Autor / Wiadomość

[Freestyle] Żywi lub martwi - najlepiej to drugie!

Mekow




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunmow

PostWysłany: Śro 22:12, 01 Wrz 2010     Temat postu:


Tamayrel

Elf był zadowolony zarówno z wyniku, jak i z przebiegu walki. Ich podstęp się powiódł, a potem poszło już dość łatwo... zwłaszcza jak na taką ilość przeciwników.

Kiedy było już po wszystkim... albo tak się zdawało. Tamayrel rozejrzał się dookoła: Nie dostrzegł czających się lub udających martwych przeciwników, zaś ktoś inny zajął się już jeńcami.
W tej sytuacji elf mógł zadbać o własne sprawy. Nie tracąc czasu zabrał się za odzyskiwanie strzał, w końcu darmowe nie były. Osobiście, nie liczył na to że znajdzie jakieś łupy. Tanie miedziane amulety, czy naszyjniki z jakichś zębów, ani trochę go nie interesowały. Ale zbierając strzały nie omieszkał, przyjrzeć się ciałom... a może dostrzeże jakąś sakiewkę, albo złotą ozdobę?

W międzyczasie pozostali zajęli się rozmowami i podjęli decyzję aby udać się pod wieżę. Tamayrel nie miał nic do dodania i zgadzał się z pomysłem. Wszak czy wieża nie była ich celem? Przynajmniej tymczasowym, na drodze do odnalezienia i pokonania odpowiedzialnego za wszystko.
Zobacz profil autora
Evandril




Dołączył: 30 Lip 2008
Posty: 96
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 11:14, 03 Wrz 2010     Temat postu:


Arethis

Zabójca miał totalnie w dupie, co się stało z ogrami i tymi zielonymi posrańcami. Miał w dupie całą walkę i tę przeklętą wiochę. Liczyło się tylko to, że dał się podejść jak dziecko przez pieprzoną zdrajczynię, która pracowała dla Imperium. Teraz miał już dwoje zaciekłych wrogów w szeregach tej dziwnej zbieraniny i powoli zaczynał się czuć jak ptaszek w klatce, w której ktoś zaczyna zgniatać pręty. Wyrzucał sobie, że nie był na tyle czujny, by się zorientować i zaciskał zęby ze złości robiąc prowizoryczny opatrunek na nodze i żebrach. Cięcia były płytkie, co oznaczało, że ta suka zamierzała jedynie nastraszyć Arethisa. Zapewne oboje z tym pierdolcem Foksem mają jeszcze wobec niego jakieś plany.

Czarnowłosy musiał przyznać, że sytuacja była paskudna. Mógłby przy nadarzającej się okazji uciec i liczyć na łut szczęścia, że Forks nie roześle listów gończych na całe Imperium ze zdwojoną siłą, ale nie sądził, by łucznik był tak hojny. Choć z drugiej strony, na południu czekały Bretonia, Tilea i Estalia, a on chętnie kroczył ku nowym światom. Może tam żyłoby się lepiej? Drugą opcją było poderżnięcie tej dwójce gardeł w odpowiednim momencie, co niosło z sobą ryzyko utraty życia, zwłaszcza, że Arethis już się przekonał, iż ciężko podejść do zwiadowcy niezauważonym, a ta dziwka Kaya pewnie nie odkryła przed nim nawet połowy swych umiejętności.

Arethis von Steinbach warknął cicho pod nosem, gdy reszta zajęta była uwalnianiem więźniów. Wpakował się w gęste gówno po same uszy. Potrzebował jakiegoś pomysłu, fortelu… czegoś, co pozwoli mu się stąd wyrwać i nie sprawić, że zginie, bądź że do końca życia nie będzie mógł wchodzić do żadnej z imperialnych karczm. Przeklinał swoją lekkomyślność, zadufanie i zbytnią pewność siebie, gdy przyjął propozycję Eldora. Jeśli to było jego przeznaczenie, to on srał na taki los!

Nie wtrącając się w poczynania reszty przycupnął przy jednej z chat pogrążając się w rozmyślaniu i próbując nieco odpocząć. Nastrój miał iście grobowy.
Zobacz profil autora
MrZeth
Prince of Darkness
Prince of Darkness



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 511
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: diabły uciekają (Wrocław)

PostWysłany: Sob 18:45, 04 Wrz 2010     Temat postu:


Zanzafaar, Lien, Kaya, Jesper i Tamayrel

Zan wytarł szablę i zatknął ją za pasem.
- Ludzka wdzięczność zawsze powoduje takie ciepłe uczucie głęboko w środku, nieprawdaż? - zapytał, podchodząc bliżej klatek, korzystając z tego, że motłoch się rozproszył. Nie miał ochoty na bliższy kontakt z nikim tam, a z tą babą rodem z cyrku z wydrą na ramieniu to już w ogóle, ale wyglądało na to, że Lucanor już zaproponował jej wspólne badanie wieży. Zan miał wrażenie, ze któryś z orków byłby lepszym kompanem - któryś z tych martwych. Mężczyzna westchnął i spojrzał na Lucanora z powątpiewaniem. - Zawsze wykazujesz dworskie zachowanie będąc na dworze? - powiedział, wykonując ruch dłonią, jakby wskazując okolicę. Następnie zwrócił się do tego obszarpańca prosto-z-klatki.
- Jak cię zwą, kobieto? - zapytał.
- Nie pytam Cie o twoje imię, *mężczyzno* to i ty nie pytaj mnie o moje - odpowiedziała, odwracając głowę w jego kierunku - Macie zamiar zostać i podziwiać widoki, czy iść?
- W takim wypadku jak już wreszcie szczeźniesz to na nagrobku napiszę “pyskaty anonim płci żeńskiej” - mruknął pod nosem Zan i machnąwszy na kobietę ręką poszedł w stronę Jaspera, by zapytać od czego zaczną sprawdzenie terenu.
- Hej Jasper, mam nadzieję, że nie każesz mi wypytywać tutejszej ludności o szczegóły - rzucił do zwiadowcy półżartem, ale w duchu na prawdę miał nadzieję, ze nie będzie musiał podchodzić bliżej do tubylców...
Kaya zaśmiała się wesoło.
- Widzisz, zwiadowco, jednak jesteś dowódcą - rzuciła, kładąc dłonie na biodrach i uśmiechając się do mężczyzny szeroko.
- Jeśli już, to jedynie swoim. - mruknął Forks, nie patrząc nawet w stronę Kayi, Zana i kobiety, którą uwolnili z klatki. Gwizdnął w charakterystyczny sposób na Blaze’a, a koń wybiegł z gęstego poszycia lasu i podbiegł do mężczyzny.
- Och, ktoś ma zły dzień - stwierdziła zabójczyni, unosząc prawą brew do góry. - I nawet jest ich dwóch... - dodała, zerkając w stronę siedzącego pod budynkiem Arethisa, który co chwilę coś poburkiwał pod nosem. Nie musiała być mistrzem detektywów, by się domyślić, o czym gadał. - Jedźcie pod wieżę, ja tu mogę zostać, mieć oko na nasz skarb i popytać ludzi.
- Nie chciałabyś być w pobliżu, gdybym miał zły dzień. - odparł spokojnie Jasper gładząc zwierzę po szyi. - A co do niego... - skinął głową na Arethisa. - to karaluch. A chyba każdy szanujący się obywatel Imperium wie, co należy robić z karaluchami. Pójdziemy pod wieżę i wtedy zobaczymy, co tam wskóramy. Póki jej nie zobaczę z bliska, nie zamierzam podejmować żadnych decyzji. A tak swoją drogą... - odwrócił wzrok w kierunku Czarodziejki Lodu. - ... świetna robota Nataszo...
Zan uśmiechnął się i skinął twierdząco głową. Za chwile skoczy przekazać jej to osobiście, ale najpierw wolałby znać jakie są ustalenia.
- Taaa... a mnie to już nie pochwali - prychnęła Kaya i machnęła ręką. - Faceci...
- Gdyby to od twojego ataku zależały kolejne chwile na placu boju, pochwaliłbym cię. - zwiadowca zwrócił się do zabójczyni. - Natasza odwaliła kawał dobrej roboty. Śmiem twierdzić, że gdyby nie jej jastrzębie, to dalej byśmy stali w miejscu i się zastanawiali, jak podejść zielonych i pozbyć się ogrów.
- Potrzeba wiele odwagi i siły, by stać za plecami towarzyszy i rzucić mocne zaklęcie. - Kaya pokiwała głową z uznaniem, po czym odeszła.
- Natasza zrobiła to, co do niej należało w tej sytuacji... Tak jak i każdy z nas. Więc licytowanie się, kto jest lepszy, jest nie na miejscu. - mruknął Forks, zerkając na odchodzącą kobietę. - Ani tym bardziej ironia i sarkazm...
- Doświadczenie czyni ludzi dowódcami - rzucił Zan tak, by Forks, go słyszał, po czym zostawił to “skłócone małżeństwo” w spokoju. Pytał Forksa, bo sam miał nikłe pojęcie o jakichkolwiek działaniach bojowych, a zwiadowca wręcz przeciwnie.
Zan podszedł powoli do Nataszy. - No niechciałbym nigdy oglądać twoich zaklęć od niewłaściwej strony. Niesamowita sprawa - zaśmiał się cicho.
- Nic takiego, tego nas uczą w Akademii - odpowiedziała spokojnie. - Tylko najtwardsi przeżywają szkolenie.
- Selekcja jak u Matki Natury? Silni żyją, słabi giną? - zapytał Zan, unosząc brew.
- I tak byś tego nie zrozumiał, Zanzafaar. Masz do mnie coś konkretnego, czy będziemy sobie gadać o pierdołach?
Zan się zaśmiał. - Tak. Mam coś konkretnego. Dziękuję za wsparcie. Bez ciebie nie obyłoby się bez przelania własnej krwi - skłonił się lekko.
- Nie ma sprawy, w końcu działamy w drużynie. Do pewnego czasu. Zresztą, nie ciebie wspierałam, tylko was wszystkich.
- Ale ja za innych dziękować nie będę. Niech sami przylezą o ile mają dość godności - mruknął szermierz. - Dobra, musimy dostarczyć Eldora do tej wieży... - Zan gwizdnął na konia, który wyszedł z jednej z bocznych uliczek.
- A czy ja ci wyglądam na kogoś, kto oczekuje podziękowań, wojowniku? - zapytała, unosząc do góry prawą brew. - Nie odpowiadaj...
Przyprowadziła swojego konia i po chwili była gotowa do drogi, całkowicie ignorując, co się dzieje dookoła.
- Oczekuje czy nie, jak się należą, to się należą - mruknął Zanzafaar pod nosem, dosiadając konia po czym podjechał do Kayi. - Na początku myślałem, że udajesz, potem przekonałaś mnie, że jednak nie... ten jeden raz dowiaduję się, ze ktoś zrobił mnie w konia i jedyne co czuję to ulga... -
- Ulga? Że nie jestem wyjątkowo głupią idiotką z podrzędnego burdelu na trakcie do Middenheim? - Uśmiechnęła się lekko, zerkając na niego. - Też mi ulżyło, że już nie muszę udawać
Zan uśmiechnął się szeroko. - Ot kolejny powód by trzymać się z dala od burdeli. Ech...
- Na szczęście głupota nie jest zaraźliwa, a dobre wychowanie, maniery i elegancja owszem. - Puściła mu oczko. - Chyba ktoś ci ucieka.
- I chwała za to Sigmarowi. Tymczasem - rzucił mężczyzna, machnął kobiecie ręką i ruszył za Jasperem. Ciekawiła go ta wieża...
Tamayrel odzyskawszy większość swych strzał i “małe co nieco”, dołączył do drużyny. Już wcześniej słyszał ich rozmowy; słyszał je, ale nie słuchał, bo po co?
Wyglądało na to, że ludzie skończyli się kłócić i wreszcie byli gotowi ruszyć pod siedzibę wroga, jak można było zgadywać. Tam też skierował się elf.
Zobacz profil autora
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8

 


Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach