Autor / Wiadomość

Detective Comics - Control

Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:33, 06 Cze 2010     Temat postu:


Kiedy tylko Sara zniknęła za drzwiami, Laura westchnęła ciężko i oparła się o jakąś skrzynię. Widok krwi i trupów nie należał do najprzyjemniejszych, a ona nie była przyzwyczajona do czegoś takiego.
- Jak się czujesz? – zapytała mężczyzny. – Tam u fryzjera… bałam się, że cię zabili – przyznała szczerze.
- Czuję się jak na tygodniowym kacu, ale przeżyję. A ty? Opanowałaś już nerwy? Powiem ci szczerze, że ta paniusia mi się nie podoba – mruknął. Rozglądając się po trupach, sam nie wiedział, co tu robi. Po raz kolejny doszedł do wniosku, że czasami lepiej czegoś nie widzieć i nie słyszeć.
- Nerwy? – Laura spojrzała na Matta, następnie podniosła dłonie i zerknęła na nie. Trzęsły się jak u starej babci. – Chciałabym już wrócić do domu. Dlatego powinniśmy się jednak posłuchać Sary i trzymać jej. Także mi się nie podoba, ale mówi logicznie i chyba tylko ona może nas stąd bezpiecznie wyprowadzić. Wydaje mi się, że jest ranna, więc także potrzebuje naszej pomocy.
- Cokolwiek – westchnął. – Po prostu chcę się znaleźć jak najszybciej w swoim mieszkaniu. A jutro pójdziemy ci kupić choinkę – uśmiechnął się na siłę.
- Już zdążyłam o niej zapomnieć… - przyznała nieśmiało. – Matt, nie wydaje ci się, że mieliśmy dużo szczęścia? Powinniśmy te święta spędzić najlepiej jak się da, bo następnych może już nie być… - głos jej się lekko załamał.
- Zawsze może nie być następnych. Gdzie ty mieszkasz? W Nowym Jorku czy w Gotham? Tutaj na ulicach nie sprzedaje się cukierków, tylko narkotyki. Choć niektórzy nazywają je ‘dropsami’ – mruknął z nutką ironii i sarkazmu w głosie.
- Od niedawna tu mieszkam, do tego mam dom w dość spokojnej dzielnicy. Ale może o tym nie rozmawiajmy? Bo zaraz przez ciebie będę się chciała przeprowadzić na bezludną wyspę – odparła, uśmiechając się niepewnie. Facet miał rację, od razu było widać, że twardo stąpał po ziemi. Mimo to Laura nadal chciała wierzyć, że może tu żyć spokojnie i znaleźć jakieś miejsce dla siebie.
- Nieprędko coś tutaj się zmieni. Ale myślę, że kolacja wigilijna będzie spoko. O ile nadal jestem zaproszony?
- A czemu miałabym zmienić zdanie? – Laura uśmiechnęła się ciepło. – Siedzenie samemu w wielkiej chałupie może doprowadzić człowieka do szału. Mam nadzieję, że ci się u mnie spodoba i będziesz mnie czasem odwiedzał… - zaproponowała nieśmiało. – Nie mam żadnych przyjaciół w Gotham – dodała szybko, by jej intencje nie zostały odebrane w dwuznaczny sposób.
- Nie tylko ty – stwierdził. – Pomijając kilku kolegów od piwa, nie mam żadnej osoby, z którą mógłbym miło spędzać czas.
- Możemy się zaprzyjaźnić i wspólnie chodzić na terapie grupowe dla osób, które przeżyły porwanie – zaśmiała się. – Jestem pewna, że ktoś pomoże nam przez to przejść – rzuciła wesoło i objęła mężczyznę ramieniem. Nim coś odpowiedział, w oddali rozległy się dwa strzały. Laura zamarła, wstrzymując oddech i miała ochotę zapaść się gdzieś pod ziemię.
- Chodź szybko ich przeszukamy i znajdziemy te kluczyki, czy co tam ona chciała – zaproponowała, a kickboxer skinął jej głową.
Zobacz profil autora
Epyon




Dołączył: 18 Maj 2010
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tychy
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:47, 09 Cze 2010     Temat postu:


Laura i Matthew znaleźli dwie pary kluczyków. Chwilę potem dołączyła do nich Sara trzymając w ręce portfele i wyjmując jeszcze kilka z pozostałych ciał. Udali się do najbliższych drzwi przy platformie załadunkowej i wyszli na zewnątrz magazynu. Tak jak przypuszczali, znajdowali się w dzielnicy portowej. Matt sprawdził kilka samochodów, okazało się, że jedna para kluczyków pasuje do starego GMC Sonoma. Kickbokser usiadł za kierownicą i już po chwili jechali w stronę miasta.

Sara znalazła dwa dowody osobiste - Josepha Slate'a i Harry'ego Grey'a. Postanowiła sprawdzić ich jak najszybciej.
-Odwiozę cię do szpitala. - powiedział do niej mężczyzna. - Karetkę po gościa, z którym jechałaś, przysłano z Gotham Central Hospital.

***

Epizod I: Przyozdóbmy tę buźkę odrobiną uśmiechu.

Gotham, 24 grudnia 2009, czwartek

Laura Estell jadła wraz z Mattem Tuckerem wigilijną kolację. Znajdowali się w domu reporterki, w którego salonie od kilku dni stała już świąteczna choinka.
-Bardzo się cieszę, że cię wtedy spotkałam. Choć późniejsze wydarzenia były niezbyt przyjemne. - wspomniała Laura.
Nagle usłyszeli dźwięk tłuczonego szkła gdzieś w kuchni.
-Sprawdzę to. - powiedziała kobieta, a Matt wstał razem z nią i także poszedł sprawdzić co się stało.
Na miejscu okazało się, że ktoś wybił szybę kamieniem, który teraz leżał na podłodze.
-Cholerni chuligani. - powiedział kickbokser wyglądając za okno. Wydawało mu się, że widzi zarys człowieka przechodzącego przez mur. Postanowił wybiec za nim, jednak gdy tylko wyszedł przed dom zobaczył na progu kopertę.

Matthew zajrzał do środka. W kopercie znajdował się wycinek z gazety, a dokładniej opublikowany dwa dni temu artykuł Laury na temat wydarzeń z soboty. Na odwrocie znajdował się napis:

/Dziś wszyscy me słowa/
/usłyszą dokładnie/
/juz wkrótce to miasto/
/wraz ze mną upadnie./
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 22:31, 09 Cze 2010     Temat postu:


Matt i Laura nie omieszkali poinformować o ostatnich wydarzeniach policji. Zostali przesłuchani, spisano ich zeznania i standardowo w takich przypadkach odesłano do domu mówiąc, że ‘policja będzie nad tym pracować’. Biorąc pod uwagę fakt, jak ostatnimi dniami wzrosła i tak wysoka przestępczość, Matt nie sądził, by gliniarze chcieli się zajmować jakąś parką, której wydawało się, że ktoś ich porwał. A skoro nic się nie stało, to sprawa może zapewne odejść na dalszy plan.

Przez kolejne dni znajomość między kickboxerem a dziennikarką zacieśniała się. Wybrali się razem do supermarketu po choinkę i świąteczne zakupy, Matt również pomagał Laurze rozwieszać lampiony na ścianach i dachu jej domu. Sporo czasu spędzali w swoim towarzystwie, mimo iż oboje mieli na głowie własne, życiowe zajęcia. Pogoda w Gotham rozszalała się na całego – śnieg nie przestawał sypać, a przyozdobione świecidełkami ulice dawały namiastkę radosnych świąt w tym brudnym, szarym mieście.



W końcu nadeszła wigilia, a Matt zamierzał wykorzystać zaproszenie Laury i pojawić się u niej na kolacji, zwłaszcza, że to będzie pierwsze święto od lat, które spędzi z kimkolwiek. Wcześniej wyciągnął z szafy zakurzony garnitur, w który miał problem się wcisnąć, gdyż mężczyzna był już nieco szerszy, niż te parę lat temu. W końcu, po kilku próbach, udało się go dopasować tak, by nie opinał go zbyt mocno w niektórych miejscach. Tucker nie zapomniał również o prezencie dla kobiety – nie był zbyt dobry w kupowaniu podarunków, zwłaszcza jeśli chodzi o kobiety, ale stwierdził, że uniwersalnym prezentem zawsze jest książka. Poza tym Laura była dziennikarką, więc literatura Paolo Coelho powinna jej się spodobać. Widział u niej dość bogatą biblioteczkę z kilkoma tytułami tego autora, zatem najnowsze dzieło pisarza powinno jej przypaść do gustu. A w każdym razie taką miał nadzieję.

Spojrzał na zegarek – było kilka minut po piętnastej, a na dworze zaczynała się szarówka. Już wcześniej ustalili z Laurą, że ubiorą choinkę przed kolacją razem, więc Matt zamierzał się pospieszyć. Założył czarną jesionkę, zabrał prezent i wybiegł z mieszkania na mroźną śnieżycę. Złapał taksówkę, a pół godziny później pojawił się przed domem blondynki.



Jej posiadłość od początku robiła na nim niezłe wrażenie, ale dzisiaj, przystrojona świątecznymi lampkami, wlała w jego serce wiele ciepła i radości. Napawając się tym widokiem stał przez chwilę wpuszczając do płuc zimowe powietrze i zastanawiając się, co by było, gdyby się urodził w podobnym miejscu. Jego rozmyślania przerwało kilkoro dzieciaków lepiących bałwana na sąsiednim podwórku. Tucker uśmiechnął się do siebie, po czym ruszył do drzwi domu reporterki.

Zapukał trzy razy, a po chwili kobieta otworzyła mu. Ubrana była w długą, czarną suknię i zrobiła na mężczyźnie ogromne wrażenie. Z uśmiechem na ustach zaprosiła go do środka, odbierając od niego jesionkę i chowając ją do szafy.



- Ale dzisiaj mróz. – Matt rozcierał dłonie, starając się zbytnio na nią nie gapić. – Pięknie wyglądasz. – uśmiechnął się delikatnie.
- Ty też – odparła wesoło i chciała coś dodać, ale Mike wskoczył między nich i zaczął radośnie szczekać. – Widzisz, on też się cieszy, że przyszedłeś. Może nawet później coś powie – puściła mu oczko.
- Że mu się podobam w garniturze? – zapytał uśmiechając się. – Nie, dziękuję, wolałbym tego nie słyszeć. Jak spędziłaś dzień?
- Gotując – odparła szybko, próbując wygonić psa z przedpokoju. Lubiła Mike’a, ale czasami miała go dość.
- Przynajmniej w tym roku zjem po raz pierwszy solidną kolację… I to wigilijną. – przyklęknął i pogłaskał Mike’a, który w podziękowaniu wylizał mu twarz. – Stary, nie zamierzam się z tobą całować. Zmień orientację. – podniósł się z uśmiechem i ruszył za Laurą do salonu.
- Powinieneś się ożenić, wtedy miałby ci kto gotować kolacje – dziennikarka wzruszyła lekko ramionami, prowadząc go stołu. Biały obrus, czerwono-zielone serwetki i porcelanowa zastawa wyglądały prześlicznie w blasku kilku świec i małych lampek. Choinka stała pod oknem, w kącie pokoju i czekała, aż ją w końcu ubiorą.
- Mamy jakieś dwie godziny, zanim indyk się upiecze, więc lepiej bierzmy się do roboty – wskazała na nagie drzewko.
- Wow, jestem pod wrażeniem. – Matt cieszył oczy widokiem stołu i ogólnie całego salonu. Było czysto i przytulnie, czuł się tutaj niemal jak w domu, którego nigdy nie miał. – Pięknie się postarałaś, naprawdę. – zdjął marynarkę wieszając ją na oparciu krzesła i odetchnął z ulgą – wreszcie mógł oddychać normalnie. – Więc zabierajmy się do roboty. Gdzie masz ozdoby? – zapytał podchodząc do choinki.
- Tam, w pudle – wskazała na górę szafy. – Dziś ze trzy razy próbowałam je ściągnąć, ale nawet z krzesła nie sięgam – dodała, krzywiąc się lekko. – Ty je zdejmij, a ja rozpalę w kominku.
- To ten kominek jest prawdziwy? – zapytał zdziwiony.
- Tak nie do końca, działa na gaz i jak nie umiesz się z nim obchodzić, to możesz puścić cały dom z dymem – odparła.
- Więc ja zdecydowanie zostanę przy ozdobach choinkowych, Lauro. – powiedział poważnie, po czym wszedł na krzesło i bez najmniejszego problemu ściągnął wielkie pudło. Położył je przed drzewkiem i otworzył wyciągając z niego ozdoby choinkowe.

W tym samym czasie Laura umiejętnie rozpaliła kominek i uchyliła nieco okno, by nie zrobiło się zbyt gorąco. Na tle szarego nieba płatki wirowały targane silnym wiatrem wpadając co jakiś czas do pomieszczenia.

Ubieranie choinki szło sprawnie i szybko, choć momentami pod nogami plątał się Mike, który podbierał im bombki i ciągnął za sobą łańcuch choinkowy. Laura musiała gonić psa po całym salonie, a Matt uśmiechał się tylko pod nosem widząc tę komiczną sytuację. W końcu, po godzinie walki z przeciwnościami losu, drzewko było ubrane i prezentowało się całkiem okazale.



- Możesz wypuścić Mike’a na podwórko? – zapytała blondynka. – Nie chcę, żeby nam przerwał kolację jakąś mokrą plamą.
- Jasne, ale zaraz po niego pójdę. Na dworze jest straszny mróz, nie ma co katować psiaczka taką temperaturą. – puścił jej oko. – Zwłaszcza, że dzisiaj wigilia. Niech ma też coś od życia.
- To go przypilnuj przez chwilę, żeby się za bardzo nie wytarzał w śniegu. Dziś rano to zrobił, a potem się uwalił na tapczanie… - mruknęła, patrząc spode łba na merdającego ogonem amstaffa. Pies wywalił jęzor i zamrugał kilka razy oczami, przebierając łapami w miejscu.
- Jasne, nie ma sprawy. – odparł Matt. – A choinka wygląda naprawdę świetnie. Daliśmy radę.
Mężczyzna zarzucił jesionkę i wyszedł z uradowanym psem za dom. Śnieg skrzypiał mu pod butami, a dokoła było cicho i spokojnie. W wielkim ogrodzie stała jeszcze jedna choinka, tym razem żywa, przyozdobiona jedynie lampkami, które rzucały chłodny, błękitny blask na grubą warstwę śniegu. Matt zacierał ręce gdy amstaff biegał dookoła załatwiając swoje potrzeby i tarzając się w białym puchu. Co chwilę skakał próbując złapać wirujące na wietrze płatki śniegu i co jakiś czas powarkiwał, gdy mu się nie udawało. W końcu kichnął, po czym niezadowolony skierował się do domu, a Matt postąpił za nim. Otrzepał jesionkę, odwiesił i wrócił do salonu.

Na chwilę zamarł, widząc kilka sporych kolorowych pudełek, obwiązanych wstążkami i kokardami, które leżały pod choinką. Laura widząc jego spojrzenie, uśmiechnęła się ciepło, po czym zrobiła niewinną minę.
- Nie mam pojęcia, skąd się tu wzięły. Poszłam do kuchni, widać Mikołaj musiał się zakraść przez kominek i je zostawić, kiedy nas nie było – puściła mu oczko.
- Wiem, mijałem się z nim za domem. Zostawił jeszcze to. – mężczyzna wyjął zza pleców niewielki prezent przewiązany złotą kokardką. – Tutaj jest napisane „dla Laury”. Hmmm, pamiętał o tobie w tym roku. – uśmiechnął się szeroko i położył podarunek pod choinką
- Myślisz, że nie zauważył, kiedy byłam niegrzeczna? – zapytała, śmiejąc się przy tym.
- A byłaś? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Nie wiem – wzruszyła ramionami i zrobiła bezradną minę. – Siadaj do stołu, czas coś zjeść. Mam nadzieję, że nie zmarzłeś za… MIKE! No do cholery jasnej, złaź z kanapy! Tyle razy ci mówiłam, że masz się nie wycierać w tapicerkę, no! Nie patrz się tak na mnie… Przecież to ty zbroiłeś, nie ja – mruknęła, grożąc psu palcem. Amstaff niepewnie zamerdał ogonem, ale gdy zauważył, iż nic to nie dało, szybko schował się pod stół, niemal ściągając cały obrus i przewracając kieliszki. – Kiedyś wykastruję tego psa…
- Auć, to może być bolesne. – Matt uśmiechnął się łagodnie, po czym położył dłonie na ramionach wściekłej kobiety.
- Całe szczęście, że jeszcze nic nie nalałam – westchnęła ciężko. – Masz ochotę na grzane wino? Czy wolisz kompot świąteczny? A może i to i to? Wolę nie stawiać całego dzbanka na stole, to taki ładny, biały obrus…
- Może być wino, ale w nie za dużych ilościach. W połowie stycznia mam walkę, a alkohol nie jest wskazany. Ale przy wigilii z chęcią się z tobą napiję. – uśmiechnął się nieznacznie, podnosząc kieliszki i stawiając je mniej więcej na miejscu.
- No to siadaj, zaraz przyniosę kolację. Mam nadzieję, że jesteś głodny.
- Jak renifer Mikołaja. – roześmiał się.
- Całe szczęście, bo chyba znowu za dużo ugotowałam – puściła mu oczko i zniknęła w korytarzu.
- Nie przejmuj się, na pewno się nie zmarnuje. – rzucił jeszcze za nią i gdy tylko wyszła z pokoju, pogłaskał psa pod stołem.

* * *

Po kolacji usiedli przed kominkiem i Laura włączyła film na DVD, „Ekspres Polarny”. Prezenty leżały rozpakowane, a kobieta z trudem się powstrzymywała, żeby od razu nie wziąć się za czytanie książki. Matt dostał od niej komplet perfum DIESELa, ciepły sweter i wielką szklaną kulę śniegową z choinką w środku i pozytywką wygrywającą kolędę. Na podstawce widniał napis „Wspólna wigilia 2009”. Reszta prezentów była dla różnych znajomych kobiety – kierowcy taksówki, kwiaciarki, jej ulubionego kelnera z kawiarenki i współpracowników z redakcji. Nawet szef miał dostać w tym roku eleganckie pióro ze złotą stalówką.

Film skończył się, a wzruszona kobieta z trudem powstrzymywała łzy.
- Podobał się? – zapytała cicho.
- Bardzo, zwłaszcza, że nigdy wcześniej go nie widziałem. Jest taki… magiczny.
- Taki jak święta powinny być – uśmiechnęła się.
- Pierwszy raz w moim życiu takie są. – przyznał się. – Dziękuję za zaproszenie.
- Nie ma za co, to były… są najlepsze święta w moim życiu. W domu była zawsze masa ludzi, kłótni i bieganiny. A my urządziliśmy wszystko na spokojnie i tak, jak sobie wymarzyłam – odpowiedziała, po czym stuknęła się z Mattem kieliszkami.
Przez chwilę spoglądali sobie głęboko w oczy, a mężczyzna nieznacznie przysunął się do Laury.
- Bardzo się cieszę, że cię wtedy spotkałam. Choć późniejsze wydarzenia były niezbyt przyjemne. – wspomniała, uśmiechając się do niego uroczo. Matt pochylił się nad nią, zbliżając usta do jej ust i nagle usłyszeli dźwięk tłuczonego szkła gdzieś w kuchni. Czar chwili prysł, a oni spojrzeli na siebie lekko zdziwieni.
- Sprawdzę to. - powiedziała kobieta, a Matt wstał razem z nią i także poszedł sprawdzić co się stało.
Na miejscu okazało się, że ktoś wybił szybę kamieniem, który teraz leżał na podłodze.
- Cholerni chuligani. - powiedział kickboxer wyglądając za okno. Wydawało mu się, że widzi zarys człowieka przechodzącego przez mur. Postanowił wybiec za nim, jednak gdy tylko wyszedł przed dom. zobaczył na progu kopertę.

Matthew zajrzał do środka. W kopercie znajdował się wycinek z gazety, a dokładniej opublikowany dwa dni temu artykuł Laury na temat wydarzeń z soboty. Na odwrocie znajdował się napis:

/Dziś wszyscy me słowa/
/usłyszą dokładnie/
/już wkrótce to miasto/
/wraz ze mną upadnie./


Przeczytał na głos, po czym zmarszczył brwi i spojrzał na marznącą w drzwiach Laurę.
- Wracajmy do środka. Ktokolwiek to zostawił, może być w pobliżu.
- Ech, przykro mi, że to – wskazała na wycinek z artykułem – zepsuło ci wigilię.
- Nie zepsuło, to pewnie jakiś głupi dowcip. A nawet jeśli nie, nie przejmujmy się tym dzisiaj.
- Mam nadzieję, że masz rację. Dobrze, że w domu jest pies – wzdrygnęła się lekko na myśl o tym, że ktoś mógłby się włamać w nocy czy coś w ten deseń. Weszli do środka i zamknęła drzwi na wszystkie zamki. Matt widząc to, podrapał się po głowie.
- Jeśli chcesz, to zostanę tutaj na noc – zaproponował. – Mogę spać nawet pod choinką. Naprawdę lepiej się poczuję, jeśli zostanę, bo u siebie i tak nie zasnę. Będę się martwił, czy u ciebie wszystko w porządku.
- Byłabym wdzięczna, gdybyś został – odpowiedziała z ulgą. – Ale pod choinką jest miejsce wyłącznie dla prezentów, więc pomyślimy nad innym spaniem dla ciebie. Obok mojego pokoju jest jeszcze kilka sypialni, mogą być jedynie lekko zakurzone. Od tygodnia tam nie zaglądałam – zarumieniła się lekko.
- Nic nie szkodzi, jestem przyzwyczajony do spania w różnych znacznie gorszych warunkach, więc zakurzona sypialnia nie jest tutaj problemem. – zaśmiał się. – Masz jakąś konsolę? Może spędzimy resztę wieczora na wspólnej grze?
- Obawiam się, iż mam jedynie gry planszowe i to jeszcze takie stare… z czasów, jak byłam mała i przyjeżdżałam do ciotki w odwiedziny. Chińczyk, Grzybobranie, Warcaby i takie tam – odpowiedziała zakłopotana.
- To może obejrzymy jakiś film w takim razie?
- Myślę, że to dobry pomysł. Wątpię, bym dziś zasnęła… Myślisz, że to ci ludzie, którzy nas wtedy porwali? – zapytała, wciąż nie czując się zbyt pewnie i bezpiecznie. Zaczęła zamykać i blokować wszystkie okna w korytarzu. W myślach przeklinała, że ten dom jest taki wielki.
- Tamci to byli zwykli bandyci, nie sądzę, by którykolwiek z nich silił się na układanie takich wierszyków. Możliwe, że ten, kto to zostawił, jest w jakiś sposób związany z tym, co się z nami wtedy stało. Ewentualnie próbuje cię tylko nastraszyć. Nie wiem, Lauro, nie jestem detektywem. – wzruszył ramionami.
- Może powinnam z rana zadzwonić na policję?
- Myślę, że z samego rana to się przejdziemy na komisariat.
- O, to dobrze, bo mam prezent dla komisarza – uśmiechnęła się lekko. – I kilku policjantów.
- Nawet jeśli to jakiś głupi żart, nie można tego lekceważyć. Masz w domu jakąś broń? Kij do baseballa, wiatrówkę czy coś?
Zdziwiona kobieta aż się zakrztusiła.
- Nie, Matt, nie trzymam takich rzeczy w domu. Poza psem. Ojciec mi kilka tygodni temu wysłał jakiś paralizator i gaz pieprzowy, żebym nosiła w torebce, ale nawet tego jeszcze nie rozpakowałam. Nie podoba mi się myśl, że mogłabym kogoś tym skrzywdzić – skrzywiła się nieznacznie, domykając okno, blokując je i zasłaniając ciężką zasłoną.
- Masz ten paralizator tutaj?
- Tak, jest w szafie w mojej sypialni. Przynieść?
- Tak i gaz pieprzowy też. – skinął jej głową, na co ona cicho westchnęła. – Lepiej dmuchać na zimne.

Kiedy tylko Laura przyniosła, o co prosił, przebrała się w coś wygodniejszego i luźniejszego.
- Wybacz, że psuję świąteczną atmosferę dresem, ale już jestem nieco zmęczona – powiedziała przepraszającym tonem, siadając przed kominkiem na rozłożonej kołdrze i wrzucając do DVD jakiś świąteczny film.
Matthew nic nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się do niej i wyciągnął krawat zza kołnierzyka, rozpiął dwa guziki koszuli i ułożył się wygodnie przed telewizorem. Objął kobietę ramieniem, by poczuła się nieco pewniej i tak minął im czas do północy. W końcu Laura przysnęła w salonie na podłodze, a on nie chcąc jej budzić, przykrył ją kocem i położył się obok. Nie było aż tak źle, przynajmniej do momentu, aż Mike nie uwalił mu się na nogach i nie zaczął chrapać…

Nieco inaczej miał nadzieję spędzić tę noc.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:57, 14 Cze 2010     Temat postu:


Laura & Matthew 25.12.'09

Ranek powitał ich nieprzyjemnym łamaniem w kościach, jednak spanie w łóżku było przyjemniejsze i znacznie wygodniejsze od leżenia na podłodze. Jedyną osobą, która zdawała się wyspać tej nocy, był Mike. Niestety Matt nie podzielał zadowolenia psa, który radośnie merdał ogonem, gdyż całe nogi go bolały. Może amstaff był młody, ale za to cholernie ciężki.

Jeszcze przed śniadaniem Tucker wyprowadził psa, a gdy wrócił, przywitała go jajecznica na bekonie upichcona przez Laurę. Zapachy były niesamowite, a Matt głodny, więc od razu zasiedli do stołu, by zjeść śniadanie. Już po kilku kęsach, mężczyzna wznosił głosowe peany na temat kuchni reporterki.
- Jest świetna, idealnie słona, taka jaką lubię. – stwierdził, przełykając posiłek.
- Cieszę się, że ci smakuje, Matt – odpowiedziała kobieta, uśmiechając się lekko. Nalała mu do kubka kawy. – Sprawdziłam pogodę na dzisiaj, zapowiadają opady śniegu, silny wiatr i niezły spadek temperatury. Jesteś pewien, że chce ci się iść dzisiaj na komendę? W sumie nic więcej się nie wydarzyło w nocy, więc pewnie to był jedynie jakiś głupi żart. Nie powinniśmy zawracać policji tym głowy w święta…
- Czyli pogoda nie zamierza się zmienić w najbliższych dniach – rzucił, a gdy Laura potwierdziła to kręcąc przecząco głową, skrzywił się. – Niedobrze… Mi też się nie chce iść na komisariat, odłóżmy to na po świętach – zaproponował.

- Jestem jak najbardziej za. Chcesz jeszcze zostać?
- Jasne, jeśli moje towarzystwo ci nie przeszkadza, to z miłą chęcią.
- No co ty! Jest mi bardzo miło kogoś gościć – uśmiechnęła się wesoło. – Potem pokażę ci basen. Pływasz?
- Masz basen w domu? – postawił oczy. – Tak, oczywiście że pływam.
- Owszem, kryty i podgrzewany. Moja jedyna rozrywka, nie licząc oglądania starych filmów i pisania nudnych artykułów. Jacuzzi i saunę też mam, ale już znacznie mniejsze – dodała. – Nie mam pojęcia, po co to było starszej, sześćdziesięcioletniej babci, ale żałuję, że nie miałam okazji jej podziękować. Nic tak dobrze nie działa na nerwy po rozmowie z szefem, jak właśnie basen i jacuzzi – westchnęła.
- No to babcia zostawiła ci piękny prezent. A już myślałem, że zabiłaś jakiegoś szefa mafii i zwinęłaś mu kasę z konta – puścił jej oczko.
- Właściwie to ciotka, siostra babci – sprostowała Laura. – Słabo ją znałam, nadal się dziwię, że to akurat mi przepisała wszystko. Może aż tak mnie nie lubiła, że mnie ściągnęła do Gotham? – zaśmiała się.
Matt zerknął na kobietę, szybko przełknął i popił kawą.

- Może. Nigdy nie wiadomo, co sobie ludzie myślą w takich sytuacjach. W każdym razie masz piękny dom, powinnaś się cieszyć.
- Cieszę. Tylko jak się siedzi samemu w takiej chałupie, to można zwariować. Szczęście, że mam tego niezbyt bystrego psa, bo bym już chyba szukała jakiejś mocnej gałęzi.
- Znajdź sobie męża. Lepiej na tym wyjdziesz – uśmiechnął się do niej. Laura mało się nie zakrztusiła.
- Jeszcze mi powiedz, jak to się robi. Ostatni raz miałam chłopaka na początku drugiego semestru na studiach i podpowiem, że to było bardzo dawno temu. Nawet nie pamiętam, jak miał na imię, bo po tygodniu się rozstaliśmy – skrzywiła się, dłubiąc widelcem w talerzu. – Nie mam czasu na takie rzeczy, nigdy nie miałam.
- Ja też od dawna nie byłem w żadnym trwałym związku, więc ci nie pomogę dobrą radą. Mam ten sam problem co ty, czyli brak czasu na coś poważnego.
- No to możemy założyć dwuosobowy klub i co tydzień będziemy się spotykać, żeby sobie pomarudzić, jak to nam jest źle. Co ty na to? – zapytała, uśmiechając się krzywo.

- Spotykać się możemy, czemu nie – odparł, uśmiechając się zadziornie. Dziennikarka zupełnie się nie spodziewała takiej odpowiedzi i momentalnie zaczerwieniła się.
- Nie mam nic przeciwko, przynajmniej sąsiedzi będą mieli o czym plotkować. Pani Harris jest wyjątkowo upierdliwa. Niedawno się mnie pytała, czy na święta się pogodzę z moim mężem i zaproszę do siebie, bo go ostatnio nie widuje – kobieta westchnęła ciężko. – Odpowiedziałam, że pomyślę nad tym – puściła mu oczko. – Nie będę się jakiejś starej babie tłumaczyć, że nie mam męża. Niech se myśli dalej – prychnęła.
- No to widzisz, teraz pani Harris zobaczy, że się pogodziłaś z mężem – uśmiechnął się szeroko.
- Pewnie stwierdzi, że wypuścili cię z jakiegoś więzienia – Lura rzuciła złośliwie.
- Ludzie zawsze widzą to, co chcą widzieć i nic się na to nie poradzi. Tym bardziej chyba nie masz zamiaru się przejmować jakimś starym pasztetem?

- Bynajmniej. Hmm…
- To jakie plany na dzisiaj? – wszedł jej w słowo. – Droga żono.
- Właśnie miałam o to zapytać! – kobieta wypaliła zaskoczona.
- Nie wiem, może jakiś spacer do parku?
- W taką pogodę?
- No co, nie lubisz lepić bałwana?
- Lepić owszem, ale nie lubię robić za bałwana pośrodku parku – zaśmiała się. – Może będziesz chciał zobaczyć basen? Jest ciepły…
- Jasne, tylko że nie wziąłem swojego stroju kąpielowego.
- Oj, trudno. Najwyżej będziesz łaził w szlafroku, a twoje gatki się wrzuci do suszarki – Laura uśmiechnęła się złowieszczo.
- Wchodzę w to.
- To może od razu ci pokażę pokój? Kolejnej nocy na podłodze nie zdzierżę, wybacz… Jest obok mojego, a naprzeciwko znajduje się duża łazienka. Wiesz… wanna, prysznic i te sprawy. Najlepsze jest to, że na każde trzy pokoje w tym domu przypada jedna łazienka, więc nie będzie problemu ze staniem pod drzwiami i wkurzaniem się, czemu któreś z nas się tak długo kąpie – powiedziała.

- Świetnie, zaczyna mi się tutaj coraz bardziej podobać – Matt uśmiechnął się szeroko. – A co się stanie, jak będę chciał zostać na zawsze?
- No nie wiem. Chyba trzeba będzie przywieźć nieco twoich rzeczy – zamyśliła się. – Można by przerobić jeden z pokoi na siłownię czy coś w ten deseń, bo chyba masz takie coś u siebie, nie?
- Mam trochę sprzętu, ale myślę, że jakoś byśmy go tutaj upchnęli. Mówisz poważnie z tym zamieszkaniem? – spojrzał jej w oczy. – Przecież znamy się dopiero kilka dni.
Laura westchnęła ciężko.
- A co ja mam tutaj sama siedzieć? Wolisz najpierw brać staromodny i staroświecki ślub, nim będziemy mogli nocować pod jednym dachem? – zapytała, uśmiechając się krzywo. – Daj spokój, to nie te czasy. Poza tym nie martwmy pani Harris kolejną twoją wyprowadzką.
- Spoko, jeszcze o tym porozmawiamy.

- Jak chcesz, ja jestem otwarta na propozycje – odparła, dokładając mu jajecznicy. Spodobał jej się ten pomysł, przynajmniej byłby ktoś do wyrzucania śmieci i wypuszczania psa na podwórko. No i nie musiałaby siedzieć sama. – Fajnie by było, na pewno też dużo bezpieczniej – zauważyła, przypominając sobie wydarzenie z wczoraj.
- Póki co zostanę kilka dni na próbę i zobaczymy, jak nam się mieszka. Pasuje ci?
- Nawet bardzo – Laura ożywiła się. – To może kupimy jakąś konsolę? I jakiś kostium dla ciebie. Żeby nam się nie nudziło.
- No…dobra, jasne, chociaż nie jestem wielkim zwolennikiem gier… ale jeśli ty lubisz, to jakoś się zmobilizuję. – Matt kończył powoli śniadanie. – Co do kąpielówek, to myślę, że wygrzebię coś w domu…

- Kiedyś grałam nieco z młodszym bratem na konsoli, ale zawsze mnie ogrywał i jakoś nigdy mi się to nie spodobało – uśmiechnęła się nieznacznie. – Myślałam, że ty lubisz, bo się wczoraj o to pytałeś. Ale skoro nie, to wymyślimy coś innego. O! Wiem! Możemy razem ćwiczyć.
- Wspomniałem o tym, bo konsola jakoś mi pasowała do dużego telewizora – wyjaśnił rozbawiony kickboxer. – Możemy razem trenować, czemu nie. Może nauczę cię kilku technik z samoobrony – dodał już nieco poważniej.
- Na pewno się przyda.
- Oby nie musiało – Matt zmarszczył brwi, po czym wstał od stołu i zabrał talerze do kuchni. Laura była chyba jedyną osobą, która zdawała się być miłą i jednocześnie bezinteresowną względem niego. Dlatego martwił się, by nic się kobiecie nie stało. W dziwny sposób czuł, że powinien starać się ją chronić, w końcu sam najlepiej znał zagrożenia w Gotham i jak tylko pomyślał, co mogłoby tutaj spotkać dziennikarkę, to niemal cały humor i nastrój mu się zepsuł. Zamierzał zostać tutaj i mieć na nią oko. Poza tym był ciekaw, jak wygląda w kostiumie.

* * *

cdn...
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 18:25, 15 Cze 2010     Temat postu:


Nieco później wezwali taksówkę i pojechali do mieszkania Matta, żeby zabrać kilka potrzebnych rzeczy, gdyż mężczyzna postanowił się jednak wprowadzić na jakiś czas. Wstępnie umówili się na „do końca świąt”, ale Laura już zaczęła go przekonywać, iż powinien zostać aż do Sylwestra.
- A potem mi powiesz, że do wiosny? – zapytał rozbawiony kickboxer.
- Przeszło mi to przez myśl – przyznała kobieta, uśmiechając się szeroko.
- A potem nam się przedłuży do wakacji?
- Jeśli będziesz chciał – skinęła ochoczo głową. – Oby pogoda dopisała, to będzie można się wylegiwać w ogrodzie i chodzić na pikniki.
- Spokojnie! Mamy jeszcze stary rok, a ty już robisz plany na nowy! – zaśmiał się.
- No bo to fajny pomysł – burknęła w odpowiedzi. Kierowca zerkał co chwilę na nich, a w lusterku odbijała się jego uśmiechnięta twarz. Poprosili go, by poczekał na nich w samochodzie i udali się do mieszkania Matta. Chociaż dość małe, było czyste i schludne. Nie zabawili jednak zbyt długo, gdyż mężczyzna wiedział, co gdzie jest i bardzo szybko się spakował.

* * *

Podróż do domu dziennikarki trwała nieco dłużej, gdyż jedna z ulic zablokowana była przez pług śnieżny, który najwyraźniej wpadł w poślizg i zawiesił się na pobliskim słupie. Trzeba więc było wybrać nieco dłuższą trasę, podczas której taksówkarz (który zastąpił starszego kierowcę, gdyż tamten nie czuł się zbyt dobrze), z wyglądu opasły i wąsaty mężczyzna z włoskim akcentem opowiadał o swoich problemach z żoną i bratem Luigim.

Po niespełna czterdziestu pięciu minutach jazdy które można było zamienić na tomik taniego romansidła, w końcu Laura i Matt dotarli na miejsce. Pogoda wciąż była paskudna – śnieg sypał nieprzerwanie, a mróz zmrażał dech w gardle. Pomysł spędzenia tego grudniowego popołudnia w basenie był jak najbardziej odpowiedni, więc oboje szybko wbiegli do domu i skierowali się w stronę tej części posiadłości, w której znajdował się basen.

A ten zrobił na Matt’cie naprawdę ogromne wrażenie.



- A niech mnie! Co za wypas. – Tucker cieszył oko widokiem wodząc wzrokiem po wszystkich ścianach, suficie i samym basenie. – Kogo twoja ciotka musiała zamordować, żeby takie coś wybudować?
- Po prostu wyszła za bogatego oficera. – wyjaśniła Laura. – To ja się idę przebrać, tam jest kabina dla mężczyzn. – wskazała na niewielkie, oszklone w połowie drzwi po prawej stronie basenu. – Ja będę obok, więc jakbyś czegoś potrzebował, to wołaj, albo zapukaj w ścianę.
- Jasne, ale myślę że sobie poradzę. – uśmiechnął się szeroko. – Chyba, że chcesz mi pomóc się rozebrać. – szturchnął ją w bok.
- Eee… yyy… myślę, że dasz radę. To ja mykam, pa! – odparła zmieszana i chwilę później zniknęła za drzwiami przebieralni.
Matt uśmiechnął się krzywo, po czym powolnym krokiem skierował się do swojej kabiny. Był w naprawdę świetnym nastroju.

* * *

Laura wygrzewała się w ciepłej, odprężającej wodzie, gdy po chwili dołączył do niej kickboxer. Widok, który ją zastał sprawił, że zrobiło jej się jeszcze cieplej a po głowie zaczęły krążyć różne dziwne myśli.



Matt zostawił ciemny ręcznik na brzegu basenu i wskoczył do niego rozpryskując lekko wodę.
- Wszystko w porządku? Nie jest ci za gorąco? Bo jesteś strasznie czerwona na twarzy. – spojrzał na nią.
- Nie, wszystko okej… Woda trochę ciepła… pewnie za bardzo mnie zmroziło na zewnątrz. – odparła, starając się nie gapić przesadnie na jego wysportowane ciało. Zanurzyła się nieco bardziej pod wodę i żałowała, że nie może zapaść się pod ziemię.
- Ach, to jest życie. – Matt rozłożył łokcie na brzegu basenu. Woda była naprawdę ciepła, w takiej temperaturze jaką uwielbiał. – Za oknem sypie śnieg, a my się wylegujemy w ciepłej wodzie. Chyba się rozleniwię. – spojrzał na nią. – Ładnie ci w niebieskim stroju. – zauważył.
- Tobie też… to znaczy, dobrze wyglądasz w stroju… to znaczy, bez stroju… znaczy kąpielowego… znaczy mojego? – zamotała się i skrępowała chowając brodę w wodzie.
Zaniepokojony Matt dotknął dłonią jej czoła.
- Na pewno wszystko w porządku? Może jakaś grypa cię łapie? Płoniesz. – uśmiechnął się.
Pokręciła energicznie głową i zanurkowała szybko pod wodę, wypływając kawałek dalej.
- No proszę, jaka syrenka z ciebie. – stwierdził Matt.
- No trochę, dużo pływam… staram się wypełniać jakoś czas w tym miejscu.
- Ja też lubię pływać… A co do czasu, to myślałem, że dziennikarze rzadko bywają w domu na obiedzie czy kolacji. W twoim przypadku widzę, że tak to nie działa. – powiedział.
- Bo ja piszę artykuły w domu, nie siedzę w redakcji… No i nie jestem dziennikarką śledczą – oni non stop gdzieś wyjeżdżają i nie mają na nic czasu. Znam kilku takich pracoholików.
- Ja chyba też się do nich zaliczam… odkąd zacząłem trenować sport, dążę do perfekcji… I choć mam już wszystkie tytuły jakie tylko można mieć, nie mogę przestać. Myślę nad zmianą formuły, z kickboxingu na K-1…
- Oo, brzmi ciekawie. A co to jest? – zapytała uśmiechając się niewinnie.
- To forma zmodyfikowanego japońskiego kick-boxingu i jedna z najbardziej prestiżowych organizacji sztuk walki. W walkach biorą udział zawodnicy kick-boxingu, mhuay-tai, boksu i karate. Coś w sam raz dla mnie… Wyzwanie. – spojrzał na nią.
- Brzmi nieźle, będę mieć o czym pisać. – odparła, nie wiedząc za bardzo co powiedzieć. – Mam tylko nadzieję, że to bezpieczne.
- Jak każdy sport walki. I w jak każdym, zdarzają się wypadki. – puścił jej oko.
- No to już mi się nie podoba. – skrzywiła się.
- Czyli rozumiem, że nie chciałabyś pojeździć ze mną po świecie na zawody? – uśmiechnął się. – Paryż, Barcelona, Turyn, Tokio, Hong Kong, Berlin…
- Chętnie bym pojeździła, jeśli obiecasz, że nic ci się nie stanie. – odrzekła. – Zwiedzanie szpitali w Europie nie należy do moich ulubionych rozrywek.
- To jest sport, Lauro, każda opcja jest brana pod uwagę. Zwykle jednak nie daję się obijać. – puścił jej oko. – W końcu nie dostałem swoich tytułów za wygląd modela.
- A pfff… Jaki skromny. – prychnęła na niego.
- Nie mówię tego przez przypadek. – zaczął. – Jeszcze pół roku temu zgłaszały się do mnie firmy reklamujące perfumy dla mężczyzn… I to te z najwyższej półki. Ale ja się nigdy nie czułem jakimś pięknisiem, więc odrzucałem ich propozycję. Poza tym nie potrzebne mi dodatkowe pieniądze – żyję tym co zarobię tymi nogami, pięściami, a przede wszystkim głową na ringu i to mi wystarcza.
Laura pokiwała głową, po czym przejechała mokrą dłonią po jego czuprynie stawiając włosy we wszystkie strony.
- Przynajmniej dałeś trochę włosom odrosnąć i nie wyglądasz jak zbieg z więzienia. – uśmiechnęła się do niego.
- Nie miałem czasu, żeby iść do fryzjera. Są rzeczy ważne, ważniejsze i trening. – odparł.
- Odnoszę dziwne wrażenie, że ostatnio nie trenowałeś zbytnio. Święta, zakupy, komisariat, ta sytuacja z tamtą księgową. – Laura zaczęła wyliczać na palcach.
- Każdy sportowiec potrzebuje odrobiny odpoczynku i świeżości. – odparł niemal natychmiast zbliżając się do niej na odległość oddechu, co chyba nieco zbiło ją z tropu.
- Acha… - pisnęła pod nosem.
Matt uśmiechnął się ciepło, odgarnął jej włosy ze zgrabnego noska i spojrzał głęboko w oczy.
- Jesteś piękna, Lauro. – nim zdążyła odpowiedzieć, złożył na jej ustach namiętny pocałunek.
Zszokowana kobieta zupełnie nie wiedziała, co zrobić. Gdy tylko Matt dał jej coś powiedzieć, westchnęła cicho.
- To może ja się wezmę za obiad? – zapytała niepewnie. Serce waliło jej tak szybko, jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi. – Pewnie jesteś głodny?

Gdyby ona wiedziała, na co on jest teraz głodny, pewnie najlepsze techniki boksu by go nie uchroniły przed dostaniem w łeb, a potem przed wypadem z jej wielkiego domu. Póki co postanowił trzymać jakoś hormony na wodzy i powiedzieć coś w miarę taktownego.
- Tak, w sumie… - odchrząknął. – Zjadłbym obiad… Mam nadzieję, że nie jesteś zła? – chwycił ją pod wodą za dłoń.
- Nie, nie, to było bardzo miłe… dziękuję. – odpłynęła kawałek. – Jeśli chcesz, to zostań jeszcze, ja przyrządzę w tym czasie coś do jedzenia. Sama zgłodniałam… chyba… - wciąż była zmieszana.
- Jasne, zostanę jeszcze z kwadrans… Leć, jeśli musisz. – Matt pokiwał głową.
Chwilę później zobaczył zgrabny tyłek Laury, gdy wychodziła z wody i odwrócił wzrok. Spojrzał na nią dopiero, gdy ta założyła szlafrok. Czuł się nieco inaczej niż na początku, jakby jakiś głaz zwalił mu się na nastrój i przygniótł go do ziemi.
- Do zobaczenia za moment, Lauro. – uśmiechnął się najszczerzej jak potrafił, choć to była raczej dobra mina do złej gry.
Gdy upewnił się, że kobieta zniknęła z pomieszczenia, uderzył mocno pięścią w wodę rozbryzgując ją na wszystkie strony.
- Zawsze musisz coś spierdolić, Matt… - mruknął do siebie i zniknął pod spienioną taflą wody.

C.D.N.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:04, 15 Cze 2010     Temat postu:


* * *

Po zbadaniu zawartości lodówki, Laura nie miała pojęcia, co zrobić na obiad. Chyba pierwszy raz w życiu… To, co zrobił Matt, zupełnie wytrąciło ją z równowagi i teraz nie była w stanie się na niczym skupić. Przez chwilę stała nad deską do krojenia i stukała w nią nożykiem, w końcu jednak wyszła z kuchni i wróciła do pomieszczenia z basenem.
- Matt? – zapytała, próbując odnaleźć mężczyznę wzrokiem. Dopiero po kilku sekundach wypłynął z wody. – O, tu jesteś – uśmiechnęła się niepewnie, podchodząc do brzegu.
- Tak, co się stało? Spalił ci się obiad?
- Nie, nawet nie zaczęłam robić – odparła spokojnie. Zdjęła szlafrok i zsunęła się do wody, po czym objęła jego szyję ramionami.
- Wróciłaś, żeby dać mi całusa? – zapytał. Wydawało mu się to totalnie dziwne. – Uderzyłaś się w głowę w kuchni?
- A co, miałam się uderzyć w głowę? Bo nie bardzo rozumiem? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- A nie? – stwierdził Matt. – Najpierw uciekasz stąd jak rażona prądem, a potem wracasz niczym najgorętszy wamp?
- No z tym ostatnim to trochę przesadziłeś. – zaśmiała się. – Po prostu się zestresowałam…
- Czym? Tym, że ktoś okazuje tobie jakieś uczucia? – zapytał. – Serio, jesteś w przeciągu roku najlepszym, co mnie spotkało i chcę, żeby to się dalej rozwijało. Myślałem, że jak zrobię wokół siebie pancerzyk z lodu, to będzie dobrze. Ale skruszyłaś ten pancerzyk swoim wewnętrznym ciepłem. – uśmiechnął się do niej i pogłaskał po twarzy.
- Ale ty jesteś takim fajnym facetem… - bąknęła. – A ja jakąś zwykłą, prostą babką i do tego podrzędną dziennikarką. I nawet się nie znam na sporcie – westchnęła.
- A od kiedy profesja ma znaczenie? – zapytał. – Jeśli mamy się tak oceniać, to równie dobrze ty mogłabyś mnie wziąć za jakiegoś bezmózgiego mięśniaka, a ja ciebie za intelektualną, zamkniętą w sobie dziewicę. – stwierdził Matt. – Wybacz, ale myślałem, że dziennikarze myślą mniej powierzchownie. – objął ją pod wodą.
- Słyszałam opinię, że jesteśmy bezdusznymi hienami, które żerują na cudzym nieszczęściu – sprostowała, wtulając się w niego. – Od kiedy ty jesteś taki wygadany, Matt? Zwykle taki cichy, a dziś ci się buzia nie zamyka – uśmiechnęła się szeroko.
- Może powinienem zostać dziennikarzem, kto wie? – uśmiechnął się zadziornie. – A może po prostu gdy widzę jakiś cel, to umiem o niego walczyć? Czy wada, czy zaleta, rozstrzygnij sama. – puścił jej oko.
- Nie musisz o mnie walczyć – Laura powiedziała to tak spokojnie, jakby już od 50ciu lat byli po ślubie.
- Myślę, że zawsze warto walczyć o tak piękną kobietę… - odparł poważnie. – A jeśli któryś z wcześniejszych twoich facetów nie walczył, to był zwykłym idiotą. – skwitował. – Może postawię wszystko na jedną kartę, ale te dni, które spędziliśmy razem, dały mi więcej szczęścia niż całe moje samotne życie. I chcę, by to nadal trwało… czuję wewnątrz, że to wszystko, to coś więcej, niż zwykła znajomość… I wiem, że sama to czujesz. – zaczął grać w otwarte karty. Jeśli się przeliczy, najwyżej zaliczy mroźną kąpiel w ciepłej wodzie…
- Znaczy… Masz rację. Dlatego bym chciała, żebyś tu jednak został do Sylwestra. Co najmniej – odpowiedziała szczerze, po czym spuściła wzrok i wbiła go w taflę wody. Czuła się jak gimnazjalistka na pierwszej randce.
- Zostanę, dopóty tego chcesz. – stwierdził. – Chcę być blisko ciebie, chronić cię… - położył jej dłonie na ramionach i po chwili uniósł jej podbródek, by dojrzeć wspaniałe, niebieskie oczy. – Jesteś ze mną bezpieczna, zrobię wszystko, by tak było…
Słysząc te słowa kobieta uśmiechnęła się lekko, po czym sama go pocałowała. Może nie tak gorąco jak on ją, ale szczerze i ciepło.
- To co będzie z tym obiadem? Może odgrzejemy coś z wczoraj? – zapytała niewinnie.
- A może zjemy coś na mieście? Z tego co kojarzę, w twojej dzielnicy znajduje się lokal mojego dobrego znajomego – jazzmana Tony’ego Salieri. Dobre żarcie, jazz płynący z głośników… na pewno ci się spodoba. – uśmiechnął się. – Powinien mieć dzisiaj otwarte… Mówię ci, lokal robi wrażenie, ma klimat… Co ty na to? – zapytał przytulając ją lekko.
- Jeśli masz ochotę – skinęła mu głową. – Choć myślałam, że nie będziemy już dziś nigdzie wychodzić – puściła mu oczko. – Gorąca czekolada, gruby koc, kominek… - zaczęła robić aluzje.
- Jeśli chcesz, to zostaniemy… zwłaszcza, jeśli tak chcesz spędzić wieczór. – spojrzał przez okno i zobaczył sypiące na tle ciemnego nieba płatki śniegu. – Jednak twój pomysł jest lepszy… A może zamówimy pizzę do domu? Znam dobrą pizzerię.
- Phoenix Pizza?
- No proszę, widzę, że też u nich jadałaś. – uśmiechnął się szeroko. – Z tego co wiem, mają otwarte w Boże Narodzenie.
- I mają oryginalną pizzę z betonowego pieca, najlepszą w mieście.
- Dokładnie. – Matt skinął jej głową. – Więc jak? Popołudnie w domu?
Spojrzał przez okno. Była dopiero trzecia po południu, ale zdążyło zrobić się ciemno.
- W domu – odpowiedziała, uśmiechając się szeroko. – Zostaniemy, pogadamy, poznamy się bliżej – dodała, rumieniąc się lekko. Matt szybko się domyślił, o co jej chodzi.
- Okej, więc pora wychodzić. Muszę znaleźć w portfelu numer tej pizzerii. – uśmiechnął się zadziornie i podpłynął do drabinki, szybko się na nią wspinając.
- Ja mam gdzieś zapisany ten numer… - wtrąciła Laura. – Choć właściwie nie jestem już głodna. – zarumieniła się.
- Spokojnie… najlepsze zostawmy na deser, Lauro. – odparł Matt ubierając szlafrok. – Zaraz zadzwonię. Zbieraj się z basenu, tę pizzę szybo dowożą. – posłał jej całusa, po czym zniknął za drzwiami prowadzącymi do salonu.

* * *

Dostawca był bardzo miły, pożyczył im wesołych świąt i podziękował za napiwek. Kiedy Matt wykładał pizzę na talerze, Laura podgrzała wino i rozlała do dwóch kieliszków. W salonie rozłożyli trzy duże kołdry przed kominkiem (jedna na drugiej), rozpalili w nim i zapalili także kilka świeczek, by zbudować miłą, romantyczną atmosferę. Z małych głośników niewielkiej wieży stojącej obok choinki sączyła się najnowsza płyta Stinga "If on a winters night...", która również budowała odpowiedni nastrój. Mimo rozluźniającej scenerii, widać było, że dziennikarka się mocno stresuje i Matthew był przekonany, iż trochę wina jej dobrze zrobi.



Za oknem wciąż sypał śnieg, a z każdą chwilą robiło się coraz ciemniej. Gdzieś z oddali dobiegał ich dźwięk kolęd i szczekanie psa, którego zapewne ktoś oddelegował na podwórko i zapomniał zabrać do środka. Po obiado-kolacji oboje byli syci, a po dwóch kieliszkach grzańca, Laura lekko wstawiona. Już się zapowiadało ciekawie, niestety czerwony trunek za szybko się skończył.
- W piwnicy mam jeszcze kilka butelek – powiedziała kobieta, wstając chwiejnie.
- Może pójdę z tobą? – zapytał Matt, podrywając się do pionu, jednak Laura machnęła niedbale ręką.
- Dam sobie radę, słonko, zaraz wrócę.
To mówiąc udała się do piwnicy, dłonią namacała włącznik od światła i ostrożnie zeszła po schodkach na dół. Jak zawsze panował tu niezły zaduch i było potwornie zimno, na szczęście wysoka półka z winem stała zaraz przy wejściu. Kobieta sięgnęła po pierwszy lepszy z brzegu trunek i wróciła na górę.
- Pocznik... – zmarszczyła brwi i przetarła zakurzoną butelkę, by odczytać datę. – 83.
- Chyba rocznik? – upewnił się Tucker. – Ładnie, wino ma 26 lat – uśmiechnął się wesoło i wziął butelkę. Zerknął na etykietę i postawił oczy. – 126 lat! Lauro! To jest rocznik 1883!
- To źle? – zapytała, siadając obok niego i opierając głowę o jego ramię.
- Nie, bardzo dobrze, ale aż szkoda go pić.
- Mam całą półkę, więc daj spokój i otwieraj – burknęła, niezdarnie podstawiając mu kieliszek. Nie mając większego wyboru, odkorkował, po czym nalał do połowy naczynie Laury.
- Jesteś pewna, że chcesz to pić? To zabytek. Po nim pewnie od razu pójdziesz spać…
- I tak w końcu pójdziemy spać… W końcu – podkreśliła i zaśmiała się cicho.
- Ale przedtem masz na myśli coś bardziej przyjemnego niż „w końcu”? – mężczyzna uśmiechnął się i objął ją ramieniem.
- Przekonaj się – kusiła Laura, przysuwając się do niego. Nim zdążył coś odpowiedzieć lub zrobić, zaczęła go delikatnie całować po szyi.
- Jeszcze nie zaczęliśmy pić, a ty już się zachowujesz, jakbyś była wstawiona. – stwierdził, uśmiechając się do niej.
- Nie zaczęliśmy? Okej, ja już skończyłam. – wróciła do poprzedniej czynności.

Matt rozejrzał się po pokoju i naprawdę urzekł go klimat. Rzucający bystre światło na wszystkie ściany kominek, wino, miękkie, ciepłe posłanie i piękna kobieta – czuł się niemal jak we śnie. Pocałował ją czule i przerzucił delikatnie na plecy. Spojrzał jej w oczy.
- Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?
- A niby po co ja się rozluźniam od ostatniej godziny? – uśmiechnęła się.
- Pewnie żeby było miło. – odparł i zaczął podgryzać jej szyję, a jego dłoń zatrzymała się na jej pośladku. – Pragnę cię… - wyszeptał do ucha.
- Wzajemnie. – odparła, wzdychając głośno. Przez myśl przemknęło jej, by wyrzucić psa na podwórko, ale przypomniała sobie, że Mike leżał pod drzwiami i chrapał słodko.

Zapowiadała się naprawdę gorąca noc.

C.D.N.
Zobacz profil autora
Mekow




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunmow

PostWysłany: Śro 14:59, 16 Cze 2010     Temat postu:


Sara


Gdy wyszli z magazynu, zabrali samochód jednego z bandytów. Sara usiadła na tylnym siedzeniu i wyciągnęła nogę, aby tak było wygodniej i bezpieczniej. Po kilku minutach jazdy w milczeniu Sara, wiedząc, że oboje jej znajomi są pewnie wystraszeni, postanowiła zagadać.
- Laura, do jakiej gazety pisujesz? - spytała.
- A do takiego małego pisemka - odpowiedziała dziennikarka, uśmiechając się nieznacznie. - Czemu pytasz?
- Tak tylko - odpowiedziała spokojnie. - To może daj mi jakąś wizytówkę, albo coś i umówimy sie na wywiad. Jutro, albo jakoś tak później.
- Nie mam przy sobie wizytówki - westchnęła kobieta. - Jeśli masz telefon, to może podam ci mój numer, Saro? - zaproponowała.
Matt parsknął śmiechem słysząc słowa kobiety i skierował na nią spojrzenie sponad ramienia.
- Wywiad? A co ty jesteś? Paris Hilton? - zaśmiał się raz jeszcze. - Nie ma to jak przerost ambicji - mruknął do siebie.
- No już nie bądź taki, dla mnie to nawet lepiej, że ktoś sam z siebie chce współpracować. Więc mi nie zniechęcaj pani...
- Nie zniechęcam, wypowiadam własne zdanie. Każdy ma prawo - prychnął i skoncentrował się na prowadzeniu samochodu. Póki co.
- Mógłbyś się przedstawić, zanim wtrącisz się do rozmowy - zauważyła Sara, po czym spojrzała na blondynkę. - Moja komórka została w samochodzie - powiedziała. - "A samochód jest nie wiadomo gdzie" - dodała w myślach. - To może umówmy się w jakimś konkretnym miejscu, i czasie - zaproponowała.
- Niech będzie jutro w... - zamyśliła się. - Jacques Torres Chocolate Haven? To koło miejsca wypadku. Najłatwiej będzie trafić. O piętnastej pasuje?
Matthew chyba nie miał zamiaru się przedstawić, gdyż nie odezwał się, nadal spoglądając na drogę przed sobą. Ostro wszedł w zakręt, po czym mocno zahamował.
- Jesteśmy na miejscu - mruknął. Byli pod szpitalem.
Sara nie skomentowała turbulencji. Wszak często zdarzały się sytuacje, że było dużo gorzej, a to ona wówczas prowadziła.
- Mnie pasuje, ale nie wiem jak mojej nodze - powiedziała. Istotnie, możliwe było, ze będzie musiała zostać w szpitalu. - Jakby mnie nie było, to może we wtorek? O tej samej porze - zaproponowała termin awaryjny.
- Zatem od razu umówmy się na wtorek, zbliżają się święta i muszę się wziąć za zakupy - westchnęła Laura. - Pomóc ci dojść do rejestracji?
- Zatem wtorek o piętnastej - powiedziała krótko Sara. - Spoko, nie trzeba - miłym głosem odpowiedziała na propozycję i wysiadła z samochodu.
- Lepiej nie mówcie nikomu o tym co się stało i uważajcie na siebie. Pozbądźcie się też tego wózka, najlepiej zaparkować go w mało uczęszczanym miejscu - rzekła jeszcze, zaglądając do środka przez otwarte drzwi.
- Jasne, tak zrobimy - reporterka skinęła jej głową. - Uważaj na siebie i do zobaczenia.
Pomachała jeszcze na pożegnanie i zerknęła na wciąż milczącego Matta.

Sara tymczasem weszła do szpitala. Zanim zgłosiła się jako pacjent, zapytała o Emila. Był tam i miał tylko parę powierzchownych obrażeń, co bardzo ją ucieszyło. Dopiero wtedy Sara zgłosiła swój stan, wymyślając historyjkę iż była niedaleko nieodpowiedniej dzielnicy, trafiła na zamieszki i została przypadkiem raniona. Takie wypadki nie były w Gotham nowością, wiec nikt nie zadawał kłopotliwych pytań i zajęto się jej zranioną nogą.
Spotkała się z Emilem jeszcze w szpitalu. O ile ona ucieszyła się na jego widok, o tyle on przytulił ją mocno i nie puszczał przez dobrych parę minut... tym razem Sara nie kazała mu się odczepić, rozumiała go i pozwoliła mu wyrazić swoje uczucia.
Sami chcieli wypisać się i iść do domu, więc nie przetrzymywano ich dłużej w szpitalu. Sara i Emil pojechali taksówką do domu i pomimo osłabienia spędzili razem noc.

W niedzielę oboje odpoczywali. Nigdzie nie musieli iść, więc nawet nie wystawili nosa za drzwi. Drzemali do południa, potem posiedzieli w kuchni i przed telewizorem. Sporo porozmawiali. Dzień upłynął im bardzo spokojnie.

Poniedziałek przyniósł już pewne atrakcje. Po wyprawieniu i odwiezieniu Emila do pracy, Sara biorąc jego samochód zajęła się swoimi sprawami.
Pierwszą było namierzenie jej BMW. Nie było w tym nic trudnego, gdyż znała dwa najlepsze zakłady mechaników w metropolii, a jej samochód zawieziono do jednego z nich - do odebrania po świętach.
Musiała sprawdzić parę rzeczy i dowiedzieć się tego i owego - wczorajsze wiadomości były raczej ubogie w informacje na ten temat.
W dokach nic więcej się nie działo. Sprawa została zgłoszona policji przez Laurę i Matta, ale z tego co się dowiedziała podali oni inny rysopis i skłamali że nie znają danych osobowych... Bardzo jej to odpowiadało.
Sam magazyn, jak sprawdziła w necie, księgach rachunkowych i nie tylko, był własnością jakiejś koreańskiej firmy, która tak naprawdę nigdy nie istniała - czyli był to typowy przekręt.
W oknach zabitych ludzi nie dostrzegła nic ciekawego - ot zwykłe mieszkania w biednej dzielnicy miasta. Tylko w jednym, przez lornetkę dopatrzyła się świątecznej choinki.
Zwykłe miejscowe zbiry. Musiał to być zwykły gang, ale jedna kwestia pozostawała nierozwikłana: czy działali oni na własną rękę, czy zostali opłaceni przez jakiegoś bossa...
Popołudniu Sara odebrała chłopczyka z pracy i oboje udali się na zakupy, które tak bestialsko im przerwano... tym razem wracali inną trasą.
Nie siedzieli długo, po tym dość aktywnym dniu i dość wcześnie udali się na spoczynek.

We wtorek Sara miała się spotkać z Laurą i udzielić kilka odpowiedzi. Rano odwiozła Emilka do pracy - nie mogła go puścić samego, gdyż znowu potrzebowała samochodu.
Potem poszukała w necie informacji. O koreańskiej firmie, o magazynie i ludziach których zabiła... nie znalazła jednak nic więcej ponad to co już wiedziała. Była już nawet skłonna uwierzyć, że było to zwykłe porwanie bogatej osoby, jadącej drogim samochodem... ale czy na pewno?
Po lunchu Sara naszykowała jedzenie na obiad, wyszykowała się do wyjścia i pojechała na umówione spotkanie. Na miejscu była kilkanaście minut wcześniej więc zamówiła sobie kawę z mlekiem na rozgrzewkę... gorącą czekoladę, która była specjalnością zakładu może zamówi potem.
Laura zjawiła się o czasie, a nawet 2 minuty wcześniej. Po przywitaniu się usiadły i przy gorącej czekoladzie, porozmawiały sobie spokojnie - zupełnie inaczej im to poszło niż ostatnim razem.
Reporterka oprócz parę ogólnych niewiele znaczących kwestii, pytała czy Sara kogoś podejrzewa, czy coś zapamiętała, kim mogli być ci ludzie i czy mimo przedstawienia się jako księgowa pracuje ona dla policji.
Sara chciała zaspokoić ciekawość blondynki. Po zaznaczeniu iż pragnie ukryć dane osobowe, których i tak jej nie podała, odpowiedziała na pytania. Podejrzenie o drakę padło na uliczny gang, trudniący się porwaniami dla pieniędzy. Byli oni płotkami, choć równie dobrze mogli oni zostać wynajęci przez mafię.
Na pytanie o gliny, Sara poprosiła o zatajenie tej informacji i po otrzymaniu odpowiedniej obietnicy, powiedziała, że policja to przeszłość, a ona sama jest już wyżej.
Sara spytała, czy reporterce udało się czegoś więcej dowiedzieć, ale niestety tak nie było. Cały wywiad nie trwał nawet godziny, ale wszelka ciekawość została zaspokojona.
Zaraz po spotkaniu Sara pojechała odebrać Emila z pracy. Po powrocie do domu zjedli obiad, a następnie zajęli się pierwszymi przygotowaniami potraw wigilijnych. Mieli dobry humor i nie stresowali się niczym, wspólnie spędzając wolny czas w ciągu dnia głównie w kuchni i oczywiście wieczorem... głównie w łóżku.

W środę 23 grudnia, oboje ładnie się wyszykowali i pojechali do biura. Sara zakładając firmę księgową od razu ustaliła, że 24 grudnia będzie dniem wolnym dla wszystkich, a 23-ego od rana załatwiane będą tylko pilne sprawy, zaś potem odbędzie się przyjęcie gwiazdkowe... I tak właśnie było. Miłe spotkanie pracowników, wspólny obiad na którym zaserwowano potrawy wigilijne, trochę muzyki i po kieliszku czegoś mocniejszego. Ogólnie rzecz biorąc, dobra zabawa dla wszystkich.
Po powrocie do domu i odświeżeniu się, popołudnie i wieczór upłynęły im na rozmowach. Emil zadawał Sarze sporo życiowych pytań a ona udzielała mu szczerych i wyczerpujących odpowiedzi. Nie było to dla niego typowe, ale kobieta nie miała nic przeciwko. Filmy puszczane z okazji świąt można było wszak wypalić na DVD, aby nie tracić nastroju.

W końcu nastała wigilia. Sara wstała pierwsza, pozwalając jej chłopczykowi jeszcze podrzemać. Śniadanie zjedli w łóżku - sałatka owocowa i grzanki z dżemem jagodowym, do tego niezbyt mocna kawa.
Potem oglądali filmy i zaczęli szykować kolację wigilijną. Oboje nie mieli krewnych, ale mieli siebie i to było dla nich najważniejsze.
Wszystko było naszykowane, a nie wiadomo kiedy, pod choinką pojawiły się dwa duże pakunki, zapakowane w elegancki świąteczny papier w mikołaje i gwiazdki.
Wraz z pierwszą gwiazdą zasiedli do stołu. Pierwszym daniem była zupa z borowików. Jedli rozmawiając na temat świąt, rozkoszując się jej unikalnym smakiem, gdy Emil zapragnął powiedzieć coś istotnego.
- Saro. Kochanie. Ostatnio dużo myślałem. Może to przez ten wypadek, gdy rozdzielono nas i nie wiedziałem co się z tobą dzieje. To było tylko parę godzin, ale tak się wtedy o ciebie martwiłem - mówił o mało się nie rozpłakawszy. - No i zrozumiałem, że nie chce się z tobą rozstawać. Proszę, już nigdy. - powiedział, a następnie podniósł się z krzesła i uklęknął przed nią na oba kolana.
- Saro. Kochanie. Czy wyjdziesz za mnie? - rzekł wręczając jej pudełeczko z pierścionkiem zaręczynowym.





c.d.n.
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 21:01, 16 Cze 2010     Temat postu:


Laura & Matt 26.12.'09

Po naprawdę wspaniałej nocy z Laurą, poranek nie należał do najprzyjemniejszych, a przynajmniej zaczął się dla Matta za wcześnie… Uporczywe skrobanie pazurami amstaffa w drzwi zaowocowało celnym rzutem dziennikarki kapciem w swojego pupila, a ten schował się pod stół i patrzył na nich z niezłym wyrzutem.
- Nie bądź niemiła dla pieska, pewnie już nie może utrzymać pęcherza. – Tucker dźwignął się do pionu z prowizorycznego łóżka na podłodze i założył bokserki. – W ciebie nikt kapciami nie rzuca, jak chcesz do kibelka, no nie?
- Już go nie broń, Matt… O tej godzinie jestem jeszcze martwa… - mruknęła i spojrzała na zegarek. Była 7.30. – Pięknie… nie ma to jak się obudzić po wspaniałej nocy z wspaniałym mężczyzną w pół do ósmej w drugi dzień świąt… Zamorduję kiedyś tego psa… - kobieta warknęła nakrywając się poduszką.
- Pośpij jeszcze, ja z nim wyjdę za dom. – odparł mężczyzna odziewając się do końca. – Potem do ciebie wrócę i powtórzymy to, co w nocy. – stwierdził.
Na dźwięk tych słów Laura wyjęła głowę spod poduszki i spojrzała w jego stronę z nieprzytomnym uśmiechem wypisanym na twarzy. To mówiło mężczyźnie wszystko. Chwilę później wróciła do wcześniejszej czynności.

Matt spojrzał na nią i przypomniał sobie ich nocne igraszki. Laura miała naprawdę wspaniałe ciało, delikatne jak aksamit, które niesamowicie go podniecało. Nie za duże piersi, szerokie biodra, a przede wszystkim niesamowity zapach, przy którym tracił zmysły. Na myśl tego, co zdarzyło się w nocy, zapragnął tego na nowo. Póki co, musiał się opamiętać i wyjść z Mike’iem, by ten mógł załatwić swoje potrzeby.

Jak tylko mężczyzna zniknął w korytarzu, Laura niechętnie wstała i skierowała się pod prysznic, by nieco się odświeżyć. Lubiła sobie poleżeć w łóżku nawet do południa, ale musiała się wcześniej umyć. Odkręciła gorącą wodą, a parujący strumień z hukiem uderzył o ściany prysznica. Wskoczyła do środka, złapała mydło i szybko zaczęła się myć.

Nadal nie mogła uwierzyć, że taki wspaniały mężczyzna się nią zainteresował. Bo naprawdę Matt był niezwykły – przystojny, dobrze zbudowany, mający swoje własne zdanie i jakiś cel w życiu. Podziwiała go, zapewne na jego miejscu by sobie tak świetnie nie poradziła. Miała cichą nadzieję, że mimo wszystko to wszystko nie skończy się na kilku nocach, ale zdołała go już na tyle dobrze poznać, by wiedzieć, iż nie jest takim typem.

Spłukała mydło, zakręciła wodę, wyszła owijając się w ręcznik i złapała za szczoteczkę do zębów.
- Lauro? – usłyszała zza drzwi. Uchyliła je i trzymając szczoteczkę w ustach posłała Mattowi pytające spojrzenie.
- Hm?
- A nic, szukałem cię – uśmiechnął się lekko.
- Fybacz, ale musiacham… - zaczęła, po czym wypluła pianę z ust. – Wybacz, ale musiałam się odświeżyć – poprawiła się.
- Spoko, ja zrobiłem to wcześniej. – uśmiechnął się i spojrzał na zegarek. – Za dwie godziny mam zajęcia ze swoimi dzieciakami, może chciałabyś wpaść i zobaczyć jak to wygląda?
- W drugi dzień świąt zajęcia? – zmarszczyła brwi.
- Niektóre z tych dzieciaków w ogóle nie ma świąt, a te, które je mają, nie będą wspominać ich zbyt miętowo. – odparł. – Chcę im dać odskocznię choćby dzisiaj… I z nimi pogadać.
- Jak chcesz, możesz zaprosić ich tutaj. Zrobię większy obiad, albo ciasto. – uśmiechnęła się.
- Okej, ale najpierw trening, a potem przyjemności. Musi być dyscyplina. – odparł Matt. – Mówiłem ci już, że jesteś zajebista?
- J..ja? – zdziwiła się kobieta i zrobiła wielkie oczy. – Nie, Matt, ty jesteś zajebisty – dodała całkowicie poważnie. Wytarła twarz i ręce, po chwili opuszczając łazienkę. – Co byś zjadł na śniadanie? Myślałam o naleśnikach i bekonie, do tego koktajl w sam raz dla sportowca. Musisz mieć dużo siły i energii na trening, nie?
- Zwykle zjadałem jajecznicę. Miło mi, że o mnie myślisz.
- Trochę poczytałam o dietach dla sportowców, a skoro zostaniesz na jakiś czas, to chcę to wypróbować. Zastanawiałeś się nieco nad swoją przyszłością? Nie będziesz wiecznie młody i nie zawsze będziesz wygrywać – zauważyła, kierując się z nim w stronę kuchni.
- Mam kurs instruktorski, mogę pracować gdziekolwiek. Póki co moja szkółka cieszy się powodzeniem, więc nie sądzę, bym musiał zmieniać miejsce pracy. O swoim zdrowiu nie wspomnę, bo czuję się fantastycznie – uśmiechnął się do niej szeroko.
- No to kamień spadł mi z serca – odpowiedziała, spoglądając na niego z ukosa. – Najpierw śniadanie, czy najpierw powtórka? – zapytała jeszcze. W odpowiedzi mężczyzna uśmiechnął się zadziornie i wziął ją na ręce, zanosząc z powrotem do salonu.

* * *

Śniadanie, tak jak powiedziała Laura, było odpowiednie dla sportowca – odżywcze i sycące. Kickboxerowi zrobiło się naprawdę miło, że ugotowała coś specjalnie z myślą o nim i potrzebach jego ciała. Puszyste naleśniki, koktajl z leśnych owoców i do tego kilka plasterków bekonu. Matt z trudem się ruszył od stołu, wezwał taksówkę i pojechał – tym razem sam – gdyż w tym czasie blondynka wzięła się za obiad dla dzieciaków. Postanowiła upiec ze trzy albo i cztery duuuże pizze. Zmartwiła się, gdy mężczyzna powiedział jej, że czasami te dzieciaki przez cały dzień nic nie jedzą, a wieczorem dostają jeszcze wpierdol od rodziców za sam fakt istnienia.

Całe szczęście, że trening trwał dwie godziny, to się ze wszystkim wyrobiła. Akurat skończyła rozlewać sok pomarańczowy do szklanek, gdy zapukali do drzwi. Ośmiu chłopców i cztery dziewczynki w wieku od 6 do 21 lat zrobiło na niej niezłe wrażenie. Pełne zachwytu oczy były mimo wszystko przepełnione smutkiem i strachem, gdy rozglądali się po salonie. Kobieta musiała wcześniej przynieść dwa dodatkowe stoły, żeby wszyscy się zmieścili i było im wygodnie. Wszak takie ogromne pizze zajmowały mnóstwo miejsca! Cieszyła się, że ciotka miała masę zastawy stołowej, inaczej byłoby jej ciężko wszystkich ugościć. Buty zostawili w przedpokoju, a kurtki wrzucili do jednej z sypialni. Mike był nieco zaniepokojony taką ilością nowych osób w domu, ale szybko się przekonał, gdy tylko został należycie pogłaskany.

- Dobra, idźcie umyć ręce, Matthew wam pokaże łazienkę, a potem siadajcie do stołu – powiedziała Laura.
- Uuu… Matthew… - rzucił ktoś wyraźnie rozbawiony, a reszta zaśmiała się. Laura bezradnie spojrzała na Matta, ten jednak machnął jedynie ręką.

* * *

Po obiedzie uczniowie szkółki Tucker wyglądali znacznie lepiej, niż jak tu przyszli – najedzeni, uśmiechnięci, rozleniwieni i zadowoleni. Kobiecie aż się ciepło na sercu robiło, gdy widziała ich rozanielone miny i wiedziała, że jej pomysł się spodobał, a obiad smakował. Obejrzeli film na DVD i zapewne wszyscy zostaliby jeszcze z godzinę, ale zaczęło się robić coraz ciemniej na dworze.
- Odprowadzę ich do dojo – rzucił mężczyzna, podając swoim uczniom kurtki.
- Jasne, tylko wróć szybko i uważaj na siebie – odparła Laura i ucałowała Matta w policzek.
- Uuu… - skomentowały dzieciaki, chichocząc jak poprzednio. – Sensei, to pana nowa dziewczyna?
Tucker westchnął ciężko, może ten obiad to nie był taki dobry pomysł?
- Lepiej popraw siostrze czapkę i się nie interesuj moim życiem prywatnym, Jerry – odpowiedział Matt, karcąc chłopaka wzrokiem. Wziął małą Sandrę na ramiona, gdyż sześcioletnia dziewczynka już prawie spała na stojąco.

* * *

Posprzątała, pozmywała i padła przed choinką. To był niezwykle męczący dzień, ale też niesamowicie satysfakcjonujący dla Laury. Cieszyła się, że zrobiła coś dobrego i mogła sprawić komuś przyjemność. Zaczęła się nawet zastanawiać nad tym, czy nie zorganizować czegoś na kształt stołówki, ale musiałaby to jeszcze przedyskutować z Mattem. Przysnęła na chwilę, gdy wrócił do domu.
- Nie zamknęłaś drzwi – mężczyzna skrzywił się lekko.
- Specjalnie zostawiłam otwarte, żebyś nie musiał pukać. Przecież jeszcze nie masz kluczy… Zresztą jestem taka padnięta, że pewnie i tak bym zapomniała je zamknąć – ziewnęła.
- To był rzeczywiście męczący dzień, ale chyba sama widziałaś uśmiechy i miny tych dzieciaków? Większość z nich dopiero dzisiaj zjadło tak naprawdę pierwszy porządny posiłek w swoim życiu.
- Dlatego się zastanawiam, czy nie dołączyć do twojej szkółki stołówki. Umiem gotować – rzuciła, leniwie przekręcając się na bok.
- To bardzo dobry pomysł. – Matt usiadł obok niej i przetarł oczy. Również wyglądał na zmęczonego. – Może nawet uda się wynegocjować trochę kasy na to od miasta… ewentualnie po świętach zadzwonię do Wayne Enterprises i umówię się na rozmowę z panem Wayne’em. Mam doświadczenie w rozmowach, które mają na celu pomoc dzieciakom. – uśmiechnął się lekko.
- Nawet jak się nie uda, to mogę sama zasponsorować stołówkę. Przynajmniej pieniądze ciotki pójdą na coś dobrego, a ja będę mieć niezłe zajęcie – zaśmiała się.
- Wiem że masz dobre serduszko, ale póki co postarajmy się wynegocjować coś od miasta, albo Heart for Children. To ratusz powinien mieć fundusze, żeby te dzieciaki nie stały na ulicach, nie ćpały, nie handlowały, nie zabijały. Trzeba będzie o to powalczyć.
- To nawet nie chodzi o dobre serduszko, kochanie, po prostu nie lubię zwlekać. Wiesz, że każdy dzień zwłoki może im zaszkodzić? – spojrzała mu stanowczo w oczy. – Można zacząć po świętach, a potem negocjować o dotacje. Przynajmniej będę blisko ciebie – uśmiechnęła się ciepło i położyła dłoń na jego ramieniu.
- Możemy tak zrobić, to przy okazji będzie niezła promocja w oczach ludzi, od których będziemy wyciągnąć te kilka dolców. – odparł. – Możesz też napisać jakiś krótki artykuł w gazecie, że powstaje coś takiego… Jeśli oczywiście szef wyda zgodę. – ucałował ją w dłoń. – Chodźmy do łóżka, porozmawiamy o tym z samego rana, okej? To był dla nas ciężki dzień.
- Dla kogo był ciężki, to był… Ja to siedziałam w domu… - pokazała mu język.
- I zapieprzałaś w kuchni, żeby moi uczniowie mieli wspaniały obiad. – pocałował ją w czoło kończąc jej zdanie. – Jestem ci wdzięczny za wszystko i dziękuję z całego serca.
- Nie ma za co, robiłam to, co lubię. – uśmiechnęła się. – A teraz rzeczywiście pójdziemy się położyć. Może do mnie do sypialni? Lepiej się wyśpimy na łóżku. – stwierdziła.
- Jeśli nie masz nic przeciwko. – Matt odwzajemnił uśmiech i wstał z fotela.
- A jak bardzo jesteś zmęczony? – zapytała podchodząc do niego.
- Jednak chyba nie aż tak jak sądzę. – uśmiechnął się zadziornie, wziął kobietę na ręce i ruszył w kierunku jej sypialni. Towarzyszył im jej perlisty śmiech i szczekanie Mike’a, który nie wiedział, co się dzieje.

C.D.N.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:15, 18 Cze 2010     Temat postu:


Koło dziesiątej Matthew przeciągnął się, pięścią zasłaniając usta. Długie ziewnięcie obudziło również Laurę. Mężczyzna zerknął na nią i uśmiechnął się, widząc rozczochraną blondynkę. Tak właśnie chciał, żeby to wyglądało. Żeby się mógł budzić codziennie rano obok…
- Ojej, ojej, ojej… Przepraszam, kobieta w potrzebie!
- Hm? – Tucker spojrzał na nią zdziwiony.
- Prawdziwa kobieta robi siusiu zaraz po przebudzeniu – Laura puściła mu oczko. – A teraz z drogi!
- Wypuść przy okazji Mike’a – odparł, śmiejąc się pod nosem.
No może nie taki poranek sobie wymarzył, ale był on o niebo lepszy od budzenia się samemu. Wyciągnął się, założył ramiona za głowę i przymknął oczy. W ciągu kilku dni całe jego życie zaczęło się zmieniać i stawać do góry nogami, wszystko przez ten głupi wypadek i wywiad. I wyglądało na to, że zmieni się również sytuacja jego podopiecznych. Oczywiście wczoraj nie przedyskutowali tego należycie, ale dziś miał zamiar ustalić kilka spraw.

Zimne powietrze owiało jej kostki, gdy uchyliła drzwi i dała psu wybiec na podwórko. Wzdrygnęła się i okryła szczelniej płaszczem. Poczekała, aż Mike wróci, zamknęła za nim drzwi i już miała wrócić do łóżka, kiedy usłyszała telefon. Wyjęła komórkę z kieszeni.
- Mama? – odebrała zdziwiona.
- A kogo się spodziewałaś, świętego Mikołaja? – zapytała kobieta w słuchawce. Laura westchnęła cicho, wracając do sypialni. – Nie odzywasz się, nie dzwonisz… Wiesz, jak my się o ciebie martwimy?
- Ale mamo, nie musicie się martwić, nic mi nie jest. Nie dostaliście mojej kartki na święta? – zapytała, rzucając Mattowi bezradne spojrzenie.
- Dostaliśmy. Jednak i tak powinnaś się odezwać!
- Przepraszam, byłam… zajęta.
- Zajęta? Niby czym? Psem? – prychnęła kobieta.
- Nie, mam gościa na święta… - odpowiedziała niechętnie Laura.
- Gościa? Masz na myśli… że faceta?
- Mhm.
- Iiiiii! – kobieta tak głośno zapiszczała do słuchawki, że dziennikarka musiała ją odsunąć od ucha. Niestety, gdyż Matt usłyszał kolejne słowa. – Zaraz powiem ojcu, że znalazłaś sobie chłopaka! W końcu! Może się nawet doczekam wnuków!
- Mamo… - jęknęła blondynka, robiąc zrozpaczoną minę.
- Żadne mamo, twój ojciec chce sobie z nim porozmawiać.
- Że co? Znaczy…?
- Jest tam gdzieś obok? To go daj do słuchawki.
- Ale…
- Dobrze, mogę porozmawiać – odezwał się rozbawiony tą całą sytuacją Tucker. Wystawił dłoń, a niezbyt przekonana blondynka oddała mu telefon. Nie była pewna, czy to dobry pomysł.

- Halo? – Matt postarał się, by jego głos zabrzmiał miło.
- Młody człowieku, jestem ojcem Laury i nie pozwolę, byś ją kiedykolwiek skrzywdził, czy to jest jasne?
- Ależ oczywiście – odpowiedział poważnie, choć na ustach zagościł mu lekki uśmiech.
- Jak się nazywasz?
- Matthew Tucker, proszę pana.
- Matt Tucker? TEN Matt Tucker?
- Ten? Znaczy jaki?
- Ten sportowiec!
- A, to tak – westchnął kickboxer.
- Ha! Słyszałaś, kochanie? Laura jest z tym sławnym sportowcem! – krzyknął starszy mężczyzna.
Matthew odsunął słuchawkę od ucha, skrzywił się i westchnął cicho, podobnie uczyniła dziennikarka.
- Oni tak zawsze? – zapytał cicho. W odpowiedzi panna Estell pokiwała głową, na co on jedynie przewrócił oczyma. Ze słuchawki wciąż dobiegały piski i podniecone krzyki, więc Matt oddał telefon „swojej dziewczynie”, a ona go wyłączyła i schowała pod poduszkę.

- To tyle w ramach „dzień dobry” – westchnęła Laura. – Wybacz…
- Weź przestań, zabawnych masz staruszków – zaśmiał się Matthew.
- Ech, tylko ty to tak widzisz. Normalnie już dawno im się nie udało zrobić mi takiego wstydu – pokręciła głową.
- Nie wiem, o co ci chodzi. Ja tam się świetnie bawiłem – puścił jej oczko. – Skoro już byliście z Mike’em za potrzebą, to chyba można jeszcze chwilę poleżeć, nie?
- Jasne – uśmiechnęła się lekko.
- Myślisz, że będą znowu dzwonić?
- Na stówę, ale wyłączyłam telefon. Powiem, że mi bateria padła – wzruszyła ramionami.
- Mądra dziewczynka!

Nieco później postanowili, że nie będą iść na komisariat, gdyż przez ostatnie dni nic więcej się nie wydarzyło i całe to zajście zapewne było jedynie głupim żartem. Laura czuła się spokojna i bezpieczna, gdy Matt był obok, a szklarz miał się niebawem pojawić, by wstawić nową szybę w kuchni. Wszystko powoli układało się po ich myśli.
Zobacz profil autora
Mekow




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunmow

PostWysłany: Sob 10:08, 19 Cze 2010     Temat postu:


24.12.2009. c.d.
Sara była zachwycona pierścionkiem... kiedy ponad miesiąc temu znalazła go w kryjówce Emila. W głębi jednej z szuflad... obok książeczki ze sprośnymi dowcipami, głównie o blondynkach. Oczywiście nadal była nim zauroczona, ale Sara była przekonana, że chłopak będzie czekał z oświadczynami aż ona powie mu, że mógłby to zrobić. Zaskoczył ją podejmując samodzielnie tak poważną decyzję. Po części właśnie po to owinęła go sobie wokół palca i utrzymywała ten stan przez cały czas ich związku. Nie chciała takich niespodzianek, ale potulnego choć pełnego wigoru chłopaka, który z uśmiechem będzie robił to co ona mu karze i trzymał buzię na kłódkę. Ten jeden raz nie była w stanie się na niego gniewać... wszak dobrze rozumiała decyzję młodzieńca.
Po krótkiej chwili oglądania pierścionka, Sara spojrzała na Emila. - Tak, wyjdę za ciebie. - powiedziała ze szczerym uśmiechem i założyła pierścionek.
Przez resztę wieczoru rozkoszowali się nie tylko świątecznym nastrojem i doskonałym smakiem licznych potraw wigilijnych (które oczywiście jedli z umiarem), ale także faktem wstąpienia w stan narzeczeństwa. Nie omieszkując przegapić takiej okazji uczcili ją odpowiednio doskonałym napitkiem - jedną z najlepszych gatunków, trzydziestoletnią butelką szkockiej whisky. Mieli jej tylko spróbować z okazji świąt, a tak, poszła cała litrowa butelka.
Dla rozrywki sprawdzili jak spędzają święta mieszkające niedaleko rodziny. Wszak przez teleskop Sary można było obserwować nie tylko gwiazdy i oboje dobrze o tym wiedzieli.
Thornowie siedzieli z rodziną przy stole, a zebrało się tam z tuzin osób plus jakieś dzieciaki. U Mansonów było ciemno, co mogło jedynie oznaczać, że wyjechali na święta do rodziny. Mieszkająca sama, Alice Burgenson swoje święta spędzała tam gdzie każdy wieczór - w łóżku, tym razem towarzyszył jej wysoki brunet... ciekawa odmiana, bo tych blondynów, w dużej mierze farbowanych prawie tak jak ona sama, mieli już dosyć...
Sara i Emil, też nie byli by sobą, gdyby ten znakomity wieczór nie skończył się wspólnym wypadem do łóżka; oczywiście nie w celu spania.
- Wesołych świąt, panie Emilu. - powiedziała Sara. Stała teraz obok łóżka, ubrana w seksowną czerwoną dwuczęściową bieliznę oraz czerwono białą czapkę świętego mikołaja. - Był pan bardzo grzeczny w tym roku, więc Święty Mikołaj przysłał mnie tu, abym dała panu prezent. - powiedziała uśmiechnięta, podobnie jak on, będąc lekko pod wpływem alkoholu. - Ale pański prezent wypiłam po drodze na rozgrzewkę... Co mogę zrobić, aby Ci to wynagrodzić? - rzekła szczerze uśmiechnięta.
- Możesz mi dać w prezencie... noc pełną seksu - odpowiedział leżący na łóżku Emil i uśmiechnął się szczerze. Oczywiście Sara zdawała sobie sprawę, że w jego wykonaniu oznaczało to, podzielone dwiema przerwami, trzy rundy zabawy, co w sumie nie zajmowało dłużej jak półtorej godziny.
- I nie powiesz Mikołajowi, że zgubiłam twój prezent? - zapytała słodkim głosem, udając niewiniątko.
- Nie powiem - odparł uradowany Emil. Takie udawanie, bardzo mu się podobało. Nieczęsto trafiała im się okazja do takiej zabawy.
Święta, zaręczyny, whisky... cały wieczór pełen był niesamowitych wrażeń, co odbiło się na jakości jego zakończenia. Zaczęli się namiętnie kochać. Sara zwykle nie liczyła czasu. Tym jednak razem zapamiętała co wyświetlał zegar, na stojącej w sypialni wieży, zapamiętała że zabawę rozpoczęli po dwudziestej pierwszej, zaś ostatecznym zapamiętanym przez nią czasem, było kilka minut przed drugą w nocy.

25.12.2009.
Sara i Emil obudzili się niewiele przed południem. Długo jeszcze leżeli przytulając się do siebie i rozmawiając spokojnie o wczorajszym dniu. Byli razem naprawdę szczęśliwi.
Po jednym prezencie już sobie dali, ale pod choinką czekały niecierpliwie jeszcze dwa pakunki. Natura też wzywała ich do powstania z łóżka...
Najpierw zajęli się odpakowywaniem prezentów.
Emil dostał od Sary cyfrową kamerę video, białe bokserki w czerwone serduszka, oraz książkę "Seks dla głupków II" - drugą część do posiadanej już pierwszej, z której wyczytał sporo przydatnych rzeczy.
Sara zaś dostała od ukochanego oryginalną wojskową kamizelkę kuloodporną, kajdanki i flakon wyszukanych perfum - jej ulubionych.
Szczere uśmiechy nie schodziły i ich twarzy. Oboje szczerze podziękowali sobie wzajemnie i pocałowali się namiętnie.
Kiedy brali wspólnie prysznic Emil zarzucił pewną kwestię...
- Czy zaplanujemy już ślub i wesele? - spytał myjąc Sarze włosy. Oczywiście pytanie to oznaczało, czy ona wszystko zaplanuje, ponieważ to właśnie ona podejmowała w tym domu wszystkie kluczowe decyzje.
- Myślałam o jakimś letnim terminie, wolę aby było ciepło podczas ślubu i miesiąca miodowego. Może to być nawet w tym roku. Jak myślisz? - powiedziała Sara.
- Zrobimy jak zechcesz kochanie - rzekł spokojnie Emil, której to odpowiedzi Sara się spodziewała.
- Problem może być ze świadkami i drużbą. - zauważyła Sara. Istotnie nie mieli wielu znajomych... Ona właściwie wcale.
- Co z naszymi pracownikami? - zagadał Emil po chwili zastanowienia.
- Dla mnie to stare dzieje. Od wielu lat zatrudniam je, a ty jesteś ich bezpośrednim przełożonym. Mogą przyjść jako twoi goście, jeśli chcesz.
- Oprócz nich nikogo właściwie nie znam.
- No widzisz. A w mojej pracy nie ma się wcale znajomych. Zwykle bardzo mi to odpowiada, ale teraz... - Sara zastanowiła się. W zasadzie tak było chyba lepiej.
- A ta para, której niedawno uratowałaś życie? - zagadał chłopak.
- Nie sądzę, aby nasze drogi się ponownie zeszły. Nie potrzebuję, aby za bardzo o mnie pisano... Pamiętasz? - zagadała podnosząc pełną piany głowę i spoglądając na swojego narzeczonego.
- Pamiętam. - odpowiedział spokojnie chłopak. Wiedział, że rozgłos nie jest tutaj pożądany.
Nie martwiąc się o listę gości, narzeczeni rozkoszowali się wspólny prysznicem myjąc siebie nawzajem. Okazało się, że Emil reflektował jeszcze na odrobinę seksu, więc spędzili pod prysznicem kilkanaście dodatkowych minut.
- Kochanie, czy wzięłaś środki antykoncepcyjne? - zapytał Emil, gdy delikatnie wycierał głowę Sary ręcznikiem.
- Nie, wczoraj też nie. Ale mam teraz niepłodne dni - powiedziała spokojnie i spojrzała na niego. - A nawet jakby co, to chyba nie będzie tragedii co?
- Nie, oczywiście że nie, kochanie. - odparł Emil.
Po wspólnym prysznicu, postanowili coś zjeść. Świątecznych potraw nie brakowało, więc podgrzali cokolwiek wpadło im w ręce i zjedli ze smakiem. Po harcach ostatniej nocy i tych dzisiejszych, okazało się, że byli dość głodni. Oprócz tego śniadanie było jednocześnie obiadem, więc zjedli dwa posiłki na raz.
Chcąc wypróbować nową kamerę, Emil zaczął filmować Sarę, a ta bawiła się w udzielanie mu wywiadu. I choć mówienie o zaręczynach, planach ślubnych, świętach i różnych rzeczy z tym związanych - począwszy od świątecznych potrawach kończąc na ozdobach choinkowych, które wspólnie robili parę tygodni wcześniej, nie było aż tak pasjonujące jak to co Sara mogła by powiedzieć, to Emil był zachwycony mogąc pobawić się swoją kamerą. Zawsze to coś innego niż pożyczanie od niej... co czasem robił, gdy Sara chciała aby ją sfilmował.
Potem obejrzeli jego dzieło na dużym ekranie, a Sara poinstruowała Emila jak nagrywać bez wpadającego co parę minut trzęsienia obrazem i z zachowaniem płynności obrazu, przy przemieszczającym się obiekcie filmowania.
Wieczorem, dla porównania jego filmu z innym, nieco bardziej profesjonalnym, włączyli telewizję satelitarną. W święta nie brakowało ciekawych filmów, więc wybrali... Sara wybrała coś interesującego i obejrzeli go przytulając się do siebie i rozkoszując się skromną kolacją.
Po filmie, krótko po godzinie 22, udali się na spoczynek.

26.12.2009.
Sara obudziła się dość wcześnie - krótko po 6 rano. Emil przez sen przytulał się do niej, zupełnie jakby się przykleił. Właściwie to nie wiedziała czy jeszcze śpi, ale zwykle tak właśnie było. Odwzajemniła mu się tym samym i drzemała sobie spokojnie.
Emil obudził się po jakiejś godzinie. Leżeli sobie tak spokojnie - święta dawały im tę miłą odmianę, że żadne z nich nie musiało wcześnie wstawać i mogli rozkoszować się porankiem, nawet jeśli w praktyce zegar przekroczył już południe.
Mając już lekki przesyt świątecznych potraw, Sara zdecydowała, że lepiej jak zjedzą coś zwykłego. Emil oczywiście przystał na propozycję i szybko popędził do kuchni, aby zacząć szykować śniadanie... po drodze wstąpił na chwilę do łazienki.
Sara leżała jeszcze przez moment rozmyślając o przyszłości, jaka ją czeka. Emil wydawał się jej dobrym materiałem na męża... na jej męża. Był on świadom tego, że w tym domu to ona nosi spodnie. Tak go nauczyła i taki charakter miał ich związek. Oboje czuli się z tym znakomicie, choć ciężko było przewidzieć, czy dziecko nie zmusi ich do jakichś drobnych zmian.
Uznając, że za bardzo zagalopowała się myślami, Sara ruszyła pod prysznic. Emil zapukał do drzwi łazienki z pytaniem, czy może wejść mając ze sobą włączoną kamerę. Nie śmiał tego zrobić bez pytania. Gdy uzyskał pozwolenie, Sara stała za zaparowaną gablotą prysznica i Emil nic właściwie nie nagrał... oprócz tego, ze Sara wychyliła się na chwilę ze "słuchawką prysznica" w dłoni, i za jej pomocą całkowicie zmoczyła spodnie swojego narzeczonego.
- WC jest tam. Siuśmajtku. - powiedziała głośno, rozbawiona Sara. Było to ostatnie ujęcie, które się wówczas nagrało.
Po porannej toalecie... i zmianie spodni na suche. Sara i Emil zjedli wspólne śniadanie. Jajecznica z drobno pokrojonymi pieczarkami i papryką, grzanki, oraz duża kawa z mlekiem.
Po śniadaniu Sara usiadła do laptopa, aby sprawdzić wiadomości, a Emil zajął się wrzuceniem naczyń do zmywarki i uprzątnięciem domu po ostatnich wydarzeniach... które obejmowały głównie posiłki.
Potem Emil do niej dołączył i razem przejrzeli program telewizyjny. Ech... święta - naprawdę mieli z czego wybierać. Sara dokonała dobrych wyborów, jeden western miał się zacząć za dwadzieścia minut, zaś zaraz po nim mieli puścić nowy film z serii Jamesa Bonda.
Po przygotowaniu skromnej przekąski, zasiedli przed ekranem telewizora i przytulając się do siebie rozkoszowali się zestawem kina domowego.
Na dworze było strasznie zimno, wietrznie i padał śnieg. Oboje nie mieli zatem zamiaru nigdzie wychodzić i podobnie jak całe święta, resztę dnia spędzili w domu.
Ciekawą rozrywką na spędzenie popołudnia okazało się czytanie wspólne książki, którą Sara sprezentowała Emilowi... choć nie było tak pasjonujące, jak ich wieczorne zajęcie, gdy testowali nową teorię w praktyce...
Emil zasną dość wcześnie, około 21... znowu robiąc jej tą niespodziankę - drugi raz w tym miesiącu, gdy przez sen, nieświadomy swojego działania zaślinił jej biust.
Nigdy jednak ie miała mu tego za złe... nawet przeciwnie, bawiło ją to i podobało jej się, że jej chłopczyk tak fascynuje się jej kobiecymi kształtami.
Poszła do łazienki się opłukać, a następnie wróciła do łóżka i poszła spać.
Zobacz profil autora
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny

 


Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach