Wysłany: Czw 23:08, 08 Lip 2010
Temat postu:
Lia & Kael
Mimo wyczerpującej i długiej podróży, Kael wciąż był w dobrym nastroju, gdy zawitał do chaty jakiegoś człowieka imieniem Hartog. Droga niezmiernie wymęczyła elfa – odkąd wyruszył z Zimowego Ostrza wzdłuż Rzeki Surbin, niemal nie zatrzymywał się, starając się zdążyć do jakiejś ludzkiej osady. Niestety, w tych okolicach ciężko było na takową trafić. Dopiero gdy pojawił się w okolicach Księżycowego Lasu, na jego drodze „wyrosła” chatka rzeczonej rodziny. Leśny strzelec podziękował w duchu Ehlonnie i skierował się w kierunku zabudowania. To było iście idealne zgranie w czasie, gdyż jego klacz straciła już niemal resztki sił podczas wymagającej podróży.
Po drugiej stronie palisady przywitał go krępy mężczyzna z długimi, rudymi włosami i takąż brodą. Niemal od razu chwycił za siekierę, widząc jeźdźca w kapturze. Dopiero gdy Kael zrzucił okrycie głowy na ramiona i uśmiechnął się do nieznajomego, ten opuścił broń – nic dziwnego, wszak oblicze elfa zawsze wzbudzało zaufanie swoją pięknością i dostojnością, a łucznik często wykorzystywał to w odpowiedni sposób. Gdy tylko tropiciel wyjaśnił, w jakiej sprawie i gdzie się kieruje, zostawił Śnieżynkę w oborze (niestety, stajni pod ręką nie było) i zasiadł w izbie u Hartoga i jego żony. A trzeba było przyznać, że jak na ludzką kobietę, energii jej nie brakowało. Oprócz tego, że elf miał w ustach pierwszy porządny (a przede wszystkim ciepły!) posiłek od kilku dni, tak Greta lubiła mielić ozorem na lewo i prawo. Kaelowi to nie przeszkadzało, zwłaszcza, że niemal jej nie słuchał, skupiając się na wybornej, gorącej zupie grzybowej i ziemniakach z udźcem indyka.
Wczesnym wieczorem przybyła również jakaś ludzka kobieta. Zerkając znad talerza przygotowanej przez Gretę kolacji, elf mógł ją sobie dokładnie, choć nie nachalnie obejrzeć. Piękne lico, wąska talia, duży biust – nie często spotykało się takie panny na trakcie, zwłaszcza, że owa nieznajoma nie wyglądała na jakąś szlachciankę, mimo dość wytwornego stroju. Świadczyła o tym zwłaszcza mandolina na jej plecach.
Elf już dawno porzucił grubiańskie spojrzenie na ludzi cechujące jego rasę i tak naprawdę był neutralny jeśli chodzi o inne nacje. Czasami się to bardzo opłacało, przekonał się o tym wystarczająco wiele razy w ciągu ostatnich kilkunastu lat swoich podróży po ziemiach Faerunu.
- Jak cię zwą, droga pani? – tropiciel spytał ją, gdy Hartog i Greta położyli się do łóżek, a kobieta i elf zostali w ciemnym salonie, rozświetlanym jedynie łunami płonącego w dużym kominku ogniska. – Jestem Kael, strzelec, zwiadowca i tropiciel z północy. – uśmiechnął się zadziornie. – Słyszałem od żony naszego gospodarza, że zmierzamy w podobnym kierunku… Również mam zamiar pokonać Księżycowy Las. Co ty więc na to, by jutro wybrać się razem? Brakuje mi towarzystwa na szlaku, poza tym możemy sobie pomóc, jeśli napotkamy jakieś kłopoty.
Kobieta przyjrzała się elfowi. W świetle płomieni dostrzegła srebrnowłosego mężczyznę o delikatnej twarzy i mocnej posturze. Pierwszy rzut oka na skórznię, którą nosił zdradzał jej mistrzowską jakość, tak samo jak i miecz przy boku. Na barki narzucony miał gruby, zielony płaszcz z kapturem a stroju dopełniały brązowe, skórzane spodnie i wysokie buty jeźdźca. Tuż obok elfa stał oparty o ścianę kołczan pełen strzał oraz finezyjnie wykonany łuk. Lia zerkając na nią, zdała sobie sprawę, że takiej broni nie nosi pierwszy lepszy łucznik.
- Lia – odpowiedziała krótko i uśmiechnęła się nieznacznie. Choć elf sprawiał wrażenie sympatycznego, doświadczenie nauczyło ją ostrożnie postępować z takimi osobami. – Jeśli znasz jakieś ciekawe pieśni i lubisz takowych słuchać, to owszem… wspólna podróż może się okazać przyjemna i owocna – odparła.
- Nie trudno było się zorientować, że jesteś bardem. – stwierdził pewnie. – Znam kilka pieśni, jednak nie sądzę, byś znała mój język, droga Lio. Zdam się więc na ciebie w tej kwestii. Chętnie poznam pieśni twojego ludu. – uśmiechnął się lekko. Zaczynało mu się to podobać. Przynajmniej pozbył się Grety.
- Mogę obiecać, iż poznasz je wszystkie – rzuciła i brzmiało to bardziej jak groźba. – Tylko żebyś później nie żałował, potrafię nie zamykać ust przez pół dnia, jak nasza gospodyni – puściła mu oczko.
- Nasza gospodyni nie dorasta ci aparycją do pięt, Lio. – szepnął do niej, w razie, gdyby ściany miały uszy. – Myślę, że jestem w stanie to znieść. Długo bowiem nie miałem odpowiedniego towarzystwa na szlaku.
- Zatem wszystko ustalone – skwitowała, podnosząc się do pionu. – Myślę, że powinniśmy wypocząć przed kolejnym dniem w siodle. Nie wiem jak tobie, ale mi trochę snu dobrze zrobi – skłoniła się nieznacznie.
- Jestem elfem, nie potrzebuję tyle snu co ludzie. Wystarcza mi medytacja. – uśmiechnął się delikatnie. – Ale jestem tego samego zdania. Mieliśmy ciężki dzień z tego co wnioskuję, więc połóżmy się wcześniej. Jutro zapewne będzie jeszcze gorzej. – wstał, ukłonił się, zabrał broń i wyminął ją kierując się schodami na piętro.
* * *
Widząc wypatroszonego mężczyznę, Kael zacisnął zęby trzymając spazmy żołądka w ryzach. Jakoś nigdy nie przyzwyczaił się do takich widoków, chociaż swoje już przeżył. Odruchowo przeniósł wzrok na malowidło na ścianie – bynajmniej nie zamierzał sprawdzać, czy to krew, farba, a może leśne owoce. Groteskowy ludzik niewiele mu mówił, ale Kael nie od dziś znał się na zasadach rządzących lasem, by nie wiedzieć o co tu chodzi.
- Ten glif na ścianie to oznaczenie terenu. – powiedział, dobywając łuku. Widząc, że kobieta niewiele rozumie, wyjaśnił. – Niedźwiedzie znaczą teren swoim zapachem i fekaliami, tutaj zapewne mamy do czynienia z jakimś szczepem żyjącym w tych lasach, które uzurpuje sobie prawo do tej ziemi. Ten trup to ostrzeżenie, żeby nie zapuszczać się w głąb puszczy. – stwierdził, zerkając w stronę kobiety. – Myślę, że możemy znaleźć w tym lesie coś więcej, niż tylko piękne krajobrazy, Lio. Bądź przygotowana.
Po tych słowach podszedł na ugiętych nogach do najbliższego okna i schowany za ścianą skupionym wzrokiem lustrował okolicę. Wysunął nieco dwie strzały z kołczanu, by były gotowe do użycia, jeśli przyjdzie co do czego. Przeczuwał ciężką atmosferę.
Kobieta dłuższą chwilę się nie odzywała. Obecność martwego ciała była dla niej niemal nie do zniesienia i nie mogła spokojnie zaczerpnąć powietrza. W końcu skinęła elfowi głową i zdjęła swoją mandolinę z pleców. Nie wiedząc, z jakim przeciwnikiem mieliby się zmierzyć, wolała przyjąć najprostszą taktykę. Wspierania… Nigdy nie walczyła u boku elfa i nie miała pojęcia, jak mogłaby mu się przydać. Kael wydawał się być bardzo spokojny i pewny siebie.