Wysłany: Pią 1:15, 09 Paź 2009
Temat postu:
Katia i Zaran (Oraz cała reszta...)
Na grupę patrzyły obecnie dwie pary nieco zdezorientowanych oczu. Rosły, zakuty w płytowy pancerz mężczyzna z toporem był pierwszą osobą, która rzuciła się w oczy. Dopiero po chwili zgromadzeni dostrzegli drobną, szczuplutką dziewczynkę o kasztanowych włosach i zielonoszarych oczach. Ubrana była ciepło i bardzo praktycznie - idealnie jak na tę porę roku. Młoda złodziejka odrzuciła wszelkie pozory...
Wielki mężczyzna spojrzał po "nowo przybyłych".
-
Wspominałem już ze jesteś pracoholiczką? - mruknął do dziewczynki. -
Co gwizdnęłaś tym razem? - mruknął, obserwując nadal potencjalnych przeciwników.
Katia spojrzała na swojego ojca, a potem na całą tę grupkę, która się tu za nią przywlokła. Ta kobieta, półelfka, miała całkiem bystre oko.
-
Wpadłam na tego dużego. Sakiewka sama prosiła się o jej zabranie... Jeszcze nigdy nie widziałam, by ktoś ją tak nosił - mruknęła. -
Ale temu głupkowi nic nie wzięłam – mruknęła zerkając na diablę. Wydobyła sakiewkę. Zważyła ją w dłoni.
-
Rzuć mu tę sakiewkę - wojownik westchnął. -
Dać się okraść dziecku... przyjacielu popracuj nad spostrzegawczością - rzucił do feralnego wojownika.
-
Masz, duży. Nic nie brakuje – Katia bez ceregieli rzuciła sakiewką.
-
I kto to mówi - parsknęła pod nosem po słowach Zarana. Ojciec słyszał...
-
Ktoś kto cię złapał za rękę w Waterdeep - mruknął wojownik.
-
Jego okraść to jak zabrać dziecku lizaka - półelfka wzruszyła ramionami. -
On by nawet nie zauważył, jakby mu ktoś oko wydłubał...
Genasi zdjął hełm i spojrzał czarnymi jak jamy oczami.
-
Byłbym bardziej uważny, ale w tym czasie robiłem jej wykład na temat wpadania na ludzi na ulicach. Co do wydłubywania oczu to raczej bym zauważył... chyba? - Onyks zamyślił się lekko.
Kellen parsknął śmiechem na słowa Kayi.
-
Zabrać dziecku lizaka? A nie pamiętasz jak cię obrobił ten niziołek w Waterdeep? Nie miałaś tęgiej miny - pokręcił głową patrząc jak kobieta gotuje się w środku.
Kaya prychnęła coś bardzo niekulturalnego pod nosem i kopnęła zaklinacza w kostkę. Nie lubiła, gdy Kellen wytykał jej wpadki i błędy.
-
Hej, wy! - Kaya zwróciła się do wojownika i małej złodziejki. -
Nudzi się wam? Bo jak tak, to może mamy dla was robotę...
-
Eeee, to ja miałem powiedzieć - szepnął jej do ucha półdrow.
-
No skoro spotkaliśmy się w takich ciekawych okolicznościach i wiemy, że co najmniej jedna trzecia z nas tutaj to złodzieje, wszyscy wiedzą że mają pilnować sakiewek, to co powiecie na kufelek... errr soku jagodowego? - powiedział cicho kapłan patrząc na małą.
-
Za wpadnięcie przepraszam. To akurat nie było celowe - mruknęła. Dziwny był ten jegomość... Ale skoro się nie gniewał to może można to było jeszcze obrócić na swoją korzyść.
-
Miałeś nam pokazać tego Harana! - Wtrąciło się ni w pięć ni w dziewięć diabelstwo, złe że półdrow nie dotrzymał obietnicy.
Półelfka uniosła lekko brwi ze zdziwienia.
-
Er, idioto, Haran to taki ogromny biały tygrys... Nie chciałbyś go poznać, jebie mu z pyska że szok!
-
Nooo, muchy padają - dodał Kellen kiwając energicznie głową.
-
Ooo, to nie wiedziałem! To może się gdzieś napić przejdziemy, co? Przedyskutować biznes i tak dalej...
Zaran spojrzał na ludzi przed nimi. Nie pierwszy to raz miał pracować dla wędrownej ekipy idiotów. W końcu do takowej kiedyś należał. Dodatkowo ci ludzie mieli jeszcze na nich haka...
-
Zależy ile jest do zarobienia - mruknął wojownik.
Onyks nie nadążał za przelatującymi informacjami, sam jeszcze nie wiedział co planuje ta trójka, która mu pomogła na drodze.
-
Ten biały kotek, którego widziałem dzisiaj na drodze? Uroczy był, ale proponuję się stąd ruszyć zanim straże pomyślą, że planujemy napad na tutejszą placówkę handlową.
Katia westchnęła.
-
Popieram dużego... - mruknęła krzywiąc się. Dorośli byli dziwni.
-
Do zarobienia jest dużo... - rzucił zupełnie poważnie zaklinacz do wojownika. -
Jeśli oczywiście jesteście zainteresowani... Na przykład wyprawą do starej kopalni. Cztery tysiące sztuk złota do podziału, plus to co znajdziecie w środku.
Wojownik odłożył topór na miejsce.
-
My tu obecni? Strażnicy musieliby być co najmniej kretynami - mruknął. -
Ale przemieszczenie się do jakiegoś lokalu nie jest złym pomysłem - dodał.
-
No to sru, pogadamy przy piwie. Kellen stawia! - wyrwała się Kaya.
-
Ooo to to to! Popieram urodziwą pół elfkę! - dodał nie pytany Eren.
-
Ja stawiam w karczmie, ty w pokoju - rzucił Kellen, ale po chwili dostał kuksańca w żebra.
-
Świetnie. Prowadź - mruknął Zaran do zaklinacza, ignorując półelfkę.
-
Opuszczona kopalnia i darmowe napitki plus złoto do podziału? Trzeba tak było od razu – oblicze nieco wolno myślącego kapłana wyraźnie się rozjaśniło
-
Znam tu niezłą karczmę, mają dobre wino, żarcie i fajne kobiety, na pewno wam się spodoba - Kellen spojrzał na niezadowoloną minę Kayi. -
Eeee... no prawie wszystkim się spodoba.
-
No to w drogę, nie ma na co czekać.
-
A ta mała? - Eren wskazał palcem szkraba.
-
Idzie z nami - mruknął wojownik.
Katia ponownie westchnęła. Widywała na ulicach dzieciaki, które zachowywały się poważniej od tej gromady. Mimo to nie przerywała im.
-
Sam jesteś mały - mruknęła mijając diablę.
Kapłan nie wściekał się o sakiewkę, w końcu wróciła do niego w nienaruszonym stanie, nawet zważył ją w ręku dla pewności.
-
No to może zdradzicie nam swoje imiona, albo przynajmniej jak was wołają? Mi możecie mówić Onyks.
-
No nie da się ukryć - powiedział półdrow. -
Nawet se nie potrafił poradzić z gnollem. Wybacz, Eren, nie żebym cię nie lubił czy coś... Po prostu fakty. A tak w ogóle to jestem Kellen, diablę już przedstawiłem, moja powabna przyjaciółka to Kaya, a ten zakuty... mąż to Onyks. A jak was zwą? - zaklinacz świdrował dwójkę nieznajomych wzrokiem.
-
Mów mi Zaran - rzucił wojownik beznamiętnie, idąc za resztą.
Mała spojrzała na genasi, a potem na półdrowa. Skłoniła się z przesadną dwornością, która zupełnie do niej nie pasowała
-
Katia sar Anna. Dla przyjaciół, rodziny i miejskich strażników po prostu Katia – powiedziała.
Zaran rozwichrzył czuprynę dziewczynki przechodząc koło niej.
Kapłan przyjrzał się bliżej urwisowi, zdecydowanie nie wyglądała na kogoś z dworskimi manierami.
-
No jeśli mamy się przedstawiać oficjalnie to jestem Onyks, ewentualnie Onyks sar Grumbar, ale to chyba widać na pierwszy rzut oka.
-
Daruj sobie - mruknął wojownik czy to do dziewczynki, czy to do genasi...
-
Aż tak głęboko wierzysz w swoje boskie pochodzenie? - spytała cicho tak by ojciec nie słyszał.
-
Daj spokój, pewnie udaje - powiedział Kellen uśmiechając się krzywo.
-
O, jeden bystry - rzucił Zaran. Wypowiedź ociekała sarkazmem.
-
Onyks udaje? A bliskie pokrewieństwo z lawiną to skąd się wzięło? - rzucił luźno Eren rozglądając się po mieście,
-
Bystrzejszy niż ty - zaklinacz zmrużył oczy.
-
Z jaką lawiną? - Półdrow nie wiedział za bardzo o czym mówi diablę. -
Eren, chyba za dużo krwi straciłeś...
-
Ze skałą. Z kamieniem. Z ziemią – burknęło diablę.
Wojownik tylko uśmiechnął się na chwilkę.
-
To jeszcze zweryfikujemy, przyjacielu – zapewnił zaklinacza.
-
Chodziło mu o to, że jest genasi - rzucił pod kątem uwagi Erena. -
Że wygląda jakby robiła go lawina czy coś w ten deseń. Niskolotna złośliwość...
-
Dla mnie nawet bardzo niskolotna... - Kellen skrzywił się. -
Mógłbyś czasami pomyśleć zanim coś powiesz, Eren.
Kapłan tylko wzruszył ramionami w odpowiedzi, ciężko było przetłumaczyć ludziom różnicę.
-
Może mała udaje, a może faktycznie jej któraś przodkini miała na imię Anna i była sławna w jakiejś tajemnej organizacji, a ona tylko odczuwa przez pokolenia swoją spuściznę - rzucił konspiracyjnie. Katia tylko się krzywo pod nosem uśmiechnęła.
-
Eren... nie wiem czy rozumiesz, ale jestem podobnie jak ty z innej krwi... a że wszystkie żywiołaki i dao są stworzone z pierwotnego żywiołu ziemi to wszyscy jesteśmy dziećmi Grumbara...
-
Mówiąc lawina miałem na myśli ziemie i żywioł. Proste myślenie. To wy nie myślicie - odgryzł się Eren.
Katia uznała, że czas interweniować zanim wszyscy zrobią z siebie idiotów.
-
Halo! Tu są dzieci! Wasze złośliwości tylko jeszcze bardziej skrzywią mój charakter - mruknęła. Może zauważą jak głupio brzmią, gdy się między sobą przekomarzają...
-
Katia... da się? - bąknął genasi.
Na ramieniu Onyksa wylądowała pancerna łapa. Padło krótkie, stanowcze "Milcz"
-
Hmm czyli się da. Dziękuję za odpowiedź...
W końcu doszli do karczmy, którą wskazał Kellen - "Pod pachą niziołka" - szyld przedstawiał uciekającego hobbita dzierżącego pod pachą wielką beczułkę. Onyks czuł się nawet rozbawiony tym bądź co bądź miłym powitaniem i kłaniał się jeszcze odwzajemniając i parodiując zarazem te grzeczności mieszkańców.
Wewnątrz było w miarę jasno, a przede wszystkim ciepło. Zapach piwa mieszał się z zapachami pieczonego mięsa, ziół i czosnku. Wnętrze było przestronne, bardzo duże nawet jak na karczmę, strop był wysoko co dodatkowo zwiększało poczucie dużej przestrzeni. Długi szynk, przy którym skupiała się większość gości - głównie kawalerów w podeszłym wieku lub strażników miejskich - dalej stoliki oraz dwa kominki umieszczone w ścianach, przy jednym z nich grupa tubylców skupiona wokół barda przysłuchiwała się balladzie.
-
To my znikamy, panowie i panie – powiedziała Kaya, chwytając zaklinacza za płaszcz. –
Chyba mamy coś do załatwienia na górze.
Półdrow skinął jedynie karczmarzowi, z którym najpewniej się znał. Odebrał klucze do pokoju i oboje z półelfką zniknęli na piętrze.
-
I tak jedyna osoba, która sprawiała wrażenie dobrze poinformowanej poszła w cholerę - mruknął wojownik. -
Katia, jesteś głodna? - zapytał dziewczynki.
-
No w sumie jedyna osoba która cokolwiek wiedziała poszła na górę, ale przynajmniej mają piwo i coś ciepłego na ząb – skwitował Onyks.
-
Taa... Mam ochotę na coś słodkiego – bąknęła mała złodziejka. Teraz wyglądała znowu słodko... Ale już bez udawania głupszej niż jest.
Zaran oglądnął się na Onyksa.
-
Nie przychodziłbym tu, gdyby tak nie było - wojownik podsadził dziewczynkę. -
Zamawiaj - polecił jej, uśmiechając się półgębkiem.
Eren nic nie zamawiał. Wyciągnął tylko nożyk i niedorobioną drewnianą figurkę. Zaczął skrobać. Później planował zadbać o swoje... potrzeby. Myślał o przygruchaniu jakiejś powabnej kurtyzany...
Katia zamówiła sobie coś z miodem i orzechami... Byleby było słodkie...
-
Dla mnie piwo i co tam macie ciepłego gospodarzu – odezwał się kapłan.
Zaran zamówił kawałek pieczeni i wodę. Nie miał ochoty na piwo.
-
To jakie macie plany na najbliższy czas? Bo chwilowo jegomość, który poszedł na górę wie cokolwiek, a my zdaje się tyle co nic – spytał genasi.
-
Zjeść... pójść spać. Jutro rano się więcej wyjaśni - mruknął Zaran.
-
Jak dla mnie jest to jakiś plan – kapłan skinął głową.
Zaran spojrzał na Onyksa.
- [i]Zaprawdę. Przebiegły i wielowątkowy - mruknął.
Katia tylko potakiwała zajadając otrzymane słodkości.
-
Mam problemy z koncentracją uwagi na jednym planie czasami. Ot i tyle – wyjaśnił genasi.
Eren bezmyślnie sięgnął po słodkości jakie zamówiła sobie Katia. Figurka w czasie rozmowy zaczęła nabierać jakiegoś kształtu...
-
Twój kolega też - mruknął Zaran obserwując sytuacje.
-
Hmm kolega... pomogli mi dzisiaj z gnollami na szlaku, a ze ten z łapką na temblaku to się zabrałem kawałek z nimi póki co żeby sprawdzić czy się dobrze zagoi – wyjaśnił Onyks.
Zaran spojrzał na opatrunek diabelstwa.
-
Znasz się na tym, widzę - mruknął, kiwnąwszy głową.
Katia zareagowała błyskawicznie. Wbiła długi nóż w stół tuż obok dłoni Erena tak, że nóż zasłonił mu drogę do jej słodyczy.
-
Rusz dupę i sam sobie zamów - warknęła
-
Słucham? - Eren zerknął na dziecko. Dopiero teraz zwrócił uwagę, że do listy strat jego lewej dłoni musiałby doliczyć kolejny fragment, gdyby w porę nie cofnął ręki.
-
Szlag, znowu to robię. Przepraszam.
-
Radzę się pilnować. Na przyszłość stracisz palce - powiedziała. Już ona zadba o to by diablę zaczęło leczyć swoją kleptomanię.
Eren skończył figurkę. Przedstawiała palec serdeczny lewej dłoni, dokładnie ten, którego Erenowi brakowało. Uśmiechnął się do siebie. Wziął figurkę i stuknął nią delikatnie dziecko w czoło.
-
Jak widzisz, robię sobie zapasowe palce na taką właśnie okazję - uśmiechnął się po rekiniemu.
-
No dobrze skoro już załatwiliście hierarchię przy posiłkach, sugeruję zjeść i albo się poznać albo odpocząć – odezwał się kapłan.
-
Jeśli nie będziesz trzymał łap z dala od mojej córki wyrwę ci je i wepchnę w gardło – rzucił Zaran do diabelstwa. Mówił dalej w ten sam monotonny sposób. Nie żartował.
Mała nie zareagowała na przycinek Erena i jego tykanie badylem, bo była zajęta jedzeniem. Złodziej, który traci palce to kiepski złodziej...
-
Nie dotknąłem jej. Dosłownie rzecz biorąc - Eren ofuknął Zarana. -
Dobra dość gadania, ja idę się położyć... - Eren poszedł, jednak nie w kierunku kwater, a w kierunku tutejszych ladacznic. „Potrzebuję kogoś do zmieniania mi opatrunków“ zaśmiał się w myśli RN.
-
Och przepraszam, w takim razie ja też nie dotknę ciebie "dosłownie" - mruknął Zaran i klepnął rękojeść topora. Jadł dalej.
-
Obstawiasz syfilis, kiłę czy rzeżączkę? - spokojnie rzucił genasi
-
A co to takiego? - spytała Katia.
Zaran obejrzał się wstecz.
-
Wszystkie trzy - mruknął. -
I parę dodatkowych.
-
Hmmm, coś w tym jest, jak mu odpadnie, to ja mu przyszywał nie będę, nie ma mowy, bez kuśki też da się żyć. Podobno – skwitował kwaśno kapłan.
-
Może mi ktoś odpowie? - bąknęła zdezorientowana Katia.
-
Zmieńmy temat - zasugerował wojownik. -
Wiec w sumie dopiero co się dołączyłeś do tej.. trójki? - zapytał.
-
Nawet nie to, że przyłączyłem, po prostu nie musiałem się użerać sam z grasującymi tutaj gnollami, to niezdrowe – powiedział spokojnie Onyks.
Katia chrząknęła znacząco.
-
Szczególne choroby, którymi zaraża się tylko w określony sposób - mruknął niechętnie Zaran. -
Wcinaj swoje słodycze - uśmiechnął się i poklepał małą po głowie.
Katia miała nieciekawą minę. Z jej ust dochodziło tylko stłumione słodyczami złowieszcze mamrotanie.
-
No a wy mieszkacie tutaj czy akurat dokądś zmierzacie? - spytał kapłan Grumbara.
Zaran skończył jeść.
-
Mamy wykupione pokoje nieopodal - mruknął. -
Wrócimy tu rano - zapewnił. Spojrzał na stan posiłku Katii.
Katia zjadła swoje słodycze.
-
No to do jutra, duży - rzuciła
-
No to do jutra w takim układzie – pożegnał się genasi.
Zaran skinął Onyksowi głową na pożegnanie, zabrał Katię i wyszedł z nią z gospody.