Autor / Wiadomość

[DnD] Pewnego razu w Eveningstar...

Plomiennoluski




Dołączył: 02 Paź 2009
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:58, 09 Lis 2009     Temat postu:



Onyks

Wzruszył tylko ramionami na ostateczny rozwój wypadków, mogło być gorzej, wieśniacy mogli się na nich rzucić, Kati mogło się stać coś poważniejszego, przy obecnych nastrojach wszyscy nawzajem mogli się zacząć nagle zarzynać bez powodów. Ogólnie poza uwagami Ciszy i jego wbijaniem się tam gdzie go nie proszą wieczór nie był gorszy niż niektóre karczemne burdy, tylko w pokoju mniej porozwalanych sprzętów na koniec. Nie chciał wcześniej żeby kobietę unieruchamiać w sposób w jaki zrobił to Zaran, nie chciał ryzykować amnezji jaka najczęściej występuje po czymś takim, no ale też było to w tym momencie nieistotne. Jak tylko wojownik zabrał córkę a wieśniacy kobietę sam też się udał do pokoju. Miał do nadrobienia parę godzin snu a wiedział że lata rutyny i tak obudzą go o pierwszym świcie.

Wcale się nie zdziwił kiedy otworzył oczy a przez framugę okiennicy wlewało się jedynie szarawe światło przedświtu. Wstał i zaczął poranne modlitwy, miał dziwne wrażenie że dzisiaj będzie potrzebował paru interwencji Kamiennego Serca biorąc pod uwagę wczorajszą noc i co się działo wśród towarzyszy podróży na chwilę obecną. Skończył zanim jeszcze szarówka zmieniła się w ostre światło dnia. Na szybko skoczył tylko na dół po coś do jedzenia i wrócił do kuszącego łóżka. Nie spał, ale odpoczywał na swój sposób, w głowie tworzył fortecę z onyksu. Specjalnie zaostrzał i tak już naturalnie mordercze krawędzie i zaludniał komnaty i blanki fantastycznymi stworami z kamienia. Jeśli chodziło o kamienie to nawet krasnoludy odpadały w zawodach z genasi ziemi. Prawdopodobnie przez podobne lekkie fiksacje. Wstał dopiero kiedy usłyszał że inni tez już powoli zaczynają się krzątać po karczmie. Podczas gdy wcinał smaczną baraninkę, gospodarz przyniósł informacje, które wczoraj chciał wyciągnąć od kobiety, ale wszystko poszło na opak. Na dodatek Kellen zaoferował że ubiją stwora. Nie żeby mu jakoś wielce przeszkadzało, ale nawet nie zapytał innych o zdanie ani nie spytał co to dokładnie za bestia.
-Gospodarzu, wiadomo co to dokładnie za stworzenie sieje tu taki terror? spytał spokojnie Onyks.
- Nie wiem, panie, co to za bestyja była. - karczmarz wzruszył ramionami. - Annika mówi że było duże i śmierdzące. Więcej nie widziała, bo się w szafie schowała. Szkoda Rainharda, dobry chłop był. - gospodarz pokręcił głową.
Onyks tylko kiwnął głową. Ogólnie byli w punkcie wyjścia, wiedzieli że coś zabija, nie wiedzieli ani co ani ile tego tałatajstwa jest. dokończył swój obiadek i poszedł na górę założyć resztę ekwipunku, wyglądało na to że znowu będą latać po mrozie.

Po dłuższej tułaczce gdzie chyba tylko jemu nie dokuczało zimno znaleźli kolejnego trupa, zastanawiał się powoli czy nie zacząć robić kolekcji, gdyby był nekromantą to miałby całkiem łatwy żywot. Zmówił krótką modlitwę nad ciałem, owinął mrożonkę w swój płaszcz i przerzucił przez ramię. Robiło się coraz ciekawiej. Kiedy tylko skończył owijać trupa żeby przetransportować go do wioski, za jego plecami już zaczęła wybuchać drobna walka. Idiotyczność całej sytuacji rozrosła się do tego stopnia że zwyczajnie zdjął hełm i ukroił sobie kawałek suszonego mięsa obserwując walkę jak widowisko.
Zobacz profil autora
MrZeth
Prince of Darkness
Prince of Darkness



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 511
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: diabły uciekają (Wrocław)

PostWysłany: Pon 23:06, 09 Lis 2009     Temat postu:



Dergo, Katia, Kaya, Onyks i Zaran (porządek alfabetyczny)

Dergo przyglądał się całej walce z nieukrywanym niepokojem. O ile rozmowy nie wolno mu było podsłuchiwać - nie powinien był zdradzać, że ją słyszał - o tyle nie mógł udawać, że nie widział całej walki. Był lekko zdumiony.
Zaran westchnął.
- Ten kotek zna ludzka mowę? - krzyknął do Kayi.
- Ten biały bydlak słucha tylko Kellena! - odkrzyknęła kobieta.
- Ale rozumie ludzką mowę? - wojownik powtórzył pytanie.
- Rozumie, ale i tak się z nim nie dogadasz. Głupia kupa futra słucha tylko swojego głupiego pana...! - zabrzmiała odpowiedź.
- Noo.. jego głupi pan zaraz zamarznie na śmierć! przez niego, on weźmie to pod uwagę? - zapytał Zaran. Potem spojrzał na Kellena, który już się zaczął zbierać do pionu, klnąc pod nosem na czym świat stoi.
- O, jednak już się ocknął... - mruknął Zaran.
- Dergo, dobądź broni i chodź za mną. Jeśli ten tygrysek robi coś podejrzanego ja sie nim zajmę. Jeśli Kellan zrobi coś głupiego - przywróć go do pozycji leżącej - zasugerował.
Chłopak po chwili wahania ostrożnie wyciągnął miecz. Choć był praworęczny, trzymał go oburącz i zasadniczo w lewej dłoni, a prawą jedynie miał zamiar kierować.
- A co jak Tygrys zrani Kayę? - mruknął robiąc krok w stronę Kellena, ale tak aby ominąć kotka.
- To wybebeszymy Kellena - Zaran wzruszył ramionami. - A kogo wolałbyś mieć po swojej stronie? -
- Wolałbym wszystkich, ale widzę, że nic z tego. Jestem z wami. - rzekł. Liczyć to on umiał i wolał się trzymać z większością. Pamiętał co go spotykało ze strony innych - w większości przykre rzeczy, ale do diabła, jedni robili to z uśmiechem
- Czas ruszać, Kellan! Odwołaj kotka, to schowam broń i wrócimy do knajpy - krzyknął Zaran.
- Nie musisz jej chować, jeśli nie czujesz potrzeby.- zaklinacz uśmiechnął się krzywo. Przed chwilą rzucił na siebie jakiś czar i Zaran widział, jak skóra półdrowa mieni się teraz wszystkimi kolorami tęczy w zachodzącym słońcu.
Zaran westchnął. - Nie mamy czasu na twoje gówniarskie wygłupy. Dostałeś w ryj, zbieraj dupę do kupy i przyjmij to jak mężczyzna - warknął wojownik.
- Przyjąłem. - Kellen powiedział zupełnie spokojnie. - I wierz mi, że nie chcę się dalej z wami bić. To mogłoby być dla was brzemienne w skutkach. - mruknął, po czym spojrzał w kierunku Harana. - No, ale pobawiliśmy się trochę, więc wracaj do mnie kotku, wystarczy na teraz -
Biały tygrys leniwie zszedł z przygniecionej do śniegu Kayi, po czym skoczył, zwijając się w powietrzu w kulkę, która wylądowała na dłoni zaklinacza.
- Zaran, zabieraj tę dziwkę i idziemy dalej -
Katia w tym czasie trzymała się z boku. Cały czas trzymała dłoń na rękojeści noża. Wyciągnęła już z tego wszystkiego swoje wnioski i wiedziała, że nie chce być po stronie Kellena. W jej myślach krążyły takie określenia na jego temat jak: "zdradliwa żmija, dupek i parszywy poganiacz niewolników". Kellen zachował się gorzej niż gówniarz i co gorsza nie umiał przyjąć porażki. Najgorsze jednak było to, że Katia wciąż nie rozumiała o co chodziło. Albo ten półdrow był niezrównoważony psychicznie, albo w całej tej historii było coś co umykało dziewczynce. Poprawiła swój osąd... Wszyscy inni wydawali się wiedzieć o co chodzi... Katia stwierdziła, że to był błąd przyłączanie się do tej grupy... To było niebezpieczne. Rozejrzała się wokół starając się zebrać myśli i poszukać drogi ratunku. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem... Stało się. Teraz trzeba to jakoś odkręcić. Ale to swoją drogą... Nie w tej chwili... Spokojnie...
Zaran westchnął. Odstawił topór na miejsce i pomógł Kayi wstać. - Możesz iść? - zapytał.
Mogę, nic mi nie jest - odpowiedziała, krzywiąc się lekko z bólu. Trochę ją pokopał po brzuchu, ale ogólnie czuła się dobrze. - Zmarzłam trochę... Wracajmy, chyba trzeba komuś powiedzieć o tej staruszce?
- Ano trzeba
- powiedział Zaran. - Nie pożyczę ci niestety mojego futra... ale jak dopadniemy tamto wilczysko, to jego przerobimy na futro - wojownik się uśmiechnął na chwilę. Rozglądnął się za płaszczem kobiety.
Podszedł do Katii. - Zmęczona? - zapytał spokojnie.
- Nie - odparła krótko patrząc prosto w oczy ojca. Zaran wiedział co znaczy to spojrzenie. Katia chciała wyjaśnień.
- Gdy wrócimy i odstawimy Kayę i tego kretyna do łóżek - powiedział Zaran. - Powiem ci wiele rzeczy i zrozumiesz - powiedział.
- Idźmy już - mruknęła cicho Kaya i zarzuciła na mokre od śniegu plecy płaszcz. Z jednej strony była szczęśliwa, że udało jej się pokonać brata, z drugiej.. jakoś wcale się nie cieszyła i nie była z siebie dumna.
Zaran westchnął. - Dobra robota - powiedział cicho.
- I tak niewiele to zmieni, zobaczysz - odpowiedziała mu i zwiesiła głowę. - Moja profesja wymaga ode mnie, bym walczyła, żeby zabić. Nie wygrać czy upokorzyć, ale żeby zabić. Szybko, cicho, boleśnie- wyjaśniła. - Dlatego ten pojedynek był trudny dla mnie i tak naprawdę nic nie zmienia
- Kellen chyba nie jest aż takim kretynem... - mruknął Zaran.
- Czyżby? - zapytała, spoglądając mu głęboko w oczy. - Obrazi się na mnie, a potem będzie jak dawniej.
- No to znów spuścisz mu łomot
- mruknął Zaran. - Raz ci się udało, uda ci się i drugi. Poza tym w razie czego wątpię, by temu matołowi ktoś pomógł... poza jego mobilnym kocem - stwierdził, mając na myśli Harana.
- Problem w tym, że ja NIE chcę się z nim więcej bić - odpowiedziała zrezygnowanym tonem. - Będę musiała pogadać z bratem, wyjaśnimy sobie kilka rzeczy i może dojdziemy do jakiegoś porozumienia. Na osobności...
- Wierzysz w to? - zapytał Zaran po chwili milczenia.
- Nie - odpowiedziała bez chwili wahania. - Ale i tak to zrobię. Znaczy... pogadam z nim.
- Czemu masz opory przed daniem mu w łeb?
- zapytał Zaran. - Inaczej go niczego nie nauczysz. Musisz być konsekwentna. Znów przylezie, to znów go spierz. Aż się nauczy. Jeśli ulegniesz teraz to dzisiejszy pokaz nic nie znaczy. On będzie górą bo będzie wiedział, że prędzej czy później będzie znów tak jak on chce - stwierdził wojownik.
- To mój brat i jakby nie patrzeć, jego rodzina mnie przygarnęła. Ale nie mam ochoty o tym teraz rozmawiać, dobrze? Chciałabym jak najszybciej się znaleźć w łóżku... - powiedziała, trzęsąc się z zimna i kichnęła.
- Jasne... postawię ci grzańca. Jak Katia pójdzie spać to chwilę jeszcze pogadamy przed snem, hm? - zaproponował Zaran.
- Tylko pogadamy? - zapytała Kaya, szturchając go łokciem w bok. - Powinieneś mnie wygrzać i to porządnie...
Zaran sie uśmiechnął. - Mm... powinnaś odpoczywać - powiedział wojownik. - I tak zapewne się rozchorujesz - westchnął. - Może - mrugnął do niej. - Hm, jeśli będę maił okazje to pogadam sobie z Katią... wiesz... - westchnął. - Zastanawiam się czemu mam przed tym opory -
- Nie mam pojęcia
- odpowiedziała kobieta. - Myślisz, że nie będzie się to jej podobało? W końcu jesteś jej ojcem.
Kaya czuła, jak robi się jej coraz dziwniej. Zimno. Trzęsła się i nie mogła przestać, a z każdym ruchem mokra koszulka przyklejała się do rozgrzanych pleców. Potarła oczy, obraz się jej zamazywał.
Zaran pokiwał głową w zamyśleniu, a potem spojrzał na Kayę i uniósł brew. Popatrzył kobiecie w oczy. - Hm, źle się czujesz? - zapytał.
Skinęła głową. - Zimno. Chodźmy szybciej.
Zaran podał jej ramię. - Trzymaj się - zasugerował. - W razie jakbyś zaczęła tracić przytomność to cię podtrzymam - stwierdził. "Już ma gorączkę? Cholera, szybko..." pomyślał.
- Spokojnie, to tylko zimno. Ty też je czujesz - odpowiedziała i szła dalej sama.
- Jesteś pewna? - zapytał Zaran. Cały czas obserwował kobietę.
- Absolutnie.
- Nie oddalaj się za bardzo
- mruknął Zaran. - Pomyśl o grzańcu i ciepłym łózku - uśmiechnął się na chwilę.
- To miłe, że się tak o mnie troszczysz - odpowiedziała.
- Hm? Od tego są przyjaciele, nie? - Zaran westchnął.
Kaya coś chciała odpowiedzieć, ale pojawił się przy niej kapłan, pytając się, jak się czuje.
- Zimno i mokro - odpowiedziała, a on rzucił na nią jakieś zaklęcie. Od razu było widać po niej, że poczuła się lepiej.
Zaran zagadnął kapłana. - A naszego poturbowanego przywódcę oglądnąłeś? - zapytał.
- Jest żywy i przytomny, a z tego co widzę to z niego taki przywódca jak ze mnie demon ósmego kręgu. Przyda mu się nieco oklapłego ego, jak się trochę uspokoi to go obejrzę
- Hm.. dobrze, Azazelu
- mruknął Zaran. - Trzeba będzie go poddać terapii, czy coś. Czas mu wydorośleć... -
- Wydorośleć? Hmm może być ciężko, słyszałem że te długo żyjące rasy mają z tym problemy - wyszeptał wojownikowi na ucho.
- No to w razie czego liczę, ze pomożesz mi go "przystopować" gdy zajdzie taka konieczność - powiedział Zaran i klepnął Onyksa w ramię. - A i gdy następny raz poprosisz o coś Katię, to bądź ostrożniejszy, mało mnie tam szlag nie trafił, przyjacielu - mruknął wojownik.
- Spróbuję, ale sądziłem że małej nie trzeba powtarzać trzech b. No nic, takiej lekcji nie zapomni a ja jej wiszę plaster miodu. Tego tutaj pewnie trzeba będzie linami stopować i kneblem, ale nie ma sprawy.
- Kneblem? To półśrodki
- Zaran pokazał zaciśniętą pięść. - Trzeba do niego mówić językiem który zrozumie. Gdyby byłą mowa o nie robieniu mu krzywdy to wierz mi, polegałbym na twoim osądzie sytuacji. Nie wiem czy takie działanie nie jest wbrew tobie. Stąd moje pytanie - wyjaśnił.
- Knebel i liny żeby zacząć do niego przemawiać, nie wiem czy zauważyłeś ale z czarownikami to jest tak ze najpierw wiążesz i kneblujesz, wtedy nie mogą nic zrobić, potem zrzucasz im spodnie i znajdujesz napalonego buhaja albo capa. Działa jak nie wiem co - rzucił kapłan z zamyśleniem.
- Zobaczymy, ale w razie czego obaj wiemy co robić - Zaran skinął głową kapłanowi.
- No ja w sumie wiem gdzie na Grzbiecie Świata mają dobrą hodowlę buhajów - kapłan urwał sobie kolejny paseczek mięsa.
- Daruj sobie - powiedział Zaran nieco zniesmaczony. - Rozumiem o co ci chodzi - mruknął. On preferował tradycyjne metody. Połamać obie ręce, potem obie nogi i "puścić wolno" zaprawiając kopniakiem od czasu od czasu.
- Ech plany rozrywkowe mi psujesz, ale niech będzie, ograniczymy się do capa.

- Chciałaś coś powiedzieć?
- gdy kapłan się oddalił Zaran zwrócił się do Kayi.
- Problem w tym, że po załatwieniu sprawy ze Smoczym Okiem każde z nas i was pójdzie swoją drogą. Za dziesięć lat zapomnicie o mnie czy o Kellenie. A ja się będę dalej z nim użerać - powiedziała, krzywiąc się lekko.
Zaran myślał nad czymś. Dość intensywnie.
- Ja i Katia podróżujemy razem od paru lat - spojrzał na Kayę. - Rozważ dołączenie się do nas - zaproponował jej.
- Rozważę - odpowiedziała.
Wszyscy wreszcie dotarli do tawerny. Po posiłku Zaran postawił Kayi grzańca nim kobieta poszła do łóżka. Potem skinął na Katię. - Najadłaś i napiłaś się? - zapytał małej.
Skinęła głową. Cały czas milczała jak zaklęta. Nie mogła podjąć żadnych działań póki nie wiedziała co trzeba. A mniej więcej wiedziała już co chce zrobić...
- To chodźmy do pokoju. Pogadamy jak ojciec z córką - Zaran uśmiechnął się lekko.
Katia w końcu wstała ze swojego miejsca. A taką miała nadzieję, że przerwę w podróży wykorzysta na odpoczynek... Tymczasem była spięta jakby właśnie miała do wykonania jakąś wyjątkowo trudną robotę...
Zaran zaprowadził ją do pokoju. - Hm. Masz już dwanaście lat. Hm... mam nadzieję, ze będziesz dość rezolutna by nie wykorzystywać w praktyce - w odniesieniu do siebie - tego co ci dziś powiem, a będzie tego trochę... - mruknął wojownik.
Katia siadła na krześle, założyła nogę na nogę i skrzyżowała ręce na piersi. Zmarszczyła przy tym brwi. - Więc mów proszę od początku... Nie wiem za bardzo o co chodzi, a teraz jest tu bardzo niebezpiecznie - powiedziała. - Sam dobrze wiesz, że niezrównoważony mag-idiota oznacza kłopoty... - nie dodała, że podejrzewa iż ojciec sam je na siebie i na nią właśnie ściągnął. Chciała wpierw dowiedzieć się o co chodzi.
Zaran odetchnął i zaczął wyjaśniać małej... jak zwykł to robić w innych sprawach. Żadnego ściemniania o motylkach czy pszczółkach lub nieszczęsnych bocianach.
Powoli i od podstaw do czasu aż ona wszystko zrozumie...
Zobacz profil autora
WinterWolf




Dołączył: 05 Lip 2006
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze 113-tej warstwy Otchłani
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:30, 10 Lis 2009     Temat postu:



Katia, Dergo i Onyks

Po rozmowie z ojcem nieco blada i zmęczona Katia wstała ze swojego krzesła. Ruszyła do drzwi. Na polecenie ojca wzięła jeszcze klucz do pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Schowała klucz do kieszeni i ruszyła do pokoju Dergo.
Dergo usłyszał pukanie do drzwi. Było dość ciche. Poza tym nie słyszał, by ktoś wcześniej zbliżał się do jego drzwi...
- Proszę - powiedział po chwili. Nie wiedział kto do niego przyszedł, ale jeśli nie zaprosi gościa, to się tego nie dowie. Na wszelki wypadek, choć i tak niewiele by mu to wówczas pomogło, przełożył miecz bliżej, aby był w zasięgu ręki.
Do pokoju weszła Katia. Była dość blada i wyglądała mizernie.
- Zamykaj na przyszłość drzwi. Tak jest bezpieczniej - powiedziała spokojnie.
Przez moment znowu poczuł się jak dzieciuch, gdy Katia - dwunastoletnia dziewczynka udzieliła mu porady. Był jednak bardzo szczęśliwy, że to Ona, gdyż mogła mieć miejsce znacznie mniej przyjemna wizyta i szybko wyleciało mu to z głowy.
- Dziękuję, będę pamiętał - odpowiedział. - Cieszę się, że mogę z Tobą pomówić. Nie miałem okazji spytać, jak się czujesz? - powiedział, a głos i spojrzenie jego niebieskich oczu zdradzały troskę.
Katia westchnęła.
- Jestem nieco zmęczona - bąknęła. – Ale ja nie o tym... Mogę usiąść? - spytała.
- Oczywiście proszę - powiedział uprzejmie chłopak i natychmiast poderwał się z łóżka na którym siedział, aby odsunąć krzesło Katii. Gdy usiadła zajął miejsce na drugim, ostatnim w jego pokoju, krześle.
- Może wody? - zaproponował wskazując gliniany dzbanek, obok którego stały dwa drewniane kubki.
- Nie, w tej chwili dziękuję - powiedziała. Oparła brodę na ręce, łokieć zaś o kolano. – Zadam może dość nieuprzejme pytanie... Ale opowiedz mi coś o sobie - poprosiła. – Dzisiaj mam wiele spraw do przemyślenia - bąknęła.
Dergo uśmiechnął się do niej szczerze.
- To pytanie nie jest nieuprzejme. - zauważył. - Od czego by tu zacząć - powiedział jakby sam do siebie.
- Pochodzę z raczej typowej wioski, może trochę większej niż ta tutaj... Nie znałem mojego ojca, ale wiem, że był dobrym człowiekiem. Wychowałem się z matką i czterema starszymi siostrami. Wszystko robiliśmy razem, bawiliśmy się, pracowaliśmy w ogrodzie, chadzaliśmy nad jezioro, na grzyby i takie różne - uśmiechnął się do niej na myśl o miłych wspomnieniach.
- Siostry zawsze były silniejsze ode mnie, były starsze kilka lat - wyjaśnił. – Broniły mnie przed innymi. Zwłaszcza dwie najstarsze Cookie i Gina, one zawsze były silne ciałem i charakterem, były takie... bojowe - zamyślił się na krótką chwilę z uśmiechem goszczącym na jego twarzy.
- Gdy byłem w Twoim wieku, zaczęły urządzać niewielkie wyprawy. Umiały walczyć i miały chęci, a więcej nie potrzebowały. Czasami nie było ich nawet parę tygodni, ale zawsze wracały i przywoziły ciekawą historię, którą opowiadały do późnej nocy. Tyle się nasłuchałem, że parę lat potem i ja zapragnąłem z nimi wyruszyć. Chciałem też pomóc naszej innej siostrze Meg, która pragnęła studiować magię, a nie było nas stać. Na początku siostry się nie zgodziły abym poszedł z nimi, bo nie umiałem jeszcze walczyć, ale zaczęły mnie trenować. Były dobrymi nauczycielkami, a Ja chciałem się uczyć i opanowałem nie tylko podstawy władania tym - wskazał na leżący na łóżku miecz - ale i poznałem kilka dodatkowych sztuczek. W końcu wyruszyłem i z nimi, poznając lepiej ich znajomych, o których dużo słyszałem, a którzy tylko parę razy u nas zagościli. Dziwna to była grupa, ale w grupie zawsze raźniej i bezpieczniej - "dopóki nie walczą przeciwko sobie" dodał w myślach, odnosząc się do tego co wszyscy dziś zauważyli.
- Wędrowaliśmy trochę. Zapolowaliśmy raz na wielkiego niedźwiedzia, który naprzykrzał się jednej wiosce... Zobaczyłem kilka ciekawych rzeczy: jedno naprawdę olbrzymie miasto, latające istoty, ciekawe zjawiska magiczne. Sporo by mówić... Cały czas się czegoś uczyłem i nie tylko walki. No ale potem nasza drużyna się rozeszła. W sumie nie wiedziałem dlaczego. Wróciliśmy do domu i Gina już tam została. A ja z Cookie wyruszyliśmy ponownie. Zapoznała się z taką grupą i mieliśmy razem ruszyć po smocze oko, ale Ona uznała, że dla mnie to za dużo i kazała na siebie czekać. I czekałem. Ale to już naprawdę za długo zaczynało trwać, i gdy usłyszałem... - przerwał na moment przypominając sobie jak ta oto niewinna Katia przyłożyła mu sztylet do gardła. - No i resztę już znasz - zakończył z lekkim uśmiechem.
- Hmm... To sporo wyjaśnia - mruknęła do siebie. Westchnęła ciężko – Chcesz wiedzieć jak to ze mną było czy cię to nie interesuje? - spytała krótko. Coś była dzisiaj mało rozmowna.
Dergo nie zrozumiał, co jego słowa wyjaśniały, ale jeśli Ona tak uznała, to nie wnikał w szczegóły.
- Ależ chętnie się czegoś o Tobie dowiem, Katio. Już się Ciebie nie boję - powiedział z lekkim uśmiechem i spojrzał jej w oczy.
Mała zrobiła dziwną minę
- Bać się? Mnie? - bąknęła. Miała dziwną minę. – Ty masz na myśli tamten nóż wtedy? - bąknęła. – Wiesz co? Ja różne rzeczy robię, ale możesz być pewien, że nic nie jest bez powodu... Zjawileś się wtedy nagle i ja z tatkiem zareagowaliśmy odruchowo... - bąknęła.
Dergo spojrzał na swoje stopy i zarumienił się lekko.
- Naprawdę rzadko kiedy mała dziewczynka przykłada mi ostrze go gardła - powiedział i można było powiedzieć, że uśmiech na jego twarzy zastąpiony został przez zmartwienie. - Wstyd mi było - wyjaśnił smutnym głosem. W tym momencie, gdy się przed nią otworzył, stać go było, aby się do tego przyznać.
- No ale może opowiedz mi o sobie - dodał po chwili milczenia.
Katia westchnęła
- No to słuchaj. Jak być może wiesz mam 12 lat. Urodziłam się w Waterdeep... No i tam właściwie spędziłam większość mojego życia. Nie znałam taty... Mieszkałam z mamą. No i gdy miałam 5 lat mama umarła - powiedziała zawieszając na chwilę głos. Odezwała się dopiero po chwili – Ponieważ nie miał się kto mną zająć gospodarz wywalił mnie z domu. Zajmowałam pokoje, a mógł przecież na tym zarobić. Potem przez dwa lata żyłam na ulicach miasta. Właściwie to gdyby nie fakt, że mama miała bardzo troskliwą przyjaciółkę to nigdy nie spotkałabym taty... Wysłała mu list i on przyjechał. Zajął się mną. Podróżowaliśmy sporo - powiedziała. Milczała dłuższą chwilę.
- Wiem co to znaczy dostać solidnego kopniaka w dupę... Od życia i od ludzi - powiedziała. – I wiem też, że życie nikogo nie będzie głaskało po głowie - wymamrotała.
Dergo słuchał jej historii w skupieniu. Może Katia nie rozgadała się tak jak On, ale powiedziała mu to co było najważniejsze. A uznał, że nie było to dla niej łatwe.
-Przykro mi - powiedział z nieukrywanym współczuciem. Było dla niego wręcz niewiarygodne, jak brutalnie potoczyły się losy małej dziewczynki.
- Nie musi... Żyje się dalej. Na to co było nic już nie poradzę - powiedziała nieco smutno. – Jak twoja ręka? - spytała nagle zmieniając temat.
Dergo nadal wałkowałby ten, zapewne przykry dla Katii temat, gdyby Ona nie zmieniła go nagle.
-Nie najlepiej - odpowiedział zgodnie z prawdą. -Gdybym oszczędzał rękę, to może... ale pomachałem wtedy łopatą i nie goi się tak ładnie jak powinno - wytłumaczył się.
- Jakoś nie było czasu pójść do uzdrowiciela
- Onyks zajmuje się leczeniem ran
- powiedziała wprost. – Uleczył moją głowę po tym zderzeniu ze ścianą - powiedziała. Nie dodała, że właściwie Kaya ledwie nacięła mu skórę...
Dergo uśmiechnął się niemrawo... bardzo niemrawo.
- Myślisz, że mi pomoże? - spytał nieco zasmucony. Gdy się poznali krew kapała mu na stół i nic wtedy nie zrobił. Może wspólnie spędzony czas zmienił podejście Onyksa i warto spróbować.
- Spytam go, to się dowiem - dodał i uśmiechnął się do Katii, aby okazać jej, że ani trochę nie zamierza się tu załamywać.
- Nie zrobił tego, bo to drobne draśnięcie... Ale jak ci przeszkadza, to można się tym zająć - rzuciła stanowczo. Wstała z krzesła i chwyciła Dergo za rękę. Pociągnęła go do drzwi...
- Prawa dłoń to używana części ciała. Wtedy rana, nawet drobna, nie chce się goić - wytłumaczył się i pozwolił się prowadzić. Sam nie był pewien który to pokój.
Wychodząc zamknął swój na klucz.
Onyks usłyszał wpierw tupanie, a potem pukanie do drzwi. Kroki brzmiały dość niepewnie... Pukanie jednakże było aż nadto pewne.
- Tak? – rzucił z wnętrza pokoju kapłan.
- Sami swoi - Onyks usłyszał znajomy głos.
- To ja, Katia - rzuciła dziewczynka. – I Dergo - dodała nie puszczając ręki wojownika i wyjaśniając dokładnie co i jak.
- Wchodźcie na co czekacie
Dergo otworzył wolną ręką drzwi i przepuścił Katię przodem.
- Kolejny nie zamyka drzwi na klucz... - bąknęła dziewczynka z ciężkim westchnieniem. Pociągnęła Dergo za sobą. Zamknęła od razu drzwi.
Kapłanie, możesz zająć się jego ręką? - rzuciła wprost. – Przeszkadza mu - wyjaśniła.
Chłopak spojrzał na dziewczynkę z podziwem. W tym momencie bardzo przypominała mu jego siostry.
- Nie zamykam jak nie śpie, w tych pokojach ledwo co się mieści poza mną, a ręka, hmmm nie trzeba chyba obcinać? Pokaż no ją - powiedział Onyks łapiąc Dergo za ręke.
- Eeee... Nie obcinać - zaprotestowała Katia.
Dergo spojrzał krzywo na Onyksa. Po tym wszystkim czego ostatnio doświadczył, uznał że żart nie był specjalnie na miejscu. Ale pozwolił, aby ten przyjrzał się rance
- No ja tu nic poważnego nie widzę, jakieś zadraśnięcie czy coś, na gwoździu się przejechałeś czy co? Gangreny nie ma, nic obcinać nie trzeba, właściwie to nawet nie widzę żeby tu jakiś problem był - spokojnie powiedział grumbaryta z bliska przypatrując się ręce
- Ale przeszkadza mu trzymać miecz. Jest praworęczny - argumentowała Katia.
- To ja może zdejmę opatrunek, bo Ci widok zasłania – zaproponował.
- No dobrze, dobrze, zaraz się tym zajmę - Kapłan sięgnął po torbę z medykamentami.
Katia czekała na efekty. Stanęła sobie z boczku, żeby nie przeszkadzać.
Dergo pozostawił swoją dłoń, w rękach kapłana.
- Ja zaraz wrócę, tylko przyniosę wrzątek - Onyks skoczył na dół po wrzątek i plaster miodu dla małej.
- Na co wrzątek? - bąknęła mała tuż po powrocie kapłana.
Chłopak też wyglądał na zaciekawionego.
- Przemyje mu to ziołami jeśli jest aż takim siusiu majtkiem, że z tego robi coś poważnego - wrzucił nieco ziół do wrzątku i czekał aż naciągną. – A tu coś dla Ciebie Katia – podał jej miód.
Katia otworzyła szeroko oczy widząc miód.
- Wiesz, że jesteś pierwszą osobą poza moim tatą, która dotrzymała mi danego słowa? - bąknęła z głupią miną.
- Nooo widać, że dawno kapłana Grumbara nie widziałaś – odpowiedział spokojnie kapłan.
Dergo skrzywił się nieco, gdy ponownie zbesztano jego godność.
- Chce w pełni władać ręką, aby móc walczyć i nie bać się o to, że się rozpaprze - wyjaśnił zmuszając się do spokoju.
- Nie bój się - powiedział genasi obmywając ranę i zakładając nowy opatrunek. – Tylko zmieniaj opatrunek raz dziennie i wszystko będzie w porządku, to naprawdę drobna ranka. No proszę, niedługo będzie jak nowa - zamruczał kapłan.
Dergo kiwnął głową na znak zrozumienia, a wyraz jego Twarzy nie zdradzał wiele.
- Nie znam się na kapłanach – powiedziała Katia. – Pierwszy raz spotykam kapłana Grumbara... Niewiele wiem o tym bóstwie - powiedziała zaciekawiona. Spojrzała na Dergo w zamyśleniu.
- Pamiętam jak dawno temu dostałam lanie od jednego z tak zwanych miejskich szczurów... Rozbił mi nos i podbił oko... Ale ja tak go ugryzłam w ucho, że chyba go już nie ma - powiedziała w zamyśleniu.
- No ja się nie znam aż tak na miejskich szczurach, a o kapłanach Grumbara się mało słyszy, jest nas trochę w górach, na Dachu Świata, pod ziemią, w Podmroku i takich miejscach i ciężko znaleźć nasze świątynie – skomentował Onyks.
Dergo spojrzał na Katię. Zamyślił się.
- Opowiesz nam o kapłanach Grumbara? – mała spytała Onyksa. Zamachała rękami jak wiatrak zbierając myśli – Ja w sumie wyznaję Oghmę... Bóstwo wiedzy... Ktoś mi kiedyś powiedział, że mi pasuje bo zadaje dużo pytań - powiedziała.
- No więc chcecie usłyszeć o kapłanach czy o Panie Ziemi konkretnie? – dopytał genasi.
- O obu? – spytał Dergo, spoglądając pytająco na Katię.
Katia pociągnęła Dergo na podłogę. Posadziła obok siebie i sama siadła.
- Tak. Dobrze mówi. Po kolei - powiedziała
- No dobrze to trochę zajmie zapewne.
- Mi to nie przeszkadza, że to potrwa... Nawet dobrze... - bąknęła. – To mogą być ostatnie chwile spokoju w następnych kilku dniach - bąknęła
- To są spokojne chwile powiadasz? No masz rację, ale aż tak spokojnie to nie jest.
Drzwi mam otwarte jakby nagle Kellenowi znowu odbiło

- Obawiam się, że masz rację - powiedział Dergo patrząc na Katię. - Będzie chyba gorzej, skoro zaczynamy walki między sobą
- On jest zły na mojego tatę... Jest na niego wściekły...
- bąknęła. Miała zaciętą minę.
- Nie, on jest idiotą i tyle, to że ma żale do Zarana to swoją drogą – skomentował genasi.
- Wiem... - westchnęła. Zamyśliła się na chwilę. – Nie dam mu skrzywdzić taty... - powiedziała marszcząc brwi. – Tylko tata mi został - bąknęła już ciszej i znacznie wyższym głosem niż zamierzała.
- Jeśli dobrze wszystko rozumiem, to Twój ojciec pokazał Kayi inną możliwość, którą prędzej czy później musiała zauważyć. Może zrozumie, że to nie jest wina Twojego ojca, tylko jego samego – powiedział młody wojownik.
- Wiesz jakby nie patrzeć moim tatą jest człowiek, moją mamą jest człowiek i skąd ja się wziąłem jest pewnym pytaniem które trzyma mnie zazwyczaj dość daleko od domciu, prędzej traktuję swoich braci jako rodzinę – kapłanowi zebrało się na niewielką dygresję.
- Choć nie, to mało prawdopodobne, aby to zrozumiał. – dodał Dergo w zamyśleniu.
- Nooo może zrozumie, ale nie mamy paruset lat – skomentował Onyks.
- Nie martw się Katio, jesteśmy z Wami - powiedział wojownik i uśmiechnął się do niej.
- Widzieliście oczy Kellena? - spytała krótko dziewczynka.
- Nie patrzyłem, ale jak na mój gust to się nazywa rządza mordu – zamyślił się kapłan.
- Nie widziałem, ale domyślam się, że przyjazne nie było – bąknął Dergo.
- Kellen ma w oczach szaleństwo - powiedziała. – Znaczy... Nie wiem czy jest szalony.. ale pożąda władzy - bąknęła. – Tak jak łowcy niewolników w Skullport - powiedziała
- No wiesz, półdrow to raz, czarownik to dwa, zawsze brał wszystko jak mu leciało to trzy. Hmm to po prostu bardzo złe nawyki – stwierdził genasi.
- Przyzwyczaił się, że Ona należy do niego i nie pozwoli jej tak łatwo odejść... choć możliwe, że według niego, ona nie odchodzi, tylko jest mu odbierana. Jak przedmiot – kontynuował swoje domysły Dergo.
- Nagle zamarzyłam o tym by ziemia się pod Kellenem rozstąpiła i żeby zniknął na wieki - bąknęła. Ta rozmowa rzucała nowe światło na wnioski Katii.
- Nie no bez przesady, nie plugaw mi tu ziemi i nie demonizujmy go aż tak bardzo, nie jest może kryształowy, ale każdy ma coś na swoim koncie – podsumował kapłan Grumbara.
- Ja nie mam - zauważył Dergo.
Mała uśmiechnęła się blado gdy usłyszała ich słowa.
- Dergo... Każdy coś ma - zaśmiała się.
- Dergo, podglądałeś kiedyś siostrę w kąpieli, rozmarzyłeś się lubieżnie o karczmareczce, poderżnąłeś komuś gardło, złamałeś komuś palce, podstawiłeś nogę? – spytał spokojnie kapłan.
Dergo zastanowił się chwilę... a na jego twarzy zagościł dziwny uśmieszek.
- Nie zrobiłem nikomu takiej krzywdy - odparł... nieco wymijająco.
- Ja też mam siostry i bardzo się dziwię, jak On może tak traktować swoją - powrócił do poprzedniego tematu.
- Bo to Twoje rodzone Dergo, rodzone i wychowane w normalnej rodzinie – grumbaryta był przekonany.
Katia lekko szturchnęła Dergo łokciem
- Użalałeś się nad sobą - podpowiedziała cicho jeden z jego grzeszków. Westchnęła
- Chyba nie rozgryziemy tego co tak naprawdę siedzi mu w głowie – bąknęła mając na myśli Kellena. – Później... Będę chciała z tobą pomówić, kapłanie - bąknęła.
- Ale to później... Teraz możemy już chyba wysłuchać twojej opowieści o Grumbarze - powiedziała uśmiechając się blado. Wyraźnie było widać, że jest psychicznie zmęczona.
Kapłan skinął głową i zaczął swoją opowieść:
- Grumbar jest jednym z czterech bóstw żywiołów Faerunu - wcieleniem żywiołu ziemi. Raczej nie interesuje się losami Torilu. Ma niewielu wyznawców. Uosabia on stałość, pewność oraz niezmienność - czyli wszystko to, z czym kojarzona jest ziemia. Władca Ziemi jest cichym bóstwem, które przemierza i obserwuje wszystkie wydarzenia rozgrywające się na oraz pod powierzchnią, a zarazem strażnikiem sekretów spoczywających w najgłębszych czeluściach.
Na większości kościelnych wizerunków Władca Ziemi przedstawiany jest jako wysoki, barczysty żywiołak ziemi z oczami w postaci błyszczących rubinów. Awatar tego bóstwa tylko czterokrotnie odwiedził Toril. Mówi się, że każdy jego krok wywołuje wstrząsy, a gdy się odzywa, jego głos nigdy nie brzmi tak samo - raz dokładnie jak zderzające się skały, a kiedy indziej jak brzęczące kamyki na plaży lub jak orana darń.
Rzadko odpowiada na modlitwy, ale sardoniks i jaspis, a także rubinowe figurki składane mu jako dary przyjmuje bez słowa. Jego niezadowoleniu oraz gniewowi towarzyszą potężne trzęsienia ziemi.
Jako władca jednego z żywiołów, Grumbar istnieje jakby poza historią Faerunu, dlatego też trudno znaleźć większą ilość informacji o jakichkolwiek jego dokonaniach. Wedle zapisków Władca Ziemi brał czynny udział w stworzeniu Wielkiej Rozpadliny - to właśnie w czasie jej kreacji pierwszy raz zawitał na Toril. Miejsce i czas pozostałych trzech oficjalnie odnotowanych manifestacji znane są tylko najwyższym kapłanom bóstwa.
Grumbar nie jest za bardzo zainteresowany nawiązywaniem kontaktów z innymi Mocami. Pewnym jest, że nawiązał luźne sojusze z bóstwami związanymi z ziemią i bardzo nie lubi się z tymi które uosabiają zmienność. Akadi – bogini żywiołu powietrza na ten przykład.
Wyznanie wiary Grumbara brzmi: „Wieczny Grumbar jest doskonały i niezmienny. Staraj się więc go naśladować, nie zmieniaj się ani nie pozwalaj, by zmieniał się świat wokół ciebie. Słowo raz dane jest kamieniem węgielnym, na którym wznosi się stabilne społeczeństwo. Złamać przysięgę oznacza wybić szczelinę w fundamencie cywilizacji. Idź przed siebie i szerz nauki Grumbara, swoim postępowaniem dowodząc, jak wielkie poczucie bezpieczeństwa może on oznaczać”.
Jeszcze przed Czasem Kłopotów kler Grumbara pełen był zwykłych duchownych, którzy pełnili większość kościelnych funkcji.
Kościół Grumbara dzieli się na tzw. załogi: grupy zrzeszające siedmiu archontów, siedmiu mnichów, siedmiu tropicieli oraz możliwie jak najliczniejsze osoby świeckie. Członkowie załóg dobierani są na podstawie swych czynów, cech charakteru oraz spojrzenia na świat, przez co każda z nich specjalizuje się w czymś innym.
Duchowieństwo Grumbara składa się głównie z ludzi, choć w jego szeregach nie brakuje także krasnoludów, półelfów czy goliatów. Na ubiór kapłanów składa się brunatna, związana w talii toga z kapturem, długi szary płaszcz usztywniony na ramionach oraz skórzane buty. Kamienie szczególnie poświęcone Władcy Ziemi - rubiny lub sardoniksy - zazwyczaj zdobią pierścienie i naszyjniki. W czasie podróży do Faerunie, grumbaryci przywdziewają najlepsze dostępne sobie pancerze, gdyż wiedzą, że nawet najefektowniej wyglądający strój nie pomoże im w razie starcia.
Nowicjusze w wierze nazywani są Milczącymi i dopiero po pomyślnym przejściu Przysięgi Stąpania po Ziemi można zostać pełnoprawnym duchownym, przyjmując miano Związanego Przysięgą.
Kaplice i świątynie Grumbara prawie co do jednej wykonane są z kamienia, gdyż czczący go architekci są niezwykle konserwatywni i bardzo rzadko korzystają z innych materiałów. Obcym odpoczywającym w świątyniach potężne mury oraz wspaniale wykończone sufity i ściany dają wrażenie przebywania w żywej skale. Klejnoty - szczególnie rubiny i sardoniks - są popularnym elementem dekoracyjnym, ale fragmentów wykonanych z drewna można by ze świecą szukać. Największe świątynie poświęcone Władcy Ziemi znaleźć można - przy dużej dozie szczęścia, gdyż są dobrze ukryte - w górach Orsraun, na Grzbiecie Świata, w stanowiących wschodnią ścianę Zakhary górach Muaraghal oraz w górach Wu Pi Te Shao. Wszystkie one powstały w naturalnych jaskiniach i przy pomocy doskonałych rzemieślników zapełniły pustki, które w nich panowały. Dodać należy, że świątynia z gór Mauraghal należy do najświętszych miejsc kultu tego bóstwa i każdy szanujący się grumbaryta co najmniej raz w życiu powinien odbyć doń pielgrzymkę.
Wyznawcy Grumbara wznoszą modły do swego patrona każdego ranka oraz każdego wieczora, dziękując mu za zachowanie porządku oraz za to, że pozwala im przez kolejny dzień cieszyć się wędrowaniem po ziemi. Poza tym w kościele bóstwa obchodzone są dwa ważne święta. Przysięga Stąpania po Ziemi dotyczy wszystkich chcących wstąpić do kleru bóstwa. Składający ją ślubują nigdy nie podróżować wodą ani powietrzem, chyba że od tego zależeć będzie ich życie – nawet wtedy jednak wierny, który uciekł się do podróżowania dzięki zmiennym wiatrom, ryzykuje utratę dostępu do większości zaklęć. Drugą ważną uroczystością jest Braterstwo z Ziemią. W tym wielkim, poprzedzonym długimi modłami święcie uczestniczą tylko archonci, którzy przywołują braci z Planu Żywiołu Ziemi i obdarowują darami, które ci zabierają z powrotem do Grumbara. Warto jeszcze wspomnieć o tym, że w dzień Śródlecia wierni Grumbara zbierają się razem, by złożyć dziękczynienie za kolejny miniony rok i rozmyślać nad nadchodzącym, planując zawczasu swoje działania. Pomysły oraz działania raz wszczęte mogą zostać rozwinięte, zmienione lub przerwane dopiero podczas kolejnego spotkania podsumowującego rok
– Onyks zakończył swój wywód.


[info na temat Grumbara zaczerpnięte ze strony [link widoczny dla zalogowanych]
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 12:38, 11 Lis 2009     Temat postu:


Onyks z niejakimi problemami przytargał zesztywniałe ciało do wioski. I o ile zanim wyruszyliście poza osadę, na ulicach nie było żywej duszy, o tyle teraz zleciało się pół jej mieszkańców, zafascynowanych nowym odkryciem. Ludzie patrząc na ciało, gadali między sobą i dziwnie na was łypali, jakbyście to wy dopuścili się tego mordu. Szybko zidentyfikowano nieboszczkę – była to zielarka, która odwiedziła dzisiejszego ranka wdowę po rozszarpanym przez bestię mężu. Cóż, teraz sama podzieliła jego los.

Robiło się coraz zimniej, mróz nieprzyjemnie łechtał drogi oddechowe, więc po zabraniu ciała przez miejscowych, udaliście się do karczmy. Kellen, nieco obolały po potyczce z Kayą, siedział nad trzecią flaszką wódki rozmawiając o czymś z Ciszą. Onyks natomiast zniknął w pokoju z Katią i Dergo, a ich dysputy trwały naprawdę długo. Kaya, co nie było ostatnio niczym dziwnym, wybrała towarzystwo Zarana, z którym zaszyła się w swoim pokoju.

Wieczór ciągnął się leniwie. W karczmie nie przebywało wielu gości i raczej nie było w tym nic dziwnego – ostatnio nikt nie wychodził po zmroku, jeśli tylko nie musiał. Karczmarz krzątał się od czasu do czasu po izbie przecierając stoły, czy też zbierając puste naczynia, jego córka natomiast stała za szynkiem i rozmawiała z jakimiś mężczyznami, z czego jeden tuż obok zakończył dzień śpiąc na blacie. W kominku trzaskały grube drwa otulając salę usypiającym ciepłem.



Było już dobrze po północy, sala niemal całkiem opustoszała, w kącie siedział tylko mrukliwy Kellen, a jego chwiejne ruchy wskazywały, że wypił chyba za dużo tego wieczora. Cała wioska ułożyła się do snu, gdy nagle dobiegł wrzask od strony ulicy. Uzbrojeni, gotowi na najgorsze, spotkaliście się w głównej sali. Zaklinacz z wielkim, spuchniętym nosem zataczał się między stołami, Kaya również nie wyglądała najlepiej – w blasku ognia Zaran dostrzegł jak szklą jej się oczy, ma rumieńce i co chwila przeciera skronie. Mimo wszystko wybiegliście w mrok nocy.



Około 60 kroków w dół ulicy, pośród migotliwego światła latarni, spostrzegliście bestię – potężnie zbudowanego wilkołaka. Poszarpany grzbiet błyszczał kolcami posklejanej zamarzniętą krwią sierści, gdy potwór pochylał się nad najświeższą zdobyczą. Dwa drgające jeszcze ciała, leżały wprost pod łapami bestii, w poplamionym krwią śniegu. Mięsiste, wilcze szczęki pracowały bezlitośnie niczym nożyce, gdy przypominające sztylety kły wbijały się w ciało. Poprzez zawodzenie wiatru usłyszeli ohydne odgłosy łapczywie przełykanego mięsa.
Wtedy stwór uniósł mokrą, ociekająca od krwi paszczę i spojrzał na was świdrującymi oczami. Warknął tak, że aż zjeżyły wam się włosy.



Na domiar złego, z uliczki obok wyszedł leniwie zwierzęcy towarzysz wilkołaka, który dołączył do swego pana łypiąc na was swymi demonicznymi oczyma.



Widać było, że obaj czekają na kolejny wasz ruch. Wilkołak obserwował was wypuszczając niespokojnie parę z nozdrzy.
- Chypa wisiałem kotka. – wybełkotał Kellen wskazując palcem na wilkołaka. Spojrzeliście na niego – uśmiechał się głupio i był całkiem zalany, co nie wróżyło dobrze w perspektywie walki z bestią.

Kilku wieśniaków wyszło przed swoje domy zaalarmowani wrzaskami, jednak wystarczyło jedno warknięcie potwora by ci na powrót zniknęli w swoich chatach.

- Sprópuj się smieszyć s tym. – bełkot Kellena rozniósł się po okolicy, a zaklinacz próbował rzucić swoją futrzaną kulkę przed siebie. Niestety, pod wpływem alkoholu koordynacja półdrowa nie była najwyższych lotów, a kulka zamiast wylądować przed wami, potoczyła się pod jedną z chat. Zaklinacz zaklął szpetnie pod nosem i chwiejnym krokiem przycupnął przy pobliskiej werandzie próbując wygrzebać spod niej swego zaklętego przyzwańca.

Katia, Dergo

Strach wywołany krwawą sceną przez chwilę was zamurował. Widzieliście coś podobnego pierwszy raz w życiu i nie mogliście się ruszyć. Czuliście jak ogarnia was wewnętrzna panika przed wielkim likantropem.

Kaya

Czułaś się paskudnie – w kościach strzelało, bolały cię stawy. Do tego te nieprzyjemne dreszcze. Stercząc na mrozie cała dygotałaś, a każdy najmniejszy ruch sprawiał ból. Obraz przed oczami rozmazywał się, w uszach podzwaniało od czasu do czasu. Zdawałaś sobie sprawę, że jesteś chora, nie napawało to optymizmem przed starciem z wilkołakiem i jego kompanem. Dobyłaś swego sztyletu, który, jak ci się zdawało, ważył teraz kilka razy więcej. Przetarłaś zroszone potem czoło i spróbowałaś skupić wzrok na swym celu, przyjmując pozycję do walki. Wiedziałaś, że łatwo nie będzie.


[Kwestie techniczne: Katia i Dergo – paraliż strachu na jedną rundę, Kaya ma ograniczone możliwości ze względu na to, że jest chora, Kellen jest pijany, co równa się z powyższym, jedynie Zaran, Cisza i Onyks mogą walczyć bez handicapu. Acha, wiadomo, że gramy heroic, ale postawa ‘heroic idiot’ będzie przeze mnie karana w odpowiedni sposób, więc zastanówcie się, zanim coś zrobicie Wink. W razie pytań, łapcie mnie na GG. Wish you good fight! Very Happy]
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:59, 11 Lis 2009     Temat postu:



Kaya & Zaran

Zaran zapukał do drzwi pokoju Kayi i poczekał aż kobieta odpowie. Dość niechętnie, ale wstała i podeszła do nich.
- Kogo niesie? Jeśli to ty, Kellen, to od razu sobie daruj, bo ci coś jeszcze złamię.
Zza drwi usłyszała stłumiony śmiech wojownika. - Nie... obiecałem ci, ze pogadamy, prawda? - zapytał Zaran, poważniejąc.
Otworzyła i wpuściła postawnego mężczyznę. Bogowie, był prawie tak wysoki i szeroki jak drzwi! Kaya pokręciła głową, szybko wracając do łóżka. Nadal miała nieprzyjemne dreszcze i wolała nie wychodzić spod kołdry.
- Zarygluj drzwi - ni to powiedziała, ni poprosiła.
- Wiadome - mruknął Zaran. Westchnął i usiadł kolo Kayi. - Jak sie czujesz? - zapytał, zdejmując rękawicę.
- Na tyle dobrze, żeby ci łapy poprzetrącać, jeśli jesteś zimny i masz zamiar mnie dotykać - odpowiedziała, uśmiechając się krzywo. Była w bojowym nastroju, co chyba świadczyło samo za siebie o jej samopoczuciu.
Zaran się uśmiechnął. - Kellen siedzi na dole i pije z tego co widziałem, wiec mozemy spokojnie porozmawiać. Nie mam zimnych łap i uspokój isę an chwilę, dobrze? Sytuacja wymaga jednak chłodnego osądu - mruknął. - Dasz radę? - zapytał.

- Nie chcę niczego, co ma związek z zimnem - jęknęła. - Ale dawaj, przyjmę to jak mężczyzna. Jak Katia?
Owinęła się mocniej kołdrą i spojrzała w oczy wojownika. Nie lubiła, gdy był taki opanowany i w ogóle.
- Katia w porządku. Porozmawialiśmy. Sądzę, że straciłem w jej oczach, ale to było nie od uniknięcia. Teraz słuchaj. Ten półdrow może wpaść na jakikolwiek kretyński pomysł, wiec nie mogę zostawiać Katii samej na zbyt długo. Ty już udowodniłaś, że potrafisz sobie dać radę z tym kretynem. Nie chcę, by ona to musiała udowadniać. Z tego co słyszałem po zapukaniu, jesteś we właściwym nastroju, by w razie czego znów mu nakopać. Jednak z drugiej strony jesteś chora i z tego co rozumiem - osłabiona. Dlatego mam propozycję - przenieś się do czasu wyzdrowienia do naszego pokoju. W ten sposób będę mógł mieć oko na Katie i przy okazji nie będziesz siedzieć w pokoju sama. Jeśli nie chcesz - dobra, twój wybór, po prostu... - wojownik skrzywił się na chwilę. - Trochę się o ciebie martwię.

Kaya usiadła na łóżku i przez chwilę się przyglądała mężczyźnie. Zastanawiała się nad jego propozycją i nie wiedziała, co ma odpowiedzieć.
- Po pierwsze, nie musisz się bać, że Kellen coś zrobi twojej córce. On takie rzeczy załatwia z osobą, do której ma jakieś żale. Czyli ze mną lub z tobą. Druga sprawa, to mogę się przenieść, ale nie wiem, czy mała by była zadowolona z mojej obecności. A trzecia, to nie chciałabym nikogo zarazić. Czuję, że jednak choroba mnie rozkłada - powiedziała, robiąc lekko zmartwioną minę. - Dziękuję, że się martwisz.
Złapała jego dłoń i przyłożyła sobie do rozpalonego policzka, zamykając na chwilę oczy. Był taki miły dla niej, taki pomocny.

Zaran uśmiechnął się słabo. Ulżyło mu po tym, co powiedziała Kaya. - Martwią mnie też inne rzeczy, ale nie jestem pewien czy mogę zapytać... - powiedział, delikatnie gładząc ją po policzku.
- Pytaj - odpowiedziała pewnym siebie głosem. - Najwyżej nie odpowiem - dodała, puszczając mu oczko.
- Czy ty jakoś... - zawahał się. - się zabezpieczasz przed ciążą? - zapytał.
Kobieta wybałuszyła na niego oczy, po czym zaśmiała się.
- Wy, faceci, zupełnie nie myślicie! Gdyby tak nie było, to miałabym już z tuzin bachorów z Kellenem, czyż nie? Nie chcę mieć dzieci.
- Pytałem się dla pewności. Miałabyś całą armię ćwierćdrowów, ćwierćelfów? - mruknął Zaran. - Hm, dobra... - przestał się uśmiechać. - Powiedziałaś, że opowiesz mi o sobie.. znaczy o przeszłości.
- Co konkretnie cię interesuje?
- Twoja przybrana rodzina - mruknął Zaran. - Mam wrażenie, ze najlepiej ci tam nie było...
Kaya westchnęła ciężko, chyba nie lubiła tego tematu. Jednak skoro obiecała, to miała zamiar dotrzymać słowa i opowiedzieć o sobie i swojej "rodzinie".
- Miałam chyba dziesięć lat, kiedy mnie znaleźli i przygarnęli. Elf, tropiciel i drowia kapłanka bogini Eilistraee. Mieszkali razem w sercu lasu, a Kellen był ich najmłodszym dzieckiem. Chcieli, żeby miał się z kim bawić, ale wyszło nieco inaczej... Zawsze mi mówili, że mam się go słuchać i robić to, co powie. Bo jest starszy, bo jest moim bratem - półelfka wzruszyła ramionami. - Traktował mnie jak swoją własność, jak psa. Po sześciu latach miałam już tego tak serdecznie dosyć, że uciekłam i razem z jakąś karawaną dotarłam do miasta. Kilka lat później przypadkowo trafiłam na Kellena, przy okazji plądrowania jakiegoś starego grobowca. No i tak to trwa - powiedziała, jakby opuszczając pewne fragmenty swojej historii.

- Hm, straciłaś swoich prawdziwych rodziców? - zapytał Zaran.
- Można tak powiedzieć - odpowiedziała wymijająco. - Chyba się trochę zdrzemnę...
Zaran się skrzywił. - Rozumiesz wszystko doskonale, wiesz, że zostałaś "spreparowana" jako zabawka dla Kellena i mimo to chcesz uniknąć tłuczenia go - mruknął Zaran. - U nas w Dekapolis był taki dom. Mieszkał w nim mężczyzna i jego przybrana córka. Pewnego pięknego dnia, gdy sąsiedzi skumali się, że znęca się nad dziewczyną, wyciągnęli gościa przed dom i zatłukli na śmierć gołymi pięściami. Dziewczyna dostała to, co ten gość wcześniej posiadał. Jak zwijałem się z Dekapolis, miała już kochającego męża i dwójkę dzieci - mruknął. - Kaya. Doświadczyłaś kiedyś uczucia miłości?
- Nie - odpowiedziała, jakby się lekko ociągając. - Ładna historia, większość osób nie ma takiego szczęścia. Moja matka... była elfką. Kiedyś podróżowała lasem i jakiś mężczyzna ją ogłuszył. Zabrał do swojego domu, po czym więził przez blisko dwanaście lat. Niemal co noc gwałcił, bił i maltretował. Jestem owocem tego chorego "związku" - powiedziała bez emocji. - Raz, kiedy ojciec zaczął się i do mnie dobierać, uciekłam, spędziłam całą noc w lesie. Rano wróciłam, żeby pomóc mamie uciec od tego zboczeńca, ale zastałam tylko jej porąbane ciało porozrzucane po całej chatce. Ojca nie było i go już nigdy więcej nie spotkałam.

Zarana na chwilę przytkało. Skrzywił się. - Hm... no to odebrałaś mi mowę - mruknął, gładząc ją po włosach. - Ale w sumie i tak musisz wstać by zamknąć za mną drzwi - mruknął i westchnął. - Pogadam z Katia o opcji twojego nocowania w jednym z naszych łóżek. My zajmiemy drugie by się nie zarazić - powiedział mężczyzna. - Dobra?
- Dobra - odpowiedziała, pocierając skronie. - Nie chcę cię wyganiać, ale możesz już sobie iść? Nie czuję się dobrze i chciałabym odpocząć...
- Waśnie chciałem zaproponować, byś szła spać - mruknął Zaran, wstając. - Musisz odpoczywać...
Chciał coś jeszcze dodać, ale dźwięki z dołu mu w tym przeszkodziły. Odgłosy nasilały się, więc chwycił za miecz i wybiegł przed karczmę. Kaya chcąc nie chcąc wygrzebała się z pościeli i podążyła za nim.
- O, kurwa – wymsknęło się kobiecie, gdy ujrzała wilkołaka i to coś, towarzyszące mu. Od razu pożałowała, że wyszła z łóżka. Zalany w trzy dupy Kellen nie mógł się na wiele przydać, więc musiała się zebrać w sobie i zmusić do trzeźwego myślenia. Chory organizm nie reagował z tą samą szybkością i siłą co zwykle, mogli mieć poważne problemy.
„Oby tylko Drow był trzeźwy…” – pomyślała kobieta i zaraz przeszły ją dreszcze wywołane gorączką.
Zobacz profil autora
Haszaman




Dołączył: 03 Lis 2009
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 22:57, 11 Lis 2009     Temat postu:



Cisza

Drow mimo że nie solidaryzował się z Kellenem, wciąż nie potrafił zrozumieć podejścia Kayi, przynajmniej do niego samego. Mimo że w swoim życiu zabijał za gorsze teksty, jej jakoś wszystko darował. Ograniczył się jedynie do nie zwracania najmniejszej uwagi ani na nią ani na Zarana. Odkąd ujrzał nieprzytomną Katię, nie odzywał się za dużo. Co jakiś czas rzucał tylko ukradkowe spojrzenia małej, jednak gdy zdawał sobię sprawę że ktoś spogląda na niego odrazu odwracał wzrok. Ciężko było nie wyczuć całej niechęci jaką darzył Onyksa, mimo że ignorował go tak jak resztę, pretensje jakie miał do niego zdawały się wręcz przybierać namacalną postać.

***

Kiedy Kellen zaproponował by się napić, zgodził się z wielką chęcią. Sam siedział tylko słuchając tego co Zaklinacz do niego mówi, a mimo że patrzył na niego wzrok miał jakby nieobecny. Kiedy Kellen zamówił drugą butelkę wódki, zwyczajnie zaczął go oszukiwać, korzystając z jego upojenia i wylewał potajemnie alkohol do dzbana obok stołu. Wiedział że Zaklinaczowi przyda się trochę odpoczynku a po alkoholu zaśnie bez problemu. Kiedy w końcu przy trzeciej butelce, Kellen skulił się w sobie i przestał opowiadać Drow podniósł się z miejsca i ruszył w stronę swojego pokoju. Wszedł powoli po schodach, minął kilka pokoi aż doszedł do pokoju Zarana. Upewniwszy się że wojownika nie ma w środku i że Katia śpi głębokim snem otworzył cicho drzwi i stanął w progu. Oparł się ramieniem o framugę i spoglądając na śpiącą dziewczynkę odpłynął myślami. Znacznie go to uspokoiło, kiedy upewnił się że nic małej nie jest. Wiedział że bez tej pewności nie będzie mógł się wyzbyć wspomnień które i tak wystarczająco męczyły go we snach na jawie. Kiedy usłyszał skrzypnięcie desek na schodach, zamknął pospiesznie drzwi od jej pokoju i szybkim krokiem poszedł ku schodom prowadzącym do jego pokoju na poddaszu.

Gdy tylko zamknął drzwi podszedł do okna i otworzył je. Wsparł dłonie o parapet i zaciągnął się świeżym powietrzem, po chwili wypuścił delikatny obłok pary. Wówczas dostrzegł jakiś ruch pomiędzy drzewami, pewnie któryś z patrolujących wieśniaków poszedł się odlać. Głupiec nie zdawał sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Drow odwrócił się od okna zostawiając je otwarte by wprowadzić nieco chłodnego świeżego powietrza, po czym podszedł do stolika na którym leżał jego miecz. Ściągnął swoją koszulę, odsłaniając tym samym mocno wyrzeźbiony i poznaczony setkami blizn tors. Ułożył koszulę na stoliku obok miecza, po czym schylił się i podwinął nogawki od swych spodni. Wyprostował się i wziął miecz półtoraręczny. Podszedł na środek pokoju i zaczął jak co wieczór trening od wymierzania prostych cięć w powietrzu, z czasem przechodząc do bardziej skomplikowanych kombinacji a potem do akrobatycznych wyczynów. Wiedział że systematyczny ale żmudny trening daje najlepsze rezultaty.

Kiedy poczuł że każdy z mięśni zaczyna go palić nie do zniesienia, uznał ze wystarczy treningu. Nie mogąc pozbyć się dziwnego poczucia niebezpieczeństwa, chwilę się zastanawiał jednak uznał że czas oddać się medytacji. Usiadł na swym dywaniku krzyżując nogi i wówczas usłyszał przez otwarte okno owy wrzask. Poderwał sie na nogi i podbiegł do okna aby spojrzeć w stronę lasku, nic nie zauważył. Ale czego właściwie się spodziewał, przecież ten którego widział już dawno skończył sikać... Chyba że to co widział nie było wieśniakiem. Nie tracąc czasu wychylił się przez okno i chwycił miecz w zęby, po czym zszedł po wystających deskach przybytku jak najniżej się dało. Zeskoczył na śnieg, próbując jednocześnie wyłapać źródło owego wrzasku. Jednak nic nie poczuł. Powoli i w miarę cicho wyszedł na ulicę tuż obok wyjścia z karczmy. W tym momencie spostrzegł że i reszta drużyny wybiegła z przybytku. Dopiero po chwili dostrzegł postać wilkołaka znajdującego się po drugiej stronie uliczki, kilka metrów od niego. Słysząc uwagę Kayi obrzucił ją jedynie zniesmaczonym spojrzeniem, miał ochotę zamiast wilkołaka, zaatakować ją bo wyraźnie działa mu już na nerwy z tymi swoimi bezpardonowymi oczekiwaniami wobec niego.

Zakręcił mieczem młynka przekładając go do prawej ręki po czym zaczął powolnymi kroczkami iść w bok, by okrążyć wilkowatego, jednocześnie nie spuszczał go z oczu. Dłoń lewą lekko ku górze uniósł zginając nadgarstek w dół, przygotowany by w razie potrzeby poddusić Wilkołaka za pomocą mocy i obezwładnić go tym samym na chwilę. Czekał tylko na jego krok, jednocześnie próbując zajść go od tyłu lub zwyczajnie stanąć bardziej z boku. Skoncentrowanie w jakie wprawił swój umysł było o tyle mocne że dobrze się rozgrzał w pokoju, czuł jak moc przepływa po całym jego ciele powodując przyjemne mrowienie napawające pewnością siebie. Oczy błyszczały mu zarówno z podekscytowania jak i z niepewności. Nareszcie był w swoim żywiole, i nareszcie jak zwykle zresztą czuł to specyficzne podniecenie.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:40, 13 Lis 2009     Temat postu:



Kaya

Post pisany wspólnie z MG, zawiera ważne dla Ciszy i innych informacje odnośnie walki.

Kiedy tylko Drow się na nią spojrzał, odniosła dziwne wrażenie, że jej nie lubi. Ba! Nie cierpi. Uśmiechnęła się lekko, miała to tak głęboko w dupie, na ile kij od szczotki by sięgnął i w ogóle się tym nie przejęła. Poza tym to było tylko takie przeczucie.

Stanęła z resztą drużyny na przeciwko wilkołaka, żałując, że wyszła z ciepłej pościeli. Sztylet dziwnie ciążył w dłoni, skronie pulsowały nieprzyjemnie, a ciało zdawało się być nienaturalnie sztywne i obolałe. Czuła każdy mięsień, każdy staw i każdą kość, wiedziała, że to nie będzie miła potyczka. Spojrzała w stronę rozszarpanego ciała i momentalnie zbladła.

Zimno. Bała się wracać. Mokre liście przyczepiły się do jej bosych stóp, kiedy skradała się w stronę domu. Nie widziała żadnego ruchu, nie słyszała żadnych dźwięków. Czyżby ojciec jeszcze nie wrócił i nadal jej szukał? Rozejrzała się szybko dookoła, zerknęła za siebie i odetchnęła z ulgą. Nikogo tam nie było.

Powoli i ostrożnie postąpiła kilka kroków do przodu, starając się robić jak najmniej hałasu. Uchyliła lekko drzwi, zaglądając niepewnie do środka. Nienaturalna cisza zmroziła jej krew w żyłach.
- Mamo? - szepnęła.
Bała się wracać, ale nie mogła mamy tak zostawić samej. Odpowiedziała jej jedynie martwa cisza. Kaya przełknęła głośno ślinę, mając złe przeczucie. Łzy napłynęły dziewczynce do oczu, gdy powoli szła dalej, a mama nie wychodziła jej na spotkanie. W powietrzu unosił się dziwny zapach, słodki i metaliczny, przyprawiał małą o mdłości.

Minęła wspólną izbę i zajrzała do sypialni. Po całym pomieszczeniu walały się kawałki porąbanego ciała elfki, a ściany i podłogę zalewała krew. Kaya nie była nawet w stanie krzyknąć. Ile sił w nogach wybiegła przed dom i uciekła do lasu.
Było jej zimno i cholernie się bała wracać.


Wspomnienie było tak mocne, że na chwilę zdekoncentrowało Drowa. Wilkołak wykorzystał tę dekoncentrację i złapał ciemnoskórego za gardło, zaczynając go dusić. Wojownik miotał się w potężnym uścisku, ale jasnym było dla niego, że nie zdoła się uwolnić. Kaya, wracając swym umysłem do rzeczywistości, przetarła oczy i zatoczyła się dwa kroki. Gorączka się wzmagała, a ona co chwilę traciła ostrość widzenia. Zobaczyła, jak wilkołak dusi Drowa i zebrała się w sobie, by interweniować.

Zniknęła, zachodząc bestię od tyłu i rzuciła mu się na kark, zatapiając ostrze sztyletu w plecach. Wilkołak ryknął przeraźliwie, po czym puścił Ciszę i sięgnął do tyłu. Złapał Kayę, zatapiając długie pazury w jej barku i cisnął kobietę na przeciwległą ścianę. Drow był wolny, ale atak skrytobójczyni tylko rozwścieczył bestię. W dwóch susach wilkołak znalazł się przy Kayi i nim ktokolwiek zdołał zareagować, ugryzł kobietę w bok. Półelfka krzyknęła przeraźliwie i na swoje szczęście zemdlała. Likantrop jednak nadal nad nią stał.

Kellen w końcu odnalazł kudłatą kulkę i przywołał Harana, który rzucił się na włochatego kompana wilkołaka akurat w momencie, gdy tamten szykował się do skoku na sparaliżowaną strachem dwójkę - Katię i Dergo.

[To taka chwilowa wstawka, MG resztę opisze w swoim poście. I zacznijcie deklarować, bo za każdy dzień zwłoki kolejna osoba będzie eliminowana z walki xD]
Zobacz profil autora
Mekow




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunmow

PostWysłany: Pią 22:21, 13 Lis 2009     Temat postu:



Dergo (człowiek w 100% !!!)

Chłopak był już przekonany, że znowu przyjdzie mu siedzieć pozostawionemu samemu i zastanawiać - a raczej martwić się, o losy swojej siostry oraz swoje. W tych okolicznościach bardzo się cieszył z odwiedzin Kati. Rozmowa była bardzo miła i Dergo poczuł, że już się jej nie boi, co ostatnio bardzo go trapiło. Odczuł też, że został zaakceptowany przez pierwszą osobę z całego ich towarzystwa. Jeśli Ona go zaakceptowała, to i jej ojciec nie będzie go już krzywdził.
Owszem, dla niego okoliczności się poprawiły, ale dla innych pogorszyły. Osobiście, Dergo wolał się w to nie mieszać, ale opowiedział się już po jednej ze stron. Jak sądził tej właściwej, więc nie żałował tego, a nawet przeciwnie - sam podjął tę decyzję i za to został pochwalony.
Potem Katia zaciągnęła go do Onyksa i przekonała kapłana, aby ten zajął się jego zranioną dłonią. Wspaniale się czuł pod jej opieką - zupełnie jakby była jego młodszą siostrą. Porozmawiali też przy okazji we trójkę i Dergo poczuł się jeszcze lepiej niż wcześniej.


Niestety wtedy musiało się się wszystko zawalić i zepsuć dobrą atmosferę. Zaalarmowany Dergo chwycił broń i razem z pozostałymi wybiegł przed budynek.
Nie było by tak źle, gdyby nie to coś, co chłopak tam ujrzał. To było gorsze i bardziej przerażające niż jakakolwiek bestia jaką mógłby sobie wyobrazić. Gorsze, bo były to aż dwa, dokładnie takie potwory.
Dergo zdał sobie sprawę, że skoro mają do czynienia z wilkołakami, bo tak to wyglądało, to chłopi, którzy nie pozwolili mu zostać z tamtą poranioną kobietą ocalili mu życie - o mały włos został by z nią sam na sam, a sam na sam z takim wilkołakiem oznaczało by jego... wolał nie myśleć co, ale tak się wystraszył, że zapomniał jak się oddycha i mało nie padł na ziemię.
Zobacz profil autora
WinterWolf




Dołączył: 05 Lip 2006
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze 113-tej warstwy Otchłani
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:01, 13 Lis 2009     Temat postu:



Dergo, Katia, Zaran, Onyks

Zaran splunął.
- Cholera - obejrzał się na kapłana. Onyks zapewne już zaczął rzucać właściwe zaklęcie. Niemagicznym toporem to on może wilkołaka tłuc do emerytury...
Kapłan miał na szczęście bardzo dobre wyczucie odnośnie boskich interwencji. Skoncentrował się na energii, której udzielił mu Grumbar. Było to o tyle specyficzne, że Pan żywiołów udzielał błogosławieństwa ziemi, a Onyks za każdym razem czuł się jakby wracał do domu, w którym zbyt długo go nie było. Otoczyła go lekko brązowawa poświata przetykana nitkami błękitu. Po kilku chwilach złapał mocno topór wojownika, zupełnie jakby był tylko strumieniem i chciał napełnić oręż mocą.
- Katia, jak coś mam srebrny sztylet przy pasie! – rzucił jeszcze do dziewczynki nim zajął się napełnieniem magią swojej broni.
Katia oprzytomniała, słysząc wołanie kapłana i widząc jak wilkołak rzuca się na Kayę. Sięgnęła po naładowaną kuszę nie zwracając uwagi na dziwną bestię i na Harana, który rzucił się do walki z tym wilkopodobnym bydlakiem. Zdjęła zabezpieczenie i strzeliła do wilkołaka, żeby odwrócić jego uwagę od kobiety.
Dergo musiał wziąć się w garść i pokazać czego przydatnego nauczyły go jego starsze siostry. Jednym ruchem zrzucił z miecza pokrowiec i złapał broń obiema dłońmi - tym razem nie tyle, aby oszczędzać dłoń, co aby lepiej sprawić się w walce i zadać podwójnie silne ciosy.
Nie wiedział jak sprawi się tygrys Kellena, więc wolał być przygotowany. Ruszył się kilka kroków w stronę walczących bestii, trzymając miecz skierowany ostrzem na dziwnego worga, tak aby nadziać na nie nacierającą bestię - uznał, że to będzie bardziej skuteczne niż cięcia. Te dwa kroki do przodu zrobił też mając nadzieję, że osłoni Katię, która nie była zbyt dobrze uzbrojona jak na takich przeciwników.
Mała widząc, że Dergo przesłonił jej widok, oddzielając ją od dziwnego wilkopodobnego stwora i Harana porzuciła kuszę i wyciągnęła zza pasa grumbaryty jego srebrny sztylet gotowa w razie potrzeby wesprzeć walczących i potraktować bronią wilkołaka… Albo to drugie coś...
Zaran nie skomentował tego co stało się w czasie, gdy kapłan rzucał zaklęcie. Na razie trzeba było ochronić Kayę przed tym człekokształtnym kundlołakiem. Przerośnięty worg na razie miał własne "problemy", więc Zaran ruszył naprzód, planując atak na wilkołaka i cofnięcie się o dwa kroki. Musiał ściągnąć uwagę istoty, ale nie mógł wystawiać się jak kretyn. Miał nadzieję, że Cisza wciąż nadawał się do walki.
Zobacz profil autora
Haszaman




Dołączył: 03 Lis 2009
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 3:22, 14 Lis 2009     Temat postu:



Cisza

To co Drow ujrzał kompletnie zbiło go z tropu i rozbiło całą koncentrację. Przez chwilę nie wiedział gdzie jest i co się z nim właściwie dzieje. Nie był w stanie odróżnić wspomnień Kayi od rzeczywistości, wszystko zlało się jakby w jedną całość. Nie widział tej zawsze wyraźnie dostrzegalnej granicy. Świat przed oczami zawirował mu jak szalony. Nagle poczuł jak coś mocno zaciska się na jego szyi, mimo że nie widział cóż to jest, czuł
że nie popuści mu dopóki go nie udusi. Kompletnie zatracił się w tej wizji, nie wiedział co tak naprawdę działo się w świecie realnym, bowiem owy sen stworzony z myśli zabójczyni przyćmił wszystko. Po raz pierwszy od bardzo dawna poczuł to niesamowite uczucie. Uczucie wszechogarniającej pustki. Pustki która swymi łapskami wydzierała jego świadomość, jego wewnętrzne ja z cielesnej powłoki. Czuł że unosi się kilka stóp nad swym ciałem, widział świat z perspektywy lotu ptaka. Pamiętał to niezwykle ekscytujące uczucie, uczucie napawające go ekstazą którą nie sposób było opisać. Widział światło do którego zaczął powoli zmierzać, niezwykle podekscytowany. Wiedział że oto śmierć wita go z otwartymi rękoma. Pogodził się ze wszystkim, bo to co na niego czekało po drugiej stronie było piękne i niezwykle obiecujące. O dziwo reszta zebranych w okół niego osób mogła doświadczyć tego samego uczucia, bowiem umysł jego wysłał silny, niekontrolowany telepatyczny obraz.

Przeraźliwe światło nie pozwalało mu dostrzec niczego.
-To nie czas na Ciebie... Nie powinno Cię tu być... Jeszcze nie nadszedł twój czas...- Usłyszał głos małej dziewczynki.
-Rizza... Rizza... Gdzie jesteś?- Wykrzyknął odkrywając że głos znów mu powrócił.
-Gdzie jesteś kochanie? Ja... Ja nie pozwolę! NIE!- Czuł jak łzy zaczynają cieknąć mu po policzkach. Czuł znów ten sam strach... To samo przeraźliwe uczucie któremu nie umiał zapobiec.
-Wróć tam skąd przybyłeś... Ja zaczekam... Ja zaczekam tato...- Powiedziała dziewczynka spokojnie. Tak spokojnie że w jego sercu znów zagościła pewność siebie.


Czuł jak spada, jak znów odradza się w nim życie. Czuł jak umysł na nowo spaja się z ciałem w jednolitej harmonii. Obraz stawał się bardziej wyrazisty, jednak napływające do oczu łzy skutecznie to spowalniały. Dojrzał przed sobą zarys paskudnej wilczej mordy. Mordy która coś zaczęła mu przypominać. Wówczas zdał sobię sprawę co tak naprawdę się działo. Sięgnął ręką do zaciśniętej na jego szyi łapy, chcąc ją jakoś odgiąć i spróbować się uwolnić. Lecz wówczas uścisk sam się poluźnił. Drow opadł na ziemię, jednak nie przewrócił się. Klęcząc na jednym kolanie i wspierając się wolną dłonią, zaczął charcząc i kaszląc przeraźliwie łapać dech w piersiach. Kiedy po chwili zebrał się w sobie spojrzał przed siebie na odwróconego plecami wilkołaka. Krew nabiegła mu do głowy, przez co nabrał ciemniejszego koloru, zaś żyłka na skroni sprawiała wrażenie jakby miała zaraz wybuchnąć. Poderwał się na nogi i korzystając ze swych zdolności, a przede wszystkim z wezbranego w nim gniewu rzucił się, usprawniając psionicznie, w stronę wilkołaka.
-ŁAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA- Wykrzyknął zachrypniętym głosem, którego od dawien dawna nie używał. Znajdując się kilka kroków przed wilkołakiem wzbił się w powietrze i wykonując efektowny obrót mieczem skierował ostrze w dół próbując przebić bestię w pionie. Był wściekły z wielu powodów, a ujścia swej złości szukał w uśmierceniu bestii.
Zobacz profil autora
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny

 


Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach