Autor / Wiadomość

[DnD] Pewnego razu w Eveningstar...

Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 13:19, 02 Paź 2009     Temat postu: [DnD] Pewnego razu w Eveningstar...


4 Młot 1372 RD Roku Dzikiej Magii, Eveningstar

Eveningstar nigdy wielką metropolią nie było. Miasta stojącego na rozdrożu, któremu wiele zawdzięczały stojące nieopodal gospodarstwa i rzemieślnicy korzystający z kies przybywających tu w różnych celach poszukiwaczy przygód, nie można było nawet równać z Marsember, nie mówiąc już o stolicy Cormyru, Suzail. Tutaj życie toczyło się leniwie, a wśród kilkudziesięciu zbitych w niemal jedną całość domostw więcej można było znaleźć gospód niż choćby świątyń Kelemvora czy Lathandera. W okolicy, prócz osławionych Nawiedzonych Sal, do których zapuszczali się liczni śmiałkowie, można było natrafić na skrzydlate koty, tutaj zwane tressymami, które robiły nieliche wrażenie na przyjezdnych. Generalnie niewiele jednak się działo, a mieszkańcy pochłonięci własnymi sprawami albo pracowali, albo przesiadywali w gospodach.



Nie inaczej było pewnego zimowego przedpołudnia w karczmie „Jabłecznik”, której nie sposób było ominąć wjeżdżając do miasteczka. Na ciągnącym się przez całą długość budynku szyldzie wymalowano profil pierwszej założycielki lokalu, Katelli Jabłecznej, a smakowite zapachy i muzyka dochodzące ze środka sprawiały, że nie dało się przejść obojętnie. Zwłaszcza że od kilku dni szalała zadymka śnieżna - cała kraina pokryła się białym puchem, a mróz malował swe dziwaczne obrazy na szybach każdego budynku. Tutaj właśnie rezydował od pewnego czasu wysoki półdrow, który przyjechał do Eveningstar w interesach. Karczma przypadła mu do gustu ze względu na smaczne jedzenie, wyborne piwo i panującą tu wesołą atmosferę, gdyż samym wyglądem nie różniła się zbytnio od innych tego typu przybytków.



Parter zajmowała wypełniona niemal do połowy sala jadalna z kilkunastoma stolikami, na piętrze znajdowały się zapewne pokoje do wynajęcia. Kontuar mieścił się przy ścianie naprzeciw wejścia, w rogu znajdowała się pusta obecnie scena dla śpiewaków a obok niej spory kominek, w którym radośnie tańczyły grube jęzory ognia. Ławy ustawione były po bokach, tak że pomiędzy drzwiami wejściowymi a barem nie stała żadna przeszkoda mogąca utrudnić klientom dotarcie po swój złocisty napój. Dokładnie w połowie tej odległości z sufitu zwisał solidny żyrandol, który wraz ze świecznikami wiszącymi na filarach i kominkiem pod przeciwległą do schodów ścianą, stanowił wieczorne oświetlenie gospody. Ściany ozdobione były myśliwskimi trofeami, malunkami przedstawiającymi niziołkowych bohaterów oraz sławnych kucharzy, a nad barem zwieszało się pęto grubej kiełbasy.

Kellen od pewnego czasu obserwował wnikliwie ludzi zebranych w karczmie, zwracając uwagę przede wszystkim na pewnego jegomościa kilka stolików dalej, grającego z miejscowymi w kości na pieniądze. Tubylcy zaczynali się już irytować, bo diablę, gdyż taką rasę zdradzały jego rysy, wygrywało niemal każdą partię, zgarniając wszystkie precjoza ze stolika. Miał aż takie szczęście? Nie, prawda była zupełnie inna – on po prostu ich kantował, a robił to tak wprawnie, że gdyby zaklinacz nie przyglądał mu się od pewnego czasu, z pewnością nie dostrzegłby nic podejrzanego.

Rozmyślania przerwał mu gospodarz, czarnowłosy, przyprószony siwizną niziołek, na którego wołano tutaj Jasper. Wyszedł przed bar i krzyknął do zebranych.
- Dla wiadomości wszystkich nowoprzybyłych, chciałem powiedzieć, że mamy najlepsze jedzenie na trakcie stąd do samej stolicy. Szeroki wybór w jadłospisie składający się z ciast, serów, doskonałego rosołu i pomidorowej, no i oczywiście nie można zapomnieć o 37 rodzajach kiełbas! To wszystko tylko u nas! Jeżeli jesteście spragnieni, zawsze można wychylić szklaneczkę jabłecznika, a ten, kto wypije 20 kolejek zostanie uhonorowany wpisem na Tablicę Chwały! – Niziołek wskazał na wiszącą na ścianie czarną tablicę, na której znajdowało się zaledwie kilka nazwisk. To mówiło samo za siebie, jakim napojem jest tutejszy jabłecznik. – Możecie też zagrać w rzutki albo inne tradycyjne gry, a po więcej informacji zapraszam do mnie. Częstujcie się więc i czujcie jak u siebie w domu!

Gdy Jasper Jabłeczny zniknął za kontuarem, Kellen zerknął z ciekawości na diablę, które wygrywało następną kolejkę. Zaklinacz zastanawiał się, ile jeszcze uda mu się zgarnąć, nim miejscowi zrozumieją, że tamten ich oszukuje. Łyknął lokalnego, wybornego piwa i zawiesił wzrok na schodzącej po schodach kobiecie dopinającej szeroki, skórzany pas. Była smukła i jak zwykle niezmiernie zmysłowa.

- Hej, Kaya! – zaklinacz odezwał się w końcu zwracając na siebie uwagę kilku tubylców, a także samej kobiety. – Chodź tu do mnie, porozmawiamy. Mam do ciebie sprawę! – Kellen uśmiechnął się krzywo.


[Pierwszy post poszedł, najpierw wchodzi Kaya. Eren (Sciass) zostanie wprowadzony przy kolejnym upku, a pozostali Gracze gdy tylko podeślą mi karty, ew. będą mogli sami się wprowadzić do "Jabłecznika" jeśli wyrażą chęć. Sesję uważam za rozpoczętą i życzę dobrej zabawy wszystkim uczestnikom Very Happy]
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:29, 02 Paź 2009     Temat postu:



Kaya

Widząc go, czarnowłosa odwróciła się na pięcie i zaczęła wchodzić z powrotem na górę. O ile on wydawał się być zadowolony z tego spotkania, o tyle ona już mniej i zdążyła prawie zniknąć na górze schodów, gdy silne ramię zaklinacza ją zatrzymało.
- O, Kellen… - mruknęła, robiąc głupią minę. – Nie zauważyłam cię. Co tu robisz?
- Może czekam na ciebie? A może spotykam się z jakimiś podejrzanymi typami. Znasz mnie przecież. – spojrzał jej w oczy uśmiechając się zadziornie. – A prawda jest taka, że miałbym robotę dla kogoś z twoimi umiejętnościami. Chciałabyś poznać więcej szczegółów? Nie pożałujesz.

Kobieta westchnęła, już żałowała, że go tutaj spotkała. Zawsze pakował ją w najgorsze gówno i zwykle musiała go na koniec wystawiać, by móc ocalić własną skórę. Zapewne gdyby nie to, że znali się od wczesnej młodości, już dawno by się pozabijali.
- Jakoś nie jestem… - zaczęła, gdy podszedł do niej rosły wojownik i zabrał jej pas z ręki.
- Kochanie, nie mocuj się z tym, bo to mój pas.
Kellen przekrzywił nieco głowę i z głupim wyrazem wypisanym na twarzy spojrzał na wielkiego mężczyznę. Wskazał na niego palcem i popatrzył jej z wyrzutem w oczy.
- Sypiasz z tym dmuchanym klocem? A nie ze mną? No jak możesz. – pokręcił głową.
- Teee, szpiczastouchy?! Zamknij gębę bo zaraz ci wszystkie zęby powybijam… - rzucił wojownik.
-Taa, a ja tobie zrobię papkę z mózgu… O ile jakiś tam masz. – mruknął zaklinacz.
Nim się obejrzał wielki wojownik zamachnął się, jednak Kellen był szybszy. Odsunął się, a impet wyprowadzonego ciosu sprawił że mężczyzna nie utrzymał równowagi i stoczył się ze schodów niczym wielka beczka. Z dołu doszło do ich uszu jedynie stłumione „Auuć…”
- To na czym stanęliśmy, piękna?

- Czy ty zawsze musisz się wtrącać? – syknęła gniewnie.
- A co, dobrze się z nim w nocy bawiłaś?
- Ech, jak to mawiała moja babka.. Wielkie drzwi mają zwykle małą klamkę – odpowiedziała cicho i westchnęła zrezygnowanym tonem.
- Dlatego powinnaś się trzymać z takimi jak ja… Niepozornymi, szczupłymi, ale za to z dużą klamką. – uśmiechnął się, zarzucił jej rękę na szyi i niemal ściągnął ją ze schodów.
- I głupimi! – dorzuciła. – Gadaj, co dla mnie masz i nie psuj mi fryzury.
- Fryzury? – zasępił się. – Przecież jak wyjdziesz na dwór to ci od tego mrozu wszystkie kłaki wylecą. – roześmiał się gromko.
- I to jest powód, dla którego się tu zatrzymałam i NIE mam zamiaru NIGDZIE iść. Dotarło, przystojniaczku?
- A co byś powiedziała na cztery tysiące sztuk złota do podziału? – wypalił z grubej rury. – Plus to co znajdziemy po drodze. Teraz masz ochotę się stąd ruszyć? Można naprawdę nieźle zarobić. – Kellen wziął łyk piwa.

Kaya wyjęła kufel z jego dłoni, napiła się i pomyślała przez chwilę.
- Dobra, zaciekawiłeś mnie, przyznaję. Zafundujesz mi ciepłe futerko na tę pogodę i mogę iść z tobą nawet na sianko do stodoły – stwierdziła poważnie. Wyglądało to jak ich typowa pogawędka i taka właśnie była.
- Jak wrócimy z tej wyprawy, to będziemy się kochać nie na sianku, a na pieniądzach. Z tego co wiem, zawsze chciałaś mieć fortunę. Być KIMŚ! – zaakcentował ostatnie słowo. – Kupię ci to futerko, przyda nam się na mroźne, zimowe noce. – zobaczyła dziwny błysk w jego oku. – Ostatnim razem obiecywałeś mi sypialnię wyłożoną jedwabiem…
- A ty mnie wystawiłaś… - dodał cierpko.
- Więc jesteśmy kwita? – zapytała słodko.
Kellen skrzywił się. Po jej specyfiku przez dwa dni nie mógł się dobudzić i przez kilka tygodni śniły mu się kształtne piersi Kayi oraz pierścień, który mu wtedy ukradła. Westchnął ciężko.
- Chwilowo jesteśmy, ale jak jeszcze raz spróbujesz mnie otumanić jakimiś swoimi specyfikami, to zamienię cię w żabę i zrobię z ciebie mojego Chowańca. Wiesz, że mam taką moc. – uśmiechnął się zadziornie.
- Właściwie to wiem o innych twoich MOCACH, ale niech ci będzie. – puściła do niego oczko i klepnęła go w tyłek. – Ubiorę się do końca i możemy iść, ale obiad na twój koszt.
- Spokojnie, potrzebuję jeszcze kilku ludzi do tej roboty, bo to nie będzie taka kaszka z mleczkiem jak ostatnio. – rzucił marszcząc brwi.
- I myślisz, że znajdziesz ich w tej norze?
- Jeśli nie wszystkich, to przynajmniej kogoś, kto z nami wyruszy. Na przykład przy stoliku, gdzie kilku typów gra namiętnie w kości, widzę kogoś, kto by się nadawał.
Kaya obejrzała się za siebie i przyjrzała się mężczyznom.
- Mówisz o tym diablęciu? Widzę każdy jego fałszywy ruch. Albo jest cienkim kanciarzem, albo oni są zbyt tępi żeby widzieć, że ich oszukuje.
- Nie, Skarbie, myślę że on sobie z nich po prostu drwi. Przydałby nam się taki ktoś. – powiedział spokojnie zaklinacz.

Ciemnowłosa skinęła głową, przez chwilę obserwując grających. W końcu ich kolejka się skończyła i mężczyźni rozeszli się, a diablę zajęło stolik obok pary. Kiedy kanciarz spojrzał się w jej stronę, zobaczył ładną półelfkę o czarnych włosach i ciemnych oczach. Miała na sobie jakąś jasną płócienną koszulę i brązowe spodnie, których nogawki wpuściła w wysokie buty. Zdawała się być miłą osobą, ale jej spojrzenie kryło nutkę chłodu i dystansu. Łapiąc spojrzenie diablęcia uśmiechnęła się do niego i puściła mu oczko.
Zobacz profil autora
Sciass




Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 21:59, 02 Paź 2009     Temat postu:



Eren

Przy stole siedziało diabelstwo. Niemal książkowe. Płonąco rude włosy, małe różki na czole, z tyłu zwisający ogon zakończony "strzałką". Zręcznym ruchem zebrał kości. Co uważniejsi mogli zobaczyć brak palca serdecznego lewej dłoni u diablęcia. Jego uszy były spiczaste ale nie tak jak elfie, oczy zaś.... oczy lśniły niczym jadowite złoto.

Eren kantował. Robił to coraz wyraźniej, toporniej i bezczelniej. Bez skutku. Jasno prowadził do prowokacji. Kmiotki jednak do końca nic nie zauważyły.
No nic, przynajmniej kiesę napełniłem. – Z zadowoleniem poklepał pękaty woreczek. Nie ruszało go w żaden sposób to że oszukiwał, kantował a nawet kradł. Był to dla niego chleb powszedni i sposób na przeżycie. Jego sposób bycia.

Eren przesiadł się bliżej rozmawiającej pary. Przyglądali mu się w czasie gry. Był ciekaw czy cos sobie wobec niego zamiarują. Może też chcieli zagrać partyjkę…. A może przejrzeli jego głupie zagrywki? Nieważne… Eren był po prostu ciekaw.

Kufel który zamówił po grze w końcu stanął przed nim. Nie zwrócił nawet na to uwagi. Dziewczyna wyraźnie go zaczepiała.

- Życzysz sobie czegoś, pani? – Mówił grzecznie. W kontraście do swoich słów błysnął przyostrymi zębami w złośliwym uśmieszku.

- Och, niczego sobie nie życzę i nie potrzebuję - odparła, uśmiechając się uroczo. - Po prostu podziwialiśmy z towarzyszem twoje zręczne dłonie i palce. Powiedz, naprawdę sądzisz, że pozwolą ci stąd wyjść z ich pieniędzmi? - zapytała, pochylając się do przodu.

- Nikt mnie na razie nie zatrzymuje. - Spokojnie odpowiedział. Wzrok przeskoczył po owym "pochyle"

- Na razie. - wtrącił półdrow. - Moim zdaniem to tylko kwestia czasu, aż te półgłówki zorientują się że ich po prostu okradłeś. - zaklinacz nie przebierał w słowach. - Co wtedy zrobisz? Pewnie uciekniesz? Znałem podobnych tobie... zawsze jak się okazywało, że robi się gorąco to brali nogi za pas... byle dalej od kłopotów. - uśmiechnął się krzywo.

- Przenajświętsza racja, drogi panie - Wskazał półdrowa strzałką ogona Eren niczym palcem wskazującym. - Żyję z tego. Z Kradzieży. Z kantowania. To jedyne co potrafię robić. I lubię robić. - Eren postawił sprawę jasno.

- Więc może chciałbyś zarobić dużo więcej? - zapytał zaklinacz patrząc mu prosto w oczy. - W grę wchodzą naprawdę duże pieniądze. Mógłbyś się ustawić na kilka lat.

Eren zarechotał. Wykonał młynek dłonią.
- Nie interesuje mnie "ustawianie się". Lubię się zabawić. Myślisz, panie, dlaczego grałem z tymi pachołkami w ten a nie inny sposób? Dlaczego nie obrabowałem ich w taki sposób że jeden oskarżałby drugiego o kradzież?

- Podobasz mi się, mamy podobne podejście do życia - wtrąciła Kaya. Jej towarzysz jedynie uniósł lekko jedną brew i spojrzał na nią z ukosa, jakby sam coś wiedział na ten temat... - Jestem Kaya, a to Kellen.

- Miło mi pa... Kayo. Nazywam się Eryniusz von Klassendrofenhoffenpuffen - Wymyślił na poczekaniu najgłupszy możliwy tytuł Eren. - Dla przyjaciół - Eren. - Ponownie się wyszczerzył.

- Taaa... Jakże mi miło... - mruknęła kobieta i zerknęła ponad ramieniem diablęcia. - Byłeś umówiony? Ktoś do ciebie - stwierdziła, uśmiechając się złośliwie.
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 19:23, 03 Paź 2009     Temat postu:


Eren nie zdążył nawet nic odpowiedzieć, gdy poczuł jak na jego ramieniu zaciska się jakaś wielka łapa i podrywa go do góry. Odwracając się, zobaczył ze trzy razy większego od siebie mężczyznę, z którym jeszcze kilka minut temu siedział parę stolików dalej i grał w kości. Nie wyglądał na zadowolonego – z ust ciekła mu ślina i gniewnie marszczył brwi.

- Te, piękniś, mój brat powiedział mi właśnie, że widział jak podmieniasz kości w czasie gry! – warknął szarpiąc diablęcie. – Oddawaj mi moje pieniądze, oszuście, bo jak nie, to pożałujesz!
- Tamten to twój brat? – zapytała Kaya, wskazując palcem drugiego mięśniaka. Gdy mężczyzna skinął głową. prychnęła. – Był zbyt zajęty mną, by cokolwiek widzieć, ale jak chcesz, to możemy to z nim wyjaśnić, kochanie… - mruknęła. – Właściwie to jesteś od niego bardziej interesujący, wiesz? Pewnie niejedna ci to mówi…
Położyła dłoń na bicepsie wojownika i zamruczała niczym kotka. Kellen zaśmiał się cicho pod nosem, znał już tę gadkę.
Oszukany mężczyzna przez chwilę uśmiechał się szeroko do Kayi, jakby zastanawiając się, czy nie pójść z nią na górę, w końcu jednak przeniósł dłoń z ramienia na szyję Erena. Zaklinacz i łotrzyca widzieli jak diablę próbuje się wyrwać.
- Oddawaj moje pieniądze, gnido, bo powieszę cię za jaja!
- Hola, może trochę spokojniej, mości panie! – Kellen poderwał się na równe nogi. – Puść go, możemy to inaczej załatwić. Wszystko rozejdzie się po kościach.
Mężczyzna spojrzał na półdrowa i zarechotał szyderczo.
- Nie wtrącaj się, odmieńcu! Najpierw odbiorę pieniądze, a potem spuszczę wam wpierdol! Będziesz miał nauczkę, żeby się nie wpieprzać w nie swoje sprawy! Arne, Farros, bierzcie odmieńca!
Dwóch barczystych, łysych mężczyzn ruszyło w kierunku zaklinacza, a w karczmie zawrzało. Kellen wypowiedział pod nosem kilka słów i w jego dłoni pojawił się ognisty przyzwaniec.



Przeciwnicy stanęli jak wryci, a wielkolud puścił diablę widząc, co przywołał zaklinacz.
- Nie radzę, albo to będzie ostatnia rzecz, jaką zrobicie. – mruknął najspokojniej w świecie półdrow. – Zostaw diablę w spokoju i wynoś się z karczmy razem ze swoimi kompanami.
Mężczyźni przez chwilę patrzyli po sobie, po czym wycofali się powoli i zniknęli za drzwiami gospody. Zaintrygowani sytuacją goście wrócili do swoich spraw, tak jak i Kellen, który znów siedział przy stoliku i dopijał piwo. W końcu spojrzał na nieco zmieszanego Erena.
- Więc jak, jesteś zainteresowany moją propozycją? Bo coś mi się zdaje, że jak tu zostaniesz, to długo nie pożyjesz. – uśmiechnął się krzywo.
- A ty jak zawsze się musisz popisywać, nie? – rzuciła kąśliwie Kaya, chowając coś z tyłu za pas spodni.
- No wiesz, taka moja profesja. – puścił jej oczko. Po chwili spojrzał na Erena. – Namyśliłeś się? Nie mamy całego dnia.
Zobacz profil autora
Sciass




Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 21:01, 03 Paź 2009     Temat postu:



Eren

Wszystko stało się błyskawicznie. Ledwie olbrzym położył rękę, zamienił kilka słów z uwodzicielską rozmówczynią Erena ten ostatni już wisiał w powietrzu trzymany przez gigantycznego prostaka
Na szczęście uratowała bo szybka interwencja elfa. Eren nie mógł się nacieszyć odzyskanym powietrzem.
- Chrzenkuje zszha pszhomochsz (Dziękuje za pomoc) - Masując gardło wycharczał.
- Tcherasz to jusz mam dług wdzięcznoszczy wobec wasz.
- Stoi. - Dokończył ostatnim tchem.

- To co, nawet nie chcesz się dowiedzieć o co chodzi tylko wchodzisz w ciemno? - zapytał zaklinacz. - Znam kilku przedstawicieli twojej rasy i wiem, że jesteście krnąbrni i idziecie na żywioł, ale nie sądziłem że aż do tego stopnia.
- Też już poznałam kilku ... innego pochodzenia - Kaya się zamyśliła. - Ale chyba poznałam ich z nieco innej strony niż ty, Kellen.
- Klamki? - zgadywał półdrow i oboje się roześmiali.

- Nawet nie wiem co proponujesz - Uśmiechnęło się słabo diabelstwo. Eren czuł się już lepiej. - I w zasadzie nie musisz mi mówić za dużo jeśli nie muszę czegoś wiedzieć już. Wystarczy że będzie dla mnie robota. Reszta może pozostać słodką tajemnicą. - Spojrzał bezpośrednio na elfa i parsknął - Klamki? Z tego co wiem diabelstwa aż tak się nie różnią od innych humanoidów aby posiadać wyposażenie świątynnych drzwi.

Kaya parsknęła śmiechem i zatoczyła się kilka kroków do tyłu. Kellen heroicznie walczył aby zachować powagę, ale w końcu też wybuchnął radosnym rechotem. Chwilę trwało, nim się oboje opanowali, a półdrow spojrzał na diablę marszcząc brwi.

- Jeśli masz jakieś pytania, to pytaj. Nie lubię werbować ludzi, którzy mają gdzieś co robią i gdzie idą.

- Skoro muszę.... - Uśmiechnął się drapieżnie - Krótko i treściwie. Gdzie idziemy? Z kim idziemy? Co stamtąd zabieramy? I na co Ci ja do tego? Ciekaw jestem czego ode mnie oczekujesz. - Zarechotał.

- Najpierw siadaj przy naszym stoliku. - odsunął puste krzesło, by Eren się rozgościł. - Ściany mają uszy, a ja nie jestem zbyt wylewny w takich miejscach jak to. - gdy diablę zajęło miejsce, Kaya również nasdstawiła uszu. Kellen wyjął z plecaka mapę Cormyru i pokazując coś kontynuował. - Wyruszamy najszybciej jak się da, a naszym celem jest Czarci Jar, leżący między Gzrmiącymi Wierchami a Czaszkową Granią. Szukamy ruin starej twierdzy, a stamtąd mamy wynieść duży medalion pokryty starożytnymi runami, zwany Smoczym Okiem. O ile nadal tam jest. Po robocie dostaniemy cztery tysiące sztuk złota do podziału. Jakieś pytania? - zaklinacz spojrzał po twarzach Kayi i Erena.

Eren przejechał palcem po całej trójce trójce - Tylko my?

- Postaram się jeszcze kogoś zwerbować, ale jeśli nie będzie kompetentnych ludzi, to zajmiemy się tym we trójkę. Z Kayą robiliśmy różne takie wypady już wcześniej, więc może ci powiedzieć, że znamy się na rzeczy. A dlaczego ty? Powiedzmy, że twoje umiejętności mogą nam się bardzo przydać jak już dotrzemy do starej twierdzy. Umiesz otwierać zamki? - spytał prosto z mostu.

- Tego wymaga moja... profesja - odpowiedział Eren wyjątkowo bez uśmiechu. Spoważniał. - Proponuję w takim razie ustalić coś konkretnego. Gdzie zamierzasz szukać kolejnego kompana? Jak tak patrzę to myślę sobie że do grupy jakaś kupa mięśni by się przydała....

- Jeśli tutaj nikt się nie trafi do jutra, to poszukamy po drodze... Myślę, że będzie kilka okazji, wszak miniemy parę mieścin nim dotrzemy na miejsce. Pełno wojów łasych na pieniądz w okolicy, więc na pewno kogoś się znajdzie. - uśmiechnął się zaklinacz.
- Skoro będziemy mieć kogoś do myślenia, to przyda się jeszcze ktoś bez mózgu do machania mieczem - przytaknęła Kaya, dyskretnie i znacząco zerkając z ukosa na miecz, który Kellen miał przy sobie. Posłała przy tym zadziorny uśmiech diablęciu.

Eren głośno się zaśmiał. - Ja nie myślę. I nie walczę. Ja kradnę i oszukuję. Ubić to ja mogę komara jak mnie w gryzie w szyje. Stanowię trzeci, unikatowy element tej grupy - Otarł łezkę powstałą ze śmiechu.
- A pan drow? Walczy czy myśli?

- PÓŁdrow, panie Eren... I proszę o tym nie zapominać. Walczę i rzucam zaklęcia. - Kellen uśmiechnął się złowieszczo. - I chronię moją przyjaciółkę... Miałem powiedzieć, że jej cnotę, ale pewnie straciła ją jakieś pół wieku temu... - zaklinacz zamilkł pod wpływem potężnego ciosu łokciem pod żebra.
- Zamknij się, głupku! - wycedziła Kaya.

- To tak samo jak mnie zwać diabłem. Ja mam tylko takie korzenie, biesie jakieś. Ludziom nie przeszkadza wołać za mną od wszystkiego co diabelskie. - Eren sięgnął po kufel i patrząc znad niego rzucił do Kayi. - Wybaczy pani ale ciągłe wykorzystywanie swojej figury i zalotnych spojrzeń, czy to na mnie, czy na tamtym zminiaturyzowanym gigancie nie przysporzy pani reputacji osoby cnotliwej... - Ostatnie słowa rozeszły się w wypijanym przez Erena piwo.

Kobieta pożyczyła kufel, który już praktycznie opróżnił Kellen i zdzieliła diabelstwo prosto w jego durny czerep.
- A masz, debilu! Może to cię nauczy szacunku do płci piękniejszej od twojej! - burknęła Kaya, zabierając swe ponętne kształty od stolika zajmowanego przez dwóch głupich samców.
- Kobiety... - Kellen pokiwał głową odprowadzając Kayę zrezygnowanym wzrokiem. Chwilę potem podał dłoń trzymającemu się za głowę Erenowi. - Wszystko gra? Mocno dostałeś? Zasada numer jeden: tylko ja mogę jej docinać w towarzystwie, więc więcej nie próbuj, bo będziesz miał więcej guzów na łbie, niż pieniędzy w kieszeni. - zaklinacz uśmiechnął się cierpko.

- Nawet ty mi nie podskakuj, dupku! - rzuciła Kaya. - Słyszałam to!

- Dostać 2 razy z rzędu... na razie wasze towarzystwo przynosi mi pecha.... Jałlłłłłłłłćććć....
- Ja tylko stwierdziłem fakt! - Eren zakrzyknął na tyle głośno aby Kaya usłyszała.

- Przyzwyczajaj się - powiedział Kellen, uśmiechając się jak szaleniec.

- To nie stwierdzaj, idioto, bo twoje fakty mnie gówno interesują! - warknęła Kaya, znikając na schodach. Coś jeszcze mówiła, że mężczyźni już tego nie usłyszeli. Jednak sądząc po jej dobrym humorze, były to tylko same wyzwiska.

- Nie jest najgorzej... - Stęknął - Jestem jeszcze w całości - Pokiwał brakującym palcem w stronę Półdrowa. - To mam, a właściwie nie mam, po ostatniej kobiecie z którą się związałem...

- Kaya by ci urwała coś innego. - jęknął Kellen robiąc zbolałą minę. - Ale tak poza tym jest bardzo sympatyczna i miła. Jak pobędziesz z nami, to szybko wyczujesz, na co sobie możesz pozwolić w jej obecności.

- Aye. - zaklinacz skinął głową. - Wyruszamy jutro z rana, więc proponowałbym nie ruszać się z karczmy. Poza tym tamci trzej mogą jeszcze próbować się odegrać, więc bądź ostrożny... W razie czego jestem na górze pod ósemką. Ale chyba potrafisz zadbać sam o siebie, nie?

- Zawsze o siebie dbam. - Ofuknął się Eren. - W takim razie... branoc. Ziewnął i zaczął oddalać się do swojej kwatery.

Na odchodne rzucił jeszcze- A zbiórka o której!?

- Na śniadaniu. - powiedział półdrow. - Masz jakiegoś rumaka? Czy trzeba ci sprawić?

- Mam, mam. Zobaczysz rano. Dobranoc.

- Do zobaczenia, wypocznij bo na pewno ci się to przyda. - mruknął Kellen zarzucając swój czarny płaszcz z futerkiem. Miał zamiar przejść się po uliczkach i pomyśleć nad całym planem.
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:03, 04 Paź 2009     Temat postu:


Przez resztę dnia nie działo się już nic ciekawego, więc trójka towarzyszy położyła się do łóżka dość wcześnie, a szalejąca do późnych godzin wieczornych zadymka sprawiała, że aż nie chciało się opuszczać ciepłego, schludnego posłania.

Kolejny dzień przywitał ich miłymi zapachami dobiegającymi z kuchni. Smażono jajecznicę na bekonie, której solidną porcję przyniósł do ich stolika właściciel karczmy. Do jajecznicy doszedł świeżutki, grubo krojony chleb oraz gorąca herbata z cytryną i miodem.

Pogoda za oknem była ponura, choć wydawać by się mogło, że nieco lepsza niż wczoraj. Ciężkie ołowiane chmury wisiały nisko nad okolicą i zwiastowały kolejne opady śniegu. Na szczęście wiatr nie był silny, co mogło świadczyć o tym, że na zewnątrz nie będzie tak zimno jak minionego wieczoru. W sali jadalnej było raczej pusto, w kominku pełgał leniwie niewielki ogień ogrzewający pomieszczenie. Niektórzy z gości jeszcze spali, inni szykowali się do podróży i zajęci byli oporządzaniem koni. Nie zwracając jednak na to zbytniej uwagi trójka kompanów zabrała się za smakowicie wyglądający posiłek.

Po śniadaniu spakowali się i wyszli na mroźne, zimowe powietrze, które nieprzyjemnie wgryzało się pod grube ubrania powodując niemiłe uczucie chłodu. Eren wyprowadził ze stajni swego rumaka i wreszcie Kellen mógł go zobaczyć – koń bardziej podobny był do krowy (równie łaciaty i równie brzydki), na co zaklinacz roześmiał się gromko.
- I czego rechoczesz? – mruknął zdegustowany łotrzyk.
- Myślałem, że to koń, a nie krowa. – półdrow wciąż trząsł się jak galareta.
- Nieważne, jak wygląda, ważne że szybki i wytrzymały. – stwierdził Eren dosiadając wierzchowca.
- No dobra, Eren, to zabieraj z drogi tę swoją Mućkę, zrobić miejsce dla mojej klaczy! – dobiegło ich od strony stajni.
Jakby dla kontrastu, Kaya wyjechała na pięknym, białym południowcu. Zaklinacz od razu stwierdził, że wierzchowiec tej krwi musiał być wart co najmniej pięć razy więcej niż zwykły rumak.
- Komu go zapieprzyłaś? – uśmiechnął się krzywo karmiąc zwierzę cukrem. – W życiu by cię nie było stać na takie cudo, więc daruj sobie gadki o tym, że go kupiłaś.

Kaya skrzywiła się lekko, ale po chwili uśmiechnęła szeroko.
- Postanowiłam odwiedzić stare kąty i pewien koleś mnie nieco zdenerwował, więc podprowadziłam mu konia. – widząc, jak Kellen unosi jedną brew i rzuca jej pytające spojrzenie, kobieta kontynuowała. – Artemis jakiśtam. En..t..er? No jakoś tak mu było. – wzruszyła ramionami.
- Artemis Entreri?! Ten zabójca?! Tobie to chyba kompletnie na mózg padło, kobieto! – stwierdził zaklinacz, łapiąc się za głowę.
- Przecież mnie znasz – mruknęła w odpowiedzi czarnowłosa i pogładziła swego wierzchowca między uszami. Nie wdając się w szczegóły, jak koń zmienił właściciela, postanowiła ruszyć, nie czekając na towarzysza.

Kellen wyprowadził swego czarnego rumaka fryzyjskiej krwi i najpierw poprawił wiszące na nim dwie sakwy, a potem go dosiadł. Zarzucił na głowę kaptur obszyty niedźwiedzim futrem i rzucił do Erena.
- Pora zacząć zarabiać. – uśmiechnął się krzywo i ściągnął lejce. – I łapy precz od Drakona! – rzucił w kierunku Kayi
- Spokojnie, mam gust co do koni! – odpowiedziała mu.

***

Wyruszyli, szybko opuszczając miasto i kierując się w stronę Grzmiących Wierchów, tak przynajmniej twierdził Kellen. Minęły już ponad trzy godziny jazdy, drzewa wyciągał kikuty gałęzi w stronę dalekich, ośnieżonych wzgórz, a droga wiła się kręto po obu stronach ograniczona licznymi kępami ośnieżonych krzewów i zagajnikami. Póki co po prawej dominowały pola, a po lewej lasy. Po kolejnej pół godzinie zza zasłoniętego przykrytą białym puchem kępą drzew zakrętu dały się słyszeć jakieś odgłosy. Tak! Teraz było dobrze słychać: okrzyk, uderzenie stali o stal – od przodu dobiegały odgłosy walki.



Jakieś pięćdziesiąt metrów przed nimi, na prawo od szlaku, w przydrożnym zagajniku toczyło się starcie. Przywiązany do drzewa kuc bojowy miotał się w strachu. Banda ośmiu wysokich na niemal dwa metry, odzianych w kirysy wojowników pokrytych futrem, toczyła walkę z jednym człowiekiem. Łatwo było wyobrazić sobie, co się stało: osamotniony na szlaku podróżny po prostu wpadł w pułapkę. Z pysków przypominających hieny ciekła piana, gdy napastnicy raz po raz nacierali na swą ofiarę.



Na polanie wielki mężczyzna w lśniącej zbroi płytowej zmagał się z czterema zwierzęcymi przeciwnikami. Dzierżąc bez wysiłku wielki dwuręczny młot, odbił uderzenie z lewej, po czym jednym potężnym rąbnięciem pokiereszował łeb drugiemu oponentowi. Kolejny cios przyjął na tarczę, a następnie klinczował broń z kolejnym zwierzołakiem. Mężczyzna wyglądający z tej perspektywy na wojownika bądź rycerza na razie trzymał się dzielnie, adwersarzy było jednak zbyt wielu i tylko kwestią czasu było, gdy polegnie w starciu z przeważającym liczebnie i bitniejszym przeciwnikiem.

- Trzeba mu pomóc, za mną! – warknął Kellen i popędził swego rumaka w kierunku bitewki toczącej się na polanie. Na biegu składał jakieś zaklęcie, a Kaya i Eren widzieli jak uniesiona w górę prawa dłoń zaklinacza zaczyna tlić się magicznym, fioletowym światłem.
- Znowu zgrywa bohatera – mruknęła kobieta, jednak podążyła za nim. Sama nie przygotowała żadnej broni.



[Płomiennołuskiego witam w grze! Very Happy. Zadeklarujcie w swoich postach, co robicie w walce z gnollami, efekty starcia standardowo zostawiacie mnie. Good fight! Very Happy]
Zobacz profil autora
Sciass




Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:19, 04 Paź 2009     Temat postu:



Eren

Tiefling ociągął się co do reszty. Nie lubił walczyć. Zsiadł z Mućki. Poprawił rękawice i przygotował sztylety. Przytroczył konia z dala od zgiełku bitwnej zawieruchy. Starał się trzymać na uboczu i pilnować swojego nosa. W walkę wdawał się tylko w konieczności.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:26, 04 Paź 2009     Temat postu:



Kaya

Przez chwilę przyglądała się mężczyźnie, którego powoli otaczały gnolle. Nie miała ochoty się w to mieszać, ale widząc, że Kellen już ruszył z odsieczą, sama też się zaczęła nad tym zastanawiać. We dwóch na ośmiu nie mieli większych szans, choć z nie takich opresji już razem wychodzili... Kobieta westchnęła cicho, jakby nie patrzeć, półdrow był jej potrzebny i wolała, by został w jednym kawałku. Ewentualnie dwóch, byleby jeden był większy.

Zsiadła z konia i zaczęła przerzucać swoje tobołki, by w końcu wydobyć z nich zawinięty w płótno dość długi miecz o bardzo cienkim ostrzu. Czarna rękojeść zdobiona była jakimś dziwnym wzorem, ale z daleka nikt nie był w stanie się jemu lepiej przyjrzeć i określić, co to tak naprawdę jest.

Nie zakrzyknęła nic, nie rzuciła się do walki. Spokojnie zaczęła się zakradać od tyłu, by wyeliminować najdalej stojącego atakującego. Póki to było możliwe, wolała pozostać niezauważona. Stanęła w cieniu drzewa i... zniknęła.
Zobacz profil autora
Plomiennoluski




Dołączył: 02 Paź 2009
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 0:52, 05 Paź 2009     Temat postu:



Onyks

Dyplomacja i spokój, dążenie do pokojowego wyjścia z każdej sytuacji... szlak by porwał starego Barnira za pieprzenie takich głupot na co dzień, widać że od dziesiątków lat nie wyściubiał nosa poza mury świątyni. Dobrze że miał przynajmniej na tyle rozumu żeby nigdy w drodze nie ściągać z siebie tej puszki. Fakt że prowokowało to pewne niedogodności kiedy musiał zadbać o potrzeby swojego starającego się użyźnić grunt ciała, choćby takie jak te zawszone gnole, z drugiej strony przynajmniej był w miarę przygotowany. Ledwo zdążył naciągnąć te blachy na tyłek kiedy to paskudztwo na niego wyskoczyło, nic dziwnego że nie dał rady nawet małego żywiołaka przywołać. Zmełł w ustach przekleństwo które zdecydowanie nie przystawało kapłanowi a którego i tak nadużywał w swoim czasie, nie było co rozmyślać nad zaletami i wadami noszenia pełnej zbroi na szlaku, grunt że czuł się w niej jak w domu, prawie jak w milutkiej ciasnej jaskini.

Po ostrej wymianie ciosów w końcu udało mu się rozłupać czerep jednego z hienogłowych, to raczej nie oduczy ich tak szybko atakowania samotnych podróżnych, ale miał nadzieję że przynajmniej ostudzi na chwile ich temperament. Na tyle przynajmniej że będzie mógł spokojnie porozbijać im te paskudne łby jak dojrzałe arbuzy. Może Grumbar nie był zbyt dobry w słuchaniu tego co jego skromni wyznawcy mieli do powiedzenia, ale miał nadzieję że ten ponurak ma w tym momencie niezły ubaw patrząc jak jedno z jego dzieci wpada w tarapaty. *I jak Ci się podoba ta komedia o Serce Wszechświata to na pewno nie pozwolisz zginąć swojemu skromnemu słudze...* Tok myśli przerwało mu na chwilę ostre zderzenie tarczy z toporem przeciwnika. *... z rąk tych żałosnych stworzeń, jestem pewien że wymyślisz mi jeszcze coś ciekawszego.*

Nie widział zbytnio wyjścia z całej sytuacji, nawet to że górował nad tymi blisko dwumetrowymi zbirami za bardzo nie pomagał, os... siedem do jednego to było za dużo na tą chwile chyba nawet dla niego. Zamachnął się z całej siły w stojącego z brzegu gnola mając nadzieję że wpadnie mu pod młot i będzie mógł rzucić jego cielskiem w pozostałych przeciwników. Chyba będzie musiał kiedyś obmyślić grę opartą na tym triku, nie wiedział tylko jak ją nazwać i jak skonstruować reguły tak żeby dało się to ćwiczyć bez konieczności interakcji z tymi perfidnymi stworami. Chwilowo jego spokojna natura zamiast odzwierciedlać kamień zażywający relaksującej kąpieli słonecznej przypominała raczej stok pełen drobnych kamyków i głazów na którym jakiś idiota uskuteczniał jodłowanie. Jego małe cacuszko, które większość by pewnie nazwała raczej paskudnie wyglądającym kawałkiem stali, ruszył na spotkanie przeciwnika.
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 11:31, 05 Paź 2009     Temat postu:


[To żeś się rozpisał, Sciass Very Happy. Następnym razem prosiłbym o bardziej złożone posty. I nie zapominaj o imieniu postaci na górze posta, zawsze będziesz miał o te dwie linijki więcej Razz.]


Kapłan sprawnie parował kolejne ataki gnolli, większość ciosów przyjmując na tarczę. Wiedział, że w takiej sytuacji może się jedynie cofać i szukać swojej szansy w nieporadnych uderzeniach adwersarzy. Hiena, która miała nieszczęście nadstawić pysk pod młot Onyksa, dostała od niego mocny cios w głowę, tracąc w ten sposób górną część szczęki, a co za tym idzie i życie. Nadjeżdżający Kellen spojrzał w kierunku zwierzołaków i z sakwy przy pasie wyjął futrzaną kulkę, którą rzucił przed siebie. Kulka potoczyła się po śniegu rosnąc i zmieniając się w straszliwą bestię. Wielkiego, rozjuszonego białego tygrysa.



- Haran! Zabij gnolle! – zakrzyknął półdrow, a tygrys z warknięciem aprobaty rzucił się wprost w nadbiegającą grupkę hienoludzi.

Eren obserwował wszystko z pewnej perspektywy, nie przypuszczał jednak, że ci, którzy walczą z zakutym w stal wielkoludem są jedynie częścią większej bandy. Bo oto właśnie zza drzew wybiegło dwóch kolejnych gnolli, którzy zapewne przyczajeni wśród poszycia leśnego przyglądali się walce swych pobratymców z kapłanem. Teraz jednak rzucili się w kierunku diablęcia, a ten jedyne co mógł zrobić, to rzucić swymi sztyletami. I rzucił. Jednego z gnolli trafił co prawda w bark, ale jedynie rozwścieczyło go to bardziej. Z drugim nie miał tyle szczęścia. Hiena, która była naprzeciw niego zaatakowała szybciej, skacząc na diablę i zaciskając zęby na jego prawym przedramieniu, Eren krzyknął z bólu, a rękaw jego płaszcza szybko przesiąknął świeżą krwią. Szlag! Zdecydowanie nie wyglądało to dobrze, bowiem nadbiegały kolejne gnolle.

Nigdzie nie było widać Kayi, która jeszcze przed momentem weszła między drzewa. Kellen był już w epicentrum potyczki i sprawnie parował ciosy toporami i maczetami walcząc przy boku zakutego w stal wojownika. Nieopodal wielki biały tygrys walczył z gnollami. Okazało się jednak, że stwory te żyjąc w lesie i mając pewnie nie raz okazję spotkać się z takim zwierzem, potrafiły sobie z nim dobrze radzić. Haran póki co zdołał rozszarpać jednego przeciwnika, sam nosił kilka czerwonych, krwawych pręg na swym grzbiecie. Zdawał się tym nie przejmować i ruszył ku następnym przeciwnikom.

Gdy kolejnych dwóch natarło na kapłana z wielkimi toporami, ten wiedział, że nie zdoła zablokować ich ciosów. Jakież było jego zdziwienie, gdy jakaś niewidzialna siła po prostu podcięła im gardła i padli bez życia. Kątem oka dostrzegł, jak białowłosy półdrow wypowiedział pod nosem jakieś osobliwe słowa a z jego dłoni wystrzeliły dwie kule ognia powalając kolejnych dwóch hienoludzi.

Najgorzej radził sobie Eren, który stracił wiele sił, by wyrwać się z objęć jednej z hien i robić uniki przed każdą kolejną. Przyznawał sam przed sobą, że długo już tak nie wytrzyma – przedramię pulsowało bólem, a on z trudnością łapał mroźne powietrze do płuc. I nagle zdarzyło się coś bardzo dziwnego. Łotrzyk widział coś, co mogłoby przypominać taniec, gdyby nie fakt, że wszędzie wokół niego tryskała krew. Ktoś najwyraźniej niewidzialny zadawał zadziwiająco dużo sztychów i cięć, powalając kolejne gnolle. Pierwsza hiena dostała dźgnięcie pod gardło, a następnie cięcie po torsie. Druga hiena miała zdecydowanie gorzej. Pierwsze uderzenie trafiło ją w okolice ogona i przebiło się aż do tylnych nóg. Ból był tak niespodziewany i nagły, że zwierz uniósł się na dwóch łapach w odruchu bezwarunkowym, takim samym jak cofnięcie ręki po oparzeniu. Kolejne uderzenie przebiło go na wylot.

Widząc, że walka przybiera niekorzystny obrót, pozostałe przy życiu gnolle po prostu odwróciły się na pięcie i czmychnęły w las zostawiając swoich pomordowanych towarzyszy. Mimo sporej liczby napastników, potyczka skończyła się równie niespodziewanie jak się zaczęła.

Kellen dyszał ciężko patrząc na odzianego w zbroję mężczyznę. Uśmiechnął się do niego delikatnie i rzekł.
- Dobra walka, nieźle sobie radzisz z tym młotkiem. Jak cię zwą? Ja jestem Kellen, tamten poraniony to Eren a ta piękna… - zawiesił głos, rozglądając się po okolicy. – Cholera jasna, gdzie ona znowu polazła… Jak zwykle zostawiła nas, gdy była najbardziej potrzebna!
- Tutaj jestem, już się tak nie gorączkuj! – od strony drzew dobiegł ich dźwięczny, kobiecy głos. – Po co miałam wam pomagać, skoro idealnie sobie sami daliście radę. Obserwowałam bitwę zza jednego z drzew, gdyby coś się działo, to bym się włączyła. Ale poradziliście sobie, panowie.
- To jest właśnie Kaya. – przedstawił ją zaklinacz.
- A kim jest nasz zakuty łe… znaczy zakuty w stal mąż? – zapytała dziewczyna patrząc na niego ciekawskim wzrokiem.

Wielki biały tygrys podszedł do Kellena i warknął przyjaźnie dając znać, że wciąż tutaj jest.
- Dobrze się spisałeś, Haran. Wracaj do siebie, kotku. – zaklinacz podrapał go za uchem, po czym tygrys zaczął zmieniać swój kształt i z powrotem stał się małą, futrzaną kulką. Kellen schował ją do sakwy i spojrzał na Erena.
- Może ci pomóc z tym ramieniem? Nie wygląda to dobrze.
Zobacz profil autora
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny

 


Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach