Autor / Wiadomość

[DnD] Pewnego razu w Eveningstar...

MrZeth
Prince of Darkness
Prince of Darkness



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 511
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: diabły uciekają (Wrocław)

PostWysłany: Nie 11:11, 25 Paź 2009     Temat postu:



Zaran i Katia:

Gdy parka zabrała tego młodego wojownika na górę Zaran był nieco zdziwiony. Ten ich pracodawca jest w gorącej wodzie kąpany. Co oni planowali do diabła? Przywiązać gościa do krzesła i prać po mordzie? Niechętnie wstał i spojrzał na Katię.
Mała ciężko westchnęła. Nie skomentowała na głos tego co jej właśnie przyszło do głowy. Dobrze wiedziała, że w jej przypadku niektóre uwagi lepiej zachować dla siebie. Wstała ze swojego miejsca pakując sobie resztkę jedzenia do ust. - Chodźmy zobaczyć czy nie zrobią jakiejś głupoty, której my moglibyśmy żałować - mruknęła.
Oboje ruszyli za "pochodem".
O ile na początku Zaran uważał tego półdrowa za "dziecko w ciele mężczyzny" o tyle teraz uznał, ze jest to skończony debil w ciele półdrowa. Niebezpieczna kombinacja. W sumie już pokazał sam, temu człowiekowi, że przy stole siedzą ludzie którym łatwo podpaść i którzy nie zawahają się w razie czego przed użyciem przemocy nawet w błahej sprawie... w sumie teraz byłoby dość zapytać normalnie - dać gościowi szansę powiedzieć co i jak po wstępnym "traktowaniu"... Cóż widać półdrow brał nauki w innej "szkole życia" niż Zaran. Może bardziej skutecznej w innych okolicznościach, ale tu... ten biedny idiota martwił się o siostrę, a teraz się popłakał i...
Zaran westchnął, trąc palcami brwi. Baba nie wojownik...
Katia najwyraźniej podzielała pogląd ojca, bo patrząc na ocierającego łzy młodego mężczyznę skrzywiła się. Jej zdarzało się płakać... Ale ona miała 12 lat... I robiła to wyjątkowo rzadko. Zadarła głowę by spojrzeć na swojego ojca. Miała wyjątkowo dziwną minę. Wyrażała zdegustowanie, zdumienie i litość.
Zaran spojrzał na córkę. Katia widziała podobne spojrzenie ojca gdy widział psa bitego przez właściciela. Ale jednego Zaran temu młodzieńcowi nie mógł odmówić i z jednym się zgadzał. Gość ruszył tchórzliwą dupę z domu szukać siostry i wymagało to od niego o wiele więcej samozaparcia niż od wprawnego wojownika.
Katia kaszlnęła. - Mamy tu jeszcze coś do załatwienia czy zabierzemy naszego zawieruszonego kapłana, zajmiemy się odpchleniem Erena i ruszamy? - rzuciła.
Zaran natomiast zwrócił się do wojownika. - Wytrzyj twarz przed wyjściem z pokoju i napij się czegoś mocniejszego na uspokojenie - zasugerował. Osobiście uważał, że to półdrow powinien mu takowy napitek postawić, ale to do ewentualnego dodania pozostawił Kellanowi.[/b]
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 14:26, 25 Paź 2009     Temat postu:


Onyks

Wpadłeś na zaplecze niczym burza, nieco się jednak opanowałeś, widząc że matka dziewczynki zapewne waży więcej niż ty a i szerokością w barach ci niemal dorównywała. Wytłumaczyłeś wszystko na szybko, a kobieta ze słowa na słowo stawała się niemal purpurowa na twarzy. W końcu złapała jakąś ścierkę leżącą na stole i przejechała cię nią po głowie.

- Aaaaa idź ty mi stąd! – warknęła gardłowo. Głos miała grubszy niż niejeden facet. – Nie będziesz mnie uczył jak się dziecko wychowuje i dawał rady, jełopie! Wynoś się stąd albo zawołam mojego syna, żeby ci pokazał gdzie twoje miejsce!

Już miałeś coś dodać, ale babsztyl znów wziął zamach i ściera minęła twoją głowę o kilka centymetrów. No cóż, w takiej sytuacji niewiele mogłeś zdziałać, bo z doświadczenia wiedziałeś, że z ciemnotą się nie dyskutuje. Odwróciłeś się więc na pięcie i skierowałeś do wyjścia z zaplecza. Matka dziewczynki nie zamierzała jednak odpuścić i kątem oka widziałeś jak ścierka szuka twoich pleców. Dopiero gdy znalazłeś się za szynkiem, kobieta prychnęła gniewnie i wróciła do siebie. Ty natomiast dostrzegłeś stojącego w drzwiach gospody Erena, który kierował się do waszego stolika.


Eren

Apteki żadnej nie znalazłeś, jednak miejscowi, zagadnięci przez ciebie, wskazali ci nieduży dom na końcu ulicy. Ponoć tam swoją siedzibę miał miastowy medyk. Nie trzeba ci było dwa razy powtarzać, zwłaszcza że swędzenie stawało się coraz bardziej uporczywe. Ruszyłeś więc i kilka chwil później znalazłeś się w środku. Od razu w twoje nozdrza wbił się zapach ziół i medykamentów. Ubrany w szare zgrzebne szaty, z przykrywającym długie, potargane, siwe włosy okrągłym kapeluszem mężczyzna siedzący za ladą, na wprost od wejścia, zaprezentował szczerbate zęby otoczone trzydniowym zarostem. Nie ruszył się jednak, więc musiałeś do niego podejść.

- Edgar Szolgy, do usług. – rzekł miejscowy konował, zionąc winem pitym z pokrytego runami kubka. – Siadaj i napij się ze mną przyjacielu. Ten oto magiczny kubek zamienia dziennie litr dowolnej cieczy w przednie wińsko, a ja dziś nie dam samemu rady. Mów co ci dolega.

Wytłumaczyłeś mu szybko, co się stało, a gdy skończyłeś, medyk roześmiał się gromko. Widząc jednak twoją zaciętą minę, odchrząknął i wziął łyk wina.
- Ach te mendy roznoszone przez Tracy. Co chwila mam jakichś nowych nosicieli. – mruknął i sięgnął pod ladę, wyjmując po chwili małą buteleczkę z zieloną mazią. – Trzymaj, przyjacielu. Smaruj dwa razy dziennie, a w ciągu trzech dni powinny się wynieść. A jak nie pomoże to się ogol i wyszoruj szarym mydłem. – pijany Edgar wzruszył ramionami. – Póki co, dwa srebrniki się należą.

Zapłaciłeś, zabrałeś buteleczkę i wyszedłeś. Wracając do karczmy nie byłeś pewny, czy aby na pewno ci to pomoże, ale raczej nie miałeś wyjścia. Zwłaszcza, że zapłaciłeś za to ‘coś’ całe dwa srebrniki. Wchodząc do gospody dostrzegłeś, że twoi towarzysze siedzą w towarzystwie młodego wojownika, a jakaś wysoko gabarytowa baba wygania z zaplecza Onyksa. O co chodziło?


Wszyscy

Chwilę trwało, nim wszyscy znaleźliście się przy stoliku. Onyks i Eren doszli akurat w momencie, gdy Dergo, jak przedstawił się młody wojownik, spijał piwo postawione mu przez Kellena i powoli dochodził do siebie. Kapłan i łotrzyk dowiedzieli się przy tym, że mężczyzna szuka swojej zaginionej siostry, która wyruszyła na poszukiwania Smoczego Oka z jakąś podejrzaną kompanią i do tej pory nie dała oznak życia. W tej sytuacji Dergo wyrażał chęć podróży z tą osobliwą drużyną na co Kellen oczywiście przystał.

Nie marnując więcej czasu, po sutym śniadaniu przygotowali się do drogi. Pogoda była średnia; mimo, iż nie sypał śnieg a słońce przebijało się nieśmiało przez szare chmury, wciąż panował przejmujący mróz. Spięli konie i po niemal kwadransie opuścili miasteczko Hommlet, kierując się ku Wichrowym Wzgórzom majestatycznie zerkającym na nich z północy.

Byli tego popołudnia jedynymi wędrowcami na szlaku. W taką pogodę nie należało się spodziewać licznych karawan, jednak mogło to zastanawiać. Po około dwóch godzinach jazdy, kierowani mapą Kellena skręcili na stary, khazadzki trakt. Żal było patrzeć na marne resztki jakie pozostały z dawnej, krasnoludzkiej drogi. Porozrzucane tu i ówdzie starożytne kamienie bardziej utrudniały niż ułatwiały drogę. Słońce raz wychodziło, raz kryło się za chmurami. Na szczęście nie sypało, choć zgromadzony wszędzie śnieg nie ułatwiał podróży.

Następne godziny na ogół zjeżdżali w dół. Pojawiły się strumienie, które płynąc wartko nie dały skuć się niskiej temperaturze. Trakt to schodził, to piął się serpentynami wśród zasp, drzew i skał. Późnym popołudniem gościniec pogrążył się w cieniu – słońce skryło się za skalistym zboczem po prawej. Po lewej, osłonięta przez drzewa, ziała coraz bardziej stroma przepaść. Trakt dochodził do ostrego klina wbitego w górę, w miejscu gdzie wypływał z niej strumień.

- Hejże! Ogień! – z przodu zawołał Kellen.

Podeszli do miejsca, gdzie drzewa po lewej rozstępowały się i otwierał się szeroki widok.
Gościniec zakręcał pod ostrym kątem i poniżej oraz przed sobą widzieli jego dalszy bieg. Daleko, kilometr w linii prostej, na wspinającej się serpentynami odkrytej drodze płonęły ognie. Wokół, wśród zasp rozciągało się coś, co mogło być tylko pobojowiskiem. Bystre oko mogło wyłowić gdzieniegdzie skryte wśród kamieni kształty ciał, zwierząt i ludzi. W pokrywającym zbocze słońcu błyszczał rozrzucony oręż i śnieg. Prędko zidentyfikowali płonące obiekty. Były to poprzewracane kupieckie wozy. Tu dokonała swego losu karawana.

Drużyna podjechała bliżej i zauważyła, że na wpół zamarznięte ciała niemal wszystkich członków kupieckiego taboru zostały rozszarpane na strzępy, albo przeszyte bronią. Głębokie rany, jak łatwo dało się stwierdzić, pazurów, kłów i broni białej wskazywały jasno, że albo dali się zaskoczyć sforze wilków, albo stało się tutaj coś straszniejszego.

- Pewnie oddział hobgoblinów na wilkorach. – rzucił chłodno zaklinacz, zerkając na ciała. – Skurwysyny kręcą się w tych okolicach. Miejcie oczy i uszy otwarte. Im już nie pomożemy.

Zaran i Katia natomiast odkryli wyraźnie odciśnięte w śniegu głębokie ślady wielkich, ciężkich butów. Tropy prowadziły w głąb lasu po ich prawej stronie.



Kellen dostrzegł, że wpatrują się w tamtą stronę. Spojrzał na wojownika i jego podopieczną.
- Zamierzacie coś z tym zrobić? – spytał, po czym ogarnął wzrokiem pobojowisko. – Sugeruję ruszać dalej, nic tu po nas. Ich problem, że dali się zaskoczyć. Prawda, Kaya?

Onyks

Przyglądając się rzezi, zauważyłeś lekką, niewyczuwalną dla zwykłych śmiertelników, ani też większości magów, zielonkawą mgiełkę unoszącą się z ust i nozdrzy zmarłych. Oznaczała ona, iż ich dusze nie oddzieliły się jeszcze od ciał, i świadome swej pożałowania godnej sytuacji, zastygnięte w lodowym bezruchu obserwowały was teraz. Spojrzałeś badawczo na Kellena – ten najwyraźniej też to zauważył, ale chyba nie zamierzał z tym nic robić. Ba! zaproponował nawet, żeby jechać dalej i zostawić tych nieszczęśników samych sobie…
Zobacz profil autora
Mekow




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunmow

PostWysłany: Wto 23:45, 27 Paź 2009     Temat postu:



Dergo

Piwo nieco uspokoiło młodego Dergo, nadal był jednak przejęty tym co się stało. Wpatrywał się w stół i niewiele mówił, a jak się już się odzywał robił to dość cicho i miał smutny głos.
Gdy tak siedzieli, gospodarze zainteresowali się nim, pytając czy wszystko w porządku i w efekcie krótkiej rozmowy dostał od nich odpowiedni do zrobienia opatrunku sprzęt. Mogłoby się wydawać, że zależało im, aby młodzian nie zakrwawił im całej karczmy, ale w ich słowach i spojrzeniach widać było troskę. Dergo spędził z nimi ostatnio sporo czasu i zdążyli się trochę poznać. Dzięki temu już po chwili chłopak miał ładnie opatrzoną ranę - owszem, dla większości wojowników byłoby to najwyżej skaleczenie, ale dla niego była to rana. Opatrunek dokładnie okrywał jego zranienie i obejmował palec wskazujący oraz śródręcze, a całość sprawiała wrażenie rękawiczki bez palców.
Dergo obawiał się, że przez najbliższe dni może nie władać mieczem tak jak zwykle - a przecież powiedział, że trochę się na tym zna. Po tym co go spotkało, wolał już nie podpadać swoim nowo poznanym towarzyszom.
Szczególny strach wywoływali u niego Kellen i Kaya, ale w pewnym stopniu bał się ich wszystkich - nawet małej Katii.

Gdy wyruszali, ubiór Dergo uzupełnił się o długi wyglądający na bardzo ciepły czarny płaszcz, dobrze wykonaną futrzaną czapką, oraz skórzane ocieplane od wewnątrz dwu-palczaste rękawice. Może nie był to najlepszy strój do walki - nie to co jakiś pancerz, ale na pewno był bardzo przydatny jak na tak zimną pogodę.
Przed wyruszeniem Dergo nie zapomniał oczywiście zostawić odpowiedniej wiadomości - na wypadek, gdyby jego siostra tutaj wróciła, oraz o zakupieniu czegoś do jedzenia na drogę. Dopiero wówczas był gotowy do wyjazdu.
Jego środkiem transportu okazała silna i dobrze odżywiona brązowa klacz, z którą młodzieniec doskonale sobie radził. Widać było, że jest doświadczonym jeźdźcem.


Gdy dotarli na miejsce masakry Dergo pobladł na twarzy. Przymykał oczy i odwracał wzrok, starając się nie patrzeć na zmasakrowane ciała. Dobrze, że nie był po obiedzie, gdyż widok zmasakrowanych ciał z pewnością sprawiłby, że chłopak by zwymiotował.
Wyglądało na to, że czeka go jeszcze sporo życiowej nauki... choć nie był pewny czy chce otrzymywać takie lekcje.
Hobgobliny pojawiły się w zasłyszanych przez niego opowieściach jego starszych sióstr, ale nie miał pojęcia kim są "hobgobliny na wilkorach". Choć po tym co tutaj znaleźli wcale nie chciał się tego dowiadywać. Jak widać opowieści, a rzeczywistość miały pewne znaczące różnice.

Kellen zabrał głos i zasugerował, aby ruszyli dalej. Dergo musiał przyznać, że chciał tego samego - jak najszybciej opuścić to przykre miejsce. Zapewne kierowali się innymi pobudkami, ale cel był ten sam.
- Może ruszajmy dalej. - wymamrotał cicho Dergo, którego twarz była teraz prawie tak blada jak otaczający ich śnieg.
Zobacz profil autora
Plomiennoluski




Dołączył: 02 Paź 2009
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 3:02, 28 Paź 2009     Temat postu:



Onyks

Następnym razem na podobne negocjacje zdecydowanie pójdzie w pełnej zbroi. Ten babsztyl miał mniej taktu niż pijany krasnolud który od pięćdziesięciu lat nie widział podziemi, to by było na tyle względem dobrych uczynków względem ludzi na ten tydzień. Wychodząc z kuchni zauważył młodego człowieka przy stoliku swoich obecnych towarzyszy podróży. Szybko został wtajemniczony we wszystko co sami wiedzieli o młodzieńcu i fakt że też wyruszy z nimi. No cóż nie miał żadnych przeciwwskazań, w najgorszym wypadku zawsze mógł potraktować wszystkich jako przygodnych znajomych. Nikomu tutaj nic nie obiecywał.

Droga wiodła ciągle naprzód, mniej więcej na przód, śnieg skrzypiał pod kopytami Apogeusza w usypiającym rytmie, cała ziemia zdawała się uśpiona pod zwałami śniegu, nieco ubitymi na głównym trakcie. Wjeżdżali w coraz bardziej górzyste tereny, co było nawet na rękę genasi. Czuł się prawie jak w domu, co prawda te pagórki nie mogły się równać ze Szczytem Świata, ale zawsze to jakaś namiastka. Większość drogi minęła mu na rozmyślaniach i medytacji. Wiedział że Grumbar bardzo rzadko odpowiada na prośby i tym podobne, ale nigdy nie zaszkodziło zastanowić się nad tym co się robi.

Droga mijała spokojnie do czasu aż zauważyli szczątki karawany, najwyraźniej tutejsza okolica była bardzo niespokojna, najpierw gnole, które spotkał, teraz te hobgobliny. Nie podobało mu się to za bardzo, na dodatek wyglądało na to że dusze nieszczęśników nie miały zamiaru jeszcze opuszczać ciał. Znowu się zapowiadała robota. Spojrzał tylko na Kelena ja na głupiego, kiedy tamten zaproponował natychmiastowe wyruszenie w dalszą wędrówkę.

- No dobra, jeśli mi ktoś pomoże to szybciej ruszymy, jeśli nie, to cóż, samemu zejdzie mi z tym trochę czasu. Zróbcie zagłębienia w śniegu, potem przykryjemy ciała śniegiem i stopimy go tworząc lód, będą mieli niemalże kryształowe sarkofagi do wiosny. - zaczął przygotowywać ciała i odmawiać nad nimi modlitwy. Może to nie byli jego kamraci, ani prawdopodobnie wyznawcy Grumbara, ale wyglądało na to ze jeśliby nie pomogli tym zmarłym, mogli się spodziewać nocnej wizyty nieumarłych.
Zobacz profil autora
Sciass




Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 18:38, 29 Paź 2009     Temat postu:



RN

„Chyba nie tylko ja mam tendencje do przyciągania kłopotów” - Skomentował w myślach widzianą przez siebie scenkę Eren. Onyks niespiesznie, swoim tempem umykał przed jakimś rozwydrzonym babsztylem. Diabelstwo mogło się tylko domyślać co zaszło, jakoś nie chciało mu się jednak wchodzić z kamiennym kapłanem w dyskusję. Dołączył do swoich towarzyszy.

Wyruszyli. Podróż nie obfitowała w niespodzianki, Eren wykorzystywał ten czas aby przyjrzeć się swoim towarzyszom, tym starszym stażem jak i temu nowszemu również.
Dobrali się jak w korcu mak. Banda oszołomów, wszyscy pracujący dla własnej korzyści, przynajmniej na pozór tak wyglądali. Jedyną wyróżniającą się osobą był ten nowy. Z tego co Eren usłyszał chłopak jechał ratować swoją rodzinę.

„Źle sobie dobrał drużynę, żadne z reszty grupy nie było altruistą…” – Przeszło Erenowi przez głowę.

Diabelstwo było generalnie milczące przez podróż ograniczając odzywanie się do niezbędnego minimum. Pasożyty już mu tak nie dokuczały od czasu kiedy zaczął używać specyfiku. Każda wolną chwilę w podróży Eren poświęcał na trening rzucania nożami, nie chciał być dalej balastem dla grupy w tej materii.

Dojechali do pobojowiska. Było w nim coś dziwnego ale Eren nie mógł określić co. Miał już zamiar zabrać się za obejrzenie czy nie zostało coś ciekawego przy zwłokach kiedy odezwał się Onyks.

- Oho, pogrzeb… - Westchnął na głos Eren. Porzucił pomysł zostania hieną cmentarną.
Poszedł pomóc Onyksowi, chciał mu się odwdzięczyć za pomoc medyczną.
Zobacz profil autora
WinterWolf




Dołączył: 05 Lip 2006
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze 113-tej warstwy Otchłani
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 0:15, 30 Paź 2009     Temat postu:



Zaran, Dergo i Katia

Zaran rozglądał się po pobojowisku. Przyjrzał się ranom poległych. Westchnął ciężko. Nienawidził tych śmierdzących gadów... i ssaków, na których jeżdżą z resztą też. Pokręcił głową podnosząc się.
Spojrzał wokół i zobaczył Dergo. Uniósł brew i podjechał do niego. Klepnął go w ramię.
- Wszystko w porządku, chłopcze? - zapytał.
Chłopak podskoczył lekko wystraszony i spojrzał na Zarana. Widać było, że czegoś się boi, albo tego co tu się stało, albo samego rozmówcy.
- Yyyy, dobrze - odpowiedział cicho, ale widać było, że targają nim jakieś emocje.
- Możemy stąd już odjechać? - spytał nieśmiało.
- Skoro dobrze to zsiadamy, trzeba pomóc kapłanowi, on się stąd nie ruszy póki nie pogrzebiemy tych tu nieszczęśników - mruknął Zaran, wskazując kciukiem pobojowisko.
Chłopak spojrzał na niego jakby ten mu podstawił pod nos dokument, oznajmujący sprzedanie duszy. Nie był zadowolony z pomysłu przekładania zmasakrowanych ciał.
Wahał się przez moment, po czym sprawnie zszedł z konia.
- To co mam robić? - spytał cicho i bez przekonania
Zaran zsiadł. Popatrzył chwilę na młodego.
- Aha - pokiwał głową. - Jeszcze nikogo nigdy nie zabiłeś co? - zapytał retorycznie. Odpiął od siodła swojego konia jakieś zawiniątko, odwinął i podał chłopakowi.
- To kop, chłopcze - mruknął, wciskając mu w dłoń saperkę.
Chłopak pokiwał tylko głową. I zabrał się do pracy... niestety nie wychodziła mu ona najlepiej. Ziemia była zmarznięta i twarda, ale co gorsza chłopak nadal miał zranioną dłoń. A rękawiczka nie chroniła przed dokuczającymi bodźcami z zewnątrz..
- Kop w śniegu, ziemi nie ruszysz - mruknął Zaran. Składał ciała za usypaną zaspą, by ten chłopak tu nie zemdlał po lepszym przyjrzeniu się ciałom.
- Nie słyszałeś Onyksa?
Dergo zrobił jak mu polecono. Śnieg było dużo łatwiej przekopywać niż ziemię - wcale nie miał z tym problemów.
- Ach tak. Oczywiście - odparł cicho.
Generalnie chłopak nie zamierzał dyskutować i robił to co mu powiedziano. Najwidoczniej zdawał sobie sprawę, że średnio się zaprezentował i chciał pokazać, że może się do czegoś przydać... a może zwyczajnie bał się sprzeciwić?


Katia obserwowała ich z pewnego dystansu. Sama w zasadzie nie miała za bardzo jak pomóc. Zresztą podobnie jak Dergo nie czuła się najlepiej, patrząc na zmasakrowane ciała. Przez myśl jej przeszło, że niewiele dzieciaków w jej wieku ma takie przeżycia. Gapiła się w stronę, w którą prowadziły ślady. Zaintrygowały ją. Ciekawe kto to był w rzeczywistości...

- Co to są wilkory? – rzuciła nagle do półdrowa.
- Znam wilkołaki, monstrualne wilki i worgi… Ale o wilkorach jeszcze nie słyszałam – bąknęła.
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 13:23, 31 Paź 2009     Temat postu:


- Wilkory to ogromne wilki, których dosiadają hobgobliny. – rzucił sucho półdrow. – Tak przynajmniej mówiono na nie w moich stronach. Mam nadzieję, że nie spotkamy żadnego oddziału. – rozejrzał się po okolicy. – Zwykle jeżdżą w kilkudziesięciu, moglibyśmy mieć problemy.

Gdy Katia i Kellen rozmawiali, Onyks, Dergo, Zaran i Eren przygotowywali mogiły dla poległych. Na początku szło to nieco opornie, bo młody wojownik nie posiadał chyba żadnej wprawy w robieniu łopatą, ale w końcu, po niecałych dwóch kwadransach, kapłan mógł przystąpić do pracy. Zmówił głośno modlitwę za dusze zmarłych, po czym skuł lodem przykryte śniegiem prowizoryczne groby.

Kilka chwil później wyruszyli ignorując ślady butów prowadzące w głąb poszycia leśnego. Przez kilka kolejnych godzin droga wiła się krętymi ścieżynami, wśród przykrytych śniegiem lasów, pól i zagajników. Biały puch hipnotycznie skrzypiał pod nogami, a im bliżej zmroku, tym temperatura stawała się niższa, wywołując u niektórych nieprzyjemne dreszcze. Co jakiś czas rozglądali się, czy aby nie mają ‘ogonu’ bądź czy ktoś ich nie obserwuje, jednak nie odkryli żadnej obecności wśród spętanych milczeniem lasów.



Jechali w milczeniu, noga za nogą, brnąc w śniegu po lodowej pokrywie. Słońce niemal schowało się za horyzontem, gdy wjeżdżali na ścieżkę prowadzącą w objęcia kolejnej warstwy sosen i świerków. Wieczór nadszedł na czarnych, kruczych skrzydłach, spowijając całą krainę mrocznym całunem.



Tej nocy wisiała w powietrzu jakaś magia. Czasem do ich uszu dobiegało z oddali kruche podzwanianie jakichś dzwoneczków lub wycie wilka, jednak po pewnym czasie przestali się tym przejmować. Śnieg leżący na ziemi migotał w zachodzącym słońcu. Zwisające z drzew sople lodu chwytały zaś światło gwiazd i niosły je w powietrze. Zazwyczaj ostrożni towarzysze przestali teraz mieć się na baczności. Nie wyczuwali żadnego czającego się niebezpieczeństwa, nie czuli nic, ponad ostry, odświeżający chłód zimowej nocy i tajemnicze przyciąganie niebios. Katia wpatrywała się tej magicznej nocy, jak kopuła nieba sięga gdzieś poza horyzont. W końcu, wbiegając jako pierwsza na kolejne białe wzgórze, Kaya ujrzała pierwsze domy osady.



Dostrzegli dwa tuziny pochylonych ku ziemi chat, ze strzechami przykrytymi czapami śniegu, rozrzuconych wzdłuż niewielkiej, wschodzącej w stronę gór doliny. Z kominów unosiły się smugi dymu, gdzieś z oddali dobiegło ujadanie psów, a wiatr przyniósł zapach dymu. Przez okna domów wylewał się i kładł żółtymi smugami na śniegu jasny, migotliwy blask ogni, które ludzie palili w domach by ogrzać się w zimową noc.

Kellen rozłożył mapę i przejechał po niej palcem.
- Tej wioski nie ma nawet na mapie. – mruknął, rozglądając się dookoła. – Myślę, że powinniśmy tu przenocować, zanim ruszymy dalej. Nie ma sensu szlajać się po nocy w tej okolicy.
Z oddali, choć jakby zbliżone, dobiegło ich wycie wilka. Księżyc wchodził niemal w zenit.
- Jestem za, trzeba się ogrzać i coś zjeść. – powiedziała Kaya, przerywając niezręczną ciszę. – Poza tym tak naprawdę nigdzie nam się nie spieszy, a jak mówi Kellen, niezbyt dobrym pomysłem jest włóczyć się w taki mróz. Ręce i stopy mam jak kawałki lodu, wy pewnie też… - spojrzała na pozostałych.

Po chwili wszyscy dostrzegli na wietrze pierwsze płatki śniegu, których z każdą mijającą chwilą przybywało. Wyglądało na to, że noc, nie dość, że mroźna, to znów będzie obfitować w kolejne opady śniegu.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:40, 31 Paź 2009     Temat postu:



Kaya

"Ciepło... Ciepłe łóżeczko, ciepła izba, ciepła zupka... Ciepła kąpiel, ciepła jajecznica na śniadanko..."
Półelfka nie mogła przestać myśleć o tym, jak jest jej cholernie zimno. Czuła, jak mróz szczypie ją w policzki i nos, a usta wysychają na lodowatym wietrze. Oblizała je czubkiem języka i zaraz zganiła się w myślach.
"Cholera, teraz pewnie popękają" - pomyślała, krzywiąc się lekko.
- Jeśli chcecie, to stójcie sobie tutaj dalej, ja mam zadek do wygrzania - to mówiąc cmoknęła na swoją klacz i skierowała jej kroki do osady. Kellen jedynie wzruszył ramionami i skinął na towarzyszy, by jechali za nimi.

Nie mając w zwyczaju czekać czy choćby odwracać się za siebie, ruszyła, po chwili zagadując do Kellena w jego ojczystej mowie drowów.
- >Ten nowy...<
- >Hm?<
- >No wiesz, ten pypeć.<
- >A, Dergo?<
- >No.<
- >I co z nim?<
- >Wkurza mnie - rzuciła bez ogródek. - Po co go w ogóle brałeś?<
- >No wiesz, przyda się ktoś na pierwszy ogień, nie?< - odparł bezceremonialnie półdrow.
- Lubię, kiedy tak mówisz. - Kaya stwierdziła w zwykłej mowie, posyłając mu ciekawe spojrzenie i uśmiech, od którego ciarki przebiegły mu po plecach.
- Tak naprawdę ten młodzian ma tam do zrobienia więcej niż my i zawsze się będzie pchał do przodu, by odnaleźć siostrę. A my mu tylko... "pomożemy".
- Nie martwi cię ta druga drużyna? Coś dużo tych półdrowów się namnożyło ostatnimi czasy - zapytała, krzywiąc się.
- Jedynym półdrowem, jakiego znam i który mógłby się zainteresować Smoczym Okiem, jest mój brat. Ale z tego co wiem, to ostatnio miał jakieś problemy z prawem w Neverwinter...
- To chyba u was rodzinne - wtrąciła Kaya z przekąsem.
- Mamy to po tatusiu - odparł, puszczając jej oczko.
- Taa? Wydawało mi się, że to od strony matki jesteś taki ciemny.
- To ŹLE ci się wydawało - mężczyzna wycedził przez zęby, a jego towarzyszka tylko się roześmiała.

Kellen nie zastanawiając się długo wymamrotał pod nosem kilka słów w niezrozumiałym dla kobiety języku i wyciągnął dłoń w jej kierunku. Nim zdążyła coś powiedzieć, delikatna fala energii prysnęła z palców zaklinacza trafiając Kayę w bok. Półelfka straciła równowagę i spadła ze swej klaczy wprost w niewielką zaspę. Wycierając zdenerwowaną twarz ze śniegu, słyszała tylko przeciągły rechot Kellena.
- Ty jeden... - warknęła.
- I kto jest teraz górą? - rzucił uradowany. - Zbieraj swój tyłeczek, bo jeszcze go przeziębisz i nie tylko Eren będzie miał problemy z kroczem. - puścił jej oczko szczerząc zęby.
- Ty kurwo niemyta!!! Uważaj, żebyś ty zaraz nie miał problemów ze swoimi jajami! - warknęła, a śnieg zaczął topnieć na jej twarzy pod wpływem gorąca.
- Nie wyrażaj się tak przy dzieciach. - zaklinacz wskazał palcem Katię. - A teraz wstawaj, postawię ci gorącą herbatę albo grzańca.
- Ja już ci nic więcej nie postawię - mruknęła czarnowłosa i Kellen doskonale wiedział, CO miała na myśli.
- Och, nie bądź taka brutalna. - rzucił cynicznie. - Sama wiesz, że oboje byśmy na tym stracili. - uśmiechnął się szeroko.
- No, nie ma to jak darmowy posiłek. - Kaya zrobiła znudzoną minę i z pomocą zaklinacza wygrzebała się z zaspy. - Przez ciebie jestem cała mokra.
- Żadna nowość, zwykle tak na mnie reagujesz, Słonko. - cmoknął ją w policzek, gdy znalazła się w siodle Artemisi.
- Ty wstrętny, niemyty, śmierdzący, pół czarny, debilny, głupi... - zaczęła wymieniać i nim dojechali na miejsce, Kellen dowiedział się wielu ciekawych rzeczy na swój temat. Niektóre były nawet nowe... Przez całe swoje życie nie wiedział, że jest matkojebcą.
- Ja ciebie też - mruknął, kiedy wjeżdżali do wioski.
Zobacz profil autora
MrZeth
Prince of Darkness
Prince of Darkness



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 511
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: diabły uciekają (Wrocław)

PostWysłany: Pon 20:59, 02 Lis 2009     Temat postu:



Zaran i Katia:

Zaran spojrzał obojętnie na padający śnieg. Może zwiastun śnieżycy, może nie... Też miał dość podróży w mrozie. Jakoś nie był szczególnie ufnie nastawiony do wioski, która nie figuruje na mapie. Pamiętał wiochę zasiedloną przez nieumarłych, gdy był z ekipą na jakichś bagnach. Na samą myśl się skrzywił. Nie musiał zalecać czujności Katii, ale ta dwójka z przodu. Kaya i Kellan... najpierw znów mieli wstawkę a'la stare dobre małżeństwo, a potem zaczęli wydurniać się jak dzieci. Na terenie który niekoniecznie był bezpieczny.
Zaran westchnął. "Banda idiotów.. a ja jestem jej częścią..." pomyślał.
Katia siedząca obecnie razem z ojcem w obszernym siodle karosza bez skrępowania szczękała zębami. Było jej co najmniej BARDZO zimno i to nawet pomimo faktu, że ubrania miała bardzo ciepłe. Zwyczajnie w świecie była chudziutkim zmarzluchem i obecna pogoda zupełnie jej nie odpowiadała. Wpatrzona w rozgwieżdżone niebo marzyła o ciepłym południu, albo o gorących źródłach Neverwinter, o których tyle się nasłuchała...
Kiedy Kellen i Kaya zaczęli swoje przepychanki przysłuchiwała się im pozornie obojętnie. Dopiero gdy odjechali nieco dalej spojrzała z dołu na ojca
- O co im chodziło? - bąknęła. Miała nieprzyjemne wrażenie, że to może być kolejna taka sytuacja, na temat której nie dowie się wiele od ojca...
Zaran spojrzał pytająco na małą. Okrył ją połą swojego futra. - Zależy w którym momencie - mruknął wojownik.
- Po tym jak wrzucił ją w śnieg - sprecyzowała. - W ogóle nie rozumiem po co to zrobił... Jeśli ona teraz się przeziębi to równie dobrze możemy wynająć pokoje w najbliższej gospodzie na miesiąc - mruknęła.
- Jeszcze nie zrozumiałaś, że naszym pośrednim pracodawcą jest przerośnięty dzieciuch? - zapytał Zaran. - Wrzucił ją by zrobić jej na złość, nie myśląc za wiele o konsekwencjach - odparł na jej drugie pytanie. Potem westchnął.
- Co do twojego pierwszego pytania... Po prostu on chce by ona spędziła z nim noc, każdą. W zamian dostaje żarcie, ma darmowy nocleg i temu podobne z tego co rozumiem - wyjaśnił pobieżnie. W końcu chodziło o aktywne spędzanie nocy. Zaran słyszał ile jego znajomi wydawali na burdele. Ta Kaya w takim układzie jest wyjątkowo tania... Zaran słyszał o podobnych motywach w bardzo biednych miejscach, gdzie bywało, ze dziewczyny oddawały się przejezdnym za porządny posiłek czy noc spędzona w zajeździe. - Tę składankę wulgaryzmów znasz skądinąd i chyba nie muszę ci jej tłumaczyć - mruknął.
- O... Aha - bąknęła mała. To wyczerpało formułę jej pytania. Była zadowolona, że ojciec jej odpowiedział. Mimo wszystko miała głupią minę. Nie do końca rozumiała dlaczego ta ładna i bystra dziewczyna daje się tak pomiatać mieszańcowi. Zawsze sądziła, że elfy i półelfy są bardziej dumne i wyniosłe... I na pewno nie za bardzo lubią zadawać się z drowim pomiotem... Mała co prawda nie miała w sumie nic do mieszańców, ale na ulicach wielkich miast takich jak Waterdeep wiele różnych rzeczy można usłyszeć. Wiele też się widzi.
Zaran był zadowolony, ze małą nie drążyła tematu. - Dobra, miejmy nadzieję, ze w tej mieścinie mają coś na kształt tawerny. Znam młodą damę która zasłużyła sobie na ciepły posiłek, ciepłą kąpiel i ciepłe łózko - uśmiechnął się pod nosem. Sam też chętnie coś zje. I napić się czegoś ciepłego też byłoby dobrze. Jeśli w ewentualnej knajpie będzie ciepło to z pewnością wykorzysta śnieg by wymyć tors, ramiona i nogi. Zimno wspomaga krążenie i ogólnie dobrze wpływa na organizm, jeśli właściwie wykorzystywane. Wojownik uśmiechnął się do siebie. W tej ekipie raczej niczego się nie nauczy... grunt, ze nauczył się czegoś w Zefirze...
Zobacz profil autora
Plomiennoluski




Dołączył: 02 Paź 2009
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:54, 03 Lis 2009     Temat postu:



Onyks

Pochówek poszedł szybko i sprawnie a ciała zostały zamknięte w prowizorycznych lodowych sarkofagach. Biorąc pod uwagę temperaturę i to że nawet kapłanowi było chłodnawo to tafle lodu nad ciałami powstawały w ekspresowym tempie, wyglądały niemalże jak kryształowe grobowce niektórych władców. Zrobił swoje i zaczął się przygotowywać do dalszej drogi. Kaya i Kellen za bardzo nie pomogli przy grzebaniu, nie żeby widział że jakoś specjalnie rozglądali się dookoła przy tym. No cóż, nie miał zamiaru nikogo zmuszać do niczego póki nie było to niezbędne. Widział że nikt nie zatroszczył się w sumie o zabezpieczenie całej ekspedycji przed ewentualnym atakiem lub tym żeby ktoś ich śledził. Westchnął lekko i zebrał w sobie dostępną mu esencję ziemi. Nie był pewien czy uda mu się zatrzeć ślady całej grupy, ale jeśli ktoś zobaczy ślady jednego małego kucyka, to nie będzie się spodziewał grupy sześciu dobrze uzbrojonych errr istot. Było nie było, wypadało się troszczyć o pomniejsze istoty kiedy brakowało im rozumu.

- No co Apogeuszu, trochę chłodnawo się zrobiło, jeszcze trochę albo porządna zawieja i zrobi się prawie tak chłodno jak w domu wiosną. - poklepał kuca po karku delikatnie na co tamten odpowiedział tylko parsknięciem, które natychmiast zmieniło się w kryształki lodu. Nie wiedzieć czemu akurat ten moment wybrały elfie pomioty na zachowywanie się jak dzieci. Słyszał że te rasy bardzo wolno dorastają, ale to już chyba była przesada, w miejscu gdzie grasowały hobgobliny z wilkorami czy jak się to tałatajstwo zwało, dokazywać jak dzieci które zobaczyły pierwszy śnieg w roku. Spokojnie chwile obserwował infantylizm towarzyszy, zdecydowanie to zacieranie śladów było bardzo dobrym pomysłem.
- Mój wierny druhu... trafiliśmy do cyrku i zdaje się że nawet bilety mamy za darmo. Korzystaj póki możesz i nie zrobi się gorąco. - dzielny rumak tylko potrząsnął głową jakby dostrzegał całą ironię sytuacji.

Spokojny krok kawalkady zaprowadził ich pod koniec dnia do jakiejś wioski. To że nie było jej na mapie wcale go tak bardzo nie zdziwiło, na wszelki wypadek wyciągnął jednak medalion Grumbara na wierzch. Nigdy nie można było być pewnym. W niektórych zapuszczonych wioskach gościli przyjezdnych jak monarchów a w niektórych karczmach gdzie zdzierali z podróżnych jak zbóje jedzenie było tak paskudne że nie można było nawet stwierdzić czy to trucizna czy tylko wczorajsza potrawka z królika.
-Tawerny, stajni, zajazdu lub czegokolwiek gdzie można położyć wieczorem głowę i obudzić się rano mając ją ciągle na szyi.
Zobacz profil autora
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny

 


Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach