Wysłany: Nie 19:53, 18 Lip 2010
Temat postu:
Wszyscy.
Słysząc telefon, dziennikarka dość niechętnie odebrała. Miała przeczucie, iż to znowu może dzwonić jej szef i tym samym zepsuje cały wieczór.
- Laura.? Tu Sara. Powiedz mi proszę, czego dokładniej się dowiedziałaś? - kobieta powiedziała przez telefon.
- Jest przestępca, którego nazywają Red Hood, zdaje się być powiązany z porwaniami i zabójstwami. Zaatakował nas jak tylko opuściliśmy lodowisko i zabił jednego z uczniów Matta... - odparła Laura, starając opanować łamiący się głos. - Policja wie coś więcej na jego temat, mają całą teczkę o nim.
- Nic wam nie jest? - spytała z troską, gdyż Laura brzmiała lekko wystraszona. Wyglądało na to, że ich trójka jest na liście tego człowieka... a może czwórka?
- Nie, nic nam nie jest - odparła blondynka, wkręcając palec w kabel stacjonarnego telefonu. - Tylko ten chłopak został ranny i od razu zmarł...
- A to biedne dziecko, zabił przypadkiem czy celowo? - spytała zaintrygowana.
Ona sama nigdy nie strzelała do dzieci. Raz tylko naciągnęła jednemu czapkę na oczy i popchnęła przewracając go na śnieg, bo się na nią gapił. Ale to nie była właściwie żadna szkoda.
- Myślę, że to ja mogłam być celem, a on oberwał przypadkowo. Ewentualnie mężczyzna celował w Matta. Kilka dni temu ktoś wybił okno w moim domu, a potem podrzucił wycinek z gazety z moim artykułem. Chyba komuś się nie podoba, że pisałam o twoim porwaniu... Przypadkowo się w to wplątaliśmy i jeśli od początku ty byłaś ich celem, to teraz powiązali nas razem. I w czymkolwiek ty siedzisz, my siedzimy w tym razem z tobą... Więc jeśli masz jakieś informacje, to lepiej się z nimi podziel, byśmy chociaż wiedzieli jak i przed kim się bronić - dodała stanowczo i dość ostro jak na siebie.
Sara zastanowiła się tylko przez bardzo krótką chwilę, po czym postanowiła podzielić się informacjami, tak jak zrobiła to Laura.
- Dostałam czerwoną kartkę. Taki list z pogróżkami, ale bez słów. Dowiedziałam się, że mamy do czynienia z człowiekiem zwącym się Red Hood. Jakiś seryjny psychopatyczny morderca. - powiedziała na tyle spokojnie na ile mogła. - Postarajmy się zachować spokój. - Sara starała się zawczasu uspokoić Laurę.
- No to pięknie - westchnęła kobieta z cichym jęknięciem. - A tak się ładnie zaczęło układać - dodała cicho. - Coś jeszcze wiesz? Bo jak nie, to chciałabym zadzwonić do Matta i go uprzedzić.
- Powinnam wiedzieć więcej. Ktoś zbiera dla mnie informacje. - rzekła uspokajająco. - Ale uwierz mi, jeśli chciał by nas pozabijać, już byśmy nie żyli. On chce czegoś więcej. Może sprowokować nas, abyśmy dali mu powód, albo po prostu się bawi w kotka i myszkę. - westchnęła.
- Rozumiem... - odparła Laura. Jakoś nie podobało jej się to wszystko. - Kończę, jak będziesz wiedziała coś więcej, to zadzwoń do mnie. Jak mi podasz swój numer, to też będę cię informować.
- Tak, masz czym zapisać? - zagadała, a dając rozmówczyni czas na znalezienie czegoś do pisania, mówiła dalej - Ja powinnam wiedzieć coś więcej w przeciągu dwóch dni. Zobaczymy. Póki co niewiele wiemy, ale na pewno możemy mu się postawić. - powiedziała spokojnie, a gdy Laura przygotowała już notes, podała jej swój numer na komórkę.
- Dzięki, pomyślimy z Mattem nad tym i w razie czego będziemy w kontakcie - odparła Laura, pstrykając długopisem. - Uważajcie tam na siebie - dodała jeszcze i już wyjęła komórkę z kieszeni, by zadzwonić do kickboxera.
- Wy też. - odpowiedziała Sara - I dajcie znać jakby co. - dodała.
- Jasne, tak zrobimy. Do pogadania - dziennikarka rozłączyła się szybko, gdyż telefon komórkowy w jej dłoni zaczął dzwonić.
* * *
Matt z nieskrywaną nienawiścią uderzał w worek treningowy, który w tym momencie przyjął rolę jego największego oponenta. To nie był zwykły trening i zwykłe ciosy – mężczyzna chciał odreagować ostatnie wydarzenia wyżywając się w zaciszu swego dojo. Wciąż czuł ból po stracie Chestera; nawet jeśli to co pisali o nim w gazetach było prawdą, młody nie zasługiwał na śmierć. Zawsze uśmiechnięty, mający talent artystyczny... w kickboxingu średni, ale rokujący wyższą formę. Tym bardziej Matt nie mógł się z tym pogodzić. Wielu innych gorszych skurwieli chodziło bezkarnie ulicami Gotham, a ten gnój w czerwonej skarpecie na twarzy musiał akurat wybrać dzieciaka. Tucker przyrzekł sobie, że jeśli dostanie go w swoje ręce, nie zostanie po nim mokra plama... Kolejne ciosy wyprowadzane były z niemałym wkurwieniem – Matt zamiast worka widział napastnika z uliczki i chciał po prostu odreagować emocje, które w nim wezbrały. Po głowie wciąż chodziły mu słowa matki Chestera i wyraz jej twarzy, gdy do niej przyszedł. Nie sądził, że kiedyś znajdzie się w takiej sytuacji, ale widać życie wciąż odkrywało przed nim coraz to nowe karty.
Wraz z kolejnymi ciosami czuł, jak jego mięśnie odmawiają posłuszeństwa i palą bólem zmęczenia. Mimo to boksował i kopał worek dalej, jakby ten zawieszony na łańcuchu kawał wypchanego materiału mógł odpowiedzieć na jego żale i dać ukojenie. Jakby Matt chciał dać z siebie 110 procent... W końcu kickboxer wykonał kopnięcie okrężne wkładając w nie całą siłę, a niebieski worek nie wytrzymał, zrywając się z łańcucha i lądując pod ścianą.
Mężczyzna spojrzał na niego, a następnie westchnął i opuścił ręce wzdłuż ciała. Czuł bezsilność, której niczym nie da się zastąpić. Zmarszczył brwi i spojrzał przez okno – wciąż padał śnieg, który po raz pierwszy w życiu nie dawał ani spokoju, ani ukojenia.
- To nie twoja wina, sensei. - z rozmyślań wyrwał go głos Marcusa, jednego z lepszych uczniów dojo, choć nie do końca respektujących zasady sportu. - Nic nie można było zrobić.
- Co ty tutaj robisz? - wypalił Matt zerkając w jego stronę. - Nie za późno na treningi? Powinieneś zająć się siostrą i mamą, pewnie martwią się o ciebie.
- Nie tylko ty przeżywasz to co się stało, sensei. - rzucił chłopak. - Nie dało się nic więcej zrobić i nie powinieneś się obwiniać, mistrzu... Tak naprawdę dzięki tobie nikt więcej nie zginął... To był psychol. - chłopak wzruszył ramionami.
- Chester był jednym z nas, a jego śmierć nie pójdzie na marne. - odparł Matt uogólniając nieco temat. - Policja na pewno złapie tego przestępcę, a sąd wymierzy mu odpowiednią karę. - przez chwilę Tucker chciał powiedzieć, że on sam mu ją wymierzy, jeśli tylko go dorwie, ale jako mistrz świata musiał dawać przykład swoim uczniom, zwłaszcza, że młode umysły podatne były na emocje i przemoc. Starał się jak mógł, by Marcus wychwycił spokój w jego głosie.
- Przecież sam wiesz, że to tak nie działa... - chłopak ściągnął usta i spojrzał w podłogę. - Prawo nie jest po stronie takich jak my. To my na ulicach jesteśmy siłą i prawem!
Matt zdjął rękawice i podszedł do nastolatka zwieszając dłoń na jego ramieniu.
- Nie wolno ci tak mówić i myśleć! Nie znamy przyszłości, a sprawiedliwość i prawo w końcu zwyciężą... Czy tego doczekamy, czy nie. - uśmiechnął się do ucznia. - Pamiętaj, żeby zawsze postępować mądrze i zgodnie z głosem serca. Tak jak was uczyłem. Pamiętaj, by zawsze być sobą i nigdy nie iść tą drugą ścieżką, choćby nie wiem, jak kusiła. A wiem, że teraz kusi...
Krępy blondyn przez chwilę się wahał, ale w końcu spojrzał Mattowi w twarz.
- Chłopaki z mojej dzielnicy mówią, że mu nie odpuszczą.
- Powinni zająć się innymi sprawami. - skwitował Matt. - To jest sprawa dla policji, a nie dla chłystków, którzy myślą, że rządzą ulicami, Marcus.
Chłopak westchnął.
- Może i masz rację, mistrzu. Postaram się odwieźć ich od tego, co chcą zrobić...
- A co chcą zrobić?
- Jak to co? Zapolować na tego gnoja, co zabił Chessa... - na twarzy Marcusa wykwitł dziwny uśmiech.
- Przekonaj ich, żeby tego nie robili, bo mogą skończyć jak Chess... - rzucił Matt. - Ten Red Sucks* to nie jest jakiś zwykły ulicznik, którego można sklepać... to poważny przestępca. Nie waż się w to mieszać, inaczej nie będziesz miał tutaj wstępu.
- Postaram się, sensei. - Marcus ukłonił się lekko, po czym odszedł, znikając po chwili za drzwiami do szatni.
Matt jeszcze długo zerkał w stronę wejścia marszcząc brwi i bijąc się z myślami. Gdy Marcus przebrał się i opuścił dojo, Tucker sięgnął po telefon i wybrał numer Laury.
* * *
Blondynka niemal od razu odebrała, tak jakby czekała, aż zadzwoni.
- Tak? Matthew? Coś się stało? - zapytała głosem przepełnionym troską i smutkiem. Od czasu śmierci chłopaka niewiele ze sobą rozmawiali, żeby nie powiedzieć, iż praktycznie wcale. - Jesteś nadal w dojo? Jadłeś coś? Przyjedziesz dzisiaj? - dopytywała się, nie dając mu dojść do słowa. - Jak chcesz zjeść na mieście, to schowam obiad do lodówki i poczeka, aż...
- Lauro! - niemal wykrzyczał do słuchawki. Kobieta na chwilę zamilkła. - Możesz pozwolić mi dojść do słowa?
- T.. tak. A nie daję?
- No nie bardzo. - mruknął. - W każdym razie, tak, jestem w dojo, nie, nic nie jadłem i tak, mogę przyjechać, jeśli chcesz. - wyczerpując odpowiedzi na wszystkie pytania mężczyzna westchnął.
- Oczywiście, że chcę. Obiad już się kończy gotować. Sara do mnie dzwoniła, ten koleś... To jakiś psychopatyczny, seryjny morderca. I dostała czerwoną kartkę...
- Pewnie będzie następna na liście tego popaprańca.
- Myślisz, że my tak samo? - zapytała z wyraźną nutą strachu i niepewności w głosie. - Przyjedź szybko, bo się trochę boję, jak ciebie nie ma w domu... - dodała szczerze. Naprawdę się bała i nie miała zamiaru tego kryć, czy udawać, że tak nie jest. - I będę się cały czas martwić, że tobie się coś stało.
- Daj spokój, gdyby miał nas zabić, to już by to zrobił. Chyba że sobie pogrywa w jakąś chorą gierkę. Chestera mu nie daruję, jeśli tylko wpadnie w moje ręce... będzie ciężko. - rzucił do Laury. - Będę w ciągu dwóch kwadransów, muszę wziąć jeszcze szybki prysznic. Nie chciałabyś, żeby przyjechał do ciebie śmierdzący wieprzek, nie? - zażartował, by nieco rozładować napięcie u kobiety.
- No cóż, to by było coś nowego, Matt – uśmiechnęła się do słuchawki. - Ale oczywiście nie musimy tego próbować. Poczekam... A wiesz, że Sara powiedziała dokładnie to samo co ty? Znaczy... no z tym zabójcą, nie z prysznicem.
- Czyli co powiedziała?
- Że jakby chciał, to by już zabił i że pewnie się bawi.
- No proszę, jednak trochę myśli ta księgowa. - zażartował. - Okej, Lauro, widzimy się za niedługo, więc lecę pod prysznic. Potem o tym porozmawiamy.
- Jasne – odparła i coś jeszcze chciała powiedzieć, ale tego nie zrobiła. - Do później.
- Do zobaczenia.
Mężczyzna nacisnął czerwoną słuchawkę i schował telefon do kieszeni spodni.
Prysznic nie zajął mu wiele czasu, choć wydarzenia, które rozegrały się w uliczce wciąż nie dawały mu spokoju. Nadal nie mógł się pogodzić z tym, co się stało i właściwie nie mógł myśleć o niczym innym. Po kąpieli ubrał się ciepło, złapał taksówkę i pojechał do Laury, przez całą drogę przyglądając się latarniom na ulicach i sypiącemu śniegowi.
* Gra słów od Red Sox – amerykańskiej drużyny bejsbolowej, jakby ktoś nie wiedział