Autor / Wiadomość

[DnD] Pewnego razu w Eveningstar...

Plomiennoluski




Dołączył: 02 Paź 2009
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:57, 05 Paź 2009     Temat postu:



Onyks

To było oburzające, nie dość że te paskudztwa podniosły na niego rękę, to jeszcze najwyraźniej nie uczyły się w ogóle z przykładów jakimi opryskał towarzyszy byłego już napastnika, kiedy oderwał mu szczękę. Najwyraźniej jednak miał szczęśliwy dzień, ostatnio żaden idiota nie próbował wyrwać wielkiego portalu do planu ziemi lub zwyczajnie Grumbar naprawdę lubił oglądać komedię zwaną upadki i wzloty Onyksa liberalnego kapłana, bo nadciągały posiłki. Na dodatek nie tylko dla gnoli ale najwyraźniej również dla niego, to już była miła odmiana, zwykle fatygowali się dopiero kiedy leżał już za ścianą trupów i zastanawiał się po raz kolejny czy po śmierci rozsypie się w pył i wrócę do żywiołu czy zostanie jednak w cielesnej formie. Dopiero po kilku chwilach dostrzegł ironię swojego bóstwa... ratował go półdrow a nieco dalej stało diable. Najwyraźniej Pięść Żywiołów musiał ostatnio pobierać lekcje sarkazmu u Maski. Raczej nie miał co wybrzydzać, w Kryształowych Smokach służyła taka mieszanka że pozbył się większości uprzedzeń dawno temu. Mieli tam nawet pomniejszego wampira żywiącego się szczurzą krwią, mówił że to lubi, fetyszysta zakichany.

Po ostrej wymianie zdań i zastosowaniu agresywnych negocjacji względem hienogłowych ze strony nowo przybyłych, na drodze zostały tylko trupy gnoli, jako że żywe dały nogę jeszcze szybciej niż się pojawiły. Teraz mógł się bliżej przyjrzeć swojej małej boskiej interwencji. Jeden będący najwyraźniej jakimś magiem lub zaklinaczem odezwał się pierwszy.
- Dobra walka, nieźle sobie radzisz z tym młotkiem. Jak cię zwą? Ja jestem Kellen, tamten poraniony to Eren a ta piękna… - zawiesił głos, rozglądając się po okolicy. – Cholera jasna, gdzie ona znowu polazła… Jak zwykle zostawiła nas, gdy była najbardziej potrzebna!
- Tutaj jestem, już się tak nie gorączkuj! – od strony drzew dobiegł ich dźwięczny, kobiecy głos. – Po co miałam wam pomagać, skoro idealnie sobie sami daliście radę. Obserwowałam bitwę zza jednego z drzew, gdyby coś się działo, to bym się włączyła. Ale poradziliście sobie, panowie.
- To jest właśnie Kaya. – przedstawił ją zaklinacz.
- A kim jest nasz zakuty łe… znaczy zakuty w stal mąż? – zapytała dziewczyna patrząc na niego ciekawskim wzrokiem.
Kapłan nie odpowiadał przez krótki czas, walczył z zapięciem hełmu, wiedział jaki ma głos normalnie a kiedy mówił z puszki ludzie mieli wrażenie że mówią do nich kamienie i że zaraz im sufit spadnie na głowę.
- Jestem Onyks. - powiedział niskim głosem, który przypominał raczej toczące się kamienie niż głos człowieka.
Zresztą spod hełmu nie wyłoniła się tak całkiem ludzka głowa, po czarnych jak pustka oczach, rysach podobnych raczej do wykutych w kamieniu niż stworzonych z ciała i ziemistej cerze wprawne oko szybko mogło poznać kogoś tkniętego żywiołem ziemi. Tylko jego brązowe włosy poruszające się jakby w wiecznej bryzie wprowadzały nutkę niepewności co do przynależności planarnej Onyksa. Był to jeden z powodów dla których podejrzewał że jego rodzina a przynajmniej część ma w sobie coś specjalnego co przyciąga przybyszów z innych planów. W młodości wolał jednak nie pytać matki, zwłaszcza ze kiedy się wściekała jej oczy płonęły ognistą czerwienią, jakby była co najmniej w jednej czwartej genasi ognia. To zdecydowanie musiało mieć jakieś podłoże rodzinne.
- Co do młota, po prostu dużo ćwiczę a w ostatnich czasach jest gdzie i na kim. - ręką wskazał stygnące ciała gnoli i parujące ślady krwi. - No ale zdaje się że wasz towarzysz faktycznie potrzebuje pomocy i to szybko.

Podszedł zdecydowanym krokiem do leżącego w kałuży własnej krwi Erena, po drodze ściągając pancerne rękawice. Szybko rzucił okiem na ramię rannego i zaczął skupiać się na tym co miał zrobić. Sięgnął do planu pozytywnego po nieco energii i wlał ją w przebite ramie zasklepiając je częściowo. Dla niego to przypominało raczej flirtowanie z daleką kuzynką niż modlitwę, pewnie dlatego tak rzadko genasi zostawali kapłanami. Nie chciał całkowicie się wyczerpać od razu, wystarczyło że zminimalizował szok i skutki upływu krwi odrobiną energii, resztę przynajmniej do wieczora będą musiały załatwić normalne bandaże, igła i nici.
- No diabełku, leż sobie tutaj spokojnie a ja zaraz wrócę cie pozszywać. - Nie czekał na odpowiedź tylko ruszył w stronę swojego biednego, przerażonego kuca żeby wyciągnąć opatrunki. Zazwyczaj nie słuchał narzekań albo sprzeciwów pacjentów, było nie było to on wiedział co robi. Po kilku dłuższych chwilach Eren z opatrzoną ręką na temblaku był już zdolny do drogi.

- No dobrze, wasz towarzysz już załatwiony, to teraz trzeba się jeszcze zająć gnolami. - Może chciały go zabić, ale w ostatecznym rozrachunku, należała im się chociaż krótka modlitwa i ułożenie na poboczu drogi. Jeśli ich plemię będzie chciało po nie wrócić. zawsze mogą, jeśli nie, wilki będą miały ucztę. No i miał nadzieję że te psie głowy złożą chociaż mały datek na kościół Grumbara... choćby post mortem.
Zobacz profil autora
Sciass




Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:49, 05 Paź 2009     Temat postu:


Przepraszam za krótkość posta. Eren to nie wojownik. Następnym razem wykoksuje nim trochę jak trzeba Razz


RN (czytajcie fonetycznie)

Eren dał się zaskoczyć. W najgorszy możliwy sposób.
Trzeba popracować nad technikami walki. Ucieczka przestaje być dobrą metodą i nie zawsze daje się zastosować.... - Myślał. Kamienny mężczyzna pomógł mu za raną.

Dzięki, panie Onyks... - Oddał honory Eren - Boli jak sto diabłów - Nie zauważył ironii. Diablestwo obejrzało sobie kamiennego człowieka od stóp do głów bezczelnie taksując go wzrokiem. Do ich grupy brakowało właśnie takiej osoby...

Dokąd zmierzacie, panie Onyks? - Rzucił Eren wiedząc że jak nie on to Kellen zada to pytanie.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 11:31, 08 Paź 2009     Temat postu:



Kaya

Dyskretnie wytarła ostrze miecza z krwi i na powrót owinęła materiałem, by schować go w bezpieczne miejsce w swych jukach. Nie lubiła się zdradzać z tym, że umie walczyć i ze swoimi umiejętnościami. Poza tym nienawidziła, gdy ktoś zaczynał głośno wypowiadać swoją wdzięczność, że kogoś uśmierciła. Po prostu wtedy miała ochotę odwrócić się plecami i pójść w swoją stronę. Robiła tylko to, co trzeba było zrobić i żadne medale ją nie interesowały.

- Pakujcie zadki na konie, pogadamy po drodze - powiedziała głośno, by każdy ją usłyszał. Może to Kellen dowodził, ale ona nie lubiła marnować czasu. Właściwie jak ktoś ją bliżej poznał, to mógł powiedzieć, że Kaya naprawdę niewiele rzeczy lubiła. Nawet przyjaciel półelfki był na liście osób, których unikała jak płomienie wody.

Faceci upakowali swe tyłki w siodłach i oczywiście zaczęli coś pierd... gadać. Nie słuchała ich, nie interesowało ją to.
- No i masz swojego woja - mruknęła do Kellena. - Nie lubię, kiedy masz rację.
- Jeszcze się nie przyzwyczaiłaś, że zwykle ją mam? - uśmiechnął się krzywo. - Ładnie wykończyłaś tych kilku gnolli.
Widząc jej zdziwioną minę, kontynuował.
- Och, nie bądź taka skromna i nie zaprzeczaj. Jestem zaklinaczem i wyczuwam każdy najmniejszy ruch magicznej aury, a twój był wyjątkowo wyczuwalny...
- To, że byłam niewidzialna, nie oznacza, że cokolwiek robiłam. A teraz siedź cicho, bo mam dość wysłuchiwania twojej paplaniny.
- No tak, zobaczyli Onyksa i sami sobie podcięli gardła. - Kellen wyszczerzył zęby. - Daj spokój.
- A jak ci podetnę gardło, to się zamkniesz? - zapytała, robiąc surową minę.
- Nie podetniesz, bo z kim byś tak wspaniale spędzała potem czas? Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele trzymają się razem, nie? - pokazał jej język.
- Bałam się, że masz takie podejście do naszej niechcianej znajomości - jęknęła.
- Nie bądź tak okrutna i nie nazywaj naszej przyjaźni bękartem. - odparł chichocząc. - Zobaczysz, że z tego urodzi się jeszcze coś pięknego. - zarechotał, gdy Drakon poniósł go przodem.
- Szczęście, że mamy aborcję - mruknęła pod nosem i klepnęła piętami boki wierzchowca, którego nazwała Artemisią...
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 11:35, 08 Paź 2009     Temat postu:


- Wszędzie tam gdzie potrzebują zielarzy, albo gdzie jakiś idiota chce wysadzić góry w powietrze. – odparł sucho genasi na pytanie Erena.

Drużyna z lekkim zdziwieniem przyglądała się temu, co kapłan wyprawia z ciałami zabitych gnolli. Kellenowi, Kayi, a już zwłaszcza poranionemu przez bestie Erenowi nie przyszłoby nawet na myśl, by oddawać jakikolwiek hołd hienoludziom, zwłaszcza że oni na pewno nie zachowali by się w ten sam sposób, gdyby to czwórka podróżnych dzieliła teraz ich los. Onyks natomiast pracował bez słowa, układając pieczołowicie ciała na poboczu drogi. Kilka chwil później zmówił jakąś krótką modlitwę w intencji poległych gnolli, po czym wrócił do reszty.
- Czyli jedziesz z nami? – zapytał zaklinacz dosiadając Drakona.
- Nie widzę inaczej. – odparł genasi. – Poza tym jak to mówią, w kupie siła. Podróżując sam, następnym razem mógłbym nie mieć tyle szczęścia. Mimo wszystko Grumbar jest łaskawy zsyłając was na moje ścieżki. – po chwili namysłu dodał jeszcze. - Trzeba się zająć waszym towarzyszem, więc kawałek mogę się z wami zabrać, i tak nigdzie konkretnie nie zmierzałem. No i możecie mi powiedzieć po drodze dokąd wam spieszno.

Po krótkich wyjaśnieniach co do celu podróży, ruszyli bezzwłocznie w stronę miasta. Wkrótce pozostawili za sobą pokryty śniegiem las wraz z dziwnymi odgłosami kryjących się w nim niebezpieczeństw, które towarzyszyły im od czasu do czasu. Wyszli w końcu na mroźną wyżynę, która prowadziła w górę, w stronę ośnieżonych wzgórz. Nie niepokojeni, po dwóch godzinach jazdy, wykorzystanych na różnych rozmowach i licytowaniu się Kayi z Kellenem, dotarli w końcu do miasteczka Hommlet.



Zmrok zapadał szybko, pomimo iż było zaledwie późne popołudnie. W czasie zimy dni, jak zdążyli juz zauważyć, były wyjątkowo krótkie. Po przebyciu mostu, na którym rozstawieni strażnicy pobierali myto na zasadzie srebrnika od osoby, wjechali do miasta. Pokryte śniegiem ulice rozświetlone były latarniami gazowymi, a z kanałów odprowadzających nieczystości dobiegał dziwny zapach (Onyks rozpoznał go jako zapach chloru). Dostrzegli kilka postaci poruszających się po ulicach, ale nie zauważyli, aby w mieście panował duży ruch.

Przede wszystkim zaskoczył ich widok miasta. Latarnie gazowe na ulicach, jakiś budynek z ogromnym mechanizmem przypominającym zębate koło (młyn?), nieopodal inny zmechanizowany budynek wyglądający na publiczną studnię, kanalizacja... takie widoki ciężko było uraczyć nawet w lepszych dzielnicach Waterdeep. Nie spodziewali się, że mieszkańcy tej mieściny żyją na tak wysokim poziomie...

Weszli w krąg budynków i znaleźli się na ośnieżonej ulicy Hommlet. Miasto Cormyru było wyjątkowo czystym miejscem, wrażenie to wzmacniał dodatkowo zalegający wszędzie biały puch. Mieszkańcy, nie będący w stanie znieść nawet odrobiny błota na frontowych schodach swych domostw, odśnieżali wejścia nawet teraz, gdy zapadał zmrok. Mijani przechodnie kłaniali się czasem lub pozdrawiali zdejmując nakrycia głowy. Najczęściej jednak zerkali tylko z zainteresowaniem.

Podróżni prowadzili swe konie za uzdy zerkając co chwila na wysokie, dwupiętrowe budynki ustawione niemal w rzędach po obu stronach ulicy. Trzeba było przyznać, że niektóre robiły naprawdę duże wrażenie – ktoś, kto je projektował, miał świetne wyczucie smaku i rozmach. Rozmawiając, kierowali się do najbliższej karczmy, by ogrzać się i wypocząć po ciężkim dniu, który obfitował w kilka „atrakcji”. Wychodząc na główną uliczkę, Onyks wpadł, a raczej zderzył się z niską, drobną, kasztanowłosą dziewczynką, która z impetem wylądowała tyłkiem w śniegu. Spojrzała na niego niewinnymi oczyma i przetarła dłonią czerwony z zimna nosek.
- Nic ci nie jest, mała? – zapytał genasi, pomagając jej wstać.
- Nie, pse pana. – odrzekła.
- Następnym razem uważaj jak chodzisz. – strofował ją kapłan.
- Tak, pse pana. To ja już pójdę, mama na mnie czeka. – dziewczynka uśmiechnęła się szeroko, po czym z gracją wyminęła drużynę i wbiegła w wąską uliczkę po przeciwnej stronie ulicy.
- Na przyszłość nie bądź taki uprzejmy, kapłanie. – rzuciła chłodno Kaya. - Ta mała podprowadziła ci sakiewkę, którą miałeś przy pasie.

Genasi migiem to sprawdził. Istotnie, sakiewka przytroczona do pasa zniknęła, a gdy się odwrócił, widział jak Kaya znika w tej samej uliczce, w którą przed chwilą wbiegła dziewczynka. Za nią rzucili się Kellen i Eren.

Jakież było ich zaskoczenie, gdy na skraju uliczki dostrzegli złodziejkę, która obrobiła Onyksa, a także wielkiego mężczyznę postury kapłana, który rozmawiał z nią o czymś. Oboje chyba nieco się zdziwili, że zostali nakryci przez grupkę podróżnych, bo nieznajomy w zbroi płytowej chwycił za swój ogromny topór i wyszedł przed dziewczynkę, chowając ją za swoimi plecami. Kaya również dobyła swego miecza, a przybyły jako ostatni Onyks chwycił za młot.

- Oddajcie to, co należy do naszego przyjaciela, a nic wam się nie stanie! – krzyknęła hardo półelfka.
- No właśnie, chyba nie chcecie poznać Harana?! – Kellen oparł się o ścianę i odgarnął grzywkę uśmiechając się tajemniczo.

Zaczął prószyć śnieg, gdy stali naprzeciw siebie obserwując każdy ruch.



[WW, Zeth – witam w grze! Very Happy. W pierwszym poście opiszcie dokładniejszy wygląd Waszych postaci, wszelkie dialogi oczywiście mile widziane – wiecie gdzie Nas szukać Very Happy. Mekow wejdzie do gry w ciągu dwóch następnych kolejek.]
Zobacz profil autora
Sciass




Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 15:20, 08 Paź 2009     Temat postu:



RN

Eren poleciał zaraz za Kellenem. Również zauważył to co Kaya ale był ciekawy czy kapłan zorientuje się w sprawie sam. Niestety Kaya nie dała mu szansy uprzedzając Onyksa o złodziejce.

Ujrzeli wielkiego mężczyznę za którego nogami schowała się dziewczynka. Eren nie robił żadnych gwałtowncyh ruchów. Gdy inni umilki dorzucił swoje 3 grosze.
- Chciałbym zauważyć że ta dziewczynka ma niezłe predyspozycje w naszym zawodzie aczkolwiek manewr który zastosowała należy do podstawy podstaw. Potrzeba jej wyszkolenia. Aha, również prosiłbym o zwrot pieniędzy, panie. - Rzucił Eren z delikatnym uśmieszkiem na ustach.

Coś jeszcze przyszło mu do głowy, zwróciwszy uwagę na to co rzekł Kellen z wyrzutem spytał - Eja, ja też nie poznałem Harana....!?
Zobacz profil autora
WinterWolf




Dołączył: 05 Lip 2006
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze 113-tej warstwy Otchłani
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 1:15, 09 Paź 2009     Temat postu:




Katia i Zaran (Oraz cała reszta...)

Na grupę patrzyły obecnie dwie pary nieco zdezorientowanych oczu. Rosły, zakuty w płytowy pancerz mężczyzna z toporem był pierwszą osobą, która rzuciła się w oczy. Dopiero po chwili zgromadzeni dostrzegli drobną, szczuplutką dziewczynkę o kasztanowych włosach i zielonoszarych oczach. Ubrana była ciepło i bardzo praktycznie - idealnie jak na tę porę roku. Młoda złodziejka odrzuciła wszelkie pozory...
Wielki mężczyzna spojrzał po "nowo przybyłych".
- Wspominałem już ze jesteś pracoholiczką? - mruknął do dziewczynki. - Co gwizdnęłaś tym razem? - mruknął, obserwując nadal potencjalnych przeciwników.
Katia spojrzała na swojego ojca, a potem na całą tę grupkę, która się tu za nią przywlokła. Ta kobieta, półelfka, miała całkiem bystre oko.
- Wpadłam na tego dużego. Sakiewka sama prosiła się o jej zabranie... Jeszcze nigdy nie widziałam, by ktoś ją tak nosił - mruknęła. - Ale temu głupkowi nic nie wzięłam – mruknęła zerkając na diablę. Wydobyła sakiewkę. Zważyła ją w dłoni.
- Rzuć mu tę sakiewkę - wojownik westchnął. - Dać się okraść dziecku... przyjacielu popracuj nad spostrzegawczością - rzucił do feralnego wojownika.
- Masz, duży. Nic nie brakuje – Katia bez ceregieli rzuciła sakiewką.
- I kto to mówi - parsknęła pod nosem po słowach Zarana. Ojciec słyszał...
- Ktoś kto cię złapał za rękę w Waterdeep - mruknął wojownik.
- Jego okraść to jak zabrać dziecku lizaka - półelfka wzruszyła ramionami. - On by nawet nie zauważył, jakby mu ktoś oko wydłubał...
Genasi zdjął hełm i spojrzał czarnymi jak jamy oczami.
- Byłbym bardziej uważny, ale w tym czasie robiłem jej wykład na temat wpadania na ludzi na ulicach. Co do wydłubywania oczu to raczej bym zauważył... chyba? - Onyks zamyślił się lekko.
Kellen parsknął śmiechem na słowa Kayi.
- Zabrać dziecku lizaka? A nie pamiętasz jak cię obrobił ten niziołek w Waterdeep? Nie miałaś tęgiej miny - pokręcił głową patrząc jak kobieta gotuje się w środku.
Kaya prychnęła coś bardzo niekulturalnego pod nosem i kopnęła zaklinacza w kostkę. Nie lubiła, gdy Kellen wytykał jej wpadki i błędy.
- Hej, wy! - Kaya zwróciła się do wojownika i małej złodziejki. - Nudzi się wam? Bo jak tak, to może mamy dla was robotę...
- Eeee, to ja miałem powiedzieć - szepnął jej do ucha półdrow.
- No skoro spotkaliśmy się w takich ciekawych okolicznościach i wiemy, że co najmniej jedna trzecia z nas tutaj to złodzieje, wszyscy wiedzą że mają pilnować sakiewek, to co powiecie na kufelek... errr soku jagodowego? - powiedział cicho kapłan patrząc na małą.
- Za wpadnięcie przepraszam. To akurat nie było celowe - mruknęła. Dziwny był ten jegomość... Ale skoro się nie gniewał to może można to było jeszcze obrócić na swoją korzyść.
- Miałeś nam pokazać tego Harana! - Wtrąciło się ni w pięć ni w dziewięć diabelstwo, złe że półdrow nie dotrzymał obietnicy.
Półelfka uniosła lekko brwi ze zdziwienia.
- Er, idioto, Haran to taki ogromny biały tygrys... Nie chciałbyś go poznać, jebie mu z pyska że szok!
- Nooo, muchy padają - dodał Kellen kiwając energicznie głową.
- Ooo, to nie wiedziałem! To może się gdzieś napić przejdziemy, co? Przedyskutować biznes i tak dalej...
Zaran spojrzał na ludzi przed nimi. Nie pierwszy to raz miał pracować dla wędrownej ekipy idiotów. W końcu do takowej kiedyś należał. Dodatkowo ci ludzie mieli jeszcze na nich haka...
- Zależy ile jest do zarobienia - mruknął wojownik.
Onyks nie nadążał za przelatującymi informacjami, sam jeszcze nie wiedział co planuje ta trójka, która mu pomogła na drodze.
- Ten biały kotek, którego widziałem dzisiaj na drodze? Uroczy był, ale proponuję się stąd ruszyć zanim straże pomyślą, że planujemy napad na tutejszą placówkę handlową.
Katia westchnęła.
- Popieram dużego... - mruknęła krzywiąc się. Dorośli byli dziwni.
- Do zarobienia jest dużo... - rzucił zupełnie poważnie zaklinacz do wojownika. - Jeśli oczywiście jesteście zainteresowani... Na przykład wyprawą do starej kopalni. Cztery tysiące sztuk złota do podziału, plus to co znajdziecie w środku.
Wojownik odłożył topór na miejsce.
- My tu obecni? Strażnicy musieliby być co najmniej kretynami - mruknął. - Ale przemieszczenie się do jakiegoś lokalu nie jest złym pomysłem - dodał.
- No to sru, pogadamy przy piwie. Kellen stawia! - wyrwała się Kaya.
- Ooo to to to! Popieram urodziwą pół elfkę! - dodał nie pytany Eren.
- Ja stawiam w karczmie, ty w pokoju - rzucił Kellen, ale po chwili dostał kuksańca w żebra.
- Świetnie. Prowadź - mruknął Zaran do zaklinacza, ignorując półelfkę.
- Opuszczona kopalnia i darmowe napitki plus złoto do podziału? Trzeba tak było od razu – oblicze nieco wolno myślącego kapłana wyraźnie się rozjaśniło
- Znam tu niezłą karczmę, mają dobre wino, żarcie i fajne kobiety, na pewno wam się spodoba - Kellen spojrzał na niezadowoloną minę Kayi. - Eeee... no prawie wszystkim się spodoba.
- No to w drogę, nie ma na co czekać.
- A ta mała? - Eren wskazał palcem szkraba.
- Idzie z nami - mruknął wojownik.
Katia ponownie westchnęła. Widywała na ulicach dzieciaki, które zachowywały się poważniej od tej gromady. Mimo to nie przerywała im.
- Sam jesteś mały - mruknęła mijając diablę.
Kapłan nie wściekał się o sakiewkę, w końcu wróciła do niego w nienaruszonym stanie, nawet zważył ją w ręku dla pewności.
- No to może zdradzicie nam swoje imiona, albo przynajmniej jak was wołają? Mi możecie mówić Onyks.
- No nie da się ukryć - powiedział półdrow. - Nawet se nie potrafił poradzić z gnollem. Wybacz, Eren, nie żebym cię nie lubił czy coś... Po prostu fakty. A tak w ogóle to jestem Kellen, diablę już przedstawiłem, moja powabna przyjaciółka to Kaya, a ten zakuty... mąż to Onyks. A jak was zwą? - zaklinacz świdrował dwójkę nieznajomych wzrokiem.
- Mów mi Zaran - rzucił wojownik beznamiętnie, idąc za resztą.
Mała spojrzała na genasi, a potem na półdrowa. Skłoniła się z przesadną dwornością, która zupełnie do niej nie pasowała
- Katia sar Anna. Dla przyjaciół, rodziny i miejskich strażników po prostu Katia – powiedziała.
Zaran rozwichrzył czuprynę dziewczynki przechodząc koło niej.
Kapłan przyjrzał się bliżej urwisowi, zdecydowanie nie wyglądała na kogoś z dworskimi manierami.
- No jeśli mamy się przedstawiać oficjalnie to jestem Onyks, ewentualnie Onyks sar Grumbar, ale to chyba widać na pierwszy rzut oka.
- Daruj sobie - mruknął wojownik czy to do dziewczynki, czy to do genasi...
- Aż tak głęboko wierzysz w swoje boskie pochodzenie? - spytała cicho tak by ojciec nie słyszał.
- Daj spokój, pewnie udaje - powiedział Kellen uśmiechając się krzywo.
- O, jeden bystry - rzucił Zaran. Wypowiedź ociekała sarkazmem.
- Onyks udaje? A bliskie pokrewieństwo z lawiną to skąd się wzięło? - rzucił luźno Eren rozglądając się po mieście,
- Bystrzejszy niż ty - zaklinacz zmrużył oczy.
- Z jaką lawiną? - Półdrow nie wiedział za bardzo o czym mówi diablę. - Eren, chyba za dużo krwi straciłeś...
- Ze skałą. Z kamieniem. Z ziemią – burknęło diablę.
Wojownik tylko uśmiechnął się na chwilkę.
- To jeszcze zweryfikujemy, przyjacielu – zapewnił zaklinacza.
- Chodziło mu o to, że jest genasi - rzucił pod kątem uwagi Erena. - Że wygląda jakby robiła go lawina czy coś w ten deseń. Niskolotna złośliwość...
- Dla mnie nawet bardzo niskolotna... - Kellen skrzywił się. - Mógłbyś czasami pomyśleć zanim coś powiesz, Eren.
Kapłan tylko wzruszył ramionami w odpowiedzi, ciężko było przetłumaczyć ludziom różnicę.
- Może mała udaje, a może faktycznie jej któraś przodkini miała na imię Anna i była sławna w jakiejś tajemnej organizacji, a ona tylko odczuwa przez pokolenia swoją spuściznę - rzucił konspiracyjnie. Katia tylko się krzywo pod nosem uśmiechnęła.
- Eren... nie wiem czy rozumiesz, ale jestem podobnie jak ty z innej krwi... a że wszystkie żywiołaki i dao są stworzone z pierwotnego żywiołu ziemi to wszyscy jesteśmy dziećmi Grumbara...
- Mówiąc lawina miałem na myśli ziemie i żywioł. Proste myślenie. To wy nie myślicie - odgryzł się Eren.
Katia uznała, że czas interweniować zanim wszyscy zrobią z siebie idiotów.
- Halo! Tu są dzieci! Wasze złośliwości tylko jeszcze bardziej skrzywią mój charakter - mruknęła. Może zauważą jak głupio brzmią, gdy się między sobą przekomarzają...
- Katia... da się? - bąknął genasi.
Na ramieniu Onyksa wylądowała pancerna łapa. Padło krótkie, stanowcze "Milcz"
- Hmm czyli się da. Dziękuję za odpowiedź...
W końcu doszli do karczmy, którą wskazał Kellen - "Pod pachą niziołka" - szyld przedstawiał uciekającego hobbita dzierżącego pod pachą wielką beczułkę. Onyks czuł się nawet rozbawiony tym bądź co bądź miłym powitaniem i kłaniał się jeszcze odwzajemniając i parodiując zarazem te grzeczności mieszkańców.
Wewnątrz było w miarę jasno, a przede wszystkim ciepło. Zapach piwa mieszał się z zapachami pieczonego mięsa, ziół i czosnku. Wnętrze było przestronne, bardzo duże nawet jak na karczmę, strop był wysoko co dodatkowo zwiększało poczucie dużej przestrzeni. Długi szynk, przy którym skupiała się większość gości - głównie kawalerów w podeszłym wieku lub strażników miejskich - dalej stoliki oraz dwa kominki umieszczone w ścianach, przy jednym z nich grupa tubylców skupiona wokół barda przysłuchiwała się balladzie.
- To my znikamy, panowie i panie – powiedziała Kaya, chwytając zaklinacza za płaszcz. – Chyba mamy coś do załatwienia na górze.
Półdrow skinął jedynie karczmarzowi, z którym najpewniej się znał. Odebrał klucze do pokoju i oboje z półelfką zniknęli na piętrze.
- I tak jedyna osoba, która sprawiała wrażenie dobrze poinformowanej poszła w cholerę - mruknął wojownik. - Katia, jesteś głodna? - zapytał dziewczynki.
- No w sumie jedyna osoba która cokolwiek wiedziała poszła na górę, ale przynajmniej mają piwo i coś ciepłego na ząb – skwitował Onyks.
- Taa... Mam ochotę na coś słodkiego – bąknęła mała złodziejka. Teraz wyglądała znowu słodko... Ale już bez udawania głupszej niż jest.
Zaran oglądnął się na Onyksa.
- Nie przychodziłbym tu, gdyby tak nie było - wojownik podsadził dziewczynkę. - Zamawiaj - polecił jej, uśmiechając się półgębkiem.
Eren nic nie zamawiał. Wyciągnął tylko nożyk i niedorobioną drewnianą figurkę. Zaczął skrobać. Później planował zadbać o swoje... potrzeby. Myślał o przygruchaniu jakiejś powabnej kurtyzany...
Katia zamówiła sobie coś z miodem i orzechami... Byleby było słodkie...
- Dla mnie piwo i co tam macie ciepłego gospodarzu – odezwał się kapłan.
Zaran zamówił kawałek pieczeni i wodę. Nie miał ochoty na piwo.
- To jakie macie plany na najbliższy czas? Bo chwilowo jegomość, który poszedł na górę wie cokolwiek, a my zdaje się tyle co nic – spytał genasi.
- Zjeść... pójść spać. Jutro rano się więcej wyjaśni - mruknął Zaran.
- Jak dla mnie jest to jakiś plan – kapłan skinął głową.
Zaran spojrzał na Onyksa.
- [i]Zaprawdę. Przebiegły i wielowątkowy
- mruknął.
Katia tylko potakiwała zajadając otrzymane słodkości.
- Mam problemy z koncentracją uwagi na jednym planie czasami. Ot i tyle – wyjaśnił genasi.
Eren bezmyślnie sięgnął po słodkości jakie zamówiła sobie Katia. Figurka w czasie rozmowy zaczęła nabierać jakiegoś kształtu...
- Twój kolega też - mruknął Zaran obserwując sytuacje.
- Hmm kolega... pomogli mi dzisiaj z gnollami na szlaku, a ze ten z łapką na temblaku to się zabrałem kawałek z nimi póki co żeby sprawdzić czy się dobrze zagoi – wyjaśnił Onyks.
Zaran spojrzał na opatrunek diabelstwa.
- Znasz się na tym, widzę - mruknął, kiwnąwszy głową.
Katia zareagowała błyskawicznie. Wbiła długi nóż w stół tuż obok dłoni Erena tak, że nóż zasłonił mu drogę do jej słodyczy.
- Rusz dupę i sam sobie zamów - warknęła
- Słucham? - Eren zerknął na dziecko. Dopiero teraz zwrócił uwagę, że do listy strat jego lewej dłoni musiałby doliczyć kolejny fragment, gdyby w porę nie cofnął ręki.
- Szlag, znowu to robię. Przepraszam.
- Radzę się pilnować. Na przyszłość stracisz palce - powiedziała. Już ona zadba o to by diablę zaczęło leczyć swoją kleptomanię.
Eren skończył figurkę. Przedstawiała palec serdeczny lewej dłoni, dokładnie ten, którego Erenowi brakowało. Uśmiechnął się do siebie. Wziął figurkę i stuknął nią delikatnie dziecko w czoło.
- Jak widzisz, robię sobie zapasowe palce na taką właśnie okazję - uśmiechnął się po rekiniemu.
- No dobrze skoro już załatwiliście hierarchię przy posiłkach, sugeruję zjeść i albo się poznać albo odpocząć – odezwał się kapłan.
- Jeśli nie będziesz trzymał łap z dala od mojej córki wyrwę ci je i wepchnę w gardło – rzucił Zaran do diabelstwa. Mówił dalej w ten sam monotonny sposób. Nie żartował.
Mała nie zareagowała na przycinek Erena i jego tykanie badylem, bo była zajęta jedzeniem. Złodziej, który traci palce to kiepski złodziej...
- Nie dotknąłem jej. Dosłownie rzecz biorąc - Eren ofuknął Zarana. - Dobra dość gadania, ja idę się położyć... - Eren poszedł, jednak nie w kierunku kwater, a w kierunku tutejszych ladacznic. „Potrzebuję kogoś do zmieniania mi opatrunków“ zaśmiał się w myśli RN.
- Och przepraszam, w takim razie ja też nie dotknę ciebie "dosłownie" - mruknął Zaran i klepnął rękojeść topora. Jadł dalej.
- Obstawiasz syfilis, kiłę czy rzeżączkę? - spokojnie rzucił genasi
- A co to takiego? - spytała Katia.
Zaran obejrzał się wstecz.
- Wszystkie trzy - mruknął. - I parę dodatkowych.
- Hmmm, coś w tym jest, jak mu odpadnie, to ja mu przyszywał nie będę, nie ma mowy, bez kuśki też da się żyć. Podobno – skwitował kwaśno kapłan.
- Może mi ktoś odpowie? - bąknęła zdezorientowana Katia.
- Zmieńmy temat - zasugerował wojownik. - Wiec w sumie dopiero co się dołączyłeś do tej.. trójki? - zapytał.
- Nawet nie to, że przyłączyłem, po prostu nie musiałem się użerać sam z grasującymi tutaj gnollami, to niezdrowe – powiedział spokojnie Onyks.
Katia chrząknęła znacząco.
- Szczególne choroby, którymi zaraża się tylko w określony sposób - mruknął niechętnie Zaran. - Wcinaj swoje słodycze - uśmiechnął się i poklepał małą po głowie.
Katia miała nieciekawą minę. Z jej ust dochodziło tylko stłumione słodyczami złowieszcze mamrotanie.
- No a wy mieszkacie tutaj czy akurat dokądś zmierzacie? - spytał kapłan Grumbara.
Zaran skończył jeść.
- Mamy wykupione pokoje nieopodal - mruknął. - Wrócimy tu rano - zapewnił. Spojrzał na stan posiłku Katii.
Katia zjadła swoje słodycze.
- No to do jutra, duży - rzuciła
- No to do jutra w takim układzie – pożegnał się genasi.
Zaran skinął Onyksowi głową na pożegnanie, zabrał Katię i wyszedł z nią z gospody.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:27, 09 Paź 2009     Temat postu:



Kaya

Para przyjaciół zniknęła na górze, by zaszyć się w swoim wspólnym pokoju. Gdy tylko kobieta zaryglowała drzwi, usiadła na krześle i spojrzała się na Kellena.
- No dobrze, mój drogi – mruknęła, a jemu już uśmiech zniknął z twarzy. Nie lubił tego tonu i jak zaczynała rozmowę tym zdaniem. – Teraz mi ładnie powiesz, kto cię wynajął.
- Już mówiłem, mój znajomy…
- Ej, Kellen, masz mnie za idiotkę? Kto to? – przerwała mu.
- Po co ci to? – zapytał, krzyżując przedramiona na torsie.
- Jeśli zadanie zlecił ci mag lub jakiś zwykły szary obywatel, będę wiedziała, ile ten przedmiot jest naprawdę wart i jak ciężko będzie go zdobyć – wyjaśniła.
- Zlecenie mam od kupca i nic więcej ci nie powiem. Gdy ostatnim razem wyjawiłem ci wszystko, uśpiłaś mnie podstępem i zniknęłaś z pierścieniem, którego szukaliśmy ponad miesiąc. Więc wybacz, ale dwa razy nie dam się złapać na tę samą sztuczkę – odparł, uśmiechając się do niej zadziornie. – Skoro interesy mamy już za sobą, przejdźmy do przyjemniejszej części…

Stanął za półelfką i pochylając się nad nią, zaczął ją całować po szyi. Przejechał dłońmi po ramionach kobiety, by po chwili powędrować nimi na schowane pod białą bluzką piersi.
- Tęskniłem za nimi… i za tobą też – szepnął. W odpowiedzi Kaya wstała i odepchnęła go od siebie.
- Nie spoufalaj się, to tylko seks – rzuciła, zdejmując bluzkę. – A teraz bierz się do roboty, żeby było nam przyjemnie tego wieczora.
- Cholera, Kaya, czasami żałuję, że nikt ci nie wyciął języka – zaklinacz skrzywił się na słowa przyjaciółki.
- Za dobrze by ci było – odpowiedziała, uśmiechając się złośliwie. Zbliżyła swe wargi do jego, lecz Kellen odsunął się od niej.
- Wytrzyj usta – powiedział, marszcząc lekko brwi. – Nie chcę znowu przespać dwóch dni.
Kaya westchnęła, ale zrobiła, co kazał.
- Nauczony doświadczeniem, co? – spytała sarkastycznie.
- Powiedzmy, że ostrożny. – mruknął. – A teraz wyskakuj z ciuszków, niech wreszcie będzie przyjemnie…

Skinęła głową i już nic więcej się nie odzywała, co zaklinacz przyjął z niemałą ulgą.
Zobacz profil autora
Serge
Kronikarz



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 17:29, 09 Paź 2009     Temat postu:


W takich gospodach jak „Pod pachą Niziołka” tak naprawdę nietrudno było znaleźć kobiety, które za kilkanaście srebrników oddawały swe ciało. Eren najwyraźniej miał w tym spore doświadczenie, bo niemal bezbłędnie wyłowił z tłumu rudowłosą, zgrabną kobietę w sile wieku, która ponętnym spojrzeniem zapraszała diablę, by przyłączył się do niej przy szynku.



- Zamierzasz iść z tym zabytkiem do łóżka? – wypalił genasi.
- A nie wiesz, że kobiety są jak wino? Im starsze, tym lepsze. – Eren uśmiechnął się zawadiacko.
- No nie wiem, dla mnie to jeszcze ze dwa lata i ona się posypie. – ocenił ją kapłan.
- Nie znasz się. – mruknął kanciarz. – A teraz wybaczcie, obowiązki wzywają...

Onyks i Zaran przyglądali się, jak łotrzyk przez chwilę o czymś z nią rozmawia, a potem diablę i dziwka skierowali się w stronę schodów, znikając w końcu na piętrze. Kapłan i wojownik dopili swoje piwo, po czym Zaran ponaglił Katję i oboje ruszyli do wyjścia zapewniając, że dotrą tu w porze śniadaniowej.

Noc minęła dość spokojnie, pomijając dość intensywne dźwięki wydobywające się z pokoju Kayi i Kellena. A może to był Eren i dziwka? Kapłan, któremu ciężko było przez to zasnąć, nie mógł rozstrzygnąć. Wiedział jedynie, że musi zainwestować w jakieś dobre zatyczki do uszu na wypadek kolejnych postojów w gospodzie.

Pierwszy przy stoliku pojawił się oczywiście kapłan, który wstał z brzaskiem słońca i zmówiwszy krótką modlitwę do Grumbara zszedł na śniadanie. Kilkanaście minut po nim dotarli Kellen i Kaya, i o ile zaklinacz był w świetnym nastroju, to jego przyjaciółka w takim samym, jak poprzedniego wieczoru. W międzyczasie do karczmy przyszli Zaran z małą złodziejką, szybko odnajdując stolik zajmowany przez towarzyszy. Ostatni, w nieco dziwnym nastroju dołączył Eren, który miał minę, jakby walczył z samym sobą. W końcu jednak nie wytrzymał i energicznym ruchem zaczął drapać się po kroczu, czym wzbudził niesmak Kayi i Katji.

- Ciężka nocka? – zapytał Onyks.
- Tak jakby. – mruknął łotrzyk wciąż drapiąc się zażarcie.
- Dobra, słuchajcie. – rzucił Kellen. – Zebraliśmy się tu w dwóch celach. Żeby zjeść coś dobrego i żeby nasi nowi towarzysze poznali cel podróży. Żarcie już zamówiłem, więc przejdę od razu do sedna. – wyjął z plecaka mapę Cormyru i rozłożył ją przed sobą. – Razem z Kayą i… - zaklinacz spojrzał się na drapiące się diablę. - zapchlonym Erenem, zmierzamy w kierunku Wichrowych Wzgórz, a potem ku Czaszkowej Grani. Tam, z tego co wiem, znajduje się stara, opuszczona krasnoludzka kopalnia a naszym celem jest znalezienie Smoczego Oka, klejnotu, którego potrzebuje mój pracodawca. Uprzedzając pytania o pochodzenie Smoczego Oka, to z tego co wiem, jest to wielki, złoty wisiorek w kształcie jaja. Jest bogato zdobiony i posiada ogromną wartość kolekcjonerską. Jeśli uda nam się go odnaleźć, dostaniemy do podziału cztery tysiące sztuk złota. – w tym momencie na stół wjechało śniadanie i napitek. - Wszystkie wartościowe przedmioty, które znajdziecie w kopalni, są wasze… Chyba nie muszę mówić, jak krasnoludy kochają złoto. Jakieś pytania? – półdrow popatrzył po kompanach.

Wśród ciszy jaka zapanowała nagle przy stoliku, słychać było jedynie ciche drapanie się dochodzące spod stołu.
Zobacz profil autora
Plomiennoluski




Dołączył: 02 Paź 2009
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 22:50, 09 Paź 2009     Temat postu:



Onyks

Cały pomysł nabrał dla kapłana nowych rumieńców, zwiedzanie opuszczonych kopalń miało swój urok i swoje pozytywne aspekty.
- Kellen do czorta, co wygoniło krasnoludy z kopalni, zwykle jak się gdzieś osiedlą to ciężko je ruszyć? - spytał z zainteresowaniem genasi.
- Z tego co wiem, to orki napadły na kopalnię... ale czy to prawda, to się przekonamy na miejscu. - rzucił zaklinacz. - Nie mów, że wymiękasz, Onyks? - Kellen spojrzał na kapłana.
- Póki co tylko przedstawiasz co ciekawsze aspekty miejsca. Są orki, nie mam nic przeciwko nim, ale zazwyczaj nie lubię drani, choć znam kilku przyzwoitych. No i do tego kopalnia, może orki jeszcze wszystkiego nie wyniosły. - powiedział spokojnie kapłan.
- Może już ich tam nie ma... - powiedział Kellen. - Jak dojedziemy na miejsce, to się przekonamy, na czym stoimy. Myślę, że gra jest warta świeczki... a nawet nie tylko świeczki. W końcu każde z was chce mieć pieniądze.
- No i jeśli kopalnia jest opuszczona a nie wyeksploatowana to myślę że wiem co z tym zrobić.
- To znaczy? - zaklinacz spojrzał na kapłana.
- Najpierw musimy tam dotrzeć i zbadać całe miejsce, spokojnie, nie ma pośpiechu. - Genasi uśmiechnął się ciepło
- Też tak myślę. - odparł półdrow. - Mam w tym spore doświadczenie... a raczej mamy, prawda, Kaya?
Półelfka jedynie uśmiechnęła się lekko i zajęła się śniadaniem.
- No nic, w takim układzie chyba się z wami przejdę.

Onyks zajął się spokojnie śniadaniem, dzień trzeba było dobrze zacząć, zawsze od modlitwy i solidnego śniadania. Chwilowo siedział w prostym ubraniu, brązowej koszuli i spodniach a z szyi mu zwisały nie przykryte teraz blachami dwa medaliony, jeden z symbolem gór na purpurowym tle, a drugi był małym kryształowym smokiem.
Zobacz profil autora
MrZeth
Prince of Darkness
Prince of Darkness



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 511
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: diabły uciekają (Wrocław)

PostWysłany: Nie 22:10, 11 Paź 2009     Temat postu:



Katia i Zaran:

Mała zdecydowała, że lepiej nie patrzeć w stronę diablęcia. Lepiej też się do niego nie zbliżać za bardzo. Nie interesowało ją to jakim paskudztwem się zaraził. Ważne było dla niej tylko to, że od teraz będzie się trzymać w odległości od niego wynoszącej minimalnie 3m. Katia zajęła się śniadaniem zaraz jak tylko to wjechało na stół. O tej porze zdecydowanie wolała się najeść, a dopiero potem pomyśleć co i jak. W połowie swojego śniadania spojrzała na swojego ojca. Cały czas przysłuchiwała się rozmowie, była więc na bieżąco. W jej oczach było widać pytanie. Cztery tysiące do podziału na tyle osób to niewiele. Chyba, że z rachunku wyeliminuje się zapchlonego kleptomana. Reszta była na to za sprytna, a kapłan jej się spodobał, więc został wykluczony z jej machlojek. Pozostawała jeszcze kwestia skarbów w kopalni...
Zaran słuchał na początku genasi, nie wchodząc mu w słowo. - Jest jeszcze inna kwestia. Czemu bierzecie więcej ludzi do tego zadania? Skoro jest to teoretycznie opuszczona kopalnia. Druga sprawa - byli tam orkowie. Skąd pewność ze Smocze Oko nadal tam jest? Orkowie mogli przyleźć, wziąć co się da i spieprzyć gdzieś w cholerę - wojownik wzruszył ramionami. - Przy czym jestem bardziej zainteresowany drugą kwestią -
- Równie dobrze mogło ich coś zeżreć i dlatego kopalnia uchodzi za opuszczoną
- mruknęła dziewczynka.
- Drugorzędna sprawa. Jak mamy się tam wybrać i narażać życie to najważniejsze wydaje się być kwestia powodu, nie sądzisz? - mruknął wojownik.
- To się łączy - burknęła Katia pakując sobie jedzenie do ust. Zaczęła coś mówić ale było to niezrozumiałe. Przełknęła i kaszlnęła - Jeśli wiedzą co tam grasuje mogą brać więcej ludzi na przynętę, a to mi średnio odpowiada - mruknęła.
- Też opcja - mruknął wojownik. Nie planował z czymś takim wyjeżdżać. lepiej gdy pracodawcy myślą, ze się im ufa - wtedy są mniej ostrożni przy ewentualnym oszukiwaniu...
- Tak czy owak, bez względu na powody najprawdopodobniej jesteśmy w dupie - mruknęła dziewczynka nie przejmując się faktem, że klnie. - Albo nas coś zje, albo nic nie znajdziemy. Sądzę, że mamy po równo szansę na każdą ewentualność - powiedziała.
- No i Kellan musi nas przekonać ze chcemy tam iść - uzupełnił Zaran. Na razie zignorował przekleństwo dziewczynki, później jej to wypomni.
- A czasem wczoraj się już na to nie zgodziłeś? - spytała mała. Uniosła przy tym brew nadając swojej wypowiedzi nieco drwiący ton.
- Wczoraj zgodziłem się przyjść i posłuchać szczegółów - mruknął wojownik.
- Zawsze tak mówisz, a potem i tak bierzemy daną robotę - westchnęła Katia wzruszając ramionami. Mimo to powiedziała to z wyższością.
Wojownik spojrzał na nią. - A już zachowałaś się tak dorośle, ze zaczynałem być dumny - poklepał dziewczynkę po głowie. - Cóż, może będziesz miała więcej rozumu następnym razem, a teraz zamilcz, chyba że masz coś poważnego do dodania a propo naszej aktualnej oferty -
- Ano mam... Oferta śmierdzi zgniłymi jajami. Bo skoro ten wisiorek ma olbrzymią wartość kolekcjonerską to czemu nagroda wynosi tylko 4 tysiące? To raz. A dwa, że jeśli nic nie zeżarło orków to w kopalni nie mamy za wiele do szukania
- westchnęła Katia. Wróciła do jedzenia.
- Tak czy inaczej masz pan parę pytań, na które wypada odpowiedzieć, panie Kellan - mruknął Zaran.[/i]
Zobacz profil autora
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny

 


Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach