Wysłany: Nie 16:12, 27 Cze 2010
Temat postu:
Laura i Matt
Po rozmowie z rodzicami Laura była w kiepskim nastroju, choć mężczyzna nie ukrywał swojego rozbawienia. Nigdy nie miał takich sytuacji, a i życie rodzinne było mu całkowicie obce. Miło było tak – choćby przez chwilę – poobserwować to nie tylko z boku, ale także wziąć w tym udział. Złapał się na tym, że rozmyśla, jakby to było, gdyby już tak na stałe ze sobą zamieszkali… Czy ojciec Laury by się do niego zwracał per „synu”? Obserwując krzątającą się w kuchni dziennikarkę, westchnął cicho i przetarł twarz dłońmi. Kątem oka zauważył wybitą szybę, którą tymczasowo zakleili taśmą i uszczelnili tekturową z jakiegoś opakowania. Zmarszczył brwi.
- Lauro, nie możemy tego tak zostawić. – powiedział, wskazując na okno. – Załóż płaszczyk, pojedziemy na komendę zgłosić to.
- Ale… po co? – zapytała, odkładając przyprawy do szafki. Matt oparł się o blat.
- Lepiej zgłosić, w razie gdyby takie rzeczy miały się powtarzać. Poza tym nie chcę, by coś ci się stało.
- Nic mi się nie stanie, przecież ty tu jesteś – odparła i uśmiechnęła się do niego ciepło. Naprawdę czuła się dużo lepiej i bezpieczniej, gdy Matthew się wprowadził.
- Nie jestem jakimś Superbohaterem z komiksów czy kreskówek dla dzieci. – powiedział poważnym tonem i skrzyżował umięśnione przedramiona na piersi. Jego głos i spojrzenie były stanowcze, tak samo jak i postawa. Laura na chwilę zatrzymała spojrzenie na Tuckerze, po czym zdjęła fartuszek i odwiesiła obok framugi.
- Będzie cię to męczyć, póki nie pojedziemy na komendę, prawda?
- Zgadza się.
- To chyba nie mam większego wyboru, bo się jeszcze jakiejś nadkwasoty nabawisz – puściła mu oczko, ale chyba nie trafiła, bo Matt nadal był śmiertelnie poważny i jedynie uniósł prawą brew w górę.
- Zbieraj się, zamówię taksówkę.
- A może wolisz sam prowadzić? Ciotka ma w garażu dwa samochody… Właściwie to jeden taki normalny, bo drugi to limuzyna.
- Skoro masz dwa samochody, to czemu ciągle jeździsz taksówką? – zapytał wyraźnie zdziwiony.
- Bo nie mam prawa jazdy – pokazała mu język.
- No tak. – uśmiechnął się lekko. – Wolę prowadzić. Nie powierzę naszego życia w ręce jakiegoś starego taksiarza.
- Ostatnio coś się bardzo wrażliwy zrobiłeś na tym punkcie.
- Na jakim?
- Życia, bezpieczeństwa… Wcześniej tak nie było.
- Zmieniłem otoczenie, więc sam się zmieniam. – uśmiechnął się, żartując sobie.
- To dobrze, tylko nie zacznij przeginać. Wolę spać w koszulce nocnej niż kamizelce kuloodpornej – odpowiedziała mu w tym samym tonie.
- Nie zmuszałbym cię do noszenia kamizelki w nocy. Ba, nawet koszulki nocnej! – zaśmiał się.
* * *
Gdy opuścili biuro gliniarza, który spisywał ich zeznania, Matt zaczął się zastanawiać nad znaleziskiem w teczce. Pseudonim, czy ew. nazwa operacyjna „Red Hood” nic mu nie mówił, tak samo jak i Laurze, ale sprawa była bardzo podejrzana. Jeśli to był jakiś bandyta, wkrótce i oni mogli mieć problemy… W sumie kickboxer nie wiedział, co o tym myśleć i nawet przyznał sam przed sobą, że mu się nie chce. Wyglądało na to, że wdepnęli w jakieś większe gówno, a Tucker zamierzał być podwójnie czujny, by Laurze nic się nie stało. Z rozmyślań wyrwał go głos dziennikarki.
- Myślisz, że Sara jest w niebezpieczeństwie? No i po co ona była taka tajemnicza… Nie podała nazwiska, numeru telefonu ani nic. Jak ja mam ją ostrzec, co? – zapytała Laura, jakby lekko podirytowanym głosem. Martwiła się i nie była w stanie nic zrobić, co wprawiało ją w paskudny nastrój.
- To jej sprawa. Zresztą pewnie sobie sama świetnie poradzi. – odparł chłodno Matt. Nie polubił tej baby i specjalnie się nią nie przejmował.
- Chyba jednak powinniśmy coś zrobić…
- Na przykład co?
- No nie wiem…
- No właśnie. Jedyne co możemy zrobić, to… pójść na lodowisko i świetnie się bawić, póki mamy taką możliwość. – powiedział i ujął jej drobną dłoń. – Nie sądzę, by ona myślała o nas, więc już się tak nad nią nie rozckliwiaj.
- Chyba masz rację, ale ja tak nie potrafię. Nie przejmować się – zrobiła smutną minę. – Ale dobrze, pójdziemy na lodowisko i potem na gorącą czekoladę. I do kina! – zaproponowała, ożywiając się.
- Wybacz, ale przejmować się to ja mogę swoimi dzieciakami, a nie babą, która potrafi strzelać z broni. – skwitował Matt. – A teraz już o tym nie rozmawiajmy, żeby nie psuć sobie reszty dnia.
- Mhm, dobrze – skinęła posłusznie głową. Może to i lepiej, że miała przy sobie takiego silnego i zdecydowanego mężczyznę, gdyż sama nigdy taka nie była. – A miałbyś ochotę na jakieś zakupy? Od dłuższego czasu chcę sobie kupić coś cieplejszego, tylko nie mogę się zdecydować. A ty jesteś akurat dobry w podejmowaniu szybkich, męskich i zdecydowanych decyzji – stwierdziła, patrząc na niego z podziwem.
- Zdecydowane decyzje? Zabrzmiało jak masło maślane, Lauro. Na pewno jesteś dziennikarką? – uśmiechnął się lekko i objął ją ramieniem w pasie. – A tak na poważnie, z chęcią się z tobą wybiorę do jakiegoś sklepu. Już patrzeć nie mogę, jak się trzęsiesz z zimna.
- Bo ja to tak specjalnie robię, mając nadzieję, że mnie potem rozgrzejesz! – zaśmiała się.
- Rozgrzeję cię jak najlepsza kawa. – puścił jej oczko.
- Ale ja nie lubię kawy. Wręcz nie cierpię – zmarszczyła nosek.
- Ale to tylko porównanie, chodzi o fakt. – Matt westchnął i pocałował ją w czoło. – Chodźmy stąd, komisariaty źle mi się kojarzą.
- Czemu? Bywałeś w takich miejscach? – zapytała zaciekawiona. – No nie mów mi, że się spotykam z jakimś badguy’em?
- Gdy byłem na zakręcie życiowym, czasami mnie zwijał jakiś patrol, na szczęście nigdy nie trafiłem do kartoteki. Między innymi dzięki pomocy Bruce’a Wayne’a. Ale o tym już ci mówiłem, a nie chcę się powtarzać.
- Jasne – uśmiechnęła się ciepło. – Mi tam się podobasz taki jaki jesteś, a twoja przeszłość jest już jedynie przyszłością. Nie wydaje ci się, że mamy tu całkiem ładny początek czegoś miłego?
- Miałem i mam dziwne wrażenie, że coś miłego zaczęło się wtedy pod ratuszem, gdy dygotałem z zimna, a ty mnie ‘przesłuchiwałaś’ – uśmiechnął się.
- Serio? Bo sprawiałeś wrażenie kogoś, kto najchętniej by wrócił do domu i najlepiej wsadził mi ten dyktafon… no…
- Nie ufam z reguły ludziom, życie mnie tego nauczyło. – odparł. – Ale tobie jestem w stanie zaufać. Wciąż się utwierdzam w przekonaniu, że jesteś strasznie miłą i dobrą osóbką. Mam nadzieję, że tak zostanie i nic tego nie zmieni.
- A czemu by się to miało zmienić? Mi jest dobrze tak jak jest i lubię siebie – wzruszyła ramionami. – Mimo wszystko nie różnimy się od siebie aż tak bardzo. Ty też jesteś strasznie miłą i dobrą osóbką, tylko że w twardej skorupce. A w środku masz pluszowego misia, mówię ci – zaśmiała się.
- Tjaa… chyba takiego, który warczy i gryzie, gdy ktoś nieproszony za blisko podchodzi. – stwierdził.
- Jestem dobra w poskramianiu pluszaków! – odparła dumnie.
- A tego zwierzaka w łóżku też chcesz poskromić? – zapytał nagle i roześmiał się widząc zakłopotanie wymalowane na jej twarzy.
- Matt, ty to zawsze musisz tak z partyzanta… o tych sprawach… - zarumieniła się. – U mnie w domu nigdy się o tym głośno nie mówiło, bo to nie wypada…
- A ja miałem właśnie powiedzieć, że mnie nikt nie wychował na cnotkę niewydymkę, ale chyba ugryzę się w język. – szturchnął ją w żartach.
- To się ugryź – zaśmiała się. – To co najpierw? Zakupy? Nie chcę zamarznąć na lodowisku…
- Zakupy, potem jakiś dobry obiad na mieście i lodowisko – musisz być najedzona i rozgrzana, żeby mieć co spalać i gdzie ziębnąć. – posłał jej szeroki uśmiech.
- Mówiłam już, że wyglądasz niezwykle przystojnie i sympatycznie, gdy się uśmiechasz? – zapytała, przystając na chwilę i patrząc na niego urzeczonym wzrokiem.
- Teraz już tak. – odbił jej spojrzenie i pocałował lekko. – Chodźmy do tego twojego sklepu, bo zaczynam powoli się robić głodny. Mam nadzieję, że nie jesteś wybredna i niezdecydowana jak 99 procent kobiet?
- Wybredna? W ogóle. Niezdecydowana? Chyba dwa razy bardziej niż wszystkie kobiety razem wzięte, dlatego ty mi jesteś potrzebny – złapała go za ramię i zaczęła ciągnąć. Mężczyzna był jednak tak ciężki, a ona tak słaba, że jedynie jej buty się ślizgały na oblodzonym chodniku. Matt przez chwilę stał i patrzył, co wyprawia Laura, w końcu roześmiał się wesoło.
- Musisz jeszcze dużo chlebka zjeść, żeby mnie gdziekolwiek zaciągnąć… Choć nie powiem, w niektóre miejsca nie musisz. – puścił jej oczko i ruszył za nią.
* * *
Zakupy poszły szybko i sprawnie, tylko i wyłącznie dzięki obecności Matta, który pewnie wybierał nowe ubrania dla niezdecydowanej Laury. Okazywało się bowiem, że mężczyzna miał nosa do tych spraw i cokolwiek kobieta przymierzyła, leżało idealnie. Najbardziej jednak zadowolona była z futra zimowego, aczkolwiek Matt musiał spytać sprzedawcę, czy na pewno jest sztuczne. Szczęśliwie okazało się, że jest, a mężczyzna odetchnął z ulgą, gdyż nowy nabytek Laury prezentował się bardzo okazale.
Po niespełna pół godzinie wyszli z butiku i skierowali się do jakiejś restauracji, by zjeść ciepły obiad. „Dante’s Pizza” było najbliżej miejsca, w którym się znajdowali, więc nawet nie było się nad czym zastanawiać, gdyż mróz przybierał na sile, a ciężkie, grafitowe chmury wiszące nisko nad miastem zaczęły znów wyrzucać z siebie ogromne płatki śniegu. Nie mówiąc już o tym, że Matthew był głodny jak wilk i mógłby zjeść konia z kopytami.
Zamówili największą pizzę ze wszystkimi dodatkami, a po sowitym obiedzie wybrali się na lodowisko. Intensywnie spędzany dzień szybko wymęczył Laurę i po niecałych czterdziestu minutach (i poobijanym tyłku) postanowili wracać do domu dziennikarki.