Autor / Wiadomość

[Freestyle] Żywi lub martwi - najlepiej to drugie!

Mekow




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunmow

PostWysłany: Nie 19:29, 22 Sie 2010     Temat postu:


Tamayrel

Elf mógł się właściwie spodziewać, że pozostali nie będą na niego czekać. W końcu nie było go dość długo.
Strażnik pilnujący bramy, pamiętał, że wyjechała taka jedna ekipa, ale nie wiedział dokąd dokładnie się udali... Elf też nie mógł tego wiedzieć.
Droga do Arenburg, kopalni Lindenheim, oraz Sokh, dawały mu spore możliwości wyboru.
Pamiętając wizje przedstawione przez czarodzieja, gdy tylko się spotkali, Tamayrel przypomniał sobie tło gór. Kierując się tym śladem, wybrał drogę prowadzącą do Sokh.
Nie tracąc dodatkowo czasu ruszył za pozostałymi... albo raczej przed siebie, bo nie wiedział czy jedzie w dobrą stronę. Nie mniej jednak, zostawił to przeklęte miasto za sobą. Oczywiście kiedyś tu wróci i wyrówna rachunki, ale póki co, musiał jakoś żyć z tą hańbą, którą się okrył. Wiedział, że nie będzie to dla niego łatwy okres. Był zdołowany i wściekły, a jedyne co mógł z tym zrobić, to przeklinać pod nosem na poprawę nastroju... co niewiele mu w tej chwili pomagało.
Szukanie śladów na trakcie nie miało sensu, gdyż ruch był tu dość spory i kilka, jeśli nie nawet kilkadziesiąt razy coś tędy przejeżdżało.
Tamayrel jechał póki co przed siebie, drogą którą wybrał. Wiedział, że ludzie zatrzymają się prędzej czy później na nocleg, a on jako elf nie potrzebował snu, więc jeśli tylko wybrał dobrą drogę, to na pewno ich dogoni. Zdawał też sobie sprawę, że w razie konieczności, czarodziej pokieruje go, tak jak to zrobił wcześniej. Choć osobiście miał nadzieję, że do tego nie dojdzie i sam ich znajdzie, bez niczyjej pomocy... nie za bardzo chciał ją otrzymać... a już na pewno nie chciał jej potrzebować.
Zobacz profil autora
Gettor




Dołączył: 13 Lip 2010
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lubin
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:17, 22 Sie 2010     Temat postu:


Revalion, Jasper, Lucanor, Kaya

Późnym już wieczorem, kiedy niewielkie ognisko radośnie trzaskało, Revalion zdał sobie z czegoś sprawę…

- Jasper! - powiedział głośno bard trącając patykiem drewno w ognisku. - Dokąd nas właściwie prowadzisz?
- Do życia po życiu - odparł znudzony zwiadowca.
- Nie wiedziałem, że do piekła można się dostać konno. - powiedział Rev popadając w swoje "twórcze" zamyślenie. - Czy kozioł nie byłby bardziej odpowiedni? Kaya, jak myślisz?
- Co? - zapytała, wyrwana z rozmyślań. Najwidoczniej ich nie słuchała.

- Ten pan. - powiedział, wskazując patykiem na Jaspra. - Twierdzi, że idziemy do piekła. Jak widać, jedziemy tam konno. Nie sądzisz, że kozły byłyby do tego odpowiedniejsze?
- A ja nie chcę iść do piekła. - Kobieta zmarszczyła brwi i skrzywiła się lekko. - Powiedz mu, żeby zmienił trasę - dodała poważnym tonem.
Jasper tylko pokręcił głową. Głupota tych ludzi i nieludzi zaczynała go denerwować.
Rev zmarszczył czoło w chwilowym zamyśleniu.
- Jakby się zastanowić, ja też nie chcę iść do piekła. - odparł, po czym na powrót zwrócił się do zwiadowcy. - Jasper, nie strasz naszej drogiej towarzyszki i natychmiast jej powiedz, że nie jedziemy do piekła. A przy okazji zdradź dokąd naprawdę zmierzamy.

- A gdzieś ty usłyszał, że jedziemy do jakiegoś piekła? - zapytał niechętnie Forks oporządzając Blaze'a. - Jedziemy na Wolfenburg, stamtąd prosto na Kislev, chyba że będę miał jakieś wieści z północy.
Bard spochmurniał na chwilę, po czym klasnął w dłonie i roześmiał się na głos. Następnie szturchnął lekko Kayę.
- Ja już wiem, czemu on taki nie w sosie. Dobija go świadomość, że nie będzie mógł już zasmakować w kuchni Vivian.
- A kto to jest Vivian? - zapytała Kaya. - Jego żona?

- Myślę, że ciebie bardziej dobija świadomość, że nie będzie dalej z nami jechać, Rev. - Forks poklepał Blaze'a po szyi nawet nie zerkając w stronę barda. - A co do mojego nastroju, to jako żołnierz Imperium nie jestem w stanie żartować sobie z każdej rzeczy tak jak wy, bardowie, macie to w zwyczaju...
- Ach, ale życie bez śmiechu i radości jest nudne! - odparł Revalion rozciągając się, po czym zwrócił się do Kayi. - Vivian to gospodyni pewnego przydrożnego zajazdu w którym byliśmy wczoraj i gdzie uraczyła Jaspra "wyborną" jajecznicą.

- Rev, zejdź ze mnie. - zwiadowca nagle odwrócił się w stronę mężczyzny. - Nie masz innych tematów? Ponawijaj trochę makaron na uszy Kayi... Jeśli wiesz, co to znaczy...
- Mam, ale te inne tematy nie zakładają dokuczanie twojej osobie. - powiedział z uśmiechem.
- Masz dziwny sposób na podryw, ale już mówiłem, że nie gustuję w chłopcach. - Jasper uśmiechnął się delikatnie.

Norrańczyk siedział gdzieś z boku obozowiska bawiąc się z Blue. Wcześniej zamienił kilka słów z nowymi towarzyszkami podróży, a teraz przysłuchiwal się rozmowie, którą prowadzili zwiadowca, bard i Kaya.
- Zamiast gadać o niczym, lepiej byłoby zdecydować kto po kim obejmie wartę. Ja i Blue możemy zacząć. - wtrącił się szlachcic.

- Po tobie ja i Arethis. - mruknął Forks. - Po mnie Rev i kogo tam sobie dobierze. Wolę mieć po sobie kogoś, kto choć trochę respektuje jakieś prawo...

- Jakie prawo? - spytał Rev marszcząc czoło. - Skoro ja mam mieć wartę z "kimś" i jeszcze mogę sobie tego kogoś "wybrać"... co ty na to Kaya? - roześmiał się.
- Ja nie mam nic przeciwko wartowaniu. - kobieta wzruszyła ramionami.

- W porządku. Poza tym martwi mnie to, że nasza grupa zbytnio się rozrosła. Jesteśmy trochę zbyt barwni i powinniśmy unikać głównych traktów. Ludzie lubią gadać. - stwierdził Lucanor, sięgając po jedzenie i zaczynając posiłek. Co jakiś czas podrzucał coś panterze, ta jednak nie była zbytnio zainteresowana, pewnie planując nad ranem jakieś polowanie.

- Im nas więcej, tym lepiej, odstraszamy potencjalnych przeciwników. - stwierdził chłodno zwiadowca, odpowiadając Lucanorowi. - I powinniśmy poruszać się głównymi szlakami, tam gdzie jest jakiś ruch. Na skróty pojedziemy tylko w skrajnych przypadkach, nie chcę kusić losu... Nawet dzisiaj nie byłem za tym, żeby rozpalać ognisko - jesteśmy u podnóża Gór Środkowych, w lasach mogą czaić się albo dzikie zwierzęta, albo hordy jakichś orków z ambicjami... No ale nieważne, najwyżej będziemy się bronić...

- O taaaak... - powiedział Revalion i, idąc w ślady Lucanora, wyjął z plecaka coś do jedzenia. - Moim zdaniem wystarczy, że owym "przeciwnikom" pokażemy Arethisa. - po czym znów się zaśmiał.
Kobieta zerknęła na Arethisa, a potem na Revaliona. Uśmiechnęła się.
- Lubisz kusić los, bardzie...

- Nie chcę kwestionować twojego doświadczenia, Jasper. Ale chyba nie powinniśmy też zbyt wcześnie informować naszego przeciwnika o tym, że się zbliżamy. Wątpię, by ktoś taki nie miał baczenia na najmniejsze nawet zagrożenie jego planów. - Norrańczyk wyjaśnił swój punkt widzenia. - Wiem, że na rzadziej uczęszczanych szlakach jest mniej bezpiecznie, ale powinniśmy podjąć mniejsze ryzyko, niż wjeżdżając od frontu.

- Nie chcę kwestionować twojego doświadczenia, Lucanor, ale większość zbrojnych porusza się po szlakach Imperium większymi grupami niż nasza, więc nie sądzę by tylu ludzi ilu mamy w naszej ekipie wzbudziło czyjekolwiek podejrzenia. Poza tym nie zakładajmy czegoś z góry. - rzucił Jasper. - Nie wiemy, co się zdarzy i nie wiemy, czy tak naprawdę staruszkowi nie poprzestawiało się w głowie... Póki możemy podróżować głównymi szlakami, to to zróbmy. Potem będziemy się zastanawiać, co zrobić dalej.

- Ot, spotkało się dwóch żołnierzy, jeden lepszy od drugiego. - powiedział Rev nieco ciszej do Kayi. - Słuchaj ich: "Nie chcę kwestionować twojego doświadczenia, ale tak po prawdzie to jesteś idiotą". I to wszystko co mam do powiedzenia na ten temat. - westchnął.

- Rev, chyba zapomniałeś, że ktoś tutaj może mieć wyczulony słuch... - mruknął Jasper, zerkając w stronę barda. - Zajmij się czymś konstruktywnym... na przykład Kayą...

W odpowiedzi Rev wydął wargi w stronę Jaspra.
- Moim zdaniem za bardzo się tym wszystkim przejmujecie. - powiedział wstając i szukając nowego patyka do trącania ogniska. - Orkowie tak blisko miasta? Czysta abstrakcja. Ze zwierzętami bym się jeszcze zgodził, ale te stwory... ile my dzisiaj przejechaliśmy, że się nimi martwisz?

- Jasper, nie musisz się silić na ironię. Większość zbrojnych, którzy poruszają się na głównych szlakach ma mundury lub jest wyszkolone w walce lepiej niż nasi towarzysze. - powiedział, wskazując na barda. - Ale z drugiej strony sprzeczki nam w niczym nie pomogą. W końcu to ty znasz się na dowodzeniu.
Przy wypowiadaniu ostatnich zdań Lucanor również przybrał sarkastyczny ton.

Gdy Jasper chciał coś dodać od siebie, do rozmowy wtrąciła się Kaya.
- Zwiadowco, mogę cię prosić na stronę? - zapytała poważnym tonem, w którym nie było słychać nutki infantylności.
Zwiadowca skrzywił się nieco patrząc na oblicza Lucanora i Reva, po czym skinął głową kobiecie. Nawet nie miał zamiaru przekonywać obu mężczyzn do swoich racji, w końcu sami się przekonają. Skinął im tylko głową, po czym odszedł wraz z kobietą na odległość uniemożliwiającą podsłuchanie ich rozmowy. Ciekaw był, o czym chce pogadać z nim Kaya.

- Brak wyszkolenia, powiadasz? - powiedział Rev do Lucanora. Oczy mu nagle zabłysły jasno, złożył ręce w dziwnym geście i wycelował dłonie w szlachcica. W efekcie Luca... nie mógł się ruszać. Przez kilka sekund nie mógł nawet poruszyć nawet brwią.
Kiedy efekt minął, bard podszedł do szlachcica uśmiechając się paskudnie.
- Może i nie mam takiego dużego kota jak ty, ale za to znam inne sztuczki... a może nie tylko sztuczki?

Gdy efekt czaru ustąpił, Lucanor poklepał panterę po sierści, a Blue natychmiast zerwał się z ziemi i rzucił na Reva. Bard przewrócił się, a zwierzę przygniotło go do podłoża i zaryczało wściekle.
- Jarmarczne triki zachowaj dla siebie. Nie musimy sobie wzajemnie niczego udowadniać, ale nie igraj ze mną. Po pierwsze, nie chciałbyś mnie rozgniewać, po drugie nikt nie odniesie korzyści z naszej walki. Blue, zostaw. - pantera odeszła na bok, a szlachcic wyciągnął dłoń w stronę barda, by pomóc mu wstać.

Zwiadowca z grobową miną wrócił do dwóch kompanów i zerknął na leżącego Revaliona, a następnie na Lucanora podającego mu dłoń.
- Co tu się stało? Chcecie się bić? To poczekajcie na lepszą okazję...

Kiedy tylko pantera z niego zeszła, bard złapał się za pierś i wziął kilka głębokich oddechów.
- On nie zna się na żartach... - poskarżył się Jasperowi odpowiadając na jego pytanie.
Z kwaśną miną podał Luce dłoń i pozwolił, by ten pomógł mu wstać.
- Niedobry kotek... - powiedział cicho i westchnął. - Niech będzie. Jakby nie patrzeć, walka nie jest moim żywiołem ale nie jestem zupełnie bezbronny.

- Nic się nie stało. - wyjaśnił Jasperowi. - Drobna różnica zdań.
Blue ponownie ułożył się z boku obozowiska, jednak ciągle wpatrywał się w barda.
- A co u was? Powinniśmy o czymś wiedzieć? - zapytał Lucanor.

- Powiedziała, że jej się podobam. - rzucił Jasper uśmiechając się lekko. - Rzadko słyszę takie rzeczy... No ale nieważne...
Wszyscy trzej widzieli, jak Kaya wraca do obozu poprawiając bluzkę na wysokości biustu, a w świetle ogniska dostrzegli rumieńce na jej twarzy.

Revalion, który właśnie się położył na swoim posłaniu, podniósł nagle głowę słysząc słowa Jaspera. Ujrzał też wracającą Kayę...
- Słodko. - rzucił, po czym ponownie się położył.

Lucanor nie skomentował sytuacji. Bard po raz kolejny miał dziś pecha.
- Powoli kładźcie się spać, Blue i ja jeszcze trochę posiedzimy. - powiedział do wszystkich, a następnie zwrócił się do zwiadowcy. - Za kilka godzin cię obudzę.

Jasper zbliżył się do leżącego barda i przyklęknął obok niego, klepiąc go po ramieniu. Twarz Revaliona wskazywała, jakby mężczyzna przegrał sporą sumę w kości. Zwiadowca wiedział jednak, o co chodzi.
- Nie przejmuj się, kiedyś się nauczysz wabić do siebie kobiety zupełnie nic nie robiąc... - w świetle paleniska dostrzegł biały uśmiech mężczyzny.

Bard znów podniósł głowę, zaś jego mina po raz pierwszy od kiedy się spotkali była inna niż radosna.
- Jak już mówiłem: słodko. - powiedział, po czym znów opuścił głowę i machnął zwiadowcy ręką, by ten sobie poszedł.
Jasper roześmiał się, wzruszył ramionami, po czym odszedł spory kawałek od leżącego barda i wygrzebał z juków coś do jedzenia.

Zaś Revalion, westchnąwszy ciężko nad swoim losem i… nieszczęściem, pocieszał się w myślach świadomością, że to on będzie miał w nocy wartę z Kayą, a nie Jasper. Jednak nie wiedział, czy to wciąż była dobra wiadomość…
Zobacz profil autora
MrZeth
Prince of Darkness
Prince of Darkness



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 511
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: diabły uciekają (Wrocław)

PostWysłany: Pon 9:54, 23 Sie 2010     Temat postu:


Zanzafaar Hezzegorth & Natasza & Kaya

Zan nie mówił za wiele. "Podziwiał krajobraz". Myślał, a jego spojrzenie było odległe, nieobecne. Co jakiś czas na jego twarzy pojawiał się uśmiech. Wreszcie szlachcic ocknął się z zamyślenia. Spojrzał na Nataszę. - Jak się sprawuje nabytek? - zapytał mimochodem.
- Dobrze - odparła. - Młody i nieco porywczy, ale szybko się dostosuje - dodała po chwili.
- Nie przepadasz za rozmowami po drodze? - zapytał jeszcze.
- Nie przepadam za rozmowami w ogóle. - Uśmiechnęła się krzywo.
Zan zaśmiał się cicho. - Szkoda, masz ładny głos, żal, że go nie używasz za często –
Wyglądało na to, że Zan nie chciał narzucać się kobiecie. Jego postawa sugerowała, ze nie spodziewał się, by kobieta mu odpowiedziała.
- Używam go tylko wtedy, gdy potrzebuję - westchnęła.
Zanzafaar tylko pokiwał głową na znak, że rozumie.

[---]

Gdy zatrzymali się na noc Zan słuchał tylko połowicznie tego, co się działo. Póki było dostatecznie jasno - czytał, aż wreszcie zrobiło się za ciemno.
- Natasza. Wychodzi na to, że mamy wspólną wartę - zwrócił się do kobiety.
- Mam się bać? - zapytała.
Zan się zaśmiał. - Wedle uznania - uśmiechnął się tajemniczo na chwilę. - To będzie nocna warta. Ja planuję milczeć i czuwać, jeśli masz lepszy pomysł, to mnie oświeć... - wzruszył ramionami.
- Proponuję na tym poprzestać - rzuciła chłodno.
- Idealnie - odparł Zan zupełnie niezrażony, po czym wstał i odłożył książkę na miejsce i poszedł rozprostować kości. Po drodze "zahaczył" Kayę. - Zaczęłaś podrywać Reva i już przerzuciłaś się na naszego "przewodnika". Nieładnie - pokiwał kobiecie palcem karcąco, uśmiechając się kącikiem ust.
- Ale... - kobieta rzuciła zdziwiona. - Ja nic nie zrobiłam. Po prostu staram się być dla wszystkich miła... - zasmuciła się nieco.
- Dla niego byłaś miła nieco... za bardzo - Zan westchnął. - Masz z nim wartę z tego co słyszę wiec go trochę pociesz - machnął ręką. - Ty na prawdę nie jesteś świadoma jakie spustoszenie siejesz w myślach i sercach facetów? - zaśmiał się cicho.
- Ale że co? - zapytała, zamyślając się na chwilę, po czym zmarszczyła gniewnie brwi. - Eeejjj, nie jestem głupia! - prychnęła obrażona.
- Nie. Raczej niedoinformowana - stwierdził Zan, wzruszając ramionami i ruszył dalej.
- Ale z czym niedoinformowana? - zapytała, doganiając go. Zan zauważył, że niemal każde zdanie zaczynała od "ale".
Zan westchnął. Zapowiada się długi spacer...

[---]

Po powrocie z tego jakże intelektualnie stymulującego spaceru Zan miał wyraźnie sformułowane wnioski na temat Kayi. Na początku był święcie przekonany że taki rodzaj idiotek nie istnieje na prawdę... że niektóre kobiety tylko takie udają. Chyba właśnie trafił na "orygniał". Zastanawiał się ile ta urocza istotka ma chorób wenerycznych... i szybko przestał. Przestraszył się nasuwających się na myśl liczb. Ta kobieta przestawała być pusta chyba tylko wtedy gdy miała faceta "w środku".
- Tracę wiarę w rasę ludzką – powiedział cicho, siadając po turecku, opierając łokieć o kolano, a czoło o dłoń.
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 14:39, 23 Sie 2010     Temat postu:


Jasper

Forks jechał na szpicy, prowadząc ich południowym traktem – dla kogoś nie obeznanego w ukształtowaniu terenu Imperium mogło to nie mieć najmniejszego sensu, jednak zwiadowca doskonale wiedział, co robi. Zamierzał przeprowadzić drużynę u podnóża Gór Środkowych i w prostej linii pojechać do stolicy Ostlandu – Wolfenburga. Główne szlaki były zwykle bardziej uczęszczane i mężczyzna zamierzał to wykorzystać. Gdy w końcu rozbili obóz, Jasper wdał się w krótką rozmowę z Lucanorem i Revalionem. Przy okazji dołączyła Kaya, z którą odszedł na stronę. Bard wyraźnie nie był zachwycony tą sytuacją, a Forks rozsiadł się przy ognisku zajadając suszone mięso i suchary. Przy okazji rozmyślał o tym, co powiedziała mu Kaya.

* * *

Czarnowłosa kobieta odeszła na stronę z Zanzafaarem, a gdy wróciła, wyglądała, jakby miała zaserwować wszystkim największego focha w dziejach ludzkości. Jednak gdy tylko spojrzała na Jaspera, musiała zapomnieć o tym, gdyż szybko wyjęła coś ze swojej torby i podeszła do niego.
- Jasper, mogę cię prosić o przysługę? – zapytała Kaya, kucając obok mężczyzny z jakimś papierkiem w dłoni.
Skinął jej głową, a ona podała mu pismo.
- Mógłbyś na to zerknąć? Było w siedzibie straży i nie jestem pewna, czy ten list gończy jest jeszcze ważny. I na kogo jest, bo sama twarz to nie zawsze wystarcza.
Mężczyzna rozumiał jej prośbę, wszak tylko nieliczni potrafili czytać. Wziął pergamin z dłoni Kayi, po czym przejrzał szybko zapisany tam tekst i odparł.
- Przykro mi, zawisł dwa miesiące temu.
- Ech, ja to zawsze mam pecha – mruknęła, robiąc niepocieszoną minę. – Czyli już mi się nie przyda.
To mówiąc wrzuciła kartę do ognia, wstała i poszła do barda, po czym zaczęli między sobą o czymś rozmawiać. Jasper spojrzał w jej stronę, zawieszając na moment wzrok na jej kształtnym tyłku – przynajmniej teraz wiedział, czym dokładnie zajmowała się kobieta. Nawet się lekko ucieszył, że będą razem podróżować...
Zobacz profil autora
Evandril




Dołączył: 30 Lip 2008
Posty: 96
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 16:23, 23 Sie 2010     Temat postu:


Arethis

Droga nie była zbyt uciążliwa dla zabójcy, choć pod koniec dnia zaczął go boleć tyłek od siodła. Na szczęście rozbili obóz, a czarnowłosy usadowił się wygodnie przy ognisku sięgając do plecaka po swoje zapasy żywności. Ser i bochen chleba nadawały się wciąż do jedzenia, choć pieczywo zdążyło już nieco sczerstwieć – nic to jednak, przyzwyczaił się już do jedzenia gorszych rzeczy, a to były prawdziwe rarytasy.

Płomienie miło rozgrzewały jego ciało, gdy przyglądał się pozostałym w obozie i uśmiechał pod nosem, widząc, jak jedna kobieta potrafi wprowadzić tyle zamieszania do drużyny złożonej z samych samców. W międzyczasie posiłek przepijał średnim winem zakupionym kilka dni temu w Krugenheim i podsłuchiwał, o czym rozmawia reszta. Ten szlachetka mądrował się, jakby spędził na szlakach co najmniej pół życia, ale łucznik był nieustępliwy. Arethis stwierdził w głębi ducha, że woli mimo wszystko by to Forks ich prowadził, niż jakiś zniewieściały typ, któremu całe życie ktoś dupę miodem smarował. Jeszcze ciekawiej zachowywał się bard, który strzelił focha niczym dziecko, któremu pociekło po gatkach, jak tylko zobaczył, że zwiadowca odszedł gdzieś z Kayą. Normalnie cyrk na kółkach, zwłaszcza, gdy zabójca przysłuchał się rozmowie tego najemnika… Zanfrajer miał na imię czy jakoś tak, zresztą, nieważne… Mało się nie zadławił kawałkiem chleba, gdy Kaya próbowała ogarnąć to, co do niej mówił. Ale to chyba było za dużo, jak na jej mały móżdżek. Tym bardziej nie mógł się doczekać, gdy nadarzy się okazja by ją stuknąć. Wyglądało na to, że trzeba było zrobić smutną minę, by kobieta przyszła przytulać i pocieszać. To nawet mogło być zabawne.

Arethisowi coraz bardziej zaczynała się podobać ta podróż – nie dość, że z pewnością wyciągnie z niej korzyści materialne, to jeszcze cielesne, a w łączeniu przyjemnego z pożytecznym był po prostu mistrzem. Póki co próbę zamordowania Forksa postanowił odłożyć na lepszy czas, najpierw musi przelecieć Kayę i Nataszę, a potem będzie się martwił, co zrobić ze zwiadowcą. Z takimi myślami i lekkim uśmiechem na ustach dopił trunek z miedzianego kubka i ułożył się na derce przy ognisku.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:05, 23 Sie 2010     Temat postu:


Drużyna w obozie

Pierwsza i druga warta minęły spokojnie, choć co jakiś czas w oddali było słychać nieprzyjemne wycie wilków. Gdy Revalion został obudzony, by przejąć obowiązki po Jasperze i Arethisie, klepnął Kayę w ramię i zajął miejsce przy ognisku. Kobieta mruknęła coś półprzytomnym głosem, po czym ziewając i przeciągając się dołączyła do niego. Ułożyła się na boku na wprost płomieni, po czym oparła zaspaną głowę na nadgarstku.
- Znasz jakieś ciekawe opowieści ze szlaku? – zagadała.

* * *

Godzinę później rozległo się kolejne wycie, tym razem silniejsze i bardziej zdecydowane. Rev mógłby przysiąc, że było też bliżej. Niecały kwadrans potem rozległo się następne i następne, a każde z nich skracało dystans między wilkami a obozem. Przy piątym wyciu, które rozległo się kilka metrów od ogniska, wszyscy się obudzili, a Kaya i bard już trzymali broń w pogotowiu. Minęło parę dłużących się chwil, gdy pozostali byli gotowi i dostrzegli tuzin oczu wpatrujących się w nich z ciemności. Ciche powarkiwania nie wróżyły nic dobrego.
- Coś duże te wilki – zauważyła Natasza, zwracając uwagę na odległość błyszczących oczu od ziemi.
- Bo to nie wilki – syknął Jasper, szykując strzałę. – To wilkory!
- Wilkory? – mruknął Zanzafaar. – Czyli mamy też jeźdźców i zapewne goblińskie posiłki piechoty w pobliżu.



Tamayrel

Jechał szybko, gdyż miał ponad trzy godziny straty w porównaniu do reszty towarzyszy, lecz gdy tylko mijał jakichś strażników dróg, pytał się o grupkę zbrojnych. Na szczęście ludzie pamiętali takowych, głownie ze względu na wielkiego, czarnego kota, który im towarzyszył. Idąc tym śladem i podążając za wskazówkami, elf nie przegapił zjazdu na Starą Drogę, a gdy słońce całkowicie zaszło za horyzont i pogrążyło krainę w mroku, dostrzegł przed sobą światełko bijące od ogniska. Już z daleka słyszał głosy, które rozpoznał jako swoich towarzyszy, jednak szybko wyłapał, iż mają kłopoty i szykują się do obrony. Zatrzymał konia, przyglądając się zaistniałej sytuacji. Obóz był otoczony przez sześć wilkorów ze swymi zielonymi jeźdźcami na grzbiecie, a w pobliskich krzakach czaiło się ponad cztery razy tyle goblinów. W oddali dostrzegł też jeszcze kilka krążących przerośniętych wilków, ale naliczył ich zaledwie trzy. Zapowiadała się ciekawa potyczka, a on miał tę przewagę, że znajdował się za linią wroga i posiadał element zaskoczenia oraz to, iż na tę odległość idealnie widział w ciemnościach. Lekki uśmiech pojawił się na twarzy Tamayrela, w końcu mógł mieć ciekawe wejście.
Zobacz profil autora
Mekow




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunmow

PostWysłany: Pon 22:25, 23 Sie 2010     Temat postu:


Tamayrel

Elf był zadowolony, gdy trafił na trop swojej ekipy. Zwykle nie cieszył się, spotykając na trakcie aż tylu ludzi, ale ci posiadali przydatne dla niego informacje. Wiedza, że zmierza we właściwym kierunku była przydatna i działała na jego samopoczucie niczym wiadro wody na palący się dom. Skromne to było pocieszenie, ale zawsze coś.
W końcu ich dogonił! A jak się szybko okazało był im teraz potrzebny, gdyż zostali zaatakowani. Dające ciepło na noc ognisko miało to do siebie, że odstraszało jednych, ale wabiło innych. Ci drudzy nie często się pojawiali, nie mniej jednak zawsze pewne ryzyko istniało.

Tamayrel bez wahania uznał, że najlepiej będzie pozostać w ukryciu, tak długo jak gobliny nie będą świadome jego położenia. Szykując łuk, dla pewności rozejrzał się jeszcze dookoła siebie. Głupio by było zostać zaskoczonym, przez kręcącą się w okolicy tylną straż napastników. Nikogo nie dostrzegł, więc szybko doszedł do wniosku iż wszyscy wrogowie musieli znajdować się przed nim.
Naciągnął jednocześnie dwie strzały i napiął łuk. Potrafił dobrze strzelać w ten sposób, a uznał, że na tych przeciwników jedna strzała mogła nie wystarczyć... nawet elfia. Chciał też mieć pewność, że trafiony cel padnie martwy na ziemię, a nie ranny zainteresuje się skąd nadleciał pocisk i kto za niego odpowiada.
Tamayrel zdawał sobie sprawę, że nie powinien był strzelać w pierwszego lepszego przeciwnika. Szybko namierzył jednego z przerośniętych wilków-wierzchowców, takiego który raczej nie znajdował się w centrum uwagi. Wycelował w szyję zwierzęcia i nie zwlekając posłał ku niemu strzały.
Widział co działo się w obozie i za pomocą łuku miał zamiar wspierać ludzi, dopóki nie zostanie odkryty przez wroga lub dopóki walczący nie wymieszają się ze sobą, co niosło by ryzyko trafienia nie tego kogo trzeba. To którą część drużyny będzie wspierał słabszą-męską czy piękną, musiało pozostać otwarte, w zależności od tego co będzie się działo. Właściwie taki podział był mało prawdopodobny.
Póki co nie mógł sobie jednak pozwolić na wahania i czekanie na to co się wydarzy. Niezwłocznie po oddaniu pierwszego podwójnego strzału, sięgnął po kolejne dwie strzały i przycelował w tego z przeciwników, do którego strzelanie nie niosło zbyt dużego ryzyka trafienia kogoś z drużyny... on sam by nie chybił, ale wilki przemieszczały się na polu walki i mógł mieć miejsce nagły zwrot.
Za trzecim razem, jeśli będzie jeszcze strzelał, sięgnie już tylko po jedną strzałę. Precyzja ataku elfa będzie bardziej wymagana niż jego siła.
Zobacz profil autora
Gettor




Dołączył: 13 Lip 2010
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lubin
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 2:13, 24 Sie 2010     Temat postu:


Revalion, Kaya

Revalion spojrzał kątem oka na Kayę i zamknął swój dzienniczek. W tak słabym świetle dopalającego się ogniska i tak nie mógł czytać.
Widział tylko kontury jej twarzy, nie był nawet w stanie stwierdzić czy się uśmiecha, czy... robi coś innego.
- Znam wiele ciekawych opowieści. - odparł. - Między innymi ze szlaku... wszak z tego żyję. Radosne, smutne... jakiej chciałabyś posłuchać?
- Oczywiście, że radosnej - odpowiedziała, a z jej tonu wyczytał, że się uśmiecha. - Nikt nie lubi się smucić, a już na pewno nie ja.

- Smutek jest dobry. - powiedział wpatrując się w resztki ogniska. - Pozwala na wolne refleksje nad życiem i śmiercią... dzięki niemu można poznać samego siebie... od wewnątrz.
- Było sobie kiedyś dwóch kochanków żyjących w wielkim mieście jak to z którego właśnie wyjechaliśmy. Jednak ich rodziny żyły w wielkiej niezgodzie: od pokoleń konkurowały ze sobą w handlu. Współzawodnictwo dawno przerodziło się w nienawiść, przez którą życie straciło wielu ludzi z obu rodów. Jednak mimo dzielących ich różnic... ci dwoje chcieli być razem. Chcieli uciec z miasta, wieść proste, wiejskie życie. Obiecali sobie, że będą na zawsze razem choćby nie wiadomo co!
- Pewnej nocy, kiedy mieli opuścić miasto... zostali nakryci. On przez sługi jej ojca, a ona przez sługi jego ojca. Zaczęli uciekać ulicami miasta, lecz znaleźli się w potrzasku. Wtedy on powtórzył jej do ucha swoją przysięgę - "będziemy razem na wieczność", po czym wyjął sztylet i przebił jej serce. Następnie zaś, przy pomocy tego samego sztyletu, przebił własne serce.
- Kiedy upadli na ziemię, ich ciała były ze sobą złączone w wieczystym uścisku. I są razem - zawsze już będą...

- To nieładne - powiedziała, robiąc smutną minkę. - Też znam opowieść! Był mężczyzna, który był niezwykle inteligentny i bystry, szybko znajdował rozwiązania wielu problemów i wszyscy uważali go za jakiegoś szarlatana. Ale on się tym nie przejmował. Zajmował się różnymi rzeczami, wykonywał polecenia i robił to naprawdę dobrze, gdyż rzadko uciekał się do przemocy. Pewnego dnia spotkał na swej drodze pewną bardzo wpływową damę, która tak mu zawróciła w głowie, że przysiągł jej wiernie służyć aż do końca swych dni. Ale nie mógł o tym jawnie mówić, bo wszyscy jego znajomi by go znienawidzili i zabili. Więc nikomu nie powiedział o swym uczuciu i przysiędze, obiecując, że dotrzyma słowa choćby nie wiem co. Tylko że jej to w ogóle nie obchodziło, dla niej był jedynie jednym z wielu, naprawdę wieeelu i nie dbała o to, co się z nim stanie. - Wzruszyła ramionami.

- Brzmi życiowo. - odparł Revalion obojętnie. - Czyżbyś sugerowała, że ta wpływowa dama to ty, a my jesteśmy tymi "wieloma"? Mam nadzieję, że nie, bo to by była jedna z większych bzdur jakie w życiu słyszałem.
- Eee... - Kaya zdziwiła się. - Nie za bardzo wiem, o co ci chodzi. W moich kręgach krąży ta opowieść, ale raczej nie jest o mnie - zamyśliła się. - W każdym razie następnym razem zapytam.
- W twoich kręgach, powiadasz? - bard zainteresował się nagle. - Ciekawe, jakież to kręgi?

- Poszukiwaczy przygód i łowców nagród! - odpowiedziała, ożywiając się. - Wiesz, jeździmy po traktach i łapiemy się różnych zleceń, jak najemnicy, ale nie tylko takich z walką... No i ścigamy tych, na których są wywieszane listy gończe. Nie wiem czy wiesz... - sciszyła głos - ale Arethis jest poszukiwany i mam nadzieję, że jak padnie, to zgarnę ładną nagrodę za jego głowę. Dlatego z wami ruszyłam, bo raczej mam marne szanse na to, by go zabić w walce. - Wzruszyła ramionami. - Jasper powiedział, że jak zginie, to mogę z nim zrobić co zechcę.

- Z tego, co widzę. - powiedział bard patrząc z bok. - to Arethis teraz śpi. Czemu więc tracisz czas na gadanie ze mną?
- Bo to jest takie... niehonorowe i tchórzowskowe - burknęła, krzyżując przedramiona pod biustem. - Poczekam, aż wyciągnie kopyta.
- Wiesz, słyszałem o takich ptakach, które żyją na pustyniach. Nazywają się sępy i żywią się innymi zwierzętami... choć nie do końca. Nie polują na nie, bo w starciu nie miałyby żadnych szans. Zamiast tego krążą nad nimi w powietrzu i czekają aż ich ofiara sama zdechnie - dopiero wtedy zlatują, żeby je pożreć.

- No ale ja go nie będę jeść - rzuciła, marszcząc gniewnie brwi. - On jest obrzydliwy. Jeszcze bym się zatruła czy coś. I kto by mi później pomógł? Wiesz, Rev, czasami w ogóle nie myślisz - prychnęła.
- Ale kto tu mówi o tobie? Przecież nie jesteś sępem, prawda? Z tego co widzę, jesteś człowiekiem.
- No... tylko w połowie - odparła, jakby ociągając się.
Bard zastygł na chwilę.
- Chcesz mi powiedzieć, że jesteś tylko w połowie człowiekiem? A w połowie... ?
- Elfem - burknęła. - Nie lubię elfów. Straszne dupki.

Rev momentalnie znalazł się obok niej.
- Och, moja droga. - powiedział z uśmiechem. - Jesteśmy tacy sami... los nas ze sobą splótł i powiedział "jesteście dla siebie stworzeni!" Ja także jestem półelfem... i też za nimi nie przepadam. - posmutniał nagle. - W ich obecności czuję się zawsze jak połowa niczego…
- A ja w ich obecności zawsze się czuję tak, że jeśli ktoś mnie nie powstrzyma, to im rozkwaszę nos! - Uniosła gniewnie pięść, po czym przemyślała, co powiedział. Bardzo powoli... - Naprawdę tak uważasz?

- To jest... nieważne. - powiedział przybierając minę pełną przygnębienia. - Wolę o tym nie rozmawiać...
- Ale zupełnie niepotrzebnie tak myślisz. Zauważ, że elfy są bardzo niemiłe i niesympatyczne, więc na dobrą sprawę jesteś od nich lepszy i jesteś wart dwa razy więcej niż mniej. - Pokiwała głową, a jej głos był niezwykle poważny, jakby wygłaszała jakąś mądrość.
Uśmiechnął się słabo.
- To nie o to chodzi... Dla elfów jestem niczym, bo w połowie człowiekiem. A dla ludzi jestem niczym, bo w połowie elfem...

- Czyli ani jedni ani drudzy nie mają racji - podsumowała. - Więc ich nie słuchaj, bo sam najlepiej wiesz, ile jesteś wart. Zresztą... świat wiele by stracił, gdyby cię nie było lub gdybyś nie był taki, jaki jesteś - dodała.
- Cieszę się, że tak uważasz. - spojrzał jej w oczy i delikatnie ujął jej dłoń. - Ja też uważam, że jesteś dla świata bardzo wartościowa... dla nas... dla mnie...
- Ojjj tam... - bąknęła cicho. - Ja to jestem taka... jakaś... - zakłopotała się.

- Jesteś cudowna. - dokończył za nią, jednocześnie drugą ręką, samym kciukiem, muskając jej policzki. Po chwili ujął ją za tył głowy i pocałował.
Już się zrobiło miło, a kobieta nawet nie uciekła, gdy usłyszeli bardzo głośne wycie. Kaya wzdrygnęła się.
- Słyszałeś? Coś blisko...

- To tylko wilki wyszły na polowanie... gdzieś bardzo daleko... pewnie po drugiej stronie lasu. - odparł, próbując ją uspokoić. - Praktycznie nie ma szans, że przywędrują aż tutaj... - po tych słowach bard spróbował pocałować ją raz jeszcze.
- Ale jesteś pewien? - zapytała. - One się boją tego... no... ogniska, tak?
- Jestem pewien. Wilki polują tylko na samotne osobniki, by mieć pewność, że łowy im się powiodą. Tutaj nic nam nie grozi, uwierz mi.

- Acha, no chyba żeby tak - odpowiedziała z wyraźną ulgą i uśmiechnęła się lekko, przyciągając go do siebie.
Zaczęli się całować – ona jego, on ją… nie tylko w usta.

Po chwili stało się jasne, że na tym się nie skończy – Kaya zaczęła rozbierać Revaliona, zaś on nie pozostawał jej dłużny. Ani myślał.
Niemalże na jej prawej piersi dostrzegł pewien jasny znak. Zignorował go, przecież miał w tej chwili zupełnie inne priorytety.
Jakimś cudem udało im się przeturlać na posłanie Revaiona, gdzie wylądowała Kaya, już półnaga. Wtedy… rozległo się drugie wycie wilka.

Kobieta natychmiast się poderwała, przewracając przy okazji barda, który przez to niemal wpadł do ogniska. Rev przeklął pod nosem, jednak tym razem i on był zaniepokojony tym wyciem… coś zdecydowanie wisiało w powietrzu.
- Nie martw się. – powiedział wstając. – Jeśli spróbują na nas „zapolować” to przecież się obronimy, nie?

Każde kolejne wycie, które było coraz bliżej, wzbudzało w półelfie coraz większy… strach? W końcu nie wytrzymał.
- Pobudka, wstawać! – powiedział głośno, prawie krzyknął, by obudzić towarzyszy. – Mamy towarzystwo!
Zobacz profil autora
MrZeth
Prince of Darkness
Prince of Darkness



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 511
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: diabły uciekają (Wrocław)

PostWysłany: Śro 16:54, 25 Sie 2010     Temat postu:


Wszyscy:

Zanzafaar rozejrzał się i dobył noża do rzucania. Od tego zacznie. - Ciekawe który z tych cwaniaków ruszy pierwszy... - mruknął cicho.
Lucanor dobył pistoletu z kieszeni płaszcza, a lewą ręką sięgnął po szablę. Odciągnął kurek i przygotował się do strzału. Blue trzymał się w pobliżu szlachcica warcząc cicho i przygotowując się do skoku na przeciwnika.
- Trzymajmy się razem. - powiedział. - Zrobią wszystko, żeby skosztować naszej krwi. Kto się oddzieli, zginie.
Gdy tylko wilkory zaatakowały, szlachcic wypalił kilka razy, co rozniosło się donośnym hukiem. Celował w ogromne zwierzęta, aby upadając zwaliły się na gobliny. Do dokończenia dzieła szykował się już Blue, a Norrańczyk odrzucił pistolet i sięgnął po szablę, szykując się do walki w zwarciu.
Twarz Revaliona, wyrażająca dotąd mieszankę niepewności i strachu, rozluźniła się nagle.
- Rzućmy na tą sprawę nieco światła... - powiedział żartobliwie, po czym wyczarował w powietrzu trzy jasne kule światła. Te natychmiast powędrowały w trzy różne strony, by zawisnąć w pewnej odległości od towarzyszy. Teraz tworzyły między sobą idealnie równoboczny trójkąt i dawały wystarczająco dużo światła, by lepiej było widać napastników. Od razu zauważyli, iż otaczają ich dwa tuziny zielonoskórych goblinów, które dzierżąc broń szykowały się już do ataku.
- Czekamy aż się na nas rzucą, czy...? - spytał niepewnie Rev, gdyż w tej chwili naprawdę musiał zdać się na doświadczenie innych.
- Ustawić się plecami do siebie i napierdalać, jeśli któryś się zbliży na wyciągnięcie broni! - wypalił Jasper, ładując łuk. Po chwili skupił się na wypuszczaniu kolejnych strzał. Miał zamiar ubić tylu, ilu tylko mu się uda. Niekoniecznie celując w samych goblinów. Był mistrzem w szybkim przeładowywaniu swej broni, więc słał pocisk za pociskiem w każdego adwersarza, który pojawił się na linii strzału. Zwłaszcza, że wiatr sprzyjał...
- Ja proponuję... - zaczęła czarodziejka lodu, po czym uniosła dłonie nad głowę i zaczęła tkać słowa mocy śpiewnym głosem. Po chwili z białej poświaty powstał wielkich rozmiarów niedźwiedź, którego sierść przywodziła na myśl kolor czystego śniegu. Zwierzę zaryczało, zmuszając najbliżej stojących przeciwników do cofnięcia się. Niemal od razu zaszarżował na dwa wilkory, rozszarpując je na strzępy wraz z jeźdźcami.
Revalion postanowił pójść w ślady Jaspera przy pomocy swojej kuszy. Nie mógł oczywiście równać się ze zwiadowcą, jednak miał nadzieję na własny rachunek ustrzelić jednego, czy dwóch przeciwników.
Między innymi z tego powodu strzelał w tych, w których nie strzelał Jasper.
W tym czasie Kaya dobyła swych dwóch długich sztyletów i ustawiła się w pozycji bojowej. Po chwili, gdy wokół rozgorzała walka, kobieta po prostu zniknęła.
Zabójca nie był mistrzem otwartej walki, więc dobył swoje dwa długie sztylety, ustawił się plecami do pozostałych kompanów jak nakazał Jasper i ramię w ramię z nimi zamierzał przeciwstawić się atakowi. Czekał tylko na szansę, aż któryś z gobosów nawinie się pod jego zatrute ostrza. Bystre spojrzenie czarnych oczu lustrowało otoczenie, gdy zabójca skupił się na utrzymaniu swego dupska w całości.
Zaznafaar cisnął jeden nóż, dobył kolejnego i również go cisnął celując w jeźdźców. Następnie dobył szabli i lewaka. - A mówią, że do tanga trzeba dwojga - mruknął. Był gotów do “pójścia w tan” gdy tylko któryś goblin zbliży się dostatecznie.
Tymczasem, nie do końca wiadomo skąd, w dosiadane przez gobliny wilkory padały wystrzeliwane przez kogoś strzały. Dwóch nieznanych łuczników najwidoczniej doskonale się ze sobą rozumiało, gdyż obierali sobie za cel to samo zwierzę, strzelając w ich wrażliwe szyje.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:50, 28 Sie 2010     Temat postu:


Drużyna w lesie

Wszystko rozegrało się nieco inaczej, niż podróżnicy zaplanowali. Po pierwszym ataku w szeregach goblinów zapanował totalny chaos, który zapewne wywołał tajemniczy strzelec ustawiony gdzieś za plecami zielonoskórych i zaklęcie Nataszy. Nawet wilkory zrobiły się dziwnie małe na widok wielkiego, białego niedźwiedzia. Szybko atakujący rozproszyli się, każdy próbując zadać cios na własną rękę, a część wręcz się wycofała do lasu i więcej nie pojawiła, choć wszyscy się spodziewali, że się przegrupują i zaatakują z drugiej strony.

Strzały posyłane przez Jaspera szyły w nieprzyjaciół z ogromną szybkością i śmiertelną wręcz precyzją. Podobnie dobrze sobie radził tajemniczy strzelec, jednak nie był aż tak szybki, jak zwiadowca. Nie minęło nawet dziesięć minut, jak gobliny zostały zdziesiątkowane i nawet obecność wilkorów nie zagrażała już drużynie.

W końcu wszyscy padli, a Kaya po paru chwilach wróciła do pozostałych, trzymając się za ramię.
- Już ci więcej nie zaufam, Rev! – prychnęła, podchodząc do półelfa. – Mówiłeś, że tutaj nic nam nie grozi!
- A gdzie ty w ogóle byłaś? – wtrąciła się czarodziejka, krzyżując przedramiona na piersiach.
- Ja..?
- Zawsze uciekasz, jak jest jakaś walka? Właśnie tak można na ciebie liczyć? Że w sytuacji zagrożenia po prostu się odwrócisz i zostawisz nas? – Natasza była nieustępliwa.
- Przepraszam… - bąknęła Kaya, kuląc się w sobie. – Jak byłam mała, to mnie pies ugryzł i bardzo się boję warczenia. Naprawdę, nic nie mogę na to poradzić…
Białowłosa chciała coś powiedzieć, jednak Jasper położył jej dłoń na ramieniu.
- Zostaw ją – powiedział spokojnie. – Nie czas teraz na takie rzeczy.

W kilku słowach wyjaśnił drużynie, że powinni odciągnąć truchła i iść dalej, gdyż nie byli tu bezpieczni, a zapach krwi mógł wywabić z lasu coś więcej niż tylko gobliny. Wszyscy nieco się zdziwili, gdy po chwili dołączył do nich elf. Od razu też się domyślili, iż to właśnie on wspomagał ich swoimi strzałami zza pleców przeciwników.

* * *

Do świtu nie pozostało dużo czasu, więc powoli i ostrożnie ruszyli dalej, pewnie prowadzeni przez zwiadowcę. Gdy horyzont zalał się różową szarością, dostrzegli przed sobą słup ciemnego dymu.
- Chyba w wiosce Wargburgh mają jakieś problemy – stwierdził Jasper, marszcząc brwi i poganiając konia.
Nim tam dojechali, zauważyli wysoką, czarną wieżę, wystającą ze szczerego pola obok wioski. Unosiła się nad nią kula niebieskiej energii, która co jakiś czas rozbłyskała wyładowaniem elektrycznym i ciągle wirowała. Z kolei z samego Wargburgha zostały jedynie zgliszcza dymiących chat.

Gdy podjechali nieco bliżej wieży, towarzyszący im czarnowłosy mag od razu ruszył w jej stronę.
- Nie, poczekaj, to może być niebezpieczne! – zawołał za nim Eldor, ale było już za późno. Pchany ciekawością, a prawdopodobnie też czymś jeszcze, mężczyzna dotknął dłonią czarnej powierzchni i zniknął, otoczony błękitnym światłem.
- Co się z nim stało? – zapytała Kaya.
Iluzjonista jedynie pokręcił głową.
- Nie mam pojęcia, ale lepiej się do tego nie zbliżać.
- W takim razie sprawdźmy, jak możemy pomóc mieszkańcom. – Jasper wskazał na dymiące zgliszcza. – O ile ktoś przeżył.

Chwilę trwało, nim tam dotarli, a w międzyczasie na horyzoncie leniwie pokazało się słońce i jego pierwsze promienie zaczęły lizać ziemię, dając też pełniejszy obraz tego, co się stało. Niewielka palisada została zburzona w jednym miejscu, a liczne ślady wskazywały na jakiś zmasowany atak.

Na znak Jaspera, wszyscy się zatrzymali i zamilkli, gdy zwiadowca nasłuchiwał.
- Nadal tu są, miejsce się na baczności – szepnął.
Blue warknął ostrzegawczo, a Revalion wyjrzał zza rogu. Dostrzegł – w odległości jakichś czterdziestu metrów od nich – sporej wielkości oddział składający się z orków, ogrów i goblinów, stojących na czymś w rodzaju placu. W wielkiej klatce zauważył również kilkoro ludzi, w większości kobiety i dzieci. Ciał zabitych nigdzie nie widział.


Lien

Teraz, jak się tak nad tym zastanowiła, to to jednak nie był dobry pomysł. Matka, widząc co się dzieje w wiosce, stwierdziła, że muszą tam iść i to sprawdzić. Obie czuły niezwykłe mrowienie, tak typowe dla potężnej magii i kierowane nie tyle troską o tych ludzi, co raczej ciekawością, w środku nocy opuściły chatę. Widok czarnej wieży nie wróżył nic dobrego i Lien miała złe przeczucia. Mówiła matce, że to może być niebezpieczne i lepiej, by jej nie dotykała, ale starsza kobieta wiedziała lepiej… I zniknęła, otoczona błękitnym światłem.

Dosłownie chwilę później z dziwnej budowli wyszedł oddział zielonoskórych i choć broniła się dzielnie, posyłając kilku z nich na drugi świat, w końcu została pokonana i pojmana. Nie mogła się skupić na walce, gdy jej myśli wciąż krążyły dookoła matki i tego, co się z nią stało. Jeden z orków uderzył ją w tył głowy, by nie sprawiała kłopotów i straciła przytomność.

A teraz, gdy się obudziła i przypomniała sobie wszystko, zaczynała żałować, że tu w ogóle przyszły. Była w klatce, wszędzie dookoła znajdowali się zielonoskórzy, a obok niej siedziało kilka młodych dziewczyn, które z trudem kojarzyła. W klatce obok były starsze kobiety, a w następnej dzieci. Lien wzdrygnęła się, gdy poczuła dziwne mrowienie potężnej magii i skupiła. Ktoś znów uruchomił wieżę…
Zobacz profil autora
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny

 


Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach