, ale może nadarzy się jeszcze okazja... Co więc pijasz? - zapytał Zan.
- Sok lub herbatę... Po alkoholu staję się nieobliczalna... - uśmiechnęła się zadziornie poprawiając kaptur swego białego płaszcza. - Me imię Natasza, a jak ciebie zwą, podróżniku? Bo nie przedstawiłeś mi się jeszcze.
- Liczyłem po prostu, ze przedstawimy się sobie jak usiądziemy spokojnie.. Jestem Zanzafaar, Nataszo - powiedział Zan, obserwując jej uśmiech. - Zdradzisz mi w jakim kierunku się udajesz?
- Na wschód, wracam do domu by zdać raport mej Pani. - odparła z dumą w głosie kobieta.
- Nie pytam co za raport, bo to chyba nie dla moich uszu... ale ciekawi mnie ta Pani. I kim ty jesteś z profesji. Ot rozbudziłaś moją ciekawość... - powiedział Zan. Skoro kobieta była z tego dumna to chyba chętnie odpowie.
- Jestem karczemną dziwką i jadę zdać raport pewnej kurtyzanie. - odparła poważnie, a widząc konsternację na twarzy mężczyzny, roześmiała się gromko. - Żartowałam... Jestem Czarodziejką Lodu i jadę zdać raport Carycy Katarzynie... Reszta nie powinna cię interesować. - powiedziała.
- Jeśli chcesz żyć. - dodała po chwili z nieznacznym uśmiechem.
- Przyznam szczerze, że przez chwilę mnie korciło by powiedzieć “a co jeśli nie chcę żyć?” by zobaczyć wyraz twojej twarzy... - Zan zaśmiał się cicho. - Spokojnie, nie chcę wtykać nosa w nieswoje sprawy.
- I masz szczęście. Jak mawiają w moich stronach “Im mniej wiesz, tym krócej będą cię przesłuchiwać i torturować”. - Puściła mu oczko. - Więc gdzie ty się wybierasz?
- W moich stronach mawiają “Im mniej w głowie tym lżej na sumieniu” - stwierdził Zan. - Północny wschód. Podróżuję w ekipie powołanej kawałek wstecz w małej przydrożnej karczmie. Ponoć do jakiegoś górnolotnego zadania, ale pozostaję sceptyczny. Idę z resztą bo potrzebuję odskoczni od mojego obecnego zajęcia - powiedział. Spojrzał na czarodziejkę.
- Górnolotnego zadania? - zapytała z nutką ciekawości w głosie.
- Aha... ale obawiam się, że nie mogę ci mówić więcej, bo taki mag iluzjonista zje mnie na śniadanie nie wyciągając ze zbroi... a nie chcę, by staruszek się pochorował... - Zan uśmiechnął się kącikiem ust. - Nooo chyba, ze się do nas dołączysz. Powiedzmy, że to całe zadanie ma związek z zagrożeniem ze strony zielonoskórych. Tyle też, jak sądzę, jeszcze mogę powiedzieć.
- I jedziecie na północny wschód? - zamyśliła się. - Wybieram się w tamtą stronę, więc mogę się przynajmniej na jakiś czas dołączyć. Zawsze to bezpieczniej w grupie zbrojnych.
- Kładziesz miód na me uszy i serce - powiedział Zan i się zaśmiał.
Po tym jak Natasza zostawiła konia w stajni i weszli do tawerny Zan zamówił dwie herbaty. Nie będzie pił alkoholu sam...
- No teraz można spokojnie porozmawiać. I możemy się przy okazji założyć o coś - Zan pogładził się po bródce i zniżył ton głosu. - Idę o zakład, że pierwszy wytnę w łeb temu gościowi ze stolika obok, który gapi się na twój biust. Tego z mojej prawej, a twojej lewej... - uśmiechnął się. - Znakiem startowym będzie stuknięcie kubków z herbatą o nasz stół. Kelnerka już tu idzie... - zakończył, kładąc ręce na blat stołu i patrząc kobiecie w oczy. Chyba pozwolił Nataszy wybrać o co się zakładają jeśli kobieta by zechciała...
- Chcesz się zakładać z czarodziejem? - zaśmiała się. - Niech się gapi, przecież nie mam się czego wstydzić. - Wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, nie przygladałem sie dokładnie, poza tym przez ubrania często pojawiają się przekłamania... - sięgnął ręką i złapał piwosza za frak ,po czym przyciągnął do siebie. - Jeśli dalej będziesz się gapił na jej piersi, to wyrwę ci gały i wsadzą w tyłek tak głęboko, ze będziesz mógł popatrzeć na połknięte przed chwilą piwo... - po czym ścisnął mocniej, by poddusić lekko jegomościa i pchnął go z powrotem na krzesło. Nie zaszczycił go spojrzeniem.
- To nie kwestia podziwiania, a raczej ogłady - Zan uśmiechnął się kącikiem ust. - Kiedyś interesowałem się magią, ale okazało się, że nie mam do tego głowy... jesteś w stanie opisać to uczucie gdy rzucasz zaklęcie?
- Może - odparła, unosząc do góry prawą brew. - Ale mi się nie chce teraz. I jedna sprawa na przyszłość: nie musisz bronić mojego honoru, bo sama potrafię o siebie zadbać i nie jestem twoją kobietą. Rozumiemy się w tej kwestii? - Uśmiechnęła się chłodno.
- Gdybym nie wierzył, że potrafisz sama o siebie zadbać nie pomógłbym ci z kupowaniem konia - powiedział Zan. - Poza tym z tego co pamiętam wspomniałaś podczas kupowania konia, że... - Zan odchrząknął. - “Taki on czysty jak ja święta”. Po prostu nie lubię takich ludzi, jak tamten, a tu mam możliwość dania temu upustu - upił herbaty. - Hm, następnym razem poproszę o miód do tego - mruknął, patrząc na płyn. - I cytrynę o ile będą mieli - podrapał się po brodzie.
- Cokolwiek - odparła, uśmiechając się lekko. - Więc kiedy ruszacie? I kto jeszcze jedzie, wolę być przygotowana. Dowodzi wami ktoś konkretny?
- Mhm - Zan dopił herbatę. - Gościem który nas prowadzi “na spotkanie z przeznaczeniem” jest mag-iluzjonista imieniem Eldor. Może znasz? - spojrzał na kobietę.
- Nie słyszałam, powiedzmy, że zajmujemy się zupełnie innymi dziedzinami. Poza tym magowie z Imperium i my, Kislevici, funkcjonujemy na zupełnie różnych zasadach, jeśli chodzi o magię. I wierz mi, mamy ze sobą niewiele wspólnego. No! Ale nie będę cię zanudzać, zresztą i tak nie chce mi się tego tłumaczyć.
- W ekipie mamy zakapiora, imperialnego zwiadowcę, jakiegoś barda-maga, czarodzieja i szlachcica taszczącego ze sobą pumę... i elfa na dokładkę. No i mnie.
- Zebrała się niezła śmietanka... - odparła, dopijając herbatę.
- Raczej zsiadłe, jeśli nie skisłe, mleko - mruknął Zan, korzystając z chwili przerwy w wypowiedzi czarodziejki.
- Lubię takie wyzwania, więc udam się z wami. Zawsze to nowe doświadczenie, poznać ludzi różnych zawodów i z różnych klas społecznych. Kiedy ruszacie?
- Za niecałą godzinę spotykamy się głównym na placu targowym koło pomnika Ulryka - powiedział Zan. - Sądzę, że Eldor będzie za twoim przyłączeniem się, nawet jeśli tymczasowym, a reszta przyjmie twoja obecność z otwartymi ramionami... a jeśli nie to zaproponuję Eldorowi by delikwenta usunąć, bo jest niespełna rozumu - Zan uśmiechnął się lekko.
- Jak uważasz - odparła Natasza i zamyśliła się nad czymś. Mężczyzna odniósł dziwne wrażenie, iż właśnie zakończyła rozmowę.
Zan westchnął. - No cóż, proponuję zwijać się na miejsce spotkania. Ktoś pewnie i tak się spóźni, ale nie zamiaru być tą osobą - to mówiąc wstał od stołu.
Natasza skinęła mu głową i powoli ruszyła za nim. Wkrótce dotarli pod posąg Ulryka.