Wysłany: Wto 19:30, 10 Lis 2009
Temat postu:
Katia, Dergo i Onyks
Po rozmowie z ojcem nieco blada i zmęczona Katia wstała ze swojego krzesła. Ruszyła do drzwi. Na polecenie ojca wzięła jeszcze klucz do pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Schowała klucz do kieszeni i ruszyła do pokoju Dergo.
Dergo usłyszał pukanie do drzwi. Było dość ciche. Poza tym nie słyszał, by ktoś wcześniej zbliżał się do jego drzwi...
-
Proszę - powiedział po chwili. Nie wiedział kto do niego przyszedł, ale jeśli nie zaprosi gościa, to się tego nie dowie. Na wszelki wypadek, choć i tak niewiele by mu to wówczas pomogło, przełożył miecz bliżej, aby był w zasięgu ręki.
Do pokoju weszła Katia. Była dość blada i wyglądała mizernie.
-
Zamykaj na przyszłość drzwi. Tak jest bezpieczniej - powiedziała spokojnie.
Przez moment znowu poczuł się jak dzieciuch, gdy Katia - dwunastoletnia dziewczynka udzieliła mu porady. Był jednak bardzo szczęśliwy, że to Ona, gdyż mogła mieć miejsce znacznie mniej przyjemna wizyta i szybko wyleciało mu to z głowy.
-
Dziękuję, będę pamiętał - odpowiedział.
- Cieszę się, że mogę z Tobą pomówić. Nie miałem okazji spytać, jak się czujesz? - powiedział, a głos i spojrzenie jego niebieskich oczu zdradzały troskę.
Katia westchnęła.
-
Jestem nieco zmęczona - bąknęła. –
Ale ja nie o tym... Mogę usiąść? - spytała.
-
Oczywiście proszę - powiedział uprzejmie chłopak i natychmiast poderwał się z łóżka na którym siedział, aby odsunąć krzesło Katii. Gdy usiadła zajął miejsce na drugim, ostatnim w jego pokoju, krześle.
-
Może wody? - zaproponował wskazując gliniany dzbanek, obok którego stały dwa drewniane kubki.
-
Nie, w tej chwili dziękuję - powiedziała. Oparła brodę na ręce, łokieć zaś o kolano. –
Zadam może dość nieuprzejme pytanie... Ale opowiedz mi coś o sobie - poprosiła. –
Dzisiaj mam wiele spraw do przemyślenia - bąknęła.
Dergo uśmiechnął się do niej szczerze.
-
To pytanie nie jest nieuprzejme. - zauważył. -
Od czego by tu zacząć - powiedział jakby sam do siebie.
-
Pochodzę z raczej typowej wioski, może trochę większej niż ta tutaj... Nie znałem mojego ojca, ale wiem, że był dobrym człowiekiem. Wychowałem się z matką i czterema starszymi siostrami. Wszystko robiliśmy razem, bawiliśmy się, pracowaliśmy w ogrodzie, chadzaliśmy nad jezioro, na grzyby i takie różne - uśmiechnął się do niej na myśl o miłych wspomnieniach.
-
Siostry zawsze były silniejsze ode mnie, były starsze kilka lat - wyjaśnił. –
Broniły mnie przed innymi. Zwłaszcza dwie najstarsze Cookie i Gina, one zawsze były silne ciałem i charakterem, były takie... bojowe - zamyślił się na krótką chwilę z uśmiechem goszczącym na jego twarzy.
-
Gdy byłem w Twoim wieku, zaczęły urządzać niewielkie wyprawy. Umiały walczyć i miały chęci, a więcej nie potrzebowały. Czasami nie było ich nawet parę tygodni, ale zawsze wracały i przywoziły ciekawą historię, którą opowiadały do późnej nocy. Tyle się nasłuchałem, że parę lat potem i ja zapragnąłem z nimi wyruszyć. Chciałem też pomóc naszej innej siostrze Meg, która pragnęła studiować magię, a nie było nas stać. Na początku siostry się nie zgodziły abym poszedł z nimi, bo nie umiałem jeszcze walczyć, ale zaczęły mnie trenować. Były dobrymi nauczycielkami, a Ja chciałem się uczyć i opanowałem nie tylko podstawy władania tym - wskazał na leżący na łóżku miecz -
ale i poznałem kilka dodatkowych sztuczek. W końcu wyruszyłem i z nimi, poznając lepiej ich znajomych, o których dużo słyszałem, a którzy tylko parę razy u nas zagościli. Dziwna to była grupa, ale w grupie zawsze raźniej i bezpieczniej - "dopóki nie walczą przeciwko sobie" dodał w myślach, odnosząc się do tego co wszyscy dziś zauważyli.
-
Wędrowaliśmy trochę. Zapolowaliśmy raz na wielkiego niedźwiedzia, który naprzykrzał się jednej wiosce... Zobaczyłem kilka ciekawych rzeczy: jedno naprawdę olbrzymie miasto, latające istoty, ciekawe zjawiska magiczne. Sporo by mówić... Cały czas się czegoś uczyłem i nie tylko walki. No ale potem nasza drużyna się rozeszła. W sumie nie wiedziałem dlaczego. Wróciliśmy do domu i Gina już tam została. A ja z Cookie wyruszyliśmy ponownie. Zapoznała się z taką grupą i mieliśmy razem ruszyć po smocze oko, ale Ona uznała, że dla mnie to za dużo i kazała na siebie czekać. I czekałem. Ale to już naprawdę za długo zaczynało trwać, i gdy usłyszałem... - przerwał na moment przypominając sobie jak ta oto niewinna Katia przyłożyła mu sztylet do gardła.
- No i resztę już znasz - zakończył z lekkim uśmiechem.
-
Hmm... To sporo wyjaśnia - mruknęła do siebie. Westchnęła ciężko –
Chcesz wiedzieć jak to ze mną było czy cię to nie interesuje? - spytała krótko. Coś była dzisiaj mało rozmowna.
Dergo nie zrozumiał, co jego słowa wyjaśniały, ale jeśli Ona tak uznała, to nie wnikał w szczegóły.
-
Ależ chętnie się czegoś o Tobie dowiem, Katio. Już się Ciebie nie boję - powiedział z lekkim uśmiechem i spojrzał jej w oczy.
Mała zrobiła dziwną minę
-
Bać się? Mnie? - bąknęła. Miała dziwną minę. –
Ty masz na myśli tamten nóż wtedy? - bąknęła. –
Wiesz co? Ja różne rzeczy robię, ale możesz być pewien, że nic nie jest bez powodu... Zjawileś się wtedy nagle i ja z tatkiem zareagowaliśmy odruchowo... - bąknęła.
Dergo spojrzał na swoje stopy i zarumienił się lekko.
-
Naprawdę rzadko kiedy mała dziewczynka przykłada mi ostrze go gardła - powiedział i można było powiedzieć, że uśmiech na jego twarzy zastąpiony został przez zmartwienie. -
Wstyd mi było - wyjaśnił smutnym głosem. W tym momencie, gdy się przed nią otworzył, stać go było, aby się do tego przyznać.
-
No ale może opowiedz mi o sobie - dodał po chwili milczenia.
Katia westchnęła
-
No to słuchaj. Jak być może wiesz mam 12 lat. Urodziłam się w Waterdeep... No i tam właściwie spędziłam większość mojego życia. Nie znałam taty... Mieszkałam z mamą. No i gdy miałam 5 lat mama umarła - powiedziała zawieszając na chwilę głos. Odezwała się dopiero po chwili –
Ponieważ nie miał się kto mną zająć gospodarz wywalił mnie z domu. Zajmowałam pokoje, a mógł przecież na tym zarobić. Potem przez dwa lata żyłam na ulicach miasta. Właściwie to gdyby nie fakt, że mama miała bardzo troskliwą przyjaciółkę to nigdy nie spotkałabym taty... Wysłała mu list i on przyjechał. Zajął się mną. Podróżowaliśmy sporo - powiedziała. Milczała dłuższą chwilę.
-
Wiem co to znaczy dostać solidnego kopniaka w dupę... Od życia i od ludzi - powiedziała. –
I wiem też, że życie nikogo nie będzie głaskało po głowie - wymamrotała.
Dergo słuchał jej historii w skupieniu. Może Katia nie rozgadała się tak jak On, ale powiedziała mu to co było najważniejsze. A uznał, że nie było to dla niej łatwe.
-
Przykro mi - powiedział z nieukrywanym współczuciem. Było dla niego wręcz niewiarygodne, jak brutalnie potoczyły się losy małej dziewczynki.
-
Nie musi... Żyje się dalej. Na to co było nic już nie poradzę - powiedziała nieco smutno. –
Jak twoja ręka? - spytała nagle zmieniając temat.
Dergo nadal wałkowałby ten, zapewne przykry dla Katii temat, gdyby Ona nie zmieniła go nagle.
-
Nie najlepiej - odpowiedział zgodnie z prawdą. -
Gdybym oszczędzał rękę, to może... ale pomachałem wtedy łopatą i nie goi się tak ładnie jak powinno - wytłumaczył się.
-
Jakoś nie było czasu pójść do uzdrowiciela
- Onyks zajmuje się leczeniem ran - powiedziała wprost. –
Uleczył moją głowę po tym zderzeniu ze ścianą - powiedziała. Nie dodała, że właściwie Kaya ledwie nacięła mu skórę...
Dergo uśmiechnął się niemrawo... bardzo niemrawo.
-
Myślisz, że mi pomoże? - spytał nieco zasmucony. Gdy się poznali krew kapała mu na stół i nic wtedy nie zrobił. Może wspólnie spędzony czas zmienił podejście Onyksa i warto spróbować.
-
Spytam go, to się dowiem - dodał i uśmiechnął się do Katii, aby okazać jej, że ani trochę nie zamierza się tu załamywać.
-
Nie zrobił tego, bo to drobne draśnięcie... Ale jak ci przeszkadza, to można się tym zająć - rzuciła stanowczo. Wstała z krzesła i chwyciła Dergo za rękę. Pociągnęła go do drzwi...
-
Prawa dłoń to używana części ciała. Wtedy rana, nawet drobna, nie chce się goić - wytłumaczył się i pozwolił się prowadzić. Sam nie był pewien który to pokój.
Wychodząc zamknął swój na klucz.
Onyks usłyszał wpierw tupanie, a potem pukanie do drzwi. Kroki brzmiały dość niepewnie... Pukanie jednakże było aż nadto pewne.
-
Tak? – rzucił z wnętrza pokoju kapłan.
-
Sami swoi - Onyks usłyszał znajomy głos.
-
To ja, Katia - rzuciła dziewczynka. –
I Dergo - dodała nie puszczając ręki wojownika i wyjaśniając dokładnie co i jak.
-
Wchodźcie na co czekacie
Dergo otworzył wolną ręką drzwi i przepuścił Katię przodem.
-
Kolejny nie zamyka drzwi na klucz... - bąknęła dziewczynka z ciężkim westchnieniem. Pociągnęła Dergo za sobą. Zamknęła od razu drzwi.
–
Kapłanie, możesz zająć się jego ręką? - rzuciła wprost. –
Przeszkadza mu - wyjaśniła.
Chłopak spojrzał na dziewczynkę z podziwem. W tym momencie bardzo przypominała mu jego siostry.
-
Nie zamykam jak nie śpie, w tych pokojach ledwo co się mieści poza mną, a ręka, hmmm nie trzeba chyba obcinać? Pokaż no ją - powiedział Onyks łapiąc Dergo za ręke.
-
Eeee... Nie obcinać - zaprotestowała Katia.
Dergo spojrzał krzywo na Onyksa. Po tym wszystkim czego ostatnio doświadczył, uznał że żart nie był specjalnie na miejscu. Ale pozwolił, aby ten przyjrzał się rance
-
No ja tu nic poważnego nie widzę, jakieś zadraśnięcie czy coś, na gwoździu się przejechałeś czy co? Gangreny nie ma, nic obcinać nie trzeba, właściwie to nawet nie widzę żeby tu jakiś problem był - spokojnie powiedział grumbaryta z bliska przypatrując się ręce
-
Ale przeszkadza mu trzymać miecz. Jest praworęczny - argumentowała Katia.
-
To ja może zdejmę opatrunek, bo Ci widok zasłania – zaproponował.
-
No dobrze, dobrze, zaraz się tym zajmę - Kapłan sięgnął po torbę z medykamentami.
Katia czekała na efekty. Stanęła sobie z boczku, żeby nie przeszkadzać.
Dergo pozostawił swoją dłoń, w rękach kapłana.
-
Ja zaraz wrócę, tylko przyniosę wrzątek - Onyks skoczył na dół po wrzątek i plaster miodu dla małej.
-
Na co wrzątek? - bąknęła mała tuż po powrocie kapłana.
Chłopak też wyglądał na zaciekawionego.
-
Przemyje mu to ziołami jeśli jest aż takim siusiu majtkiem, że z tego robi coś poważnego - wrzucił nieco ziół do wrzątku i czekał aż naciągną. –
A tu coś dla Ciebie Katia – podał jej miód.
Katia otworzyła szeroko oczy widząc miód.
-
Wiesz, że jesteś pierwszą osobą poza moim tatą, która dotrzymała mi danego słowa? - bąknęła z głupią miną.
-
Nooo widać, że dawno kapłana Grumbara nie widziałaś – odpowiedział spokojnie kapłan.
Dergo skrzywił się nieco, gdy ponownie zbesztano jego godność.
-
Chce w pełni władać ręką, aby móc walczyć i nie bać się o to, że się rozpaprze - wyjaśnił zmuszając się do spokoju.
-
Nie bój się - powiedział genasi obmywając ranę i zakładając nowy opatrunek. –
Tylko zmieniaj opatrunek raz dziennie i wszystko będzie w porządku, to naprawdę drobna ranka. No proszę, niedługo będzie jak nowa - zamruczał kapłan.
Dergo kiwnął głową na znak zrozumienia, a wyraz jego Twarzy nie zdradzał wiele.
-
Nie znam się na kapłanach – powiedziała Katia. –
Pierwszy raz spotykam kapłana Grumbara... Niewiele wiem o tym bóstwie - powiedziała zaciekawiona. Spojrzała na Dergo w zamyśleniu.
-
Pamiętam jak dawno temu dostałam lanie od jednego z tak zwanych miejskich szczurów... Rozbił mi nos i podbił oko... Ale ja tak go ugryzłam w ucho, że chyba go już nie ma - powiedziała w zamyśleniu.
-
No ja się nie znam aż tak na miejskich szczurach, a o kapłanach Grumbara się mało słyszy, jest nas trochę w górach, na Dachu Świata, pod ziemią, w Podmroku i takich miejscach i ciężko znaleźć nasze świątynie – skomentował Onyks.
Dergo spojrzał na Katię. Zamyślił się.
-
Opowiesz nam o kapłanach Grumbara? – mała spytała Onyksa. Zamachała rękami jak wiatrak zbierając myśli –
Ja w sumie wyznaję Oghmę... Bóstwo wiedzy... Ktoś mi kiedyś powiedział, że mi pasuje bo zadaje dużo pytań - powiedziała.
-
No więc chcecie usłyszeć o kapłanach czy o Panie Ziemi konkretnie? – dopytał genasi.
-
O obu? – spytał Dergo, spoglądając pytająco na Katię.
Katia pociągnęła Dergo na podłogę. Posadziła obok siebie i sama siadła.
-
Tak. Dobrze mówi. Po kolei - powiedziała
-
No dobrze to trochę zajmie zapewne.
-
Mi to nie przeszkadza, że to potrwa... Nawet dobrze... - bąknęła. –
To mogą być ostatnie chwile spokoju w następnych kilku dniach - bąknęła
-
To są spokojne chwile powiadasz? No masz rację, ale aż tak spokojnie to nie jest.
Drzwi mam otwarte jakby nagle Kellenowi znowu odbiło
-
Obawiam się, że masz rację - powiedział Dergo patrząc na Katię. -
Będzie chyba gorzej, skoro zaczynamy walki między sobą
- On jest zły na mojego tatę... Jest na niego wściekły... - bąknęła. Miała zaciętą minę.
-
Nie, on jest idiotą i tyle, to że ma żale do Zarana to swoją drogą – skomentował genasi.
-
Wiem... - westchnęła. Zamyśliła się na chwilę. –
Nie dam mu skrzywdzić taty... - powiedziała marszcząc brwi. –
Tylko tata mi został - bąknęła już ciszej i znacznie wyższym głosem niż zamierzała.
-
Jeśli dobrze wszystko rozumiem, to Twój ojciec pokazał Kayi inną możliwość, którą prędzej czy później musiała zauważyć. Może zrozumie, że to nie jest wina Twojego ojca, tylko jego samego – powiedział młody wojownik.
-
Wiesz jakby nie patrzeć moim tatą jest człowiek, moją mamą jest człowiek i skąd ja się wziąłem jest pewnym pytaniem które trzyma mnie zazwyczaj dość daleko od domciu, prędzej traktuję swoich braci jako rodzinę – kapłanowi zebrało się na niewielką dygresję.
-
Choć nie, to mało prawdopodobne, aby to zrozumiał. – dodał Dergo w zamyśleniu.
-
Nooo może zrozumie, ale nie mamy paruset lat – skomentował Onyks.
-
Nie martw się Katio, jesteśmy z Wami - powiedział wojownik i uśmiechnął się do niej.
-
Widzieliście oczy Kellena? - spytała krótko dziewczynka.
-
Nie patrzyłem, ale jak na mój gust to się nazywa rządza mordu – zamyślił się kapłan.
-
Nie widziałem, ale domyślam się, że przyjazne nie było – bąknął Dergo.
-
Kellen ma w oczach szaleństwo - powiedziała. –
Znaczy... Nie wiem czy jest szalony.. ale pożąda władzy - bąknęła. –
Tak jak łowcy niewolników w Skullport - powiedziała
-
No wiesz, półdrow to raz, czarownik to dwa, zawsze brał wszystko jak mu leciało to trzy. Hmm to po prostu bardzo złe nawyki – stwierdził genasi.
-
Przyzwyczaił się, że Ona należy do niego i nie pozwoli jej tak łatwo odejść... choć możliwe, że według niego, ona nie odchodzi, tylko jest mu odbierana. Jak przedmiot – kontynuował swoje domysły Dergo.
-
Nagle zamarzyłam o tym by ziemia się pod Kellenem rozstąpiła i żeby zniknął na wieki - bąknęła. Ta rozmowa rzucała nowe światło na wnioski Katii.
-
Nie no bez przesady, nie plugaw mi tu ziemi i nie demonizujmy go aż tak bardzo, nie jest może kryształowy, ale każdy ma coś na swoim koncie – podsumował kapłan Grumbara.
-
Ja nie mam - zauważył Dergo.
Mała uśmiechnęła się blado gdy usłyszała ich słowa.
-
Dergo... Każdy coś ma - zaśmiała się.
-
Dergo, podglądałeś kiedyś siostrę w kąpieli, rozmarzyłeś się lubieżnie o karczmareczce, poderżnąłeś komuś gardło, złamałeś komuś palce, podstawiłeś nogę? – spytał spokojnie kapłan.
Dergo zastanowił się chwilę... a na jego twarzy zagościł dziwny uśmieszek.
-
Nie zrobiłem nikomu takiej krzywdy - odparł... nieco wymijająco.
-
Ja też mam siostry i bardzo się dziwię, jak On może tak traktować swoją - powrócił do poprzedniego tematu.
-
Bo to Twoje rodzone Dergo, rodzone i wychowane w normalnej rodzinie – grumbaryta był przekonany.
Katia lekko szturchnęła Dergo łokciem
-
Użalałeś się nad sobą - podpowiedziała cicho jeden z jego grzeszków. Westchnęła
-
Chyba nie rozgryziemy tego co tak naprawdę siedzi mu w głowie – bąknęła mając na myśli Kellena. –
Później... Będę chciała z tobą pomówić, kapłanie - bąknęła.
-
Ale to później... Teraz możemy już chyba wysłuchać twojej opowieści o Grumbarze - powiedziała uśmiechając się blado. Wyraźnie było widać, że jest psychicznie zmęczona.
Kapłan skinął głową i zaczął swoją opowieść:
-
Grumbar jest jednym z czterech bóstw żywiołów Faerunu - wcieleniem żywiołu ziemi. Raczej nie interesuje się losami Torilu. Ma niewielu wyznawców. Uosabia on stałość, pewność oraz niezmienność - czyli wszystko to, z czym kojarzona jest ziemia. Władca Ziemi jest cichym bóstwem, które przemierza i obserwuje wszystkie wydarzenia rozgrywające się na oraz pod powierzchnią, a zarazem strażnikiem sekretów spoczywających w najgłębszych czeluściach.
Na większości kościelnych wizerunków Władca Ziemi przedstawiany jest jako wysoki, barczysty żywiołak ziemi z oczami w postaci błyszczących rubinów. Awatar tego bóstwa tylko czterokrotnie odwiedził Toril. Mówi się, że każdy jego krok wywołuje wstrząsy, a gdy się odzywa, jego głos nigdy nie brzmi tak samo - raz dokładnie jak zderzające się skały, a kiedy indziej jak brzęczące kamyki na plaży lub jak orana darń.
Rzadko odpowiada na modlitwy, ale sardoniks i jaspis, a także rubinowe figurki składane mu jako dary przyjmuje bez słowa. Jego niezadowoleniu oraz gniewowi towarzyszą potężne trzęsienia ziemi.
Jako władca jednego z żywiołów, Grumbar istnieje jakby poza historią Faerunu, dlatego też trudno znaleźć większą ilość informacji o jakichkolwiek jego dokonaniach. Wedle zapisków Władca Ziemi brał czynny udział w stworzeniu Wielkiej Rozpadliny - to właśnie w czasie jej kreacji pierwszy raz zawitał na Toril. Miejsce i czas pozostałych trzech oficjalnie odnotowanych manifestacji znane są tylko najwyższym kapłanom bóstwa.
Grumbar nie jest za bardzo zainteresowany nawiązywaniem kontaktów z innymi Mocami. Pewnym jest, że nawiązał luźne sojusze z bóstwami związanymi z ziemią i bardzo nie lubi się z tymi które uosabiają zmienność. Akadi – bogini żywiołu powietrza na ten przykład.
Wyznanie wiary Grumbara brzmi: „Wieczny Grumbar jest doskonały i niezmienny. Staraj się więc go naśladować, nie zmieniaj się ani nie pozwalaj, by zmieniał się świat wokół ciebie. Słowo raz dane jest kamieniem węgielnym, na którym wznosi się stabilne społeczeństwo. Złamać przysięgę oznacza wybić szczelinę w fundamencie cywilizacji. Idź przed siebie i szerz nauki Grumbara, swoim postępowaniem dowodząc, jak wielkie poczucie bezpieczeństwa może on oznaczać”.
Jeszcze przed Czasem Kłopotów kler Grumbara pełen był zwykłych duchownych, którzy pełnili większość kościelnych funkcji.
Kościół Grumbara dzieli się na tzw. załogi: grupy zrzeszające siedmiu archontów, siedmiu mnichów, siedmiu tropicieli oraz możliwie jak najliczniejsze osoby świeckie. Członkowie załóg dobierani są na podstawie swych czynów, cech charakteru oraz spojrzenia na świat, przez co każda z nich specjalizuje się w czymś innym.
Duchowieństwo Grumbara składa się głównie z ludzi, choć w jego szeregach nie brakuje także krasnoludów, półelfów czy goliatów. Na ubiór kapłanów składa się brunatna, związana w talii toga z kapturem, długi szary płaszcz usztywniony na ramionach oraz skórzane buty. Kamienie szczególnie poświęcone Władcy Ziemi - rubiny lub sardoniksy - zazwyczaj zdobią pierścienie i naszyjniki. W czasie podróży do Faerunie, grumbaryci przywdziewają najlepsze dostępne sobie pancerze, gdyż wiedzą, że nawet najefektowniej wyglądający strój nie pomoże im w razie starcia.
Nowicjusze w wierze nazywani są Milczącymi i dopiero po pomyślnym przejściu Przysięgi Stąpania po Ziemi można zostać pełnoprawnym duchownym, przyjmując miano Związanego Przysięgą.
Kaplice i świątynie Grumbara prawie co do jednej wykonane są z kamienia, gdyż czczący go architekci są niezwykle konserwatywni i bardzo rzadko korzystają z innych materiałów. Obcym odpoczywającym w świątyniach potężne mury oraz wspaniale wykończone sufity i ściany dają wrażenie przebywania w żywej skale. Klejnoty - szczególnie rubiny i sardoniks - są popularnym elementem dekoracyjnym, ale fragmentów wykonanych z drewna można by ze świecą szukać. Największe świątynie poświęcone Władcy Ziemi znaleźć można - przy dużej dozie szczęścia, gdyż są dobrze ukryte - w górach Orsraun, na Grzbiecie Świata, w stanowiących wschodnią ścianę Zakhary górach Muaraghal oraz w górach Wu Pi Te Shao. Wszystkie one powstały w naturalnych jaskiniach i przy pomocy doskonałych rzemieślników zapełniły pustki, które w nich panowały. Dodać należy, że świątynia z gór Mauraghal należy do najświętszych miejsc kultu tego bóstwa i każdy szanujący się grumbaryta co najmniej raz w życiu powinien odbyć doń pielgrzymkę.
Wyznawcy Grumbara wznoszą modły do swego patrona każdego ranka oraz każdego wieczora, dziękując mu za zachowanie porządku oraz za to, że pozwala im przez kolejny dzień cieszyć się wędrowaniem po ziemi. Poza tym w kościele bóstwa obchodzone są dwa ważne święta. Przysięga Stąpania po Ziemi dotyczy wszystkich chcących wstąpić do kleru bóstwa. Składający ją ślubują nigdy nie podróżować wodą ani powietrzem, chyba że od tego zależeć będzie ich życie – nawet wtedy jednak wierny, który uciekł się do podróżowania dzięki zmiennym wiatrom, ryzykuje utratę dostępu do większości zaklęć. Drugą ważną uroczystością jest Braterstwo z Ziemią. W tym wielkim, poprzedzonym długimi modłami święcie uczestniczą tylko archonci, którzy przywołują braci z Planu Żywiołu Ziemi i obdarowują darami, które ci zabierają z powrotem do Grumbara. Warto jeszcze wspomnieć o tym, że w dzień Śródlecia wierni Grumbara zbierają się razem, by złożyć dziękczynienie za kolejny miniony rok i rozmyślać nad nadchodzącym, planując zawczasu swoje działania. Pomysły oraz działania raz wszczęte mogą zostać rozwinięte, zmienione lub przerwane dopiero podczas kolejnego spotkania podsumowującego rok – Onyks zakończył swój wywód.
[info na temat Grumbara zaczerpnięte ze strony [link widoczny dla zalogowanych]