Autor / Wiadomość

[DnD] Pewnego razu w Eveningstar...

Sciass




Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 19:21, 03 Lis 2009     Temat postu:



RN

Jechali spokojnie dalej. Erenowi nie spodobała się perspektywa zostawania w tej "nieoznaczonej wsi" ale swoje uwagi postanowił zostawić dla siebie. Obiecał sobie również wzmożoną ostrożność i koniec z wygłupami.

Droga była długa i zimna. Diabelstwo okutało się mocniej w kurtę. Nieświadomie Eren zaczął się kiwać do przodu i do tyłu na swojej krowiastej klaczy. Chyba od wymrożenia powoli "odlatywał"... Nagle wizyta w tej cholernej wsi przestała być taka niechciana...
Zobacz profil autora
Mekow




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunmow

PostWysłany: Wto 20:27, 03 Lis 2009     Temat postu:



Dergo

Chłopak był nawet dobrze ubrany jak na taką pogodę. Owszem, już od jakiegoś czasu odczuwał otaczające go zimno, ale nie przeszkadzało mu ono - nie miał do tego głowy. Obecnie jego głównym zmartwieniem była zraniona dłoń - odczuwał dość wyraźny i promieniujący ból. Skarcił się, że tak łatwo dał się namówić na machanie łopatą. Pewnie mu to tylko rozpaprało opatrunek i pogorszyło ranę. Wcześniej też nie pomyślał. Powinien był pójść przed wyjazdem do uzdrowiciela, to przecież podstawa. Biedny Dergo - nie miał kto nim pokierować.
Tak bardzo brakowało mu siostry, że nagiął jej własne polecenia i ruszył na te niebezpieczne poszukiwania.

Podczas drogi nic nie mówił - inni też nie byli zbyt rozmowni. Może to z powodu zimna, ale Dergo się nad tym nie zastanawiał.

Kiedy ich oczom ukazała się mała osada, Dergo bardzo się ucieszył a na jego zmarzniętej twarzy zagościł lekki uśmiech. Był to już najwyższy czas, aby się ogrzać i odpocząć, a nawet najgorsza chata jest lepsza od zwykłego śpiwora. Przy odrobinie szczęścia może podleczy też sobie dłoń, jeśli znajdzie się tu jakiś medyk, albo znachor.
No i co ważniejsze była duża szansa, że jego siostra zawitała tu wcześniej. Dergo liczył, że może dowie się czegoś.

Gdy ruszyli w stronę osady i zdawało się, że będzie lepiej, sprawy przybrały dziwny obrót.
Zaczęło się całkowicie niegroźnie, Kaya zagadała do Kellena w nieznanej dla chłopaka mowie. Nie rozumiał znaczenia słów, aczkolwiek wyłapał wśród nich swoje imię wymówione przez mężczyznę. Chłopak wolał się nie dopytywać o nic - wyraźnie odczuwał, efekty poprzedniego "podsłuchiwania". Trzymał buzię zamkniętą i to nie dlatego, że prawie mu ona zamarzła.
Następnie rozmówcy przeszli na mowę wspólną, ale to co wynikło z tej rozmowy przeszło wyobrażenia chłopaka.
Półdrow zaatakował elfkę, zwalając ją z konia w zaspę śniegu. Dergo nie wiedział dlaczego to zrobił i co On powinien teraz uczynić. Normalnie w takich okolicznościach podszedłby do kobiety, aby pomóc jej wstać i upewnić się, ze nie doznała krzywdy, ale tym razem zachował dystans. Nie wiedział czy Ona sobie tego życzy. Wolał nie ryzykować, że będzie chciała obciąć mu palca. Najlepiej było się nie odzywać i tak też zrobił.
Wysłuchał za to tego co Zaran powiedział swojej córce. Dowiedział się paru ciekawostek, ale także tego, ze nie jest w stanie ich zrozumieć. Jeśli Kellenowi zależało na spędzeniu nocy z elfką, co potrafił zrozumieć, to dlaczego tak ja potraktował - było to poza pojmowaniem młodzieńca.

Nie tracąc czasu na rozmyślania ruszył razem z innymi. Zarówno On jak i jego klacz domagały sie jakiegoś ogrzanego pomieszczenia.
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:47, 03 Lis 2009     Temat postu:


Drużyna

Weszli do wioski mijając niskie, pobielone wapnem, pokryte czapami śniegu chatynki. Drzwi domów wyglądały jakby były specjalnie wzmocnione, na framugach zaś wisiały jakieś zioła. Wieś spała, lecz czasem zdawało się, jakby zza zatrzaśniętych okiennic, zza pokrytych lodowymi mozaikami, malutkich okien śledziły ich czujne oczy. Jedynie kilka śladów stóp i szlak pojedynczego wozu znaczyły główną drogę we wsi i świadczyły o tym, że jest ona zamieszkała.

Zmrożony puch chrupał pod ich butami w rytm kroków. Wszyscy marzyli o wełnianym kocu, buzującym kominku, lub choćby o rozkołysanym płomieniu świecy i ciepłej strawie.
W końcu poprzez kłujące powietrze, które wydawało się być tak nieskazitelnie przejrzyste i rzadkie, tak czyste i kruche, doszedł do nich zapach. Zapach pieczonego mięsa, jałowcowego dymu, zapach piwa. Stanęli przed werandą długiego budynku z nieociosanych, dębowych bali. Na szyldzie wiszącym nad wejściem widniał wymalowany niewprawną ręką, podniszczony napis: „Moondale Inn”.

Konie zostawili w przyzajezdnej stajni, gdzie wręczyli po miedziaku chłopcu stajennemu, by ten doglądał zwierząt. Pomijając Kayę, która nie zapłaciła nic i zagroziła, że jeśli Artemisi coś się stanie, obetnie młodzianowi obie dłonie i poczeka, aż wykrwawi się na śmierć. Rudowłosy, piegowaty chudzina od razu zrozumiał zamysł kobiety i obiecał zaopiekować się białą klaczą półelfki najlepiej jak potrafił.

Gdy Onyks podszedł do frontowych drzwi, jeden ze spróchniałych schodków zapadł się pod jego ciężkim butem i kilka z zardzewiałych, dziesięciocalowych gwoździ przebiło deski niebezpiecznie blisko jego stopy. Genasi zaklął siarczyście i ruszył do drzwi.

Cisza

Minęły już trzy dni, odkąd twoi towarzysze opuścili Moondale. Odmrożenia, które uniemożliwiły ci wyruszenie z resztą łowców w poszukiwaniu tropów lodowego człowieka, czy też „człowieka straszydła” jak nazywali go miejscowi, zagoiły się już całkowicie. Postanowiłeś jednak zostać tu dłużej, gdyż miejscowi przywitali cię niemal z otwartymi ramionami. Wieczorami, przy wódce, do późnych godzin nocnych rozprawiali o jakimś potworze nawiedzającym wioskę. Początkowo wziąłeś to za zabobony, ale wielokrotnie widziałeś, jak z nadzieją w oczach patrzyli na twoją hebanową skórę, białe włosy i miecz przy pasie. Poza tym sześć trupów z rozerwanymi gardłami, na przestrzeni ostatnich trzech dni, mówiło samo za siebie. Chłopi chodzili z widłami, pałkami i każdą rzeczą, którą można było nazwać bronią. Wyglądało na to, że szaleństwo ogarnęło całą wioskę. Ale póki nikt cię oficjalnie nie poprosił o pomoc, ani żaden potwór nie zaatakował, nie miałeś zamiaru mieszać się w nie swoje sprawy.

Siedziałeś teraz przy kominku, w tej mrocznej gospodzie znajdującej się gdzieś na szlaku ku Wichrowym Wzgórzom, zatopiony we wspomnieniach. Od rozpalonego w kominku ognia biło przyjemne ciepło, popijałeś równie ciepłego grzańca. Nieopodal ciebie spało przy palenisku wilcze szczenię. Różowy język, co i raz oblizujący pysk, zdradzał, ze zwierzę śniło o czymś przyjemnym i smakowitym. Szczeniaka obudziło nagle głośne pukanie do drzwi. Tyczkowaty gospodarz poderwał się nerwowo na nogi zza szynku i ruszył z widłami w kierunku wejścia do karczmy.

„Nie ma to jak miło przywitać nowych gości’, pomyślałeś i uśmiechnąłeś się do siebie.

Wszyscy

Drzwi karczmy były zamknięte i solidnie zaryglowane, choć pora nie była jeszcze bardzo późna. Słysząc dochodzący ze środka gwar, Onyks najpierw zawołał, a gdy odpowiedziała mu jedynie cisza, uderzył pięścią w drzwi. Miał właśnie zastukać po raz trzeci, kiedy te otworzyły się nagle. Światła, głosy, a także zapach ciepła uleciały w ciemność zapadającej nocy.
Spoza uchylonych drzwi wyjrzała pociągła twarz bez zarostu.

- Kto to... Czego tu chcecie? Jeśli pokoi, to przykro mi, ale nie ma już wolnych. Musicie szukać gdzie indziej. - zamierzał zamknąć drzwi. Powstrzymała go dłoń Kellena, który stał akurat obok kapłana.

Chudy jak szkielet mężczyzna nie cofnął się jednak. Zaciskał ze złości wąską szczękę świdrując zaklinacza zimnym spojrzeniem.

- Co się tam dzieje? - zapytał jakiś głos dochodzący ze środka, choć mieliście pewność, że nie usłyszeliście go z sali. Był raczej w waszych głowach. - Przesłyszałem się, czy też nie chcesz wpuścić strudzonych wędrowców? Jakimże jesteś gospodarzem?

Właściciel gospody drgnął słysząc te słowa, a potem odwrócił się, odchylając nieco drzwi. Drużyna zobaczyła siedzącego przy ognisku Drowa, do którego zwracał się karczmarz.
- Proszę o wybaczenie, panie. Miałem na myśli tylko to, że moje pomieszczenie jest zbyt skromne dla tych podróżników.

- Wpuść ich do środka, człowieku! Przekonałem się teraz jak nisko upadliście, wy, mieszkańcy gór, w swym braku poszanowania dla ludzi ze świata. Nie słyszysz, wpuść że ich! – słowa wirowały wam w głowie, choć każdy z was dałby życie, że Drow nie otworzył ust choćby na chwilę.

Gospodarz ustąpił, a wy znaleźliście się w środku. Wewnątrz karczma wyglądała tak samo skromnie jak z zewnątrz. Kilka stołów, szynk naprzeciw wejścia, na ścianach jakieś stare, zardzewiałe narzędzia rolnicze – nic specjalnego. Ale przynajmniej było ciepło i sucho.

- Wielkie dzięki! – czarnowłosa półelfka rzuciła do Drowa, uśmiechając się szeroko. – A teraz, karczmarzu, coś ciepłego do żarcia i picia. Byle dużo i byle gorące! I to migiem, bo ci gardło poderżnę przy samej dupie…

Kellen próbował nieco załagodzić sytuację.
- Nie przejmuj się nią, gospodarzu, przez to zimno na dworze mózg jej zamarzł i teraz tak marudzi. – półdrow uśmiechnął się krzywo, po czym spojrzał na Drowa siedzącego nieopodal. – Nie będziesz miał nic przeciwko jeśli postawimy ci piwo i dosiądziemy się? Należy się jakieś podziękowanie, za pomoc z karczmarzem. Choć myślę, że i tak byśmy sobie poradzili. Zwłaszcza mając w zanadrzu zmarzniętą, rozzłoszczoną kobietę. – szepnął do nieznajomego.
- Żadne drzwi nie są dla mnie dość zamknięte – mruknęła półelfka w odpowiedzi.
- Nie marudź, tylko siadaj. – rzucił Kellen odsuwając jej nogą stołek. Sam przy okazji usadził swój zadek naprzeciw Drowa. – Jak cię zwą? Ja jestem Kellen, ta maruda to Kaya, dalej Eren, Zaran i jego podopieczna Katia, a ten młodzian to Dergo. A ten wielki jak skała, zakuty mąż, to Onyks. – przedstawił wszystkich czekając na odzew Drowa.
Zobacz profil autora
Haszaman




Dołączył: 03 Lis 2009
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 21:03, 04 Lis 2009     Temat postu:



Cisza

Po drugiej stronie wejścia stała samotna ława, najbardziej przysunięta do kominka, pusta przestrzeń na środku sali sugerowała iż stamtąd ją właśnie przeniesiono. Na blacie rozłożona była wielka mapa, stała tam butla z winem, kielich oraz dzban z mlekiem. Tuż za ławą, na drewnianej ławce siedział drow mężczyzna. Był dość wysoki i dobrze zbudowany, stanowczo zbyt dobrze jak na przedstawiciela tej rasy. Miał długie, śnieżnobiałe włosy i lekko pociągłą twarz. Twarz o delikatnych rysach, stanowczo zbyt delikatnych jak na męskie. Miał wydatne pełne usta, prosty nos i migdałowe oczy. Oczy o ciężkich powiekach i nienaturalnej złotej barwie. Oczy wokół których wiły się tatuaże, zachodząc na powieki oraz policzki. W spiczastych uszach miał po trzy złote koliste kolczyki.
Odziany był dość przewiewnie, biała lniana koszula, rozpięta pod szyją i klatce piersiowej. Czarne skórzane spodnie, dość obcisłe, jednak nie krępujące ruchów. Zaś na stopach owinięte bandaże.
Siedział tam spokojnie w bezruchu wpatrując się nieobecnym wzrokiem w wesoło trzaskający kominek. Czuł się już znacznie lepiej, mimo że minęły zaledwie dwa dni odkąd zostawili go tutaj towarzysze. Zastanawiał się czy dogoniłby ich gdyby wyruszył z samego rana. Wówczas usłyszał walenie do drzwi, spojrzał w tamtym kierunku z zaciekawieniem.

Gdy tylko drużyna poszukiwaczy przygód weszła do przybytku, każdego zlustrował ciekawskim spojrzeniem. Powoli, jakby od niechcenia obrócił się przodem w stronę izby i usadowił wygodnie. Sięgnął po kielich z winem i upił z niego łyk słuchając nowych gości.

-Mnie zwą Cisza- Odpowiedział Drow, po czym sięgnął po swój kielich i upił z niego drobny łyk, spoglądając po zebranych.
-Dokąd zmierzacie towarzysze? Podróż w taką pogodę nie jest zbyt rozsądna.-

Kellen zasiadł przy stole, po czym spojrzał w oczy drowa
- Zmierzamy ku Wichrowym Wzgórzom, a pogoda zaiste nie nadaje się na takie wieczorne eskapady. - półdrow uśmiechnął się krzywo. - A cóż ty robisz w tak zadupnym miejscu? - zaklinacz słyszał jego głos w głowie, oznaczać to mogło tylko jedno. Drow był Psionikiem.

-Ja?- Odpowiedział drow unosząc lekko brwi ku górze i upijając kolejny łyk ze swego pucharka.
-Zatrzymała mnie tutaj właśnie ta cholerna pogoda. Prawie odmroziłem sobie palce u nóg, więc wolałem nie ryzykować dalej, zwłaszcza że moje buty wiele już przeszły. Całe szczęście tutejsi mieszkańcy przyjęli mnie dość miło, pomimo ogólnej niechęci wobec mojego... pochodzenia- Przy ostatnim słowie lekko się skrzywił.

- Nie ty jeden jesteś tu inny, kolego. - Kellen uśmiechnął się szeroko - Jeśli wiesz o co mi chodzi. - puścił mu oczko.
- Nie podrywaj go tak od razu przy wszystkich, Kel, wstydu nie masz? Speszy się chłopak, a ludzie wygonią nas z wioski. Cholerny zboczuch... - mruknęła Kaya.
- Przełamuję pierwsze lody, głupia. - zaklinacz obruszył się. - Poza tym, w podrywaniu to ty grasz pierwsze skrzypce. - zwrócił się nagle do drowa. - Strzeż się jej, Ciszo... to szalona kobieta! - szepnął tak, by nie słyszała.

Drow uniósł lekko jedną brew ku górze widząc że zaklinacz puszcza mu oko. Kompletnie nie zrozumiał tego gestu, więc postanowił ukryć głupi wyraz twarzy popijając spory łyk z kielicha. Nic więc dziwnego że gdy tylko Kaya to skomentowała, parsknął winem zgromadzonym w ustach wprost na zaklinacza wytrzeszczając przy tym oczy. Krztusząc się, kaszląc i nabierając ciemniejszych kolorów na twarzy zaczął machać dłonią jakby chciał czemuś zaprzeczyć, jednak nikt ze zgromadzonych nie mógł usłyszeć jego myśli. W końcu gdy udało mu się opanować wsparł się dłonią o krawędź stołu wciąż łypiąc na Zaklinacza z lekkim uprzedzeniem po czym powiedział.
-Wybacz Panie ja nie z takich...-

- Eeee... ja też nie! - Kellen zaparł się i pokręcił energicznie głową, po czym parsknął najbardziej rozbrajającym śmiechem jaki tylko mógł z siebie wydać. Cała gospoda skierowała na niego swój wzrok, po czym powróciła do własnych zajęć.
- Czyli jest mój? - półelfka rzuciła towarzyszowi pytające spojrzenie. W przeciwieństwie do mężczyzn, ona zachowywała zimną powagę. Kellen jedynie na nią fuknął i zwrócił się do Drowa:
- Widzę, że jesteś psionikiem, drogi Panie. Może interesowałaby cię intratna robota? - zaklinacz pogonił karczmarza z napitkiem i żarciem.

Drow chwilę milczał, rzucił jedynie przelotne spojrzenie półelfce a jeden z kącików jego ust delikatnie drgnął ku górze. Po chwili znów wzrok swój na zaklinacza przeniósł jednak nie odpowiedział odrazu. Widać było że niezbyt wygodne to pytanie dla niego. W końcu jednak przemówił.
-Do psionika daleko mi panie, ja jedynie korzystam z psioniki by usprawnić się na polu walki.- Przerwał i spojrzał pod stół ku swym stopom owiniętym bandażami. Spojrzenie znów na Zaklinacza przeniósł i kontynuował.
-W zasadzie czuję się już całkiem zdrowy, a przede wszystkim żądny walki. Odkąd tu utknąłem nie marzę o niczym innym jak o rozcięciu bebechów kilku potworom. Chętnie się do was przyłączę jeśli tylko zamierzacie toczyć jakieś boje w najbliższym czasie.- Kolejne ukradkowe spojrzenie rzucił półelfce za chwilę znów spoglądając na Zaklinacza.

- Oj zamierzamy drogi Panie... i to niejedną, więc przyda nam się w drużynie taki fachowiec jak ty. - Kellen uśmiechnął się patrząc na niego zawadiacko. - Wybieramy się do starej krasnoludzkiej kopalni po pewien starożytny artefakt, więc myślę że niespodzianek nie zabraknie. A z tego co wiem, wybrała się tam jeszcze jedna banda żądna położyć swe łapska na tym przedmiocie, więc na pewno się nie zawiedziesz. - skinął mu głową w porozumieniu.

Na ustach drowa zakwitł dość arogancki i bezczelny uśmiech.
-Jeszcze się okaże że przyjdzie mi wybić tych którzy mnie tutaj zostawili, zamiast zaczekać aż ozdrowieję i wyruszę z nimi.- Upił łyk wina po czym spojrzał po swych nowych kompanach i dodał.
-Nie martwcie się, nie zawaham się. Opowiedz mi proszę coś więcej o tym artefakcie, towarzyszu.- Przy ostatnim słowie na jego twarzy pojawił się szczery i znacznie bardziej sympatyczny uśmiech niż przy wspomnieniu o poprzednich kompanach.

Gdy na stół wjechał napitek i jedzenie, Kellen wziął kilka kęsów naleśników z serem, po czym wrócił do rozmowy z Ciszą.
- Artefakt nazywa się Smocze Oko i podobno jego moc nie jest wielka, ale ma dużą wartość kolekcjonerską. Ja, razem z tymi oto dżentelmenami i tymi dwoma powabnymi niewiastami - stęknął cicho, gdy Kaya kopnęła go pod stołem w kostkę. - zobowiązałem się odnaleźć ten przedmiot dla wpływowego kupca z Waterdeep. Oczywiście nie za darmo - do podziału jest cztery tysie sztuk złota plus to co znajdziemy w kopalni. Wchodzisz w to? - zaklinacz przechylił się nad stołem i podał mu dłoń.

Drow jednak nie podał dłoni zaklinaczowi, zachowując dystans spojrzał mu w oczy milcząc przez chwilę, w końcu jednak przemówił nie mrugając przy tym powieką choćby o milimetr.
-To dość dużo złota jak za artefakt którego moc nie jest wielka... Co prawda nie znam się na kolekcjonerstwie, ale wydaje mi się to nieco podejrzane. Jaki jest haczyk?- Zapytał delikatnie unosząc jedną brew ku górze.

Półdrow cofnął dłoń i zasiadł z powrotem na miejscu. Może i był tylko mieszańcem, ale zasługiwał na jakiś szacunek. Nie teraz, pomyślał, jeszcze zobaczymy na co go stać. Spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się zawadiacko.
- Nie ma haczyka, chyba że za haczyk uznajesz dużo goblinów, orków i innych śmieci. Jak dla mnie to zbyt mały haczyk, byśmy się cofnęli przed wykonaniem tego zadania. I je wykonamy. - rzucił pewnie kosztując kolację.

Odczucia zaklinacza, nawet gdyby tego nie chciał i tak nie uszły uwadze Drowa. Wcale nie czuł do niego braku szacunku. Domyślał się jednak że ten nie był wychowany w podmroku, dlatego opacznie mógł zrozumieć jego nieufność. Przechylił lekko głowę wpatrując się w niego w milczeniu, po czym powiedział wyzbytym ze wszystkich emocji głosem, który nawet dla niego samego brzmiał dość teatralnie.
-Wybacz jeśli Cię uraziłem, we krwi mej jednak płynie nieufność, której ty towarzyszu znać nie musisz. Tuszę iż z czasem przywykniesz do tego, zwłaszcza gdy okaże się iż taki nieufny i oziębły...- Tutaj uśmiechnął się leciutko, po czym kontynuował znów z powagą na twarzy.
-Gość jak ja nieźle chroni plecy w obliczu zagrożenia.- Spojrzał na jedzenie którym karczmarz zastawił stół, sam jednak nie tknął niczego sięgając po swój kielich i upijając z niego łyk, gdy odstawił go na miejsce, znów spojrzał swymi migdałowymi oczami o ciężkich powiekach na Zaklinacza.
-Nie muszę chyba mówić że zgadzam się na tą wyprawę?- Dodał jakby od niechcenia.

"Z tym brakiem zaufania i ostrożnością to zupełnie nie trafił. Skoro Kel się jeszcze nie nauczył, żeby mi nie ufać, to jest już przegrany na starcie." - myśli Kayi były ostre niczym nóż.
- Świetnie. - rzucił Kellen z wyraźną radością w głosie. - Naprawdę przyda nam się ktoś z takimi umiejętnościami jak twoje, bo tam gdzie idziemy nie będzie miło. Może skosztujesz naleśniczków? Są naprawdę wyborne. - zaklinacz zapchał usta kolejną partią kolacji.
- Możecie już przestać pierdolić? Jestem zmarznięta i zmęczona, chcę się już położyć w ciepłym łóżku, do cholery - syknęła Kaya.
- No fo ifć, fikt cię tu fie syma! - rzucił zaklinacz, przełykając szybko.
"Szkoda, że się nie udławił" - pomyślała kobieta, po czym wstała i zabierając ze sobą talerz skierowała się do karczmarza, by wynająć pokój.

Drow ignorując to co usłyszał w głowie kobiety, odprowadził ją wzrokiem, chwilę jeszcze się jej przypatrywał po czym podniósł się dość leniwie a przy tym niezdarnie z ławy. Stanął i przeciągnął się. Sięgnął po dzban z mlekiem stojący na ławie i podszedł bliżej ognia, sięgnął po małą pustą miseczkę tam leżącą po czym nalał do niej trochę mleka i podsunął wilczkowi pod nos. Pogłaskał go za uszami po czym podniósł się i rozejrzał po przybytku. Nie był zmęczony ani śpiący, uznał że najlepiej będzie napić się jeszcze nieco wina przed snem. Usiadł na swym miejscu i po odkorkowaniu butelki z winem wlał sporą ilość trunku do swego kielicha, po czym podsunął go do paleniska. Nie chciał fatygować karczmarza by ten przygotował mu kolejnego grzańca, a całkiem zimnego wina nie lubił.
Zobacz profil autora
Plomiennoluski




Dołączył: 02 Paź 2009
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 0:04, 05 Lis 2009     Temat postu:



Onyks

Zapowiadał się uroczy wieczór, najpierw schodek poszedł w drzazgi, pewnie dlatego lubił się po siedzibach krasnoludów, ciężko tam było coś zniszczyć stając na tym przypadkiem, potem gorące powitanie gospodarza i jeszcze psychiczny drow jak się okazało. Stanął spokojnie pod ścianą i spojrzał w dół.
- Ja rozumiem że święty nie jestem, najspokojniejszą owieczką w stadzie też mnie nazwać nie można... ale żeby mnie tak zupełnie bez uprzedzenia wrzucić do cyrku? Nie, serio, bądźmy poważni, półelfka i półdrow z popędem kota na wiosnę i psychiką dzieci których rodzice zostali zgwałceni i zarżnięci na ich oczach bo to i najpierw zamorduje albo połamie kości a potem przytuli jak misia, albo zupełnie z niczego przypomni sobie że nie miało dzieciństwa i zacznie udawać sześciolatka. Potem mała kleptomanka i jej ojciec, który pewnie miałby więcej szczęście otwierając własna kompanię najemników i pewnie by w niej uczciwej emeryturki dożył, diablę będące kolejnym kleptomanem z pustką w głowie, człowiek z misją ratowania siostry, świeć panie wkrótce nad jego duszą, już niejeden błędny rycerz skonał w podobny sposób, no i teraz psychiczny drow. - Przypomniał sobie że w sumie raz na jakiś czas wypadałoby zaczerpnąć powietrza po tej cichej wypowiedzianej szeptem tyradzie. - No toś mnie urządził. Amen. - Dopiero teraz zdjął hełm i ze znudzeniem przypatrzył się drowowi, no tak na dodatek chłopak mógł robić za przynętę na ryby, kółeczka żeby haczyk zaczepić już miał. Wzruszył tylko ramionami i usiadł na innej ławie sprawdzając najpierw czy go utrzyma.
- Dla mnie gąsiorek krasnoludzkiej, coś na ząb i miejsce do spania.- lekko masował swoje skronie, a raczej węzły mocy, które odpowiadałyby mniej więcej skroniom u człowieka.
*- Co do ciebie, żadnego podsłuchiwania* - pomyślał w stronę mrocznego elfa coś na podobieństwo kolczastego drutu. Definitywnie nie miał ochoty na aż takie spoufalanie. - Jak coś to pukaj, i nie o takie pukanie chodzi jak wam zboczeńcy chodzi - w tym towarzystwie nie było niedopowiedzeń czy dwuznaczności, poza tą najmłodszą chyba wszyscy tutaj mieli bardzo jednoznaczne skojarzenia i iście rynsztokowe poczucie humoru.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 0:44, 05 Lis 2009     Temat postu:



Zaran, Kellen, Cisza i Kaya

Zaran siedział chwilę przy stole, a potem poszedł do baru. Oglądał się co jakiś czas na rozmawiających. Wyczuł mniej więcej moment i zamówił grzańca. Gdy Kaya wstała od stołu i ruszyła w stronę schodów, Zaran obrócił się. - Kaya. Pozwól - powiedział, patrząc na nią.

- Czego? - zapytała, marszcząc brwi. Nawet nie udawała, że jest miła i zainteresowana tym, co ma jej do powiedzenia wojownik. Teraz ważne były jej zmarznięte stópki, które chciały się wygrzać pod kołderką. Nawet Drow zszedł na drugi plan. "Ale i tak jest niezły", przyznała szczerze w myślach.

W odpowiedzi wojownik podsunął jej bez słowa grzańca. "Poraża uprzejmością jak zwykle" - pomyślał i westchnął.
- Masz, musisz się rozgrzać po śnieżnej kąpieli, bo się pochorujesz - mruknął wojownik. "A ten matoł ma to w dupie" - dodał w myślach.

- Dzięki - odpowiedziała, uśmiechając się lekko. Szczerze. "Choć jedna osoba ma łeb na karku" - pomyślała Kaya. - Jeszcze siedzicie z małą i słuchacie tego pierdolenia od rzeczy Kellena, czy idziecie spać? Ja osobiście wybieram drugą opcję, lepsze to niż paść pyskiem na stół z nudów. Czy zwrócenie posiłku na widok kumpla, zalecającego się do Drowa...
- Nie zalecałem się do Drowa! I, kurwa, mi bez takich! - wtrącił się Kellen z wyrzutem.
- Mówiłam, co robię z tymi, co podsłuchują? - półelfka spojrzała w stronę zaklinacza, kładąc dłoń na sztylecie.
- No już się tak nie popisuj, bo mi sutki stwardnieją - rzucił rozbawiony mężczyzna i wrócił do rozmowy z Psionem.

Rosły wojownik parsknął śmiechem.
- Muszę ci częściej stawiać piwo, jeśli z reguły tak na nie reagujesz - powiedział. - Mi się nigdzie nie śpieszy. Tyłek mało nie przymarzł mi do siodła, naciesze się ciepłym drewnianym stołkiem i piwem. Potem pójdę spać... - Zaran zamilkł na chwilę. Obejrzał się na Kellena. - Wszyscy tak mówią - rzucił przez ramię z kamienną twarzą.

- Mnie się nie da lubić... - zaczęła Kaya, ale zaklinacz wszedł jej w słowo.
- Tylko można przelecieć! - dodał uradowany.
- Bo ci zaraz utnę uszy, ty kurwo! - półelfka zrobiła się czerwona na twarzy i nawet Drow nie mógł ogarnąć jej myśli, które były aktualnie bardzo krwawe i mordercze. - I jak ja mam być zdrowa na umyśle przy takim idiocie? - zapytała Zarana.

- Na twoim miejscu wykształciłbym jakieś systemy obronne - odpowiedział jej, popijając piwo. - Lub skontrował innym rodzajem złośliwości, skoro przy tym jesteśmy - wzruszył ramionami. - Nawiązując do twojego tekstu - Technicznie rzecz biorąc każdą osobę da się lubić, trzeba tylko mieć dostatecznie skrzywiony umysł - wyjaśnił. Zastanawiał się czy Kellen uzna to za przytyk. Akurat nie miał jego na względzie. - Poza tym Panie Zaklinacz trzymaj się swojego rozmówcy tak dla odmiany, bo mi twoje wycie w rozmowie przeszkadza - dodał.

Zaklinacz bynajmniej nie wziął do siebie słów wojownika, miał w dupie, co o nim myślał on czy też inni. "A Kaya i tak mnie lubi" - pomyślał, uśmiechając się łobuzersko do ciągle purpurowej na twarzy towarzyszki.
Drow z kolei spoglądał na każdego z kamienną miną, choć bystry obserwator dostrzegłby cień ciekawości w jego oczach. Nie komentował nic, tylko słuchał, a przynajmniej na takiego wyglądał. W końcu sięgnął po ogrzany już kielich z winem i upił z niego łyk, a kąciki jego ust delikatnie drgnęły ku górze wyrażając zadowolenie. Wciąż słuchając swych nowych towarzyszy spojrzał w stronę wilczka, czy ten zajął się mlekiem które mu podsunął.

- Wolę, kiedy mnie ludzie nie lubią - wyjaśniła Kaya. - Tylko ten jeden pajac się przez czterdzieści lat nie nauczył...
- Idziesz już spać, czy nie? - usłyszała głos Kellena. - Bo przez ciebie się skupić nie mogę, a mam jeszcze parę spraw do obgadania z Ciszą... Więc z łaski swojej zamów sobie kąpiel, żeby odmrozić to swoje skostniałe dupsko i sio na górę! - warknął. Do Zarana się nie odezwał, wiedział, że to mogło mieć złe skutki.
- Wszystko, co sobie życzysz... "Na twój koszt, oczywiście. Obyś był wypłacalny." Idę, ta kąpiel to nie jest taki zły pomysł. Dobrej nocy wszystkim, do zobaczenia na śniadaniu - pożegnała się zimno. Skinęła głową Zaranowi, uśmiechając się do niego lekko i zerknęła na Drowa.
"Przydałaby się pomoc przy umyciu pleców, ech..."

Zaran machnął jej ręką na pożegnanie. Wzruszył ramionami. Nie rozumiał czemu ta kobieta zadaje się z tym zaklinaczem. I to przez czterdzieści lat. W ciągu swego ludzkiego życia nauczył się inaczej okazywać uczucie kochanej osobie, ale cóż. Był tylko wojownikiem, nie?

Drow przysunął dłoń do twarzy i wsparł swą brodę na kciuku, palcem wskazującym zaś zaczął delikatnie ocierać dolną wargę. Niby nic nie znaczący i ledwo dostrzegalny gest, jednak ten kto znał Drowa, od razu mógłby stwierdzić iż poczuł się lekko zakłopotany. Sięgnął po kielich i upił z niego łyk, po raz kolejny skupiając zaciekawione spojrzenie na półelfce. Kiedy dosłyszał jej myśli, zaczerwienił się lekko co wprawiło go w jeszcze większe zakłopotanie. Źle czuł się za każdym razem kiedy musiał odpoczywać, wówczas bowiem prawo głosu odzyskiwały te najbardziej oczywiste zachowania jego ciała, żałował że nie może stabilizować siebie i przybrać bardziej srogą minę.

Kobieta wyłapała dziwną minę Drowa i zmarszczyła brwi.
"Zajebiście, jeden mnie podsłuchuje jak mówię, a drugi jak myślę. FACECI! Idę spać, ale tylko dziś sama. Następnym razem może się bliżej zapoznamy, panie Cichy" - pomyślała, posyłając mu dziwny uśmiech. Drow już na to nie zareagował. Ale ona i tak już wiedziała swoje, więc tylko odebrała klucz od gospodarza i skierowała się na piętro.
Zobacz profil autora
WinterWolf




Dołączył: 05 Lip 2006
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze 113-tej warstwy Otchłani
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 2:06, 05 Lis 2009     Temat postu:



Katia

Gdy mała wkroczyła do gospody tylko jej szczękanie zębami dawało znać, że ona tam jest.
"Zimno, zimno, zimno, zimno, zimno" to jedyne myśli, które obecnie zajmowały jej głowę.
Udała się od razu do najcieplejszego miejsca w całej gospodzie. Tam wciąż szczękając zębami wygrzewała się siedząc przy kominku. Miała w nosie drowa, z którym rozmawiał Kellen, zaledwie jednym uchem słuchała tego co mówią. Zresztą i tak już ją przedstawiono. Jej było ZIMNO!!! Zresztą wysłuchiwanie tyrad półdrowa-dzieciaka, wiecznie naburmuszonej i zagniewanej Kayi czy jęków "sterroryzowanego" Dergo - swoją drogą chłopak chyba był chowany pod kloszem... Od czasu tego zacięcia w dłoń, które zrobiła mu Kaya wyglądał tak nieszczęśliwie i żałośnie, że mała nie wiedziała czy mu współczuć, czy go otrzeźwić kopniakiem w krocze i kazać zebrać się do kupy - nie należało do jej ulubionych zajęć. Gdy się nieco rozgrzała na stół wjechała kolacja. Katia pochwyciła ze stołu jedną porcję po czym przysiadła na wygrzanej przy kominku podłodze i wcinała aż jej się uszy trzęsły. Bo oprócz tego, że była zmarznięta, była też głodna jak wilk. No właśnie... Wilk... Dopiero po tym jak się najadła zauważyła wilcze szczenię. Przestała zupełnie już zwracać uwagę na awantury członków grupy, na tego drowa, na gospodarza i wszystko inne. I tak nie rozumiała o co im chodzi w tych wszystkich wrzaskach. A jej ojciec pewnie jej nie odpowie... Hmm... Katia będzie musiała porozmawiać, któregoś razu z tym kapłanem. Wydawał się w porządku... I może rozjaśni jej niektóre rzeczy, których nie umiała wyciągnąć ze swojego ojca... Póki co zainteresowała się szczeniakiem. Nie podchodziła do niego, tylko ustawiła się tak by móc zwierzaka obserwować z dystansu i dalej się wygrzewać. Nie było siły by dziecko w jej wieku nie zachwyciło się wilczym szczenięciem... Gdy przyglądała się zwierzakowi oczy miała jak dwie srebrne monety.
"Szczęściarz..." bąknęła pod adresem drowa.
Zobacz profil autora
Mekow




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunmow

PostWysłany: Czw 10:44, 05 Lis 2009     Temat postu:



Dergo (człowiek)

Zaraz po wejściu do karczmy, chłopak odczuł na skórze przyjemną falę ciepła. Ubiór ani trochę nie chronił jego twarzy przed zimnem, a i nogi zaczynały mu porządnie marznąć.
- Dzień dobry. - wymamrotał cicho... tak cicho, że trzeba się było domyślać co właściwie powiedział.
Ruszył w stronę kominka, gdzie było najcieplej i postał tam przez dłuższą chwilę. Jednocześnie słuchał, ale nie podsłuchiwał, całej rozmowy i przyglądał się Drowowi, który wspomniał, że jego drużyna go tu zostawiła. W ekipie jego siostry były dwa półdrowy, ale nie Drow pełnej krwi, więc to raczej nie mogła być grupa, której śladami podążał Dergo... A może On dołączył do niej później.?
Dergo przestał o tym rozmyślać, uznając, że za kilka minut sam się o wszystko wypyta. Jego policzki i nos już się rozmroziły, więc odszedł od kominka, aby zająć miejsce przy stole. Uznał, że lepiej będzie zasiąść raczej z boku, tam było chyba bezpieczniej.
Z lekkim trudem zdjął lewą rękawiczkę, czapkę i płaszcz. Położył ubranie na ławie obok siebie. Następnie ostrożnie i powoli zdjął prawą rękawiczkę, a jego mina przybrała niezadowolony wyraz twarzy. Teraz przyszła jeszcze trudniejsza chwila. Ostrożnie zaczął zdejmować opatrunek, aż w pewnym momencie syknął cicho z bólu. Jego ranka może i była niewielka, ale naprawdę bolała. Gdyby nie machał wtedy łopatą może już by się ładnie goiła, ale tak... nadal wyglądało to nieciekawie, choć przynajmniej nie leciała mu już krew.
Dergo miał wstać i porozmawiać z karczmarzem, ale akurat podano na stół ciepły posiłek. Rozmowa poczeka jeszcze chwilę - zaspokojenie głodu było obecnie ważniejsze. Dergo zajadał ze smakiem, nie interesowało go co właściwie je, skoro było to ciepłe i sprawiało, że głód znikał. Nie przeszkadzało mu nawet, że musiał jeść lewą ręką - prawą wolał teraz oszczędzać.
Z rozmowy Kellena z Ciszą wyłapał coś co mu się nie spodobało. "Naprawdę będziemy walczyć?!" - pomyślał. Zastanawiał się nad tym przez chwilę. Jemu nic takiego nie powiedziano. Szybko doszedł do wniosku, że Drow właśnie tego oczekiwał i Kellen zwyczajnie chciał go przekonać do wyruszenia razem z nimi... Tak, tak. Tak właśnie musiało być. Musiało! Przecież nie będą aż tyle walczyć... prawda?
Chłopak pogubił się już w tym wszystkim i uznał, że będzie co ma być. Póki co cieszył się, że znaleźli się w ciepłej karczmie i otrzymali ciepły posiłek.
Gdy chłopak już się najadł, postanowił wreszcie zasięgnąć języka. Ciszę wypyta później - obecnie rozmawiał On z Kellenem, a Dergo wolał im nie przerywać. Jeszcze zrobią mu krzywdę, za wtrącanie się, a naprawdę nie chciał tego znowu przechodzić.
Wstał i podszedł do stojącego za ladą karczmarza.
- Witaj. Dziękuję za ugoszczenie nas. - powiedział miłym głosem. Zdawał sobie sprawę, że to akurat nie jemu zawdzięczają ową gościnę, ale tak czy siak, to On był ich gospodarzem.
- Najpierw poproszę jeszcze o grzane piwo i mały pokoik z łóżkiem i ciepłą pierzyną. Ale chciałbym uzyskać jeszcze pewne informacje. - powiedział i uśmiechnął się lekko.
Karczmarz nalewał właśnie piwa do garnka, aby postawić go na ogniu.
- Nie sądzę, abym miał dla Ciebie jakieś cenne informacje młodzieńcze... No a co chcesz wiedzieć? - usłyszał Dergo.
- Otóż obecnie poszukuję dwóch rzeczy. A właściwie osób. Jedną byłby jakiś uzdrowiciel - Dergo pokazał lekko zranioną dłoń - ale druga jest znacznie ważniejsza. Szukam swojej drogiej siostry, która jak się domyślam mogła tutaj zagościć jakiś tygodzień temu. Podróżowała z dwoma półdrowami, krasnoludem i diablęciem. Powiedz proszę czy widziałeś ich tutaj? - zakończył z lekkim uśmiechem.
Był chyba jedyną uprzejmą osobą w całym tym towarzystwie i miał nadzieję, że zachowanie i rozmowy pozostałych nie wystraszą jego rozmówcy i powie mu On wszystko... jeśli tylko coś wie.
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 13:49, 05 Lis 2009     Temat postu:




Dergo

Stary karczmarz, mimo iż się uspokoił i chyba dobrze mu z twarzy patrzyło, uśmiechnął się jedynie do ciebie, gdy spytałeś go o siostrę, po czym dyskretnie potarł o siebie dwa palce lewej dłoni – kciuk i wskazujący, dając ci do zrozumienia, że i tutaj, na takim zadupiu Faerunu, za informacje się płaci. Wręczyłeś mu więc drobną monetę, po czym rzekł:

- A owszem, była tu jedna taka banda, z jakieś, ja wiem… - zastanowił się, polerując kufel. – dziesięć dni temu. Podejrzane typy to były – tylko żarcie zamawiali a potem nie wyłazili całymi dniami z pokoju na górze. Chyba była z nimi jedna ludzka kobieta, ale głowy nie dam, przyjacielu. – wzruszył ramionami. – A teraz wybacz, mam robotę na zapleczu.

Odprowadziłeś go jedynie wzrokiem, a myślami byłeś przy swojej siostrze. Jeśli to co mówił karczmarz było prawdą, byłeś co najmniej dziesięć dni w plecy. Pozostawało mieć nadzieję, że w końcu uda ci się ją mimo wszystko odnaleźć.


Wszyscy



Z przyjemnością chłonęliście ciepło bijące z kominka. Po solidnej kolacji zapijanej grzanym winem ogarnęło was rozleniwienie i senność, czemu wcale nie można było się dziwić. Skierowaliście się więc na górę do pokoi. Szliście pomału, z każdym stopniem schodów zagłębiając się w coraz ciemniejszy mrok korytarza. Jedynie chybotliwy płomyk świecy, którą niósł Kellen oświetlał ściany. Otworzyliście pierwsze drzwi od schodów - zaklinacz przyświecił wam, zanim Onyks, Zaran i Cisza, w towarzystwie Dergo zapalili świece o czerwonym kolorze wina, znajdujące się w pięcioramiennych kandelabrach na ścianach korytarza.

W mniejszym pokoju z dwoma łóżkami naprzeciwko, rozlokowali się Zaran i Katia, trochę dalej w głębi, w nieco lepiej umeblowanym pokoiku rozgościła się Kaya. Pozostali zajęli zwykłe jedno osobówki. Poza podstawowymi meblami jak stół, krzesła, szafa i łóżka, w pokojach nie było nic godnego szczególnej uwagi. Mnóstwo pajęczyn i nie najświeższa pościel świadczyły, iż „Moondale Inn” nie było odwiedzane przez zbyt wielu gości. Położyliście się szybko do ciepłych łóżek przy akompaniamencie skowytu wilka w oddali.

Choć Kaya postanowiła spędzić tę noc samotnie, regenerując siły nie tylko fizyczne ale i psychiczne, na postanowieniach się tylko skończyło. Gdy koło północy odwiedził ją w jej pokoju zaklinacz, rozbawiony dobrym towarzystwem i winem serwowanym przez Ciszę, wiedziała już, że to nie będzie spokojna noc. Wiedział to także Zaran, który dzieląc bliźniaczy pokój obok półelfki, oka nie zmrużył przez hałasy dobiegające zza ściany.

* * *




Zaran

W końcu Kaya przestała krzyczeć w ekstatycznym uniesieniu i zasnąłeś. Zbudziłeś się jednak w nocy, w środku koszmaru sennego, w którym walczyłeś na śniegu z krwiożerczą, liczącą tuziny watahą białych wilków. W rzeczy samej wciąż ci się zdawało, iż słyszysz wilcze wycie z oddali. Mruknąłeś niespokojnie mamrocząc przekleństwo pod nosem i potrząsnąłeś głową by zrzucić z siebie resztki snu.

Nagle usłyszałeś to dość wyraźnie. Wysoki, przenikliwy ton, jakby dźwięk skrzypiec, albo czyjś lament i wtórujący mu, przeciągły, wilczy skowyt. Dreszcz przebiegł ci po plecach a twoja ręka odruchowo sięgnęła po miecz. Omiotłeś wzrokiem mroczną, oświetloną jedynie słabym światłem świecy komnatę. Katia również się zbudziła, przecierając oczy. Drzwi były uchylone, a z korytarza dobiegał was głos Kellena rozmawiającego z karczmarzem. Było nieźle po północy.

- Że co słyszałeś? – głos Kellena wydawał się być zdziwiony.

- Zajęczy lament. Stara metoda do zwabiania wilków w zasadzkę. Łapiesz zająca, zawiązujesz pętle z drutu na szyi i przywiązujesz do drzewa, tak aby zaciskała się coraz bardziej, gdy będzie starał się uwolnić. W końcu przerażone, konające zwierzę zaczyna wydawać odgłos, przypominający płacz. Wtedy schodzą się wilki. Nie atakują od razu. Czekają, jakby upajając się odgłosami strachu i bólu. – głos starego karczmarza nieco się łamał.

- Idź spać, karczmarzu, coś ci się wydaje.
- Nie, panie! W ciągu ostatnich kilku dni zginęło sześć osób, ludzie się boją wychodzić z domów, ryglujemy drzwi i okna… COŚ tutaj jest, coś straszliwego.


* * *

I wtedy usłyszeliście to wszyscy!

Przenikliwy pisk i zawodzenie dało się chyba słyszeć w całej wsi. Katia zerwała się na równe nogi, Onyks i Dergo równeż. Cisza został wyrwany z medytacji. Tylko Eren spał jak zabity, trudy podróży tak go zmęczyły, że w ogóle nie kontaktował.

Spotkaliście się w szóstkę w głównej sali gospody, po czym wyszliście z niej by sprawdzić co się stało. Na zewnątrz panował mróz. Śnieg przestał padać, a światło gwiazd odbijało się od białych kryształków i unosiło w powietrze. W kręgu chat zauważyliście jak sześciu mężczyzn z wioski, trzymając widły, siekiery i pochodnie krążyło w poszukiwaniu źródła dziwnych hałasów.

Zaran od razu sprawdził, czy w okolicy nie ma jakichś świeżych tropów na śniegu, ale okazało się iż bezmyślni wieśniacy najwyraźniej zadeptali wszystko dookoła.
W końcu znowu rozległ się ten dziwny pisk, czy też lament i usłyszeli wyraźnie, iż dochodził on z domu na przeciwko karczmy. Ruszyliście w tamtą stronę a Onyks pewnym ruchem otworzył drzwi, które nie były zamknięte.

Weszliście do dużej izby, w której panował półmrok. Wojownik, ściskając miecz ruszył powoli naprzód, w ciszy słychać było jedynie jak deski podłogi wydawały skrzypiące jęknięcia pod jego ciężkimi butami. Onyks z młotem w dłoni także zaczął ostrożnie przeszukiwać pomieszczenie...



- Uwaga! - krzyknął mentalnie Cisza i odskoczył w tył, przyjmując obronną postawę. Gdy otworzył bowiem dużą, trzydrzwiową szafę, z wnętrza wystrzeliły ku niemu pokryte krwią ręce. Kobieta, której twarz i dłonie znaczyły smugi krwi ponownie zaczęła swój histeryczny płacz. Onyks opuścił broń i podszedł do niej ostrożnie. Jakiekolwiek próby uspokojenia jej spełzły jednak na niczym i kapłan spowodował jedynie, iż kobieta wpadła w jeszcze większą histerię. Katia zaś zauważyła przez okno, iż grupa wieśniaków z widłami i siekierami zaczęła zbliżać się w stronę domu...

- Idę przeszukać, okolicę, może dowiem się, kto jej to zrobił. – powiedział Kellen poprawiając płaszcz i biorąc w dłoń swoją krótszą, zakończoną czaszką różdżkę. – Idzie ktoś ze mną? – przejechał wzrokiem po twarzach towarzyszy.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:55, 05 Lis 2009     Temat postu:



Kaya

Jakieś piętnaście minut po tym, jak czarnowłosa zniknęła na górze, zaraz wróciła na dół. Szybko pogadała z gospodarzem przyciszonym głosem, wskazała na półdrowa i gdy mężczyzna skinął głową, poszła do pokoju.
Cisza wyłapał tylko myśl gospodarza:
"Oj, będzie go to słono kosztować. Te kobiety... Patrzą się na facetów jak na chodzące sakiewki! Oby tylko był wypłacalny."

Ciepła kąpiel, to było to, czego potrzebowała. Wyleżała się w balii z pół godziny, ale niestety woda szybko stygła i musiała wyjść. Był to chyba najgorszy moment tego wieczora, gdyż w pokoju było dość chłodno, a owinięcie się samym ręcznikiem nic nie dało. Woda z mokrych włosów skapywała jej na plecy i ramiona, podczas gdy kobieta szczękała zębami i usiłowała się jak najszybciej wytrzeć. Cała się trzęsła z zimna, nie mogąc skoordynować ruchów, ale w końcu się z tym uporała. Zawinęła się w gruby koc, akurat na czas, by otworzyć drzwi gospodarzowi.

Zamówiona wcześniej kolacja i jabłecznik z gorącym budyniem smakowały wybornie, zwłaszcza że Kaya była cholernie głodna. Pierś kurczaka smażona z jakimiś jarzynami przypadła półelfce do gustu. Marchewka, pietruszka, coś, chyba jakiś ziemniak i coś jeszcze. Nie była pewna, co to było, ale i tak zjadła.

O pełnym brzuszku i rozgrzanych stópkach, z przyjemnością się położyła do łóżka. Miała chyba najlepszy pokój w tej dziurze zabitej dechami – spore łóżko wyglądało naprawdę obiecująco, zwłaszcza że nie musiała go dzielić z wiercącym się i zajmującym ponad połowę miejsca Kellenem. Na samą myśl o tym, że zaryglowała drzwi i zaklinacz będzie musiał spać gdzieś indziej, Kaya uśmiechała się do siebie i od razu jej się humor poprawiał. Ułożyła się pod kołdrą, wtuliła w poduszkę i zasnęła zaraz po tym, jak tylko zamknęła powieki.

Obudziło ją walenie do drzwi.
- Ej, Kaya! Wpuść mnie! – zawołał Kellen.
Kobieta zaklęła pod nosem, nakryła głowę poduszką i odkrzyknęła:
- Jestem zmęczona, chcę się wyspać. Idź sobie!
- Mi też się chce, no nie bądź taka!
- Nic mnie to nie obchodzi, znajdź sobie dziwkę. A teraz wynocha!
- No Kaya, nooo! Przecież wiem, że TO lubisz…
- TO i owszem – odparła, wychylając się spod poduszki i patrząc się morderczym wzrokiem w stronę drzwi. – Ale ciebie nie!
- Wpuść mnie, bo użyję magii i będzie nieciekawie – zagroził. Spodobała mu się cisza, która nastała od strony półelfki. Wyobrażał sobie tę konsternację na jej twarzy i trochę go to rozbawiło.
- Nie zrobiłbyś tego, więc spadaj! – odpowiedziała w końcu.
- Coś długo się zastanawiałaś, Słonko. Czyżbyś nie była tego taka pewna? – zapytał. – Znasz mnie, jestem zdolny do WSZYSTKIEGO, więc teraz bądź grzeczną dziewczynką, rusz tyłeczek i otwórz te cholerne drzwi!

Odczekał chwilę, nasłuchując. W końcu jego uszu dobiegł odgłos otwieranego zamka i oto drzwi stały przed nim otworem.
- Nie słyszałem twoich kroków – stwierdził, krzywiąc się.
- I dobrze, taką mam pracę. A teraz zamknij się wreszcie, nim postawisz wszystkich na nogi i właź, bo marznę – syknęła. Kiedy ją mijał, poczuła od niego wino. – Znowu trochę wypiłeś, co?
- Tylko ciutek. – uśmiechnął się szelmowsko. – Poza tym chyba lubisz jak jestem trochę wstawiony, nie? A teraz do łóżka i rozkładaj nogi.
„Kiedyś mu poderżnę gardło” – pomyślała, gromiąc go wściekłym spojrzeniem.
- Gdybyś nie był moim bratem, już dawno bym się z tobą policzyła – mruknęła.
- Zrób to, teraz, proszę – chwycił ją za pośladki. – Policz się ze mną, będę twoim służącym, czymkolwiek chcesz tej nocy. Wiem, że lubisz takie zabawy, mała – klepnął ją w lewy pośladek i puścił oczko szczerząc zęby.

- Jak zawsze źle mnie zrozumiałeś, ale chuj z tym. Pakuj się do łóżka, dziś nie mam ochoty na ciebie patrzeć, więc będziesz z tyłu… Poza tym wali od ciebie tanim winem. – skrzywiła się.
- Jak sobie życzysz, o najdroższa! – Kellen miał niezłą zabawę. – Mogę być z tyłu, z przodu, na górze, na dole.. A właśnie, czy widziałaś już jak lewituję? To mógłby być interesujący stosunek – pokiwał głową i chyba spodobał mu się ten pomysł.
- Pojebało cię – skwitowała. – Będziesz z boku, idioto. Potem możesz spać na podłodze, łóżko jest moje.
- Dobra, już się nie ciskaj – machnął ręką, a chwilę później jego wzrok przykuła na wpół zjedzona, wystawna kolacja. – Whoaaa, widzę, że szalejesz, Kaya. Przecież tym żarciem to by się czterech chłopa najadło. Stać cię na to? – obrzucił ją tajemniczym spojrzeniem.

„Nie, ale mam nadzieję, że ciebie stać” – pomyślała i stwierdziła na głos:
- Oczywiście że tak, durniu. Inaczej bym nie zamawiała, pomyśl czasami zanim zaczniesz gadać.
- Głupota jest rodzinna, Kochanie. – uśmiechnął się.
- Przecież nie jesteśmy spokrewnieni! – wypaliła.
- No tak… - podrapał się po głowie. – Pewnie za dużo z tobą przebywam i mi się udzieliło. No nic, zabierajmy się za danie główne… - potarł dłonie. – czyli ciebie!
- Kurwa, znowu… Hurra… - powiedziała bez przekonania, po czym położyła się na łóżku i poczekała, aż podpity Kellen ściągnie z siebie ubrania i niezdarnie wpełznie za nią. Naprawdę miała go już dość i przeklinała dzień, w którym jego rodzice ją znaleźli.

* * *

Kochali się długo i namiętnie, jak zwykle trochę za głośno, a potem zmorzył ich sen. W pewnym momencie półelfka przebudziła się i jednym uchem słuchała rozmowy Kellena z karczmarzem. Miała nadzieję, że ten stary idiota nie powie zaklinaczowi, że wszystko wzięła na jego koszt. Na szczęście gadali o jakiś królikach, więc kobieta odetchnęła z ulgą i zaczęła się zastanawiać, czy jutro sobie nie zamówić potrawki z królika do pokoju. Jednak rozmyślania przerwał jej jakiś nieziemski pisk. Kellen wpadł do pokoju i wrzasnął:
- Kaya, słyszałaś?!!
- Noo... głucha nie jestem, deklu – odpowiedziała zaspanym głosem spod poduszki.
- To zbieraj dupsko, musimy to sprawdzić. Za pięć minut na dole. – po czym pognał w dół, a półelfka słyszała tylko jak zbiega po schodach i robi przy tym dużo hałasu. Nie zdążył zobaczyć wulgarnego gestu, który mu pokazała, inaczej by wiedział, co o tym myśli.
- Cholera, no nawet się wyspać nie dadzą! Co za kurwy niemyte… No ja pierdolę…
Nie mając większego wyboru, w końcu się zwlekła z łóżka, szybko ubrała (bo trochę pizgało w tym pokoiku) i zlazła na dół.
„Ale pizga…” – pomyślała, szczękając zębami.
- Dobra, zróbmy to szybko i wracajmy do łóżka – mruknęła, a słowa te były chyba przeznaczone dla Kellena. – A ciebie – wskazała na półdrowa – to zamorduję, jeśli nie dasz mi się w końcu wyspać, ty pierdolcu! I lepiej mnie nie drażnij, bo następnym razem będziesz spał z Onyksem! On ma taki fajny, duży młot. Twojemu tyłkowi na pewno się spodoba…
- Też cię kocham – odpowiedział jej, ziewając.
I po co ja się kurwa w ogóle produkuję? Ten jełop w ogóle sobie nic z tego nie robi!” – pomyślała, ale szybko się opamiętała. W końcu mieli ze sobą mendowatego... tfu! mentalnego podsłuchiwacza.

* * *

Rozhisteryzowana, zakrwawiona kobieta nie zrobiła na Kayi najmniejszego wrażenia. Mało to razy widywała takie scenki, gdy kogoś torturowała lub zabijała? Szczerze to wolała teraz być w łóżku.
- Może ją dobiję? – zaproponowała, ale widząc zdziwione lub karcące spojrzenia, schowała sztylet i wzruszyła ramionami. – No co? To tylko taka luźna propozycja była. Raaanyyy… - mruknęła. – Normalnie czuję się między wami jak w parku sztywnych.
Widząc, że nie każdy jest w nastroju na takie żarty, Kaya postanowiła się już nie odzywać. Potem ten jełop zaproponował, że pójdzie na zwiady.
”A idź i nie wracaj!” – pomyślała, ale szybko cofnęła te myśli. – „Kurde, przecież musi zapłacić za mój pokój, kąpiel i kolację… Cholera.”
- Dobra, to wy sobie idźcie na spacer, a ja się też przejdę. Prosto do łóżka. Ciao!
To mówiąc odwróciła się na pięcie i pomaszerowała w stronę drzwi. Widząc bandę wieśniaków, idącą w ich stronę z widłami, szybko zmieniła zdanie.
- Eee… No dobra, to może ja i Zaran pójdziemy na zwiady, a ty, Kel, z nimi pogadasz? – wskazała na pochód.
- Jak się Zaran zgodzi, to nie ma sprawy – zaklinacz spojrzał na wojownika.
Zobacz profil autora
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny

 


Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach