Autor / Wiadomość

Detective Comics - Control

Epyon




Dołączył: 18 Maj 2010
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tychy
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:16, 20 Cze 2010     Temat postu:


Komisariat jak zwykle był zatłoczony, z czego pracujący policjanci nie wydawali się zdawać sobie sprawy. Po niecałej godzinie czekania, Laura i Matt w końcu trafili do biurka jednego z funkcjonariuszy. Mężczyzna był młody i prawdopodobnie dopiero co skończył szkołę policyjną.
-Dzień dobry, czym mogę pomóc? - zapytał, a Laura i Matthew opisali mu wydarzenie, które miało miejsce w wigilię.
Policjant spisywał protokół, jednak któryś z kolegów przerwał mu, przekazując wezwanie do komisarza.

Jego nieobecność się przedłużała, a w pewnym momencie Matthew dojrzał wystający z teczki podobny anonimowy liścik, do tego który dostała Laura. Mężczyzna wziął papiery do ręki. Na okładce widniał napis "Red Hood". Pokazał to Laurze i oboje zajrzeli do środka.

Wewnątrz znajdowały się zaledwie kilka stron, na których spisano raporty z przestępstw, które zostały powiązane z tajemniczym zbirem. Ze wszystkich pięciu aż trzy dotyczyły porwań ludzi uważanych za płatnych zabójców i ku zdziwieniu Matthewa i Laury ich scenariusze wyglądały niemal identycznie z wydarzeniem, którego byli świadkiem. Z tym, że po porywaczach i mordercach nie było śladu.

Część faktów poukładało się im w głowach. I byli niemal pewni tego, że osobie, która uratowała im życie grozi niebezpieczeństwo.

Kickbokser odłożył papiery tuż przed tym, jak policjant wrócił na stanowisko pracy. Był nieźle wkurzony, prawdopodobnie zawalił jakiś termin wypełnienia raportów. Dokończył spisywanie sprawy zgłoszonej przez Laurę i odprowadził ich do drzwi.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:12, 27 Cze 2010     Temat postu:


Laura i Matt

Po rozmowie z rodzicami Laura była w kiepskim nastroju, choć mężczyzna nie ukrywał swojego rozbawienia. Nigdy nie miał takich sytuacji, a i życie rodzinne było mu całkowicie obce. Miło było tak – choćby przez chwilę – poobserwować to nie tylko z boku, ale także wziąć w tym udział. Złapał się na tym, że rozmyśla, jakby to było, gdyby już tak na stałe ze sobą zamieszkali… Czy ojciec Laury by się do niego zwracał per „synu”? Obserwując krzątającą się w kuchni dziennikarkę, westchnął cicho i przetarł twarz dłońmi. Kątem oka zauważył wybitą szybę, którą tymczasowo zakleili taśmą i uszczelnili tekturową z jakiegoś opakowania. Zmarszczył brwi.
- Lauro, nie możemy tego tak zostawić. – powiedział, wskazując na okno. – Załóż płaszczyk, pojedziemy na komendę zgłosić to.
- Ale… po co? – zapytała, odkładając przyprawy do szafki. Matt oparł się o blat.
- Lepiej zgłosić, w razie gdyby takie rzeczy miały się powtarzać. Poza tym nie chcę, by coś ci się stało.
- Nic mi się nie stanie, przecież ty tu jesteś – odparła i uśmiechnęła się do niego ciepło. Naprawdę czuła się dużo lepiej i bezpieczniej, gdy Matthew się wprowadził.
- Nie jestem jakimś Superbohaterem z komiksów czy kreskówek dla dzieci. – powiedział poważnym tonem i skrzyżował umięśnione przedramiona na piersi. Jego głos i spojrzenie były stanowcze, tak samo jak i postawa. Laura na chwilę zatrzymała spojrzenie na Tuckerze, po czym zdjęła fartuszek i odwiesiła obok framugi.
- Będzie cię to męczyć, póki nie pojedziemy na komendę, prawda?
- Zgadza się.
- To chyba nie mam większego wyboru, bo się jeszcze jakiejś nadkwasoty nabawisz – puściła mu oczko, ale chyba nie trafiła, bo Matt nadal był śmiertelnie poważny i jedynie uniósł prawą brew w górę.
- Zbieraj się, zamówię taksówkę.
- A może wolisz sam prowadzić? Ciotka ma w garażu dwa samochody… Właściwie to jeden taki normalny, bo drugi to limuzyna.
- Skoro masz dwa samochody, to czemu ciągle jeździsz taksówką? – zapytał wyraźnie zdziwiony.
- Bo nie mam prawa jazdy – pokazała mu język.
- No tak. – uśmiechnął się lekko. – Wolę prowadzić. Nie powierzę naszego życia w ręce jakiegoś starego taksiarza.
- Ostatnio coś się bardzo wrażliwy zrobiłeś na tym punkcie.
- Na jakim?
- Życia, bezpieczeństwa… Wcześniej tak nie było.
- Zmieniłem otoczenie, więc sam się zmieniam. – uśmiechnął się, żartując sobie.
- To dobrze, tylko nie zacznij przeginać. Wolę spać w koszulce nocnej niż kamizelce kuloodpornej – odpowiedziała mu w tym samym tonie.
- Nie zmuszałbym cię do noszenia kamizelki w nocy. Ba, nawet koszulki nocnej! – zaśmiał się.

* * *

Gdy opuścili biuro gliniarza, który spisywał ich zeznania, Matt zaczął się zastanawiać nad znaleziskiem w teczce. Pseudonim, czy ew. nazwa operacyjna „Red Hood” nic mu nie mówił, tak samo jak i Laurze, ale sprawa była bardzo podejrzana. Jeśli to był jakiś bandyta, wkrótce i oni mogli mieć problemy… W sumie kickboxer nie wiedział, co o tym myśleć i nawet przyznał sam przed sobą, że mu się nie chce. Wyglądało na to, że wdepnęli w jakieś większe gówno, a Tucker zamierzał być podwójnie czujny, by Laurze nic się nie stało. Z rozmyślań wyrwał go głos dziennikarki.

- Myślisz, że Sara jest w niebezpieczeństwie? No i po co ona była taka tajemnicza… Nie podała nazwiska, numeru telefonu ani nic. Jak ja mam ją ostrzec, co? – zapytała Laura, jakby lekko podirytowanym głosem. Martwiła się i nie była w stanie nic zrobić, co wprawiało ją w paskudny nastrój.
- To jej sprawa. Zresztą pewnie sobie sama świetnie poradzi. – odparł chłodno Matt. Nie polubił tej baby i specjalnie się nią nie przejmował.
- Chyba jednak powinniśmy coś zrobić…
- Na przykład co?
- No nie wiem…
- No właśnie. Jedyne co możemy zrobić, to… pójść na lodowisko i świetnie się bawić, póki mamy taką możliwość. – powiedział i ujął jej drobną dłoń. – Nie sądzę, by ona myślała o nas, więc już się tak nad nią nie rozckliwiaj.
- Chyba masz rację, ale ja tak nie potrafię. Nie przejmować się – zrobiła smutną minę. – Ale dobrze, pójdziemy na lodowisko i potem na gorącą czekoladę. I do kina! – zaproponowała, ożywiając się.
- Wybacz, ale przejmować się to ja mogę swoimi dzieciakami, a nie babą, która potrafi strzelać z broni. – skwitował Matt. – A teraz już o tym nie rozmawiajmy, żeby nie psuć sobie reszty dnia.
- Mhm, dobrze – skinęła posłusznie głową. Może to i lepiej, że miała przy sobie takiego silnego i zdecydowanego mężczyznę, gdyż sama nigdy taka nie była. – A miałbyś ochotę na jakieś zakupy? Od dłuższego czasu chcę sobie kupić coś cieplejszego, tylko nie mogę się zdecydować. A ty jesteś akurat dobry w podejmowaniu szybkich, męskich i zdecydowanych decyzji – stwierdziła, patrząc na niego z podziwem.
- Zdecydowane decyzje? Zabrzmiało jak masło maślane, Lauro. Na pewno jesteś dziennikarką? – uśmiechnął się lekko i objął ją ramieniem w pasie. – A tak na poważnie, z chęcią się z tobą wybiorę do jakiegoś sklepu. Już patrzeć nie mogę, jak się trzęsiesz z zimna.
- Bo ja to tak specjalnie robię, mając nadzieję, że mnie potem rozgrzejesz! – zaśmiała się.
- Rozgrzeję cię jak najlepsza kawa. – puścił jej oczko.
- Ale ja nie lubię kawy. Wręcz nie cierpię – zmarszczyła nosek.
- Ale to tylko porównanie, chodzi o fakt. – Matt westchnął i pocałował ją w czoło. – Chodźmy stąd, komisariaty źle mi się kojarzą.
- Czemu? Bywałeś w takich miejscach? – zapytała zaciekawiona. – No nie mów mi, że się spotykam z jakimś badguy’em?
- Gdy byłem na zakręcie życiowym, czasami mnie zwijał jakiś patrol, na szczęście nigdy nie trafiłem do kartoteki. Między innymi dzięki pomocy Bruce’a Wayne’a. Ale o tym już ci mówiłem, a nie chcę się powtarzać.
- Jasne – uśmiechnęła się ciepło. – Mi tam się podobasz taki jaki jesteś, a twoja przeszłość jest już jedynie przyszłością. Nie wydaje ci się, że mamy tu całkiem ładny początek czegoś miłego?
- Miałem i mam dziwne wrażenie, że coś miłego zaczęło się wtedy pod ratuszem, gdy dygotałem z zimna, a ty mnie ‘przesłuchiwałaś’ – uśmiechnął się.
- Serio? Bo sprawiałeś wrażenie kogoś, kto najchętniej by wrócił do domu i najlepiej wsadził mi ten dyktafon… no…
- Nie ufam z reguły ludziom, życie mnie tego nauczyło. – odparł. – Ale tobie jestem w stanie zaufać. Wciąż się utwierdzam w przekonaniu, że jesteś strasznie miłą i dobrą osóbką. Mam nadzieję, że tak zostanie i nic tego nie zmieni.
- A czemu by się to miało zmienić? Mi jest dobrze tak jak jest i lubię siebie – wzruszyła ramionami. – Mimo wszystko nie różnimy się od siebie aż tak bardzo. Ty też jesteś strasznie miłą i dobrą osóbką, tylko że w twardej skorupce. A w środku masz pluszowego misia, mówię ci – zaśmiała się.
- Tjaa… chyba takiego, który warczy i gryzie, gdy ktoś nieproszony za blisko podchodzi. – stwierdził.
- Jestem dobra w poskramianiu pluszaków! – odparła dumnie.
- A tego zwierzaka w łóżku też chcesz poskromić? – zapytał nagle i roześmiał się widząc zakłopotanie wymalowane na jej twarzy.
- Matt, ty to zawsze musisz tak z partyzanta… o tych sprawach… - zarumieniła się. – U mnie w domu nigdy się o tym głośno nie mówiło, bo to nie wypada…
- A ja miałem właśnie powiedzieć, że mnie nikt nie wychował na cnotkę niewydymkę, ale chyba ugryzę się w język. – szturchnął ją w żartach.
- To się ugryź – zaśmiała się. – To co najpierw? Zakupy? Nie chcę zamarznąć na lodowisku…
- Zakupy, potem jakiś dobry obiad na mieście i lodowisko – musisz być najedzona i rozgrzana, żeby mieć co spalać i gdzie ziębnąć. – posłał jej szeroki uśmiech.
- Mówiłam już, że wyglądasz niezwykle przystojnie i sympatycznie, gdy się uśmiechasz? – zapytała, przystając na chwilę i patrząc na niego urzeczonym wzrokiem.
- Teraz już tak. – odbił jej spojrzenie i pocałował lekko. – Chodźmy do tego twojego sklepu, bo zaczynam powoli się robić głodny. Mam nadzieję, że nie jesteś wybredna i niezdecydowana jak 99 procent kobiet?
- Wybredna? W ogóle. Niezdecydowana? Chyba dwa razy bardziej niż wszystkie kobiety razem wzięte, dlatego ty mi jesteś potrzebny – złapała go za ramię i zaczęła ciągnąć. Mężczyzna był jednak tak ciężki, a ona tak słaba, że jedynie jej buty się ślizgały na oblodzonym chodniku. Matt przez chwilę stał i patrzył, co wyprawia Laura, w końcu roześmiał się wesoło.
- Musisz jeszcze dużo chlebka zjeść, żeby mnie gdziekolwiek zaciągnąć… Choć nie powiem, w niektóre miejsca nie musisz. – puścił jej oczko i ruszył za nią.

* * *

Zakupy poszły szybko i sprawnie, tylko i wyłącznie dzięki obecności Matta, który pewnie wybierał nowe ubrania dla niezdecydowanej Laury. Okazywało się bowiem, że mężczyzna miał nosa do tych spraw i cokolwiek kobieta przymierzyła, leżało idealnie. Najbardziej jednak zadowolona była z futra zimowego, aczkolwiek Matt musiał spytać sprzedawcę, czy na pewno jest sztuczne. Szczęśliwie okazało się, że jest, a mężczyzna odetchnął z ulgą, gdyż nowy nabytek Laury prezentował się bardzo okazale.



Po niespełna pół godzinie wyszli z butiku i skierowali się do jakiejś restauracji, by zjeść ciepły obiad. „Dante’s Pizza” było najbliżej miejsca, w którym się znajdowali, więc nawet nie było się nad czym zastanawiać, gdyż mróz przybierał na sile, a ciężkie, grafitowe chmury wiszące nisko nad miastem zaczęły znów wyrzucać z siebie ogromne płatki śniegu. Nie mówiąc już o tym, że Matthew był głodny jak wilk i mógłby zjeść konia z kopytami.

Zamówili największą pizzę ze wszystkimi dodatkami, a po sowitym obiedzie wybrali się na lodowisko. Intensywnie spędzany dzień szybko wymęczył Laurę i po niecałych czterdziestu minutach (i poobijanym tyłku) postanowili wracać do domu dziennikarki.
Zobacz profil autora
Mekow




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunmow

PostWysłany: Czw 13:59, 01 Lip 2010     Temat postu:


Sara

Sara obudziła się i dostrzegła, że budzik wskazał już 8:12. Odsunęła się, od przyklejonego do niej Emila, który zaczął mamrotać przez sen coś o niedzieli i zabrała mu kołdrę zrzucając ją na podłogę.
- Pobudka! - powiedziała głośno. Nie czekając aż książę raczy wstać udała się pod prysznic.
Gdy po niespełna dziesięciu minutach wkroczyła do kuchni, Emil zalał właśnie kawę.
- Dzień dobry kochanie - powiedział dając jej małego buziaka w usta.
- Dzień dobry - odpowiedziała. - Łazienka wolna. Mam dziś parę spraw i zabieram samochód - oznajmiła.
- Chyba nie czekają nas jakieś kłopoty? - zagadał zaniepokojony Emil.
- Tego właśnie muszę się dowiedzieć i zrobić coś, aby ich uniknąć. Nie martw się misiek, nawet jeśli ma się coś jeszcze dziać, to damy sobie radę - powiedziała uśmiechając się do niego.
Następnie wysłała go pod prysznic, a sama zajęła się przygotowaniem śniadania, które stanowiła sałatka owocowa i grzanki.


Po zjedzeniu śniadania i ubraniu się odpowiednio do panującej na dworze temperatury, Sara zostawiła Emila w domu, a sama pojechała do biura.
W niedzielę nie było tam nikogo, więc kobieta mogła się spokojnie zająć swoją robotą.
Weszła do gabinetu z napisem "Dyrektor" na drzwiach, zamknęła za sobą drzwi i włączyła komputer. Czekając aż się uruchomi zrobiła przy okazji małą inspekcję. Na biurku porządek, na szafkach również, paprotka nie przysychała, a okna były czyste. Wszystko wyglądało w miarę dobrze.
Komputer się uruchomił, więc Sara usiadła sobie wygodnie w fotelu i zajęła się pracą domową. Najpierw zeskanowała dowody osobiste mężczyzn z magazynów i z uzyskanych plików powycinała ich zdjęcia. Rozłożyła dowody na biurku i w kolejności alfabetycznej spisała ich nazwiska i adresy. Zaraz potem połączyła je odpowiednio ze zdjęciami, umieszczając wszystko w jednym pliku.
Następnie Założyła gumowe rękawiczki. Wzięła całkiem nowy papier do ksero, ustawiła go w drukarce i wydrukowała odpowiedni plik w dwóch kopiach. Zaraz potem schowała je do czystych koszulek, a te następnie do papierowej teczki. Dowody zaś zgarnęła do torebki. Usunęła wszelkie pliki i opróżniła kosz. Nie było na co czekać, wyłączyła komputer, zabrała wszystko, zamknęła drzwi i wyszła. Po drodze do samochodu zamieniła gumowe rękawiczki na zwykłe.
Nie jechała daleko, trzy przecznice od biura zatrzymała się przy budce telefonicznej. Zaparkowała samochód i wysiadła aby zadzwonić. Wrzuciła drobne, chwyciła słuchawkę telefonu i wybrała odpowiedni numer. Chwilkę poczekała aż koś odbierze, a gdy to nastąpiło od razu zabrała głos.
- To ja... a ile osób zna ten numer?... no właśnie. Tydzień temu była tam strzelanina w magazynie numer 346 na Sandos street w dokach. Co o tym wiesz?...Coś jeszcze?... Dowiedz się kto prowadzi śledztwo i czy coś wiadomo? Oraz kto tak naprawdę jest właścicielem tego magazynu, tylko bez kitu o koreańskiej firmie... tak... dobra - zakończyła i odłożyła słuchawkę.
Pomyślała chwilę, zastanawiając się nad całą tą sprawą.


Zaraz potem wsiadła do samochodu i pojechała do nieco biedniejszej dzielnicy miasta. Zaparkowała pod znanym sobie adresie. Tak drogi samochód zwykle nie pojawiał się w takiej okolicy, ale Sarze nic tu nie groziło.
Udała się do odpowiedniego mieszkania i zapukała zdecydowanie... Zaraz potem otworzył jej postawny, ważący co najmniej 100kg, ogolony na zero mężczyzna o ciemnej skórze.



- Zapraszam pani Saro - powiedział poddańczo mężczyzna, otwierając szeroko drzwi. W małym, ewidentnie biednym, ale mającym swój klimat mieszkaniu było dość zimno i niespecjalnie pachniało, na szczęście Sarze aż tak to nie przeszkadzało. Przedpokój był jednocześnie kuchnią, a oprócz mężczyzny był tam też jego nastoletni syn.
- Idź pilnować samochodu - wydała mu polecenie.
- Zimno jest - zaczął się wymigiwać.
- Ubieraj się natychmiast i zapiep**aj pilnować! - zaryczał niebezpiecznie jego niezadowolony ojciec, a młodzian szybko ruszył się z miejsca.
- Przepraszam za niego pani Saro... Może coś ciepłego do picia? - powiedział.
- Nie - odmówiła i usiadła przy kuchennym stoliku, na którym stała mała przystrojona choinka.
Zaraz potem dzieciak wyszedł i Sara mogła przejść do rzeczy.
- Mam dla was robotę. Jak zawsze weźmiesz tylu kumpli ilu chcesz, do tego nie trzeba będzie wielu, najlepiej trzech. Jak się spiszecie to płacę 1000$, ale bez względu na wszystko łupy będą dla was. Zainteresowany?
- Oczywiście pani Saro.
- Dobrze - powiedziała otwierając papierową teczkę. - Tu jest lista, nieżyjących od niedawna ludzi. Macie włamać się do ich mieszkań i dowiedzieć się o nich jak najwięcej. Ogólnie i co ich łączy. Jeśli mieszkanie będzie opuszczone, łupy są dla was - powiedziała poważnie, podając mu listę.
- Oczywiście. Rozumiem - powiedział mężczyzna i odebrał listę, wyciągając ją z koszulki, którą to Sara zabrała z powrotem.
- Dowiedzcie się też, czy jakaś "organizacja", nie potrzebuje nowych ludzi. Jeśli będzie nabór, to ma się któryś zgłosić i przekazywać mi informacje. Jasne? - powiedziała.
- Tak, oczywiście. Wszystko jasne. Do kiedy ma to być zrobione?
- Byle by jeszcze w tym roku. Zadzwonię w środę spytać jak idzie - oznajmiła, dając im trzy dni na załatwienie wszystkiego.
- Rozumiem - odpowiedział spokojnie mężczyzna przyglądając się liście.
Sara wstała, a gospodarz natychmiast zrobił to samo. Udali się w stronę drzwi.
- Chyba nie muszę przypominać, że w razie czego trzymacie gębę na kłódkę? - zagadała na koniec rozmowy.
- Oczywiście. Pary z gęby - powiedział poważnie mężczyzna.
Otworzył przed nią drzwi, a Sara zniknęła w korytarzu.
Po wyjściu z budynku minęła marznącego chłopaka, który pilnował jej samochodu.
- Możesz wracać - oznajmiła mu, a ten żwawo ruszył do domu.


Sara wsiadła do samochodu i ruszyła do domu. Załatwiła co miała załatwić, a w tak zimną pogodę nie chciało jej się już dodatkowo jeździć. Ponieważ ruch na ulicach bł niewielki, około południa była już w domu.
Przywitał ją tam Emil, wraz z talerzem ciepłego rosołu, który pomógł się jej rozgrzać.
- Czy wszystko jest w porządku? - zapytał młodzian.
- Tak, spokojnie. Nie martw się misiaczku - powiedziała z uśmiechem odstawiając pusty talerz.
Następnie Sara wzięła gorący prysznic, zapraszając Emila aby umył jej plecy... choć ten umył jej i inne części ciała. A i ona jemu nie pozostała dłużna.
- Zrób obiad, a jak zjemy to pójdziemy na lodowisko - powiedziała, gdy już wyszła spod prysznica.
- Oczywiście kochanie. A co chciałabyś na obiad? - powiedział Emil, opłukując kabinę.
- Zaskocz mnie - odparła Sara. Wytarła się szybko i okryła szlafrokiem. Opierając się o ścianę, z uśmiechem przyglądała się młodzieńcowi, gdy wychodził spod prysznica.
Ten uśmiechnął się tylko w odpowiedzi.
Następnie Emil udał się do kuchni przyrządzić obiad, Sara zaś usiadła do komputera, aby sprawdzić w internecie najnowsze informacje.
Po jakimś czasie dotarł do niej głos Emila. - Podano do stołu - zagadał radośnie.
Na obiad zjedli potrawkę z indyka, kukurydzę z masłem i sałatkę z pomidorów. Emil był dobrym kucharzem i wszystko smakowało wybornie. Jedząc rozmawiali o świętach, planach na sylwestra i innych tematach.
Po obiedzie, umyciu się i wrzuceniu naczyń do zmywarki, zaczęli się szykować do wyjścia. Ubrali się odpowiednio i zabrali łyżwy.

Na lodowisko pojechali samochodem. Było tam sporo osób, ale jakoś udało im się znaleźć miejsce do zaparkowania. Przebrali się w łyżwy i wjechali na lód.
Emil całkiem nieźle jeździł na łyżwach. Sara dobrze go nauczyła. Najpierw jeździli trochę razem, trzymając się za rękę, potem gdy on jechał po linii prostej, ona zaczęła robić kółka wokół niego.
Jeździli, rozmawiali i śmiali się. Bawili się znakomicie.
Zobacz profil autora
Epyon




Dołączył: 18 Maj 2010
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tychy
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:29, 05 Lip 2010     Temat postu:


Strzały, a potem dźwięk alarmu. Pistolet w ręku, facet uciekający ze sklepu. Rabunek i prawdopodobnie morderstwo. Chłopak nazywał się Markus. Jedyna rodzina jaką miał spoczywała teraz w samochodzie koronera. Spotkałem go później, samotnego, zagubionego w zamęcie panującym tej pełnej roboty nocy na komisariacie. W tym czasie policja starała się zapewnić mu schronienie, żywność i prawdopodobnie pomoc psychologa. Z trudnością to wystarczy, a na pewno nie zagłuszy tego, co chłopak dziś czuł. Żal, wściekłość, strach. Pierwsza noc jest zawsze najgorsza.

Bez różnicy, czy blizny są fizyczne, czy psychiczne, zbrodnia rani każdego, kogo dosięgnie. Niesie ze sobą krzywdy i śmierć. Zatruwa duszę i umysł. A na końcu, pozostaje rozpacz. Zbrodnia nie traci czasu na powiększanie swego bogactwa. Z samego rana gang zamordował parę sprzedawców. Zamaskowali się skromnym przebraniem. Przyglądałem się gnojkom traktującym ten teren jak swój własny. Bayside był kiedyś kwitnącą częścią miasta. Rodziny były tu bezpieczne, przyciągane perspektywą świetnej pracy i jasną przyszłością. Gdy wielki biznes zdecydował, że lepsze dochody przyniesie przeniesienie się gdzie indziej, teren ten powoli stał się nieużytkiem. Rodziny radziły sobie najlepiej jak potrafiły, lecz były przeważnie zastraszane przez tych, któzy obrali zbrodnię jako drogę kariery i prosty sposób na życie.

Kobieta za ladą jest zatwardziałą kryminalistką. Tak jak wielu, po wyjściu z więzienia zaczęła wieść życie spokojne, o niskim statusie społecznym. Bardzo mocno próbowała się do niego dopasować, podjąć pracę, odrzucić od siebie jakiekolwiek myśli o swojej przestępczej przeszłości. Wyczuwam, że nie ma pojęcia, jak mogłaby tak żyć. Odstręczająca harówka jej codziennego jestestwa wkrótce pchnie ją z powrotem w objęcia przeszłości i podda wpływowi starych przyjaciół. Taka jest smutna, łatwa do przewidzenia przyszłość tej kobiety. Zbrodnia jest jak sieć, z której naprawdę ciężko jest się wyrwać.

Pokazałem Markusowi jak radzić sobie z jego bólem. Trochę mu to zajmie, ale wiem, że w końcu go opuści.

***



Jak zwykle na lodowisku było dużo ludzi. Wszyscy mieli swoje sprawy, jak zwykle część była uśmiechnięta, a część poważna. Myśleli o swoich problemach lub cieszyli się chwilą. Jedna osoba przyglądała się wszystkiemu z trybuny. Wysoki, dobrze zbudowany chłopak. Jeden z wielu podobnych sobie chłopców, którzy nie mają perspektyw w tym mieście. Jednak każdy z nich ma swój cel i ten także go miał.
- Idziesz, Markus? - ktoś zawołał.
- Nie czekajcie na mnie.

***

Matt i Laura jeździli już ponad pół godziny rozmawiając. Tacy piękni i zapatrzeni w siebie nawzajem...

Zbierali się do wyjścia, gdy kickbokser dojrzał w tłumie znajomą kobietę. To z pewnością była Sara. Wskazał ją Laurze i oboje zebrali swoje rzeczy, a następnie ruszyli za nią do wyjścia.

- Hej, Matthew! - krzyknął ktoś z tyłu. Mężczyzna obejrzał się i zobaczył kilku swoich uczniów. Większa grupa wtargnęła między nich, więc oboje z Laurą zostali zmuszeni by udać się na zewnątrz. Tam trochę się przeluźniło. Najpierw mężczyzna dogonił Sarę.
- Musimy pogadać. - zdążył powiedzieć, zanim dołączyła do nich grupka jego podopiecznych.
- Przedstawisz nas swoim znajomym, sensei? - zapytał jeden z nich.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 11:25, 08 Lip 2010     Temat postu:


Matthew i Laura

Wypad na lodowisko okazał się strzałem w dziesiątkę – kobieta rozgrzała się i nabrała niezłych rumieńców. Cieszyli się jak dzieci, zwłaszcza gdy Laura lądowała tyłkiem na tafli lodu i ciągnęła za sobą Matta. W końcu magię chwili przerwało pojawienie się uczniów kickboxera.
- No pięknie. – westchnął mężczyzna. Liczył, że pobędą trochę tylko we dwoje. Jednak Laura zdawała się nie przejmować ich obecnością a może nawet cieszyć, gdyż pomachała im energicznie. Chwilę później Matt wyłowił z tłumu Sarę. Nie miał ochoty z nią rozmawiać, właściwie to nie trawił tej baby, ale skoro jego … dziewczyna (?) się tak martwiła, miał zamiar sprawić blondynce przyjemność i powiadomić panią księgową o niebezpieczeństwie. Niechętnie, ale ruszył w jej stronę.
- Musimy pogadać. - zdążył powiedzieć, zanim dołączyła do nich grupka jego podopiecznych.
- Przedstawisz nas swoim znajomym, sensei? - zapytał jeden z nich.
- Laurę już znacie. – powiedział, marszcząc lekko brwi. – A to jej koleżanka. – wskazał olewczo na brunetkę. – To chyba nie jest zbyt odpowiednie miejsce, żeby stać i gadać, będziemy tylko przeszkadzać innym. – zauważył, wkładając dłonie do kieszeni i rozglądając się uważnie na boki.
- Saro – dziennikarka nachyliła się do ucha brunetki i wcisnęła w jej dłoń wizytówkę ze swoim adresem oraz numerem telefonu. – Grozi ci niebezpieczeństwo, wpadnij do mnie albo zadzwoń. Chodzi o to porwanie, myślimy, że ktoś może cię chcieć zabić… - powiedziała na szybko, po czym zerknęła na chłopców. – O, ciebie pamiętam, Derek, tak? Słuchajcie, skoro już jesteśmy większą grupą, może mielibyście ochotę się wybrać z nami na pizzę i lody? – zaproponowała.
- Myślę, że to dobry pomysł. – rzucił Matt. – Zdążyłem już trochę zgłodnieć.
- Przecież dopiero jadłeś!
- Podnoszenie cię z lodu to kawał ciężkiej roboty, Lauro. – uśmiechnął się i puścił jej oczko.
Zobacz profil autora
Mekow




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunmow

PostWysłany: Sob 6:12, 10 Lip 2010     Temat postu:


Sara

Wszystko co dobre szybko się kończy... a może, co za dużo to niezdrowo? Tak czy inaczej, po paru godzinach jeżdżenia na łyżwach, Sara i Emil postanowili zakończyć już tę zimową zabawę i zbierać się do domu. Bawili się znakomicie, ale zaczynali powoli odczuwać do także inne zapotrzebowania - na jedzenie, sen.
Zjeżdżali właśnie z lodowiska, z zamiarem powrotu do domu.
- Kochanie... - Emil chciał coś powiedzieć, ale przerwało mu pojawienie się mężczyzny w towarzystwie Laury, których Sara rozpoznała z pobytu w magazynie. Skąd wiedzieli, że ona tu będzie? A może to przypadek, że się spotkali? Z uwagi na panujący na lodowisku tłok, można było przyjąć tą drugą wersję. Zwłaszcza jeśli ta dwójka była tu razem.
- Musimy pogadać. - powiedział mężczyzna, ale jemu z kolei przerwała grupka małolatów, którym Sara nie poświęciła większej uwagi.
Ponieważ faceci nie mieli szczęścia w prowadzeniu rozmowy, kobiety musiały przejąć inicjatywę i zająć się nią jak należy... Oczywiście w zależności od tematu, musiały to zrobić dyskretnie.
- Saro. Grozi ci niebezpieczeństwo, wpadnij do mnie albo zadzwoń. Chodzi o to porwanie, myślimy, że ktoś może cię chcieć zabić... - blondynka powiedziała jej na ucho, jednocześnie podając swoją wizytówkę.
Istotnie, okazało się, że tuzin świadków, którzy wypaplają wszystko rodzicom był w tej sytuacji wręcz niedopuszczalny.
- Dzięki. Zadzwonię jutro. - powiedziała spokojnie Sara, dobrze panując nad emocjami. Zastanawiało ją, czego ta para mogła się dowiedzieć. Kto chciał ją zabić, skoro nikt jej nie zna... a może tylko jej się tak wydaje... Zresztą, w jej zawodzie... Tak czy inaczej, dziennikarze mieli dar dowiadywania się o różnych rzeczach, byli niczym prywatny detektyw. Sara doskonale pamiętała jak swego czasu pisali o niej w gazetach, węsząc tu i tam. Tym razem jednak dziennikarka była po tej samej stronie co ona i mogła wyniknąć z tego jakaś większa współpraca. Choć równie dobrze mogło to wróżyć coś niedobrego. Póki co wszystko wyglądało dobrze, a blondynka nie przyniosła kłopotów, a jedynie ostrzeżenie i chęć przekazania wiadomości. To bardzo dobrze wróżyło na przyszłość.
Ich znajomi zajęli się sobą, więc Sara i Emil mogli wymknąć się po angielsku. Może powinni byli tak zrobić, ale tym razem Sara postąpiła inaczej i pożegnała się.
- To do zdzwonienia, my musimy już iść - rzekła obdarzając kobietę lekkim, przyjaznym uśmiechem.

Następnie zostawili parę wraz z ich dziećmi i zjechali na ławkę, aby zdjąć łyżwy.
Sara dobrze schowała wizytówkę, która mogła okazać się bardzo przydatna.
- Saro, mogę jeszcze wejść do WC? - zagadał Emil. W ciągu ostatnich paru godzin tylko ona raz wyszła, a jemu nie pozwoliła, choć oboje wypili w miedzy czasie aż po trzy grzańce.
- Nie marudź. Wytrzymasz. - odparła stanowczo i bez trudu wyprzedziła go w zmianie obuwia.
Trzy minuty później jechali już samochodem do domu. Sara myślała o tym co zjedzą na kolację i jakie wiadomości posiada dziennikarka Laura. Siedzący zaś noga na nogę Emil mógł skupić swe myśli chyba już tylko na jednym.
- Dowiedzieli się czegoś. To jeszcze nie koniec tej sprawy. - powiedziała Sara.
- Myślisz kochanie, że czekają nas kłopoty? - zagadał wystraszony nieco młodzieniec.
- Sądzę, że trzeba będzie coś zrobić, aby ich uniknąć. Nie martw się o to misiu, damy sobie radę. - odparła, a dla nich oboje jasne było, że to ona da sobie z tym radę.
Zobacz profil autora
Epyon




Dołączył: 18 Maj 2010
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tychy
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 15:18, 10 Lip 2010     Temat postu:


Sara i Emil odeszli w swoją stronę, Laura i Matt w drugą. Za kickbokserem powędrowali także jego uczniowie, lecz trzymali się trochę z tyłu. Na dworze było już ciemno, jednak całe szczęście nie padał śnieg. W pobliżu było coraz mniej innych ludzi, którzy porozchodzili się do swoich domów. Grupa skręciła w jedną z mniejszych uliczek, gdzie część budynków było zniszczonych po trzęsieniu ziemi i wydarzeniach, które na czołówkach gazet zyskało miano Ziemi Niczyjej, czyli oddzieleniu się Gotham City od wybrzeża Stanów Zjednoczonych.

Nagle okolicą wstrząsnęła seria z uzi. Kilka ptaków wzleciało do góry, a jeden z młodych podpiecznych Matthewa upadł na ziemię. Mężczyzna spojrzał w kierunku, skąd padły strzały.



***

Przed drzwiami do apartamentu Sara i Emil znaleźli niewielką czerwoną karteczkę. Kobieta wzięła ją do ręki, jednak była ona z obu stron pusta. W świetle ostatnich wydarzeń to było ostrzeżenie lub groźba.
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 19:23, 10 Lip 2010     Temat postu:


Matt momentalnie dopadł do swego ucznia, który tonął w kałuży krwi. Ogromna, czerwona plama na jego klatce piersiowej świadczyła o jednym, mimo to kickboxer sprawdził jego puls. Miał nadzieję, że jednak jest jeszcze szansa. Niestety, chłopak już nie żył.

Tucker poderwał się na równe nogi i spojrzał w kierunku zamaskowanego mężczyzny z bronią, który stał na balkonie nieopodal i przypatrywał im się, niczym jakiś anioł zemsty.

- To było tylko dziecko, miał przyszłość przed sobą! Dlaczego go zabiłeś?? Kim do cholery jesteś! – Matt warknął, a gniewny ton odbił się echem po uliczce. Z zaciśniętymi zębami i pięściami obserwował mężczyznę w szkarłatnej masce, który nie poruszył się nawet o krok. – Gdybyś nie miał tej broni i byłbyś na dole, nie byłbyś już taki nieustraszony… - Tucker mruknął spode łba.

Morderca w czerwonej masce tylko się zaśmiał i po raz kolejny wycelował broń, tym razem prosto w głowę Laury.

Tucker widząc co się dzieje, nagle spuścił z tonu. Zdał sobie sprawę z tego, że jeśli będzie naciskał, będzie jeszcze gorzej. W tym momencie koleś w czerwonej rajstopce na twarzy miał nad nimi przewagę, a przez chwilę Matt o tym po prostu zapomniał. Teraz nieważne były nerwy, ani groźby, trzeba było wyjść z tego bez kolejnych ofiar.

- Dobrze, przepraszam. – powiedział, unosząc obie dłonie w górę, na wysokość klatki piersiowej. Próbował zmienić swój ton, by nie był pełen gniewu. – Nie krzywdź już nikogo, okej? Moja przyjaciółka to dobra osoba, nie zasłużyła sobie na śmierć. Chester również. – spojrzał na bladą twarz swego ucznia i mimowolnie do oczu napłynęły mu łzy. Chwilę później przeniósł wzrok na mężczyznę na balkonie.

Red Hood nacisnął na spust, a dziennikarka krzyknęła. W ostatniej chwili jeden z uczniów Matthewa rzucił się na nią i razem upadli na ziemię. W miejscu, gdzie przed chwilą stała Laura wbiło się kilkanaście kul. Matthew spojrzał w tamtą stronę, a gdy jego wzrok ponownie powędrował do góry, w miejscu gdzie do tej pory stał zbir teraz wzbiła się tylko chmura dymu. Kickbokser zdążył dojrzeć tylko jego zarys przeskakujący do następnego budynku.

- Skurwysyn! – burknął Matt, a chwilę później wydobył z kieszeni spodni komórkę i wykręcił numer 911. Po kilku sygnałach odezwał się dyżurny. – Zostaliśmy ostrzelani przez jakiegoś psychopatę w czerwonej skarpecie na głowie. Jedno dziecko nie żyje… Tak, sprawdzałem… Przyślijcie tutaj kogoś… Roxburghe Avenue 10, przy lodowisku… tak, nie żyje, do cholery… czekamy!!
Matt uciął rozmowę i schował telefon do kieszeni.
- Biedny Chester… - zerknął na ciało swego podopiecznego. – Gdyby ten skurwiel nie miał broni… - Tucker zwinął dłoń w pięść i zacisnął zęby. – Najlepiej zabijać dzieci… Pierdolony tchórz! Gdyby zszedł na dół i odrzucił broń… pokazałbym mu, gdzie jego miejsce…
Matt chodził z kąta w kąt. Widać było, że nie umie pogodzić się z sytuacją.
- Widzisz go? – wskazał na twarz swojego martwego ucznia. – Nawet nie miał szans, żeby się bronić. Nawet nie wykorzystał tego, czego go uczyłem… Dorwę gnoja, który go zabił. – warknął kickbokser.

Laura nic nie odpowiedziała, bo nawet nie wiedziała, co w takiej chwili powiedzieć. Sama otarła się o śmierć i nadal była w szoku. Serce waliło jej jak oszalałe, wiec oparła się o zimną ścianę i osunęła w dół, trzęsąc się jak małe dziecko.

- Przykro mi, Matt, to pewnie moja wina. – wyrzuciła z siebie, starając opanować drżenie głosu. Słabo jej to wyszło. Łzy napływały jej do oczy, gdy patrzyła na ciało młodego chłopaka i myślała o artykule, który napisała kilka dni temu. Miała wrażenie, że te strzały były przeznaczone przede wszystkim dla niej.

- Żadna twoja wina! – warknął Matt. – To po prostu psychol w skarpecie na twarzy. Sam nie wie co robi… - mruknął, zerkając na blade oblicze Chestera i zrobiło mu się przykro. W oddali usłyszał syreny zbliżających się radiowozów.

Dziennikarka schowała twarz w dłoniach i się rozpłakała. Matt podszedł do niej, a dzieciaki, które z nimi były, zamarły w bezruchu nie wiedząc, co zrobić. Zerkały na nich wymieniając spojrzenia, gdy Tucker tulił do siebie Laurę.


* * *

Zeznania w sprawie, która miała miejsce potoczyły się dość szybko. Tucker doskonale pamiętał napastnika i ze wszystkimi szczegółami opisał go policjantce, która spisywała ich relacje. Wysoki, odziany na czarno, w skórzanej kurtce i czerwonej masce na twarzy wybijał się spośród zwykłych rzezimieszków. Tym bardziej, że zamordował z zimną krwią ucznia Matta.

Dziennikarka nie była w stanie wykrztusić z siebie ani jednego słowa, zwłaszcza, gdy odprowadziła wzrokiem sanitariuszy chowających ciało młodego ucznia Matta do ambulansu. Nie sądziła, że stanie się kiedyś głównym świadkiem takiej sytuacji, zamierzała jednak na łamach swej gazety uczynić z tajemniczego mordercy w szkarłatnej masce wroga publicznego numer jeden.

* * *

Gdy policja zebrała zeznania od Matta i Laury, kickboxer i dziennikarka odprowadzili uczniów mistrza do domów, po czym skierowali się ku posiadłości dziennikarki. Oboje byłi wyczerpani po dniu, który przyniósł z sobą przykre wydarzenia i jedyne o czym marzyli to ciepły prysznic i przytulne łóżko.
Zobacz profil autora
Mekow




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunmow

PostWysłany: Nie 18:14, 11 Lip 2010     Temat postu:


Sara

Czerwona kartka znaleziona przed drzwiami jej domu, JEJ DOMU, nie oznaczała nic dobrego. Najwidoczniej Laura miała rację. Osoba odpowiedzialna za stłuczkę i wcześniejsze kłopoty, nadal działała i wiedziała gdzie mieszkają. W zasadzie nie powinno to było dziwić, skoro parę dni wcześniej namierzyli ich samochód. Nie mniej jednak było to bardzo niepożądane i niezadowalające.
Sara dość szybko złapała kartkę za same krawędzie - kto wie, może nadawca popełnił błąd i zostawił odciski palców?
Jednak, w całej tej sprawie musiało tu chodzić o coś więcej. Gdyby mieli ją po prostu zabić, tak jak mówiła dziennikarka, już wcześniej by to zrobili. Sara zdawała sobie sprawę, że bardzo łatwo jest odebrać komuś życie. Oznaczało to, że ten ktoś najwyraźniej coś od niej chciał... tylko co?
Sama czerwona kartka, kojarzyła się kobiecie z grą zwaną... soccer, jeśli dobrze pamiętała. Gdy sędzia ją wręczał, gracz schodził z boiska. Czyżby o to chodziło? Ale kto był tak arogancki, że uważał się tutaj za sędziego? To nie była gra, tylko życie!
- Możemy wejść? - z niewyraźną miną, pochylający się lekko Emil, przerwał jej rozmyślania.
Sara spojrzała na niego z politowaniem.
- A co, mamy się bać wejść do własnego domu?! - skrzyczała go Sara. - No już dobrze, nie posikaj mi się ze strachu. - uspokoiła go szybko.
- Ja wchodzę pierwsza. - zarządziła wyciągając z torebki klucze i pistolet znany jako "Desert Eagle". Zamek w drzwiach nie nosił śladów włamania, nie mniej jednak należało być ostrożnym.
Lewą ręką Sara otworzyła drzwi, zaś w prawej trzymała broń. Ostrożnie weszła do domu. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało tak jak zostawili wychodząc na lodowisko. Sara rozejrzała się, dokładnie badając kolejne pomieszczenia - wszystko wskazywało na to, że nikogo tu nie było.
- Możesz iść do łazienki. - powiedziała, a młodzieniec natychmiast usłuchał polecenia.
Sara tymczasem włączyła komputer. W świetle nowych informacji, chciała sprawdzić w internecie, czy gdzieś działo się już coś podobnego i czy czerwona kartka powinna kojarzyć się jej z czymś więcej niż "oznaczeniem sportowym".
Podczas gdy komputer się uruchamiał, Sara wyciągnęła mikroskop i zaczęła dokładnie przyglądać się kartce, szukając zarówno odcisków palców przeciwnika, jak i wszelkich innych śladów.

- Wszystko dobrze? - zagadał Emil, gdy jakiś czas potem potem przyszedł do salonu, z dwoma kubkami ciepłej herbaty.
- Taa. - odpowiedziała od niechcenia, odbierając od niego swój kubek. Nie była z tego wszystkiego zbyt zadowolona. Upiła nieco herbaty. Potrzebowała się uspokoić, zrelaksować trochę bardziej niż zapewniała jej herbata...
- Będziemy się dziś kochać. Za 20 minut, masz być goły w łóżku. - zarządziła.
- Tak jest. - odparł uradowany chłopak. Zawsze spełniał wszystkie polecenia swej ukochanej i zwykle robił to bez najmniejszego sprzeciwu. Bywały jednak rozkazy, które wykonywał z naprawdę wielkim entuzjazmem, a ten właśnie do takich należał.

Zgodnie z planami, ostatnią część dnia spędzili razem. Było przyjemnie i gorąco, a w końcu, przytuleni do siebie, zasnęli.
Zobacz profil autora
Epyon




Dołączył: 18 Maj 2010
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tychy
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 15:55, 15 Lip 2010     Temat postu:


Sara trafiła na małą stronę internetową, której autorzy zajmowali się tropieniem sensacji, materiałów które ukrywa policja. Dowiedziała się, że ostatnio czerwone kartoniki dostało kilka osób. Wszyscy zostali zamordowani w przeciągu tygodnia. Znała kilka podanych nazwisk, wszyscy pracowali w jej fachu.

Wieczorami chłopcy wychodzą na ulicę
Szukają czegoś, co wypełni im czas
Rzucają kamieniami w koła samochodów
I patrzą na spódnice dziewczyn, które nie chcą ich znać


***



"Red Hood terroryzuje Gotham" - Laura Estell, 28 grudnia 2009r.



"Nastoletni Chester Yates zamordowany

(...) Podczas prowadzenia dochodzenia policja znalazła w jego domu narkotyki, chłopak prawdopodobnie był powiązany z drobną grupą przestępczą." - Stephanie Wagner, 29 grudnia 2009r.

***

Gotham, 29 grudnia 2009, wtorek

Matthew samotnie trenował w dojo. Od ponad godziny katował worek treningowy. Większość świateł była zgaszona, więc w pomieszczeniu panował półmrok. Za oknem znowu padał śnieg. Każdy cios trafiał w wyobrażenie Red Hooda. Kickbokser zakończył serię silnym kopnięciem, które zerwało łańcuch i worek spadł na ziemię kilka metrów dalej.
*Dlaczego pan go nie uratował?* - słowa matki Chestera dźwięczały mu w głowie.

Wieczorami chłopcy wychodzą na ulicę,
Bo wieczorami nie widać szarości
Nie widać brudnych ulic a latarnie nie świecą
I można udawać, że można na spacer pójść


- To nie twoja wina, sensei. - Matthew rozpoznał głos Markusa, ucznia ze starszej grupy, który miał największy potencjał i odnosił już pierwsze sukcesy. Miał wielkie serce do walki, jednak czasami bywał nazbyt brutalny, co owocowało połamanymi kościami przeciwników. - Nic nie można było zrobić.

***

Laura przygotowywała obiad. Wczoraj szklarz wprawił nową szybę w kuchni, a rano za namową Matta zadzwoniła do fachowca, który miał zamontować kilka kamer na zewnątrz i nowy system alarmowy.

Nagle zadzwonił telefon.

Wieczorami chłopcy wychodzą na ulicę
Siadają na chodniku i palą jointy
Robią wszystko żeby stąd uciec
Kiedy wreszcie mogą, to wtedy nie mogą się ruszyć
Zobacz profil autora
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny

 


Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach