Wysłany: Pon 10:59, 12 Kwi 2010
Temat postu: [DnD 3.5] Wzgórze Grozy
Etth'ariel, Tristan, Elhan, S'eon, Zahakan (post wspólny Graczy)
Gdy wracali do tawerny Etth'ariel usłyszała głośny chrzęst koło drzwi. Na ich drodze stanął krasnolud w zbroi półpłytowej z toporem u boku i pawężą na plecach. Spojrzał elfce w oczy.
- Pani Etth'ariel? - zapytał, patrząc na nią z powagą.
- T..tak - zająknęła się i niemal od razu wytrzeźwiała. - Coś zrobiłam? - zapytała lekko zaniepokojonym głosem.
- Bynajmniej - krasnolud uderzył pięścią w napierśnik tam gdzie było serce. - Jestem Zahakan Stormshield. Paladyn w służbie Clangeddina Srebrnobrodego. Poszukiwałem ciebie, pani i twej kompanii, by zaoferować swą pomoc.
- O! No to się cudownie składa, bo brakowało nam kogoś takiego jak ty! - ucieszyła się, spoglądając z uznaniem na topór i zbroję krasnoluda. - Może dołączysz do nas? Zapewne chciałbyś się czegoś dowiedzieć, więc chętnie udzielę odpowiedzi na twe pytania. I miło by było cię poznać. Ciebie też chyba ciekawi, z kim ci przyjdzie podróżować? - zapytała i przyjrzała mu się lepiej. Choć z początku się go wystraszyła, teraz wydawał się wyglądać na sympatycznego brodacza. Nie mogła się powstrzymać, by nie obdarować go serdecznym i ciepłym uśmiechem.
Krasnolud chyba też się na chwilę uśmiechnął, co można było wywnioskować po ruchu jego brody i oczach. - To się rozumie samo przez się - ustąpił drogi czarodziejce i wykonał zachęcający gest w stronę drzwi.
Półelf zmierzył przybysza uważnym spojrzeniem błękitnych oczu. Clageddin? A kto to do licha jest, na miłość Sharess? Może lepiej się nie zastanawiać. Krótkie, uprzejme skinienie głową musiało wystarczyć za przywitanie. Półelf wolał uniknąć podawania ręki... Po przywitaniu Tristana była obawa, że krasnal połamie szermierzowi palce. - Elhan Bladebite - słowa dobiegające zza naciągniętego na twarz kołnierza były przytłumione, przez co głos zniekształcony. Po tym zdawkowym przedstawieniu własnej osoby ze strony najemnika zapadło milczenie. Ich pracodawczyni póki co była jedyną osobą upoważnioną do prowadzenia dyskusji na temat ich zadania. Takie w każdym razie zdanie miał Elhan.
Tropiciel spojrzał z uniesioną prawą brwią na krasnoluda, który pojawił się przed nimi. Brodacz zakuty był w niezłe blachy, co od razu przywodziło na myśl, że jest kimś więcej niż tylko wojownikiem. Jednak tropiciel nie znał się na tym zbytnio, wszak wielu mężów nosiło dobre zbroje. Chwilę później wyjaśniło się, że jest paladynem.
- Zwą mnie Tristan, krasnoludzie. - uśmiechnął się delikatnie i skinął głową wyciągając prawicę. - Miło mi cię poznać, dawno żem nie rozmawiał z reprezentantem twego ludu. Chodź, napij się z nami, powinien być jeszcze jakiś stolik wolny. Dobrze, że się nie zastanawiałaś nad przyjęciem pomocy od tego zacnego męża, Etty. Przyda nam się z pewnością ktoś taki jak ty, Zakahanie. Siadaj i mów, co ci zamówić, Piwo? - zaproponował. Po chwili przeniósł wzrok na czarodziejkę. - Ale ty już dzisiaj nie pij, Etty. Nie na twoją głowę takie wycieczki po karczmach. - szturchnął ją lekko w bok.
- Muszę ci przyznać rację, Tristanie - westchnęła czarodziejka. - I to w każdej poruszonej przez ciebie kwestii.
- Piwo jeno tęgiej głowie służy - mruknął krasnolud cicho i westchnął.
Usiedli, ponownie, przy stoliku, a Etth'ariel zerknęła jedynie na S'eona, czekając, aż ten również się przedstawi i przywita. Przy okazji wyjęła fretkę, by zwierzątko miało trochę swobody.
Zahakan skinął głową półelfowi i tropicielowi. - Czołem - rzucił krótko. Był zadowolony z przyjęcia go przez resztę. Zdawali sobie dobrze sprawę z tego, że brakuje im ciężkozbrojnego i potrafili docenić towarzystwo takowego. Mieli więcej oleju w głowach niż przeciętni, którym chyba siła trzymająca każde stworzenie przy ziemi chyba przesunęła mózg nieco niżej, dokładniej w okolice krocza... lub stóp.
- Nie pijam piwa, chyba że jest naprawdę dobre. Znaczy jak na standardy powierzchni - mruknął do Tristana. - To, co popełniają niektórzy barmani tutaj powinno uchodzić za herezję... U nas za mieszanie piwa z dowolną inną substancją zapewne przykuliby barmana za nogi do mostu nad jakaś rozpadliną i pozostawili jego rozmyślaniom na dzień lub dwa - stwierdził krasnolud "Osobiście jednak zalecałbym nasmarowanie miodem i zamknięcie w klatce z naćpanym niedźwiedziem, ale mamy tam pod ziemią deficyt niedźwiedzi, trza by w górach nałapać..." dodał w myślach. - Więc proszę zrecenzuj mi ten trunek nim się zdecyduję na kupno, a wiedzieć ci trzeba, że krasnolud z klanu Stormshieldów za swoje pije i "postawienie piwa" jeno od przyjaciół od lat przyjmuje - zaznaczył "Albo jeśli piaty dzień nie miał piwa w gębie" pomyślał, przypominając sobie wuja Kragona. Samo przelotne wspomnienie rozwichrzonych włosów, obłędnego spojrzenia i szaleńczym krzyku niczym okrzyk bojowy "PIIIWAAAA!!" przyprawiło krasnoluda o ciarki na plecach, a właśnie tak wyglądał jego nieszczęsny krewny, gdy górnicy wyciągnęli go po pięciu dniach z częściowo zawalonego chodnika. Wspomnienie jednak zniknęło równie szybko co się pojawiło i Zahakan kontynuował. - Byś mej odmowy nie wziął przypadkiem za afront jakiś, hmhm... - Zahakan pogładził się po brodzie. Szczerze wątpił, by ktoś tu orientował się w zwyczajach jego rodziny. Lepszym pomysłem było więc poinformować zawczasu by uniknąć nieporozumienia.
- Jednak wracając do tematu interesującego nas wszystkich... słyszał kto jakieś pewniejsze, lub sprawdzone informacje na temat tego dworku? Jestem tu tyle czasu, że nawet pięciu kufli nie uszłoby osuszyć w tym czasie, a o moje uszy obiło się już więcej plotek niż pcheł na kundlu.
- Wybacz, Zahakanie, zamyślenie przyćmiło moje maniery. - półelf ukłonił się lekko w stronę krasnoluda - Jestem S'eon. Tutejsze piwo, podobnie z resztą jak inne trunki, zapewne nie umywa się do tych, które mogłeś pić w swoich stronach, ale alternatywą jest równie wątpliwej proweniencji woda, więc pozostanę przy chrzczonych trunkach. - zaśmiał się
- Czołem - Zahakan skinął głową S'eonowi. - Jak mam do wyboru piwo z paskudną wodą lub samą paskudną wodę to wezmę już to drugie - mruknął Krasnolud w odpowiedzi.
- Obawiam się, że wiemy niewiele. Ale zasiądźmy, a Etth'ariel z pewnością opowie Ci wszystko co wie o zamku. - spojrzał na nią, jakby sprawdzając, czy rzeczywiście mógł mówić o pewności.
- Mój wuj może wiedzieć co nieco więcej o tym miejscu, zamierzamy go z Etth'ariel zapytać o to. - rzucił Tristan. - Ale to pewnie pod wieczór, jak już będziemy w domu. Czarodziejka gości u nas. Myślę, że skoro mamy odważnego, ciężkozbrojnego krasnoluda w naszym przedsięwzięciu, można będzie wyruszyć jutro z rana... co sądzisz, dziedziczko zamku? - uśmiechnął się do półelfki. Nie mógł usiedzieć na miejscu na samą myśl o wspaniałej wyprawie. Wreszcie zaczynało się coś dziać. - Radziłbym zabrać cały ekwipunek, jaki macie - w stronę Czarciego Wzgórza dzień drogi konno, a nie wiemy, co tam spotkamy. Masz jakiegoś kuca, krasnoludzie? - spojrzał na Zahakana, który w odpowiedzi pokręcił przecząco głową. - A wy wierzchowce? - po chwili przeniósł wzrok na S'eona i Elhana. - Bo pieszo to jakieś dwa dni, a weźcie pod uwagę, że jak tam dotrzemy na nogach, to pewnie będziemy nieźle zmęczeni. My z czarodziejką mamy dwa rumaki, dobrze by było, gdybyście wy również je posiadali... - Tristan rozłożył się wygodnie na krześle. Dziewczyna westchnęła.
- Mam za sobą długą drogę i szczerze mówiąc miałam nadzieję, że choć parę dni tutaj odpocznę, nim znów mnie ktoś wciśnie w siodło - skrzywiła się. - A tym bardziej nie uśmiecha mi się tam iść na nogach! - oburzyła się. - Tristanie, czy gdybyśmy pogonili konie, udałoby nam się dotrzeć do zamku przed zmrokiem? Bardzo, ale to bardzo nie lubię spać pod gołym niebem - utkwiła w nim błagalne i pytające spojrzenie.
- Zależy, czy droga upłynie nam spokojnie - jeśli w czasie podróży nie natrafimy na żadne atrakcje, to myślę, że jeśli pogoni się konie, to późnym popołudniem powinniśmy być na miejscu. Mamy Kythorn, wieczory są długie i ciepłe, więc będziemy mogli się jeszcze rozejrzeć... No chyba, że wcześniej wyskoczy na nas banda gnolli, orków albo innego tałatajstwa... - tropiciel leniwie wzruszył ramionami. Krasnolud zaś na wzmiankę o orkach mruknął tylko coś niezrozumiałego na temat kiepskiego trawienia u bogów i "wypierdków Grumsha", co chyba było jego opinią o pochodzeniu orków.
- Gnolle? Orki? - czarodziejka przełknęła głośno ślinę. - Chyba coraz mniej się cieszę z tego spadku. Jestem zaledwie uczennicą Mistrza Magii i przyjechałam w te strony, by zebrać potrzebne mu składniki z żyjących w tych lasach pająków - wyjaśniła, swoją wypowiedź kierując chyba bardziej do krasnoluda. - "Mierz siły na zamiary", tak mi zawsze powtarzano. Poza tym wolałabym, abyśmy nikogo i niczego nie spotkali. Nie lubię krzywdzić innych istot.
- Nie mówię, że kogoś spotkamy, Etty. - powiedział spokojnie tropiciel. - Tylko że jest taka ewentualność. Ale nie musisz się obawiać, przecież jestem ja, jest nasz dzielny krasnolud, S'eon.. nawet Elhan jest. - puścił jej oczko uśmiechając się szeroko. - Więc myślę, że byśmy sobie poradzili nawet jakby nam coś na trakt wyskoczyło. Poza tym nie widziałaś jeszcze mojego celnego oka w akcji, więc pewnie dlatego się obawiasz. Co do krzywdzenia innych istot, to pewnie szybko zmienisz zdanie, jeśli jakaś 'istota' będzie chciała cię zjeść, albo nadziać na włócznię.
- Jeśli tą istotą będzie ork, to będzie miał zmartwienie o wiele większe niż twoje oko, a będzie wściekły krasnolud sztuk jeden - powiedział Zahakan. - Świat to dzikie miejsce i im szybciej się do tego przyzwyczaisz, Etth'ariel, tym lepiej - zwrócił się do półelfki. - Też kiedyś miałem takie zdanie - wolałbym wszystko załatwić spokojnie i bez rozlewu krwi, ale już wiem, że tak się z reguły NIE DA. Poza tym pokojowe rozwiązanie wcale nie musi być najlepsze. Dlatego poświęciłem życie służbie właśnie u krasnoludzkiego boga wojny - Clangeddina Srebrnobrodego - wyjaśnił. - Gdy ramię trawi gangrena należy je uciąć - mruknął już ciszej, raczej do siebie niż któregokolwiek z towarzyszy.
Półelf słuchał ich rozmowy w skupieniu, zastanawiając się, czy przyłączenie się do tej wyprawy, a nawet sam przyjazd do Cienistej Doliny, były najlepszymi pomysłami, jakie przyszło mu realizować. Nie przerażała go wizja walki z gnollami, orkami, czy pająkami, problemem było przyjęcie ogólnego dyskomfortu wynikającego z tej eskapady. Chwilowo postanowił odsunąć swą niepewność i włączyć się do rozmowy.
- Ja też nie przepadam za nocowaniem w dziczy, wolałbym tego uniknąć, ale wydaje mi się, że nasze wierzchowce podołają jednemu dniu zwiększonego wysiłku. Mam zaufanie do swojej Orchidei, nie zawiodła mnie nawet w cięższych sytuacjach.
- Moja Esmeralda nie należy do zbyt odważnych klaczy, pewnie ma to po swojej pani - Etth'ariel uśmiechnęła się przepraszająco. - Coś wymyślę, żebyśmy nie musieli spać na ziemi i marznąć - puściła S'eonowi oczko.
- Jeśli poza rozsądnym podejściem do sytuacji zagrożenia Esmeralda przejęła od swojej pani też energiczność, to powinna bez problemu poradzić sobie z tą trasą, nawet w zdwojonym tempie. - uśmiechnął się - W każdym razie, decyzja należy do ciebie, Etth'ariel.
- Mój Piorun na pewno nie zamierza dalej sztywnieć w stajni wuja. - uśmiechnął się tropiciel popijając przyniesione przez karczmarza piwo. - Tak jak i jego pan, ten rumak stworzony jest do działania. Dlatego obaj tak dobrze współpracujemy w polu. W przypadku tropiciela niezmiernie ważne jest porozumienie między nim a zwierzęciem, którego dosiada... Choć i tak część obowiązków spada tylko na mnie. - posłał zebranym przy stole krzywy uśmiech. - Ale uwielbiam tę adrenalinę, gdy skradam się w pobliże wroga, by ocenić sytuację. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się, bym się mylił... dlatego wciąż jestem jeszcze wśród żywych i możemy pić razem za powodzenie naszej misji. - łyknął piwa.
- Muszę sobie kupić jakiegoś artyleryjskiego... - mruknął Zahakan. - Ale ostrzegam, ze nie jeździłem od paru lat i zawsze bardziej od najwygodniejszego nawet siodła pod tyłkiem wolałem twardy grunt pod nogami. Przy okazji muszę kupić bandaży i medykamentów, chyba ze ktoś tu takowe ma i potrafi się nimi posłużyć - krasnolud spojrzał po zebranych.
- Ja mam cały zestaw mikstur leczniczych. Na rany, choroby, trucizny i nawet na paraliż - odezwała się Etty.
- O dobrze, ale złamania trzeba czymś usztywnić, krwawienie-zatamować, a zakażenia-zdezynfekować. Kupię niezbędnik jutro z rana - powiedział Zahakan. - Oczywiście żywię nadzieje, że nie będzie potrzebny. Poza tym jak do diaska używa się mikstury na paraliż? Sparaliżowana osoba nie może przecież się jej napić, bo jest sparaliżowana! - zauważył krasnolud. - Chyba, że to jakaś maść czy coś...
- Nie. To zwój z zaklęciem - odpowiedziała. - Wybacz, że się źle wyraziłam.
- No właśnie mi to nie pasowało - mruknął krasnolud uśmiechając się na chwilę.
- Trzy klacze i jeden ogier... Tymora musi nas nienawidzić - jęknął nagle Elhan.
- Ogier będzie zachwycony - mruknął Zahakan i wzruszył ramionami.
- Jeźdźcy nieco mniej - padła odpowiedź najemnika.
- Też byłbym zachwycony na miejscu mojego Pioruna! - Tristan uśmiechnął się szeroko. - Nie wiem, w czym widzicie problem, bo ja takowego nie dostrzegam. - zaśmiał się i mrugnął do S'eona porozumiewawczo.
S'eon dyskretnie uśmiechnął się do Tristana, by po chwili znów ubrać twarz w wyraz zainteresowania rozmową o wierzchowcach. Myślami był jednak zupełnie gdzie indziej.
- Będziesz widział, gdy twój Piorun zrzuci naszą piękną półelfkę z jej klaczy - odparł Zahakan, oglądając się na Etth'ariel.
Czarodziejka wyglądała na nieco zdziwioną całą rozmową, a raczej jej tematem i zupełnie niezorientowaną. Przyglądała się po kolei każdemu, zastanawiając, o co im może chodzić.
- Ale dlaczego miałby mnie zrzucić? Nie jest ułożony? - zapytała.
- Myślę, że Zahakan ma na myśli rzeczy, o których nie rozmawia się w towarzystwie dam, Etty. - Tristan uśmiechnął się, patrząc na długobrodego.
Zahakan uniósł brew. - Tja - rzucił krótko. Najwyraźniej ta półelfka przegapiła ten moment w życiu gdy ktoś ją uświadamia, jak sprawy wyglądają. "Jeśli przy jakiejś okazji wyskoczy z bocianem, albo znajdowaniem dzieci w kapuście to stracę wiarę w półelfy" pomyślał.
Półelfka westchnęła i skupiła się na swoim kompocie, czując, że nie nadąża za rozmową.
- Ty naprawdę nie masz absolutnie żadnego pojęcia o co nam chodzi? - bąknął Zahakan, widząc reakcję półelfki.
- Nie - odpowiedziała po chwili namysłu. - Nie znam się na koniach, ani tym bardziej na męskich żartach - wzruszyła ramionami. - Mój Mistrz był... jest chyba na to za stary i za poważny.
"Samo "Za stary" by wszystko tłumaczyło" pomyślał krasnolud.
- Ostrzegam Tristanie, moja Stokrotka bardzo kopie, gdy ma do czynienia z natarczywym ogierem. Nie chcę mieć na sumieniu ani ciebie, ani twojego ogiera, ani siebie. Wystarczy mi jeden lot pod niebo na całe życie - odezwał się najemnik. Westchnął. Należało przeszukać pamięć, by dobrać słowa... W końcu znów się odezwał.
- Jeśli nie chcesz by twoja klacz się oźrebiła, Etth'ariel, pilnuj by nie zbliżała się za bardzo do Pioruna. Ze źrebną klaczą jest naprawdę dużo problemów na trakcie. A nie sądzę, by mając aż trzy klacze pod nosem Piorun chciał bezkrytycznie słuchać swojego pana - mruknął. To było chyba najdłuższa wypowiedź Elhana w czasie ich krótkiej znajomości.
- Czyli nie masz zielonego pojęcia skąd się biorą dzieci? - zapytał krasnolud. Widział Rozpacz siedzącą w kącie i szczerzącą do niego swoje szablaste zębiska. "To takie relikty jeszcze istnieją..." pomyślał. U nich się nie pieprzyli z takimi rzeczami. Dzieciak wiedział skąd się wziął w momencie gdy o to zapytał... lub raczej chwile po tym, rodzicowi zabrało chwilę na odpowiedź.
- Na wiosnę bociany latają... - bąknęła niepewnie dziewczyna. - Mistrz mówił, że jak się dwoje ludzi bardzo kocha, to takie rzeczy się zdarzają - wzruszyła ramionami. - Ale chyba nie będziemy o tym rozmawiać? Mamy nieco inny cel.
Krasnolud westchnął, trąc brwi. - Słuchaj, wszyscy faceci w tej karczmie z chęcią zapoznaliby cię z praktyką, wiec ktoś powinien zawczasu zaznajomić cię z mechanizmem działania i teorią - mruknął. - Powiedz mi kiedy mam cię doedukować, bo o bocianach i takich rzeczach to mówi się paroletnim dzieciom, jeśli nie ma się dość inwencji by wytłumaczyć im jak na prawdę sprawy stoją - mruknął krasnolud. Zaczął podejrzewać, że jej mistrz był standardowym magiem książkowym, a kobiecą pierś widział po raz ostatni w wieku niemowlęcym gdy karmiła go matka.
- Znaczy... ja... no... - Etth'ariel zająknęła się. - Może w czasie drogi - westchnęła zrezygnowana. Miała ochotę się zapaść pod ziemię, bo chyba przed chwilą powiedziała coś niemądrego. A przecież nie można być super inteligentnym w każdej dziedzinie.
- Mhm... - mruknął krasnolud. Rozejrzał się po ludziach w tawernie. Pogładził brodę. - Na wszelki wypadek.. zakładajac, że jakiś jegomość będzie ci robił problemy po drodze do pokoju... zobowiąż mnie do odstawienai cie pod same drzwi domu najlepiej - mruknął. Ludzie tu mieli różne plany co do tej kobiety. Spełniała trzy warunki. Była ładna, samotna i miała ziemię na własność. Krasnolud chciał mieć pewność, że żaden z tych idiotów nie zrobi czegos kreatywnego w ich urzekająco poroniony sposób. W momencie gdy Etth'ariel zobowiąże go do dostarczenia ją pod dom bedzie mógł takowym "architektom nagłych związków" skopać fundament.
- Skoro uważasz, że powinnam tak zrobić, to zgoda - skinęła głową krasnoludowi, po czym zwróciła się do Elhana. - Ale co koń Tristana ma do tego? Źrebaki mi niepotrzebne.
Zahakan westchnął. - Wytłumaczę ci po drodze jutro - powiedział, pokazując gestem, by Elhan sobie darował dalszą debatę na ten temat.
Elhan siedział na swoim krześle z miną osobnika ciężko poturbowanego psychicznie, podpierając głowę dłonią. Najwidoczniej dzielił opinię krasnoluda na te tematy. Jak to dobrze cieszyć się posiadaniem rodziców, którzy dbają o edukację swoich dzieci... I o to by zbyt szybko nie zostać dziadkami.
- Śmiało krasnoludzie. W razie czego służę pomocą. Nie martw się, nie mam wobec niej żadnych nieczystych zamiarów - odezwał się jeszcze.
- Założyłem to na wstępie, półelfie - odparł krasnolud. "Z twoimi zdolnościami komunikacji miałbyś kłopot z poderwaniem kulawej pomywaczki, przyjacielu" dodał w myślach. "Twarzyczką tylko nadrabiasz... i to nie całą jeszcze, bo ciekawi mnie co tam chowasz pod tą szmatką"
Tristan przez dłuższy czas poświęcał uwagę fretce, karmiąc ją i mówiąc coś do niej po cichu, jednocześnie jednym uchem przysłuchiwał się rozmowie między Elhanem, krasnoludem i Etth’ariel. Trzeba było przyznać, że czarodziejka była naprawdę osobliwą personą, jednak rozmowa o dzieciach i tym podobnych sprawach, nie należała do ulubionych tematów tropiciela, dlatego po prostu się nie odzywał słuchając, co reszta ma do powiedzenia. Zresztą, Sean był tak absorbujący, że młodzian z pewnością się nie nudził.
- Rozmowa schodzi na tematy, które póki co nijak mnie nie dotyczą i nie interesują, więc jak dla mnie moglibyśmy się już zbierać do domu wuja, Etth’ariel. – uśmiechnął się lekko. – Chyba, że chcesz zostać z tymi panami do wieczora i poznawać od strony teoretycznej cud narodzin? Ja mam jeszcze trochę innych spraw. – rzucił, po czym wraz z Seanem podniósł się z siedziska. – Idziesz, czy zostajesz? – spojrzał na nią.
- Chyba wolę już iść - odpowiedziała Etty, która najwidoczniej nie czuła się najlepiej w czasie tej rozmowy. Temat nie pasował zbytnio czy coś... - Zahakan mnie odprowadzi i przy okazji będzie wiedział, gdzie mnie jutro szukać. Byle nie z samego rana - spojrzała na brodacza i uśmiechnęła się do niego. - Miłego wieczoru i do zobaczenia niebawem!
Zahakan skinął głową, pożegnał się z resztą kompanii ruchem ręki i wyszedł wraz z półelfką.
- Do zobaczenia jutro - pożegnał się Elhan, skinąwszy przy tym głową. Posłał czarodziejce spojrzenie błękitnych oczu. Krótkie. Tak mógłby patrzeć rodzic na swoje dziecko - z rozczuleniem. Zaraz jednak, jakby nigdy nic zajął się poprawianiem pasków przy ubraniu.
- Do zobaczenia - wtrącił S'eon, który zdawał się puszczać mimo uszu próby uświadomienia Etth'ariel. Miał nadzieję opuścić to miasteczko jak najszybciej. Został przy stoliku, machając na pożegnanie opuszczającym tawernę, zastanawiając się, czy Elhan również zakwaterował się w tym przybytku.
- Muszę chyba skrócić u gospodarza czas zakwaterowania - mruknął Elhan do siebie. - Ale wpierw miska z wodą i mydło - mamrotał, wstając ze swojego miejsca. Na delikatnej twarzy półelfa malowało się zmęczenie.
Półelf skierował się do swojego pokoju, wcześniej zamawiając balię z gorącą wodą i mydło. S’eon natomiast pozostał przy stoliku, popijając trunek i zastanawiając się nad obecną sytuacją. Czarodziejka wraz z krasnoludem i tropicielem wyszli z karczmy, kierując się w stronę domu Archibalda.