Wysłany: Nie 21:17, 22 Sie 2010
Temat postu:
Revalion, Jasper, Lucanor, Kaya
Późnym już wieczorem, kiedy niewielkie ognisko radośnie trzaskało, Revalion zdał sobie z czegoś sprawę…
- Jasper! - powiedział głośno bard trącając patykiem drewno w ognisku. - Dokąd nas właściwie prowadzisz?
- Do życia po życiu - odparł znudzony zwiadowca.
- Nie wiedziałem, że do piekła można się dostać konno. - powiedział Rev popadając w swoje "twórcze" zamyślenie. - Czy kozioł nie byłby bardziej odpowiedni? Kaya, jak myślisz?
- Co? - zapytała, wyrwana z rozmyślań. Najwidoczniej ich nie słuchała.
- Ten pan. - powiedział, wskazując patykiem na Jaspra. - Twierdzi, że idziemy do piekła. Jak widać, jedziemy tam konno. Nie sądzisz, że kozły byłyby do tego odpowiedniejsze?
- A ja nie chcę iść do piekła. - Kobieta zmarszczyła brwi i skrzywiła się lekko. - Powiedz mu, żeby zmienił trasę - dodała poważnym tonem.
Jasper tylko pokręcił głową. Głupota tych ludzi i nieludzi zaczynała go denerwować.
Rev zmarszczył czoło w chwilowym zamyśleniu.
- Jakby się zastanowić, ja też nie chcę iść do piekła. - odparł, po czym na powrót zwrócił się do zwiadowcy. - Jasper, nie strasz naszej drogiej towarzyszki i natychmiast jej powiedz, że nie jedziemy do piekła. A przy okazji zdradź dokąd naprawdę zmierzamy.
- A gdzieś ty usłyszał, że jedziemy do jakiegoś piekła? - zapytał niechętnie Forks oporządzając Blaze'a. - Jedziemy na Wolfenburg, stamtąd prosto na Kislev, chyba że będę miał jakieś wieści z północy.
Bard spochmurniał na chwilę, po czym klasnął w dłonie i roześmiał się na głos. Następnie szturchnął lekko Kayę.
- Ja już wiem, czemu on taki nie w sosie. Dobija go świadomość, że nie będzie mógł już zasmakować w kuchni Vivian.
- A kto to jest Vivian? - zapytała Kaya. - Jego żona?
- Myślę, że ciebie bardziej dobija świadomość, że nie będzie dalej z nami jechać, Rev. - Forks poklepał Blaze'a po szyi nawet nie zerkając w stronę barda. - A co do mojego nastroju, to jako żołnierz Imperium nie jestem w stanie żartować sobie z każdej rzeczy tak jak wy, bardowie, macie to w zwyczaju...
- Ach, ale życie bez śmiechu i radości jest nudne! - odparł Revalion rozciągając się, po czym zwrócił się do Kayi. - Vivian to gospodyni pewnego przydrożnego zajazdu w którym byliśmy wczoraj i gdzie uraczyła Jaspra "wyborną" jajecznicą.
- Rev, zejdź ze mnie. - zwiadowca nagle odwrócił się w stronę mężczyzny. - Nie masz innych tematów? Ponawijaj trochę makaron na uszy Kayi... Jeśli wiesz, co to znaczy...
- Mam, ale te inne tematy nie zakładają dokuczanie twojej osobie. - powiedział z uśmiechem.
- Masz dziwny sposób na podryw, ale już mówiłem, że nie gustuję w chłopcach. - Jasper uśmiechnął się delikatnie.
Norrańczyk siedział gdzieś z boku obozowiska bawiąc się z Blue. Wcześniej zamienił kilka słów z nowymi towarzyszkami podróży, a teraz przysłuchiwal się rozmowie, którą prowadzili zwiadowca, bard i Kaya.
- Zamiast gadać o niczym, lepiej byłoby zdecydować kto po kim obejmie wartę. Ja i Blue możemy zacząć. - wtrącił się szlachcic.
- Po tobie ja i Arethis. - mruknął Forks. - Po mnie Rev i kogo tam sobie dobierze. Wolę mieć po sobie kogoś, kto choć trochę respektuje jakieś prawo...
- Jakie prawo? - spytał Rev marszcząc czoło. - Skoro ja mam mieć wartę z "kimś" i jeszcze mogę sobie tego kogoś "wybrać"... co ty na to Kaya? - roześmiał się.
- Ja nie mam nic przeciwko wartowaniu. - kobieta wzruszyła ramionami.
- W porządku. Poza tym martwi mnie to, że nasza grupa zbytnio się rozrosła. Jesteśmy trochę zbyt barwni i powinniśmy unikać głównych traktów. Ludzie lubią gadać. - stwierdził Lucanor, sięgając po jedzenie i zaczynając posiłek. Co jakiś czas podrzucał coś panterze, ta jednak nie była zbytnio zainteresowana, pewnie planując nad ranem jakieś polowanie.
- Im nas więcej, tym lepiej, odstraszamy potencjalnych przeciwników. - stwierdził chłodno zwiadowca, odpowiadając Lucanorowi. - I powinniśmy poruszać się głównymi szlakami, tam gdzie jest jakiś ruch. Na skróty pojedziemy tylko w skrajnych przypadkach, nie chcę kusić losu... Nawet dzisiaj nie byłem za tym, żeby rozpalać ognisko - jesteśmy u podnóża Gór Środkowych, w lasach mogą czaić się albo dzikie zwierzęta, albo hordy jakichś orków z ambicjami... No ale nieważne, najwyżej będziemy się bronić...
- O taaaak... - powiedział Revalion i, idąc w ślady Lucanora, wyjął z plecaka coś do jedzenia. - Moim zdaniem wystarczy, że owym "przeciwnikom" pokażemy Arethisa. - po czym znów się zaśmiał.
Kobieta zerknęła na Arethisa, a potem na Revaliona. Uśmiechnęła się.
- Lubisz kusić los, bardzie...
- Nie chcę kwestionować twojego doświadczenia, Jasper. Ale chyba nie powinniśmy też zbyt wcześnie informować naszego przeciwnika o tym, że się zbliżamy. Wątpię, by ktoś taki nie miał baczenia na najmniejsze nawet zagrożenie jego planów. - Norrańczyk wyjaśnił swój punkt widzenia. - Wiem, że na rzadziej uczęszczanych szlakach jest mniej bezpiecznie, ale powinniśmy podjąć mniejsze ryzyko, niż wjeżdżając od frontu.
- Nie chcę kwestionować twojego doświadczenia, Lucanor, ale większość zbrojnych porusza się po szlakach Imperium większymi grupami niż nasza, więc nie sądzę by tylu ludzi ilu mamy w naszej ekipie wzbudziło czyjekolwiek podejrzenia. Poza tym nie zakładajmy czegoś z góry. - rzucił Jasper. - Nie wiemy, co się zdarzy i nie wiemy, czy tak naprawdę staruszkowi nie poprzestawiało się w głowie... Póki możemy podróżować głównymi szlakami, to to zróbmy. Potem będziemy się zastanawiać, co zrobić dalej.
- Ot, spotkało się dwóch żołnierzy, jeden lepszy od drugiego. - powiedział Rev nieco ciszej do Kayi. - Słuchaj ich: "Nie chcę kwestionować twojego doświadczenia, ale tak po prawdzie to jesteś idiotą". I to wszystko co mam do powiedzenia na ten temat. - westchnął.
- Rev, chyba zapomniałeś, że ktoś tutaj może mieć wyczulony słuch... - mruknął Jasper, zerkając w stronę barda. - Zajmij się czymś konstruktywnym... na przykład Kayą...
W odpowiedzi Rev wydął wargi w stronę Jaspra.
- Moim zdaniem za bardzo się tym wszystkim przejmujecie. - powiedział wstając i szukając nowego patyka do trącania ogniska. - Orkowie tak blisko miasta? Czysta abstrakcja. Ze zwierzętami bym się jeszcze zgodził, ale te stwory... ile my dzisiaj przejechaliśmy, że się nimi martwisz?
- Jasper, nie musisz się silić na ironię. Większość zbrojnych, którzy poruszają się na głównych szlakach ma mundury lub jest wyszkolone w walce lepiej niż nasi towarzysze. - powiedział, wskazując na barda. - Ale z drugiej strony sprzeczki nam w niczym nie pomogą. W końcu to ty znasz się na dowodzeniu.
Przy wypowiadaniu ostatnich zdań Lucanor również przybrał sarkastyczny ton.
Gdy Jasper chciał coś dodać od siebie, do rozmowy wtrąciła się Kaya.
- Zwiadowco, mogę cię prosić na stronę? - zapytała poważnym tonem, w którym nie było słychać nutki infantylności.
Zwiadowca skrzywił się nieco patrząc na oblicza Lucanora i Reva, po czym skinął głową kobiecie. Nawet nie miał zamiaru przekonywać obu mężczyzn do swoich racji, w końcu sami się przekonają. Skinął im tylko głową, po czym odszedł wraz z kobietą na odległość uniemożliwiającą podsłuchanie ich rozmowy. Ciekaw był, o czym chce pogadać z nim Kaya.
- Brak wyszkolenia, powiadasz? - powiedział Rev do Lucanora. Oczy mu nagle zabłysły jasno, złożył ręce w dziwnym geście i wycelował dłonie w szlachcica. W efekcie Luca... nie mógł się ruszać. Przez kilka sekund nie mógł nawet poruszyć nawet brwią.
Kiedy efekt minął, bard podszedł do szlachcica uśmiechając się paskudnie.
- Może i nie mam takiego dużego kota jak ty, ale za to znam inne sztuczki... a może nie tylko sztuczki?
Gdy efekt czaru ustąpił, Lucanor poklepał panterę po sierści, a Blue natychmiast zerwał się z ziemi i rzucił na Reva. Bard przewrócił się, a zwierzę przygniotło go do podłoża i zaryczało wściekle.
- Jarmarczne triki zachowaj dla siebie. Nie musimy sobie wzajemnie niczego udowadniać, ale nie igraj ze mną. Po pierwsze, nie chciałbyś mnie rozgniewać, po drugie nikt nie odniesie korzyści z naszej walki. Blue, zostaw. - pantera odeszła na bok, a szlachcic wyciągnął dłoń w stronę barda, by pomóc mu wstać.
Zwiadowca z grobową miną wrócił do dwóch kompanów i zerknął na leżącego Revaliona, a następnie na Lucanora podającego mu dłoń.
- Co tu się stało? Chcecie się bić? To poczekajcie na lepszą okazję...
Kiedy tylko pantera z niego zeszła, bard złapał się za pierś i wziął kilka głębokich oddechów.
- On nie zna się na żartach... - poskarżył się Jasperowi odpowiadając na jego pytanie.
Z kwaśną miną podał Luce dłoń i pozwolił, by ten pomógł mu wstać.
- Niedobry kotek... - powiedział cicho i westchnął. - Niech będzie. Jakby nie patrzeć, walka nie jest moim żywiołem ale nie jestem zupełnie bezbronny.
- Nic się nie stało. - wyjaśnił Jasperowi. - Drobna różnica zdań.
Blue ponownie ułożył się z boku obozowiska, jednak ciągle wpatrywał się w barda.
- A co u was? Powinniśmy o czymś wiedzieć? - zapytał Lucanor.
- Powiedziała, że jej się podobam. - rzucił Jasper uśmiechając się lekko. - Rzadko słyszę takie rzeczy... No ale nieważne...
Wszyscy trzej widzieli, jak Kaya wraca do obozu poprawiając bluzkę na wysokości biustu, a w świetle ogniska dostrzegli rumieńce na jej twarzy.
Revalion, który właśnie się położył na swoim posłaniu, podniósł nagle głowę słysząc słowa Jaspera. Ujrzał też wracającą Kayę...
- Słodko. - rzucił, po czym ponownie się położył.
Lucanor nie skomentował sytuacji. Bard po raz kolejny miał dziś pecha.
- Powoli kładźcie się spać, Blue i ja jeszcze trochę posiedzimy. - powiedział do wszystkich, a następnie zwrócił się do zwiadowcy. - Za kilka godzin cię obudzę.
Jasper zbliżył się do leżącego barda i przyklęknął obok niego, klepiąc go po ramieniu. Twarz Revaliona wskazywała, jakby mężczyzna przegrał sporą sumę w kości. Zwiadowca wiedział jednak, o co chodzi.
- Nie przejmuj się, kiedyś się nauczysz wabić do siebie kobiety zupełnie nic nie robiąc... - w świetle paleniska dostrzegł biały uśmiech mężczyzny.
Bard znów podniósł głowę, zaś jego mina po raz pierwszy od kiedy się spotkali była inna niż radosna.
- Jak już mówiłem: słodko. - powiedział, po czym znów opuścił głowę i machnął zwiadowcy ręką, by ten sobie poszedł.
Jasper roześmiał się, wzruszył ramionami, po czym odszedł spory kawałek od leżącego barda i wygrzebał z juków coś do jedzenia.
Zaś Revalion, westchnąwszy ciężko nad swoim losem i… nieszczęściem, pocieszał się w myślach świadomością, że to on będzie miał w nocy wartę z Kayą, a nie Jasper. Jednak nie wiedział, czy to wciąż była dobra wiadomość…