Wysłany: Sob 12:29, 14 Lis 2009
Temat postu:
Rozjuszona bestia ruszyła naprzód, a jej niebywała szybkość zrobiła na was ogromne wrażenie. Jednym susem wilkołak dopadł jakby zamroczonego czymś Drowa i nim ten zareagował, uwięził go w swoim morderczym uścisku. Kaya, która zniknęła by pomóc towarzyszowi, zdołała wbić potworowi sztylet w plecy i na tym się skończyło, bowiem rozszalały stwór chwycił ją, zatapiając pazury w jej barku i cisnął na przeciwległą ścianę. To były ułamki sekund, gdy dopadł do niej i wgryzł się w jej bok. Półelfka wrzasnęła, po czym straciła przytomność.
Widząc towarzyszkę w potrzebie, Katia wycelowała, po czym wypuściła bełt. Pocisk doszedł celu niemal precyzyjnie tam, gdzie wymierzyła, trafiając lykana w bark i odrzucając go na moment od nieprzytomnej i poranionej Kayi. Jednak czy to gęste futro, czy potężne mięśnie, czy może jakieś tajemnicze, złowrogie moce spowodowały, że wilkołak wyrwał bełt z rany i złamał go w wielkiej dłoni jakby zupełnie się nim nie przejmując. Dało to jednak czas Onyksowi, by odciągnął nieprzytomną półelfkę na bezpieczną odległość.
Zaran nie czekał, widząc w chwilowej dezorientacji wilkołaka swoją szansę. Uderzył swym toporem z całej siły, jednak ostrze pozostawiło tylko nieznaczną rysę na skórze bestii. Olbrzymie, umięśnione ramiona potwora poszybowały w stronę gardła Zarana, ten jednak uchylił się, unikając poważniejszych ran, poza kilkoma nowymi, piekącymi zadrapaniami na szyi.
Tuż obok toczyła się zgoła inna walka. Przyzwaniec zaklinacza, mimo trzech krwawych pręg na białym futrze, dobrze radził sobie z pupilem wilkołaka, który również broczył krwią z kilku głębokich ran na grzbiecie. W pewnym momencie bestia rzuciła się w kierunku tygrysa zaciskając kły na jego boku. Dergo, widząc, że Haran miota się w uścisku kotołaka, podbiegł z obnażonym ostrzem i zatopił miecz w grzbiecie potwora. Ten zawył przeraźliwie z bólu, a oswobodzonemu z uścisku Haranowi wystarczyła chwila, by swymi wielkim zębami chwycić go za kark. W pewnym momencie do móżdżka potwora musiało dotrzeć, że tygrys zamierza go udusić, bo zaczął się szarpać i próbować wyrwać ze stalowego uścisku Harana. Tygrys jednak nie odpuścił, miażdżąc kręgi i wgryzając się w szyję bestii. Chwilę później dla pewności skręcił jeszcze kark zwierzęcia, które ze zwieszonym jęzorem padło na śnieg. Haran warknął dumnie spoglądając w stronę swego pana.
- Dopra chobota, kotku. Wracaj do siebie. – zaklinacz, widząc, że tygrys jest poraniony, odesłał go na plan astralny, a duża, futrzana kulka wylądowała w jego dłoni. Sam z ledwością podniósł się do pionu łapiąc obraz bitwy.
Pijany Kellen skupił się na swym celu i zainkantował zaklęcie. Po chwili z jego dłoni buchnęła ognista kula pędząca w kierunku potwora. Wilkołak, którego czujny instynkt przewyższał refleks pozostałych, w porę wyskoczył w powietrze, a płomienie jedynie przypaliły futro na jego prawym boku. Magiczny wybuch oszołomił nieco stojącego obok Zarana, co skrzętnie wykorzystał wilkołak zaciskając swe ostre zębiska na lewym przedramieniu wojownika. Szczęki bestii niemal zmiażdżyły zarękawie zbroi docierając do ciała. Całe ramię eksplodowało bólem, a Zaran krzyknął, próbując się wyrwać.
Wtedy z odsieczą nadbiegł Onyks, uderzając z całej siły swym młotem, który płonął nienaturalnym, magicznym światłem. Kapłan i wojownik słyszeli chrzęst łamanych kości, gdy młot spotkał się z żebrami wilkołaka. Stwór zawył, wypuszczając krwawiące przedramię Zarana i zatoczył się do tyłu łapiąc za pogruchotany bok. To była idealna szansa dla Drowa, który wyskakując w powietrze nienaturalnie wysoko, skierował swe ostrze w dół nacierając na potwora. Wilkołak co prawda zdołał się cofnąć o krok, jednak zrobił to zbyt późno. Miecz psychowojownika wszedł w jego tors niczym nóż w masło przebijając na wylot, z taką siłą, że obaj niemal wyrżnęli w ziemię. Cisza kopnął przeciwnika w futrzany tors oswobadzając swój zakrwawiony miecz a lykan wydał z siebie dziwny odgłos, po czym padł jak długi bez ruchu.
- To koniec. – powiedział psychowojownik, dysząc ciężko. – Nie żyje.
Zaran podszedł jednak do wielkiego cielska likantropa i prawą ręką uniósł swój topór, po czym opuścił ostrze. Łeb stwora z mlaśnięciem oddzielił się od reszty ciała i potoczył po zaśnieżonej ulicy.
- Tak dla pewności. – mruknął wojownik krzywiąc się, gdy przedramię zapulsowało bólem.
Nagle kształty leżącej na zakrwawionym śniegu bestii zatarły się i stwór zaczął powracać do swej ludzkiej postaci. Jakież było wasze zdziwienie, gdy zobaczyliście, że potworem terroryzującym całe Moondale był… stary karczmarz. Jakimże mrocznym mocom musiał służyć mężczyzna, że zamieniał się co noc w pragnącego ludzkiej krwi potwora? Jedynie jakby delikatny uśmiech na jego pogrążonej w wiecznym śnie twarzy mógł zdradzać, że być może wreszcie znalazł ukojenie, a wy okazaliście się jego wybawcami.
Nagle cała okolica, która przed sekundą jeszcze rozbrzmiewała łoskotem gwałtownej walki, przeszła teraz w ciche odrętwienie. Zaczał prószyć lekki śnieg, ludzie wyszli na ulicę by przyjrzeć się ciału wilkołaka. Szeptali między sobą. Teraz jednak nie miało to dla was najmniejszego znaczenia.
Spojrzeliście po sobie. Kaya, teraz spoczywająca w ramionach kapłana Grumbara wciąż była nieprzytomna, a poharatany bok i bark nieźle krwawił – sama sobie tego nie opatrzy. Zaran miał zadrapania na szyi, a także poranione przedramię, które krwawiąc drętwiało i pulsowało bólem. Cisza był poobijany, a krew na podrapanej szyi już dawno zamarzła. Katia, Dergo, Kellen i Onyks nie odnieśli żadnych obrażeń. Zaklinacz natomiast pod jedną z chałup oddawał zawartość żołądka. Kaya z chwili na chwilę stawała się coraz bladsza, należało się szybko zastanowić, co robić.