Wysłany: Śro 22:31, 09 Cze 2010
Temat postu:
Matt i Laura nie omieszkali poinformować o ostatnich wydarzeniach policji. Zostali przesłuchani, spisano ich zeznania i standardowo w takich przypadkach odesłano do domu mówiąc, że ‘policja będzie nad tym pracować’. Biorąc pod uwagę fakt, jak ostatnimi dniami wzrosła i tak wysoka przestępczość, Matt nie sądził, by gliniarze chcieli się zajmować jakąś parką, której wydawało się, że ktoś ich porwał. A skoro nic się nie stało, to sprawa może zapewne odejść na dalszy plan.
Przez kolejne dni znajomość między kickboxerem a dziennikarką zacieśniała się. Wybrali się razem do supermarketu po choinkę i świąteczne zakupy, Matt również pomagał Laurze rozwieszać lampiony na ścianach i dachu jej domu. Sporo czasu spędzali w swoim towarzystwie, mimo iż oboje mieli na głowie własne, życiowe zajęcia. Pogoda w Gotham rozszalała się na całego – śnieg nie przestawał sypać, a przyozdobione świecidełkami ulice dawały namiastkę radosnych świąt w tym brudnym, szarym mieście.
W końcu nadeszła wigilia, a Matt zamierzał wykorzystać zaproszenie Laury i pojawić się u niej na kolacji, zwłaszcza, że to będzie pierwsze święto od lat, które spędzi z kimkolwiek. Wcześniej wyciągnął z szafy zakurzony garnitur, w który miał problem się wcisnąć, gdyż mężczyzna był już nieco szerszy, niż te parę lat temu. W końcu, po kilku próbach, udało się go dopasować tak, by nie opinał go zbyt mocno w niektórych miejscach. Tucker nie zapomniał również o prezencie dla kobiety – nie był zbyt dobry w kupowaniu podarunków, zwłaszcza jeśli chodzi o kobiety, ale stwierdził, że uniwersalnym prezentem zawsze jest książka. Poza tym Laura była dziennikarką, więc literatura Paolo Coelho powinna jej się spodobać. Widział u niej dość bogatą biblioteczkę z kilkoma tytułami tego autora, zatem najnowsze dzieło pisarza powinno jej przypaść do gustu. A w każdym razie taką miał nadzieję.
Spojrzał na zegarek – było kilka minut po piętnastej, a na dworze zaczynała się szarówka. Już wcześniej ustalili z Laurą, że ubiorą choinkę przed kolacją razem, więc Matt zamierzał się pospieszyć. Założył czarną jesionkę, zabrał prezent i wybiegł z mieszkania na mroźną śnieżycę. Złapał taksówkę, a pół godziny później pojawił się przed domem blondynki.
Jej posiadłość od początku robiła na nim niezłe wrażenie, ale dzisiaj, przystrojona świątecznymi lampkami, wlała w jego serce wiele ciepła i radości. Napawając się tym widokiem stał przez chwilę wpuszczając do płuc zimowe powietrze i zastanawiając się, co by było, gdyby się urodził w podobnym miejscu. Jego rozmyślania przerwało kilkoro dzieciaków lepiących bałwana na sąsiednim podwórku. Tucker uśmiechnął się do siebie, po czym ruszył do drzwi domu reporterki.
Zapukał trzy razy, a po chwili kobieta otworzyła mu. Ubrana była w długą, czarną suknię i zrobiła na mężczyźnie ogromne wrażenie. Z uśmiechem na ustach zaprosiła go do środka, odbierając od niego jesionkę i chowając ją do szafy.
- Ale dzisiaj mróz. – Matt rozcierał dłonie, starając się zbytnio na nią nie gapić. – Pięknie wyglądasz. – uśmiechnął się delikatnie.
- Ty też – odparła wesoło i chciała coś dodać, ale Mike wskoczył między nich i zaczął radośnie szczekać. – Widzisz, on też się cieszy, że przyszedłeś. Może nawet później coś powie – puściła mu oczko.
- Że mu się podobam w garniturze? – zapytał uśmiechając się. – Nie, dziękuję, wolałbym tego nie słyszeć. Jak spędziłaś dzień?
- Gotując – odparła szybko, próbując wygonić psa z przedpokoju. Lubiła Mike’a, ale czasami miała go dość.
- Przynajmniej w tym roku zjem po raz pierwszy solidną kolację… I to wigilijną. – przyklęknął i pogłaskał Mike’a, który w podziękowaniu wylizał mu twarz. – Stary, nie zamierzam się z tobą całować. Zmień orientację. – podniósł się z uśmiechem i ruszył za Laurą do salonu.
- Powinieneś się ożenić, wtedy miałby ci kto gotować kolacje – dziennikarka wzruszyła lekko ramionami, prowadząc go stołu. Biały obrus, czerwono-zielone serwetki i porcelanowa zastawa wyglądały prześlicznie w blasku kilku świec i małych lampek. Choinka stała pod oknem, w kącie pokoju i czekała, aż ją w końcu ubiorą.
- Mamy jakieś dwie godziny, zanim indyk się upiecze, więc lepiej bierzmy się do roboty – wskazała na nagie drzewko.
- Wow, jestem pod wrażeniem. – Matt cieszył oczy widokiem stołu i ogólnie całego salonu. Było czysto i przytulnie, czuł się tutaj niemal jak w domu, którego nigdy nie miał. – Pięknie się postarałaś, naprawdę. – zdjął marynarkę wieszając ją na oparciu krzesła i odetchnął z ulgą – wreszcie mógł oddychać normalnie. – Więc zabierajmy się do roboty. Gdzie masz ozdoby? – zapytał podchodząc do choinki.
- Tam, w pudle – wskazała na górę szafy. – Dziś ze trzy razy próbowałam je ściągnąć, ale nawet z krzesła nie sięgam – dodała, krzywiąc się lekko. – Ty je zdejmij, a ja rozpalę w kominku.
- To ten kominek jest prawdziwy? – zapytał zdziwiony.
- Tak nie do końca, działa na gaz i jak nie umiesz się z nim obchodzić, to możesz puścić cały dom z dymem – odparła.
- Więc ja zdecydowanie zostanę przy ozdobach choinkowych, Lauro. – powiedział poważnie, po czym wszedł na krzesło i bez najmniejszego problemu ściągnął wielkie pudło. Położył je przed drzewkiem i otworzył wyciągając z niego ozdoby choinkowe.
W tym samym czasie Laura umiejętnie rozpaliła kominek i uchyliła nieco okno, by nie zrobiło się zbyt gorąco. Na tle szarego nieba płatki wirowały targane silnym wiatrem wpadając co jakiś czas do pomieszczenia.
Ubieranie choinki szło sprawnie i szybko, choć momentami pod nogami plątał się Mike, który podbierał im bombki i ciągnął za sobą łańcuch choinkowy. Laura musiała gonić psa po całym salonie, a Matt uśmiechał się tylko pod nosem widząc tę komiczną sytuację. W końcu, po godzinie walki z przeciwnościami losu, drzewko było ubrane i prezentowało się całkiem okazale.
- Możesz wypuścić Mike’a na podwórko? – zapytała blondynka. – Nie chcę, żeby nam przerwał kolację jakąś mokrą plamą.
- Jasne, ale zaraz po niego pójdę. Na dworze jest straszny mróz, nie ma co katować psiaczka taką temperaturą. – puścił jej oko. – Zwłaszcza, że dzisiaj wigilia. Niech ma też coś od życia.
- To go przypilnuj przez chwilę, żeby się za bardzo nie wytarzał w śniegu. Dziś rano to zrobił, a potem się uwalił na tapczanie… - mruknęła, patrząc spode łba na merdającego ogonem amstaffa. Pies wywalił jęzor i zamrugał kilka razy oczami, przebierając łapami w miejscu.
