Wysłany: Pią 0:44, 13 Sie 2010
Temat postu:
Revalion Autermit
- Jeszcze chwilę… zaraz wstanę… - taka była reakcja Revaliona na pobudkę, którą każdemu zgotowała Vivian.
Bard przewrócił się z boku na bok i… kontynuował spanie.
Obudził się kilka minut później. I to z krzykiem.
- Nie kurwa, nie umiem grać na jebanej lutni!
Przetarł oczy, wstał z łóżka i… poleciał do przodu. Był to jednak czyn zamierzony – bard wykonał serię pompek, a następnie kilka innych ćwiczeń gimnastycznych.
Po jakimś czasie rozbudził się na dobre. Ubrał się i zszedł na dół.
Kiedy Revalion zszedł do sali biesiadnej, pierwsze co zauważył to ilość jedzenia, jaką miał przed sobą Jasper. Przetarł raz jeszcze oczy, jakby nie wierząc w to co widział.
- Dzień dobry... - powiedział, zatrzymując delikatnie idącą obok niego Vivian, po czym wskazał na zwiadowcę. - Czym trzeba sobie zasłużyć na takie wspaniałe śniadanie?
- Dobrymi nowinami - odpowiedziała kobieta, uśmiechając się szeroko i nucąc coś pod nosem.
Zmrużył oczy i zmarszczył czoło ewidentnie nie wiedząc o co chodzi.
- No cóż, niestety żadnych nie mam akurat pod ręką... - odparł wzruszając ramionami. - Czy mogę zatem liczyć na jakiekolwiek śniadanie?
- Przysiądź się do Jaspera, wątpię, by był w stanie to wszystko pomieścić - rzuciła wesoło. - A jakbyś coś jeszcze potrzebował, to wiesz, gdzie mnie znaleźć.
Revalion podszedł do stołu, przy którym ucztował akurat Jasper.
- Czy można...? - spytał niepewnie.
- A co, ja jakiś szlachcic jestem? - Jasper uśmiechnął się, zajadając ciepłą kiełbasę. - Siadaj i częstuj się, czym chata bogata. - zażartował.
Bard odetchnął z wyraźną ulgą i przysiadł się do stołu. Po chwili niepewności postanowił zaatakować najbliższy naleśnik.
- Tak sobie myślałem... - powiedział po następnej chwili i nieco przyciszonym głosem. - Ty jesteś kimś w rodzaju wojaka... a ten typ w czarnym kapturze... rozumiesz... nie dałoby się czegoś z nim zrobić?
- To już zostało załatwione. - zwiadowca zabłysnął zębami. - Nie powinien się już nam naprzykrzać. A jak to zrobi, to zawiśnie na drzewie. Jest poszukiwany listem gończym w trzech prowincjach, więc miej się na baczności. Chociaż nie podejrzewam, aby po naszej wczorajszej rozmowie się jeszcze próbował wychylać.
Oczy Revaliona się rozszerzyły na wieść o gończych listach, lecz równie szybko się uspokoił.
- Dobrze to słyszeć! Nawet bardzo dobrze! Ach, przypomina mi się przez to pewna ballada... szkoda że nie moja... chociaż i bardzo klasyczna. Opowiada o dwóch kochankach walczących o serce tej samej wybranki. W czasie kiedy oni walczyli, kobieta upatrzyła sobie nowego narzeczonego, tamtą dwójkę mając za nic.
Revalion roześmiał się lekko.
- Kochanka powiadasz? - zmarszczył brwi. - Na mnie nie licz. Lepiej bierz się za drugiego naleśnika. - wskazał widelcem na talerz i toczył ze sobą heroiczną walkę, by zachować poważną minę i się nie uśmiechnąć.
- Skoro każesz...
Revalion oparł łokcie na stole, po czym... naleśnik pofrunął do góry i zwinął się w rulon. Tak sam z siebie...
Następnie poleciał wprost do dłoni barda, który go złapał i zaczął jeść z uśmiechem.
- Poczekaj ze sztuczkami, aż będziemy na głównym rynku w Middenheim. Najpierw zainteresują się tobą dzieci, a potem Inkwizycja. - Jasper roześmiał się na głos.
Revalion przestał się uśmiechać, ale tylko na chwilę.
- Jak mogą się mną zainteresować... - tutaj przerwał i zaczął wyśpiewywać nieznane zwiadowcy słowa, jednocześnie gestykulując lekko rękoma.
Efekt był... niezwykły. W miejscu barda pojawił się starzec w podartych łachmanach. Po kilku sekundach jednak Revalion wrócił do swojej postaci.
- ... jeśli nie będą wiedzieć kim jestem?
- To cię zamkną za żebractwo! - zwiadowca mało nie spadł z ławy, śmiejąc się przy tym do łez.
Mina Revaliona wyraźnie zrzedła. Nie taki miał być efekt... zdecydowanie nie taki.
- No, jak mnie zamkną to nie wykonamy zadania Mistrza Eldora. - bard szturchnął łokciem siedzącego obok czarodzieja. - I cały świat pogrąży się w mroku.
- Moja w tym głowa, żeby cię nie zamknęli. - Forks otarł łzę z oka. - A druga rzecz, że jak powiesimy naszego zakapturzonego "przyjaciela" na jakimś drzewie, to też nie wykonamy zadania i świat pogrąży się w mroku, prawda?
- Spekulacje, spekulacje. - odparł bard z pełnymi ustami, po czym zwrócił się do Eldora. - Żadna z tych rzeczy się nie wydarzy... prawda?
- A skąd ja to mogę wiedzieć, młodzieńcze? - Eldor wzruszył ramionami i parsknął śmiechem.
Revalion, nieco zbity z tropu, nieco spochmurniał i zabrał się za trzeciego naleśnika, po którym planował wrócić do pokoju.
- No... przecież... - wymamrotał. - Jesteś wielkim magiem, tak? Śniącym... czy jakoś tak?
- Tak? Ja tak mówiłem? - mag zamyślił się. - Więc pewnie coś w tym jest...
- Coś ci się chyba poprzestawiało, Rev, pewnie od tych sztuczek. - dorzucił Jasper, podłapując żart czarodzieja.
Bard zmarszczył brwi i zrobił skrzywioną minę w udawanym gniewie.
- O nie nie, panowie. - wykonał gest dłonią, w wyniku czego kilka przedmiotów leżących przed nim, na stole, zmieniło swoje położenie. - Dopiero teraz "coś" mi się poprzestawiało.
- Dobrze, że nie zabrałeś mi naleśnika z ręki, bo bym się wkurzył! - Forks roześmiał się. Coraz bardziej lubił towarzystwo dziwnego barda i kątem oka zauważył, że nawet Vivian zaczęła się im przygladać. Zapewne zaintrygowało kobietę, z czego się tak co chwilę śmieją. - Zachowuj się, kobieta patrzy... - szepnął do niego i puścił mu oko.
- Dobrze, już dobrze... idę się spakować. - Revalion mrugnął do zwiadowcy wstając od stołu, a także do Vivian kiedy szedł na piętro.
- A wy co tacy weseli? - zaczepiła go.
- To oni są weseli, ja tu jestem ofiarą. - wskazał na czarodzieja i zwiadowcę siedzących przy stole. Mimo swoich słów, uśmiechał się szeroko do Vivian.
- Ofiarą, powiadasz? - zapytała, świetnie udając zmartwienie i pogłaskała go po ramieniu. - Mam im zabrać jedzenie i wyjąć patelnię? Solidna halflińska robota, niejeden goblin stracił od niej życie!
- Och tak, tak zrób! - powiedział Revalion robiąc minę zbolałego psa. - Ale tego blondyna zdziel dwa razy, tak dla pewności!
Vivian parsknęła śmiechem.
- Myślę, że nawet dwa razy by nic nie dały!
Bard również się roześmiał.
- W takim razie może potrzeba większej patelni?
- Możemy takiej poszukać w Middenheim. - Puściła mu oczko. - Albo kogoś, kto ma więcej siły w ramionach, wtedy nawet jeden raz wystarczy. Ej, Jasper! Nie dokuczaj bardowi, chyba że chciałbyś dostać patelnią od kapitana Linderotha?
- A to skarżypyta. - wypalił Forks. - A co do kapitana, to prędzej napiję się z nim wódki, niż dostanę patelnią. - wyszczerzył się zerkając to na Revaliona, to na Vivian.
- Pokażcie mi wodę, a przemienię ją w wódkę! - rzucił bard, po czym (wciąż się śmiejąc) poszedł do swojego pokoju.
- Cudotwórca? - zastanowił się Jasper. - Będzie cennym kompanem...
Jak powiedział, tak zrobił – Revalion poszedł do swojego pokoju się spakować. Właściwie to tylko zabrać swoje rzeczy, bowiem nie rozgaszczał się tu zbytnio.
Po kilku minutach był znów na dole – gotów do dalszej drogi.