Wysłany: Czw 23:38, 22 Kwi 2010
Temat postu:
Wszyscy
Tropiciel patrzył z zaciekawieniem jak przebiega walka dwóch wojowników ze szkieletami, będąc jednocześnie blisko Etty i chroniąc ją, gdyby przyszło co do czego. Był pod wielkim wrażeniem umiejętności tak Zahakana jak i Ulkjaara. Obaj szybko sobie poradzili w walce z nieumarłymi istotami, choć nie bez szwanku - wojownik otrzymał cięcie przez ramię, które nieźle krwawiło.
- Etty, masz coś przeciwko taki skaleczeniom? - Tristan spojrzał na ranę Ulkjaara. - Miecz był zardzewiały i jeden pies wie, co na nim jeszcze było. Chyba naszemu wojowi przydałaby się pomoc magiczna. Zanim tutaj weszliśmy, widziałem świątynię Torma - chciałbym jutro z rana oddać cześć mojemu panu. Jest wśród nas jeszcze ktoś, kto wyznaje Lojalną Furię?
- Jestem paladynem Srebrnobrodego - powiedział krasnolud. - A podziękuję mojemu bóstwu, gdy nadejdzie czas na modlitwę.
Adrenalina powoli opadała, a wojownik nie czuł zranienia na ramieniu, tuż poniżej krótkiego rękawa kolczugi. Przynajmniej jeszcze nie czuł. Pręga była szeroka i krwawiła, ale przecież nie raz już otrzymywał podobne ciosy. Najważniejsze, że udało im się pokonać te ożywione szkielety i musiał przyznać, że z krasnoludem poszło im całkiem nieźle, mimo że przecież walczyli ramię w ramię dopiero drugi raz.
- Dobra robota, Zahakanie, ładne ciosy. - Ulkjaar skinął mu głową z uznaniem. Zahakan odpowiedział mu szerokim uśmiechem. - I dzięki za pomoc z tym ostatnim.
- Też mi uratowałeś dupsko - krasnolud się zaśmiał.
- I chyba tak powinno być, jak dwóch wojów zajmuje się ścierwem. - uśmiechnął się wojownik.
Chwilę później Ulkjaar usłyszał głos tropiciela. Jakby nie patrzeć, miał trochę racji. Wojownik miał dość sceptyczne podejście do magii, ale lepiej się poddać czarom jakiegoś magika, niż potem mieć amputowaną rękę przez jakiegoś konowała bo wda się gangrena albo inne ścierwo. - Jeśli masz coś w zanadrzu, czarodziejko, to z chęcią spróbuję twoich sposobów. - spojrzał na krwawiącą pręgę i podszedł do wozu Etth'ariel. - Na mnie nie licz, Tristanie, jestem ateistą. - odparł na pytanie o religię. - Proponuję przeszukać ten powóz, może znajdziemy tam coś ciekawego. I mam nadzieję, że bez żadnych niespodzianek...
Etty zerknęła na krwawiącą ranę i nieco zbladła. Widok krwi nie działał na nią najlepiej, ale wzięła się w garść i uniosła dłoń nad ramię wojownika. Wypowiedziała kilka słów Mocy, a w powietrzu dało się zobaczyć lekkie drganie, po czym pojawiło się błękitne światło. Ulkjaar nawet się nie skrzywił czując szczypanie, gdy rana zasklepiała się pod wpływem magii. Chwilę później było już po wszystkim.
- Proszę, mam nadzieję, że teraz będzie lepiej - uśmiechnęła się delikatnie. Ten wielki mężczyzna sprawiał, iż czuła się bardzo niepewnie. Taka mała, bezradna i całkowicie bezsilna. Widać było, iż się go obawia. Sięgnęła pod swoją zbroję, by wyjąć medalik przedstawiający symbol Torma - błękitną rękawicę od zbroi płytowej. Nie musiała nic więcej mówić. Zapadła cisza, przerywana jedynie bębnieniem kropli deszczu o metalowy dach.
- Dziękuję ci, Etth'ariel. - skinął jej głową i ukłonił się lekko. - Nie ufam magii, ale z pewnością twoje czary sprawiły, że nie będę musiał iść do jakiegoś marnego cyrulika by zobaczył ranę. - uśmiechnął się delikatnie.
- Cała przyjemność po mojej stronie, wojowniku. - odparła czarodziejka.
S'eon nigdy nie był religijny, miał na głowie wystarczająco dużo spraw, by nie musieć martwić się o tą sferę życia. Nie odezwał się, zachowując powagę i spokój, do momentu, gdy zza jego pleców dobiegł głos.
- Przepraszam, można się tutaj schronić przed deszczem?
Nikt się tego nie spodziewał i niemal wszyscy podskoczyli ze strachu, a Etth'ariel aż krzyknęła. Odwrócili wzrok w kierunku głosu i w lekkim świetle lampy dostrzegli wysokiego, smukłego mężczyznę wyglądającego na elfa. Przemoknięty kaptur spoczywał na jego barkach, a bystre oczy rozglądały się po wnętrzu budynku. Pierwsza odezwała się półelfka.
- O.. oczywiście... - powiedziała drżącym głosem.
- Nie tak szybko. - Ulkjaar wyciągnął ostrze miecza w kierunku nieznajomego. - Najpierw powiedz, kim jesteś i co tu robisz. Dzisiaj już mieliśmy do czynienia z koboldami i ożywionymi szkieletami, dlatego nie mam zamiaru ufać pierwszemu lepszemu wędrowcowi, który się tu pojawi. I chyba reszta popiera moje zdanie. - zmarszczył brwi, mierząc mężczyznę ostrym, chłodnym spojrzeniem.
Zahakan spojrzał na elfa. Kolejny mięczak. Fantastycznie.
- Wybrałeś dość kiepski moment by "wpaść" - powiedział, podchodząc na odległość paru kroków. - No właź jak Etth'ariel pozwoliła, ale stań koło drzwi i powiedz co za wicher cię tu przywiał, bo szczęśliwym nie możesz go nazwać. Szczególnie, jeśli nie potrafisz robić mieczem - wskazał kciukiem na kości leżące koło powozu. Obserwował ruchy elfa. Jeśli spróbuje sięgnąć po broń to straci rękę.
Kaeleth był przekonany, że decyzja należała do Etth'ariel, jednak w takich sytuacjach zawsze słuszność ma ten, kto trzyma miecz. Zmierzył zakapturzonego wzrokiem, przyglądając się jego ruchom. Zwłaszcza niemal niezauważalnym czujnym ruchom oczu, które były mu bardzo bliskie. Kimkolwiek był ten elf, należało na niego uważać. Jednak stojąc o krok za Ulkjaarem nie musiał się obawiać zaskoczenia. Odzyskał kontrolę, przez co i zburzony wcześniej spokój. Pozostało oczekiwanie na rozwój wydarzeń, które umilała mu świadomość, że wciąż mógł zaskoczyć ewentualnych przeciwników, samemu mogąc przewidzieć nadchodzące wydarzenia. Świadomość ta była w prawdzie chwilowa, jednak S'eon nauczył się korzystać nawet z najkrótszych chwil. W jego zawodzie było to nieuniknione.
Aran nie chciał nikogo nastraszyć i zdziwił się lekko, że tak wyszło. Osobiście rozumiał ostrożność gospodarzy i uznał, że powinien pokazać iż nie muszą się go obawiać.
- Zachowajcie spokój, nie mam złych zamiarów. - powiedział łagodnie i nie odwracając się od rozmówców zamknął za sobą drzwi.
- Mam na imię Aran, a przybyłem tu... w nadziei na skrycie się pod dachem. Deszcz jest zbyt silny, aby drzewa go zatrzymały, a nawet latem nie warto moknąć. - powiedział łagodnie, a jego mokra choć jeszcze nie przemoczona peleryna potwierdzała jego przygodę z deszczem. Elf sięgnął rękoma i zarzucił swój kaptur do tyłu, ujawniając oblicze młodego, przystojnego elfa o niezbyt długich jasnozielonych włosach
- A co do miecza, to doskonale obywam się bez niego - powiedział dość tajemniczo w odpowiedzi na słowa krasnoluda. Mimo zapewnienia ze strony Damy, nie był pewien czy jest tu mile widziany, ale wiedział, że może jakoś to zmienić.
- Jeśli zmuszeni byliście toczyć potyczki, to może mogę komuś pomóc opatrzyć ranę i zapewnić powrót do zdrowia? - zakończył z uśmiechem.
- Już nie trzeba - półelfka odpowiedziała na pytanie. - Jedynie Ulkjaar - wskazała na rosłego wojownika - został ranny w potyczce i przed chwilą zajęłam się jego raną.
Ulkjaar obrzucił przybysza tajemniczym spojrzeniem, po czym burknął coś pod nosem i usiadł pod boksem, gdzie znajdowała się Wdowa. Miał zamiar chwilę odpocząć, a potem przeszukać ten przeklęty przez bogów powóz, bo najwyraźniej nikt się do tego nie kwapił, zaaferowany pojawieniem się tego elfa. Ewentualnie pozostali się po prostu bali.
- Jeśli Etth'ariel, pani na włościach tego zamku wita cię z otwartymi rękoma, to nie inaczej może być w moim przypadku. - wyrecytował jednym tchem, jakby się kiedyś uczył takich powitań. - Jestem Tristan, przepatrywacz i zwiadowca tej osobliwej drużyny. Może i nie mamy tutaj warunków godnych najlepszych lokali Neverwinter, ale rozgość się, wędrowcze. Lepsze suche, ciepłe siano niż deszcz i burza w Kythornie.
- Jeśli szukasz miejsca, żeby przeczekać deszcz, to obawiam się, że mimo zaproszenia Etth'ariel, nie jest to dobre miejsce, jeśli nie przywykłeś do używania miecza.- wtrącił spokojnie S'eon, po czym dodał, zerkając na kości ich niedawnego stajennego komitetu powitalnego - Zdecydowanie nie zapowiada się bezpiecznie.
- Dlatego chyba lepiej zostać tutaj, gdzie jesteśmy wszyscy, niż chodzić po zamku - wtrąciła półelfka i położyła dłoń na ramieniu S'eona. - Dziękuję za wszystko - uśmiechnęła się do niego, po czym spojrzała na przybysza. - Nikogo w taką pogodę nie wyrzucę na dwór. Więc proszę o schowanie broni, bo chyba wypadałoby się tu zaryglować i sprawdzić dokładnie wszystkie boksy. Sean nie znalazł więcej nieumarłych, ale i tak trzeba się tu rozejrzeć.
- Dziękuję Pani. - odpowiedział Aran. Szybko doszedł do wniosku, że pozostali liczą się ze zdaniem kobiety i cieszył się z tego. Zdjął mokry płaszcz, ukazując jasnozieloną zadbaną szatę, a następnie rozwiesił go przerzucając częściowo przez ściankę jednego z boksów. Ostrożność jaką okazywali obecni była intrygująca, jawnie zdradzali, iż ich zdaniem koboldy i ożywieńcy nie są zakończeniem kłopotów. Mając to na uwadze, Aran wykonał pewien gest rękoma, powtarzając w myślach odpowiednie zaklęcie. Wolał wiedzieć, jeśli coś tu się święciło.
Jego amulet i jego torba, piękna półelfka i jej sztylet, oraz co ciekawe, zwierzątko zwane potocznie fretką... Aran nie wyczuł więcej magii, więc najprawdopodobniej jej tu nie było, co mogło oznaczać spokój jeśli chodzi o wrogie szkielety. Sam elf zainteresował się fretką.
- Nie jestem pewien, czy zamykanie się w stajni jest najlepszym pomysłem. Przybyliśmy tu odzyskać twój zamek, a nie tylko stajnie. - Kaeleth skomentował propozycję czarodziejki - a zamknięcie się tutaj może odciąć nam wszelkie drogi, które moglibyśmy wykorzystać w ewentualnej walce.
- Ale też będzie trzymać z dala tych, przed którymi się koboldy barykadowały - odpowiedziała spokojnie dziewczyna. - Chcesz wychodzić w czasie burzy, by przeszukiwać zamek o zmroku, czy wolisz spędzić tu bezpiecznie noc, odpocząć i zająć się tym z rana? - zapytała, patrząc mu się głęboko w oczy i uśmiechając słodko.
- Może i masz rację. - odpowiedział, odwzajemniając spojrzenie. - Perspektywa bycia zamkniętym w ciasnej przestrzeni zaślepiła mój osąd.
- Spokojnie, poczekamy do rana i sprawdzimy resztę zamku - posłała mu pokrzepiający uśmiech. - Proponuję zamknąć drzwi i oba okna, a potem je jakoś zaryglować. Kołdry, poduszki i jedzenie są na wozie, powinno starczyć dla wszystkich. Przeszukajmy też boksy, żeby nie mieć żadnych niespodzianek w nocy... - powiedziała na tyle pewnym siebie głosem, na ile była w stanie.
- Najwyższy czas! - Ulkjaar podniósł się nagle do pionu. - Ja zamierzam przeszukać ten powóz... nie sądzę, żeby jeszcze jakiś skurczybyk stamtąd wylazł, ale w razie czego - Zahakanie, będziesz osłaniał moje wielkie dupsko? - spojrzał na krasnoluda i momentalnie na czarodziejkę unosząc lekko dłoń w przepraszającym geście. - Dama tego nie słyszała.
Elhan nieufnie odniósł się do pojawienia się w drzwiach nowego przybysza. Nie miał nic do elfów, wszak częściowo pochodził przecież z ich krwi, ale zdecydowanie pojawił się w niewłaściwym momencie. W końcu para ciężkich wojowników ledwo co pozbyła się czterech szkieletów. Diabli wiedzą, czy ten chudzielec tam nie był odpowiedzialny za ich wstanie z grobów... W sumie z powozu... Poza tym co cztery trupy robiły w takim miejscu, w tym powozie? Dziwna sprawa.
Zahakan schował topór i zajął się szukaniem czegoś, czym można byłoby zabarykadować drzwi jeśli nie maja porządnej zasuwy, czy czegoś w ten deseń.
- Moment. Nie nerwowo - rzucił. Gdy tylko drzwi były zamknięte jak trzeba złapał za topór i tarczę i podszedł do Ulkjaara. - Trza obszukać cholerstwo dokładnie. Może ty osłaniaj mnie? W końcu to ja noszę zbroję. Jak oberwę po łapach to nie powinienem ich stracić - zaproponował.
- Może być - Ulkjaar wzruszył ramionami. - Ale jeśli coś znajdziesz, dzielimy po połowie - mruknął wojownik, podchodząc do powozu.
- Widziałeś herb na zewnątrz? - zapytał krasnolud. - Ta karoca to najwyraźniej własność naszej pracodawczyni. Chcesz ją okradać? - mruknął.
- To nie okradanie, tylko umowa, na którą sama przystała - skwitował.
- Wszystko co znajdziemy to nasze? - zapytał krasnolud, krzywiąc się lekko.
- Przecież sama mówiła, byłeś przy tym. - wojownik wzruszył lekko ramionami. - Nie wiem, na co ty się z nią układałeś, ale moja umowa jest czytelna. A jak ci sumienie nie pozwala, to możesz zostawić dla mnie - uśmiechnął się cierpko.
- Najpierw upewnijmy się czy jest tam coś groźnego. Żeby móc się wzbogacić trzeba wpierw proces bogacenia się przeżyć - mruknął Zahakan. Planował obszukać karocę zważając przede wszystkim na rzeczy groźne, a nie warte zgarnięcia.
- Jak na razie dobrze nam idzie, więc nie kracz, tylko bierz swój blaszany tyłek do roboty, Zahakan. - rzucił Ulkjaar i uśmiechnął się na myśl pieniędzy, które już zdążył zarobić u Etth'ariel. Z chęcią je wyda gdzieś w najdroższych karczmach i burdelach Waterdeep jeśli tylko przeżyje ten nalot na zamek.
Elhan, który po potyczce dwóch ciężkich wojów i pojawieniu się dziwnego elfa zniknął na chwilę pozostałym z oczu, gdy zajrzał do boksu Stokrotki, ujawnił wreszcie swoją obecność. Stanął tuż koło czarodziejki. Dość wysoki, choć brzmiący nieco apatycznie, stłumiony przez kołnierz głos półelfa rozległ się opodal ucha Etty - To była twoja pierwsza walka... Tam z koboldami, prawda? - spytał.
- Tak, do tej pory walczyli najemnicy wynajęci przez mojego mistrza i on sam, a ja zawsze miałam zostać w powozie i się nie wychylać. - odparła nieco zawstydzona półelfka. - Aż tak bardzo to było widać? Myślałam, że mi dobrze poszło... choć to pewnie była kwestia szczęścia, że niechcący uśmierciłam te dwie jaszczurki.
Elhan uniósł nieco głowę. Widać było na częściowo odsłoniętych ustach delikatny uśmiech. - Nie, poszło ci świetnie, jak na pierwszy raz. Ale pamiętam moją pierwszą poważną walkę. One zawsze są trudne. Jeśli wszystko pójdzie tutaj zgodnie z naszymi planami sądzę, że do tego czasu każde z nas wiele się nauczy - powiedział spokojnie.
- Dziękuję. - odpowiedziała Etth'ariel. - Mam jednak szczerą nadzieję, że nie będziemy mieć tutaj więcej niespodzianek. Nie jestem przyzwyczajona do widoku szkieletów, jaszczurek z włóczniami i całej reszty. - uniosła lekko nosek. - Jeśli coś jeszcze będzie się działo, to chyba zawrócimy do miasteczka.
- O koboldach do tej pory dane mi było sporo słyszeć. Ale żadnych potyczek aż do dziś. Nieumarłych widzę po raz pierwszy. I jak sądzę, nie tylko ja - mruknął. Spojrzenie błękitnych oczu skierował wprost na czarodziejkę - Nowe doświadczenia mogą uczynić nas lepszymi, odporniejszymi, silniejszymi. Nie rezygnuj, gdy pojawiają się przeciwności. Szukaj innej drogi. I pamiętaj zawsze o tym, że nie lubisz zabijać, a założę się, że kiedyś ktoś zaśpiewa pieśń o potężnej i dobrej czarodziejce - na koniec poważny głos poweselał. Elhan mrugnął tylko okiem do Etty. Najwyraźniej niepewność czarodziejki wywołana obecnymi wydarzeniami musiała przywołać jakieś wspomnienia, skoro półelf aż tak się rozgadał.
- Gorzej, jeśli zaczną śpiewać pieśni o czarodziejce, która była tchórzliwą wariatką i zaczęła bronić biedne, bezbronne koboldy przed szukającymi przygód podróżnikami. - zaśmiała się. - Ale dziękuję, że we mnie wierzysz, to bardzo miłe. - położyła dłoń na jego ramieniu.
Elhan skinął głową z uśmiechem. - Wiara czyni cuda - powiedział. - Dodaje otuchy. Uwierz, że dasz sobie radę, a sądzę, że unikniemy nieszczęsnego losu i nie będziemy musieli przed tobą wiać - odparł. Mówił cicho, tak, że ktoś stojący dalej nie zrozumiałby słów. Wyraźnie było jednak widać, że kiedyś musiał lubić rozmawiać, bo nagle wydawał się swobodniejszy niż zwykle.
- To dobra rada, postaram się do niej stosować. - skinęła mu głową. - Co się stało, że nagle zrobiłeś się taki rozmowny? Czyżby to szok po walce? - posłała mu ciepły uśmiech i puściła oczko.
Zza kołnierza dobiegło coś na kształt kaszlnięcia. - Możliwe - nerwowym ruchem dłoni poprawił kołnierz. Wydawał się nieco zmieszany tym spostrzeżeniem.
Etth'ariel stanęła na palcach, by znaleźć się na wysokości ucha półelfa:
- Moja fretka wyczuła twój sekret, ale nie martw się, nikomu go nie zdradzę. - czarodziejka uśmiechnęła się do niego szepcząc najciszej jak tylko mogła.
Szermierz dość wyraźnie pobladł. Ponowie zza kołnierza dobiegło kaszlnięcie. Najwyraźniej informacja była dlań szokiem. Na to nic nie było w stanie przygotować najemnika. Miał pewną bladą nadzieję, że to nie jest to o czym myśli... Przy kontaktach z magami może być to w przyszłości kłopotliwe...
Czarodziejka klepnęła Elhana w plecy:
- Nic się nie martw, dałam słowo, więc go dotrzymam. - uśmiechnęła się lekko.
- Jak... Łatwo to zauważyć? - padło pytanie. Głos zza kołnierza wyraźnie zadrżał.
- Moja fretka ma wyjątkowo czuły węch i od razu wiedziała, że coś jest nie tak. - powiedziała Etty. - Więc może daruj sobie kilka kąpieli. - zaśmiała się.
Elhan wyglądał teraz jak skrzyżowanie półelfa z dorodnym burakiem.
- Nie tylko cię nie wydam, obiecuję pomóc chronić twój sekret - dodała po chwili nieco poważniejszym tonem. - Możesz na mnie liczyć... Elhanie. A teraz wybacz, muszę się zająć kolacją - westchnęła.
Uwagę Arana przykuło znajdujące się w stajni zwierzątko. Oczywiście bez trudu rozpoznał gatunek tego magicznego chowańca, w jego zawodzie także na tym znał się dość dobrze.
- Witaj mały przyjacielu. - powiedział uprzejmie do fretki, kucając przy niej.
Zwierzątko szybko wyczuło przyjazne zamiary elfa i podeszło do niego, pozwalając mu się pogłaskać. Fretka żwawo poruszała noskiem, obwąchując najpierw mężczyznę, a potem przymilając się do jego torby podróżnej, od której odwróciła się ze wsrętem.
- Zjadłbyś coś, ale warzywa ci nie pachną, prawda? - mruknął Aran. Istotnie, nie miał dla niej żadnego mięsa, ale nie sprzeciwiała się otrzymanemu głaskaniu i delikatnemu drapaniu za uchem.
* * *
- Ach, S'eonie... - czarodziejka szepnęła do niego, by tylko on usłyszał. - Mógłbyś spać obok mnie? Trochę się boję tego miejsca...
Szepty, których nie słyszeli ludzie wokoło były specjalnością S'eona, odpowiedział więc czarodziejce z tą samą manierą. - Jak chcesz, Ettie. Nie bój się... - urwał na moment, nie chcąc kończyć zdania w sposób, w jaki je pierwotnie zaplanował - Po prostu się nie bój, tu nie może być nic godnego naszego strachu.
- Te szkielety były dość nieprzyjemne, może ciebie nie nastraszyły, ale mnie tak - odpowiedziała szczerze z cichym jęknięciem. - Naprawdę jesteś taki odważny? Zazdroszczę ci... Jesteś niesamowity. Ja bym najchętniej wróciła do miasteczka.
Półelf był przygotowany na różne ewentualności, ale działania Etth'ariel były poza jego możliwościami przewidywania. Szybko odpowiedział. - Nie przesadzaj, jestem gotów się założyć, że każdy z obecnych jest odważniejszy ode mnie. Ale nie to jest miarą istoty. A przynajmniej nie w moim systemie wartości. Zajmijmy się tym, co musi być zrobione, a porozmawiamy później.
- No... dobrze... - odpowiedziała po chwili namysłu. - Przepraszam, jeśli cię znudziłam lub się narzucałam. Już... nie będę. Zadanie najważniejsze - westchnęła cicho, po czym skierowała się w stronę wozu. Było czarodziejce przykro, myślała, że ją lubi. A tymczasem wyglądało na to, iż jest kolejną osobą, która przyjechała do zamku wyłącznie ze względu na oferowane przez nią pieniądze.
* * *
Czarodziejka po wymianie kilku zdań szeptem z S'eonem nieco posmutniała i poszła na wóz, by przebrać jedzenie i rozdzielić je pomiędzy zebranych. Nowego towarzysza także miała zamiar poczęstować oraz dać mu koc, by się nim mógł okryć. Westchnęła cicho pod nosem starając się czymś zająć, by nie myśleć o przykrych rzeczach. Rozmowę z Aranem postanowiła zostawić mężczyznom.
- Hej, co jest, Etty? – zapytał Tristan, po czym klapnął obok niej na wozie. – Czy to trudy dzisiejszego dnia, czy może coś innego wprawiło cię w taki nastrój? Tylko nie kłam, że wszystko dobrze, bo przecież widzę, że nie.
- Dużo się dziś wydarzyło – odparła wymijająco, ale czując na sobie jego spojrzenie, wiedziała, że musi wyjaśnić. – Męcząca podróż, potyczka z koboldami… moja pierwsza walka i już musiałam kogoś zabić – posmutniała. – Potem jeszcze te szkielety. No i mi trochę przykro, że większość z was przyszła tu jedynie dla pieniędzy, nawet nie można sobie miło porozmawiać, bo zamek jest ważniejszy. Rano chcę wracać do miasteczka, mam w nosie to wszystko! – fuknęła.
- Ej, ja nie jestem tutaj dla pieniędzy. – uśmiechnął się i szturchnął ją w bok. – Jestem tutaj, bo kiedyś, z tego co wujek opowiadał, byliśmy dobrymi znajomymi i spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Więc nie mogę pozwolić, żeby coś ci się stało. Druga rzecz to przygoda, przecież wiesz, że niespokojny ze mnie duch. – puścił jej oko. – I chyba sobie żartujesz, jeśli myślisz, że puszczę cię stąd z powrotem do miasta… Rozejrzyj się – na mocy prawa, to wszystko jest twoje, więc jeśli ktoś lub coś zajmuje twoje włości, MUSI się stąd wynieść. Albo po dobroci, albo siłą. Mam nadzieję, że przy użyciu tego drugiego. – błysnął zębami. – Prześpij się, jak odpoczniesz, wszystko będziesz widzieć w jaśniejszych barwach. Nie po to przemierzaliśmy tę drogę, by teraz się wycofać. Z każdego nowego doświadczenia płynie nauka… Odbieraj tę podróż jako jedną z nich. – tropiciel spojrzał na nią.
- Już dziś to słyszałam – westchnęła ciężko. – Pewnie uznasz mnie za bezużyteczną i tchórzliwą czarodziejkę, ale ja się naprawdę boję, Tristanie – zerknęła na niego z ukosa. – Pewniej bym się czuła w mieście, z dala od tego miejsca…
- Tylko głupiec się nie boi, Etty. Popatrz na tych ludzi. – rozejrzał się po stajni. – Czy uważasz, że oni się nie boją? Boją się, ale potrafią też walczyć o swoje i wtedy, kiedy trzeba. Więc weź z nich przykład, stara przyjaciółko, a dobrze na tym wyjdziesz. – uśmiechnął się do niej. – I głowa do góry, na pewno nie będzie tak źle. Założysz się, że w ciągu dwóch dni twierdza będzie w twoich rękach? Poza tym bardzo dobrze sobie radzisz, więc nie przejmuj się niczym. Będzie dobrze. – pokrzepił ją.
- Dziękuję – oparła głowę na jego ramieniu i uśmiechnęła się niepewnie. – Mam wrażenie, że nasi towarzysze nie do końca mnie lubią. Widzą we mnie jedynie pracodawczynię. Nawet S’eon, a myślałam, że jest inny… - zasępiła się. Zerknęła na krzątającego się po stajni przystojnego półelfa i nie dało się nie zauważyć, że chyba wpadł czarodziejce w oko.
- Różni ludzie wybierają się w takie miejsca z różnych powodów, Etty. Poza tym nie możesz zakładać, że nikt cię nie lubi. Wiadomo, jesteś ich pracodawczynią i nie muszą cię lubić, bo im płacisz, ale z drugiej strony, nie sądzę by któryś z nich chciał założyć z tobą rodzinę. – uśmiechnął się Tristan. – To najemnicy, pełno ich na szlakach – robią co mają zrobić i znikają. Po nich będą następni. Taka kolej rzeczy, nie masz się czym martwić. Myślę, że z czasem przejdą ci takie sentymenty, Etty.
- Wybacz, czasami jestem dość… głupia – bąknęła. – Nie chodzi o zakładanie rodziny i nic z tych rzeczy, ale miło by było, gdybym nie musiała tu zostać sama. Nawet mając służbę, co ja tu będę robić?
- Nie jesteś głupia, po prostu nie miałaś z takim życiem za wiele wspólnego jak mniemam. Ale nauczysz się, zwłaszcza że jesteś mądrą czarodziejką. – klepnął ją w ramię. – A gdy już zamek będzie cały twój, nie musisz tutaj siedzieć i czekać na starość. Mój ojciec też ma… powiedzmy dworek i często nie ma go w domu, bo jeździ po całym Cormyrze. Wtedy rezydencją zajmuje się służba. Myślę, że takie rozwiązanie chyba by ci pasowało, co?
- Nie sądzę. Jeździłabym dalej sama – skrzywiła się. – Mój Mistrz jest już bardzo stary, zawsze mu towarzyszyłam, a tym razem wysłał mnie samą, gdyż już ledwo trzyma się na nogach. To dziwne uczucie widzieć, jak bliska osoba powoli umiera… - zamyśliła się. – Powiedział mi, że jestem w połowie elfem i będę żyła bardzo długo.
- Twój mistrz chciał cię przygotować do tego, byś potrafiła sobie w życiu radzić sama. Mądry człowiek, powinnaś być mu wdzięczna. – Tristan uśmiechnął się. – Widzisz, ja też miałem mistrza, który musiał odejść z tego świata do Domu Torma… To jak z rodzicami – wychowują dzieci do pewnego momentu, a potem pozwalają, by same rozwinęły skrzydła i radziły sobie bez ich pomocy. To czyni nas silniejszymi, Etty. A samotnością nie musisz się przejmować, na pannę z takim zamkiem jak twój i na dodatek czarodziejkę, pewnie połasi się wielu szlachetnych mężów. – puścił jej po raz kolejny oko.
- No, zamkiem to na pewno będą zainteresowani – burknęła i zasępiła się jeszcze bardziej.
- Nie sądzę byś takich głupców chciała tutaj gościć. – szturchnął ją lekko. – Jesteś mądra, jesteś czarodziejką, na pewno sobie ze wszystkim poradzisz. No i zawsze możesz na mnie liczyć, Pani. – pokazał jej język i ukłonił się lekko na wozie.
- Może idź już spać? – zaśmiała się i zaczęła go spychać z wozu.
- Może i pójdę, bo chyba zadanie zostało wykonane – uśmiechasz się. – posłał jej delikatny uśmiech, po czym zaczął łaskotać w boczki.
- Popieścić cię piorunem? – zapytała, starając się opanować śmiech i zaczęła się odsuwać, by uciec poza zasięg jego rąk.
- Wolałbym, żebyś mnie inaczej popieściła czarodziejko. – pokazał język. – Mamy wóz, mamy stajnię, mamy poduszki… tylko książki Archiego o seksie zapomniałaś.
Przysunęła się, by mu szepnąć do ucha:
- Ostatnio jakoś nie byłeś zainteresowany, panie tropicielu…
- Co nie znaczy, że w ogóle nie jestem tobą zainteresowany. – spojrzał jej w oczy. – Mądrość i piękno to cnota, którą ciężko spotkać w dublecie u jednej kobiety. Ty masz w sobie nawet więcej, Etty. – zbliżył usta do jej ust.
- Może byście się uciszyli, co? – przerwał im Ulkjaar stając naprzeciwko z rękoma na biodrach. – Jak byście nie zauważyli, to ta stajnia służy nam w tej chwili za bazę wypadową, więc poczekajcie, aż znajdziecie się w komnatach, gołąbeczki. Tutaj wszędzie jest siano, a nie chcemy mieć GORĄCEJ nocy, prawda? – spojrzał po nich z uniesioną prawą brwią. Etth’ariel spaliła takiego raka, że kolor skóry zaczął się niemal pokrywać z kolorem jej oczu.
- My tylko… rozmawialiśmy… - bąknęła cicho, zapadając się pod ziemię i unikając wzroku wojownika. Teraz, gdy tak nad nimi stał, wydał jej się jeszcze bardziej przerażający. Poczuła się zupełnie jak mała dziewczynka, która coś zbroiła.
- No właśnie, nie nasza wina, że ta stajnia jest tak mała, że trzeba szeptać, żeby to komuś nie przeszkadzało. – tropiciel skontrował wojownika. – Poza tym, jeśli ci nie pasuje, możesz śmiało wyjść na zewnątrz, Ulkjaarze.
- Tobie by się przydało, byś nieco ostudził emocje i trzymał to co trzeba na wodzy, TRISTANIE. – mruknął wojownik akcentując imię młodzieńca. – Proponuję kłaść się spać i wyznaczyć warty – jeśli nikt nie ma nic przeciwko, pierwszą obejmie S’eon i Elhan, drugą ja i Zahakan, trzecią Tristan i nasz nowy elfi towarzysz, a potem się zmienimy. Naszej czarodziejki nie zamierzam budzić, bardziej przyda nam się rześka, jeśli przyjdzie jutro czarować. Jakieś pytania albo wątpliwości? – wojownik spojrzał po kompanach. W odpowiedzi dziewczyna szybko pokręciła przecząco głową.
- Nie, niech będzie tak, jak mówisz – powiedziała lekko drżącym głosem.
- Dla mnie też może być. – tropiciel wzruszył ramionami. – Nie mam żadnych pytań. – spojrzał po chwili na Etty. – Dzisiaj będę spać z tobą, dobrze? Chcę być blisko, gdyby coś się miało wydarzyć. Chcę cię… chronić. – spojrzał jej w oczy.
- S’eon miał mi towarzyszyć, ale wątpię, by miał cokolwiek przeciwko. Cieszę się, że będziesz blisko – ujęła jego dłoń w dłonie i uśmiechnęła się niepewnie. – Możemy już iść spać? Jestem już bardzo zmęczona i nie chciałabym, by Zahakan zasnął pierwszy. Ponoć krasnoludy strasznie chrapią – dodała ściszonym głosem.
- Ależ oczywiście. – Tristan uśmiechnął się do niej, po czym przesunął wraz z nią na wozie, układając do snu. Odprowadził wzrokiem rosłego wojownika i mimo jego knajpianego obycia młodzian ufał mu i wiedział, że mogą się czuć bezpiecznie. Skinął pozostałym na dobranoc, po czym ułożył się obok czarodziejki, otulając ją pierzyną. Pocałował w czoło, pogładził po policzku i zamknął oczy. Wiedział, że przynajmniej jeszcze przez jakiś czas, póki nie usłyszy spokojnego, równego oddechu Etty, nie zaśnie.
Aran nie bardzo wiedział co tu się właściwie dzieje. Kim byli ci ludzie i co tu właściwie robili. Z początku wydawało mu się, że są gospodarzami tego miejsca, mieszkają tu od dawna, a ich rutynę przerwało jego przybycie... Z tego co się teraz orientował, było zupełnie inaczej. Nieznajomi byli tu prawie tak samo nowi jak on i najwidoczniej mieli tu coś do zrobienia. Nie interesowało go to za bardzo, nie był osobą, która wścibiała nos w nieswoje sprawy. Był wdzięczny za zaoferowany nocleg, zarówno z uwagi na deszcz, jak i zagrożenie, które najwidoczniej czaiło się na zewnątrz. Nie miał nic przeciwko pełnieniu warty, 2/3 nocy snu w suchym i bezpiecznym miejscu, było znacznie lepsze niż pełna noc spędzona w hamaku pięć metrów nad ziemią. Czuwając przez część nocy odwdzięczy się za gościnę - przynajmniej tyle będzie mógł zrobić zanim następnego ranka ruszy w dalszą drogę. A tymczasem ułożył się do snu.
Elhan skinął głową przyjmując do wiadomości informację o tym kiedy ma wartę. Bardzo mu to odpowiadało, gdyż dostał tę wartę, która była w sumie najlepsza pod względem pory spania. Nie będzie następnego dnia jak psu z gardła. A niestety choć warty były konieczne to miały jednak swoje minusy. - Etty, daj proszę znać czy twój chowaniec znalazł jakieś dodatkowe przejścia w tej stajni, poza tymi drzwiami. Jeśli coś znalazł będzie trzeba zabezpieczyć nasze schronienie dodatkowo - powiedział.
Fortuna jak zwykle uśmiechała się do S'eona. Miał szczęście wartować z najbardziej opanowanym członkiem drużyny, w dodatku w najdogodniejszej części nocy. Jednak sytuacja miała również wady, półelf miał w perspektywie spędzenie kilku godzin sam na sam z kimś bardzo interesującym, lecz równie skrytym. Konflikt interesów zdawał mu się być nieunikniony. Przynajmniej nie była to kolejna noc spędzona w samotności i ukryciu, w powietrzu przesączonym strachem i gęstym od napięcia. Jeszcze raz rozejrzał się po stajni, przyglądając się zajęciom pozostałych. Niezaprzeczalnie coś wisiało w powietrzu, a S'eon, mimo starań, nie potrafił odgonić od siebie niepokoju. Patrząc na to z jaśniejszej strony, przynajmniej nie było możliwości, by zasnął na warcie. W milczeniu zastanawiał się nad obecną sytuacją, próbując znaleźć powód, dla którego właściwie znalazł się w tej stajni. To, że nie potrafił odpowiedzieć na stawiane sobie pytania nie było niespodzianką.
Chwilę później złowił wzrokiem Elhana i podszedł do niego spokojnym krokiem, obserwując kompanów układających się do snu, by po osiągnięciu go, zagaić - Mamy sporo szczęścia, mogąc wartować w najprzyjemniejszą porę nocy. - uśmiechnął się szeroko - Szkoda tylko, że nie mamy żadnego pieca, czy ogniska, ale przecież gdybyśmy mieli, byłyby to odpoczynek, a nie wyprawa na Czarcie Wzgórze, czyż nie? - dodał, narzucając płaszcz.
Etth'ariel, słysząc wzmiankę o ognisku, poderwała się z wozu.
- Żadnych ognisk! - wypaliła. - Jeśli już coś potrzebujecie, można zastąpić płomienie magią... Tak samo światło jak i ciepło.
- Spokojnie Etty. Nikt nic nie będzie rozpalał. Oszczędzaj siły. Magia nie będzie potrzebna - powiedział Elhan. Nie dało się nie słyszeć rozbawienia w jego głosie.
- Och... no to dobrze... Nie chciałabym, żeby cała stajnia zajęła się ogniem - czarodziejka wzdrygnęła się, po czym położyła. - Dobranoc.
- Dobranoc, Etty – powiedział cicho Elhan. Z westchnieniem pomyślał jak to dobrze jest być delikatną kobietą… Etth’ariel będzie jedyną osobą w ekipie, która się wyśpi…
Elhan spojrzał na współwartownika. - Gdyby nie deszcz być może byłoby i ognisko, ale takie rzeczy tylko na zewnątrz - mruknął spokojnie. - Nawet na wojnie trzeba czasem zagrzać żywność, a to najprostszy sposób - dodał cicho. Nie chciał znów nikogo budzić.
Kaeleth spojrzał na niego zaciekawiony - Wojna to dziwny koncept, zrozumiały chyba tylko dla tych, którzy w jakiejś walczyli. A według niektórych, wyłącznie dla tych, którzy w jej wyniku zginęli. Brałeś udział w jakiejś wojnie, Elhanie? - zapytał. W głosie jego rozmówcy było coś, co sprawiało, że chciało się go słuchać. S'eon nie miał pojęcia, co to takiego, lecz to melodyjne brzmienie po prostu sprawiało mu przyjemność.
- Nie takiej, w której dwie wielkie armie się ze sobą ścierają... W innej. Bardziej subtelnej. Ale i w tej giną ludzie - powiedział spokojnie najemnik. W błękitnych oczach przez chwilę widać było chłód.
- Jestem skłonny stwierdzić, że taka subtelna, niebezpośrednia wojna zostawia głębsze i bardziej dotkliwe piętno na jej uczestnikach, niż ta prowadzona w konwencjonalny sposób. - S'eon spojrzał w oczy Elhana, gdy te błysnęły zimnym blaskiem. W tych oczach też było coś intrygującego, nie dorastały jednak tajemniczością do poziomu wiecznie osłoniętych kołnierzem dolnych partii twarzy szermierza. - Prawdę mówiąc i ja brałem udział w swego rodzaju wojnie, również niekonwencjonalnej. Ale co zmienia rodzaj wojny, jeśli krew na rękach dalej jest krwią?
- Jest jej mniej - mruknął krótko w odpowiedzi. Zajął się spokojnym przygotowaniem sobie miejsca na spędzenie warty. Mieli zabarykadowane drzwi i dwa okna. Usiadł tak by w razie czego ogarnąć spojrzeniem oba okna i móc szybko zareagować. Przygotowana do strzału kusza natychmiast znalazła się obok szermierza. Rapier przy pasie i przygotowane noże. Życie nauczyło szermierza ostrożności.
- Czy to, że krwi jest mniej, czyni tą wojnę mniej okrutną? Czy gdy patrzymy na to, co z nami uczyniła, liczymy litry krwi, które przepłynęły po naszych dłoniach? - S'eon świdrował Elhana spojrzeniem, kontynuując wywód - Widziałem różnicę tylko między nieskazitelnie czystą jasnością skóry, a pierwszą kroplą krwi, która ją zbrukała. Potem nic już się nie zmieniało.
- Mylisz się. Morderca pozostaje mordercą, z tym się zgodzę. Ale znacznie mniej osób opłakuje swoich bliskich. A czasem jedna jedyna śmierć, celnie wymierzona, potrafi skończyć cierpienia setek osób - powiedział.
- Śmierć jednej osoby może równie dobrze zrzucić cierpienie na setki innych. - zapatrzył się w kąt stajni, nie przerywając rozmowy - Podobnie wpłynąć może również akt łaski, niełatwo przewidzieć konsekwencje czegoś, co łączy się z tak wieloma rzeczami.
Elhan nie skomentował. Miał wyraźnie swoje zdanie i nie zamierzał go zmieniać. Od śmierci jednej osoby czasem zależało życie wielu. Przedstawił już swój punkt widzenia na tę sprawę. S'eon się z nim nie zgadzał - jego prawo. Ale szermierz nie zamierzał na ten temat dyskutować. - Nie będę cię przekonywać do swoich racji - mruknął tylko pod nosem.
- Nie chciałem, byś mnie do czegokolwiek przekonywał, nie miałem również zamiaru przekonywać ciebie. - odpowiedział, odwracając się do rozmówcy - Chciałem poznać twój pogląd na ten temat. Chyba nie zaprzeczysz, jeśli powiem, że całym sobą prowokujesz ciekawość otoczenia?
Elhan nerwowo potarł brwi. - Zwykle mój mrukliwy sposób bycia zniechęca ludzi do poznawania mnie bliżej. Więc tak, zaprzeczę - mruknął.
- Po pierwsze, nie nazwałbym go mrukliwym. - odparł - Jawi się bardziej jak opanowanie inkrustowane skryciem, doprawione rozsądnym zasobem taktu. A po drugie, im mniej można się o tobie dowiedzieć, tym bardziej interesujące zdaje się być poszukiwanie nawet strzępków informacji. A skrywanie twarzy potęguje to wrażenie. - Miał też na myśli parę innych czynników, lecz nie zdradził się z tym, w spokoju czekając na reakcję najemnika.
Półelf westchnął ciężko, z pewną dozą zniecierpliwienia. - Nie należę do opanowanych - burknął. - Impulsywność i ostrożność - dodał. - Co do twarzy, to zdaje się, że w karczmie już ją widziałeś w całości, więc gdzie tu ta cała tajemnica, której tak się doszukujesz - padło.
- Rzecz nie w tajemnicy, a tajemniczości. - pośpiesznie wytłumaczył - ale jeśli nie odpowiada ci rozmowa na ten temat, rozumiem to.
- A mnie się zdawało, że to ja jestem niepoprawnym romantykiem - westchnął kręcąc głową.
S'eon uśmiechnął się szeroko - Pytanie brzmi, czy jest w tym coś złego? Ja nie jestem przekonany. Wprawdzie sam zwykłem nazywać to jedną z moich ulubionych wad, ale odsuwając żarty na bok, co o tym myślisz?
- O twoim romantyzmie? Czy o twoim stwierdzeniu na temat tajemniczości? - padło pytanie. Nastąpił powrót do nieco apatycznego tonu głosu.
- O romantyzmie jako takim, niekoniecznie związanym z konkretnymi osobami.
- Romantyzm przeważnie nie ma odbicia w rzeczywistości. Romantyczne jest marzenie posiadania pięknej, delikatnej kobiety, dla której można być tym jedynym. O osobach mojego pokroju kobiety myślą raczej w kategoriach ładnej broszki do sukni, nie w kategoriach potencjalnego partnera - mruknął. Ton głosu kłócił się z ideą romantyzmu. Był do bólu spokojny i monotonny.
- To ciekawy pogląd, Elhanie, nie zastanawiałem się nad tym z tej perspektywy. - S'eon odparł spokojnie, jednak w przeciwieństwie do akrobaty, daleko od monotonii - Trochę trudno mi wyobrazić sobie życie bez marzeń, również, a może wręcz głównie tych, których prawdopodobnie nigdy nie będę mógł zrealizować. Świat okłamuje nas na każdym kroku, wydaje mi się, że to daje nam prawo oszukać samych siebie od czasu do czasu.
- Każdy ma marzenia. Moje są na tyle dla mnie nieosiągalne iż pocieszenie znajduję w realizmie. Przynajmniej nic mnie nie zaskoczy - mruknął.
- Niezaprzeczalnie. - potwierdził - Wracając do metafory broszki, nie zastanawiałeś się nad tym, choćby półżartem, czy w takiej sytuacji cokolwiek zmienia sama nosząca suknię?
- W sensie? - spytał krótko unosząc brew.
- Czy sama możliwość bycia w takim układzie jest na tyle odstraszająca, że nie bierzemy w naszym osądzie poprawki na samą osobę, która chciałaby nas w ten sposób zniewolić? Literatura i sztuka często wspomina kochanków tak cudownych, że nawet w charakterze broszki ktoś mógłby czuć się spełniony i szczęśliwy do granic.
Elhan parsknął śmiechem - Mężatki, młode panny przygotowujące się do wyjścia za mąż, czasem nawet szlachcianki. Wszystkie z dobrych, bogatych domów czy to kupieckich czy innych. I wierz mi - w żadnej ani krzty romantycznej wizji. Zwykle do granic rozkapryszone – mruknął, gdy po ataku śmiechu udało mu się opanować. - Jestem skrytym romantykiem, nie masochistą - mruknął.
- Spotkałem na swej drodze wiele dam, które w swej dekadencji przejawiały objawy romantyzmu. - odparł, odpowiadając uśmiechem na salwę śmiechu Elhana - ale bądźmy szczerzy, tym objawom daleko do wizji. Niestety masz rację. Pozostaje nam pocieszać się tym, że mimo wszystko można trafić na kogoś, kto widzi w świecie więcej niż reszta, niezależnie od tego, kto ma rację.
- Objawy grypy nie oznaczają jeszcze grypy - powiedział krótko. Wzruszył ramionami. - A widzenie w świecie zbyt dużo - więcej niż ten świat jest w stanie nam sam ujawnić... Jest niestety naiwne - padło z ust półelfa.
- Sam nie wiem. I nie wiem, czy chciałbym się dowiedzieć. - urwał, spoglądając w rozmyśleniu na sklepienie stajni - I nade wszystko nie wiem, czy nawet gdybym chciał, to czy mógłbym się zmienić?
- Odpowiednie okoliczności wymuszą każdą zmianę, gdy alternatywą jest śmierć - Elhan sprowadził rozmówcę gwałtownie na ziemię.
- Mam nadzieję nigdy nie znaleźć się w takiej sytuacji. - odpowiedział zdawkowo - Czyżbyś miał doświadczenie w tej materii?
- Rozmawialiśmy już o wojnie i rozlewie krwi - mruknął krótko Elhan.
- W takim razie nie wracajmy do nich. Wróćmy do naszej przestrzeni. Naszych okoliczności. - S'eon rozejrzał się po stajni, wyłącznie z przyzwyczajenia. Miał nadzieję, że uda im się usłyszeć zanim, coś mogłoby ich zaskoczyć w tym miejscu. - Co myślisz o tym zamku?
- Wymaga wiele pracy. Wpierw z wyrzuceniem szkodników, potem z ponownym zasiedleniem - mruknął. Elhan zachowywał spokój. Mieli tu konie i fretkę. W razie zagrożenia zachowanie zwierząt powinno ich ostrzec na czas. Szermierz już dawno temu nauczył się słuchać instynktu Stokrotki.
- Zwłaszcza z tym drugim, nawet sama Ettie nie wie co chce zrobić z tą posiadłością. - odpowiedział S'eon, po czym zajął się poprawianiem klamr na butach.
- Obecnie to miejsce rzeczywiście jest kłopotliwe. Zastanawiam się dlaczego tak naprawdę je opuszczono - mruknął. Nie lubił wierzyć we wszystkie zasłyszane legendy. Ziarno prawdy to zbyt mało by było to wiarygodne i rzetelne źródło.
- Nie chciałbym snuć żadnych nie popartych dowodami spekulacji, ale podejrzewam, że ożywieńcy, których dziś spotkaliśmy mogą mieć z tym jakiś związek. Koboldy raczej przybyły tu później.
- Muszę w takim razie znaleźć coś czym będę mógł tłuc szkielety... Tym rapierem wiele nie zdziałam - mruknął. - Już miecz byłby w tej materii lepszy... Albo rapier o głowni mieczowej - westchnął.
S'eon uśmiechnął się pod nosem - Mam ten sam problem - Odparł, wskazując wąskie ostrze u swego boku - Noże do rzucania też nie pomogą mi w walce z kościejami. Jak widać przespecjalizowanie ma swoje wady.
- Albo pech przy zakupie broni - mruknął. - To była pilna potrzeba. Innych rapierów nie mieli - mruknął.
- Ja poświęciłem wystarczająco dużo czasu na wybór swojego rapiera, ale nie przewidziałem napotkania takich przeciwników.
- Polecam rapiery o głowni mieczowej wykonane przez dobrych tethyrskich rzemieślników. Naprawdę spod ich rąk wychodzą wspaniałe bronie - westchnął.
- Rozejrzę się za takim, gdy będę miał ku temu sposobność. - S'eon zainteresował się polecanym orężem - Wiesz może, gdzie można je dostać?
- W Tethyrze głównie. Robione na zamówienie ostrza mają tam wyśmienite. Nie to co mam przy pasie - westchnął ciężko.
- Jeśli los mnie tam zaniesie, to na pewno zajrzę do któregoś z tamtejszych kowali. Wolę być przygotowany na kościste ewentualności, kiedy już raz na nie trafiłem. - skrzywił się lekko - Choć wolałbym ich więcej nie spotykać. Zdecydowanie wolę przeciwników którzy nie eksponują kości.
- Może jutro z rana uda się znaleźć na dziedzińcu jakieś narzędzia typu kilof czy siekiera, które posłużą na nieumarłych jako broń improwizowana - mruknął.
- Coś na pewno znajdziemy. Ciekawe co jeszcze przyjdzie nam tu spotkać?
- Mam nadzieję, że nie będą to chodzące trupy, tylko coś co krwawi ciepłą krwią - mruknął.
- Ja również. Mam mieszane uczucia związane z ponownym zabijaniem kogoś, kto umarł na tyle dawno temu, by jego ciało zdążyło się rozłożyć.
- Cóż, nic na to nie poradzimy - westchnął.
Dwóch półelfich wartowników spędziło czas na podobnych rozmowach aż do końca warty. Mówili cicho, by nie obudzić pozostałych. Rozmowa pozwalała im utrzymać od siebie z daleka krainy snów. Na zmianę wstawali ze swoich miejsc, co jakiś czas sprawdzając co się dzieje w okolicy dwóch okienek i nasłuchiwali przy drzwiach. Nasłuchiwali też zachowania koni – te zwierzęta szczególnie w nocy były bardzo czujne. W końcu większość drapieżników ma na konie chrapkę właśnie nocą. Elhan podejrzewał, że Chowaniec czarodziejki siedział gdzieś w jej pobliżu, albo polował na jakieś gryzonie w stajni. Miał nadzieję, że w razie kłopotów, także ten mały drapieżnik ostrzeże ich przed niebezpieczeństwem. W końcu czarodziejskie Chowańce były niezwykle inteligentnymi magicznymi stworzeniami. Elhan żywił nadzieję, że historie, które na ich temat słyszał jednak były prawdziwe. Chyba niebawem spyta o to czarodziejkę…