Autor / Wiadomość

Detective Comics - Control

Epyon




Dołączył: 18 Maj 2010
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tychy
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 15:53, 21 Maj 2010     Temat postu: Detective Comics - Control


Tym razem nie będzie zagadek ani żartów...
Coś wyrwało się spod kontroli.



Stos pokruszonych obrazów, i słońce tam pali,
I martwe drzewo nie daje schronienia, ulgi świerszcz,
Ni suchy kamień dźwięku wody. Cień
Jest tylko tam, pod czerwoną skałą
(Wejdźże w ten cień pod czerwoną skałą).
Ja pokażę ci coś, co różni się tak samo
Od twego cienia, który rankiem podąża za tobą
I od cienia, który wieczorem wstaje na twoje spotkanie.
Pokażę ci strach w garstce popiołu.

Thomas Stearns Eliot – Ziemia Jałowa


DETECTIVE COMICS
CONTROL


Prolog: Było raz dwóch szaleńców w domu wariatów...

Gotham, 19 grudnia 2009, sobota

Sara i Emil wracali właśnie ze świątecznych zakupów. Oboje milczeli. Emil, bo chciał coś powiedzieć ale brakowało mu odwagi, Sara dla zwykłej przekory. Kobieta skręciła w stronę mostu nad Finger River, a następnie przejechała kilka kolejnych ulic. Będąc na środku skrzyżowania usłyszeli trąbienie, a do ich czarnego BMW z lewej strony maski uderzył ciemnozielony Ford Galaxy…

Obraz rozjaśnił się na chwilę, w momencie gdy ktoś rozbił szybę, otworzył drzwi od środka, odpiął jej pas i wyciągnął z auta. Kątem oka dojrzała nieprzytomnego Emila. Potem znów wszystko się rozmazało.

***

Pearl ma dziewiętnaście latek. Właśnie zaczęła pracować w kuchni, żeby trochę dorobić. Pearl chce być artystką... Prawda, kochanie? Narysowała mi śliczny dom. Narysowała go ołówkiem. Tym, który właśnie naostrzyłem.

Pearl, szerzej otwórz oczka.

Takie ładne.

Niebieskie.

Och.

***

Laura przyrządzała obiad, gdy zadzwonił telefon.
- Estell, potrzebujemy cię w okolicy ratusza. – odezwał się szorstki głos naczelnego miastowej filii Daily Planet. – Był wypadek. O wszystkim poinformuje cię na miejscu świadek wydarzeń.
- Ale jest sobota, planowałam kolację z przyjaciółmi. – skłamała. Tak naprawdę nie miała lepszej perspektywy na wieczór niż oglądanie starych filmów.
- Jeśli chcesz stracić pracę nie musisz przyjeżdżać. – odpowiedział jej rozmówca i się rozłączył.

***

Matthew Tucker mijał właśnie budynek ratusza gdy ktoś zatrąbił, a chwilę potem coś donośnie huknęło. Minął róg ulicy i przy następnym skrzyżowaniu zobaczył jak z czarnego BMW dwóch mężczyzn kogoś wyciąga, a następnie przenosi do zaparkowanego w pobliżu samochodu. Nim ktokolwiek zdążył zareagować, mężczyźni odjechali.

Podbiegł do miejsca zdarzenia. Przepchnął się przez zgromadzony już w międzyczasie tłum gapiów i zobaczył w środku BMW jeszcze jedną osobę.
- Niech ktoś zadzwoni po policję i karetkę. – powiedział otwierając drzwi pasażera i wyciągając ze środka nieprzytomną ofiarę. Sprawdził, czy poszkodowanemu nic się nie stało. Całe szczęście oddychał ale miał kilka stłuczeń, z których powoli sączyła się krew.

Po przyjeździe, policja kazała mu nie ruszać się z miejsca zdarzenia, dopóki ktoś od nich z nim nie porozmawia. Póki co jednak nikt nie kwapił się do tego by go przesłuchać.

***

Sara obudziła się przywiązana do drewnianego krzesła. W głowie silnie jej szumiało, co utrudniało skupienie myśli. W odległości kilkunastu kroków słyszała ciche głosy. Spróbowała się poruszać, jednak to tylko sprawiło jej ból.

Rozmawiający ludzie nagle wybuchli śmiechem i zaczęli się oddalać. Otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła. Znajdowała się w jakimś starym magazynie. Gdzieniegdzie znajdowały się sterty skrzynek. Do najbliższych drzwi było kilkadziesiąt metrów.
Zobacz profil autora
Mekow




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunmow

PostWysłany: Pią 22:09, 21 Maj 2010     Temat postu:


Sara

Sara była wysoką, ładną i dobrze zbudowaną kobietą, o raczej łagodnych rysach twarzy. Miała zadbane, sięgające za ramiona ciemne włosy i zazwyczaj pełne spokoju szare oczy. Ubrana była w wygodne, ciemno-kremowe spodnie z lekkiego materiału, czarny T-thirt i dopasowany kolorem do spodni żakiet. Na nogach miała wygodne miękkie buty z jasno brązowej skórki, które znakomicie nadawały się do prowadzenia samochodu.



Kobieta budziła się powoli, z lekkim trudem podnosząc ciężkie powieki. Czuła, że jest nieco poobijana, ale najbardziej bolała ją chyba głowa i oczywiście lewe ramię, gdzie tak niespodziewanie szarpnął pas bezpieczeństwa.
"Ścierwa zrobili mi stłuczkę..." - Sara spróbowała się poruszyć, ale wywołało to tylko kolejne impulsy bólu. "... i mnie porwali." Pomimo osłabienia i niewątpliwie lekkiego szoku powypadkowego, Sara zebrała się w garść i natychmiast podjęła działania, aby wydostać się z opresji. Zawsze była silna i nadszedł moment, w którym jaj determinacja wystawiona została na próbę.
Więzy nie były dziełem amatora i nie udało jej się z nich wyplątać. Rozglądając się nie znalazła niczego, czym mogłaby łatwo przeciąć krępującą ją linę - jedynym co wpadło jej w oko, był lekko wystający gwóźdź, w jednej ze skrzyń. Ponieważ musiała by tam doskoczyć jakoś razem z krzesłem, zdecydowała się na coś innego. Z lekkim trudem wyciągnęła z kieszeni klucze i niczym piłą, zaczęła piłować linę ząbkami jednego z nich.
Szło to bardzo powoli i Sara miała nadzieję, że zdąży się z tym uporać zanim Ci dwaj delikwenci wrócą ze swoim szefem... z którym rozprawi się później w swoim typowym stylu.
Piłując linę nasłuchiwała i wyglądała, czy nikt nie idzie. Działała w pośpiechu, gdyż wiedziała, że kimkolwiek jest jej porywacz, nie jest to osoba z którą miała ochotę się spotkać - nie teraz, i nie w takich warunkach.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:50, 22 Maj 2010     Temat postu:




Laura & Matt

Chicken Maryland zapowiadał się smakowicie, ale niestety musiała zostawić to na później. Westchnęła ciężko, po czym pospiesznie opuściła kuchnię. Zapakowała dyktafon, aparat, swojego mini laptopa... nasypała psu chrupek do miski i dolała wody, bo nie była pewna, o której wróci. Otworzyła też jego klapkę do ogrodu, by mógł swobodnie załatwić swoje potrzeby poza salonem i złapała jeszcze telefon, dzwoniąc od razu po swojego znajomego taksówkarza.

- Witam panienkę! – jakieś pięć minut później taksówka podjechała, a starszy dystyngowany pan ukłonił się lekko. – Dokąd jedziemy?
- Na miejsce wypadku, zapewne pan słyszał już coś na ten temat?
- Tak, my taksówkarze zawsze się szybko dzielimy takimi wiadomościami, by uniknąć korków – mężczyzna uśmiechnął się lekko i otworzył dziewczynie drzwi do samochodu.
Kilka minut później byli już na miejscu, a Laura szybko pobiegła na miejsce zdarzenia, by załatwić co trzeba od razu. Śnieg sypał, mróz szczypał w policzki i nie miała zamiaru marznąć…

* * *

Matt cieszył się, że papiery odnośnie dofinansowania jego dojo przez miasto szybko przechodzą przez kolejne etapy – to rokowało szybką odpowiedzią i zapewne zgarnięciem należytych pieniędzy na rozbudowę świetlicy i szkółki kickboxingu. Nigdy nie lubił babrać się w urzędowych sprawach, ale teraz musiał przyznać, że szło to całkiem zgrabnie. Wyszedłszy drugimi drzwiami ratusza minął budynek stawiając wysoko kołnierz szarego płaszcza i próbując osłonić się choć trochę od sypiącego śniegu. Pogoda od kilku dni była paskudna – wiało, sypało i ogólnie lepiej było się nie wychylać za drzwi, żeby nie zmrozić sobie tego i owego.



Jego rozmyślania przerwała niecodzienna sytuacja. Kilku podejrzanych typków wynosiło kogoś z czarnego BMW do samochodu zaparkowanego nieopodal. W pierwszej chwili Tucker przyglądał się scenie z rękoma wpuszczonymi w kieszenie płaszcza, ale gdy tamci odjechali, zerwał się i przeciskając przez tłum dopadł do niemieckiego auta, w którym wciąż ktoś był. Krzyknął, by ktokolwiek zadzwonił na policję, a następnie wyciągnął nieznajomego mężczyznę na zewnątrz i sprawdził jego funkcje życiowe. Na szczęście wciąż żył, choć był nieprzytomny i poobijany. Matt wiedział nie od dziś, że Gotham to niebezpieczne miasto, ale takie akcje w biały dzień to już była lekka przesada.

Na policję i karetkę nie trzeba było długo czekać. Jak zwykle zjawili się po czasie i jak zwykle zgrywali strażników teksasu. Jakiś niski, gruby glina spisał jego dane, wstępnie wypytał o zajście, a potem kazał nie ruszać się z miejsca zdarzenia póki nie zjawi się ktoś, kto spisze jego zeznania. A to może trwać i godzinę. Mattowi nie chciało się czekać, zwłaszcza, że pogoda nie dopisywała, ale nie miał większego wyboru. Stanął pod ścianą i od czasu do czasu dreptał w miejscu, by nie zrobiło mu się za zimno, w oczekiwaniu na jakiegoś gliniarza, który by się nim zajął.

* * *

- Jak doszło do wypadku? – zapytała reporterka, a białe kłęby dymu uniosły się z jej ust. – Czy to przez złe warunki pogodowe i kiepski stan ulic?
- Tego jeszcze nie wiemy, na chwilę obecną nie mogę udzielić pani odpowiedzi na to pytanie – starszy policjant mruknął typową formułkę. – Chce pani komuś zawracać głowę, to proponuję tamtego pana – wskazał na mężczyznę stojącego pod ścianą budynku.
- On wie coś więcej? Widział wypadek?
- Ta. A teraz pani wybaczy, jestem bardzo zajęty.

Laura odwróciła się na pięcie i skierowała w stronę wysokiego mężczyzny stojącego pod ścianą jednego z budynków. Pierwsze, co rzuciło się kobiecie w oczy, to jego elegancki wygląd i przystojne oblicze. Ubrany w długi, szary płaszcz najlepszej jakości, ciemne dżinsy i brązowe trapery robił naprawdę pozytywne wrażenie młodego biznesmena, który dorobił się przed trzydziestką. Spod czarnej czapki S.Oliver’a przyglądały się jej bystre, granatowe oczy, a nieco ściśnięte, wąskie usta i delikatny, trzydniowy zarost nadawały mężczyźnie sporo uroku. Gdy do niego podeszła chuchał w dłonie i rozcierał je drepcząc w miejscu.

- Wreszcie ktoś się zjawił. – mruknął mężczyzna zerkając na nią. – Nie mam całego dnia by tu czekać i marznąć. Przy takiej pogodzie człowiek zaczyna myśleć, że lepiej czasem niczego nie widzieć i nie słyszeć. Zwłaszcza, jeśli ma to potem związek z policją. – Matt poprawił czapkę taksując ją wzrokiem.

Musiał przyznać, że nie wyglądała na policjantkę. Wiatr targał jej blond włosami, a błękitne oczy przez chwilę wpatrywały się w niego jakby z nutką nadziei. Krótki czarny płaszczyk nie nadawał się na taką pogodę i zapewne nie dawał dobrej ochrony zarówno przed zimnem jak i wiatrem. Młoda kobieta, wyglądająca na nieco ponad dwadzieścia lat, zadrżała lekko i wyjęła z kieszeni dyktafon.
- Jestem reporterką – powiedziała, szczękając zębami. – Pozwoli pan, że będę nagrywać? Nazywam się Laura Estell – podała mu dłoń.
Z ust mężczyzny dobiegło stłumione „fuck”.
- Matthew Tucker – przedstawił się, mocno ściskając jej małą dłoń. „Jeszcze mi pismaków, psia mać, brakowało” – pomyślał, po czym uśmiechnął się na siłę. – Mam nadzieję, że moje nazwisko nie pójdzie do gazety? Inaczej nic pani nie powiem.
- Bez pańskiej zgody nie wykorzystamy żadnych danych osobowych – uspokoiła go.
- I tak ma zostać. Niepotrzebny mi rozgłos.
„Ktoś wstał lewą nogą” – przemknęło Laurze przez myśli.
- Co pani chce wiedzieć?
- Może od początku, co pan widział? Jak doszło do wypadku?
- Nie widziałem wszystkiego, ale można to wywnioskować po śladach… Jeden samochód wjechał w drugi, a potem kilku gości wyciągnęło z tego wraku – wskazał na stojące na ulicy auto – jakąś nieprzytomną babkę. Zapakowali ją do swojego samochodu, który stał obok i tyle ich widziałem. Kolesia, który z nią jechał, zostawili, więc go wyciągnąłem i kazałem komuś zadzwonić po ambulans i policję. Cała historia – wzruszył ramionami.
- A widział pan tych porywaczy? Może umie pan opisać ich wygląd lub samochód, którym odjechali? – zapytała.
- Nie pamiętam, nie zwracałem na to uwagi… - podrapał się po głowie. – A kolesie to typowe karki, tak mi się wydaje.
- Czy coś jeszcze pan zapamiętał? Coś się rzuciło w oczy?
- Nie, raczej nie. To działo się cholernie szybko, a ja nie nazywam się Fox Mulder – mruknął.
- Jakby pan sobie coś przypomniał, to proszę do mnie zadzwonić – uśmiechnęła się lekko i podała mu swoją wizytówkę. – Jest bezpośredni numer domowy i komórkowy, a także mój adres. Proszę się nie krępować i kontaktować ze mną o każdej porze dnia i nocy – wypaliła swoją starą formułkę.
- Pewnie nic mi się nie przypomni, ale dzięki – schował wizytówkę do kieszeni, nawet nie zerkając.
Wyłączyła dyktafon, schowała go do torebki i otrzepała włosy ze śniegu.
- Jak ma pan ochotę, to zapraszam na ciepłą kolację – zaproponowała bez przemyślenia tego i większego zastanowienia.
- Akurat tak się składa, że nie jestem głodny, ale ciepłej czekolady bym się z chęcią napił. Może ma pani ochotę? Tutaj niedaleko jest niezła knajpka.
- A właściwie to z chęcią – uśmiechnęła się szeroko. – Uwielbiam czekoladę, zwłaszcza gorącą – rozmarzyła się.
- No to jesteśmy umówieni, jak tylko powtórzę jakiemuś gliniarzowi dokładnie to samo, co przed chwilą powiedziałem pani – westchnął ciężko. – To może CHWILĘ potrwać – skrzywił się.
- Laura. Mam na imię Laura.
- Matt. Nice to meet you – uśmiechnął się delikatnie.
Nieczęsto się zdarzało, żeby zapraszał jakąś kobietę na wspólne wyjście, ale skoro ona sama wyszła z propozycją, to czemu nie. Ten dzień i tak już był zjebany, więc cóż gorszego mogło go jeszcze spotkać poza reporterką?
Zobacz profil autora
Epyon




Dołączył: 18 Maj 2010
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tychy
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:21, 24 Maj 2010     Temat postu:


Matt otworzył przed Laurą drzwi Jacques Torres Chocolate Haven i oboje weszli do środka. Od razu poczuli przyjemny zapach gorącej czekolady. Odwiesili płaszcze i usiedli przy jednym ze stolików. W oczekiwaniu na zamówienie zaczęli rozmawiać.

Mężczyzna wyjrzał za okno i był niemal pewien, że po drugiej stronie ulicy widział samochód, który jakiś czas temu odjechał z miejsca wypadku wraz z dwoma typami spod ciemnej gwiazdy i porwaną kobietą. Spojrzał na witrynę zakładu fryzjerskiego, przed którym stało auto. Nie pamiętał, aby tutaj kiedykolwiek był fryzjer.

***

Sara miała dużo szczęścia, gdyż porywacze założyli iż będzie nieprzytomna jeszcze jakiś czas. Gdy wrócili do pomieszczenia, w którym się znajdowała ona czekała już schowana za jedną ze skrzynek. Ogłuszyła pierwszego z nich atakując z tyłu. Drugi dzięki elementowi zaskoczenia również nie stawił większego oporu. Kobieta zrobiła użytek z rozciętej liny wiążąc im ręce i nogi. Przeszukała obu i u jednego z nich znalazła Berettę M9 z kilkoma nabojami w magazynku.

Podeszła do drzwi i chwilę nasłuchiwała. Wyjrzała też przez dziurkę od klucza ale znajdujący się przed nią korytarz okazał się być pusty. Skradała się nim jakiś czas, aż za kolejnymi drzwiami usłyszała głosy. Powtórzyła operację z dziurką od klucza. Z tego co udało się jej dojrzeć, znajdował się tam kolejny magazyn. Pośród kilkudziesięciu skrzyń znajdowało się pięciu, góra sześciu wartowników oraz kolejnych dwoje pilnujących czegoś, co wyglądało na parę związanych zakładników.

To była z pewnością jedyna droga ucieczki, gdyż okna w korytarzu były okratowane.
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 18:03, 25 Maj 2010     Temat postu:


Laura & Matt

Po krótkim oczekiwaniu zjawił się w końcu jakiś gliniarz po cywilu i spisał to, co Matt powiedział przed chwilą Laurze. Policjant wypytywał kilka razy o to samo, co nieco irytowało Tuckera, jednak w końcu dał spokój i mężczyzna mógł odejść. Laura stała niedaleko rozcierając dłonie, choć wyglądała raczej jak sopel lodu kołysany przez wiatr.

Oboje ruszyli w kierunku kawiarenki, którą zaproponował Matt. Pogoda z każdą chwilą stawała się coraz gorsza – targane podmuchami wiatru płatki śniegu uderzały w ich twarze jakby wymierzając im karę. Przechodnie spieszyli za swoimi sprawami kryjąc się jak tylko można przed zamiecią. W końcu, po dłuższej chwili Laura i Matt dotarli na miejsce – otwierając drzwi do Jacques Torres Chocolate Heaven buchnęło w nich przyjemne ciepło i zapach gorącej czekolady. To wszystko, czego obecnie potrzebowali przy takiej pogodzie.



Zostawiając płaszcze na wieszaku rozsiedli się wygodnie przy stoliku, a Matt omiótł wzrokiem salę. Było tu czysto i przyjemnie, a ze względu na panującą na zewnątrz aurę kawiarenka pękała niemal w szwach. Z głośników cicho sączyła się jakaś świąteczna muzyka, a wysoki, szczupły kelner z uśmiechem na twarzy odebrał od nich zamówienia.

- Co za paskudna pogoda. – Matt spojrzał przez witrynę na szalejący za oknem śnieg. – Od dawna jesteś w Gotham? Wybacz, ale nie czytuję gazet, by cię skądś kojarzyć.
- Nie ma sprawy – uśmiechnęła się lekko na jego przeprosiny. – Przeprowadziłam się tu zaledwie kilka miesięcy temu i nadal staram jakoś… poznać to miasto. Jest spore, dość niebezpieczne, ale zauważyłam tu kilka ładnych zakątków. A ty? Czym się w ogóle zajmujesz, Matt?
- Prowadzę szkołę dla kickboxerów. Próbuję sprowadzić małolatów na „dobrą drogę”, że się tak wyrażę. Mam nadzieję, że treningi w moim dojo im pomogą.
- Och, więc jesteś sportowcem o wielkim sercu. A w każdym razie wiesz, co jest w życiu ważne i starasz się nauczyć tego dzieciaki – skwitowała. – Może zainteresowałby cię sponsoring?
- Co takiego? – zapytał, marszcząc lekko brwi. Nie miał zamiaru sponsorować jakiejś dziennikarki.
- Jest taka fundacja Bruce’a Wayne’a, która zajmuje się pomocą i drugą szansą dla młodzieży. Płacisz około 25 dolców miesięcznie, a dzięki temu ktoś ma zapewniony dach nad głową, posiłki i pomoc w znalezieniu pracy. Tak sobie pomyślałam, że gdybym namówiła kilka osób…
- Wiem, o czym mówisz, sam kiedyś z tego korzystałem. Teraz staram się pomóc dzieciakom w inny sposób, niż robi to Wayne.
- Ach, czyli jego fundacja nie jest zbyt efektywna? – zapytała jakby lekko zawiedziona.
- Jest, gdyby nie ona zapewne nie byłoby mnie tutaj dzisiaj, gdzie jestem. Bardzo mi pomogła na największym zakręcie mojego życia. A teraz sam staram się pomóc dzieciakom na swój sposób.
- Rozumiem.
- Pokazuję, że przez sport i pasję mogą dojść do czegoś w życiu.
- Może napiszę o tym artykuł?
- Jeśli chcesz, im więcej młodych ludzi dowie się o tej szkółce, tym lepiej. Nawet jeśli jeden na dziesięć wyjdzie na ludzi, to i tak już będzie niezły sukces. Mając na uwadze to, co dzieje się w mieście – skrzywił się.
- Jak dobrze pójdzie, to może uda się znaleźć jakichś sponsorów, podczepić pod to reklamę i twój program nabierze rozgłosu.
- Sam staram się o dotację od miasta. Póki co wszystko idzie w dobrym kierunku, władze widzą w tym jakiś pomysł na zmniejszenie przestępczości wśród młodych.
- Tak czy inaczej postaram ci się trochę pomóc – stwierdziła. – Nie cierpię mojej pracy, może jak uda mi się wykorzystać ją do czegoś dobrego, to będzie bardziej znośna – puściła mu oczko.
- Dzięki, każda pomoc się przyda.
- Zawsze jesteś taki zdystansowany do ludzi?
- Tak mnie życie nauczyło.
- Szkoda – uśmiechnęła się lekko.
- Wiesz, gdybyś się wychowała bez rodziców i całe życie musiała z kimś lub czymś walczyć, to też byś inaczej podchodziła do tego wszystkiego. Ale naprawdę jestem ci wdzięczny, że spróbujesz pomóc. Te dzieciaki na ulicach nie mają dobrego wzorów w domach i na podwórkach. Dlatego chcę im pokazać jaśniejszą stronę życia.
- I w serca wlać ciut nadziei, że jak się postawią i postarają, to może być lepiej? Powiedzieć też, gdzie mogą szukać pomocy?
- Jestem parokrotnym mistrzem świata, bo ktoś mi kiedyś podał pomocną dłoń i potrafiłem wykorzystać swoją szansę. To samo chcę dać im. Jeśli którykolwiek z nich lubi rywalizację i jest pracowity, może dojść nawet do reprezentacji. I to nie są bajki.
- Dzieciaki mają różne talenty i marzenia, planujesz w przyszłości rozbudować swoją szkółkę, by dać im więcej możliwości rozwoju? O taniec, jakieś zajęcia plastyczne i muzyczne?
- Jeśli tylko będzie to możliwe i finanse na to pozwolą. Wiesz, sport wyrabia charakter, pracowitość, siłę i determinację, więc jeżeli któryś ma jakieś inne talenty, to z pewnością będzie umiał to wykorzystać.
- Fundacja Wayne’a dała ci szansę, teraz ty chcesz się odwdzięczyć i pomóc dzieciakom. To naprawdę piękny gest, nie tylko brać, ale także dawać – stwierdziła, spoglądając na niego ciepło.
- Gdyby nie Bruce Wayne, to zapewne nadal byłbym zwykłym kloszardem, który zbierałby drobne na kawę gdzieś na dworcu. Skoro mi ktoś pomógł i mi się udało, to czemu ja mam nie pomóc innym?
- Święte słowa, panie Tucker – Laura uśmiechnęła się szeroko, wyjęła dyktafon z kieszeni i wcisnęła „stop”. – No i mamy świetny materiał na artykuł z wywiadem. Wybacz, że nic nie mówiłam, że nagrywam, ale nie chciałam przerywać.
- Nie musiałaś, domyśliłem się po tym, jak formułujesz pytania i jakie stwierdzenia mówisz – uśmiechnął się delikatnie. Kelner w końcu przyniósł im czekoladę. – No ale nie gadajmy już o mnie. Dlaczego Gotham? Zawsze uważałem, że to miasto straceńców.
- Właściwie to nie był mój wybór, Spryciarzu. Dostałam mieszkanie i psa w spadku po mojej ciotce, więc się na jakiś czas tu przeniosłam, by pozałatwiać wszelkie sprawy. Ale jakoś mi się tu zostało dłużej – wzruszyła ramionami.
- A co porabiasz w święta? Jak się domyślam, rodzina do ciebie przyjedzie?
- Nie, raczej nie. Matka ma alergię na psy, ojciec ma alergię na psa w domu – westchnęła ciężko.
- A chłopak? Partner? Mąż?
- Nigdy nie miałam czasu na to. A ty? Choinka już kupiona? – uśmiechnęła się szeroko.
- Ja też nie mam męża – odparł wesoło, popijając gorącą czekoladę. – A tak na poważnie, to powiedzmy, że nie jestem zbytnio towarzyski. Choinki nadal nie kupiłem. Nawet już nie pamiętam, które to święta bez zielonego drzewka… Poza tym jakoś ich nie lubię.
- Świąt czy drzew? – wypaliła Laura.
- Świąt – odpowiedział. – Przecież powinno je się spędzać w gronie rodziny.
- Cały urok w tym, że tak naprawdę jest to jedna wielka szopka. Uśmiechasz się do ciotki, której najchętniej powybijałbyś zęby, jakiś wujek pyta się, kiedy w końcu wyjdziesz za mąż, a tak naprawdę ma to w dupie i tylko chce się pochwalić tym, że jego córka to już dawno ma trójkę dzieci. No i wszędzie biegają dzieciaki, które ni w ząb nie są podobne do tatusiów i można od nich dostać szału – pokręciła głową.
- Mimo to chyba i tak jest to lepsze niż spędzanie Wigilii w samotności, słuchając jakichś smętnych kolęd w radiu i popijaniu Coors’a.
- Może wpadniesz do mnie? – zaproponowała. – Skoro oboje będziemy siedzieć sami, to możemy siedzieć sami razem – uśmiechnęła się szeroko. – Pomógłbyś mi kupić choinkę? Czekam z tym na ostatnią chwilę, Mike ma brzydki zwyczaj załatwiania się na meble i nie chcę go kusić drzewkiem na środku salonu…
- Gdybyś mi nie powiedziała, że nie masz faceta i masz psa, to bym pomyślał, że twój partner jest nieźle wyuzdany i ma dziwne pomysły.
Laura zakrztusiła się.
- Lubisz psy? – zapytała.
- Nigdy żadnego nie miałem. Ogólnie fajne zwierzęta, tylko za długo się gotują. Lubię średnio przypieczone – roześmiał się, widząc jej minę. Kobieta przez chwilę karciła go wzrokiem, ale w końcu również się zaśmiała.

Samochód zaparkowany nieopodal odwrócił uwagę Matta od przyjemnej rozmowy. Mężczyzna dałby sobie głowę uciąć, że to to samo auto, którym została porwana osoba z rozbitego BMW. Tylko czy porywacze byli aż tak głupi, by wrócić niemal w to samo miejsce? Chyba, że szukali tutaj jeszcze czegoś…
- To chyba tę brykę widziałem na miejscu wypadku… - Matt skinął głową na ciemnozielonego forda stojącego kawałek dalej po przeciwnej stronie ulicy. – Dziwne… Poczekasz tutaj, czy idziesz ze mną? Chcę spisać numery tego forda i się rozejrzeć. – Tucker dopił swoją czekoladę i podniósł się z miejsca.
- Pójdę z tobą, tak na wszelki wypadek – westchnęła ciężko na samą myśl o wyjściu z ciepłej knajpki.
- Tylko w razie czego trzymaj się z daleka. Ci kolesie nadal mogą być w pobliżu.
- No co ty, specjalnie tam pójdę, żebyś mógł mnie uratować z opresji. W końcu mamy spędzić Wigilię razem, powinniśmy się nieco lepiej i bliżej poznać – zaśmiała się.
- Jak chcesz, tylko uważaj na siebie.
- Zerowe poczucie humoru – mruknęła pod nosem, kręcąc głową i wyszła za nim na śnieżycę.
Zobacz profil autora
Mekow




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunmow

PostWysłany: Śro 16:00, 26 Maj 2010     Temat postu:


Sara

Sytuacja nie wyglądała najlepiej... Właściwie to wyglądała bardzo źle, choć gdyby porywacze naprawdę znali się na swojej robocie, to siedziała by teraz całkowicie obezwładniona, a nie stała z bronią w ręku szykując się do strzelaniny.
Dwie osoby już załatwiła, choć nie "na amen". W sumie nie miała jak, bo ci tutaj by ją usłyszeli no i ma ograniczoną ilość nabojów... Musiała dokładnie wiedzieć jak bardzo, więc po cichu wyjęła magazynek i przeliczyła je szybko. Wynik nie poprawił jej nastroju - jeden nabój na każdego i nie mogła sobie pozwolić na marnowanie amunicji.
Poruszała trochę prawą ręką, aby upewnić sie co do swojej sprawności i uniknąć niespodzianki, która mogła by ją kosztować życie. Zajrzała jeszcze raz przez dziurkę od klucza, aby w miarę możliwości namierzyć bandziorów. Nie było sensu dłużej czekać, ani modlić się przed zamkniętymi drzwiami - nie zwlekając dłużej, Sara wkroczyła do środka.



Nie zrobiła tego, otwierając drzwi gwałtownym kopniakiem, dzięki czemu zwróciła by uwagę wszystkich w pomieszczeniu. Weszła tam nieomal normalnie - zrobiła to spokojnie, ale bardzo szybko i od razu przystąpiła do eliminacji porywaczy.
Z początku większość osób w pomieszczeniu wcale nie patrzyła w stronę drzwi - nieświadomi zagrożenia z jej strony, nie byli przygotowani na to co się stało. Dwóch stało przodem - nad nimi Sara miała tylko skromy ułamek sekundy przewagi... to jej wystarczyło, aby szybko wycelować każdemu z nich w głowę pociągając przy tym za spust. Pozostali, oczywiście nie od razu wiedzieli co się dzieje - musieli najpierw spojrzeć, a dopiero potem podjęli odpowiednie działania, którymi były sięgniecie po broń i znalezienie osłony. Sara oczywiście była szybsza - wykorzystała tą krótką chwilkę i po drodze do najbliższej skrzyni, wystrzeliła trzy kolejne naboje, celując szybko ale dokładnie.
Kucnęła za najbliższą skrzynią, mając nadzieję, że jej zawartość stanowi coś więcej niż tylko lekkie gąbki styropianopodobne. Tymczasowo bezpieczna przed strzałami oddawanymi przez przeciwników, obeszła skrzynię nieomal dookoła i wyskoczyła z za niej, aby przedostać się do kolejnej osłony, oczywiście jednocześnie oddała krótko wycelowany strzał, w jednego z przeciwników.
Element zaskoczenia miała już za sobą, ale bardzo dobrze go wykozystała. Dość szybko doszło do poważnej strzelaniny. Zadając sobie sprawę ze swojej ograniczonej amunicji Sara rozważyła strategię przedostania się do miejsca, gdzie znajdował się najblizszy z zabitych przeciwników i pożyczenia jego broni, co wydawało się proste, ale nie musiało się takim okazać.
Zobacz profil autora
Epyon




Dołączył: 18 Maj 2010
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tychy
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 18:57, 27 Maj 2010     Temat postu:


Matt zostawił pieniądze na stoliku i podał płaszcz Laurze. Następnie sam się ubrał i oboje wyszli na zewnątrz. Przeszli na drugą stronę ulicy. Mężczyzna zajrzał do środka czarnego Chevroleta Caprice sprzed co najmniej 20 lat. Na przednich siedzeniach nie dojrzał nic szczególnego, ale gdy spojrzał do tyłu zobaczył niewielką plamę z krwi. Zawołał Laurę i wskazał to palcem.

Następnie podszedł do witryny zakładu fryzjerskiego. W środku nie było nikogo. Ciekawość wzięła górę i postanowił wejść do środka, drzwi były otwarte. W pomieszczeniu paliło się światło, jedna ze świetlówek jednak była na granicy żywotności i co chwilę mrugała. Laura weszła tuż za nim rozglądając się po zakładzie. Z zaplecza dobiegały jakieś głosy, które teraz coraz bardziej się zbliżały. Było za późno na ucieczkę.

Trzech osobników którzy stamtąd wyszli było bardzo zaskoczonych widząc Laurę i Matthewa.
- Nie radzę się ruszać. - powiedział jeden z nich wyjmując pistolet i celując. Strzelił, a kickbokser poczuł silny ból z prawej strony czaszki. Coś ciepłego spłynęło mu na policzek. Nieprzytomny upadł na ziemię.

***

Na podłogę padły dwa pierwsze trupy, gdzieś w drugiej części magazynu ktoś krzyczał. Chwilę potem ranny w rękę został jeszcze jeden z porywaczy.
-K***a! - ryknął któryś. Wszyscy byli uzbrojeni i schowali się za zasłonami - dwóch przy zakładnikach, kolejnych trzech w przeciwległej części magazynu. Sara wystrzeliła jeszcze dwa naboje w ich stronę i szybko przetoczyła się za inne skrzynie - tuż obok najbliższego ciała i pistoletu, do których dzieliła ją jednak około trzymetrowa pusta przestrzeń.
Zobacz profil autora
Mekow




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunmow

PostWysłany: Nie 22:29, 30 Maj 2010     Temat postu:


Sara nie starała się zorientować gdzie są jej przeciwnicy. Pamiętała gdzie byli sekundę temu i musiała działać zanim sytuacja się zmieni. Jak najdłużej pozostając pod osłoną, podbiegła po najbliższy pistolet, posyłając przy okazji jeden strzał, na swoją osłonę.
Niestety kula nie trafiła w żaden z celów tylko wbiła się w którąś ze skrzyń. Sara sięgnęła pistoletu i przeskoczyła za następną osłonę odrobinę za wolno - to wystarczyło by jeden z porywaczy drasnął ją w nogę. Łydka kobiety zapiekła jakby ktoś polał ją kwasem.
Kobieta zacisnęła zęby, wściekła na to wszystko. Przez tyle lat nie dała się postrzelić, a wystarczyła grupa pajaców, aby zniweczyć jej wspaniałą karierę. Nie krzyknęła, gdyż dała by tym znać, że oberwała. Może, przy odrobinie szczęścia, nie zauważą krwi. Sprawdziła zasobność amunicji zdobytej broni, każdy nabój jej sie przyda, aby pozbyć się tych nikczemnych drani.
Zobacz profil autora
Epyon




Dołączył: 18 Maj 2010
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tychy
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:07, 02 Cze 2010     Temat postu:


Matthew obudził się z zabandażowaną głową. Spróbował się ruszyć ale był związany. Zorientował się, że ktoś znajduje się za jego plecami. Poruszył się i spojrzał w bok - zgodnie z przeczuciem za jego plecami znajdowała się Laura będąca w tej samej co on sytuacji.
- Śpiący królewicz w końcu otworzył oczka. - zarechotał któryś z porywaczy. - Szkoda, że nie byłeś świadomy gdy gwałciliśmy twoją dziewczynę.
- To nie prawda. - wtrąciła szybko Laura. - Nic mi nie jest.
Jeden z nich podszedł i uderzył ją w twarz.
- Nikt nie pytał cię o zdanie, suko.

Wtedy rozległy się strzały i na podłogę padły dwa ciała. Laura zaczęła krzyczeć.

***

Zostało pięciu i dziesięć nabojów w magazynku zdobytego HK USP .40.
"Wystarczy." - pomyślała Sara.
Jeden z przeciwników popełnił błąd za bardzo się wychylając. Kosztowało go to dwa strzały w korpus, po których padł martwy. Sara po raz kolejny się przemieściła próbując zajść ich z boku.

Strzał.
Upadek.
Uczucie satysfakcji.

Zostało trzech, którzy powoli wysiadali psychicznie. Dwóch przestało siedzieć przy zakładnikach i ruszyli między skrzyniami w stronę Sary. Jednego z nich zaskoczyła silnym kopniakiem wybijając mu z ręki broń i powalając kolbą pistoletu. Podniosła kolejną Berettę i strzelając z obu broni zabiła przedostatniego.

- Stój albo pozbędę się dziewczyny! - krzyknął ostatni.
- A pozbywaj się kretynie. - odpowiedziała kobieta wychylając się zza skrzyni i pakując mu kulę prosto w głowę.

Krew ochlapała Laurę i Matthewa. Reporterka znowu krzyknęła z przerażenia.
Zobacz profil autora
Mekow




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunmow

PostWysłany: Pią 10:24, 04 Cze 2010     Temat postu:


Sara mimo wszystko poradziła sobie z przeciwnikami. Oberwała i była wściekła z tego powodu zarówno na nich, jak i na samą siebie, ale najważniejsze było to, że ona żyła, a oni nie.
Kobieta nie miała pojęcia kim jest znaleziona para zakładników, ale nie ulegało wątpliwości, że nie są jej wrogami. Aby dowiedzieć się więcej musiała ich najpierw uspokoić.
- Przestań krzyczeć. - powiedziała głośno do związanej kobiety, ale zachowała spokojny głos. - Kim jesteście? Wasze imiona? - zadała najprostsze pytania. W takich przypadkach obowiązywała ta sama zasada co przy wypadku - należało zająć czymś myśli poszkodowanych, aby przestali panikować.
- Schowaj giwerę, to ci powiem, paniusiu - mruknął Matt, mrużąc oczy. Na skroni wciąż czuł nieprzyjemnie palący ból. - Najpierw ktoś do mnie strzelał, potem straciłem przytomność, a teraz znowu mi ktoś wymachuje bronią przed nosem.
- Ja myślę, że akurat ona nam pomogła...
- stwierdziła cicho Laura.
- No to skoro nam pomogła, to niech nas rozwiąże i każdy pójdzie w swoją stronę! Mam dość już dość atrakcji jak na jeden dzień, do cholery! - warknął mężczyzna.
- Spokojnie młody. - powiedziała Sara chowając broń, której widok nie odpowiadał przeciętnym ludziom... najwidoczniej. Kobieta podeszła bliżej, utykając na zranioną nogę i zajęła się uwolnieniem zakładników z więzów.
- Czyli sami nie wiecie skąd się tu wzięliście? - upewniła się.
- Młooody... - Matt mruknął pod nosem i przewrócił oczyma. - Nie, nie wiemy, stara.
- Porwali nas z zakładu fryzjerskiego
- dodała od siebie kobieta. - Jestem Laura Estell, reporterka. A pani?
Za nazwanie ją starą, kobieta miała ochotę postrzelić go co najmniej w nogę, czego jednak nie zrobiła. Zdawała sobie sprawę, że ta dwójka może być jej potrzebna.
- Sara... księgowa. - powiedziała, jak by nie patrzeć zgodnie z prawdą... choć oczywiście nie była to cała prawda. Nie nalegała na poznanie imienia mężczyzny. Jeśli nie chciał, to nie musiał się przedstawiać.
Sara uporała się z więzami uwalniając zakładników - teraz mogli już wstać i zrobić co tylko chcieli, ale bezpieczniej było trzymać się razem.
- Może być ich więcej. Umiecie strzelać? - zapytała się, zupełnie spokojnie jakby chodziło o umiejętność pływania.
- Może strzelanie jest częścią szkolenia kadry księgowych, ale nas, reporterów, tego nie uczą - odparła Laura z krzywym uśmiechem.
- Jestem sportowcem, nie strzelcem - dodał mężczyzna. - Ale widzę, że ty całkiem nieźle sobie radzisz, może nas poprowadzisz? - zapytał.
- Byłaś w policji? - blondynka wydawała się jakby nad czymś rozmyślać. - Będę chciała o tym napisać, więc przydadzą mi się wszelkie informacje. Czy to ciebie porwali z samochodu?
Brunetka przyjrzała się badawczo blondynce. Nie była pewna, czy pisanie o tym artykułu to dobry pomysł... szybko doszła jednak do wniosku, że tak będzie lepiej, że tej sprawie przyda się rozgłos... tylko oczywiście bez danych osobowych.
- Tak, to mnie zrobili stłuczkę. Wiesz coś o tym "wypadku"? - powiedziała spokojnie. rozglądając się dookoła.
- Obawiam się, że niewiele. Jedynym świadkiem tego, jak cię wyjmowali z samochodu i porwał,i jest on - wskazała na Matta. Nie była zadowolona, że nie dostała odpowiedzi na swoje pytania. Skoro Sara tak z nią pogrywała, ona także nie miała zamiaru nic ułatwiać.
- Ja ja wiem niewiele więcej ponad to, co widziałem. Zapewne domyślasz się, co zaszło.
- Może pójdziemy już stąd?
- zaproponowała reporterka.
- Dobry pomysł. Czas na rozmowy będzie później. - powiedziała Sara. - Weźmiemy ich samochód, na pewno jakiś tu mają. Sprawdźcie który z nich ma kluczyki, a ja zaraz wrócę, okej? - powiedziała spokojnie posyłając im badawcze spojrzenie oraz miły uśmiech na dodanie otuchy.
- A od kiedy ty tutaj wydajesz rozkazy? I kto cię mianował dowódcą, pani księgowo? - wypalił Matt i nim zdążył coś dodać, Laura sprzedała mu kuksańca z łokcia w bok.
- Wiesz, to trochę niegrzeczne. W końcu nas uratowała i najwidoczniej zna się na takich rzeczach.
- No, jak na księgową nieźle zabija -
mruknął, patrząc Sarze głęboko w oczy. - Nie zdziwiłbym się, gdyby nas okłamywała.
- Tak czy inaczej... masz jakiś lepszy pomysł? A może sam chcesz nas stąd wyprowadzić i mieć nadzieję, że nie ma ich więcej?
- Laura nie dawała za wygraną.
- A żebyś wiedziała! Gdyby to byli profesjonaliści, to już dawno bym nie żył, a ta paniusia by ich nie powystrzelała jak kaczki na strzelnicy - podsumował, rozglądając się po ciałach z idealnie wycelowanymi strzałami w głowę. - Zostawmy to na później, teraz nie ma czasu na jałową rozmowę. Chcę przed zmrokiem dostać się do domu - splunął.
- A właśnie... Gdzie jesteśmy? Ma ktoś jakieś pojęcie? - zapytała Laura.
- Właśnie, pani księgowo, ma pani pojęcie? - zapytał ironicznie sportowiec.
- Obudziłam się tutaj, tak jak wy. - odpowiedziała. - Magazyn może oznaczać dzielnicę portową, ale dowiemy się dopiero jak stąd wyjdziemy. - powiedziała spokojnie.
- Znajdźcie proszę kluczyki do jakiegoś samochodu. Ja muszę jeszcze coś załatwić, zaraz wracam. - powiedziała i utykając na jedną nogę ruszyła w stronę drzwi, którymi weszła do pomieszczenia.

Przeszła przez drzwi i zaraz za ścianą wykrzywiła twarz z bólu. Podciągnęła nogawkę spodni i spojrzała na zranioną łydkę... wyglądała paskudnie, ale na pewno się zagoi... No na pewno. Na pewno, przecież stać ją na najlepszego lekarza. Zwłoka w wymarszu pozwoliła jej też podsłuchać, o czym rozmawiali pozostali ocalali. Nie to, że zależało jej na tym, po prostu tak wyszlo. Nie podejrzewała ich o nic. Raczej nie mogli być szpiegami, dziwne by było poświęcanie tylu ludzi, dla takiej przykrywki... nawet wśród kryminalistów.
Sara ruszyła korytarzem podpierając się o śnianę, nieomal skakała na zdrowej nodze. Normalne chodzenie z ranną łydką nie szło by jej za dobrze i mogła by ją sobie bardziej uszkodzić, więc unikała używania jej jak tylko mogła.
Po około minucie od opuszczenia reporterki i tajemniczego mężczyzny doczłapała do pomieszczenia w którym się obudziła - dwaj mężczyźni nadal leżeli nieprzytomni i związani na podłodze. Na początek Sara upewniła się jeszcze co do tego pierwszego, ale wyglądało na to, że wcześniej dostatecznie mocno ich ogłuszyła - byli nieprzytomni. Rozwiązała jednego z nich i sprawnie zdarła z niego koszulę. Czysty, bawełniany materiał dość dobrze nadawał się na opatrunek jej rannej nogi i za taki też posłużył. Mimo odniesionej rany, Sara nie guzdrała się w czynnościach i zrobienie profesjonalnego opatrunku zajęło jej zaledwie kilkanaście sekund. Zabrała jeszcze portfele obu delikwentów. Oczywiscie nie dla pieniędzy - w środku musiały znajdować się dokumenty: dowody osobiste, karty pracownicze i inne. Sara musiała wiedzieć kto, po tylu latach dokonał tego zamachu na jej osobę... albo jej wolność.
Zanim opusciła pomieszczenie strzeliła jeszcze dwa razy - w nieruchomy cel jeszcze łatwiej się strzelało, więc nie było sensu marnować amunicji.
Niecałą minutę po tym jak rozległy się strzały, Sara wróciła do pomieszczenia, w którym zostawiła pozostałą parę, niedoszłych zakładników.
Zanim wyjdą na zewnątrz, chciała jeszcze pozbierać portwele wszystkich, a przy okazji upewnić się, że nic nikomu nie powiedzą... Nie można było ułatwiać sprawy organizatorom porwania.
Zobacz profil autora
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny

 


Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach