Wysłany: Czw 22:30, 05 Lis 2009
Temat postu:
Cisza
Drow rzucił ukradkowe spojrzenie w stronę Kayi gdy ta zeszła na dół, po chwili spojrzenie przerzucił na Karczmarza gdy dotarły do niego jego myśli, po chwili jednak wrócił do obserwowania wilczka który popijał mleko z miseczki. Gdy wilczek skończył, Cisza obrócił się w stronę Kellena i jednym haustem wypił całą zawartość ze swego kielicha, wpatrując się w nowego kompana. Ciekaw był czy ten zechce powitać go w drużynie pradawnym zwyczajem.
Kellen zawołał gospodarza i zamówił flaszkę krasnoludzkiej wódki, która po chwili wjechała na stół. Zaklinacz rozlał do drewnianych literatek ognistą wodę, po czym uniósł kubeczek do ust.
- Chyba wpadłeś w oko Kayi, przyjacielu - uśmiechnął się i wychylił do dna, krzywiąc się lekko.
Delikatny uśmiech zadowolenia wpełzł na twarz drowa przyglądał się uważnie, wpierw jak karczmarz niesie wódkę, potem jak zaklinacz rozlał ją do kubeczków. Kiedy Kellen wychylił pierwszy kieliszek Cisza wziął swój do ręki i spoglądając zaklinaczowi w oczy powiedział z lekkim uśmieszkiem.
-A Tobie nie?- Po czym wypił do dna całą zawartość swojego naczynka.
- No wiesz, nie gustuję w mężczyznach, ale miło że spytałeś. - powiedział zaklinacz. - Myślę, że w Neverwinter znalazłbyś kogoś do tiowarzystwa, jeśli wiesz, o co mi chodzi. - uśmiechnął się nalewając sobie następną kolejkę.
Drow po raz kolejny uśmiechnął się tym swoim ironicznym uśmieszkiem po czym powiedział.
-Rozumiem że masz już w tym jakieś doświadczenie skoro wiesz gdzie co i jak...- Zrobił krótką przerwę, czekając aż zaklinacz rozleje wódkę do kieliszków i pochwycił swój.
-Wypijmy za owocną wyprawę!- Powiedział podsuwając kielonek do zaklinacza sugerując by stuknął się z nim.
- Rozgryzłeś mnie - półdrow wyszczerzył zęby i uniósł naczynie w górę. - Mam Kayę, więc żaden inny facet nie jest mi potrzebny. Ten jeden wystarczy. - stuknął się z nim literatkami.
Drow zanim opróżnił swój kieliszek, odczekał chwilkę przyglądając się zaklinaczowi z uwagą. Kąciki jego ust delikatnie uniosły się ku górze. Jednak nie odpowiedział, uznał że wpierw należy się napić, zanim zabierze głos. Gdy opróżnił swój kieliszek odstawił go na stół i powiedział.
-Czy ona w ogóle wie że ją masz?- Zapytał nie mogąc stłamsić wyraźniejszego uśmieszku. Wódka robiła powoli swoje, a po niej drow zawsze nabierał lepszego humorku i ciężko było mu powstrzymać uśmiech.
Kellen parsknął.
- Czy gdyby o tym nie wiedziała, to łaziła by za mną wszędzie i słuchała jak wierny pies? Kobieta musi wiedzieć, gdzie jest jej miejsce w szeregu. Poluzujesz jej smycz, a ugryzie cię w rękę. - zaklinacz narzucił niezłe tempo i polewał dalej.
Dłoń drowa zacisnęła się dość mocno w pięść po słowach Zaklinacza. Twarz jednak nie zmieniła ani na chwilę wyrazu. Wciąż z tym samym uśmieszkiem przyglądał mu się uważnie. Gdy tylko zaklinacz skończył polewać Drow sięgnął po kieliszek i opróżnił go do dna po czym powiedział.
-Pewnie masz rację...- Tutaj zrobił znów krótką pauzę po czym kontynuował.
-A jak długo jesteście ze sobą?- Dodał po chwili.
-Miała dziesięć lat jak moi rodzice ją przygarnęli. Teraz ma pięćdziesiąt, więc rachunek jest łatwy, czyż nie? - Kellen mówił z dziwnym tonem w głosie. Uśmiechał się przy tym jakoś inaczej. - Jesteśmy przyrodnim rodzeństwem, a łączą nas tylko interesy i łóżko. Czyż to nie piękne?
Drow zatoczył kieliszkiem po stole, dając delikatnie do zrozumienia że przydałoby się go napełnić. Wciąż wpatrywał się w niego z tym samym, teraz już odrobinkę sztucznym wyrazem twarzy. Nie doczekawszy się reakcji zaklinacza sam sięgnął po butelkę i rozlał pełne kielonki. Po czym powiedział.
-Każdy z nas zapewne ma inne wizje piękna zaklinaczu.- Ton głosu drowa był spokojny i wyzbyty z emocji, jak zwykle zresztą.
- Zapewne, choć ta wizja się zmienia z ilością wypitego alkoholu, czyż nie, towarzyszu? - stuknął się z psiowojownikiem i przechylił do dna. - Długo tutaj już siedzisz? Znaczy na powierzchni?
Drow również wychylił kieliszek do dna, po czym spojrzał na Zaklinacza marszcząc lekko brwi.
-Jakiś czas...- Powiedział wymijająco i rozlał kolejną kolejkę, jakby w ten sposób chcąc odejść od tego tematu.
-A Wy od jak dawna podróżujecie razem?- Spytał by już całkiem zmienić temat.
-Jakiś czas. - zawtórował mu Kellen. - Z Kayą od dawna i w różnych okolicznościach, z resztą od kilku dni. Zamierzałeś robić coś konkretnego ze sobą, zanim się nie pojawiliśmy? Miałeś jakieś plany? - wychylił. Wódka zaczynała działać błogo rozluźniając atmosferę. "Coś się dużo wypytuje o Kayę, pewnie też mu wpadła w oko, jak tej kupie mięcha, Zaranowi", pomyślał zaklinacz wykładając swe myśli idealnie na talerzu dla psychowojownika.
Drow jedynie uśmiechnął się, po usłyszeniu myśli zaklinacza. Wzroku nie spuścił z niego nawet na chwilę. Sięgnął po swój kieliszek i również opróżnił go do dna, jednocześnie rozlewając następną kolejkę.
-Rozmyślałem nad opuszczeniem Cormyru, lub ewentualnym wytropieniem moich ówczesnych towarzyszy. Po rozmowie z nimi zdecycdowałbym co dalej. Na szczęście lub nie, pojawiliście się wy. Więc ta kwestia rozwiązała się samoistnie.- Powiedział po czym wypił kolejny kieliszek. Mimo że czuł działanie alkoholu, z pewnością trunek działał na niego słabiej niż na zaklinacza którego umysł nie był aż tak wytrenowany.
-A wy macie zamiar robić coś dalej po tej wyprawie?- Zagadnął z zaciekawieniem.
-Znając życie, Kaya pewnie znowu będzie chciała gdzieś zwiać... Ma w tym wprawę. Na nieszczęście dla niej zawsze ją znajduję. - rzucił Kellen wypijając kolejną kolejkę. Alkohol czuł już dobrze w oczach i na skórze, która zrobiła się gorąca. Zaczynał też mieć ochotę i zastanawiał się, czy Kaya mu otworzy. - No, to chyba kończymy, nie? Obowiązki mnie wzywają... Znaczy, Kaya. Miło było się napić.
Drow nie odpowiedział już ani słowem. Skinął jedynie głową zaklinaczowi pozwalając mu oddalić się do pokoju Kayi. Sam zaś wlał sobie ostatniego kielonka i wypił go, resztki wlewając do kominka w którym odrazu ogień się rozbestwił. Nie wiedział ile czasu minęło, wpatrywanie się w kominek wyraźnie go odprężało. Kiedy oderwał w końcu zmęczone już oczy od paleniska, które powoli już wygasało rozejrzał się po karczmie. Było prawie pusto nie licząc karczmarza i innych osób z personelu oraz reszty drużyny. Uznał że należy udać się na poddasze do swego pokoju by w ciszy poćwiczyć przed następnym dniem a potem oddać się medytacji. Jak pomyślał tak zrobił, na blat stołu ułożył kilka monet by zapłacić za nowe obuwie oraz wino które wypił po czym wstał i zaczął iść w stronę poddasza. Gdy wspiął się na piętro zatrzymał się obok drzwi kochanków, słysząc ich nocne igraszki. Uśmiechnął się dość tajemniczo po czym ruszył w stronę swojego pokoju. Gdy dotarł na samą górę i zamknął w końcu drzwi rozejrzał się dla pewności czy wszystko jest na miejscu. Ten nawyk nie często okazywał się przydatny ale dla takiego gościa jak on wydawał się niezbędny do przeżycia. Korzystając z okazji jaką dawała mu zabawiająca się parka, dość głośno okazując swoją miłość, rozpoczął trening nie bojąc się że ktokolwiek przez to się zbudzi. Zaczął od wymierzania w powietrzu cięć swym półtoraręcznym mieczem, potem przeszedł do bardziej zaawansowanych kombinacji a skończył na akrobatycznych wyczynach oddając się z pasją temu co kochał najbardziej. Kiedy skończył, opadł na swoją pryczę cały spocony. Sięgnął po jedną z koszul i otarł nią pot z czoła. Tego było mu trzeba, po tak długiej rozłące z mieczem. Kiedy w końcu odsapnął podniósł się z pryczy i podszedł na środek pokoju, gdzie rozłożony był jego dywanik do medytacji. Ułożył przed sobą miecz półtoraręczny i usiadł na wprost okna. Rozpalił małe kadzidełko i zamknął oczy oddając się medytacji.
***
Kiedy dotarły do niego owe przeraźliwe piski z zewnątrz, zerwał się na nogi i chwycił swój miecz. Podbiegł do drzwi i włożył pospiesznie nową parę butów którą dostarczył mu karczmarz. Następnie otworzył drzwi z hukiem i pognał ile sił w nogach na dwór zapominając o zamknięciu swego pokoju.
***
W przeciwieństwie do Onyksa Cisza nie opuścił broni. Przypatrując się kobiecie wciąż pozostawał na odległość długości swego ostrza. Takie zmory jak ta widywał często, zaś nie często okazywały się być wciąż ludźmi. Spróbował zajrzeć w głąb jej umysłu chcąc zobaczyć co jej się stało, a przede wszystkim upewnić czy wciąż jest człowiekiem. Jednak kiedy zajrzał w głąb jej myśli skrzywił się ze zrezygnowaniem.
-Czemu wy zawsze musicie mieć taki mętlik w głowach przed obliczem strachu!- Powiedział lekko poirytowany bardziej do siebie niż do innych jednak każdy mógł to usłyszeć. Spojrzał w stronę Kellena po czym powiedział
-Ja idę z nimi, chcę akcji... a nie pilnowania bezużytecznych histeryczek.- Zdecydowanie nie lubił sytuacji w których napotykał na umysł tak zagmatwany iż nie dało się z niego czytać. Odwrócił się i ruszył za dwójką by wesprzeć ich w boju w razie problemów. Zresztą nie ufał im na tyle by pozwolić spartolić tak owocnie zapowiadającą się noc, a mając wszystko na oku mógł być pewny że nic nie wymknie się spod kontroli, w końcu swoim umiejętnościom ufał bardziej.