- Jasne, nie ma sprawy. – odparł Matt. – A choinka wygląda naprawdę świetnie. Daliśmy radę.
Mężczyzna zarzucił jesionkę i wyszedł z uradowanym psem za dom. Śnieg skrzypiał mu pod butami, a dokoła było cicho i spokojnie. W wielkim ogrodzie stała jeszcze jedna choinka, tym razem żywa, przyozdobiona jedynie lampkami, które rzucały chłodny, błękitny blask na grubą warstwę śniegu. Matt zacierał ręce gdy amstaff biegał dookoła załatwiając swoje potrzeby i tarzając się w białym puchu. Co chwilę skakał próbując złapać wirujące na wietrze płatki śniegu i co jakiś czas powarkiwał, gdy mu się nie udawało. W końcu kichnął, po czym niezadowolony skierował się do domu, a Matt postąpił za nim. Otrzepał jesionkę, odwiesił i wrócił do salonu.
Na chwilę zamarł, widząc kilka sporych kolorowych pudełek, obwiązanych wstążkami i kokardami, które leżały pod choinką. Laura widząc jego spojrzenie, uśmiechnęła się ciepło, po czym zrobiła niewinną minę.
- Nie mam pojęcia, skąd się tu wzięły. Poszłam do kuchni, widać Mikołaj musiał się zakraść przez kominek i je zostawić, kiedy nas nie było – puściła mu oczko.
- Wiem, mijałem się z nim za domem. Zostawił jeszcze to. – mężczyzna wyjął zza pleców niewielki prezent przewiązany złotą kokardką. – Tutaj jest napisane „dla Laury”. Hmmm, pamiętał o tobie w tym roku. – uśmiechnął się szeroko i położył podarunek pod choinką
- Myślisz, że nie zauważył, kiedy byłam niegrzeczna? – zapytała, śmiejąc się przy tym.
- A byłaś? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Nie wiem – wzruszyła ramionami i zrobiła bezradną minę. – Siadaj do stołu, czas coś zjeść. Mam nadzieję, że nie zmarzłeś za… MIKE! No do cholery jasnej, złaź z kanapy! Tyle razy ci mówiłam, że masz się nie wycierać w tapicerkę, no! Nie patrz się tak na mnie… Przecież to ty zbroiłeś, nie ja – mruknęła, grożąc psu palcem. Amstaff niepewnie zamerdał ogonem, ale gdy zauważył, iż nic to nie dało, szybko schował się pod stół, niemal ściągając cały obrus i przewracając kieliszki. – Kiedyś wykastruję tego psa…
- Auć, to może być bolesne. – Matt uśmiechnął się łagodnie, po czym położył dłonie na ramionach wściekłej kobiety.
- Całe szczęście, że jeszcze nic nie nalałam – westchnęła ciężko. – Masz ochotę na grzane wino? Czy wolisz kompot świąteczny? A może i to i to? Wolę nie stawiać całego dzbanka na stole, to taki ładny, biały obrus…
- Może być wino, ale w nie za dużych ilościach. W połowie stycznia mam walkę, a alkohol nie jest wskazany. Ale przy wigilii z chęcią się z tobą napiję. – uśmiechnął się nieznacznie, podnosząc kieliszki i stawiając je mniej więcej na miejscu.
- No to siadaj, zaraz przyniosę kolację. Mam nadzieję, że jesteś głodny.
- Jak renifer Mikołaja. – roześmiał się.
- Całe szczęście, bo chyba znowu za dużo ugotowałam – puściła mu oczko i zniknęła w korytarzu.
- Nie przejmuj się, na pewno się nie zmarnuje. – rzucił jeszcze za nią i gdy tylko wyszła z pokoju, pogłaskał psa pod stołem.
* * *
Po kolacji usiedli przed kominkiem i Laura włączyła film na DVD, „Ekspres Polarny”. Prezenty leżały rozpakowane, a kobieta z trudem się powstrzymywała, żeby od razu nie wziąć się za czytanie książki. Matt dostał od niej komplet perfum DIESELa, ciepły sweter i wielką szklaną kulę śniegową z choinką w środku i pozytywką wygrywającą kolędę. Na podstawce widniał napis „Wspólna wigilia 2009”. Reszta prezentów była dla różnych znajomych kobiety – kierowcy taksówki, kwiaciarki, jej ulubionego kelnera z kawiarenki i współpracowników z redakcji. Nawet szef miał dostać w tym roku eleganckie pióro ze złotą stalówką.
Film skończył się, a wzruszona kobieta z trudem powstrzymywała łzy.
- Podobał się? – zapytała cicho.
- Bardzo, zwłaszcza, że nigdy wcześniej go nie widziałem. Jest taki… magiczny.
- Taki jak święta powinny być – uśmiechnęła się.
- Pierwszy raz w moim życiu takie są. – przyznał się. – Dziękuję za zaproszenie.
- Nie ma za co, to były… są najlepsze święta w moim życiu. W domu była zawsze masa ludzi, kłótni i bieganiny. A my urządziliśmy wszystko na spokojnie i tak, jak sobie wymarzyłam – odpowiedziała, po czym stuknęła się z Mattem kieliszkami.
Przez chwilę spoglądali sobie głęboko w oczy, a mężczyzna nieznacznie przysunął się do Laury.
- Bardzo się cieszę, że cię wtedy spotkałam. Choć późniejsze wydarzenia były niezbyt przyjemne. – wspomniała, uśmiechając się do niego uroczo. Matt pochylił się nad nią, zbliżając usta do jej ust i nagle usłyszeli dźwięk tłuczonego szkła gdzieś w kuchni. Czar chwili prysł, a oni spojrzeli na siebie lekko zdziwieni.
- Sprawdzę to. - powiedziała kobieta, a Matt wstał razem z nią i także poszedł sprawdzić co się stało.
Na miejscu okazało się, że ktoś wybił szybę kamieniem, który teraz leżał na podłodze.
- Cholerni chuligani. - powiedział kickboxer wyglądając za okno. Wydawało mu się, że widzi zarys człowieka przechodzącego przez mur. Postanowił wybiec za nim, jednak gdy tylko wyszedł przed dom. zobaczył na progu kopertę.
Matthew zajrzał do środka. W kopercie znajdował się wycinek z gazety, a dokładniej opublikowany dwa dni temu artykuł Laury na temat wydarzeń z soboty. Na odwrocie znajdował się napis:
/Dziś wszyscy me słowa/
/usłyszą dokładnie/
/już wkrótce to miasto/
/wraz ze mną upadnie./
Przeczytał na głos, po czym zmarszczył brwi i spojrzał na marznącą w drzwiach Laurę.
- Wracajmy do środka. Ktokolwiek to zostawił, może być w pobliżu.
- Ech, przykro mi, że to – wskazała na wycinek z artykułem – zepsuło ci wigilię.
- Nie zepsuło, to pewnie jakiś głupi dowcip. A nawet jeśli nie, nie przejmujmy się tym dzisiaj.
- Mam nadzieję, że masz rację. Dobrze, że w domu jest pies – wzdrygnęła się lekko na myśl o tym, że ktoś mógłby się włamać w nocy czy coś w ten deseń. Weszli do środka i zamknęła drzwi na wszystkie zamki. Matt widząc to, podrapał się po głowie.
- Jeśli chcesz, to zostanę tutaj na noc – zaproponował. – Mogę spać nawet pod choinką. Naprawdę lepiej się poczuję, jeśli zostanę, bo u siebie i tak nie zasnę. Będę się martwił, czy u ciebie wszystko w porządku.
- Byłabym wdzięczna, gdybyś został – odpowiedziała z ulgą. – Ale pod choinką jest miejsce wyłącznie dla prezentów, więc pomyślimy nad innym spaniem dla ciebie. Obok mojego pokoju jest jeszcze kilka sypialni, mogą być jedynie lekko zakurzone. Od tygodnia tam nie zaglądałam – zarumieniła się lekko.
- Nic nie szkodzi, jestem przyzwyczajony do spania w różnych znacznie gorszych warunkach, więc zakurzona sypialnia nie jest tutaj problemem. – zaśmiał się. – Masz jakąś konsolę? Może spędzimy resztę wieczora na wspólnej grze?
- Obawiam się, iż mam jedynie gry planszowe i to jeszcze takie stare… z czasów, jak byłam mała i przyjeżdżałam do ciotki w odwiedziny. Chińczyk, Grzybobranie, Warcaby i takie tam – odpowiedziała zakłopotana.
- To może obejrzymy jakiś film w takim razie?
- Myślę, że to dobry pomysł. Wątpię, bym dziś zasnęła… Myślisz, że to ci ludzie, którzy nas wtedy porwali? – zapytała, wciąż nie czując się zbyt pewnie i bezpiecznie. Zaczęła zamykać i blokować wszystkie okna w korytarzu. W myślach przeklinała, że ten dom jest taki wielki.
- Tamci to byli zwykli bandyci, nie sądzę, by którykolwiek z nich silił się na układanie takich wierszyków. Możliwe, że ten, kto to zostawił, jest w jakiś sposób związany z tym, co się z nami wtedy stało. Ewentualnie próbuje cię tylko nastraszyć. Nie wiem, Lauro, nie jestem detektywem. – wzruszył ramionami.
- Może powinnam z rana zadzwonić na policję?
- Myślę, że z samego rana to się przejdziemy na komisariat.
- O, to dobrze, bo mam prezent dla komisarza – uśmiechnęła się lekko. – I kilku policjantów.
- Nawet jeśli to jakiś głupi żart, nie można tego lekceważyć. Masz w domu jakąś broń? Kij do baseballa, wiatrówkę czy coś?
Zdziwiona kobieta aż się zakrztusiła.
- Nie, Matt, nie trzymam takich rzeczy w domu. Poza psem. Ojciec mi kilka tygodni temu wysłał jakiś paralizator i gaz pieprzowy, żebym nosiła w torebce, ale nawet tego jeszcze nie rozpakowałam. Nie podoba mi się myśl, że mogłabym kogoś tym skrzywdzić – skrzywiła się nieznacznie, domykając okno, blokując je i zasłaniając ciężką zasłoną.
- Masz ten paralizator tutaj?
- Tak, jest w szafie w mojej sypialni. Przynieść?
- Tak i gaz pieprzowy też. – skinął jej głową, na co ona cicho westchnęła. – Lepiej dmuchać na zimne.
Kiedy tylko Laura przyniosła, o co prosił, przebrała się w coś wygodniejszego i luźniejszego.
- Wybacz, że psuję świąteczną atmosferę dresem, ale już jestem nieco zmęczona – powiedziała przepraszającym tonem, siadając przed kominkiem na rozłożonej kołdrze i wrzucając do DVD jakiś świąteczny film.
Matthew nic nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się do niej i wyciągnął krawat zza kołnierzyka, rozpiął dwa guziki koszuli i ułożył się wygodnie przed telewizorem. Objął kobietę ramieniem, by poczuła się nieco pewniej i tak minął im czas do północy. W końcu Laura przysnęła w salonie na podłodze, a on nie chcąc jej budzić, przykrył ją kocem i położył się obok. Nie było aż tak źle, przynajmniej do momentu, aż Mike nie uwalił mu się na nogach i nie zaczął chrapać…
Nieco inaczej miał nadzieję spędzić tę noc.